- 26.
Z narzuconym na umięśnione, nagie ciało białym, puchowym szlafrokiem przebywając na balkonie ze spokojem oraz z tlącym się papierosem pomiędzy palcami błękitnymi ślepiami wpatrywał się w nocną panoramę miasta. Deszcz wciąż nie ustępował, niczym jakby „oberwała się chmura.” Świeże, zimne powietrze zasadniczo oplatało sylwetkę Clive Thornton'a wprawiając go w stan błogości. Dziś czuł się dobrze. Zaciągając się po-raz-to-kolejny dymem rozmyślał o ostatnich wydarzeniach - wypadek syna spowodowany nieuwagą mężczyzny, gwałtowany, a zarazem niespodziewany wyjazd Palomy Pilby, oraz rozwód - względnie tragiczny, aczkolwiek jednocześnie uwalniający lekarza z ramion kobiety, która niegdyś była dla niego wszystkim - sprowadzała blask słońca w jego egzystencję, akceptowała humorki (przeważnie te negatywne), a także stwarzała pozór lepszej połowy tego ledwo-co-zipiącego małżeństwa. Czy wciąż kochał Callie? Poniekąd - wytrzymała z nim ponad trzynaście lat, podarowała pierworodnego syna i działa w sposób nawracający szczęście; była dobra - wręcz doskonała, ale nie dla niego. Nie zasługiwał na nią - nie tylko dlatego, że trzy miesiące temu w wyniku swojej słabości wkroczył w rejon wcześniej dla mężczyzny nie znany - czyli złamał przysięgę małżeńską, ale dokładało się do tego przeróżność w osobowości Thornton'a. Gburowatość, chamstwo - szkodliwe, gwałtowne wybuchy wściekłości równie nie pomagały w układaniu zdrowego życia rodzinnego. Przy nim by cierpiała - winna znaleźć sobie człowieka, który będzie w stanie bezustannie dawać jej to czego tylko potrzebuję. Clive nigdy nim nie był- cofając się w tył w mury przeszłości, kilka - a nawet kilkanaście lat można dostrzec jego bezwzględność w osiągania wymierzonych przez siebie celów. Gdyby tylko mógł doszedłby do władzy „po trupach” - ale taka szansa już dawno przepadła. Choroba z jaką od dwóch lat musiał się mierzyć rujnowała absolutnie każdy aspekt marzeń byłego lekarza. Przegrał - a pogodzenie się z tym było najtrudniejszym wyzwaniem - dlatego nieświadomie rujnował własne życie, wszystkiego czego się dotknął kończyło klęską. Czy uda mu się przestać? Czy kiedykolwiek słoneczne niebo ponownie nad nim rozbłyśnie? Czy do kresu swojego żywota egzystencja neurochirurga będzie wyglądała jak pogoda dzisiejsze seattle'jskiej nocy?
Głośne, intensywne walenie do drzwi - gdyby aktualna sceneria miała miejsce pośród typowego niskobudżetowego thiller'u wydawać się mogło jakby mężczyzna miał stanąć naprzeciw jednego z najgroźniejszych bandytów. Jednak był po prostu w swoim apartamencie i z przekonaniem, że nic mu nie grozi w chwili jak otworzy wrota - powolnym krokiem skierował się ku nich, pozostawiając za sobą niedopałek; w międzyczasie mocniej zawiązał sznur od odzienia a kiedy je rozchylił oczom blondyna ukazała się drobna prawdopodobnie „przemoknięta do suchej nitki” postać. Poznał od razu - z miejsca, a na jego twarzy nieświadomie zagościł delikatniutki uśmieszek - zaczynamy grę? Czy to kolejne błędne koło, którego oboje nie unikną? - Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek dawał Ci swój nowy adres. - albo, żebyśmy byli na tyle blisko, abyś wpadało do mnie o tej porze. - Zaproponowałbym Ci herbaty... - przechylając łepetynę na bok i bezczelnie lustrując sylwetkę dziewczyny, powrócił błękitem do jej oczu. - ...ale nie jestem w nastroju na nocne pogawędki. - czyżby ją zbywał? To chyba oczywiste, prawda? Clive pomimo swojego wygórowanego wychowania - nie należał do osób ponadprzeciętnie kulturalnych.