WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

020. Tik, tak. Tik, tak.
Zegar nieubłaganie odliczał mijające sekundy. Miała wręcz wrażenie, że z niej drwił. Siedziała tu sama przy zastawionym stole, przygotowany jakiś czas temu posiłek powoli stygł, a jej towarzysz się spóźniał. Ponownie zerknęła na leżący na blacie telefon. Zero nowych wiadomości. Co się z nim do cholery działo? Byli umówieni na 17, a było już grubo po. Miał tylko podskoczyć na chwilę do biura i domknąć parę zaległych spraw. Nic więcej. Nie mogło mu to zająć aż tyle, a nawet jeśli to mógł jej wysłać tego pieprzonego sms'a. Czyżby nie pomyślał nawet o tym, że może się o niego martwić? Zniknął bez śladu wystawiając akurat tego dnia, kiedy najbardziej potrzebowała jego wsparcia. Jej życie i tak było ostatnio zbyt skomplikowane, a on utrudniał je jeszcze bardziej.
Może coś mu się stało? Potrącił go samochód, kiedy wychodził z biurowca? Albo miał wypadek, gdy do niej jechał? Ktoś mógł go napaść! Było tyle okropnych scenariuszy, które mogły się mu przytrafić. Bo przecież by do niej zadzwonił, gdyby mógł! Wytłumaczyłby powód swojego spóźnienia. Zwłaszcza, że wysłała mu wiadomość, że się martwi..
Nie była w stanie usiedzieć w miejscu myśląc o tych wszystkich okropnościach. Z uporem maniaka krążyła po kuchni, co jakiś czas nerwowo przeczesując palcami włosy. Tak bardzo chciałaby wiedzieć, co się z nim dzieje. Może nie zauważył poprzednich wiadomości? Może jakimś cudem mu umknęły? Było to dość nieprawdopodobne, jednak nic jej nie szkodziło wysłać kolejne. Nie, nie. Najpierw zadzwoni. Może tym razem odbierze.
Poczta głosowa.
Skrzywiła się znacznie słysząc kolejny już dzisiaj raz te same słowa dobiegające z głośnika telefonu. Nie powstrzymały ją jednak od wysłania kolejnych wiadomości, których treść wystukała sfrustrowana na ekranie. Pozostawało czekać. Tylko na co?
Nie, nie mogła czekać. Postanowiła zadzwonić do ich wspólnego przyjaciela. Nerwowo wytłumaczyła mu zaistniałą sytuację licząc na to, że on coś wie i... wiedział.. Odpowiedź na nurtujące ją pytania miała dostać w screenie z instagrama, który zamierzał jej wysłać. Jedno spojrzenie na zdjęcie, które zawierał sprawiło, że już nie bała się, że Covingtonowi coś się stało. Miał się dobrze. Można by nawet określić, że świetnie. Wszystkie jej zmartwienia zniknęły..
..a zamiast tego pojawiła się niewyobrażalna wściekłość i chęć uduszenia go gołymi rękami.
Pieprzony dupek.
Z impetem odłożyła telefon na kuchenny blat uprzednio wysyłając jeszcze do Nathaniela kilka niezbyt miłych wiadomości i chwyciła za patelnie na której znajdował się przygotowany przez nią posiłek, aby wyrzucić całą jej zawartość do kosza na śmieci.
Pieprzony Nate. Pieprzona kolacja. Pieprzone wszystko.
Recytowała w głowie. Była tak wściekła. Nie tego się po nim spodziewała! Nie po osobie dla której przygotowała to wszystko! Jak on mógł zachować się w ten sposób?!!!

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#10 | + outfit
To miało być szybkie, ale ważne zadanie do wykonania. W biurze nie zajęło mu zbyt wiele czasu znalezienie pendrive’a z danymi i stwierdził, że ma jeszcze trochę czasu, żeby skoczyć do swojego mieszkania i załatwić sprawy zdalnie, a przy tym doprowadzić się do porządku po całym dniu pracy w garniturze. Pogoda wcale nie była ciekawa - na drodze momentami mimo poruszania się między zabudowaniami, odczuwał podmuchy wiatru, które nakazywały mu ostrożność i czujność, w dodatku tnący deszcz walił ostro w szyby, co utrudniało widoczność. Będąc już na miejscu zapoznał się z materiałami na przenośniku i przesłał kilka maili. Kiedy upewnił się, że wszystko domknął, wziął szybki prysznic i przebrał się w coś wygodniejszego.
Otwierając drzwi do mieszkania spotkał jednak Zarę, nim zdążyła użyć dzwonka. I choć wiedział, że powinien już wyjść, jakoś nie potrafił jej odmówić zaproszenia do środka, usprawiedliwiając się faktem, że to tylko na chwilę. Z tym, że czas w jej towarzystwie płynął zdecydowanie za szybko i nim się obejrzał, chwila przerodziła się w ponad dwie godziny. Świadomy spóźnienia, znalazł telefon w kuchni. Ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń i kilka smsów na wyświetlaczu niemiłosiernie dawało do zrozumienia, jak bardzo ma przerąbane.
Przeklął pod nosem, odczytując wiadomości. Nic dziwnego, że Maeve ostatecznie się na niego obraziła. Kiedy umówili się na spotkanie u niej w domu, z rozmowy zdążył wywnioskować, że coś się działo i chciała spędzić z nim czas. Przez jego rozkojarzenie nawet nie dał jej żadnego znaku życia. Jak mógł aż tak dać dupy? Oddzwonił do niej, ale włączyła się poczta głosowa. Fantastycznie, pomyślał z przekąsem. Nie pozostało mu nic innego, jak rozwiązać sprawę osobiście.
Przeprosił Zarę za zaistniałą sytuację i obiecał wynagrodzić jej to w niedługim czasie, po czym w pośpiechu udał się w drogę do przyjaciółki. W międzyczasie spróbował jeszcze raz się do niej dodzwonić, ale bez sukcesu, aż w końcu wysłał jej krótkiego SMSa. Tym razem z powodu wina krążącego w jego organizmie nie mógł pozwolić sobie na kierowanie. Alert pogodowy brzmiał niepokojąco, ale nawet to nie powstrzymało go przed złapaniem taksówki, co w warunkach panujących na dworze okazało się nie lada wyczynem. W taksówce odebrał wiadomości, które kategorycznie zabraniały mu przyjazdu. Nie do końca rozumiał ostatniej, ale nie było sensu jej odpisywać, skoro i tak był już w drodze. Przez telefon nie dało się tego wytłumaczyć.
Nie przejmował się zacinającym deszczem i wiatrem, który szczypał go w twarz, gdy przemierzał odległość z ulicy do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie Maeve. Dopiero pod jej drzwiami uświadomił sobie, że z tego wszystkiego zapomniał o butelce z winem, która została u niego w lodówce. Z wahaniem podniósł dłoń w stronę dzwonka i zawisła w powietrzu. Nadal próbował opanować oddech nierówny oddech spowodowany pośpiechem. Wiedział, że spierdzielił sprawę. Maeve nie zasługiwała na takie traktowanie. Nie po tym, co razem przeszli. Sytuacja wyglądała wręcz tragicznie, bo nawet nie zdążył jej poinformować o odnowieniu kontaktu z Zarą, za której sprawą stracił rachubę czasu. Będzie bardzo zła, jeśli się o tym dowie, ale nie potrafił przed nią kłamać. Musiała go wysłuchać i poznać prawdę. Kliknął w dzwonek, z oczekiwaniem i zaciśniętymi mocno szczękami oczekując na zbliżający się wewnątrz w stronę drzwi odgłos kroków.
Ostatnio zmieniony 2021-03-02, 23:19 przez Nathaniel Covington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Popijała czerwone wino wprost z butelki, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk przychodzącego połączenia. Zapewne jeszcze pół godziny temu rzuciłaby się do telefonu widząc wyświetlające się na ekranie imię. Teraz jedynie się w nie wpatrywała, czekając aż Nathaniel da sobie spokój. Nie chciała z nim rozmawiać. Słyszeć jego idiotycznych wymówek i powodów dla których ją wystawił. Doskonale je przecież znała. Widziała to cholerne zdjęcie i niczego więcej nie było jej potrzeba, aby wyrobić sobie na ten temat opinie, a właściwie na jego temat. Widząc Sherwood kompletnie tracił głowę i nic innego nie miała już znaczenia? Trudno. Najwyraźniej ona była dla niego najważniejsza i nie opłacało się usilnie z nią konkurować. Nie miało to sensu. Szkoda tylko, że zrozumiała to teraz, a nie parę godzin temu, kiedy odchodziła od zmysłów martwiąc się o to, że mogło mu się coś stać.
Zacisnęła mocniej usta widząc wiadomość od Covingtona. Naprawdę nie doszło do niego, że nie ma po co się tu zjawiać? Chyba wyraźnie mu to napisała. Kretyn nie potrafił nawet czytać ze zrozumieniem. Chociaż zapewne to dla niego zbyt trudna umiejętność, skoro wcześniej ciężko było mu nawet napisać, że jego plany na wieczór uległy diametralnej zmianie. Tak bardzo była na niego wściekła. Jeśli naprawdę zamierzał zignorować wszystkie jej wiadomości i przyjechać tu jak gdyby nigdy nic, to śmiało mógł się już określać mianem samobójcy. I cóż, dzwonek do drzwi po paru minutach od wysłania sms'a upewnił ją w tej myśli.
Przez kilka długich chwil starała się ignorować irytujący dźwięk, jednak Nate nie zamierzał najwyraźniej odpuszczać. Niechętnie podniosła się więc z miejsca i dzierżąc w dłoni do połowy pustą już butelkę, pomaszerowała do drzwi.
- Pieprz się - wycedziła przez zęby tuż po naciśnięciu klamki i choć widok Nathaniela w przemoczonych ubraniach w innych okolicznościach wywołałby zmartwienie na jej twarzy, to teraz w środku się uśmiechała. Karma jednak istniała. Niech stoi tam i moknie. A potem niech złapie jakieś zapalenie płuc, czy coś. Może następnym razem odechce mu się takiego zachowania - Nie mam Ci nic do powiedzenia - dodała jeszcze i z trzaskiem zatrzasnęła drzwi. Dopiero po paru minutach doszło do niej, że przecież to było za mało. Z cudownym planem w głowie udała się do kuchni, gdzie z kosza wyciągnęła worek na śmieci wraz z wcześniej wyrzuconym posiłkiem i wróciła do bruneta, aby mu go wręczyć - Smacznego. Zapakowałam Ci na wynos - mruknęła uśmiechając się przy tym złośliwie. Niech się udławi.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

music vibes
To miała być tylko chwila. Wiedział, że spotkanie z Maeve było ważne, że umówił się z nią dużo wcześniej i nie przewidział żadnych komplikacji, więc to wcale nie tak, że się nie wahał. Ale widząc uśmiech Zary nie potrafił odmówić jej wejścia, a później… Później już było za późno, żeby wyszedł z tego cało. Zmierzając do mieszkania swojej najlepszej przyjaciółki, czuł się cholernie źle, że doszło do takiej sytuacji i jednocześnie był wkurzony na siebie, że sam do tego doprowadził, wyrzucając to sobie w głowie. Gdyby jeszcze chociaż słyszał dźwięk telefonu i dość szybko odpisał, że się spóźni czy cokolwiek… Była narzeczona naprawdę doprowadzała go do zamroczenia, a przecież obiecał sobie i M., że nic nie będzie w stanie stanąć na drodze ich przyjaźni. Z racji tego, że rzadko łamał obietnice, to musiało zaboleć i uderzyło w zaufanie.
Ale przecież nikt nie jest bez skazy, usprawiedliwił się w duchu i zaraz uderzył pięścią w swoje udo. Nie, nie powinien się w ten sposób wybielać. Maeve zasługiwała na szczerość i przeprosiny, a on wiedział, że spierdzielił i musiał to przyjąć na klatę. Jak mężczyzna, który nie boi się odpowiedzialności za swoje czyny.
To, że nie powiedział jej wcześniej o tym, iż odnowił kontakty z pierwszą miłością swojego życia, wcale nie pomagało. Ale w zasadzie nie było czym się chwalić, bo sam przecież nie miał pojęcia, do czego może to go zaprowadzić. Nie chciał być egoistą, który zwracał na siebie całą swoją uwagę, ale nadszedł czas, by wyjawić ten mały sekret. Czuł, że zszokuje to pannę Thompson i nie wpłynie zbyt pozytywnie na wyrok, z tym że nie miał już wyjścia. Odkąd te panie tylko się poznały, nie mógł nie zauważyć, że nie przypadły sobie do gustu. Modlił się więc tylko w duchu, żeby go zrozumiała.
Nie było innej opcji, jak stanąć przed jej drzwiami i wyjaśnić wszystko osobiście. W tak poważnych chwilach nie lubił posługiwać się telefonem, który i tak przez tę burzę zaczął szwankować. Zawsze to inaczej było wysłuchać kogoś, widząc się twarzą w twarz, niż tchórzliwie chować za wyświetlaczem. Łatwiej też było wyczytać emocje i się do nich dostosować, jakkolwiek by wyglądały. Stojąc przed drzwiami jak ostatni kretyn coraz bardziej klął na siebie w myślach, że przyszedł z pustymi rękami.
Sekundy mijały, a z wewnątrz nadal nie było słychać żadnych odgłosów. Jeszcze raz zadzwonił dzwonkiem, a kiedy to nie pomogło, otwartą dłonią uderzył kilka razy w drzwi, nie zwracając uwagi na to, że sąsiedzi, gdyby tylko wyściubili swoje wścibskie nosy to mogliby uznać go za wariata.
- Maeve! Otwórz, proszę! - krzyknął i jeszcze raz kilka razy zadzwonił dzwonkiem. Znała go na tyle, żeby wiedzieć, że on nie odpuszczał tak łatwo i mógł pod drzwiami spędzić naprawdę cały wieczór, a w razie konieczności posunąć się do odważniejszych czynów. I tak był kretynem, większego z siebie by już nie zrobił.
Jej widok, z butelką wina i przerażającym chłodem w oczach wymieszanym z pogardą, uderzył go bardziej, niż wycedzone przez zęby słowa. - Maeve… - zaczął, choć nagle zabrakło mu odpowiednich słów. Przez całą ich znajomość nigdy nie widział jej aż tak złej, w dodatku na niego. Tym samym zrobiło mu się jeszcze bardziej głupio. - M, proszę… - powiedział, zanim zatrzasnęła przed nim drzwi. Zacisnął szczęki. Była uparta, ale on też potrafił. Uderzył dłonią w drzwi. - Możemy porozmawiać? - Nieudolnie starał się ukryć łamiący się głos. Mogła udawać, że nie miała nic do powiedzenia, ale przecież widział, że kipiała ze złości. Lepiej, żeby powiedziała mu to wprost niż chowała urazę. Kiedy ponownie otworzyła drzwi, skrzywił się na widok worka na śmieci. - Bardzo, bardzo Cię przepraszam, jestem idiotą, ale po prostu straciłem rachubę czasu - powiedział ze skruchą i przytrzymał drzwi w razie, gdyby znów chciała mu zamknąć je przed nosem. - Proszę, pozwól mi wejść i wszystko wyjaśnić - dodał, wpatrując się w nią i próbując wyczytać cokolwiek z jej twarzy. Idąc tu, wiedział, że nie będzie łatwo, choć szczerze mówiąc nie spodziewał się aż takiej reakcji. A co dopiero będzie, gdy powie, co ukrywał przed przyjaciółką?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zacisnęła pięści mocniej na końcówce czarnego, foliowego worka na śmieci. Nie była w stanie go słuchać. Kipiała ze złości, a on mówił jej jeszcze, że stracił rachubę czasu. Ciekawe przez co, a raczej przez kogo. Oczywiście, że przez Sherwood. Wystarczyło tylko jedno jej skinienie, aby biegł do niej na zawołanie niczym tresowany piesek - Czyli nie jesteś głodny? - zapytała, a kąciki jej ust uniosły się w szyderczym uśmiechu. - Trudno. - wzruszyła ramionami upuszczając zapakowany na wynos posiłek na ziemie i sięgnęła dłonią do klamki - Nie chcę słuchać Twoich wyjaśnień, więc żegnam - fuknęła jeszcze i już zamierzała kolejny raz zatrzasnąć przed nim drzwi, kiedy napotkała na opór. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Wyraziła się jasno. Nie chciała go wiedzieć, ani słuchać idiotycznych tłumaczeń. Zapewne również i kłamstw, bo skoro nie powiedział jej wcześniej o odnowieniu kontaktu z ex narzeczoną - to dlaczego miałby zrobić to teraz? Pogorszyłby jedynie swoją i tak już złą sytuacje.
- Mam gdzieś Twoje wyjaśnienia. Powiedziałam, żebyś się stąd wynosił, więc to do cholery zrób! - wrzasnęła nie robiąc sobie nic z tego, że prawdopodobnie sąsiedzi następnego ranka będą rzucać jej krzywe spojrzenia. Było już późno. Nie powinna robić sensacji i wydzierać się przed drzwiami, jednak aktualnie zupełnie o tym nie myślała. Liczyło się jedynie to, aby jak najszybciej przegonić stąd Covingtona i wrócić do użalania się nad sobą w towarzystwie butelki wina.
- Wszystko wiem, więc Twoje kłamstwa zdadzą się na nic - dodała już znacznie ciszej i sięgnęła do kieszeni spodni po telefon, aby następnie wyszukać w nim zdjęcie, które otrzymała i pokazać je stojącemu w progu mężczyźnie - Chyba miałeś udany wieczór, co? - burknęła wściekle. Gdyby spędził go chociaż w towarzystwie kogoś innego, to może byłaby zdolna do jakiejkolwiek rozmowy ale nie.. musiała to być akurat jego ex. Powracająca niczym koszmar z dzieciństwa i burząca wszystko dookoła. W tym również ich przyjaźń - Naprawdę masz na jej punkcie obsesje. Gdy tylko się pojawia to zapominasz o wszystkim innym. Liczy się tylko ona i nikt więcej - wykrzywiła usta, chowając telefon z powrotem do kieszeni. Zupełnie nie rozumiała jego postępowania. Nie mieściło jej się to w głowie. Zraniła go, a on po tym wszystkim ponownie do niej wracał i bez zastanowienia olewał wieloletnią przyjaźń - i po co? Aby tylko nacieszyć się ulotną chwilą? Naprawdę nie zdawał sobie sprawy, że ona i tak nie traktuje go poważnie?
- Sorry, ale ja mam dość tego cyrku. Nie licz na to, że będę Cię pocieszać. Rezygnuje już na starcie. - mruknęła mierząc go chłodnym spojrzeniem i kolejny raz podjęła próbę zatrzaśnięcia drzwi. Bezskutecznie. Musiała więc uderzyć mocniej, choć może to nie chęć zakończenia tej rozmowy, a chore pragnienie odegrania się na Nathanielu nasunęły jej do ust następne słowa - Najlepiej oświadcz jej się już na starcie. Może tym razem dojdzie nawet do ślubu, choć raczej powstrzymam się z kupowaniem prezentów, Do tego czasu jej się zapewne znudzisz i ucieknie Ci sprzed ołtarza. Ale nie martw się. Będziesz mógł spróbować znowu, bo przecież ty się nigdy nie poddajesz. Usilnie próbujesz wmówić jej i sobie, że to miłość, a wcale jej nie kochasz. Pragniesz jej jedynie dlatego, że Cię nie chce i nie potrafisz się z tym pogodzić - Może nie powinna się wtrącać. Mówić, że wie lepiej co on czuje, jednak nie mogła się powstrzymać.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Tak, strata poczucia czasu nie brzmiała zbyt dobrze, ale właściwie to nie było byle jakie usprawiedliwienie na odczepnego. Dwie godziny w towarzystwie Sherwood umknęły mu tak szybko, że mógłby przysiąc, iż trwało to tylko kwadrans. Na jej pytanie zacisnął wargi w wąską linię i pokręcił głową. Propozycja nakarmienia go śmieciami musiała ją satysfakcjonować, o czym świadczył ten zgryźliwy uśmieszek, ale nie widział w tym powodów do dumy. - Maeve, porozmawiajmy jak dorośli ludzie - poprosił łagodnym tonem, przytrzymując drzwi. Czy warto było strzelać fochy niczym nastolatka bez słowa wyjaśnienia? Rozumiał, jak bardzo ją skrzywdził swoim zachowaniem, ale czy przez to nie zasługiwał w ogóle na wytłumaczenie, dlaczego tak się stało? Oczywiście z tą informacją mogła już zrobić, co tylko chciała, lecz warto było znać wersję przeciwnej strony.
Jej wrzask dogłębnie go przeszył, powodując skrzywienie na twarzy. Trzeba było przyznać, że choć Maeve przejawiała swoją niezłomną upartość, to takiej jej jeszcze nie znał. - M, proszę, złość piękności szkodzi - powiedział cicho, a jego kącik ust zadrgał nieznacznie. To nie był odpowiedni moment na takie powiedzenia, ale liczył na to, że może trochę rozładuje napiętą sytuację. Strasznie się nakręciła, a on przecież jeszcze nie zdążył dojść do słowa.
- Skąd...? - zmarszczył brwi i wpatrywał się w nią z niezrozumieniem. Czyżby w jakiś przedziwny sposób go szpiegowała? Jeśli wykorzystywała do tego swoje znajomości to chyba nie chciał tego wiedzieć. Widząc jednak pokazane na wyświetlaczu zdjęcie, pobladł. Artystyczne ujęcie przedstawiało jego we własnej osobie, siedzącego z winem w salonie, spoglądającego w jakiś punkt w oddali, a cała reszta ewidentnie wskazywała na towarzystwo kobiety, i to wcale nie przypadkowej. Nawet nie miał pojęcia, kiedy Zara zrobiła mu to zdjęcie! W dodatku wstawiła je na jakiś portal społecznościowy w relacji. Powiadomienia nie przychodziły do niego z powodu problemów z zasięgiem i internetem podczas tej okropnej ulewy. Następne słowa Maeve wyrwały go z konsternacji, w jaką wpadł. - To wcale nie tak. Gdyby liczyła się tylko ona, to w ogóle bym tu już dziś nie przyszedł. A jednak zostawiłem ją i jestem. - Patrzył na nią, zaciskając mocno szczęki. Tym samym nawalił pewnie w obu relacjach, ale naprawianie musiał zacząć w progu domu Thompson. Nie miał nic na usprawiedliwienie swojej reakcji na przyjście Zary, był po prostu głupcem, ale przyjaźń z Maeve liczyła się dla niego i musiał to pokazać.
- Pocieszać? - odezwał się niczym echo jej słów. Co ona miała na myśli? Użył całej swojej siły, by uniemożliwić jej ponowne zamknięcie drzwi. Przygryzł wargę, z niedowierzaniem słuchając jej opryskliwej wypowiedzi. Większej głupoty to już dawno nie słyszał, ale kobiety uwielbiały stwarzać sobie takie niestworzone historie, a potem weź się, facecie, tłumacz z ich własnych wymyślonych bajek. - Słuchaj, chyba nie wiesz, o czym mówisz. Dlatego właśnie chciałem to wyjaśnić. Mógłbym chociaż nie stać w progu i wejść do środka? - Uniósł pytająco brew, tłumiąc zalążek irytacji, jaki zaczął się wkradać do jego względnego opanowania. Może nie padało mu na głowę, ale uderzający w jego wilgotne ubrania raz po raz zimny wiatr nie był zbyt przyjemny. Chociaż pewnie w domu Maeve, chłód bijący od niej wcale nie byłby korzystniejszym wyjściem.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W obecnej chwili ani trochę nie myślała o tym, żeby się uspokoić. Była wkurzona. Nie. Wściekła. Na niego, na jego spokojny ton głosu i na to, że wciąż tu stał i usiłował przekonać ją do rozmowy. Ani jej się śniło, aby wysłuchiwać jego tłumaczeń. Nie obchodziło ją to! Mógł mówić co chciał, a ona i tak jednym uchem to wpuszczała, a drugim wypuszczała. Bo przecież miał na to czas wcześniej, kiedy jak głupia siedziała i z nadzieją wpatrywała się telefon czekając tylko aż zadzwoni. A nie teraz, gdy.. no właśnie.. przez ten cały czas świetnie się bawił ze swoją byłą. Wręcz ją przez to rozsadzało. Była tak rozczarowana jego zachowaniem i tym, że miał jeszcze czelność prosić ją o rozmowę. Czyżby Zara dała mu kosza i nagle sobie przypomniał o tym, że był z kimś umówiony? Kolejny raz liczył na to, że będzie go pocieszać i zignoruje to, że przypomina sobie o ich przyjaźni jedynie wtedy, kiedy ma na to ochotę?
- Nie mamy o czym. - warknęła mierząc go wściekłym spojrzeniem. Zapewne gdyby mogła zabijać wzrokiem to Nate leżałby już dawno martwy na wycieraczce. - Nie jestem zabawką, którą możesz odkładać i podnosić z miejsca, kiedy masz na to ochotę - w obecnej chwili była wręcz pewna, że Covington nie zasługuje na chociażby chwilę jej czasu. Zmarnował go już wystarczająco dużo. Zresztą nawet jeżeli zgodziłaby się na rozmowę, to i tak niczego by to nie zmieniło. W obecnej chwili nie przychodziło jej do głowy nic, co mogłoby usprawiedliwić jego parugodzinne spóźnienie. Jego była nie trzymała go przy sobie siłą. To była jego świadoma decyzja, aby spędzić z nią czas, zamiast pojawić się na umówionym spotkaniu. A to że mogło mu wypaść z głowy - również nie działało na jego korzyść.
Może i zachowywała się jak nastolatka, jednak w tym momencie uważała, że ma do tego pełne prawo. Prawo do tego, aby go obrażać i zapierać się przed tym, aby chociażby go wysłuchać. Bo sobie zasłużył! O! I tyle! Niech w końcu zrozumie, że nie ma zamiaru dłużej tolerować jego zachowania. Koniec. I tak wykazywała się wobec niego zbyt dużą cierpliwością. - Na co ty w ogóle liczysz? Na to, że jak zawsze stwierdzę, że nic się nie stało? - prychnęła pogardliwie zaciskając palce mocniej na futrynie drzwi. - To skąd mam to zdjęcie nie ma znaczenia - dodała po chwili wzruszając ramionami. Nie zamierzała zdradzać mu tej informacji. Niech snuje sobie teorie w głowie. Zresztą zdjęcie zostało udostępnione na publicznym profilu, więc trafić mogła na nie również przypadkiem.
- To wcale nie tak? A jak? Powiedz mi czy nie olałeś mnie dzisiaj, bo nagle się pojawiła i przez to zapomniałeś o wszystkim innym? - uniosła brwi wpatrując się w niego wyczekująco. Dla niej sprawa była jasna. Nie było potrzeby nic dodawać. Fakt, że był tu teraz niczego nie zmieniał. Może gdyby chociaż pokusił się o to, aby powiadomić ją wcześniej o spóźnieniu, to ta dyskusja przebiegłaby w inny sposób. Ale czasu nie dało się cofnąć i naprawić popełnionych błędów - Lepiej już do niej wracaj. Z pewnością czeka na Ciebie z utęsknieniem lub znalazła już sobie kogoś w ramach pocieszenia - dodała po chwili i uśmiechnęła się przy tym zgryźliwie. Wyjątkowo bardzo zależało jej w tym momencie na tym, aby wyprowadzić go z równowagi i skłonić do odwrotu.
- Nie, Nate. Nie możesz wejść - odparła zagradzając mu przy tym bardziej drogę do środka - Nie będziemy sobie również niczego wyjaśniać, bo nie obchodzą mnie Twoje słowa. Ty zawsze mówisz jedno, a później robisz coś całkowicie przeciwnego - burknęła nie zamierzając ustępować. I tak powinien się cieszyć, że nie zamknęła mu drzwi przed nosem, chociaż nie.. zrobiła to i z chęcią by to powtórzyła, gdyby tylko wciąż nie stawiał oporu - Ostatnio mówiłeś, że nie chcesz zepsuć naszej przyjaźni, a teraz świadomie to robisz udowadniając, że nie ma ona dla Ciebie żadnego znaczenia. Dlaczego więc mam Cię teraz wysłuchiwać i Ci wierzyć? - uniosła brwi biorąc głębszy wdech powietrza. Dla niej również ta kłótnia nie była łatwa. Nate był jedną z ważniejszych osób w jej życiu. Nie chciała go stracić, jednak nie mogła dłużej tolerować jego zachowania.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

- Nie uważam Cię za zabawkę, Maeve i naprawdę przepraszam, jeśli tak się poczułaś. Nie miałem tego w zamiarze - wytłumaczył ze zbolałą miną, nie zważając na jej wściekłe spojrzenia. Oczywiście miała pełne prawo czuć się w taki sposób, a powiedzenie mu o tym było już maleńkim, ale tak samo ważnym i liczącym się, kroczkiem do porozumienia. Albo chociaż wyrzucenia z siebie tej złości, która sprawiała jeszcze gorszą krzywdę, kiedy się ją tłumiło.
Nie twierdził, że nic się nie stało, wręcz przeciwnie. Stało się i czuł ogromne wyrzuty sumienia, co dało się odczuć w tonie jego głosu. Ale ona nie dawała mu dojść do słowa, czy właściwie nie chciała usłyszeć, o czym mówił. Była głucha na jego przeprosiny, ale w tym momencie nie wiedział jeszcze, jak mógłby naprawić sytuację. Szybkie reagowanie na zaistniałe problemy były jego mocną stroną w pracy, ale nijak to się miało do relacji, w których, nie wiedzieć czemu, często dawał ciała. Skoro jego życie kręciło się tylko wokół pracy, to może rzeczywiście nie powinien wychodzić poza tę sferę? Przynajmniej wtedy mógł budować, a nie niszczyć. - Nie. Że mnie w końcu wysłuchasz. A potem możesz zrobić z tym, co chcesz - zacisnął mocno szczęki. Mogło to równie dobrze oznaczać koniec, choć był to ostateczny scenariusz, którego nie chciał brać pod uwagę. Mimo że zdradziło go zdjęcie, przez które był w czarniejszej dupie, niż przewidywał, to nie zamierzał się poddawać, póki widział jeszcze cień szansy.
- Nie miałem zamiaru Cię olać… - zaczerpnął powietrza, ale brakowało mu słów, by zaoponować. Z niechęcią musiał przed sobą przyznać, że w tym aspekcie miała zupełną rację. Nie miał odpowiedniego wytłumaczenia na to, że zamiast grzecznie odmówić Zarze to zaprosił ją do środka. I całkowicie zapomniał o pośpiechu. Że też ta jedna głupia decyzja wpłynęła tak znacząco na przebieg wieczoru! Wszystko, jakby w efekcie domina, zaczęło się sypać. Mimowolnie zaczęła wzrastać w nim złość. Ścisnął nerwowo pięści. Patrząc na zachowanie Maeve, wiedział, że nie daruje mu tak łatwo i nie wpuści go do siebie. Ale jej następne słowa, które z całą pewnością miały go zaboleć, dały zupełnie inny efekt. Spojrzał na nią kpiąco. - A niech sobie robi, co chce! Odnowiłem z nią kontakty, ale to wcale nie oznacza, że zaplanowałem z nią całe swoje życie. Nie mam pojęcia, do czego to prowadzi, bo w tym momencie i tak najważniejsza jest dla mnie firma - odparł stanowczo. Nawet nie znając zarysu sytuacji Thompson i tak wyciągała własne wnioski. Naprawdę nie miała pojęcia, co jej ślina na język przynosi, a mimo to gadała od rzeczy. Jak każda, typowa kobieta. Tylko na tyle było ją stać?
Z politowaniem pokręcił głową. - Wystarczyło, że zdarzyła się jedna taka sytuacja, a Ty już stawiasz znak równości, jakbym rzeczywiście za każdym razem dawał dupy, mimo że doskonale wiesz, że wcale tak nie jest. Typowe… - prychnął. Jej upór i idące za nim słowa zaczynały robić się nad wyraz drażniące. Już pomijał fakt, że próbowała wypomnieć mu stare błędy, których aż tak wiele nie popełnił. Ponad dziesięć lat przyjaźni nie dało się tak po prostu skreślić z takiego powodu i nie widział sensu stawiania dalszego oporu, ale ona widocznie nie zamierzała ustępować. A myślał, że takie licealne dramaty mieli już dawno za sobą. - Bo nie chcę! Tak, nawaliłem, ale dokonałem wyboru i przyjechałem, co też już nie ma dla Ciebie znaczenia. Wychodzi więc na to, że wcale nie jesteś lepsza. Poza tym nie możesz mi mówić, co mam albo i nie, robić, ani tym bardziej, z kim. Przyjaźń jest po to, żeby się wspierać, a nie wściekać o wybory, które nie idą po Twojej myśli - warknął, przypominając jej zakres obowiązków przyjaciółki, za jaką się uważała, skoro już zagrała kartą ich relacji. Owszem, byli bardzo zżyci i zrobiłby dla niej o wiele więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić, ale z drugiej strony nienawidził czuć się ograniczany i to przez osobę, w której miał oparcie. - Jasne, wcale nie musisz mnie wysłuchiwać, skoro wiesz lepiej, co mam w głowie i czym się kieruję. Oglądanie tych wszystkich głupich filmów zdecydowanie Ci nie służy - przewrócił oczami, nieco opanowując swój ton ze złości do zgryźliwości. Nie wszystko na świecie było czarne i białe, jak to wyglądało w filmach, które lasowały jej mózg. Życie nie było tak schematyczne jak scenariusze komedii romantycznych i nie każdy facet, widząc laskę, musiał świrować i zabiegać o nią bez względu na okoliczności. Nate miał zupełnie inne zobowiązania, na których skupiał się bardziej, niż na swoim prywatnym życiu. Ale czy Maeve to rozumiała?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z każdym jego kolejnym zaprzeczeniem coraz to bardziej ogarniała ją irytacja. W obecnej chwili wiedziała swoje. Żadne dobre momenty ich relacji nie miały aktualnie znaczenia. Patrzyła na wszystko jedynie pod pryzmatem wszystkich jego przewinień - Nie uważasz mnie za zabawkę? - uniosła brwi uśmiechając się przy tym kpiąco - Szkoda, że właśnie w taki sposób mnie traktujesz - skwitowała ani przez moment nie rozważając rozejmu za sprawą jego aktualnych starań - Czekałam na Ciebie parę godzin i się martwiłam. Nie dałeś mi nawet znać, że się nie pojawisz, więc jak możesz mi teraz mówić, że zależy Ci na naszej przyjaźni? - wlepiła w niego pełne niedowierzenia spojrzenie. Gdyby mu zależało - zadzwoniłby, dał jakiś znak, cokolwiek. Nie zapomniałby od tak, bo w końcu o przyjaciołach się nie zapomina.
- Cudownie, że nie miałeś zamiaru mnie olać, ale właśnie to zrobiłeś - warknęła i z trudem przełknęła gule w gardle. Wszystko się waliło. Nawet to co wydawało jej się stałe i niezmienne. Przyjaźń z Nathanielem powoli ulegała zniszczeniu za sprawą wszystkich przykrych słów, a ona nic nie mogła z tym zrobić, bo choć pragnęła powrotu do normalności, to nie potrafiła powstrzymać lawiny złości, która w tym właśnie momencie uderzała za jej sprawą w ich relacje - Cudownie, że wreszcie to przyznałeś. Najważniejsza jest dla Ciebie firma, później Zara, a ja jestem gdzieś na szarym końcu Twojej listy priorytetów - burknęła z żalem, oczywiście skupiając się jedynie na części jego wypowiedzi, a nie na całości. Nie wierzyła zresztą, że jego dzisiejsze spotkanie z Zarą odbyło się jedynie na koleżeńskim gruncie. Doskonale pamiętała jak bardzo mu na niej zależało i wątpiła, że to uczucie wygasło. Zresztą sam fakt, że przez nią zapomniał o ich zaplanowanym wieczorze mówił za siebie.
- Bo dałeś dupy Nate. Chciałam z Tobą pogadać, opowiedzieć o wszystkim co się dzieje, a ty bez zawahania mnie wystawiłeś, albo co gorsza zupełnie zapomniałeś o naszym spotkaniu - mruknęła z niesmakiem, spuszczając wzrok na podłogę i nabrała powietrza do ust. - Mówiłam Ci, że to coś ważnego. Mogłeś odłożyć sprawy związane z firmą na następny dzień, ale jak zawsze wszystko było ważniejsze ode mnie - nie chciała mu tego wypominać, jednak zabolało ją to. Gdyby tylko to w jego życiu było coś nie tak, to rzuciłaby wszystko, aby tylko mu pomóc, a on.. nie zrobił tego - Jak sam mówisz przyjaźni jest po to, żeby się wspierać, a ty mnie nie wspierasz - stwierdziła ponownie unosząc na niego spojrzenie. Może nie była w pełni obiektywna, jednak nie potrafiła mu tego wybaczyć. Nie teraz. Nie w tym momencie.
- Nie mogę wpływać na Twoje wybory. To ty decydujesz i ty wybierasz. Nie będę jednak akceptowała tego w jaki sposób mnie traktujesz. Nie chcę jedynie jednostronnej przyjaźni w której to ja się staram, a ty masz wszystko w dupie, więc w tym przypadku podejmuje decyzje za nas oboje. - zacisnęła mocniej usta i z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia płaczem. - Po prostu już idź - dodała tym razem spokojniej, jednak widać było, że wciąż szargają nią skrajne emocje.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Słuchał jej z coraz większym zniecierpliwieniem, aż w końcu prychnął, co może nie było na miejscu, ale skoro jej nie krępowały te wyssane z palca zarzuty to on w żadnym razie nie zamierzał się hamować. - Dramatyzujesz - burknął. A mówił, a uprzedzał, że te wszystkie filmy, w których lubowała się Maeve, w końcu zrobią jej wodę z mózgu, no i proszę bardzo. - Tak, przyznaję się, ale to nie powód, żeby wszystko przekreślać. - Dla niej wystarczył jeden głupi raz, by zaprzepaścić przyjaźń. Zarzucała mu brak zabiegania o ich relację, a paradoksalnie to jemu zależało na jej naprawieniu.
- To co mam zrobić, żebyś zmieniła swoje przekonanie? - Cokolwiek mówił, i tak nic do niej nie docierało, więc sięgnął po ostateczność. Gdyby tylko powiedziała wprost, czego chciała, pewnie schowałby dumę w kieszeń i postarałby się, by wszystko wróciło do normy. Nienawidził nierozwiązanych spraw i zawsze starał się szukać rozwiązań, ale skoro szczerość i przyznanie się do winy nie sprawiały na Maeve żadnego wrażenia to już sam nie wiedział, co robić. Czego ona w ogóle chciała? - To nie fair. - Ściągnął brwi. Oczywiście wszystko musiała przekręcić, żeby tylko było to na jej korzyść. Kto jak kto, ale ona doskonale powinna wiedzieć, czym on się kierował i że to na pewno nie były sprawy sercowe. Najwidoczniej jednak mylił się, uważając, że to rozumie. Wyglądało na to, że wcale go nie znała. Odczuwał coraz mniejszą potrzebę tłumaczenia się, skoro i tak trzymała się własnej wersji. W końcu to było dla niej znacznie wygodniejsze niż prawda.
- Mogłem być ostatnio rozkojarzony, ale Ty nie jesteś w stanie objąć swoim umysłem, jakie brzemię nade mną wisi. - Tym razem jego ton stał się chłodny, cichy, bez cienia złości, w którym natomiast wyczuwalna było doza rozczarowania. - To, że nie narzekam podczas każdego spotkania nie znaczy, że nic się nie dzieje, ale nie wkurwiam się na Ciebie w oczekiwaniu na współczucie, gdy tego nie dostrzegasz. Bo Ty widzisz tylko swoje problemy - odparł bezemocjonalnie, a jedynym śladem emocji, które w nim buzowały, było zaciśnięcie szczęk. Niczego jej nie wytykał, stwierdził tylko suchy fakt. Na wspomnienie o wsparciu skinął tylko wymownie głową, nie komentując tego. Oczywiście, wsparcie działało w obie strony.
- A jednak wpływasz, oczekując, że bez względu na wszystko zawsze będę wybierał Ciebie, a to nie jest takie proste - wyznał beznamiętnie, mając wrażenie, że właśnie pozwalał stawiać kropkę nad czymś, co miało być takie wyjątkowe i niemal najważniejsze w życiu. No, właśnie, niemal. Znając życie, jeśli chodziłoby o rodzinę to również wybrałaby ją jako pierwszą. On nie miał już rodziny, po niej została mu tylko firma i piętrzące się problemy.
Przez chwilę trawił wszystko, co zostało właśnie rzucone, a w jego myślach echem odbijały się jej ostatnie słowa. Opuścił opartą na drzwiach rękę i cofnął się o krok. - Masz rację, ta rozmowa nie ma sensu. Myśl, co chcesz, nie będę Cię wyprowadzał z błędu - wzruszył ramionami, jakby przestało mu na tym zależeć. I rzeczywiście, gdy ruszył w ciemną, ulewną noc, nie czekając na trzask zamykanych drzwi, zyskiwał coraz większą pewność, że naprawianie tego wszystkiego nie miało teraz najmniejszego sensu. Właściwie, czy cokolwiek jeszcze miało?
/zt

autor

Lyn [ona]

Zablokowany

Wróć do „Domy”