WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Gdy w końcu udało im się dostać na miejsce, zdenerwowanie mimo wszystko musiało ustąpić fachowości i skupieniu, bowiem sytuacja już na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie trudnej. Samochód, który bliski był runięcia w dół zalanego strugami deszczu osuwiska i wszechobecny chaos. Czy mogło być gorzej? Mogło, jednakże i tym razem udało im się wyjść z tego obronną ręką. Akcja zakończona sukcesem, niestety nie obeszło się bez rannych. Rozcięte ramię i łuk brwiowy to jeszcze nie koniec świata, zdecydowanie mogło być gorzej. Jednak z całą pewnością sytuacja mogła być nieco mniej problematyczna, gdyby wszyscy stanęli na wysokości zadania i ekipa zostałaby powiadomiona o zdarzeniu odpowiednio szybko.
Jako że kwadranse spędzone w poczekalni dłużyły mu się niemiłosiernie, Ackley postanowił poszukać rozrywki w zakamarkach swego telefonu. Wtem wpadł mu w oczy pewien numer, numer, którego jeszcze niedawno nie było na liście jego kontaktów. Nie czekając długo wystosował kilka niezbyt błyskotliwych wiadomości do swojej nowej joggingowej znajomej, przy ostatniej z nich dołączają nawet zbolałe zdjęcie, na którym to dumnie prezentował swoją dopiero co szytą skroń. Ku jego zaskoczeniu, doczekał się wiadomości zwrotnej, którą zinterpretował nazbyt entuzjastycznie nawet jak na niego. Przez myśl mu przeszło, że chyba nadinterpretuje przesłane przez nią frazy i zasadniczo jest cień szansy, iż wprasza się, a nie jest zapraszany. Jednakże w całym poszpitalnym zamuleniu nie miał zupełnie głowy do analizowania tego na spokojnie. Toteż zaraz po wyjściu ze szpitala ruszył pod wskazany adres, postanawiając, że sprawdzi, czy u Kaylee wszystko w porządku.
-
- #21 nie wierzę, że nadal chyba liczę
-
-Cześć.- powitał ją nieco zawstydzony. Wpuściła go, czyli nie jest aż takim debilem. Dobry początek. Przez myśl mu przeszło, że na przyszłość mógłby nabrać nieco ogłady i nie wyskakiwać z takimi pomysłami jak Filip z konopi. Kiedy go przytuliła, a w zasadzie zrobiła ten gest sugerujący, że tym razem zasługiwał na uścisk, a nie cios w szczękę to postanowił go odwzajemnić. Uścisk, nie cios w szczękę oczywiście, bo trochę się zamotałam. Jakoś tak miło mu się zrobiło i pewnie się przy tym wszystkim uśmiechnął, bo kurcze kto by nie chciał, choć odrobiny serdeczności, bo wielogodzinnym zapierdzielu na przesiąkniętych deszczem, ulicach Seattle.
-W sumie nic takiego, bywało gorzej. Uszczerbki wpisane w ten zawód.- stwierdził po chwili namysłu, zastanawiając się, czy zdążył jej już powiedzieć, gdzie pracuje. Pamięć miał jak złota rybka, ale cóż najwyżej uzna go za dillera. Sprzedawał prochy, gdy za oknem hulał wiatr, a niesforna gałąź zdzieliła go w potylicę. Tylko, czy diler chodziłby w starych wytartych najkach?
-Kilka godzin temu, jakoś wieczorem. Nie pamiętam, dokładnie o której.- stwierdził nieco zamyślonym głosem, jak gdyby w tym momencie dokonywał niezwykle skomplikowanych równań matematycznych, które ułatwiłyby mu podanie przybliżonej i najtrafniejszej odpowiedzi na jej pytanie. Nie zawsze był tak skrupulatny, ale zawzięcie stronił od kłamstwa, więc zasadniczo sam wpakował się na minę. Cóż, typowo. -Zdrzemnąć się...nie. Ale masz może kawę? Masz prąd? Woda, kawa. Nie wiem, wody też mógłbym się napić.- wymamrotał nieco zaspanym tonem, przecierając dłońmi twarz w taki sposób, by nie urazić się w niedawno szytą skroń. Gdy adrenalina, która buzowała w nim podczas akcji, nieco ustąpiła, powoli docierało do niego, jak bardzo był zmęczony. Jako że nie zamierzał urządzać sobie leżakowania, w domu co by nie było obcej mu kobiety, to mógł tylko marzyć o kubku przepełnionego kofeiną napoju. Oczywiście mógł po drodze z gabinetu zaczerpnąć kawo podobnej lury z jednego z automatów, ale nawet w takiej sytuacji czuł do siebie odrobinę szacunku, która powstrzymała go przed piciem tego świństwa. W sensie nigdy nie był szczególnie wybredny, ale kawę to on szanował. Oj, szanował.
-
- Bywało gorzej? Jezu, Ackley – nie mogła sobie wyobrazić, by nie wiedzieć w jakim stanie wróci się do domu. Nie była w stanie. Całkiem możliwe, że zmieniło się to wtedy, kiedy została matką i musiała za każdym razem, kiedy wychodziła z domu, wrócić do niego cała i zdrowa. I okej, zdawała sobie sprawę z tego, że strażakowanie (wyszłam z założenia, że jej powiedział, oh well) to nie to samo, co chociażby ogarnianie zdjęć w laptopie, ale chyba zwariowałaby, gdyby codziennie musiała się o kogoś w ten sposób martwić.
- W porządku. Dobrze się czujesz? Czemu zawsze obrywa twoja twarz? – rzuciła jeszcze badawczo wzrokiem na rozcięcie na jego skroni, no bo skąd mogła wiedzieć, czy nie dostał solidnie? Nie tak, jak walnęła mu ona, oczywiście, ale kto tam wiedział, hehe. Rozcięcie było dość poważne, skoro było szyte, tak? Drzemkę na kanapie uważała za coś absolutnie normalnego. Nie przeszkadzałoby jej to zupełnie, a przynajmniej miałaby kilkanaście minut, albo i nawet dłużej, by posiedzieć trochę przy laptopie. Skoro jednak uważał, że tego nie potrzebuje, choć mogłaby debatować, to nie była nikim, kto mógłby podważyć jego zdanie. Nie znali się na tyle, by nim dyrygować, tak? Zażyczył sobie kawy – okej. Jak już przyniósł swoje cztery litery akurat tutaj, to mogła choć spróbować odrobinę poprawić jego humor? – Mam kawę. Wodę też mam – posłała mu pokrzepiający uśmiech. – I mam prąd - dodała zaraz. – A przynajmniej JESZCZE mam. Myślisz, że nie będzie prądu w kolejnych częściach miasta? Jak fatalnie to wygląda? – może więcej na ten temat wiedział? Bo szczerze powiedziawszy, mocno ją to przerażało, gdyż nie wyobrażała sobie spędzać 24h na dobre z gówniakiem bez prądu, jezu. – Chodź – wskazała głową na kuchnie i poszła przodem, mając nadzieję, że podreptał zaraz za nią, bo ona już stała przy bracie, by ogarnąć tę kawę. Nie lurę, kawę.
-
-Tak, ale tylko trochę!- uspokoił ją po chwili, a przynajmniej taki miał zamiar, co by nie myślała, że połowę roku chodził połamany, jakby dorabiał, lejąc się w klatach, gdzieś w podziemiach miasta. Z jego perspektywy te obrażenia były jednak niczym porównaniu z tym czego potrafił nabawić się w wojsku, czy też obrażeniami, z którymi mierzyli się teraz jego nieco bardziej pechowi koledzy z jednostki. Niczego nie złamał, niczego nie skręcił. Bilans był całkiem niezły. Oczywiście mógł być lepszy, ale jak już wspomniałam. Dyspozytornia ewidentnie była zbyt zajęta pasjansem lub polowaniem na drop puli biletów na wielkanocny koncert Andrea Bocelliego, który najpewniej ostatecznie okaże się polskim aktorem ucharakteryzowanym na wielkiego muzyka, by zaoszczędzić trochę honorarium.
-Czuję się nieźle. Wiesz, jak to mówią, do wesela się zagoi.- zaśmiał się perliście co by rozładować trochę napięcie. No, ale ewidentnie był nieco onieśmielony tym, z jaką troską brunetka przyglądała się jego nieco obitej facjacie. Było to niezwykle urocze, zwłaszcza że już dłuższy czas nikt się tak o niego nie martwił. Zresztą byłoby to nieco dziwne, gdyby kumple z remizy rozczulali się tak nad każdym draśnięciem i otarciem Ackleya. Znaczy, byłoby to całkiem miłe, ale widać nie doceniali wystarczająco tego, z jakim cudownym człowiekiem przyszło im pracować. -A to jest bardzo dobre pytanie. Może zapoczątkowałaś jakiś nowy trend?- skrzywił się nieznacznie, ale tylko w formie żartu, bowiem do pamiętliwych to on nie należał. Chociaż może czasem zdarzało mu się trochę zrzędzić, ale starał się to kontrolować w miarę możliwości. Teraz na przykład zamierzał zaprezentować się jej jako rozsądny i wyważony mężczyzna, któremu to nie tylko głupoty siedzą w głowie. Chociaż jakby spojrzeć na to inaczej to plan posypał się już na starcie. No, bo kto o zdrowych zmysłach zwala się ludziom na kawę nad ranem, gdy na dworze panuje taki chaos? Cóż, powiedzmy, że wciąż mógł stwarzać pozory rozsądnego faceta, ale na miarę własnych możliwości. -Szczęściara. U mnie nie było prądu jeszcze zanim mnie ściągnęli.- podsumował, przypominając sobie jak to energicznie przepędzał Amirę z mieszkania we wschodniej części Phinney Ridge, gdy doszły go pierwsze słuchy o tym, że sąsiednie apartamenty skąpane są już w totalnej ciemności. Kolacje przy świecach nigdy nie były jego specjalnością, a filmu bez prądu oglądać też się raczej nie da. Życie. -Myślę, że mogą być przerwy w dostawie i tutaj. Także jeśli mas z jakieś powerbanki, cokolwiek do naładowania, to teraz jest na to dobry moment.- przyznał po chwili, sprawdzając w telefonie wszystkie raporty, nagromadzone w jego skrzynce odbiorczej podczas kilku ostatnich godzin. Może i tragedii jeszcze nie było, ale powodów do radości też raczej nie przewidywał. Nawet ze swoim nieco chorobliwym optymizmem sytuacja prezentowała się w jego oczach raczej kiepsko. -Życie mi ratujesz. - oj podreptał i to jaki zadowolony. Gdy jego nozdrzy dobiegł zapach świeżo zaparzonej kawy, uśmiechnął się mimowolnie. Marzył o tym cudownym trunku od dobrych kilku godzin, gdy potęgujące zmęczenie dawało mu się we znaki.
-
- Mam wrażenie, że nie podchodzisz do tego poważnie, wiesz? – mógł zobaczyć lekkie wzruszenie ramion, no bo co mogła? Nie znali się na tyle, by machnąć mu palcem przed nosem na „nonono” ani nawet na tyle, by rzucić „nie rób”, czy „nie wolno”. – Sama nie wiem czy to dobrze, czy nie – może inaczej chodziłby ciągle przybity? Nie wiedziała już, co było lepsze. Znaleźli się jednak już w kuchni, a ona naprawdę czuła się, jakby przebywała z kimś, kogo zna kilkanaście lat. Kolejny błąd, kolejna zguba? – Może lepiej zostawmy twoją twarz już w spokoju? – ustawiwszy ekspres, posłała mu lekki uśmiech. – Zginiemy jak nie będzie prądu – przerażało ją to strasznie, ale dobrze, że mówiła za siebie i innych ludzi, nie zaś siebie i swojego syna. Bo wcale tak nie brzmiało. – Naprawdę schowałabym się w piwnicy i czekała aż wszystko przeminie – zabierając ze sobą syna i umierając tam z nudów. Tak by było, była tego pewna. Nienawidziła i mimo, że stara to wciąż mała się tak samo. Nie ciemności, ale burza w połączeniu z brakiem światła, to totalnie inna historia. – Powerbanki naładowane, telefony, słuchawki, laptopy, aparaty… chyba jestem przygotowana? Świeczki w szufladzie, latarki… gdziekolwiek – w pokoju Keykeya pewnie, bo się uparł, ale przygotowanie wszystkiego świadczyło tylko o tym, jak bardzo panikarą była.