WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://compote.slate.com/images/cb4fd4 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Wszystko tonęło - uginając się pod siłą śmiercionośnego żywiołu. Jednakże nie czuł strachu, wodząc wzrokiem po pasku z informacjami krzyczącym mu w oczy krwistą czerwienią. Od rana do nocy zalewały go informacje o kolejnych nieszczęśliwych zdarzeniach z obrębu miasta i okolic, a on przeżywał własną gehennę, wpatrując się w migoczący kolorami ekran telewizora. Egoistyczny dupek - powtarzał sobie niczym mantrę za każdym razem, kiedy pojawiało się to nieznośne ukłucie żalu. Gdy niebo płakało jak teraz, on ronił łzy wraz z nocnym nieboskłonem. Wszystko w świecie Lennox'a sprowadzało się do jednego; obserwacji konstelacji oraz innych cudów kosmosu. W takich warunkach wydawało się to wręcz niewykonalne... lub szalenie głupie, a nie śpieszyło mu się do przejścia na drugą stronę - w jej istnienie również wątpił, lecz niewątpliwie nie jest to odpowiedni temat do poruszania przy takiej klęsce żywiołowej.
Tego dnia przeżył dodatkową tragedię, kiedy nieopodal parku rozkraczył mu się samochód. Stanął na szczęście Lenny'ego tuż obok parkingu, więc z przekleństwami na ustach udało mu się jakoś przepchnąć go na wolne miejsce. Niestety nic więcej nie zdołał poradzić, zaglądając pod maskę, z której przez pewien czas unosił dym. Nie potrafił dostrzec problemu tego nieszczęścia, a przez problemy z siecią - głównie przez nie - nie udało mu się dodzwonić do żadnego mechanika. Ba, nawet najbliżsi znajomi byli poza zasięgiem - telefonicznym lub takim, dającym im możliwość prędkiego ruszenia na pomoc. Zero jakiegokolwiek ratunku, więc co powinien zrobić? Zabarykadować się w samochodzie i wydzwaniać do oporu z bezkresną nadzieją w sercu? Zapewne równie niemądrze postanowił przeczekać to wszystko u przyjaciela mieszkającego w okolicy. Wystarczyło wyłącznie przedostać się na drugą stronę parku; tak prowadziła najszybsza droga - niekoniecznie przy tym najbezpieczniejsza. Niewiele miał jednak do stracenia (poza życiem oczywiście), dlatego ruszył na wyprawę, przyciskając do klatki piersiowej torbę wypełnioną notatkami i innymi ważnymi dla mężczyzny rzeczami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Budząc się rano u boku swojej ukochanej czuł, że powoli staje się bardziej otwarty na świat. Oczywiście, wciąż pozostaje ta bariera którą postawił sobie, że będzie ciężko mu się zakochać. Był pewny siebie, ale jego obecna ukochana sprawiła, że te twarde serce, które niegdyś było zamknięte dla każdej kobiety, z każdym dniem staje się coraz bardziej otwarte dla właśnie Gabi. Skromna dziennikarka, najpierw została jego potajemną kochanką, a następnie partnerką z którą rozważa założenie rodziny, a nawet oświadczenie się jej. Była tym potrzebującym elementem w życiu Barta, który dodał koloru i jakichkolwiek emocji. Przed związkiem z kobietą, Bart był bardzo zamknięty, chłodny a co najgorszy obojętny na jakiekolwiek emocje wśród ludzi. Ale teraz, gdy wszystko się zmieniło, nawet koledzy w pracy zaczęli dostrzegać zmieniającego się James’a, któremu na twarzy coraz częściej pojawia się uśmiech, a na dodatek jest skory do pomocy nawet potrzebującym. Jak to robiła, że jest tak cudowną kobietą.
Dzisiejszego dnia dostał służbę samemu, kolega ze zmiany ciężko zachorował, a nikt nie był pod ręką, żeby mu potowarzyszyć podczas codziennego patrolu. Jak zwykle w mieście nie działo się nic poważnego, drobne próby kradzieży batoników w supermarkecie, czy coraz bardziej popularne próby kradzieży starszych osób na różne metody. Bart był zdziwiony, że coraz więcej młodych osób szuka skróconych sposób na zarobienie, niż uczciwa praca. Sam nie wyobraża sobie, i nie przypomina sobie żeby ktoś gdy on był młody, szukał takich sposób na szybki zarobek. Każdy z jego rówieśników, ciężko pracował i starał się by osiągnąć wyznaczone przez niego cele. Bart, poświęcił całe swoje życie by zostać najlepszym policjantem jak potrafi, a teraz gdy to mu się udało, powoli zaczyna zakładać rodzinę, ponieważ jego ukochanej bardzo na tym zależy.
- Przepraszam, pomóc może w czymś? – zapytał, ponieważ podczas drobnego spaceru zauważył drobną kobietę, której najwidoczniej coś się stało. Kodeks nie pozwalał mu przejść obojętnym

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

#17

Katherine była idealnym przykładem na to, że prawdziwa miłość istnieje i jeśli ktoś w nią nie wierzy, to znaczy, że jeszcze tego nie przeżył. Oczywiście, nie była na tyle zaślepiona własnym szczęściem, że nie widziała, że ludzie się rozchodzą, biorą rozwody, nienawidzą czy są samotni. Ona po prostu twierdziła, że dla każdego gdzieś na świecie jest ta idealna osoba, jednak nikt nie mówił, że pozna się ją już w liceum, niektórzy musieli wiele przeżyć, aby kogoś takiego poznać, a inni po prostu musieli dłużej poczekać. Mogła też być idealnym przykładem, że nie każda relacja jest prosta i oczywista, bo ona swojego obecnego męża na początku znajomości zbytnio nie lubiła.
A nastrój człowieka ma zdecydowanie wielki wpływ na to, jak podchodzi do innych, sytuacji i tak dalej. A jako, że równowaga w przyrodzie musiała być, i była, to lepszy humor policjanta był równoważony gorszym samopoczuciem Katherine. Oczywiście, oboje się absolutnie nie znali, nie umawiali na to i tak dalej, ale można było tak to zinterpretować.
Kobieta dalej robiła sobie wolne od pracy, które przedłużało się dość niepokojąco, bo najpierw miały to być dwa, max trzy dni, a ona już dwa tygodnie siedziała w domu. Miała zaufanych pracowników, mogła sobie na to pozwolić. Jednak po ostatnim załamaniu nerwowym trochę chciała wrócić już do normalności, lecz proste to nie było. Starała się, była właśnie na spotkaniu z terapeutką, bo nie wstydziła się tego, że terapia, rozmowa z psychologiem jest jej potrzebna. Mózg, czy tam umysł był taką samą częścią ciała, a ze złamaną nogą oczywista była wizyta u ortopedy. To spotkanie nie było dla niej proste, więc wyszła nieco z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Postanowiła trochę odetchnąć i usiąść na ławeczce. Pociągnęła nosem, szukając chusteczki w torebce. Gdy usłyszała słowa mężczyzny, trochę się zdziwiła, ale automatycznie podniosła do niego wzrok. -Nie, nie. Nic się nie stało, naprawdę-zaczęła od razu tłumaczyć i zaprzeczać, że wszystko jest w porządku. Nie było, ale to już był grubszy problem, który nie zostanie ot tak rozwiązany... No i tak naprawdę kobieta nie potrzebowała żadnego większego wsparcia od policjanta. Najwyżej chusteczki, bo swojej coś nie mogła znaleźć.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Coś tkwiło w powietrzu mówiące, że dzisiejszego dnia coś się wydarzy, chociaż ciężko było się spodziewać co! Był naprawdę, jak na dzisiejszą porę słonecznie, ponieważ przez ostatnie dni można było jedynie ujrzeć srogi deszcz który nie miał końca. Taki słoneczny dzień jak dzisiaj, najlepiej było utkwić słonecznym patrolem, a następnie romantyczną kolacją przy świecach wraz z Gabi. Naprawdę nie spodziewał się tego, że jak jakiś super antagonista z filmów grozy bądź tragedii zmieni swoje nastawienie, po poznaniu jednej kluczowej osoby! Moreno była tym ostatnim wiecznie potrzebnym puzzle’m który się gdzieś zgubiło, bądź nie został on w ogóle dodany do pudełka. Była kobietą z klasą, była porządną partnerką i co najważniejsze nie zawodną dziennikarką – chociaż odkąd ich związek przeszedł na ten najwyższy poziom, to jednak jej kariera na tym ubolewała. Owszem, kompletnie nie zakazał jej robienia tego co lubi, ale jednak Bart wciąż jest typem który lubi, jak kobieta podporządkowuje się jego potrzebom. Był typem cholernego zazdrośnika, a posiadając tak śliczną kobietę, pewnie ciężko byłoby mu ogarnąć się na myśl, że jakiś paskudny mężczyzna patrzy na jego partnerkę swoim obrzydliwym spojrzeniem i rusza swoją wyobraźnie na erotyczne sceny… Dosyć, na samą myśl o takim czymś, jego paskudny charakter wciąż się pojawiał, a obiecał on że postara się mocniej ją kontrolować i wypuszczać ją jedynie w ekstremalnych sytuacjach, gdzie emocje kompletnie wezmą górę… Cóż
- Nie wygląda to za dobrze! Może zawiozę panią do bliskiego lekarza… szkoda byłoby żeby rana się powiększyła! – powiedział troskliwie zachowując bezpieczną odległość. Nie to, że się jej wstydził, ale Gabi jest kobietą kochaną, ale tak samo jak on ogromnie zazdrosną, i każdy inny zapach kobiecych perfum sprawia że staje się podejrzliwa i lekko zazdrosna. Bart miał swoje za uszami owszem, ale nigdy nie dopuściłby się zdrady przecież byłoby to przeciwne kodeksowi prawdziwego mężczyzny.
- Naprawdę przydałoby się, żeby lekarz to zobaczył.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Dobrze jest być optymistą, nie bójmy się tego powiedzieć. Nawet nie chodzi o oczekiwanie, że dzień będzie wspaniały, przydarzy się coś pozytywnie niespodziewanego i tak dalej. Wystarczy, że nie będzie się widziało życia w czarnych barwach i da się sobie szansę. Czasem potrzebna jest do tego druga osoba i nie było nic w tym złego. W końcu szukając sobie partnerki, zwracamy uwagę na to, aby była dobrą osobą. Bo przecież nikt nie chce spędzać czasu, ba życia, z kimś, kto jest cóż, złym człowiekiem. W końcu mężczyźni chcą grzecznej dziewczyny, która będzie niegrzeczna tylko dla niego, za to kobiety chcą złych facetów, którzy będą do rany przyłóż dla nich. To było normalne. Bo to, że dla jednej osoby jest coś dobre, pozytywne i tak dalej, to wcale nie znaczy, że każdy odbiera te cechy w dokładnie taki sposób!
Bart o Gabi martwić się nie musiał, ani o jej pracę, czy otaczającą ją mężczyzn. Po prostu. Normalne było to, że w związku obie strony się poświęcają, a te poświęcenia są różne, by osiągnąć kompromis.
-Nie, nie... To drobnostka-stwierdziła, zerkając na swoją nogę. To pewnie ta rana, lekko krwawiąca w tym momencie zwróciła uwagę mężczyzny. Lecz to nie ból, obrzydzenie czy coś takiego spowodowało, że Katherine czuła, czy wyglądała w tym momencie, tak jak się czuła i wyglądała. -Naprawdę. To efekt zabaw z moją córką w ogrodzie-powiedziała, co powinno wskazać na to, że to żadna nowość, a może i nawet rzecz, zaopiekowana przez lekarza. Chciała nawet na końcu swojej wypowiedzi dodać "wie pan, jak to jest", ale nie miała pojęcia, czy policjant ma dziecko, a może tak samo jak ona, stara się o dziecko i go mieć nie może. Chciała być taktowna. A on naprawdę nie musiał się bać o zazdrość Gabi, bo w pracy rozmawiał z kobietą. Aż tak zaborcza nie była i przede wszystkim, wszystkich naokoło przekonywała, że dałaby sobie rękę uciąć za jego wierność.

autor

B.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-> Z laboratorium

Taki był jej obowiązek. Nie czuła się niczym matka roku, która taki medal powinna dostać. W wychowaniu miała wiele wzlotów i upadków. Nie raz brakowało jej sił, ale jakoś znajdywała w sobie to poczucie odpowiedzialności za małą istotę, której dała życie. Którą kochała. W ciąży było różnie, bo miewała napady nastrojów, nad którymi nie zawsze panowała. Aczkolwiek nigdy nie przyszła jej taka myśl, że chce ją oddać, lub co gorsza usunąć. Nie wyobrażała sobie by młoda kobieta robiła coś takiego, tylko dlatego, że nie jest gotowa na dziecko. Zagrożenie życia matki jeszcze można zrozumieć, chociaż i z tym każda kochająca matka i czująca ten instynkt macierzyński pomimo tego i tak zdecydowałaby się urodzić. Jak byłoby z nią? Od kiedy poczuła pierwsze ruchy w sobie i te zaczęły się potem nasilać, po prostu przepadła. Tak bardzo, że ryzykowałaby nawet własnym życiem, by tylko nie odbierać życia dziecku w sobie. Tak po prostu miała, choć niekoniecznie można to zawsze zrozumieć.
Ogólnie jeśli chodzi o życie – to wszystko jest jednak nieznane. Wartościowe.
Gdyby nie spotkała go na swojej drodze, ponownie, to pewnie mała dalej pozostałaby tylko z nią, gdzie nie powiedziałaby jej o ojcu aż do momentu, kiedy coś znowu zmieniłoby jej zdanie. Założenie było takie, że wychowa ją samą, bo byłemu nie ufa i nie chce by był w ich życiu. Co nie znaczy, że zawsze miało tak być. Czas wiele zmienia.
Em, za nic nie chciała wyjść za naciągaczkę. To nie to było jej celem, a jeśli ktoś pomyślałby inaczej, to chociaż spróbowałby ją najpierw poznać, a nie wymyślać takie opcje. Są jednak takie czasy, kiedy do głowy przychodzi z góry wiele opcji i już odgórnie nastawia się na coś, co w ogóle nie powinno być nawet rozważane.
- Ty także nie jesteś mi nic winien i to, że tu teraz jesteś… gdzie pewnie znowu się powtórzę, wiele to dla mnie znaczy – dodała już z cieplejszym uśmiechem. Bo tak właśnie było.
Nie tak, że z tymi słowami o dzielności, potraktowała go jak dziecko, które trzeba chwalić w takich sytuacjach. Każdy jednak (nawet ona w takiej sytuacji) powinien usłyszeć coś takiego, nawet jeśli brzmiało to właśnie tak, jak brzmiało. Od razu zrobiło się swobodniej. Chociaż była świadoma, że jednak nie każdy by tak to przyjął, jakby bycie dzielnym i pochwała za to, było czymś złym.
Zaśmiała się odrobinę. – Jeśli chcesz dostaniesz ode mnie jakąś. Mam nawet w torbie jakąś po ostatniej wizycie z małą u lekarza – wyjaśniła. W torbie kobiety można spotkać różne różności, a już szczególnie jeśli to matka, która co chwila zbiera jakieś rzeczy małej. Porządki w torbie robi raz na jakiś czas przez to.
- Ostatnio bardziej mam ochotę na coś ostrego, jak słodkiego – stwierdziła z drobnym śmiechem. Już od jakiegoś czasu chodziło jej po głowie jakieś chińskie jedzenie.
Tak, wiele o sobie jeszcze nie wiedzieli.
Czuła się jednak przy nim dobrze, a to już dużo.
Interesował się Nadią? To dobrze. Spojrzała na niego przelotnie, by spojrzeć przed siebie i uśmiechnąć się pod nosem.
- Zostawiłam ją z moim starszym bratem, Chrisem. Można powiedzieć, że nadrabiają stracony czas. Sporo podróżuje i w końcu ostatnio wrócił. Powiedźmy, że… - urwała, bo przeszła przez otwarte drzwi na zewnątrz i dopiero jak byli po drugiej stronie kontynuowała, przelotnie na niego zerkając, kiedy mówiła. – Mam nadzieję, że daje sobie radę i nie zapomniał jak to jest z małym dzieckiem całkiem – dodała z małym uśmiechem.
- Pewnie, zdam się na Ciebie – przytaknęła odnośnie miejsca.
Miejsce do jakiego dotarli było dla niej wygodne. Zielone tereny, świeże powietrze – nie mogła narzekać.
- Czasem tutaj bywałam. Ale już dawno - powiedziała z innej beczki, przypominając sobie te dawne czasy, sprzed kilkunastu lat. - Od kiedy zamieszkałam w Seattle starałam się poznać na własną rękę wiele miejsc. Wcześniej moim domem było San Francisco, ale przenieśliśmy się tutaj - wyjaśniła. Także kolejna rzecz, którą własnie o niej poznał.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Każda matka, zwłaszcza samotna, skupiająca należytą uwagę na swoim dziecku, powinna być traktowana z szacunkiem. Niektóre kobiety nie potrafiły przystosować się do nowej sytuacji, a nawet, kiedy rodziły to wpadały w depresję i nie były w stanie dać maleństwu miłości, której potrzebowało. Przynajmniej o takich przypadkach Nate czytał albo słyszał. Nie musiał też daleko szukać, biorąc pod uwagę zmagania Lavender z samą sobą, kiedy dowiedziawszy się o ciąży, na początku w ogóle nie chciała dziecka. Maddie była znacznie silniejsza psychicznie, niż mogło się jej to wydawać.
Ludzie bywali różni i czasem dość uprzedzeni co do tak nagle wynikłych okoliczności. Poniekąd Nate również nie do końca znał Maddie, ale wystarczyły dwa ostatnie spotkania, by móc się przekonać o czystości jej intencji. I choć całe wydarzenie mogło budzić pewne wątpliwości, którymi dzielili się z nim znajomi, to wbrew wszystkim, względem niej posiadał dziwnie zaskakujące, zaufanie.
- O, to miłe! Ale chyba nie będę aż tak okrutny, żeby odbierać małej tak ważne odznaczenie. Może jakoś przeżyję - mrugnął do niej porozumiewawczo okiem. Pewnie dzieci dostawały takie naklejki za każdym razem po wizycie u jakiegokolwiek lekarza, więc Nadii nie zrobiłoby to różnicy, ale chyba nie potrzebował takiej nagrody. Sam się uhonoruje po powrocie do domu, oczywiście jakimś drinkiem. Niby wymaz nie był niczym wielkim, ale miał wrażenie, jakby właśnie pokonał krok milowy.
Usłyszawszy jej odpowiedź, zdał sobie sprawę, że z tego wszystkiego prawie nic dziś nie jadł. Przy życiu utrzymywały go hektolitry kawy, która skutecznie opóźniała chęć posilenia się. Teraz, na myśl o czymś do jedzenia poczuł dziwną, alarmującą pustkę w brzuchu.
- Właściwie, czemu nie? Na co masz ochotę? - Niedaleko były też budki z jedzeniem. Zawsze znajdowało się w nich coś dobrego. Na przykład chow mein w pudełkach. Chińskie żarcie znane było z pikantnych dodatków.
Nie wiedzieli o sobie zbyt wiele, a jednak niezwykle intrygujący był fakt, że potrafili odnaleźć w sobie nić porozumienia. Mimo zawiłości, jakie wynikły w ich relacji, jej towarzystwo okazywało się nieoczekiwanie pomocne w przebrnięciu przez okres niewiadomej.
- Pozostawienie faceta samego z małym dzieckiem świadczy o naprawdę dużym zaufaniu. Jeśli ma jakiekolwiek doświadczenie to na pewno sobie jakoś radzi - przyznał. Instynkt macierzyński musiał mieć tu też znaczenie, bo prawdziwe matki nie potrafiły zostawić swoich małych pociech w rękach osoby nieodpowiedzialnej. Gdyby wspomniany Chris nie był godny zaufania, pewnie musiałaby załatwić inną opiekę. W tej samej chwili zastanowiło go, czy też by sobie poradził w takiej sytuacji? Czy kiedyś zostawał z roczną Lydią na prośbę Kath, czy jednak zawsze była z nim wtedy pomoc w formie Lavender lub Jamesa?
- Tak? Kiedy się przenieśliście? I co przyciągnęło was do Seattle? - zapytał nieco zaskoczony. Osobiście nic nie miał do rodzinnego miasta, ale zawsze ciekawiło go, co inne osoby w nim widziały. - Nie każdemu odpowiada lokalizacja - wyjaśnił pospiesznie, zwracając uwagę na klimat, który był tu dość specyficzny. Nie każdy potrafił się do niego przystosować, tęskniąc za całodniowym wylegiwaniem się na słońcu. - Ja tu się urodziłem, wychowałem, a teraz prowadzę rodzinną firmę. I chociaż uwielbiam podróże po stanach i świecie to nie wyobrażam sobie osiąść gdziekolwiek indziej - przyznał. Gdziekolwiek nie pojechał, tam i tak prędzej czy później wracał myślami do tego, co zostawił tu, w mieście. Pod osłoną przemożnej potrzeby odkrywania nowych rzeczy, cenił sobie stałość.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kobiety muszą być silne, inaczej ludzkość by wyginęła.
Choć faceci mają spory wkład w tworzeniu potomstwa, tak kobiety miały tutaj główną rolę, wydając na świat dzieci. A to już nie byle co. Do każdej matki zdecydowanie powinno się mieć szacunek. Jednak nie zawsze ma się go od kogo dostać. Szczególnie jeśli jest się samotną matką. Nie była jednak kimś, kto tego potrzebował. Jakoś sobie radziła. A otwarcie się na Nathaniela w tej sprawie nie było aktem desperacji z jej strony i nie radzenia sobie z posiadaniem dziecka, a bardziej jej sumienia. Nadia miała prawo do ojca i choć z byłym przychodziło jej to jak widać ciężko, skoro od razu wykluczała by się o tym dowiedział, tak z nim postanowiła jednak dać temu szanse. Przynajmniej będzie wiedzieć czyja Nadia jest. Nie pojawił się w jej życiu znowu, podczas tej stłuczki bez powodu. Tak miało być. I pozwoli sobie zdać się na los. Choć w przeznaczenia lepiej nie wierzyć i wszystko inne, czego nie widać gołym okiem. Miała jednak artystyczną duszę. A wiadomo, że artyści mają i również wybujałą wyobraźnie. Zatem czemu by nie wierzyć w przeznaczenia czy cudy?
Mieli czas na poznanie. Na powiedzeniu prawdy małej Nadii również. Teraz jeszcze niewiele rozumiała. Z czasem byłoby to bardziej skomplikowane i kiedy zaczęłyby się pytania, musiałaby dokonać wyboru co powinna jej powiedzieć. Ale teraz załatwiała tą sprawę i to w jakiś sposób uspokajało jej wnętrze i umysł.
Prawda zawsze wychodzi na jaw.
Tak, doskonale o tym wiedziała.
Nie chciał naklejki? Zaśmiała się odrobinę i pokręciła głową.
- Nie sądzę, że Nadii by to przeszkadzało. Może za rok czy dwa, ale teraz jest jeszcze zbyt mała, by upominać się o naklejkę – dodała i odetchnęła. – Pewnie coś innego byłoby lepsze na pocieszenie jak ta naklejka – rzuciła zaraz potem, jakby czytała w jego myślach. Tak, zdecydowanie nie był dzieckiem i raczej lubował się w innych rzeczach, jak ten alkohol, jak jakieś dziecinne naklejki. No, ale tak się tylko droczyli teraz.
Jeszcze brakowało do tego wszystkiego burczenia w brzuchu, dającego alarm o nagłej potrzebie zapełnienia,
- Pewnie na jakiś makaron – odpowiedziała, co było pierwszą myślą u niej. Taka z niej makaroniara była. Czyli chow mein by się nadał.
Nie czuła się źle w jego towarzystwie. To dobrze. Mogło być jeszcze niezręcznie, ale im więcej czasu z nim spędzała tym odchodziło to w zapomnienie. Dobrze się było teraz w końcu poznać. Wtedy w barze i poza nim nie było za bardzo jak, szczególnie, że trzeźwa wtedy nie była i cos mogło jej umknąć. Ale teraz? Wszystko rzucało na niego całkiem nowe światło. To, którego nie znała. Musiał być dobrym człowiekiem. Ojcem. To było teraz dla niej najbardziej istotne. A czy coś jeszcze innego będzie, wyjdzie z czasem.
- Nad tym to ja też sama pracuje, by mu właśnie ufać. Jego wyjazdy i zmiana jaka w nim zaszła przez ostatnie lata sprawiły, że nieco się od siebie oddaliliśmy. To skomplikowane – dodała, co było oczywistym daniem znaku, że poruszanie tego tematu nie jest zbyt dobre. A przynajmniej nie na ten moment. To jednak nie istotne, bo teraz starała się to z nim naprawić. Tą relację. – Da sobie radę. Mnie jakoś wychował, choć sam był wtedy dzieckiem – zmieniła jednak temat i uśmiechnęła się odrobinę. Tak, siedmiolatek zajmujący się nią, kiedy rodzice musieli coś nagle załatwić poradził sobie z mała Maddie, to i czemu dorosły facet nie poradziłby sobie teraz z Nadią?
- Na początku wcale mi się to nie podobało. Rodzice podjęli za nas decyzję. Jak wiadomo zawsze chodzi o pracę. Brakowało mi San Francisco. Z czasem jednak zaczęło mi się tu podobać – zaznaczyła i nawet uśmiechnęła się pod nosem. Gdyby było inaczej już dawno by się stad wyprowadziła.
Przytaknęła głową, że przyjęła co do niej powiedział odnośnie jego skróconej historii.
- Prowadzenie rodzinnej firmy to pewnie spora odpowiedzialność – zagadnęła. – Ja jestem artystką. Maluję, rzeźbię. Jedyne co może mnie gonić to terminy, ale raczej nie mam z tym żadnego problemu – przyznała. – Czym zajmuje się Twoja firma? Jeśli mogę wiedzieć? – zapytała, jednak będąc tego ciekawa. Cóż, trzeba poznać lepiej ojca jej dziecka, o ile taki wynik dadzą badania.
- Zjedźmy może coś z tamtej budki – wskazała na jedną z tym jedzeniem o którym wcześniej rozmawiali.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Jako człowiek twardo stąpający po ziemi, o umyśle stricte ścisłym, wierzył w fakty. Jakiekolwiek stawiał tezy, należało je poprzeć odpowiednimi dowodami. Kiedy pojawiał się problem, rozwiązywał go poprzez logiczne podejście do sytuacji. Sprawdzał możliwości i ewentualne skutki, jakie mogłyby wyniknąć w związku z obraną drogą, by na koniec podjąć odpowiednią decyzję. Przeznaczenie należało według niego do bajek, które czytywał jako dziecko. Karmiło go marzeniami i nadzieją, które blakły, gdy życie zaczęło przekonywać go do swojej brutalnej strony. Spotkanie z Maddie na parkingu należało do przypadkowego zbiegu okoliczności. Nie podejrzewał jednak, że tak nieoczekiwanego w skutkach. I nie było to tak zero jedynkowe, jak w przypadku problematycznych kwestii w pracy.
Cokolwiek ponownie skrzyżowało drogi tej dwójki, zyskali szansę na prawdę. Tym razem również postawili na fakty. Wyniki badań miały zdecydować, czy już na zawsze ich drogi będą szły podobnym torem. I wyznaczyć następne cele w życiu Nathaniela. Jeśli był ojcem - miał podjąć się wcielenia w rolę, zapewniając małej wszystko, czego potrzebowała. I choć to, czy się sprawdzi, było jedną wielką niewiadomą, to nie zamierzał poddawać się obawom. W tej sytuacji Nadia mogła nie zapamiętać, że przez pierwszy rok nie posiadała taty. Jeszcze dało się wiele naprawić.
- Ale wiesz, to zbieranie odznaczeń od małego. Pamiątka na całe życie. Później może przyjdzie okres buntu i przestanie sięgać porad u lekarzy, ale przynajmniej będzie dowód na to, że chodziła - zaśmiał się z własnej, wybujałej teorii, której oczywiście nie brał na poważnie. Kto by kolekcjonował takie pierdoły? - Chociaż kto wie, co będzie za te siedemnaście lat? Może wszystko zostanie zautomatyzowane i wystarczy podpięcie do urządzenia, by dowiedzieć się wszystkiego o swoich dolegliwościach? - ściągnął brwi, nadal z wyraźną żartobliwością podchodząc do sytuacji. Prawdę mówiąc, nie był w stanie wyobrazić sobie, co mogło być za miesiąc, a co dopiero za to naście lat. Dla niego to przepaść, dla małej Nadii w tym momencie każdy miesiąc to coś nowego. - Pula nagród potrafi być różnorodna - przytaknął na jej słowa, a w jego kącikach ust pojawił się nieco zawadiacki uśmiech. To mogło być przecież wszystko, co definiowało dorosłość. A teraz? Wystarczyło też dobre jedzenie, na które właśnie zmierzali. - W takim razie kierunek: budki! - zarządził jeszcze ze śmiechem, bo makaron sam też miał na myśli.
Jeszcze trochę potrzebowali czasu na pogodzenie się z nowymi okolicznościami i poznanie swoich nawyków, marzeń i celów w życiu, ale zdecydowanie dążyli ku dobremu. Wspólne wyjście po badaniach było znakomitym pomysłem, niczym wyciągnięcie ręki ku umocnieniu więzi. Nate podświadomie przeczuwał, że dobry kontakt z matką ich wspólnego dziecka był niezwykle ważny. Stworzenie razem nowej istoty powoływało do życia również nierozerwalną więź.
- Wyjazdy? Podróżuje biznesowo czy z pasji? - zagaił, starając się zgrabnie pominąć kontekst rozmowy, który sprawiał Maddie pewną trudność. Nie miał w zamiarze wtrącać się w nie swoje sprawy i poruszać ciężkich zagadnień. - Skoro poradził sobie wtedy, poradzi sobie teraz - stwierdził z uśmiechem na znak otuchy. Udało mu się wychować siostrę na ludzi, więc raczej nie należało się martwić o Nadię.
- To dobrze. Inaczej, jako rdzenny mieszkaniec, czułbym się zobowiązany, żeby cię przekonać do Seattle - odparł pogodnie, rzucając jej krótkie spojrzenie. Choć chwilę wcześniej mógł nie zrozumieć, czemu brat wychowywał młodszą siostrę, to teraz dodał dwa do dwóch. Praca wywierała ogromny wpływ na czas, którego rodzice niekiedy nie poświęcali swoim dzieciom. Nie chciałby tego dla swojego.
Pokiwał głową na wzmiankę o odpowiedzialności.
- Wiem coś na temat terminów. Bez terminarza trudno mi się w tej chwili obejść - przytaknął z pewnym rozbawieniem, którym próbował ukryć mimowolne skrzywienie. Słodko gorzka prawda. - Założył ją mój pradziadek. To firma budowlana, zajmująca się głównie zamówieniami publicznymi, jak budowa wieżowców, dróg czy mostów. Nie wiem, może ostatnio słyszałaś? Wygraliśmy sprawę w sądzie przeciwko firmie konkurencyjnej, która przyczyniła się do katastrofy budowlanej prawie dwa lata temu w Vantage - mówił spokojnie, choć wspomnienia nadal bolały. Jedną z kilkunastu ofiar był jego ojciec. Od tamtego wydarzenia życie Nathaniela uległo drastycznej zmianie.
Złożył zamówienie na preferowane przez nich jedzenie, przy okazji też zahaczyli o odpowiednie picie, by po chwili z uśmiechem wręczyć Maddie jej pudełko. Od smakowitych zapachów poczuł, aż jego żołądek zaczął się skręcać, nieomal przyprawiając o omdlenie. Z racji wczesnego popołudnia, w parku nie było zbyt wielu spacerujących ludzi, dlatego też bez problemu znaleźli ławeczkę, którą zajęli. Nate odpieczętował swoje pudełko i z ochotą zabrał się za jedzenie. - Powiedziałaś, że jesteś artystką. Zawsze o tym marzyłaś? - zagadnął z zaciekawieniem, powracając myślami do wcześniejszej rozmowy.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bycie realistą nie jest niczym złym, a nawet wiarygodnym i uczciwym, jak wierzyć w bajki czy te cuda, bo przynajmniej wierzy się w to co się widzi i wie się na czym się stoi. Czy oczy mogą oszukiwać? Tak też się dzieje. Pomimo tego jednak… czasem mieć nadzieję na coś lepszego, co może nas spotykać otwiera przed nami o wiele więcej. Być może dlatego czasami jednak żyła złudzeniami i marzeniami, które mogły nawet nie mieć pokrycia.
Lubiła kolory. Niekoniecznie jak coś jest czarne albo białe, nic poza tym. Nawet jeśli coś jest przekoloryzowane, zawsze może być to piękne. Chęć współpracowania samego Nathaniela jeśli chodzi o ojcostwo Nadii już dawało jej poczucie takiej nadziei na lepsze coś, nawet jeśli czekali na te fakty i dowód na to iż tak właśnie jest. Być może dlatego się tym stresowała, bo do samego końca nie będzie wiadomo, jak to jest, a ku jej zaskoczeniu miała ogromną nadzieję, że to właśnie on jest tym, który sprawił iż powstała Nadia. Nie jej były. A on. Czy żałowałaby kiedyś tego? Wolała wierzyć, że nie i jej przeczucie co do niego nie jest błędne. Mała narodziła się z uczucia, może nie miłości, ale pragnienia i spełnienia. Trochę to nie po bożemu, ale się tym przecież nie ma co przejmować. Każde dziecko jest cudem. Trzeba jednak takie pielęgnować, by jednak nie przeinaczyło się w coś odwrotnego. Piekielnego. Teraz różni ludzie rosną. Źle pokierowani w życiu. Nie doświadczający dobra, a bardziej zła. Może nie zawsze wychodziło jej być matką roku, ale nie powinno się jednak mówić, że była złą matką bo nawalała. Walczyła z wieloma trudnościami w życiu, dla dobra swojego dziecka. Teraz miała szansę na pomoc, chociaż nie tego oczekiwała. Wszystko co robiła to nie dla swojego dobra, a tej małej słodkiej, choć czasem łobuzującej dziewczynki.
Naklejki dla dziecka – bezcenne.
- Nie sądzę, że to przetrwa całe życie, ale racja, lepiej się nie narażaj – rzuciła zadziornie, uśmiechając się w jego kierunku pod nosem. Jaki on honorowy i uczciwy. Dzieci mogłyby się pozabijać o taką naklejkę między sobą, ale nie on. Chociaż może za dzieciaka byłoby inaczej. Dorośli raczej nie mają frajdy z naklejek o dzielnym pacjencie! Raczej. – Wolałabym nie polegać na maszynach. Wizja takiej przyszłości może być dobra, ale niekoniecznie – zagadnęła i odetchnęła. – Miejmy nadzieję, że jednak pójdzie to wszystko w dobrym kierunku. Ale o tym się już dowiemy za parę lat – dodała i cmoknęła. – Nie będę jednak na nic narzekać, bo postęp w medycynie sprawił, że możemy dowiedzieć się tego, czy jesteś tatą – to podsumowała ten temat. Nauka jednak wygrywa z jej odczuciami, jeśli chodzi o rozwinięte technologie od których ludzie będą uzależnieni.
Zjedzenie czegoś wydawało się teraz najlepszą opcją. Zanim powróci do małej.
Ich zbliżenie i wspólnie spędzona noc było jak coś nierealnego teraz po tylu latach. Pomimo zbliżenia traktowali siebie teraz tak, jakby wcale do tego nie doszło. Dopiero się poznając i zaczynając od początku. Tak to już jest, jak się zacznie nie od tego etapu znajomości jak trzeba, gdzie potem zaczynają się schody. Zachowanie jednak Nathaniela sprawiło, ze nie czuła się przy nim źle, choć początkowo było jednak niezręcznie. Najbardziej w momencie, kiedy powiedziała mu o dziecku, a on potrzebował czasu na przemyślenie tego. Teraz jednak nie było to istotne.
Chociaż nie sądziła, że będzie z nim rozmawiać o swoim bracie. Taka nowość. Normalnie z nikim o nim nie rozmawiała, spoza rodziny.
- Może przyjdzie ten dzień kiedyś, kiedy poznasz mojego brata – zagaiła i uśmiechnęła się kącikiem ust. – To odkrywca. Widział rzeczy i miejsca o jakich ja nie mam nawet pojęcia. Pierwszą rzeczą jaką dostała od niego Nadia była maskotka Mumii. Niczym Indiana Jones. Tylko taki pogubiony – podzieliła się z nim swoimi myślami.
Lekko się zaśmiała.
- A jak byś to zrobił? Rozkochał mnie… w Seattle? – zagadnęła specjalnie. Może jeszcze było coś czego nie wiedziała o tym mieście? Cóż, na pewno jeszcze było wiele takich rzeczy.
Wsłuchała się w to co mówił z uwagą. Architektura była czymś co ją interesowała. Nie raz malowała jakieś budowle, drogi czy mosty. Pokręciła jednak głową na jego słowa. - Niestety nie jestem w temacie za bardzo, chociaż Vantage coś mi mówi. Ostatnie dwa lata były dla mnie zupełnie oderwaniem od wielu rzeczy. Nadia już o to zadbała – stwierdziła i odetchnęła. – To była długa walka dla Was. Te dwa lata – odpowiedziała na jego słowa o tym, co ich spotkało. Nawet jeśli wydawał się spokojny można się domyśleć, że dwa lata rozpraw w sądzie bywa męczące i to nie byle co.
Zamówili co trzeba, rozsiedli się już na tych ławeczkach w parku i mogli już przy jedzeniu kontynuować to poznawanie siebie.
- Od zawsze miałam artystyczną duszę. Już za dzieciaka malowałam wszędzie, gdzie się da i tworzyłam różne rzeczy – wyznała ze śmiechem, przypominając sobie te wymalowane ściany z dawna i miny rodziców, nawet jak była jeszcze dzieckiem. Przelotnie na niego spojrzała, wbijając swoje spojrzenie w jakiś punkt przed sobą. – Rodzice już mnie czasem mieli dość. Szczególnie ojciec – dodała swoje myśli. Po czym zabrała się za jedzenie. Czy zaczynać temat ojca? Już temat brata poruszyli. Temat ojca lepiej zostawić sobie na kiedy indziej.
- A jak z Tobą? Zajmujesz się tym, bo to lubisz, czy jednak zająłeś się tym przez wzgląd na swoją rodzinę? – dopytała.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Czas i doświadczenie nauczyło go patrzenia na świat na chłodno. Nie uleganie emocjom, a powoływanie się na fakty czasem bywało znacznie bardziej rozsądne i tego właśnie się trzymał. Choć owszem, zdarzało się również, kiedy górę nad rozsądkiem brało serce. Niekiedy tylko to, co podpowiadało, wydawało się wtedy najwłaściwsze. Zgodne z sumieniem i skrywanymi w sobie potrzebami. Duszoną w sobie tęsknotą za szczęściem i pragnieniem powrotu do życia w harmonii.
Mimo wszystkich doświadczeń, które próbowały go złamać, on niemal nigdy się nie poddał. I chociaż zwykle wykazywał pragmatyczne podejście, pomagające w konstruktywnej ocenie problemu, to gdzieś w głębi siebie pielęgnował nadzieję, że nie wszystko wymagało takiego myślenia. Zwłaszcza w relacjach międzyludzkich, do których nie można było podchodzić zero jedynkowo.
Posiadanie dziecka wiązało się z przemianowaniem priorytetów. Dotychczas Nate nie zetknął się świadomie z czynnikami, które mogłyby wpłynąć na jego przyszłość. Gdy więc dowiedział się o Nadii, dreszcze przebiegające mu po plecach oznaczały nadejście nieuniknionych zmian. To nie była już tylko odpowiedzialność za firmę i dorosłych w niej pracowników. To także odpowiedzialność za małą, nieświadomą jeszcze wielu rzeczy istotę. W tym przypadku powiedzenie, że czyjeś życie zależy od ciebie, nabierało całkiem nowego znaczenia.
- Wolałbym nie mieć wyrzutów sumienia - uniósł ręce w geście poddańczym i zaśmiał się cicho. Z kolekcjonerskich spraw za dzieciaka znacznie bardziej wolał klocki lego, niż naklejki. I chyba nawet znajdowały się gdzieś na strychu w posesji rodziców, w oczekiwaniu na lepsze czasy. - Masz rację. Filmy science fiction pokazują, że nawet maszyny nie są takie niezawodne - przyznał z uśmiechem. Sam nie był przekonany do postępów technologicznych, które w rękach niewłaściwych ludzi mogły stanowić potężną broń. Ale takim problemem można będzie się zacząć przejmować dopiero za dobrych parę lat.
Z jednej strony, powinno być niezręcznie. W końcu poszli ze sobą do łóżka pod wpływem dużej ilości alkoholu i przemożnej chęci zaspokojenia własnych potrzeb, bez nadziei na to, że kiedykolwiek jeszcze dane im będzie się spotkać. Wyszło jednak zupełnie inaczej i oto znowu ich drogi się spotkały. Czemu zatem tak łatwo przełamywali lody? Może nie pamiętali szczegółów tamtej nocy, ale skoro wtedy śmiało dążyli ku spełnieniu to czemu mieliby się teraz czegokolwiek wstydzić? Poddali się instynktowi i choć nie poszło to do końca tak, jak przewidywali, to Nate bynajmniej nie czuł wyrzutów sumienia.
- Jeśli dotychczas nie miał styczności z dzieckiem to mu się nie dziwię - uśmiechnął się. Sam doskonale pamiętał, jak po raz pierwszy wziął na rękę swoją chrześnicę, okropnie się przejmując, że zrobi jej przypadkiem jakąś krzywdę. Oswojenie się z maleństwem, które z każdą chwilą rosło w oczach, to zasługa Katherine. - I bardzo chętnie go poznam, jeśli nadarzy się taka okazja. Też fascynuje mnie świat, ale mam stanowczo za dużo zobowiązań, żeby tak po prostu rzucić wszystko i ruszyć w podróż w nieznane - stwierdził z wyraźnym podziwem, a nawet pewnym rozmarzeniem. Chris miał zapewne mnóstwo świetnych historii w zanadrzu i zazdrościł mu spełniania marzeń. Ale jednocześnie domyślał się, że było coś za coś - musiał dużo czasu spędzać poza domem.
- Hmm… to zależy od tego, ile miałbym dni, bo stanowczo nie da się wszystkiego ogarnąć w jeden - odparł zdecydowanym tonem i zastanowił się chwilę. - Pomijając już te oczywiste turystyczne atrakcje, to najlepiej wybrać się na przejażdżkę rowerową po okolicy, skoczyć na skałki albo wynająć łódkę po zatoce z widokiem na Rainier. Na pewno musielibyśmy odwiedzić kilka najfajniejszych miejsc pod względem jedzenia w Chinatown, potem skoczyć na piwo do Holy Mountain Brewing Company albo do mojej ulubionej knajpki z najlepszą kawą w mieście. Znam też świetną miejscówkę na piknik, z której rozpościera się świetny widok na góry. I koniecznie trzeba byłoby zahaczyć diabelskie koło, z którego widać niemal całe miasto - zaczął wyliczać, a pomysłów miał naprawdę bez liku. Mieszkał tu od dziecka, więc znał tu praktycznie każdy kąt. Odpowiadała mu ta urbanistyka otoczona zielenią i możliwością szybkich wypadów w góry albo nad wodę. No i jedzenie, które było genialne.
- No tak - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Nie masz pojęcia, jak długo się to wszystko odwlekało w czasie nie raz traciłem już wiarę. Na szczęście, ostatecznie kryzys został zażegnany - przyznał z ulgą i dumą, że wreszcie oczyścił dobre imię swojego ojca z jakichkolwiek zarzutów. I to niewiarygodne, jak wiele przez ten czas się zmieniło.
- Mówisz, że byłaś niesforną dziewczynką? - zaśmiał się na jej słowa, wyobrażając sobie w głowie sceny małej łobuzującej Maddie i odtworzył pudełeczko, by złapać pałeczkami zawartość i nabrać do ust pierwszy kęs. On sam jako dziecka wcale nie był najgrzeczniejszy. - Jakoś trzeba było wyrazić siebie, prawda? - zagaił wesoło. I bardzo dobrze, że nie dusiła w sobie pasji. A co rodzice mogli zrobić? Na moment zastanowił się nad jej następnym pytaniem.
- Właściwie i jedno i drugie. Od zawsze pasjonowało mnie budownictwo i co z czego było skonstruowane, żeby powstał jakiś konkretny obiekt. Poza tym, to bardzo szerokie zagadnienie, obejmujące wiele działów, które niekoniecznie wymagają przebywania non stop na budowie. Zawsze można znaleźć konkretny sektor, w którym odnajduje się najbardziej - przyznał, na koniec wzruszając ramionami. Dla niego to był temat rzeka, więc lepiej, by Maddie uważała, o co pyta, jeśli nie była typem kobiet, których to interesowało.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet jeśli wywróci to wszystko jego życie do góry nogami, tak jak i jej wywróciło jakiś czas temu – tak należało zrobić. To mogła być jego córka i trzeba było to sprawdzić. Dla nich, a nawet dla tej małej istoty, która jednak powinna wiedzieć kim jest jej ojciec. Czy była egoistką zatem, skoro mogła sprawdzić najpierw na swoim byłym czy jest ojcem, zamiast prosić o to samego Covingtona? Naprawdę tej opcji chciała uniknąć. Ich ponowne spotkanie było dla niej niczym wybawienie z którego skorzystała, bo poczuła, że tak należy. Wcześniej wolała wychować małą sama, ukryć przed nią prawdę (przynajmniej tak jeszcze do niedawna myślała). Spotkanie na nowo jej jednonocnej przygody, jak i pomoc jaką jej ofiarował stało się dla niej nadzieją na to, że ojciec dziecka, to jednak porządny facet, a nie kłamca i ktoś z kim nie chciała mieć więcej nic do czynienia, bo ją zranił.
Wiara w Nathaniela była lepsza, jak wiara w to, że ludzie się zmieniają i jednak jej były stanie się kimś z kim będzie chciała wychowywać Nadię.
- Racja nie ma co zadzierać z własnym sumieniem, bo z nim nie da się wygrać – zauważyła. Wiedziała już to po sobie, kiedy jednak czuła się winna za to, że odbiera dziecku szansę na poznanie ojca. Przynajmniej on ją chciał, a były już niekoniecznie mógł chcieć.
Mieli okazję do zapoznania przynajmniej w końcu. Nigdy nie pomyślałaby, że spędzi z kimś noc, uprawiając z nim seks, gdzie wcześniej nawet nie będzie dobrze znała tego kogoś. To nie była ona. Jednorazowy przypadek, którego gdyby nie mała Nadia chciałaby się wyprzeć całkowicie ze swojej głowy.
- To dorosły facet. Musi dać sobie radę i nawet nie chcę myśleć inaczej – rzuciła z lekkim uśmiechem, biorąc jeszcze głęboki wdech. – Z pewnością będziecie mieli okazję się poznać – dodała, jeśli Nathaniel jest ojcem Nadii oczywiście. Chociaż kto wie, może nie zerwą potem kontaktu, jak okaże się inaczej. Jakieś podobieństwo jednak mieli do siebie. W małej nie widziała ani grama jej byłego. A to już coś!
Wspólna wyprawa? To zaskakujące, że mieliby się na takową wybrać.
- Brzmi to niczym plan idealny. Już dawno chodziłam po kawiarniach, nie mówiąc o skałkach, rowerze, łódkach czy diabelskim młynie… – zaśmiała się pod nosem przelotnie, przy tym ostatnim słowie. – Na to ostatnie zawsze patrzyłam w boku. Jakoś nigdy nie przepadałam za słowem diabelskie w tej atrakcji i wolałam nie sprawdzać, jak diabelskie może to być – dodała pół żartem, pół serio. Bo tak właśnie było. Nawet jeśli nie raz jej ktoś polecał taki młyn. W takie miejsca to raczej chodzą… zakochani?
- Cieszę się, że jednak wszystko się ułożyło i ten kryzys minął – powiedziała szczerze, uśmiechając się do niego ciepło. Zbyt długo wiszące ciemne nad głową chmury mogą być niczym przekleństwo.
Tak, tak niesforna to ona była. Przytaknęła głową, bo nie będzie jednak zaprzeczać.
Uśmiechnęła się na jego odpowiedź.
- I bardzo dobrze. Robić coś wbrew sobie to najgorsze co może być – dodała. – Ja z architekturą mam do czynienia tylko w malarstwie. Maluję to co widzę, wyobrażając jedynie sobie całą tą strukturę z czego taka budowla została stworzona. Tak to znawcą budownictwa za wielkim nie jestem – wyznała.
- Dziękuję Ci za to spotkanie. Będę musiała się już powoli zbierać. Lepiej wrócę do córki i brata – dodała i uśmiechnęła się przepraszająco, że już go zostawia.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Odkąd postanowił związać się na stałe ze swoją dziewczyną z czasów licealnych i poszedł na studia, wpajano mu, że dzieci stanowiły przedłużenie rodu i stawały się dziedzicami tego, co się posiadało, a cały dorobek życia był im prędzej czy później przekazywany. Kiedy więc trzymał przed Zarą pierścionek zaręczynowy jego mamy, miał w sobie tę naiwną nadzieję, że niedługo i on, jako jedyny potomek Covingtonów, przedłuży swój ród i przekaże to, na co pokolenia pracowały tyle lat. Niestety, wraz z samotnym pierścionkiem leżącym na blacie wyspy kuchennej, jego ciche marzenia zostały porzucone w najdalsze zakamarki świadomości. Jego przekonania wydawały mu się wtedy najzwyczajniej głupie i podchodziły pod niezwykle samolubne zachowanie względem świata. Przestał dostrzegać sens w posiadaniu modelowej rodziny, stwierdzając, że zapełnianie tym pustki w rzeczywistości daje niewiele szczęścia. Wolał rozkoszować się wolnością, odkrywać nowe sporty i miejsca, bynajmniej nie przejmując się zakładaniem rodziny, co sprawiłoby mu kolejne zobowiązania.
Kiedy teraz myślał o swojej przeszłości, tym, co udało mu się zobaczyć i doświadczyć, zdawał sobie sprawę, jak duże zderzenie z rzeczywistością go spotkało. Miał pięćdziesiąt procent szans, że był ojcem małej istoty i, nie ukrywając, to na początku go przeraziło. W końcu to kolejne zobowiązanie, które mogłoby utrudnić mu dotychczasowe życie pełne wrażeń. Miał jednak czas na przemyślenie sprawy, dlatego wkrótce mimowolnie zaczęły w nim odzywać się dawno zapomniane marzenia i wyobrażenia o rodzinie. Co prawda, nie byłaby ona modelowa, biorąc pod uwagę kolejność zdarzeń, ale tak naprawdę rodzina zawsze była dla niego najważniejsza. W takich kategoriach traktował przyjaciół, którzy do tej pory zastępowali mu to, co stracił, a tymczasem mógł zyskać coś jeszcze cenniejszego i prawdziwego. Nie mógł się wyprzeć skrywanych w sobie pragnień, choćby nie wiadomo, jak się starał. Dlatego decyzja wkrótce stała się prosta.
Na jej słowa o sumieniu przytaknął tylko głową z nieznacznym uśmiechem, nie potrafiąc nic więcej dodać. W pełni się z tym zgadzał. Gdyby wbrew sobie stchórzył, to nie poradziłby sobie później z własnym sumieniem. Słowa Maddie utwierdzały go we własnym przekonaniu.
- Nie każdy dorosły facet jest na tyle dojrzały, żeby poradzić sobie z małym dzieckiem - zauważył z czającym się w tonie głosu rozbawieniem, chociaż sam był pewien obaw, czy był w stanie zająć się tak małą istotą i nie zrobić jej przypadkiem krzywdy? Ba, jak tu stać się dla niej najważniejszą osobą i wzorem do naśladowania? Czy uda się stworzyć więź i nić porozumienia z kimś dotychczas zupełnie obcym? Pominięcie kilku pierwszych etapów rodzicielstwa było straszne, bo właściwie jako ojciec miałby znacznie większe tyły, niż matka. Zastanawiało go też, jak nadrobić brakujący rok?
- No, cóż, wszystko jest do nadrobienia - przyznał z typową dla siebie pogodą ducha, mimowolnie wyobrażając sobie pewne sceny wycieczek, po chwili uświadamiając sobie, że należało w nich również uwzględnić Nadię. A właściwie… część z tego była do wykonania z dzieckiem. - W gruncie rzeczy nie jest taki straszny - zaśmiał się cicho na jej żartobliwą uwagę. Nigdy nie patrzył na diabelski młyn pod kątem diabelskości, ale faktycznie należało się temu przyjrzeć uważniej.
- Ja też - przytaknął i odwzajemnił uśmiech, w duchu doceniając szczerość, którą udało mu się rozpoznać w jej głosie. Najgorsze i tak wydawało mu się już za nim.
- Ale malowanie architektury to też wyzwanie, nie każdy artysta potrafi odwzorować obiekt czy wydobyć z niego to coś - odparł z wyraźnym szacunkiem dla pracy Maddie i nieodpartą chęcią sprawdzenia jej dzieł. Co prawda, był umysłem ścisłym, ale doceniał sztukę, naturalne piękno i talent. Jedzenie i rozmowa skutecznie wyciszyły jego zszargane nerwy i pozwoliły ochłonąć. Niestety, to co dobre, szybko się kończyło.
- Jasne, również dziękuję za towarzystwo, było mi bardzo miło - obdarzył kobietę uśmiechem, po czym wstał razem z Maddie, by sięgnąć do kosza obok i wyrzucić puste pudełko po jedzeniu. - No to co, w takim razie będziemy w kontakcie - dodał w poczuciu, że tak należało powiedzieć. - I do zobaczenia. - Choć tego, czy będzie im dane jeszcze się zobaczyć, nie był już pewien, to mimo wszystko obawy przed wynikami, które miały nadejść za pięć dni, po części odpłynęły gdzieś w dal. Tak samo, jak sylwetka Maddie zaraz po tym, jak posłała mu uśmiech na pożegnanie i ruszyła ścieżką przez park w stronę swojego domu.

//zt x2

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”