WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie dlatego martwił się jakimś skrętem, ponieważ pozbywali się ciała typa z tinderowej randki. Dokładnie taki był powód, więc uniósł brwi twardo odwzajemniając spojrzenie Saoirse, jak gdyby chciał jej to przekazać bez słów, bo i tak za wiele ich padło. Nie tylko w więzieniu słyszał o tym, że całe mnóstwo wpadek i nieudolnych prób ukrycia czegoś nielegalnego miało miejsce właśnie przez to, że ktoś się napił, zjarał, albo naćpał, i tracił trzeźwe myślenie. Myśli nie były tak składne, język się rozwiązywał i cały plan szlag trafiał. I nie, nie mógł uznać, że zna to z autopsji (jakkolwiek to w tym kontekście brzmi), czy tylko opowiadań współwięźniów, ale często i gęsto tak działo się i w filmach i serialach, tym bardziej nie rozumiał irracjonalnego zachowania blondynek (i nic nie miał do tego koloru włosów, żeby nie było), ale nic tu nie wydawało się... racjonalne. I chyba powoli to do niego docierało.
- Sama zaczęłaś. - Wzruszył obojętnie ramionami. Był teraz daleki od szukania winnych gdzie indziej, czy tworzenia w głowie scenariuszy co by było gdyby. Machnął ręką uznając, że chyba nie chce mu się rozmawiać, bo trzeba zająć się czymś innym, a nie tracić na to siły i energię.
Ten worek na trupa, jakkolwiek by brutalnie to nie brzmiało, przydał się, ale nie zamierzał pochwalić za pomoc Virgie, ani nie komentował przeprosin Lottie przez Saoirse, a w ciszy zajął się (układając w głowie wierszyk z niecenzuralnych wiązanek) wsuwaniem worka na ciało, aby jak najmniej upieprzyć wszystko dookoła. I tak będzie rzeba posprzątać dokładnie wnętrze, ale rzeczywiście - im mniej krwi, tym lepiej.
- Mhm - burknął pod nosem - chociaż uznał, że wycinanie na żywca daje lepsze efekty. - Dopiął zamek i przelotnie spojrzał na panie, po czym oznajmił, że idzie do krematorium (dobrze, że je mieli) i tak też zrobił. Cała kremacja (według internetów) trwa około dwie godziny, w tym samo palenie zwłok około godziny, zatem Blake bynajmniej nie miał zamiaru tam czekać, tylko po tym, jak zwłoki wylądowały w ów miejscu, ruszył do łazienki by dokładnie umyć ręce, twarz. I chyba po przelotnym spojrzeniu w lustro i ogarnięciu co się dzieje (te ślady krwi na policzku, koszulce, szyi i rękach zrobiły swoje; mógł tak się nie rwać do przerzucania zwłok, co nie) wcale tak wesoło mu nie było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A ona nie robiła sobie nic z tych spojrzeń, zwłaszcza że pozbawione były większej ilości komentarzy. Chciała jointa więc zapaliła jointa, to oczyszczało i uspokajało jej umysł. Jakoś nigdy nie spieprzyła roboty z żadnym trupem na stole, tylko dlatego że była trochę upalona, dlaczego niby miałaby teraz to zrobić, dlatego że trup był na podłodze? Wątpiła po prostu, że trawka do tego wystarczy. A Sao? Przynajmniej przestała się tak trząść i wróciła trochę do rzeczywistości, jakkolwiek niefajna by nie była.
Pewnie dlatego pozwalała sobie na buch za buchem, kiedy obserwowała jak Blake pakuje ciało do worka.
- Wiesz jak go używać? - rzuciła na tę jego wycieczkę.
Bo ona nie. W sensie widziała nie raz jak to wyglądało, ale samej maszyny nigdy nie obsługiwała. A że Griffith był ignorantem w sprawie trupów, to nie pokładała w nim wielkich nadziei.
Nie poszła za nim. Ruszyła do biura, gdzie na początku rozsiadła się na fotelu ojca, mnąc w dłoni znalezioną karteczkę.
Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa....
Nie wiedziała teraz czym martwić się bardziej, może dlatego musiała poczekać, aż trawka dobrze wejdzie, zanim ze śmiechem - tak, śmiała się sama do siebie - pomyślała o tym, że chyba nikt tutaj lepiej nie wyczyści miejsca po trupie niż ona.
Robiła to przecież w swojej codzienności, po przygotowaniach stół trzeba było wyczyścić, a ona może nie robiła sekcji, żeby wokół było mnóstwo krwi, ale dostawała do obrobienia towar w naprawdę przeróżnym stanie.
Sięgnęła po komórkę, wyplątała z kieszeni słuchawki i postanowiła udawać, że to dzień jak co dzień. Że po prostu sprząta tak, jak zwykle, a każdy wiedział, że najlepiej robiło się to przy dobrej muzyce. Zahaczyła jeszcze o swoją salę operacyjną skąd zgarnęła środki czystości, a potem, przy rytmie "What You're Made Of" Arrested Youth, podśpiewując pod nosem, zabrała się za pozbywanie się krwi, resztek mózgu i wszystkiego, co tylko była w stanie znaleźć w okolicach tej nieszczęsnej trumny.
Ciekawe co teraz czuła Sao?
O czym myślała?
Nieważne, wydawała się szukać uwagi kogoś innego niż Virgie, a ona nie zamierzała się narzucać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzisiaj nawet sprzątanie jej nie wychodziło, bo na początku zamiast faktycznie wycierać to tylko rozbierała ta krew jeszcze bardziej po podłodze. Nie rozumiała dlaczego tak się dzieje, ale na szczęście na pomoc miała Virgie i Lottie, którym wychodziło to znacznie lepiej niż jej. I w sumie znowu dopadło ją to dziwne uczucie, kiedy rzeczywistość i to co zrobiła znowu ją uderzyły. Bo to przecież nie był sen. Czasu tez nie cofnie, ten facet naprawdę nie żył i to wszystko przez nią. Nie potrafiła sobie w tej chwili poradzić...no z tym wszystkim. Ze swoimi myślami, z tu i teraz i zwyczajnie dostała jakiegoś ataku paniki. Przerwała sprzątanie, bo płakała tak, ze aż nie mogła złapać oddechu. Okropnie się czuła, jakby nie miała kontroli nad własnym ciałem, ręce jej się trzęsły, zreszta ona cała się trzęsła. I nie mogła przestać.
Nie wiedziała ile czasu jej zajęło zanim się uspokoiła. I pewnie próbowała głębszego oddechu, czy skupianiu się na szkołach, do których chodziła. Powtarzała je właściwie na głos, a patrząc na tą trumnę, podłogę czy nawet swoje dłonie to wcale nie czuła się jakoś super. Czuła się taka bezużyteczna. Bo jak tylko myśli wracały do momentu kiedy odepchnęła kolesia i ten upadł uderzając w trumnę, to wiecie. Przetarła wierzchem dłoni policzki i spojrzała na Blake’a, który pewnie najlepiej rozumiał przez co przechodziła blondynka. Jakoś tak pomyślała, ze pewnie myśli sobie same najgorsze rzeczy na jej temat, bo nie dosyć, ze zabiła to jeszcze inni sprzątają jej bałagan. A ona płacze jak jakaś mała dziewczynka (ale przecież miała prawo, co nie?). Wiec jakby na jakiś znak wróciła do wycierania tej krwi, chociaż pewnie dziewczyny nie próżnowały przez ten czas kiedy ona siedziała jak taka kupka nieszczęścia i walczyła sama ze sobą by się uspokoić.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Cisza, jaka zapanowała dookoła, była przerażająca. Napięta atmosfera docierała do wszystkich zakończeń nerwowych w ciele panny Hughes, jednak to wcale nie scena jak z najgorszej klasy horroru martwiła ją najbardziej. Widoczna, zbierająca swoje żniwo wśród ciuchów i znajdujących się dookoła przedmiotów nawet w połowie nie budziła w Charlotte tak ogromnych obaw jak świadomość, że sprzątali miejsce zbrodni. Na własną rękę. Bez policji. Bez lekarzy. Bez jakichkolwiek służb, które powinni byli zawiadomić o tym zdarzeniu w pierwszej kolejności.
Choć na miejscu pojawiła się jako ostatnia, to nie sądziła, by to jakkolwiek umniejszało jej winie. Nie zareagowała. Przynajmniej nie w sposób, jakiego można by od niej oczekiwać. Agentka FBI. Działająca na rzecz wymiaru sprawiedliwości. Snująca się jak cień za największymi zwyrodnialcami tego miasta. Dobre sobie. Od dziś wcale nie była lepsza niż oni.
Westchnęła ciężko, przesuwając przesiąkniętą do ostatniej nitki wodą i krwią szmatą po idealnie gładkiej powierzchni kafelek. Nie miała pojęcia, jak wiele razy musiałaby jeszcze powtórzyć tę czynność, by mogła spać spokojnie; by każde z nich mogło chociaż zmrużyć tej nocy powieki.
- Mówiłaś o jakimś barze. To tam go poznałaś? Ile osób Was widziało? - zagaiła niespodziewanie, wspomnieniami powracając do chwili, w której pojawiła się w zakładzie, a Sao - będąc w pierwszym szoku - próbowała wyjaśnić wszystkim zgromadzonym całą sytuację. Wiedziała, że to nie było dla blondynki łatwe, ale ilość pozostawionych śladów mogła być przytłaczająca i niemożliwa do zatuszowania. Potrzebowali szczegółów. Jak największej ich ilości, by obrać odpowiednią strategię i jakoś wyplątać się z tego gówna. - Proszę, skup się. Im więcej czasu minie, tym gorzej będzie. Opowiedz o wszystkim. Dasz radę? - dodała miękko, zatrzymując wzrok na wysokości oczu siostry. Nie mogła i nie chciała zmuszać jej do czegokolwiek, ale uznała, że skoro ciało zniknęło z zasięgu ich spojrzeń a najgorszy bałagan mieli za sobą, to mogli porozmawiać.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mniej więcej rozumiał, co się wydarzyło w budynku. Ciężko było mu jednak stwierdzić czy mniej, czy więcej; pośród chaotycznych tłumaczeń (a raczej prób tłumaczenia) Saoirse, wyłapał kontekst nieudanej randki, natręta, który zaczął się do niej dobierać, co finalnie skończyło się katastrofalnie. Dobrze było jednak usłyszeć wszystko od początku, aby... no właśnie, po co? Czy była mu do czegokolwiek potrzebna ta wiedza, skoro przed momentem pozbył się ciała, umieszczając je w krematorium...? Przygryzł policzek od środka, równocześnie zaciskając palce na chłodnej, jasnej umywalce, aby ta w tej samej sekundzie zabarwiła się na bordowo-szary kolor. Zaklął pod nosem, co niestety nie dało ujścia jego złości, więc powrócił do czegoś bardziej sensownego - dokładnego mycia rąk (chyba bardziej po to, aby po prostu się tego z siebie pozbyć, niżeli z chęci zmywania śladów), a później zlewu.
- Za niecałe dwie godziny będzie po wszystkim... - Ruchem głowy wskazał na kierunek z którego przyszedł - mając na myśli spalanie zwłok, a w następstwie przeniósł spojrzenie na miejsce - jakby nie patrzeć - zbrodni. Nie chciał ich wyganiać (ani zatrzymywać przesadnie długo), ale po uprzątnięciu (do tego już za bardzo się nie rwał), mogły wrócić. Do siebie, do Virgie, gdziekolwiek; w to już nie wnikał.
- Może ustalmy jakąś wersję tego, co się tu działo. Tak w razie czego - zaproponował, przelotnie rozglądając się to po kobietach, to po podłodze, trumnie, spoglądając na ściany, czy przypadkiem i na nich nie ma krwawych znaków.
- Ktoś może go szukać. - O ile typ nie był kompletnym odludkiem, a tego nie wiedział. Przeczesał dłonią włosy, po czym zmarszczył czoło i podszedł do niewielkiej szafki, na której wcześniej stał nieszczęsny flakon.
- Telefon - poinformował, unosząc komórkę - najwyraźniej - Lucasa. Musiała mu wypaść przy tej całej szarpaninie. - To bardziej działa na naszą korzyść, czy wręcz przeciwnie? - zapytał, zatrzymując wzrok na Lottie i licząc, że ona pokieruje całą akcją. W końcu - tak mu się wydawało - miała doświadczenie w kryminalnych sprawach i powinna wiedzieć co powinni teraz zrobić.
- Możemy sprawdzić czy komuś pisał o Sao. -
O ile typek nie miał blokady, bo teraz nie dowiedzą się ani hasła, ani nie zdobędą odcisku palców... I, jasne, oprócz pisania mógł mówić, ale wtedy większa szansa, że ten ktoś mógł zapomnieć kim ów dziewczyna była.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Odcięła się. Skupiła się na doprowadzaniu miejsca do porządku i niemyśleniu. O tym, co tutaj się działo, o tym, jaką decyzję podjęła, o tym, jak musiała czuć się Sao i o tym, że chciała zapalić więcej. I że zrobiła się kurewsko głodna.
Nawet nie bardzo zauważyła, że Blake wrócił ze swojej mini wycieczki, nie zarejestrowała przez zagłuszającą muzykę w słuchawkach żadnej wymiany zdań między dziewczynami. Była ona, podłoga, trumna, ślady krwi, kawałki mózgu i determinacja żeby się tego pozbyć najlepiej, jak umiała. A umiała dobrze.
O tym, że jest prowadzona jakaś dyskusja, albo może choćby o tym, że wszyscy byli w komplecie, dowiedziała się, kiedy jej spojrzenie padło zupełnie przypadkiem na Blake'a machającego (w jej perspektywie) obco wyglądającym telefonem jak jakimś trofeum.
Co on, chciał opchnac na czarnym rynku? pewnie niektórzy popaprańcy daliby wiele za telefon trupa spalonego w domu pogrzebowym, by ukryć występek. A więźniowie, także ci byli, zazwyczaj, tak słyszała, wszędzie szukali okazji do zarobku. Pewnie nawet ten tekst o organach nie był do końca takim żartem...
Chciała już stąd iść. Dlatego wyprostowała się trochę i odnalazła spojrzeniem Sao, przy okazji wyciągając słuchawkę z prawego ucha.
- Jak będziemy u mnie, to zamówimy sobie pizzę?
To było teraz dla niej najważniejsze pytanie. Zastanawiać się mogła później. Teraz trzeba było odzyskać równowagę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wpatrywała się w rzucającą pytaniami Charlotte próbując zebrać się w sobie i przypomnieć każdy szczegół. Nie było to dla niej łatwe, bowiem wszystko połączyło się w jedna całość, w tej chwili nawet nie była pewna ile czasu temu wyszła z tego baru.
- Nie wiem Charlotte, było sporo osób, ale nie ścisk. - tyle pamietała, ale próbowała przypomnieć sobie coś jeszcze. Czy ktoś im się przyglądał? Nie zwróciła uwagi. Czy zdradzało coś co mogłoby potwierdzić, ze gdzieś na sali byli jego znajomi? Nie, raczej nie Był nachalny i rzucał dziwnymi tekstami, ale nie na tyle głośno by cały bar słyszał ich rozmowę. A później przecież wyszła, nie stała pod barem i nie czekała na zbawienie, nie wie tez ile minut po niej Lucas opuścił lokal. - Poznałam go w Trinity jakiś czas temu. Wymieniliśmy się nickami na snapchacie i tam ze sobą czasami rozmawialiśmy. Wydawał się normalny. - głośno westchnęła patrząc w oczy Lottie. Próbowała przypomnieć sobie więcej szczegółów, ale na tę chwilę nie pamietała nawet jak dokładnie doszło do tego wypadku, ze facet stracił życie.
Wzięła głębszy wdech i pokręciła głową; była sobą zawiedziona, jaki by Lucas nie był nie zasługiwał na to. Na pewno miał bliskich, którzy będą się o niego zamartwiać. Może powiedział komuś o jego spotkaniu z Saoirse i ci powiążą jego nagłe zniknięcie z blondynką.
Ja- mam dziurę w pamięci. – przyznała szczerze po chwili. Wiedziała, ze im więcej szczegółów jej umknie tym gorzej dla ni(ch)ej, ale chyba była w zbyt wielkim szoku. Ewentualnie będzie jak ze śmiercią Ivory, tamten dzień (i w ogóle cały rok!) pamięta jak przez mgłę.
Zerknęła zdziwiona na Virgo, bo Hughes nie myślała teraz o jedzeniu. W sumie samo wspomnienie pizzy sprawiło, ze zrobiło jej się niedobrze. Co prawda miejsce zbrodni było już czyste, ale Saoirse nadal widziała tam ten kawałek mózgu, o którym mówił Blake. Mimowolnie jednak pokiwała głowa, zgadzając się z nią, bo przecież nie zabroni jej jeść, nie?
Co jeśli dzieli z kimś lokalizację? Albo udostępnia ją na snapchacie? – spytała spanikowana patrząc to na Griffitha, to na Lottie. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby ktokolwiek to zobaczył.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zaduch panujący w pomieszczeniu stawał się coraz bardziej nieznośny. Charlotte, choć niewątpliwie posiadała największe doświadczenie w sytuacjach tego typu, czuła się tak, jak gdyby przeżywała jakieś cholernie nieprzyjemne déjà vu. Dokładnie tak wyglądało jej życie, kiedy w płomieniach zginął Malcolm. Była bezradna, nie potrafiła mu pomóc, chociaż bardzo tego chciała. Teraz było podobnie, jednak sytuacja jawiła się w jej oczach jako o tyle skomplikowana, że nie chodziło o przyjaciela z pracy, ale o młodszą siostrę; rodzinę, którą powinna była chronić za wszelką cenę - nawet jeżeli kłóciło się to z jej zawodowymi zobowiązaniami, prywatnymi przekonaniami i dotychczasowymi działaniami.
- Wersja jest taka, że żadnego z nas tutaj dzisiaj nie było - włącznie z... nim - mruknęła, mając na myśli nieszczęśnika, który wylądował pod ciężarem trumny.
- Dwie godziny? Cholera. To za długo. Nie możemy siedzieć tu wszyscy - westchnęła przeciągle, przechadzając się od jednego do drugiego kąta pomieszczenia.
Nie potrafiła myśleć racjonalnie. Każdy pomysł, który przychodził jej do głowy, miał swoje mankamenty; takie, które mogły zadecydować o efektywnym załatwieniu całej sprawy.
- Jeżeli ma włączoną lokalizację? Domyśl się - fuknęła w stronę Blake'a, szybko żałując swojej gwałtownej reakcji. Nie mogła wprowadzać napiętej atmosfery, choć niewątpliwie było to zadanie po prostu trudne. Panika dawała się jej we znaki.
- Sprawdzimy, czy komuś o Tobie pisał, ale nie tutaj. Skoro byliście na spotkaniu, pewnie był wylogowany. W barze mogły być kamery, a jeżeli nie w barze, to gdzieś na ulicy. Zobaczą, że za Tobą poszedł. Wy - zwróciła się do młodszej siostry oraz jej koleżanki - jedźcie do domu. Gdyby coś się działo, Sao, masz mówić, że odprowadził Cię do mieszkania i pożegnaliście się pod drzwiami. Nie masz pojęcia, co się z nim działo potem, bo spotkałaś się z Virginią. Musicie być swoim alibi na ten wieczór - być może nie powinna była wplątywać w to ani Biondi, ani Griffitha, ale skoro i tak już znaleźli się w zakładzie? Byli częścią tej szopki.
- Blake zajmie się ciałem, ja telefonem. Nie spotkaliśmy się tutaj dzisiaj - zasugerowała, rozglądając się po całym pomieszczeniu, szczególnie wiele czasu poświęcając twarzom wszystkich zebranych.
Improwizowała. Naprawdę mocno improwizowała, jednak priorytetem na tamten moment był powrót Sao do domu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamrugał kilkukrotnie słysząc z ust Virgie o pizzy, co było jakąś abstrakcją w tym momencie...albo byłoby, gdyby wcześniej nie wypaliły skręta, a po nim - wiadomo - nie dość, że chęć na coś do zjedzenia bywa większa, ale i pomysły zdarzają się dość specyficzne. On to miał ochotę jedynie na fajkę, a z drugiej strony... jak przypomniał sobie, że chwilę wcześniej wrzucał zwłoki do krematorium, to za bardzo nic tymi rękoma nie chciał robić. Skrzywił się mimowolnie, uznając, że jego propozycja (taki żarcik, co nie) wycięcia gościowi organów była bardziej sensowna, niżeli jedzenia czegokolwiek (nawet jeśli jemu nie proponowano) i skupił na opowieści Saoirse.
- Na snapchacie? - Uniósł ze zdziwieniem brwi. - To to jeszcze istnieje? - mruknął pod nosem, jakby to było jakoś bardzo ważne, a przecież nie było wcale, więc machnął jedynie ręką na znak, że nieważne. A może ważne? O ile pamiętał, a miał tę apkę przez chwilę, to tam ślady konwersacji znikały po dobie, choć i tak mieli w planach - chyba - zniszczyć dowód rzeczowy numer 1, zatem nie było sensu się tym martwić.
Po co się martwić, przecież tylko zabili faceta i pozbyli się zwłok. Ot, norma.
To znaczy Sao zabiła, a oni zostali w to mniej-czy bardziej świadomie, wciągnięci.
- Zależy czy wysyłałaś coś, czym mógłby się chwalić - mruknął, przekierowując wzrok z Lottie na jej młodszą siostrę. Nie chciał wiedzieć w razie czego, ale dobrze, gdyby sobie przypomniała jak wyglądały ich rozmowy. Niektórzy faceci chwalić się lubili różnymi rzeczami, to żadna tajemnica.
- A my jakie mamy alibi w takim razie? - Uniósł zadziornie brodę, lokując wzrok na poziomie tęczówek Charlotte. Tak na wszelki wypadek, gdyby okazało się, że go potrzebują...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była tym zmęczona, bardziej niż kiedykolwiek. Na chuj jej w ogóle był ten zakład pogrzebowy? Powinna była go zostawić w rękach Blake'a, przestać się interesować i pozwolić na to, żeby nazwisko Biondich przestało być całkowicie łączone z tym przybytkiem, jak tylko ojciec ucieknie na emeryturę.
Ale co ona wtedy robiłaby do końca życia?
Nie, nie, nie. Zawsze Martin mówił jej, że to królestwo kiedyś będzie jej, a ona będzie mogła siedzieć na kościanym tronie pośród tysiąca trumien.
To znaczy, kiedyś wydawało jej się, że tak mówił, jak była na ostrym haju i wciąż była pełna podziwu, że to pamiętała.
Albo może jej się śniło?
W każdym razie, to całe planowanie, co powiedzą i tak dalej, nie miało dla niej żadnego sensu. Co oni, kryminałów nie oglądali? I tak wszystko wyjdzie, jeśli nie potrafi się ściemniać na spontanie, a skoro podobno, żadne z nich się nawzajem nie widziało, to nie było też sensu ustalać wersji.
Chciała stąd wyjść. Ona nikogo nie zabiła, ani żadnego ciała się nie pozbywała, ale i tak czuła się wyjątkowo brudna.
- Mi pasuje - rzuciła więc tylko obojętnie, a potem chwyciła Sao za ramię. - Chodź, idziemy, oni chyba chcą zostać sami - parsknęła podłapując natychmiast pytanie i spojrzenie Blake'a.
Zanim jednak wyciągnęła ją z tego przybytku żeby zaciągnąć do swojej jamy i nie wypuścić przez resztę nocy, karmiąc pizzą i włączając horrory dla odwrócenia uwagi (świetny wybór), to obejrzała się przez ramię na Blake'a.
- Jestem trochę zazdrosna. Jak skończysz, to pamiętaj, że my też musimy... dokończyć. Co zaczęliśmy.
To był jedyny sygnał, że ich poszukiwania nie spełzły dzisiaj tak do końca na niczym, który mu dała, zanim wyciągnęła Hughes z budynku, niezależnie czy ta protestowała, czy nie.
/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/RpxtfjY.png"></div> <div id="infoi" style="top:100; left: 100;color: #919191;padding: 15px;color:white;width: 390px;height: 220;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;;overflow-x: hidden;text-align: justify;font-size:11px;font-family: 'Montserrat'; line-height: 19px;">UWAGA!
Seattle dotyka prawdziwa klęska żywiołowa, a te nie mają w zwyczaju oszczędzać swoich ofiar. Nawet domów pogrzebowych, które w swoich progach pomagają godnie pożegnać się zmarłym ze światem żywych. Około południa zauważacie, że światła w całym domu gasną – nie możecie włączyć telewizora, radia, laptop przestaje się ładować. W panice zbiegacie do kostnicy, aby dostrzec, że i tam przestał działać prąd, a generator zastępczy prawdopodobnie również jest zalany. Ciała zmarłych, w połączeniu z wilgocią i wyższą temperaturą, nie zwiastują nic dobrego. Czytaj więcej </div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ekspres do kawy wyłączył się, by następnie włączyć i...znów odmówić posłuszeństwa.
Jedynym, czego potrzebował do szczęścia tego dnia (a przynajmniej tak mu się wydawało), była kawa. Ciemna, mocna; taka, która pobudziłaby do życia nawet (może nie dosłownie) umarłego. Za oknem hulał wiatr, a deszcz dudnił w szyby Serenity Funeral Home, co dla niejednej osoby mogłoby wyglądać tak, że dom pogrzebowy jest mroczniejszym miejscem, niżeli w rzeczywistości był. Griffith nie bał się; ani tych alertów pogodowych i niekoniecznie uważał ów anomalia za groźne. Kiedy wreszcie udało mu się zaparzyć kawę, wrócił do swojego biura (którego wreszcie się dorobił) i rozsiadł na fotelu, przygotowując umowę dla nowego pracownika. David, poprzedni kierowca karawanu, z dnia na dzień oświadczył wszystkim, że potrzebuje wolnego. I to nie dnia, czy kilku; mężczyzna początkowo wziął tydzień, co dodało pracy dla Blake'a, po czym przeszedł na zwolnienie lekarskie. Powodem były problemy z kręgosłupem, na które do tej pory się nie skarżył. A może po prostu nie robił tego przy nim, w końcu nie mieli najlepszych relacji.
Nie było sensu bezczynnie czekać, a należało zająć się poszukiwaniami pracownika, co też zrobili. Ogłoszenia pojawiły się na różnych portalach, ale i w miarę możliwości i znajomości docierały słownie do odbiorców, którzy mieli bezpośredni kontakt. Griffith w zasadzie nie pamiętał jak to wyszło, że i dowiedział się o tym Gary, dawny znajomy z więzienia. Czy to on skontaktował się w związku z tym z nim, a może Blake przy okazji rozmowy i spotkania po paru miesiącach rzucił hasłem, że praca szuka człowieka? To nie miało znaczenia. Teraz, na przeciwko niego siedział ciemnowłosy z położoną przed nim umową.
- O wszystkim ci powiedziałem, ale lepiej będzie, jak jeszcze dokładnie przeczytasz - poinformował, żeby nie było, że obie wersje umów różniły się. Griffith święty nie był, trochę wad miał, ale był słownym człowiekiem i starał się pomagać swoim. Do tego wiedział, że próby świeżego startu po odsiadce nie były najłatwiejsze. Dlatego... nie powiedział o tym, że nowy pracownik ma kryminalną przeszłość nikomu w Serenity; jak będzie chciał, to sam się tym pochwali. Oznajmił za to (pewnie wszystkim: Martinowi, Virgie, Sao i Liane, plus jeszcze komuś, kto tam mógł pracować), że tego dnia pojawi się nowa osoba i ogłoszenie nieaktualne.
...nie przewidział jednak tego, że podczas ciszy, którą dał kumplowi na przyswojenie tekstu, zgasły wszystkie światła. Coś błysnęło, w tle można było usłyszeć huk.
- Kurwa - mruknął z niezadowoleniem - pewnie korki - dodał podnosząc się z krzesła i ruszając do drzwi. Godziny popołudniowe były tymi, gdzie już nie było całkowicie jasno, ale i jeszcze ciemno również, więc mógł udać się we właściwe miejsce bez użycia latarki w telefonie.
- Zwykle nie mamy takich problemów, ale sam rozumiesz -
rzucił, brodą wskazując okno i pogodę za nim, o ile Sweeney wyszedł z pomieszczenia razem z nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogoda od samego rana nie dopisywała pracy na cmentarzu. Niebo zakrywały ciemne chmury sugerujące pojawienie się niedługo deszczu, a z każdą godziną silniejszy wiatr wkradał się za pazuchę zasuniętej po czubek kurtki. Zimno przedostawało się przez naciągnięte po nadgarstki rękawiczki. Czuła jak z każdą chwilą palce zaciskały się na łopacie z większym trudem.
-Putain, un temps de merde*- rzuciła pod nosem wbijając łopatę w ziemię nieopodal kopanego powoli dołu. Wyciągnęła z kieszeni sfatygowaną paczkę najtańszych papierosów i wyjęła jednego z nich by w następnym ruchu wsunąć go między wargi. Odpaliła końcówkę fajki zaciągając się dymem głęboko do płuc. Oparła się o wbitą łopatę i spojrzała w niebo, które zwiastowały rychłe zakończenie pracy. Gdy tylko deszcz zacznie zalewać dół przerzucanie mokrej ziemi przestanie mieć sens. Co prawda, zależało to od intensywności opadów, ale chmury na niebie nie zapowiadały drobnej mżawki. Zanim zdążyła dopalić papierosa poczuła na rękach pierwsze krople deszczu. Mówiła sobie w duchu, że zdąży jeszcze spalić do końca i dokończyć dół zanim w pełni się rozpada. Nie wiedziała nawet jak mocno się przeliczyła. Wyrzuciła końcówkę papierosa do znajdującego się nieopodal śmietnika i wyjęła wbitą wcześniej łopatę. Zanim jednak zdążyła przekopać się przez kolejny metr grodu deszcz zaczął stawać się coraz silniejszy i silniejszy szybko zamieniając ziemię w błoto, przez które nie dało się przebić. Liane naciągnęła kaptur na głowę próbując osłonić się przed ulewą i udała się prosto do Serenity Funeral Home.
-Szefie!- krzyknęła na wejściu chcąc zlokalizować Blake'a. Nie nazywała go na poważnie swoim szefem, wręcz naigrywała się z tego słowa, które zwłaszcza po ich ostatnim spotkaniu jakoś straciło cały swój sens. Dopiero po chwili od przekroczenia progu, gdy Liane zdjęła kaptur z głowy odsłaniając cudem suche blond włosy, zauważyła, że w Serenity nie ma prądu. Wpadła na Blake'a przy skrzynce z korkami, tak jak się tego spodziewała.- Mamy cholerną ulewę, nie da się kopać.- poinformowała krótko Blake'a.- Cześć, jestem Liane, zajmuje się tu przerzucaniem ziemi.- uśmiechnęła się w kierunku nowego pracownika, z którym nie dane było jej się jeszcze spotkać. -Potrzebujesz pomocy?- spytała delikatnie widząc, że próby Blake'a by przywrócić prąd nie zdawały się na nic.

*fr. cholera, co za gówniana pogoda

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#22 chyba

To był kolejny dzień, który lepiej było spędzić w domu, pod kocykiem, z termoforem i ciepłą kawą - o ile przerwy w dostawie prądu akurat zamierzały na to pozwolić. Ale nie mogła usiedzieć na dupie. Wiedziała, że chyba coś jest nie tak, no i była trochę zjarana (w zasadzie był to jej stan podstawowy, zwłaszcza od OSTATNIEJ przygody z trupem). Nie wiedziała czemu zawiało ją (hehe, bo wiatr), aż do domu pogrzebowego, ale właśnie tak się stało.
Instynkt jakiś, czy coś.
Nie robiła sobie absolutnie nic z tego, że była cała mokra. Podobno od deszczu się rośnie, a Biondi nie miała nic przeciwko, na przykład, większym ego, większej duszy, większemu mózgowi. Albo cyckom. Zwłaszcza cyckom.
Mimo że było ciemno, miała wrażenie, że ktoś tu jest, dlatego zaczęła swoje zwiady (zupełnie jeszcze nie kojarząc, że brak prądu może być jakimś problemem), w sekcji z trumnami malowniczo potykając się o jedną z nich.
Runęła jej zaraz za plecami.
I chyba miała z tego flashbacki, jednak nie pozostawiono jej zbyt dużo czasu na zastanowienie nad tym, bo z głębokiego rozmyślania nad tym, jak bardzo złe skojarzenia to przyniosło, wyrwał ją koleś, który chyba bardzo energicznie zmierzał do wyjścia, jakby zobaczył ducha.
Śmieszne. Serio. Zaczęła się śmiać.
Nie rozpoznała jego twarzy, ale nie zawracało to jej myśli, po prostu poszła więc dalej, zmierzając za głosami, które raczej nie były tylko wytworem jej wyobraźni..
- Czemu nikt nie zapali światła? - zaprotestowała przy tym głośno, postanawiając zapobiegawczo trzymać się blisko ściany.
Wymacała nawet kontakt, w przebłysku geniuszu wpadając na to, że sama może je zapalić.
Nic.
Dziwaczne.
Nie mieli zapasowego generatora na takie okazje?
Kiedy ostatnio przyjechał go ktoś sprawdzić?
Kurwa, Martin.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od czasu jego pijackich wiadomości posłanych na tinderze do Liane, które zaowocowały tym, że pojawiła się u niego w domu i nawet pomimo tego, iż brutalnie przerwała im Lunarie (i lecący ze ściany obraz) więc do niczego nie doszło, Blake nie miał za wiele okazji do rozmów z blondynką. Bynajmniej nie było to celowym zabiegiem - kobieta często pracowała poza Serenity, a on jak się kręcił po zakładzie, to częściej w okolicach biura, albo dogadując różne kwestie z Sao, czy tez próbując dopiąć ważne rzeczy z Virginią (i przy okazji się nie pozabijać). Dlatego kiedy usłyszał znajomy głos, przystanął na moment i kontrolnie spojrzał na Garretta, którego entuzjazm do pracy jakoś zelżał, gdy w decydującej chwili przed podpisaniem umowy padł prąd. Blake za to nie wierzył w znaki (ani duchy i inne paranormalne zjawiska), więc i myślał, że znajomy przyjmie to ze śmiechem, a ten rzucił hasłem o tym, że przemyśli i... postanowił się ewakuować. Cóż.
- Cześć - przywitał się (i pożegnał zarazem z niedoszłym pracownikiem) z Liane, posyłając jej krótki uśmiech, a ruchem głowy wskazując na skrzynkę z bezpiecznikami. Żadnego nie wybiło, i nawet jeżeli elektrykiem nigdy nie był, to co nieco wiedział, bez wahania mogąc wykluczyć tak prozaiczną przyczynę.
- Słyszałem, że taka pogoda ma się utrz... - Huk. Zmarszczył czoło i posłał kobiecie pytające spojrzenie, choć miał pewność, że skoro znajduje się obok niego, to nie mogła wiedzieć co się stało. Przeciąg? Dobrze, że w te duchy nie wierzył, bo teraz mógłby pomyśleć, że faktycznie któryś z trupów takowego wyzionął, skoro przestały się chłodzić (o ile to już do niego dotarło, że brak światła = problemy z chłodniami, ale dajmy mu jeszcze chwilę).
-...utrzymać przez parę dni - kontynuował po chwili - ktoś przyszedł z tobą? - Odpowiedź w zasadzie nie była konieczna, ponieważ szybko w tle rozbrzmiał śmiech Virginii i w następstwie jej głos. Wywrócił oczami słysząc pytanie (dobrze, że nie było widać) i skierował telefon z latarką na poziom ich twarzy (mniej więcej).
- Mamy... mały problem - podsumował w międzyczasie starając się wyszukać w sieci coś o jakiejś awarii, zanim przejdzie do kolejnej rozdzielnicy z bezpiecznikami, bo wydaje mi się, że powinni mieć ich więcej, niż jedną. - Kurwa - rzucił prędko, kiedy przed tym, nim odczytał komunikat na stronie internetowej, zaatakował go smsowy alert.
- Wiecie, czy poza tymi trzema ciałami na dole mają jeszcze kogoś dziś przywieźć? - Spojrzał to na jedną, to na drugą, bo jeśli tak, to... trzeba było znaleźć rozwiązanie i to szybko.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”