WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tym razem to zazwyczaj opanowana Eloise zaczęła się trząść. Nie była pewna czy się rozpłacze, czy może go uderzy. Miała ochotę na to i na to, ale nie chciała okazywać słabości. Nie zasłużył sobie na to, żeby otwierała się przed nim jeszcze bardziej. – Nic mi się bardziej nie należało, należało mi się minimum wsparcia, ale nie dostałam niczego… – odpowiedziała, a dolna warga niebezpiecznie jej się za trzęsła. Może to również miało jej pomóc. Łzy. Już dawno nie płakała. Zazwyczaj robiła to dosyć często, ale ostatnio wydawało jej się, że już koniec. Że nie ma czym, bo przecież w jej życiu zdarzyła się cała masa popierdolonych rzeczy, że dlaczego miałaby mieć więcej sił, by to wszystko znosić? Jonathan potrafił do niej dotrzeć, bo się nad nią nie rozczulał. Dla niego śmierć była czymś na porządku dziennym. Był żołnierzem, lekarzem, widział to wszystko setki razy, a Eloise nie. Wtedy jeszcze nie. Po za tym, to był jej brat. Ale Jon… on nie sprawiał, że zapadała się w tym wszystkim, dawał jej kopniaki za każdym razem, kiedy próbowała to zrobić. Zmuszał ją do normalnego życia, które i tak porzuciła na długi, długi czas. A Brave próbował ratować ją w inny sposób, który nie przynosił rezultatów. Może dlatego tak ciężko było jej to docenić. – Byłeś zazdrosny o Jonathana? On mi tylko pomagał w sposób, który działał – to było zbyt zagmatwane. Eloise naprawdę nie chciała ładować się w coś takiego, bo… wiedziała, że to się skończy źle. Zawsze była tak negatywnie nastawiona i nigdy się nie pomyliła. Być może to podejście niszczyło wszystko, a być może jej każda relacja kończyła się z kretesem, bo Eloise była cholerną egoistką. Dopiero teraz była to w stanie zrozumieć. Połapała się w końcu, że rozpad ich związku to nie była tylko jego wina, ale również jej. Bo sama nie dawała mu niczego, oczekiwała tylko, że będzie zwracał uwagę na nią. Był przy niej, a ona nie doceniała jego obecności. Szkoda tylko, że wyrzucenie z siebie tego wszystkiego zajęło im tyle lat. – Tobie też się to należało, a ja… ja nie potrafiłam ci pomóc, bo myślałam tylko o sobie. Może to dobrze, że to się tak potoczyło – westchnęła. Przynajmniej przestała być dla niego ciężarem i nie niszczyła mu więcej życia. Mógł ułożyć je sobie z kimś, kto kochał go bezgranicznie i stawiał go na pierwszym miejscu. – Zawsze możesz tu przyjść, to nasze miejsce – odpowiedziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał tego teraz robić. Teraz ani nigdy. Nie był przygotowany na taką konfrontację. Nie widział jej tyle lat, nie słyszał jej głosu tak długo, ostatnimi czasy nawet nie myślał o niej, a tu proszę. Wystarczyło głupie wyjście w górki, kilka minut wzburzonej rozmowy, która absolutnie nie powinna mieć miejsca i bum – wszystko się posypało.
- Oczywiście. Nie dostałaś niczego. Jak zwykle, biedna Eloise – może i był zbyt ostry, ale powiedziała kilka słów, których zdecydowanie mówić nie powinna. I był pewny, że doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Lata też sprawiły, że i on na wszystko patrzył nieco inaczej – nie bał się powiedzieć czegoś dosadniej, tak jak zrobił to powyżej, bo zwyczajnie wydawało mu się, że jej nie zna i nie musi obchodzić się z nią jak z jajkiem. Przetrwała, tak? Z pomocą swojego przyjaciela, albo i sama – była tutaj, a był to jasny i klarowny przekaz. Dała radę. Bez Brejwa. – Nie byłem zazdrosny, zwariowałaś? Może trochę… jezu, nie wiem, Eloise, przestań. Naprawdę chcesz to sobie robić? Nie wracajmy do tego, nie musimy przez to wszystko jeszcze raz przechodzić, to niezdrowe… albo inaczej – nie był pewien, czy tak po prostu powinni to wszystko zakopać głęboko w niepamięć. – Chcesz jeszcze czymś we mnie uderzyć? Coś zrobiłem nie tak, jak oczekiwałaś? Bo oczekiwano w życiu ode mnie wielu rzeczy, a spaprałem wszystko po kolei, więc śmiało, możemy to wszystko mieć za sobą tu i teraz – mógłby przejść obojętnie nad wszystkim, ale nie nad tymi łzami, które polały się z jej policzków. Kurwa mać. Westchnął, kręcąc głową na boki i zupełnie instynktownie zrobił dwa kroki w jej stronę. Pewnie rzeczy, mimo wszystko, nie zmieniają się. Miał ochotę przejechać dłonią przez jej policzek, jak to zwykł robić, miał ochotę przejechać kciukami pod jej oczami, zgarniając na boki łzy, które totalnie go rozstrajały. Nie zrobił jednak nic. – Może to dobrze, że tak to się potoczyło – zdecydowanie. Skoro nie potrafił pomóc jej wtedy, w jaki sposób mógłby być jej podporą, kiedy zdarzyłoby się coś kolejnego? – Jesteś szczęśliwa? – tylko tyle chciałby wiedzieć. Tak. Nie. Prosta kalkulacja. A zasługiwała jak mało, kurwa, kto.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było już za późno. Kiedyś musiało się to wydarzyć. Eloise unikała wszelkich konfrontacji jak ognia i kiedy nadchodził podobny moment, zwiewała. Kiedy powinna przeprosić, również. To był jeden z jej pierwszych razów, kiedy wykrzyczała wszystko, co leżało jej na sercu. To nie tak, że za wszelką cenę chciała mu dopiec, chociaż może też, ale nie to było jej głównym celem. Chciała przede wszystkim poczuć się wolna od tych niedopowiedzeń. Chciała, by wiedział, co wtedy czuła. – Po prostu przyznaj, że to spieprzyłeś – bo bez względu na to, jak zachowała się Elie, to on ją zostawił w najgorszym momencie. Była przytłoczona nie tylko śmiercią brata, ale doszło do tego również jego odejście. Mógł to zrobić… później? Poczekać? Dać im czas? Może to wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby odrobinę zwolnił? Skinęła głową. Nie musiała do tego wracać. Może ta rozmowa rzeczywiście nie była potrzebna. Rozdrapywała stare rany, które już przecież się zagoiły. – Nie chcę niczym w ciebie uderzać, Brave. Nie rozumiesz mnie, myślisz, że robię to, żeby się zemścić? – już sama nie wiedziała, jaki to wszystko ma wydźwięk. Nie powinni w ogóle ze sobą rozmawiać. Nie rozumiała, dlaczego się tutaj zatrzymał. Jak zwykle chciał ją pouczać, a Eloise tego nie wytrzymała, bo miała dosyć, że zachowywał się tak, jakby mu zależało. Bolało ją to, że tak nie jest, że nigdy tak nie było, stąd cała ta agresja. Na pewno nie miała na celu mszczenia się na nim w żaden sposób. Gdyby chciała, zrobiłaby to dawno temu. Nie po tylu latach nie kontaktowania się ze sobą. Sama wytarła swoje łzy, może trochę buntowniczo, by udowodnić samej sobie, że były zupełnie niepotrzebne. Wstała też z ziemi i podniosła swój plecak. Nie chciała tutaj być. Ta rozmowa, właściwie kłótnia całkowicie zniszczyła tę cudowną aurę. – To chyba nie jest mi dane – odpowiedziała po prostu. Nie chciała go okłamywać, że jest, ale nie chciała również mówić, że nie. Bo sama nie wiedziała. Praca dawała jej szczęście, owszem, ale wiedziała, że to nie jest pełnia. A Brave przecież nie pytał o pracę, pytał o jej życie. A ono w żadnym stopniu nie było szczęśliwe i chyba już nigdy nie miało być.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli miało jej to pomóc – nie było problemu. Jeśli miała poczuć się lepiej – nie było problemu. Żadnego. Mógł wziąć całą winę na siebie, mógł powiedzieć, że spieprzył na całej linii, że totalnie zawalił, że nie spisał się w ogóle i absolutnie wszystko robił nie tak, jak powinien. Chodzi o to, że mieli tutaj dwa różne spojrzenia na sytuację. Zgodnie z tym jak było, Eloise zrzucała całą winę na niego i być może, a może i nawet na pewno miała rację, jeśli patrzyła na wszystko ze swojej perspektywy. Z jego wyglądało to zgoła inaczej, ale nigdy, przenigdy nie zrozumiemy przecież drugiej strony, kiedy to właśnie my zostaliśmy poszkodowani. On bardzo starał się zrozumieć swoją winę, ale czy ją widział? Niekoniecznie. Jeśli jednak przyzna to, czego oczekiwała blondynka, a sprawi jej to swojego rodzaju ulgę, nie było najmniejszego problemu. Nic na tym nie straci, prawda? – Spieprzyłem – co innego mógł? Powiedzieć, że widział, że nie był jej do niczego potrzebny? Że wystarczająco czuł się nikim przy swoim ojcu, że naprawdę niezdrowo mu wychodziło, kiedy patrzył jak fantastycznie dogaduje się z innymi, a jego spycha na bok? Czy to miało jakikolwiek sens? – Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, jakie to wszystko było ciężkie – nie, nie chodziło mu zupełnie o śmierć Jamesa, bo to było wręcz nieporównywalne. Mogło to tak brzmieć, mogła tak to usłyszeć. Jedynie w głowie sobie dopowiedział, że tracenie jej dzień po dniu, kiedy odsuwała się budując wokoło siebie mur, było jednym z najcięższych doświadczeń jakie było mu przeżyć. Świadomość, że nie potrafił być tym, który wiedział jak rozprostować jej złamane skrzydła, totalnie zabijała jego, jak to ujęła wybujałe ego. Odsunął się ze dwa kroki, by dać jej przestrzeń, kiedy zbierała swoje manatki. Dobrze, niech zakończy to spotkanie, do którego tak naprawdę nigdy nie powinno dojść. Nie było mu w ogóle lżej, kiedy miał świadomość tego, co czuła ona, ani kiedy w końcu powiedział to, co czuł on. Ani odrobinę lżej. Zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie tego oczekiwał. Nie chciał mówić, że przecież zasługuje, że w końcu będzie szczęśliwa, bo znał ją – znowu powie, że jest pewny czegoś, czego pewnym być nie można. Albo że ją poucza? – Któregoś dnia – odpowiedział jedynie głupkowato. Jezu, tak, niech sobie idzie już. Da jej czas by odeszła wystarczająco, nim i on stąd ruszy. Nie narazi jej na kolejne spotkanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie wiedziała, czy to sprawiłoby, że poczułaby się lepiej. Po prostu chciała spróbować. Może rzeczywiście tak by było. Ale czy na pewno? Przecież zdawała sobie sprawę, że również w jakiś sposób spieprzyła. Również nie dała mu wsparcia, choć zginął jeden z jego najlepszych przyjaciół, prawda? Sama oczekiwała od niego, że się nią zaopiekuje, a sama nie była w stanie zrobić tego w jego przypadku. Mogła w ogóle nazywać się dobrą dziewczyną? Nie. Stanowczo nie. Tyle, że nadal nie chciała jego troski. Naprawdę było już na to za późno. Z jej strony też, dlatego nie chciała go w żaden sposób pouczać, jeśli uznał, że przyjście tutaj było dobrym pomysłem, to… było. Nie zamierzała mu mówić, co powinien robić, może wcale nie chciała z nim rozmawiać? A może ta rozmowa mogła im pomóc się dogadać? Czy ona w ogóle chciała się dogadywać? Tak dużych nieporozumień, jak te, które były między nimi nie dało się załatwić jedną krótką kłótnią. – Spieprzyłeś, bo mnie zostawiłeś – odpowiedziała, ale jeszcze nie skończyła. To był, jednak jedyny zarzut wobec niego. – Nie spieprzyłeś, bo mnie nie wspierałeś. Doceniam, to co robiłeś, naprawdę. Teraz. Teraz doceniam, wtedy tego nie doceniałam. Przepraszam za wszystko. Za to, że nie potrafiłam tego zrobić i że sama nie pomogłam tobie, choć wiedziałam, że James jest równie ważny dla ciebie, co dla mnie – chyba tamte łzy były niczym w porównaniu do tych, które popłynęły teraz. Tamte były kilkoma łzami, a teraz popłynęły całe strumienie. Pewnie również dlatego, że Eloise nie potrafiła przepraszać i to było dla niej cholernie trudne. Ale chciała, bardzo chciała powiedzieć to wszystko i płynęło to prosto z jej serca. – Przepraszam – powtórzyła, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Oczywiście, że pomyślała o śmierci Jamesa. Nadal uważała, że w jakiś sposób zabawił się jej kosztem i zostawił ją w najtrudniejszym momencie. Elie naprawdę wydawało się, że mogli to jakoś przezwyciężyć. Teraz nie przychodziło jej do głowy jak mogliby to zrobić, ale wiedziała, że jakoś daliby radę. Skinęła głową. Być może któregoś dnia miała być szczęśliwa, ale teraz to również była rzecz, do której usilnie dążyła. – Pójdę już i raczej już więcej tu nie przyjdę, i pewnie też nigdy się nie spotkamy, dlatego życzę ci wszystkiego, co najlepsze, Brave – trudno było jej stąd odejść ze świadomością, że więcej się tu nie pojawi, ale nie po tym, co przed chwilą się wydarzyło. Czuła, że to miejsce zostało w jakiś sposób zbezczeszczone.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ta rozmowa równie dobrze mogła się nie odbyć. Nie myślał teraz o tym czy pewne słowa były potrzebne Eloise, czy też nie – myślał tylko i wyłącznie o sobie. To wszystko przyniosło jedynie rozdrapanie starych ran, które dość solidnie się już zagoiły, bo minęło naprawdę dużo czasu. Oczywiście, że nie zapominał o swoim przyjacielu, bo łapał się na tym, że gdzieś tam w jego głowie postać Jamesa już zawsze będzie miała swoje miejsce, ale nie myślał o rzeczach, które zrobił, czy zrobić mógł względem Eloise. Jasne, kiedy byli świeżo po rozstaniu – jak najbardziej. Teraz? Not macz. Kiwnął głową na jej słowa, bo zupełnie nie wiedział co powinien powiedzieć. A co, jeśli to znowu nie będzie odpowiednie? A co, jeśli oczekiwała czegoś innego? A co, jeśli Jonathan zrobiłby to lepiej? Kurwa, Brave, powiedz coś, cokolwiek. Przecież ryczała. Stała przed tobą i wylewała swoje łzy. Czy kilka lat temu stałby jak taki kołek? Czy wiedziałby jak to powstrzymać? Nie śmiałby nawet podważać znaczenia osoby, którą oboje stracili – nie chodziło tutaj w ogóle o to, kto stracił kogo, w jaki sposób, i co James dla tej dwójki oznaczał. Zupełnie nie. – Nie przepraszaj. To nie ma sensu. Moje słowa nie mają sensu, twoje nie mają sensu. To wszystko… nie ma sensu – wzruszył ramionami, bo zwyczajnie sprawili sobie przykrość. To wszystko. Nie zaznali żadnego ukojenia. Miał ochotę jeszcze wziąć ją w ramiona, kiedy wycofywała się, ale ostatkiem woli się powstrzymał. Nie miał do tego żadnych praw. Absolutnie żadnych. Skoro żadne ich słowa tutaj nie miały w ogóle znaczenia, skoro ta rozmowa jedynie wbijała w kolce w rozwalone serducha, nie odezwał się też na pożegnanie. Z lekkim uśmiechem skinął głową, bo co innego mógł? Niech Eloise gna siać smutek gdzie indziej, kurde, skoro uznała to miejsce za spalone. Poważnie? Pozwoli sobie zabrać tak ogromną pamiątkę po bracie? JEZU. Odczekał chwilę, by mieć pewność, że nie spotka jej nigdzie na szlaku i sam zabrał się w dość szybką drogę powrotną, nagle marząc, by znowu, w końcu znaleźć się w domu.

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Rainier National Park”