WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 26.
3:47
Z narzuconym na umięśnione, nagie ciało białym, puchowym szlafrokiem przebywając na balkonie ze spokojem oraz z tlącym się papierosem pomiędzy palcami błękitnymi ślepiami wpatrywał się w nocną panoramę miasta. Deszcz wciąż nie ustępował, niczym jakby „oberwała się chmura.” Świeże, zimne powietrze zasadniczo oplatało sylwetkę Clive Thornton'a wprawiając go w stan błogości. Dziś czuł się dobrze. Zaciągając się po-raz-to-kolejny dymem rozmyślał o ostatnich wydarzeniach - wypadek syna spowodowany nieuwagą mężczyzny, gwałtowany, a zarazem niespodziewany wyjazd Palomy Pilby, oraz rozwód - względnie tragiczny, aczkolwiek jednocześnie uwalniający lekarza z ramion kobiety, która niegdyś była dla niego wszystkim - sprowadzała blask słońca w jego egzystencję, akceptowała humorki (przeważnie te negatywne), a także stwarzała pozór lepszej połowy tego ledwo-co-zipiącego małżeństwa. Czy wciąż kochał Callie? Poniekąd - wytrzymała z nim ponad trzynaście lat, podarowała pierworodnego syna i działa w sposób nawracający szczęście; była dobra - wręcz doskonała, ale nie dla niego. Nie zasługiwał na nią - nie tylko dlatego, że trzy miesiące temu w wyniku swojej słabości wkroczył w rejon wcześniej dla mężczyzny nie znany - czyli złamał przysięgę małżeńską, ale dokładało się do tego przeróżność w osobowości Thornton'a. Gburowatość, chamstwo - szkodliwe, gwałtowne wybuchy wściekłości równie nie pomagały w układaniu zdrowego życia rodzinnego. Przy nim by cierpiała - winna znaleźć sobie człowieka, który będzie w stanie bezustannie dawać jej to czego tylko potrzebuję. Clive nigdy nim nie był- cofając się w tył w mury przeszłości, kilka - a nawet kilkanaście lat można dostrzec jego bezwzględność w osiągania wymierzonych przez siebie celów. Gdyby tylko mógł doszedłby do władzy „po trupach” - ale taka szansa już dawno przepadła. Choroba z jaką od dwóch lat musiał się mierzyć rujnowała absolutnie każdy aspekt marzeń byłego lekarza. Przegrał - a pogodzenie się z tym było najtrudniejszym wyzwaniem - dlatego nieświadomie rujnował własne życie, wszystkiego czego się dotknął kończyło klęską. Czy uda mu się przestać? Czy kiedykolwiek słoneczne niebo ponownie nad nim rozbłyśnie? Czy do kresu swojego żywota egzystencja neurochirurga będzie wyglądała jak pogoda dzisiejsze seattle'jskiej nocy?
Głośne, intensywne walenie do drzwi - gdyby aktualna sceneria miała miejsce pośród typowego niskobudżetowego thiller'u wydawać się mogło jakby mężczyzna miał stanąć naprzeciw jednego z najgroźniejszych bandytów. Jednak był po prostu w swoim apartamencie i z przekonaniem, że nic mu nie grozi w chwili jak otworzy wrota - powolnym krokiem skierował się ku nich, pozostawiając za sobą niedopałek; w międzyczasie mocniej zawiązał sznur od odzienia a kiedy je rozchylił oczom blondyna ukazała się drobna prawdopodobnie „przemoknięta do suchej nitki” postać. Poznał od razu - z miejsca, a na jego twarzy nieświadomie zagościł delikatniutki uśmieszek - zaczynamy grę? Czy to kolejne błędne koło, którego oboje nie unikną? - Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek dawał Ci swój nowy adres. - albo, żebyśmy byli na tyle blisko, abyś wpadało do mnie o tej porze. - Zaproponowałbym Ci herbaty... - przechylając łepetynę na bok i bezczelnie lustrując sylwetkę dziewczyny, powrócił błękitem do jej oczu. - ...ale nie jestem w nastroju na nocne pogawędki. - czyżby ją zbywał? To chyba oczywiste, prawda? Clive pomimo swojego wygórowanego wychowania - nie należał do osób ponadprzeciętnie kulturalnych.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • xiii.
Spotkanie z bratem, z początku nastawione na zwykły, luźny wieczór, dosyć szybko przemieniło się w niespodziewaną konfrontację i wyrzut, którego ciężka atmosfera, ostatecznie podzieliła rodzeństwo. Eileen została postawiona przed faktem dokonanym, nie mogąc dłużej się wykręcać czy zaprzeczać. Wzięta z totalnego zaskoczenia, bez przygotowania na taki zwrot akcji, naturalnie, poległa. Zresztą w tak gorączkowej sytuacji nie widziała już powodów, dla których warto było odwlekać to, co nieuniknione. Choć widziała w tym swoją winę, to bezradność, jaka później ją ogarnęła w związku ze sporem, popchnęła ją ku przedsięwzięciu konkretnych kroków.
W ten oto sposób, wzburzona i pod wpływem dużych emocji, trafiła pod adres Thorntona. Próbowała przekonać taksówkarza, który zawiózł ją we właściwe miejsce, że jej wizyta nie potrwa długo i zależy jej, żeby wrócić do domu tą samą taryfą, ale ze względu na panującą na zewnątrz ulewę, poczciwy starzec nie był skory do ugody, dlatego też zaklęła pod nosem i udała się bezpośrednio pod drzwi, dobijając się do nich nieprzerwanie. Jeśli oczekiwał spokoju i wytchnienia, to nigdy w obecności Eileen. Zamierzała powiedzieć mu tylko co o nim myśli, bo przecież z pewnością go to interesowało i nigdy nie słyszał niepochlebnych słów pod swoim adresem od nikogo innego, a jego gburowatość, której próbkę zdążył już zaprezentować, wcale nie była swego rodzaju zaproszeniem do wszczęcia jakiejś potyczki. A może, tłumacząc sobie to w ten sposób, szukała Po prostu usprawiedliwienia swojego zachowania?
— A co — zaczęła z wyraźnie kpiącym tonem, gdy już pojawił się przed jej oczami — chyba nie spodziewasz się nikogo? — Chociaż jej pewnie też się nie spodziewał, ani o tej porze, ani o żadnej innej. A może właśnie nie był sam? Tego nie przewidziała i mimo że nie było to dla niej potencjalną przeszkodą, to mimowolnie przebiegła spojrzeniem po pomieszczeniu za plecami mężczyzny. Nie wiedziała która dokładnie była godzina, kiedy wypadła z domu, ale wiedziała, że był środek nocy. Jego wygląd, który swoją drogą nie umknął jej uwadze, jak i fakt, że w ogóle wciąż był na nogach, wskazywałby na to. A może to bezsenność? Przyczyn mogła być cała masa, jednak nad żadną nie chciała się rozwodzić czy nakierowywać myśli w ich kierunku. Przyszła tu w konkretnym celu i tego się trzymała.
— Domyślam się — skwitowała oschle, taksując go wymownym wzrokiem. Ale co właściwie sugerowała? Zapewne coś iście niestosownego, jak to na nią przystało. — Może to i lepiej, bo to ja będę mówić — dodała i, nie zważając na swój stan, bezceremonialnie wprosiła się do środka. Nic, co by powiedział w kwestii, którą zamierzała poruszyć, nie podziałałoby na jego korzyść, więc równie dobrze mógł milczeć, patrzeć na nią krzywo, z wyraźnym pobłażaniem dla próby wzbudzenia w nim poczucia winy, wziąć ją za obłąkaną czy cokolwiek przyjdzie mu jeszcze do głowy. Nic sobie z tego nie robiła.
— Nie spodziewałam się po tobie żadnej lojalności, a jeśli mam być całkowicie szczera, to uważam, że niezły z ciebie sukinsyn. — Zaśmiała się drwiąco, bo w innych okolicznościach mogłoby to być komplementem, po czym odwróciła się do niego przodem. — Myślałam, że może chociaż kumplem jesteś dobrym i Logan nie jest ci całkowicie obojętny. — Od razu przeszła do ataku, co już mogło rzucić światło na to jak poważnego kalibru była to dla niej sprawa, gdyż zwykle dawała sobie czas na odpowiednią grę wstępną (bez skojarzeń, proszę). Wydało jej się oczywiste, że gdyby tak myślał o sobie w kontekście znajomości ze starszym Shepherdem, to mając na uwadze jego dobro i samopoczucie, będzie trzymał buzię na kłódkę. O ile wcześniej nie zapomni, zważywszy, że ona i Clive nie byli w żaden sposób blisko, więc tego typu informacja nie stanowiła dla niego ważnego źródła. Przynajmniej tak założyła, że przy najbliższej okazji wyrzucił tę myśl z głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wygadanie się Clive nie miało na celu wkopać kobietę, ani tym bardziej pogorszyć relację rodzeństwa - ich rozmowa o stanie jej zdrowia miała miejsce niecały rok temu, Thornton nadzwyczajnie świecie - nie sądził, że to nadal jest wielką tajemnicą. Dowiedział się dopiero o tym „po fakcie dokonanym” - gdy ujrzał zaskoczony, a jednocześnie przerażony wyraz twarzy Logana - dopiero wtedy pojął, że spieprzył sprawę - jednakże nic nie mógł już zrobić - cofnięcie czasu nie wchodziło w rachubę. Stało się, ale może to i lepiej? Dzięki temu mógł nieco odciążyć Elieen - a przynajmniej tak wolał sobie tłumaczyć, niżeli przyznać - że nieświadomie wtrącił się w sprawy, które w żadnym stopniu go nie dotyczyły; w końcu Shepherd tamtego wrześniowego popołudnia nie przyszła do niego by się zwierzyć o chorobie dowiedział się niefortunnym przypadkiem - dokładnie tak samo jak jej brat.
Czy spodziewał się znaleźć kobietę przed swoimi drzwiami? Poniekąd, którego dnia na pewno - być może niekoniecznie się znali, ale udało się lekarzowi rozpracować policjantkę na tyle by wyciągnąć wnioski, iż kobieta nie jest typem osoby, która tak zwyczajnie odpuszcza. Wprawdzie (choć żadne z nich nigdy by tego nie przyznało) byli do siebie podobni - te samo poczucie humoru i bezustanny grymas w jakiś dziwny, pokręcony sposób łączył ludzi - bo nawet dzisiejszej nocy towarzystwo Elieen było niezapowiedziane, oraz wybuchowe - część mężczyzny odczuwała przy niej wytchnienie, albowiem wiedział, że nie musi udawać - ani tym bardziej stwarzać pozory miłej atmosfery - mógł być prawdziwy, bo żadne z nich nie oczekiwało obłudy. - Byłaś ostatnią osobą, którą typowałem ujrzeć o tej porze. - wzruszył ramionami - mimo wszystko pozwalając jej wejść do środka, aby samemu zatrzasnąć charakterystycznie głośno drzwi i skierować się tuż za nią, następnie okrążył dziewczynę (w bezpiecznej odległości!!) i ustał na przeciw automatycznie krzyżując ramiona.
Może to i lepiej, bo to ja będę mówić. - Czyli nie mogę zgłosić sprzeciwu? - prychnął odwracając głowę na bok, by po chwili ostentacyjnie rozłożyć przed nią dłonie. - Ależ proszę. Oboje wiemy, że nie przyszłaś tutaj aby milczeć. - odpowiedział, swoje niebieskie ślepia ogniskując na twarzy towarzyszki. Wbrew pozorom - czyli dokładniej cechy lekceważenia chirurga - to jednak słuchał każdego słowa rozmówczyni, tęczówkami bacznie świdrując jej buzię. Gniew aż z niej kipiał, wisiał w powietrzu by całą siłą uderzać w lekarza. - Obwinianie mnie za Twoje kłamstwa wychodzą Ci zaskakująco łatwo. - rzucił, cofając się o krok, by ponownie prychnąć. - Nie masz prawa przychodzić tutaj i zwalać na mnie winę, ponieważ nie umiesz przyznać się własnemu bratu do tego, że cierpisz. - skomentował, marszcząc brwi - aby za moment dłonią przesunąć po swych włosach. - Nie wyprę się, że mu powiedziałem. - zaczął robiąc dwa kroki w jej kierunku. - Powinien znać prawdę, już tego samego dnia co sama się o tym dowiedziałaś. I wbrew temu co teraz sobie myślisz... - skierował w stronę brunetki palec wskazujący. - ...to właśnie Twoje milczenie, sprawiło że ma złamane serce. Oszukiwałaś go miesiącami i czułaś się z tym dobrze, a to ja jestem złym? Potrafisz chociaż spojrzeć w lustro? - uniósł wymownie prawą brew, by ponownie powrócić do pozycji obronnej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Nie jest powiedziane, że niespodzianki muszą być dobre i przyjemne. — Ona też niespecjalnie cieszyła się z tego powodu, czy też z tego, że w ogóle coś ją przywiało pod jego drzwi. To miało być pewnego rodzaju ujście, wentyl z tego bagna, w którym tkwiła po pachy. Pomyślała, że to prawdopodobnie jedyna szansa, by powiedzieć mu, co o nim myśli, gdyż nie wierzyła w karmę i inne podobne temu zjawiska, które rozwiązałyby problem za nią, w swoim czasie zsyłając na winowajcę należytą karę, która równie dobrze mogła nie nadejść, bo przecież los musi uporać się z niezliczoną ilością takich osób. Wolała załatwiać swoje sprawy sama.
— Co ty możesz wiedzieć o moim cierpieniu? — żachnęła się, dosyć niespodziewanie, z jednoczesną kpiną przebijającą się przez jej głos, twarz, wzrok, jakim go świdrowała i postawą przyjętą wobec niego. Wszystko to tak, jakby to konkretne określenie poruszyło w niej dotąd niepożądane mechanizmy. Nie podobało jej się ono, w szczególności użyte w kontekście jej osoby. Nie odnotowywała w pamięci momentu, w którym dała mu przyzwolenie do tego, aby wnikać w jej umysł tak daleko czy w ogóle sugerować, że cierpiała. Nie dlatego, że faktycznie jej to nie dotyczyło. Wręcz przeciwnie, wbrew wszelkim pozorom miała mnóstwo pęknięć i słabości, ale rzecz w tym, że od cierpienia uciekała, a wszystko inne trzymała w szczelnym zamknięciu i obronie przed światem, przez co może była nieco bardziej nieobliczalna, kiedy już przyszło co do czego. Jednak normalnie nie chciała wystawiać ich na ocenę każdego, kogo napotka, bardzo tego pilnowała i była nadwrażliwa z tego powodu.
— Bawisz się teraz w doktora od złamanych serc i zbolałych dusz? Hm? — Tym razem zadrwiła wyraźnie, a jej usta wykrzywił uśmiech o podobnym wyrazie. Starannie dobierała słowa, gdyż w miarę możliwości zdążyła zaznajomić się z patową sytuacją mężczyzny i wiedziała, że z przyczyn niezależnych od niego nie mógł wykonywać zawodu lekarza. Miała więc nadzieję, że była to dla niego delikatna i drażliwa kwestia, w związku z czym udało jej się odwdzięczyć. Zaś ona sama ruszyła w jego kierunku, wymuszając zmniejszenie odległości między nimi, którą on nieustannie zmieniał. — Bardzo szlachetne. Tylko wiesz co? Nie prosiłam cię o pieprzoną psychoanalizę, więc zachowaj swoje złote myśli dla kogoś, kogo one obchodzą — dodała, nie kryjąc dłużej poirytowania, twardo osadzając spojrzenie na tęczówkach mężczyzny, pomimo uderzających w nią zarzutów.
— To nie była twoja sprawa, żeby mu o tym mówić! — wyrzuciła mu w twarz, z niewątpliwym oburzeniem, kiedy już znalazła się wystarczająco blisko i stanęła na wprost niego. Teoretycznie powinna czuć ulgę, że najgorszy ciężar został ściągnięty z jej barków i nie musiała już dłużej być odpowiedzialna za przekazanie bratu złych wieści. Wcale tak nie było. To wciąż były złe wieści, ale uważała, że istniała różnica w sposobie ich wyłożenia. — Może oczekujesz podziękowania za posługę? Dla twojej wiadomości, nie potrzebowałam w tym pomocy. Twojego zdania i rady też nie, ani teraz, ani wtedy. — Już tamtego wrześniowego dnia wiedziała, że trafiło na niewłaściwą osobę, ale dopiero teraz dał pokaz tego, że pomyliła się co do niego znacznie bardziej, niż początkowo zakładała.
— Myślisz, że wiesz, co czuję? — Zaśmiała się kpiąco, ale tak naprawdę z każdym kolejnym słowem, buzowała i narastała w niej niebezpiecznie złość. Zwykle nie okazywała tak skrajnych emocji, nie miała potrzeby, by być definiowana przez ich pryzmat. Też nie ruszało ją większość potencjalnych sytuacji, które pełniły rolę takiego zapalnika. A może do tej pory nie spotykała na swojej drodze wielu osób, które byłyby aż tak bezczelne i przekraczałyby niepisane granice w sposób, w jaki robił to on? Z drugiej strony przerażała ją trochę myśl, że ktoś mógł wywnioskować po jej zachowaniu, że taki stan rzeczy jej odpowiadał i nie miała wyrzutów sumienia, zwlekając tyle z wyjawieniem prawdy.
Oszukiwałaś go miesiącami i czułaś się z tym dobrze.
Potrafisz chociaż spojrzeć w lustro?

Te kilka wyrazów mocno w nią ugodziły, przeniknęły w głąb, do skrytych miejsc i zabolały, jeszcze długo po fakcie pozostawiając wszystkie te zakątki obolałe i nadwyrężone chęcią obrony i kontrataku. Tak bardzo nie zgadzała się z tymi słowami, że miała ochotę głośno krzyczeć, jak bardzo nie miał racji. Chciała protestować, skutecznie wyperswadować mu je z głowy, wyjąć z ust, przez które przeszły z taką gładkością, bezceremonialnością, bez zająknięcia, z... rozbrajającą prawdą.
— Mylisz się — oznajmiła oziębłym tonem po całej tej wewnętrznej batalii, jaką właśnie stoczyła. — Nie masz pojęcia jak się czuję, Thornton. — Czuła się fatalnie, z tym, co zrobiła, czego nie zrobiła, a nawet sama ze sobą. Wiedziała o tym doskonale, a dodatkowe wytknięcie przez niego, tylko zaogniło poczucie winy wobec swojej bierności.
Bała się. Tego co jest, tego co będzie. Co może być. Co więcej, bała się przyznać, że się bała, i że uczucie strachu nie było jej obce.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”