WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://archello.s3.eu-central-1.amazon ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-05-26, 17:07 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 1.
Można powiedzieć, że Sierra była przyzwyczajona do problemów. W końcu to nie tak, że kryzysowa sytuacja pojawiła się w jej życiu z dnia na dzień, ówcześnie nie alarmując powolnymi zmianami i tak po prostu całkowicie z zaskoczenia wszystko, co złe wparowało na jej koleje losu. Oooo nie. Odkąd pamięta zawsze była na bakier z posiadaniem, chociażby odrobiny szczęścia i powodzenia, zupełnie jakby w trybie tworzenia ktoś przypisał jej cechę "pechowiec". I tak problemy oraz te mniejsze problemiki, piętrzyły się jeden na drugim, aż w końcu ich dobitna sterta stała się niemożliwa do zignorowania. To był moment, w którym postanowiła się zabrać do roboty. Zakasać rękawy, przygotować się do działania i stanowczo podjąć decyzję, że unikanie całego zła na chwilę obecną było jedynym rozwiązaniem jawiącym się w jej głowie. Tak więc postanowiła, to całkiem odpowiednie słowo, zważywszy na to, że można coś sobie przybrać do głowy, ale w gruncie rzeczy nigdy się tego nie trzymać. Order mistrzyni dystrakcji należał się jej niepodważalnie. Jak to jest, że zawsze zapamiętywała najmniej przydatne informacje? Tak, jak na przykład tekst o tym, że lekiem na zbyt wiele intensywnych myśli jest nowe zajęcie. W końcu nic nie nakręcało jej tak bardzo, jak próbowanie całkowicie nowych rzeczy, szukanie dodatkowych hobby i wypełnianie dziury w harmonogramie.
Znana była z magazynowania przeróżnych pierdół w swoim domu, ale nigdy nie podejrzewała, że spośród wszystkich zakupionych dziadów wygrzebie matę do ćwiczeń wraz z ulotką centrum jogi. Dodanie dwa do dwóch w tym wypadku zadziałało zadziwiająco szybko, czego efektem była jej obecność pod ogromnym szyldem studia. Oczywiście, nie mogła próbować nowych rzeczy solo. Musiała namówić do tego Mairee, która chcąc lub nie chcąc, właśnie jej towarzyszyła. Od tego ma się przyjaciół? - Jak się połamię na dzisiejszej sesji, to obiecujesz codziennie odwiedzać mnie na oddziale? - spojrzała na blondynkę przez ramię, powoli zmierzając do wejścia budynku. Królową gimnastyki nigdy nie była, więc zapowiadał się bolesny wieczór.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pora na wyznanie z kategorii: wstydliwe.

Ettel czuła się głupio ze swoim obecnym uprzywilejowaniem zdecydowanie rzadziej niż wypadało (a przecież takim jak ona wypadało nawet podwójnie, bo to wszystko dostała w pakiecie razem z obrączką, mężem i jego rodzinną fortuną).

Na jej usprawiedliwienie - dość często myślała o tym, że chyba powinna czuć się choć trochę niezręcznie. Stworzyła nawet własną skalę, na podstawie której stwierdzała, które rzeczy są normalne i akceptowalne - na przykład komunikacja miejska, kupowanie książek, chodzenie do kina - a które to już nowobogacki przypał (dieta pudełkowa, chociażby).
Wystarczyło, że zadawała sobie pytanie: czy byłoby jej głupio powiedzieć rodzicom, że coś takiego istnieje, a w dodatku sama Ettel z tego korzysta.

A joga, tak się składa, była bardzo wysoko na liście.

Po pierwsze - przyjeżdżała nieistniejącym metrem na zajęcia i jeszcze za to płaciła. Co gorsza, miała ze sobą kretyńską matę, którą wybrała wyłącznie dlatego, że jej się podobała: nie znała się na tych wszystkich śmiesznych parametrach, które były podane na stronie internetowej, więc kupiła tę najładniejszą, a przy tym zbyt cienką. Oprócz maty miała też ze sobą, jak przystało na bywalczynię lekcji jogi, butelkę termiczną: niebrzydką i niepraktyczną, bo ostatnio zgubiła drugą butelkę filtrującą w tym roku.

(Proszę, dajmy już dziewczynie spokój i przemilczmy to, że kupowała butelki z filtrem, o których zawsze potem zapominała.)

A skoro miała już i matę, i butelkę, nie pozostało jej nic innego niż wskoczyć w legginsy i na wejściu do studia stanąć oko w oko z Lavą. - O, cześć! Dawno cię nie było - powiedziała pogodnie, a potem zrobiła minę pod tytułem “A, no tak, przecież my się nie znamy”. Mocno zmarszczyła czoło: - Hmmm… to znaczy… chodzisz na te zajęcia, prawda? Albo chodziłaś. No i ja ostatnio pomyślałam, że od jakiegoś czasu cię na nich nie widziałam. Więc ucieszyłam się, że teraz… no. Że teraz przyszłaś - wyjaśniła, przy okazji zdradzając nie tylko, że jest jakąś dziwaczką-stalkerką, ale też cudzoziemką. - No, tak. Ja też przyszłam. I jestem Ettel.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

#40
Gdyby miały okazję, by porozmawiać o byciu uprzywilejowanym, Lava podjęłaby próbę pokazania Ettel innej strony tej sytuacji. Sytuacji, w której poniekąd znajdowały się obie, bo panna Hale również swoje uprzywilejowanie wygrała na loterii, którą urządził wszechświat, gdy pewna bogata rodzina z willą w Queen Anne postanowiła ją adoptować. Miała wtedy kilka lat i od dziecka była świadoma tego, jak wielkie szczęście miała. Dlatego chciała, by jej status i możliwości, nie były jedynie czymś, z czego może korzystać tylko ona, a czymś, co pomoże innym. Wierzyła w karmę i w to, że dobro wraca, a więc wiedziała, że ma w życiu jeszcze wiele do zrobienia, by zachować równowagę we wszechświecie. Bez państwa Hale mała Lava spędziłaby dzieciństwo w domu dziecka, być może potem lądując na ulicy? Nawet jeśli ambitna i inteligentna, to bez podstawowych środków do życia, bez rodziny i bez wsparcia, mogłaby sobie nie poradzić. Chociaż to już tylko gdybanie.
Wszystkie jej poglądy zaczynały się rozmywać, gdy w jej życiu zaczynało się źle dziać. Wtedy miała głęboko gdzieś, jak patrząc na nią inni i co sobie właśnie myślą, miała gdzieś swoją dobrze płatną pracę, w której była ubezpieczona i posiadała pakiet medyczny, co przecież wcale nie jest takie powszechne, miała gdzieś zobowiązania i to, co dla każdego człowieka jest ważne. Z osoby, którą budowała długimi latami podczas wizyt u terapeuty, na studiach, koncertach, protestach, czy podczas kupowania ubrań w second handach, stawała się egoistką, która w myślach dziękowała wszechświatowi za swoje zabezpieczenie finansowe, dzięki któremu z dnia na dzień mogła rzucić wszystko i zniknąć.
Nie sądziła, że osobą, która sprawi, że wróci do miasta, będzie akurat Lucas. Spodziewałaby się interwencji swojego rodzeństwa, rodziców, przyjaciół, w głębi duszy liczyła również na Nathaniela. Tymczasem to on, ten, który kilka miesięcy temu niemal zapadł się pod ziemię, zostawiając ją z problemami, w które wpadła poniekąd przez niego, w ciągu doby dotarł do Nowego Orleanu i kazał jej wracać do Seattle. To nie było łatwe, ale wróciła. A z powrotem wiązał się również powrót do rutyny, która zawsze trzymała ją w ryzach.

– Cześć. – uniosła pytająco brew, zaskoczona tym, że ktoś się do niej odezwał. Była przekonana, że jej nietęga mina raczej nie zachęca do rozmów. Na jej twarzy pojawił się blady, trochę przepraszający uśmiech, który po chwili stał się szerszy, gdy usłyszała tłumaczenie stojącej obok niej kobiety. Powoli przesunęła spojrzeniem po jej twarzy i pokręciła lekko głową, chcąc dać jej tym do zrozumienia, że nie ma potrzeby, by się tłumaczyła. – Tak, tak. – zaczęła. – Chodzę na te zajęcia. Pamiętam cię, masz śliczną matę. – dodała, odpuszczając sobie ewentualny komentarz na temat pozycji, które przyjmuje brunetka. Kojarzyła jej twarz, zresztą nie było to nic dziwnego, skoro do niedawna widywały się na sali jakieś dwa razy w tygodniu, a jej twarz przyciągała spojrzenia. – Miała krótką przerwę, ale już wracam do systematycznych treningów. – wyjaśniła, chociaż bez zbędnych szczegółów, o których nie należało informować obcej osoby. Nawet jeśli nie była to tajemnica, to nie chciała wprawić Ettel w zakłopotanie. – Miło cię… oficjalnie poznać, Ettel. Ja jestem Lava. – wyciągnęła do niej smukłą dłoń, mrugając do niej w tym samym momencie. – Ciekawy akcent. Skąd przyjechałaś? – uniosła pytająco brew.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ach, więc to już?
Może to i lepiej - przynajmniej będą miały tę rozmowę już z głowy. Bo przecież Ettel tłumaczyła ludziom, skąd wziął się ten jej akcent i z jakiego kraju pochodzi, już milion razy. Czasami miała w sobie więcej cierpliwości, gdy próbowała to wyjaśniać, a czasami nie miała jej wcale. Jasne, wiedziała, że wszyscy są po prostu ciekawi, ale nie lubiła zwracania jej uwagi, że od razu słychać, że nie jest stąd.

Mimo to - całkiem spodobał jej się sposób, w jaki ujęła to Lava. Nie założyła z góry, że zna odpowiedź, zmuszając Ettel do wyprowadzania jej z błędu i tłumaczenia się, dlaczego mówi z francuskim akcentem, skoro nie jest z Francji, a ten “ciekawy” akcent, choć zdecydowanie był eufemizmem, to był całkiem sympatycznym eufemizmem.

I właśnie w tym momencie Ettel podjęła decyzję, że lubi Lavę.
(Oczywiście to, że zdaniem dziewczyny miała śliczną matę, też nie pozostawało bez wpływu na tę decyzję.)

Uśmiechnęła się lekko i poprawiła szelkę swojego plecaka - nie dlatego, że rzeczywiście coś było z nią nie tak, po prostu nie wiedziała co zrobić z dłońmi po tym, gdy już uścisnęła rękę Lavy. - Z Brukseli, a tam większość mieszkańców mówi po francusku. Dlatego mam… ciekawy akcent - jej akcent był głupi i sprawiał, że ciężko było ją traktować poważnie, ale chwilowo zdecydowała się przyjąć perspektywę Lavy. - Ale mieszkam w Seattle już od kilku lat, wyprowadziłam się z Belgii na studia - dodała zaraz. Nie chciała, żeby rozmowa poszła w dość oczywistym kierunku - by Lava potraktowała ją jak cudzoziemkę, która nie ma jeszcze pojęcia, że w Seattle jest muzeum popkultury albo pierwszy Starbucks. Mieszkała tu wystarczająco długo, by wiedzieć, jaka jest najszybsza trasa to muzeum i miała swoje ulubione kawiarnie, które nie były Starbucksem. Za to nie wystarczająco długo, by poczuć się w tym mieście jak u siebie, ale przecież Bruksela, osiem lat po wyprowadzce, też była już miejscem, z którym zupełnie się nie utożsamiała.

- A ty? Długo mieszkasz w Seattle? - spytała. Uważała, że jest raczej niezła w prowadzenie small talku - zadawała uprzejme pytania, ale nie takie, które były wścibskie lub zmuszały do grzebania w niewygodnych rzeczach. Pozwalała więc wybrać Lavie, o czym jej opowie - o przeprowadzce i adopcji, czy wybierze miłą historię o tym, że mieszka w Seattle po prostu od dziecka.

A przy okazji zrobiła ze dwa kroki w stronę szatni, zakładając chyba, że na zajęcia pójdą razem.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Nic innego w tym momencie nie przychodziło jej do głowy. Jej myśli zaprzątały zupełnie inne sprawy, a więc luźna rozmowa z obcą jej kobietą nie przychodziła z łatwością. Podczas ich poprzednich „spotkań” mogła odnieść wrażenie, że Lava jest towarzyską, otwartą i uśmiechniętą osobą, której niestraszne są kontakty międzyludzkie, ani poznawanie nowych. Niestety jej życiowa sytuacja zmieniła się diametralnie w ciągu ostatnich kilku tygodni, na dobre ścierając uśmiech z jej twarzy. Och, gdyby tylko Ettel odezwała się do niej wcześniej, na pewno szybko nawiązałaby się między nimi nić porozumienia.
Niekontrolowanie przesunęła wzrok na jej dłonie i jej smukłe palce przesuwające po materiale plecaka, po czym pokiwała delikatnie głową, przyjmując do wiadomości jej odpowiedź. – Rozumiem. – odparła. – Moja mama zawsze chciała, żebym nauczyła się francuskiego. Niestety bardzo słabo mi to szło. – dodała od siebie, z lekkim uśmiechem na twarzy. Zawsze uważała francuski za piękny, ale cholernie trudny język. Może dlatego miała słabość do francuskiego kina? Chociaż to pewnie fakt, że nie mogła od niego oderwać wzroku, bo przecież musiała nadążać za napisami. – A co studiujesz, jeśli mogę spytać? – w tym momencie poświęciła uwagę twarzy swojej towarzyszki, wyglądającej tak młodo, że była niemal pewna, że nadal coś studiuje.
– Ja… w zasadzie całe życie. Z krótszymi i dłuższymi przerwami, ale nie wiem, czy one się liczą. – odpowiedziała na jej pytanie, wzruszając lekko ramionami, jakby nie przejmowała się tak błahymi rzeczami, jak pojęcie czasu i liczenie od jak dawna mieszka w tym mieście. Lava zawsze czuła się obywatelką świata. Odkąd skończyła studia była w niemal ciągłym ruchu, wyjeżdżając na kilkutygodniowe, ale też kilkumiesięczne „wycieczki” w poszukiwaniu czegoś ciekawszego, niż doświadczała w Seattle. Czasami nawet żałowała, że poczucie obowiązku wobec rodziców zmusiło ją do tego, by poświęciła kilka lat swojego życia na studia, a nie poznawanie świata.
– Idziemy? Chyba zaczynamy za… – uniosła pytająco brew, spoglądając na sportowy zegarek zapięty na lewym nadgarstku. – Mamy jeszcze pięć minut. Świetnie. – dodała, przepuszczając Ettel w wąskim fragmencie korytarza. Zajęcia jogi miały to do siebie, że należało przyjść chwilę wcześniej, by się do nich przygotować – rozłożyć matę, czy uszykować niezbędne akcesoria. Od razu udała się w część sali, którą już dawno sobie upodobała, spoglądając za siebie, jakby chciała się upewnić, czy brunetka idzie za nią. – Od jak dawna praktykujesz jogę? – zagaiła, odstawiając na podłogę metalową butelkę z wodą, by móc rozłożyć swoją matę.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niczego od niej nie wymagała ani nie zakładała niczego z góry. Nie dziwił ją brak uśmiechu i nie rozczarowała myśl, że Lava do tej pory wydawała się bardziej towarzyska niż okazała się być w rzeczywistości, ponieważ… hej, rozmawiały pierwszy raz w życiu, dlaczego miałaby czegokolwiek od niej oczekiwać? Nie musiała być ani mistrzynią small talku, ani uśmiechać się tak szeroko, by Ettel mogła dostrzec co najmniej siódemki. Była. Rozmawiały. To wystarczyło.

A jeśli będzie trzeba, Ettel mogła uśmiechać się za nie dwie, bo właśnie to zrobiła, gdy usłyszała o mamie Lavy. - Widzisz, a sporo francuskich mam chce, żeby ich dzieci koniecznie nauczyły się mówić po angielsku - zauważyła. Jej własna matka nigdy na to nie naciskała - nie zależało jej na dobrych ocenach córki, najważniejsze, żeby dobrze się zachowywała. Wysoki stopień z testu zbywała więc milczeniem (podobnie jak trochę niższy, ale dalej wystarczający), za to nie mogła się powstrzymać przed zwracaniem Ettel uwagi, gdy się garbiła przy stole albo gdy kilka kosmyków włosów uciekło z jej warkocza podczas zabawy. Wiedziała jednak, że mamy jej koleżanek zapisywały córki na sobotnie lekcje angielskiego, płaciły za korepetytorów. Nie było w tym nic dziwnego, podobnie jak w zachowaniu mamy Lavy - zwykle chcemy przecież tego, czego nie mamy i cudze wydaje nam się bardziej wartościowe, nawet jeśli to jest język.

- Nie studiuję - zaprzeczyła, chyba trochę rozbawiona pomyłką Lavy. Przez chwilę miała nawet ochotę wyjaśnić jej dlaczego - wydawała jej się być tą osobą, przy której nie czujesz wstydu, przyznając, że czegoś ci brakuje, nie potrafisz albo nie udało ci się czegoś osiągnąć (w tym wypadku - dyplomu).

Jest tylko jeden problem: opowiadając tę historię, musiałaby opowiedzieć też o Arsonie - swojej… drugiej połówce? Głupi idiom, ale przez większość czasu tak się właśnie czuła: jakby doczepili ją do Arsona na siłę i teraz była tą częścią, którą jakoś tam tolerujesz, skoro jest w zestawie z czymś o wiele fajniejszym, ale w pojedynkę do niczego się nie nadaje. Nowa znajomość i szansa, by przez chwilę być tylko Ettel, a nie żoną Arsona, okazała się zbyt kusząca, by z tego nie skorzystać. - Ale studiowałam literaturę, przez kilka semestrów - dodała, bo nieukończone studia były czymś, czego bardzo próbowała się nie wstydzić. Na przykład na tyle, by nie ukrywać tego w rozmowie.


- Jeśli ty je liczysz, to się liczą - odparła po prostu, bo przecież nikt poza Lavą nie mógł o tym zadecydować. Ettel mogła za to zdecydować, że tak, podrepta tuż za dziewczyną na salę, niemal odruchowo, aż do miejsca, w którym Lava zatrzymała się, by rozłożyć matę. Uśmiechnęła się, szczerze zachwycona tym, że ich rozmowa momentami przypomina przesłuchanie, ale nie skomentowała tego w żaden sposób i pokręciła głową. - Nie, to znaczy… Na te zajęcia chodzę jakieś pół roku? Miałam przerwę, bo wcześniej chodziłam jeszcze do innego studia, ale w pewnym momencie częściej niż na jogę zaczęłam chodzić na taco niż na zajęcia - uśmiechnęła się, żartując tylko w pewnym stopniu. A że zawsze było jej o wiele bliżej do jedzenia niż do sportu, nagle się ożywiła: - Hej, powiedziałaś, że jesteś z Seattle! Może ty mnie uratujesz: gdzie znajdę knajpę z dobrym makaronem? - w tej chwili wyglądała trochę jak ktoś, kto bardzo żałuje, że nie czeka teraz na makaron zamiast na godzinę rozciągania się i oddychania na głodniaka.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– Podziękuję mojej mamie za tę troskę włożoną w moją edukację, gdy tylko wybiorę do Francji i będę mogła w stanie zamówić croissanta po francusku. – zażartowała, uśmiechając się do Ettel. Lava zawsze była pełna wdzięczności do swoich rodziców za to, że dali jej możliwość zupełnie innego, z pewnością o wiele lepszego życia, niż to którego mogła się spodziewać, gdyby została w domu dziecka. Jednak mimo wszystko, jak chyba każde dziecko, denerwowała się niemiłosiernie, gdy państwo Hale upierali się przy tym, by w każdy wtorkowy wieczór poświęcała co najmniej godzinę na naukę trudnego języka.
– Chociaż muszę przyznać, że miałam już okazję wykorzystać to, czego się nauczyłam, gdy poznała takiego jednego francuza… – dodała, trochę tajemniczo, trochę zaczepnie, posyłając brunetce rozbawione spojrzenie. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie mężczyzny, z którym przyszło jej zamienić kilka zdań w jego ojczystym języku. – Przepraszam, gadam od rzeczy. – pokręciła tylko głową, uświadamiając sobie, że to nie czas i miejsce na tego typu anegdotki.
Uniosła pytająco brew, gdy Ettel odpowiedziała na jej pytanie, nie do końca w sposób, którego się spodziewała. Nie była jednak osobą, która myślała szablonowo i wciskała każdego w utarte schematy. Stojąca obok kobieta ją zaintrygowała, dlatego chciała wiedzieć.
– Rozumiem. Literatura brzmi ciekawie. Ale przyznam, że nie jestem pewna, czy na tyle ciekawie, by poświęcić jej aż pięć lat swojego życia. – odparła z uśmiechem. Przyjęła krótką informację na temat jej studiów do wiadomości, nie dopytując o szczegóły. Powodów ich nieskończenia mogło być wiele, a nawet jeśli nie było ich wcale, nie jej to było oceniać. Sama Hale, gdyby nie naciski rodziców, zapewne na studia by się nie wybrała, i gdyby nie pieniądze włożone w jej edukacji, pewnie odpuściłaby sobie je po kilku miesiącach.
– W takim razie… nie wiem. – zaczęła i zmarszczyła czoło, zdając sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia, jak to liczyć. – To w sumie nieważne. – wzruszyła lekko ramionami. Kto i po co by to liczył? Musiałaby pamiętać, kiedy dokładnie i na ile wyjechała, gdzie spędziła tydzień, a gdzie pół roku. Miała wrażenie, że tak szczegółowe informacje nie są jej potrzebne. Nigdy nie czuła, że musi jakieś miejsce uważać za swój dom, coś nazywać swoim miejscem. Lubiła być tam, gdzie było dobrze. Ilekroć coś zaczynało się sypać, wyjeżdżała. Tak jak niedawno wyjechała z Seattle. Coś jednak sprawiało, że zawsze tu wracała.
Starała się zadawać pytania, które nie przekraczały strefy komfortu nowo poznanej osoby, tak by podtrzymać rozmowę, ale nie wejść na minę. Nieodpowiednim pytaniem mogła zakończyć tę wymianę zdań dość szybko albo ściągnąć na siebie pytania, które będą dla niej niekomfortowe. I o ile przeważnie nie było tematów, które by ją uwierały, teraz dobrze wiedziała, jak krucha jest jej psychika.
– Tu w okolicy też jest świetne taco. – odparła z uśmiechem, puszczając do Ettel oczko. Nie podpuszczała jej, tylko informowała, bo skoro lubiła, to na pewno warto było spróbować!
– Wszystko zależy od tego, w jakiej części miasta szukasz. Czy to obojętne i dla makaronu dojedziesz wszędzie? – uniosła pytająco brew, uśmiechając się szeroko. Ona dla dobrego jedzenia na pewno przejechałaby pół miasta. – Niedaleko Alki Beach jest świetna włoska restauracja, nazywa się La Rustica. Do tego klimatyczne miejsce, no bajka, bardzo polecam. W Magnolii jest Pasta fresca, absolutnie świetna i doskonałe wina. – zaczęła wymieniać, przypominając sobie miejsca, w których jadła dobry makaron.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się lekko, nie tylko dlatego, że Lava wspomniała o jedzeniu, a Ettel, jak widać na załączonym obrazku, była tylko prostą dziewczyną uzależnioną od glutenu. - Pewnie mogłabyś też wskazać komuś drogę, gdyby jakiś zabłąkany Francuz kręcił się po mieście w poszukiwaniu pieczywa - zauważyła. I, tak, całkowicie celowo nie powtórzyła za dziewczyną tych croissantów - nie tylko dlatego, że nie chciała zabrzmieć, jakby poprawiała jej wymowę, ale przede wszystkim croissanty zaliczała do kategorii słów d z i w n y c h - wzięte z jednego języka, ale odmieniane zgodnie z zasadami drugiego, zupełnie jakby ci Amerykanie nie mogli wymyślić sobie własnego słowa. Zmarszczyła lekko czoło i wróciła myślami do Lavy i nauki języka, zanim zdążyła całkowicie pochłonąć się pomstowaniu na obce języki i narody. - Dalej na wszystkich kursach językowych uczą, jak wskazywać drogę? Pamiętam, że u mnie to zawsze było katowane na lekcji, co przecież nie ma sensu: nawet jeśli pojedziesz do jakiegoś kraju i znasz język na tyle, by wiedzieć, jak kogoś pokierować, to nie znasz miasta, więc i tak tego nie zrobisz - może ktoś wreszcie wpadł na ten sam pomysł co Ettel i przestali tym zawracać głowy dzieciom?
Albo zrozumieli, że teraz i tak wszyscy korzystają już z google maps i są do tego stopnia przyklejeni do swoich telefonów, że i tak nie zaczepią obcej osoby z prośbą o wskazanie im drogi.

(Z drugiej strony, nigdy nie wiadomo z tymi obcokrajowcami, skoro niektórzy potrafili zaczepiać obce kobiety w drodze na lekcję jogi.)

- Nie ma mowy, teraz musisz mi opowiedzieć, o czym rozmawiałaś z tym Francuzem - pokręciła głową, przekonana, że to jakaś niepisana zasada, której powinni przestrzegać wszyscy (i tak by było, gdyby Ettel została prezydentką): kiedy już zaczynasz anegdotkę, nie możesz jej urwać w połowie. A już tym bardziej w jednej czwartej, skoro Lava dopiero zaczęła.

- Jak widać, uznałam podobnie - uśmiechnęła się, bo nie było lepszego sposobu na maskowanie i umniejszanie własnych niepowodzeń niż obrócenie tego w żart (to znaczy - było co najmniej osiem lepszych i bardziej konstruktywnych sposobów, ale Ettel na żaden z nich jeszcze nie wpadła).

- Wiem - przytaknęła bez mrugnięcia okiem,trochę rozbawiona, i wzruszyła lekko ramionami, na tyle nonszalancko, by Lava wiedziała, że nie ma do czynienia z amatorką.

Przynajmniej w kwestii tacos.

- Najpierw przyjeżdżałam tu na taco, dopiero potem zaczęłam na jogę - doprecyzowała i należy tylko trzymać kciuki, żeby na taco zjawiała się nieco rzadziej niż na tej jodze, organizowanej dwa razy w tygodniu. Ale za to miesięczny karnet na taco brzmiał już całkiem kusząco. Usiadła na swojej - przypomnijmy: ślicznej - macie i pokręciła głową na znak, że akurat lokalizacja nie robi jej różnicy.

Nie dlatego, że była gotowa toczyć się na drugi koniec miasta dla makaronu, ale dlatego, że była żoną swojego męża i po czterech latach w Seattle była już silnie uzależniona od wszystkich woltów i uber eatsów, które zmuszają biednych rowerzystów do pedałowania na koniec miasta po jej makaron.

- Ooo, słyszałam o La Rustica! To jest ta knajpa z ogródkiem i fontanną, prawda? Wygląda wspaniale, ch… hm… polecasz? - w ostatniej chwili ugryzła się w język i nie spytała Lavę, czy chce się tam wybrać, bo i dlaczego miałaby chcieć?

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Nie przejmowała się swoją wymową, słowo to tak bardzo przesiąkło do każdego języka, przyjmując formę łatwą i wygodną do wymówienia przez mieszkańców różnych krajów, że chyba już croissantami się nie przejmował. Zwłaszcza Lava, gdy kilka chwil wcześniej mówiła o tym, że francuskiego nigdy nie nauczyła się na zadowalającym jej matkę poziomie.
– Gdy byłam w liceum, nadal uczyli. – odparła, trochę rozbawiona tym pytaniem.
– Wydaje mi się, że nikt jeszcze nie wpadł na ciekawszy pomysł albo idą na łatwiznę, powielając w każdym zadaniu te same teksty do czytania i słuchania. – wzruszyła lekko ramionami, absolutnie się tym nie przejmując. Nigdy nie była przykładną uczennicą, to też teraz nie była w stanie przypomnieć sobie zadań, które musiała robić na lekcje francuskiego. – Z pewnością nie przyda się również umiejętność opowiadania o swoim wieku, hobby oraz rodzinie, zwłaszcza nowym osobom, które mówią w innym języku. – zażartowała, kręcąc lekko głową. Gdyby uczęszczała na jakiś poważny kurs językowy, na którym musiałaby się przygotowywać do wykorzystywania francuskiego w pracy albo odnalezienia się we Francji, ktoś podjąłby się innych metod nauczania. Taką miała nadzieję.
– No dobra, masz mnie… i tak chciałam opowiedzieć, ale nie wiedziałam, czy będziesz zainteresowana. – uśmiechnęła się do brunetki, trochę sobie oczywiście żartując. Ta rozmowa sprawiała, że zrobiło się jej lżej, w końcu się uśmiechnęła i miała ochotę z kimś zamienić więcej, niż kilka zdań. Nie miała zatem nic przeciwko, by opowiedzieć historię o znajomym francuzie, jeśli miało to wpłynąć na jej samopoczucie. – No więc… kilka lat temu zdarzyła mi się przedziwna sytuacja. Wynajmowałam wtedy mieszkanie z dwoma koleżankami, a obok nas mieszkał Pierre. Mieszkania miały identyczny układ, to dość ważne dla tej opowieści. No i jednej nocy któraś z nas nie zamknęła zamka w drzwiach i Pierre wylądował w moim pokoju. Lunatykował i wracając pomylił drzwi. Ja byłam przerażona, on gdy się ocknął był totalnie zdezorientowany. Przez kilka chwil nie mógł się przestawić na angielski, a ja po francusku próbowałam go jakoś uspokoić. – to była przedziwna sytuacja, co było widać po mimice Lavy, gdy ją opowiadała. Na sam koniec jednak się uśmiechnęła, bo ostatecznie było to miłe wspomnienie, a Pierre do tej pory był jej dobrym znajomym. Dobrze, że miały jeszcze chwilę do zajęć, bo ta opowieść z pewnością zajęła dłuższą chwilę.
– Świetny wybór. Chociaż wydaje mi się, że te zajęcia są równie satysfakcjonujące, co zjedzenie dobrego taco. – przyznała z uśmiechem. Sama ćwiczyła jogę od lat, to był jej pokarm dla duszy i ciała, coś co trzymało ją w ryzach, uspokajało, wzmacniało. Każdy miał swoje miejsce, w którym czuł się najlepiej, wiadomo.
– Tak, to dokładnie to miejsce. Ja? Wiesz… ja jestem weganką… – zaczęła, pocierając policzek i zastanawiając się nad daniem, o którym powinna wspomnieć. – Więc nie jestem pewna, czy moje polecenia będą odpowiednie, ale uwielbiam u nich makaron z pomidorami, taka klasyka, ale mają świeże warzywa i to zawsze jest pyszne. Albo coś ze szparagami, teraz jest sezon, więc na pewno mają już jakieś letnie menu. – dodała, spoglądając na kobietę i w tym samym czasie siadając na macie, by zacząć się rozciągać.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała głową, słuchając odpowiedzi Lavy, zupełnie jakby postanowiła po prostu przyjąć do wiadomości, że skoro tak mówi, to pewnie tak jest. Uczyła się języków w szkole zaskakująco mało, a angielski dość szybko stał się nie tyle przedmiotem, który musi zaliczyć, co sposobem na ucieczkę z domu. Gdy wpadła na pomysł studiowania w Anglii, nie miała wyjścia - jeśli chciała wyjechać od rodziców, musiała mówić na tyle dobrze, by przyjęli ją na uniwersytet, nawet jeśli angielski stał się jej czwartym językiem. Mimo to nigdy nie uważała, że ma talent do języków: nie miała, to wszystko konsekwencje tego, w jakiej rodzinie i w jakim mieście się wychowała. - A, tak, zapomniałam o opisach rodziny. Okropnie to głupie, informacja o tym, jaki kolor włosów ma twoja mama, tak naprawdę wcale nie opisuje twojej rodziny - wzruszyła lekko ramionami. Wiedziała, że chodzi głównie o poćwiczenie konkretnego słownictwa, ale jak potem sobie radzić, kiedy zakochasz się w chłopaku z innego kraju i próbujesz wyjaśnić mu, że zawsze czułaś, jakbyś w swoim domu tylko zawadzała i miałaś gorzej niż twoi bracia?

Prawda była taka, że nawet gdyby Ettel miała w nosie Lavę i całą jej przygodę z Francuzami, i tak poprosiłaby ją o to, by opowiedziała o szczegółach. Nie chciała być niemiła, a poza tym z góry założyła, że właśnie tego się od niej oczekuje. W dodatku była dość wdzięczną słuchaczką i już po chwili zawołała: - O nie! Udało ci się go uspokoić w innym języku? I czy twoja francuska osobowość w ogóle jest miła? - dopytała, zdradzając tym samym, że owszem, zdaniem Ettel jedna osoba miała różne osobowości, w zależności od języka, jakim się właśnie posługiwała.

Dobrze było wiedzieć, że Lava nie poleci jej zaraz makaronu z boczkiem, ale w pierwszej chwili po prostu się do niej uśmiechnęła, na znak, że jej wegańskie polecenia są mile widziane. Nie krzyknęła, że ona też, wchodząc dziewczynie w słowo ani nie zbiła z nią roślinnej piątki. W jakimś sensie traktowała to t y l k o jako dietę, którą sobie wybrała. - Wegańskie polecenia są okej - zapewniła i naprawdę chciała zachować się z godnością, ale gdy usłyszała o szparagach, trochę zaświeciły jej się oczy.

A potem pomyślała sobie, że czemu nie - albo to, albo kolejny wieczór ze znajomymi Arsona.
- Nie sprawdzałaś jeszcze? Makaron ze szparagami brzmi doskonale, więc… nie miałabyś ochoty iść na makaron jakoś… niedługo? - cóż, przynajmniej już wiemy, że w zapraszaniu na randki Ettel byłaby beznadziejna.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

Poznawanie nowych osób bardzo często było procesem, podczas którego słuchało się przeróżnych opowieści, głównie tych, którymi rozmówca chciał się podzielić. Jedne rzeczy mówiło się tylko po to, by mówić cokolwiek, inne były zlepkiem informacji, które warto było przekazać drugiej osobie, gdy faktycznie chciało się czymś z nią podzielić, jeszcze inne miały konkretne przesłanie, które bardzo często miało za zadanie zrobić wstępny odsiew słuchaczy. Ludzie mieli też swoje ulubione albo dobrze już opracowane anegdotki, które miały na celu naświetlić nieco ich naturę. Lava lubiła słuchać, doszukując się w opowieściach czegoś więcej. Nie była pewna, czy sama w ten sposób mówi, dając słuchaczowi cenne informacje, a przy odpowiednim skupieniu, sama potrafiła z rozmów dość dużo wyłuskać. Odpowiedź Ettel, jej zainteresowanie tematem, a także teoria o językowych osobowościach, było czymś, w co chciała zabrnąć.
– Na szczęście tak, ale po dłuższej chwili. Mój francuski musiał być wtedy naprawdę słaby, bo chyba mało rozumiał. Albo w takim szoku. – zaśmiała się. Od tamtej pory udało się jej nieco podszkolić, to pewnie dlatego, że Pierre nauczył ją wymowy kilku kluczowych słów. – A co do mojej francuskiej osobowości.. wiesz, nie zastanawiałam się nad tym? Nie wiem, chyba nie miałam okazji być nią dłużej, by zauważyć. Ale wydaje mi się, że jest… bo jest trochę niepewna siebie przez te braki językowe, więc nadrabia byciem miłym. Tak zakładam. – odpowiedziała, jednak najpierw chwilę nad swoją odpowiedzią się zastanowiła. To było ciekawe pytanie, wcześniej chyba o tym w ten sposób nie myślała. – A jak jest u ciebie? Jaka jest francuska, a jaka jest angielska osobowość? – zapytała zaciekawiona. Miała też odnośnie do tego tematu kilka innych pytań, ale postanowiła zostawić na później, w zależności od tego, czy uda im się ten wątek kontynuować. W końcu za kilka minut zaczynały zajęcia.
– Świetnie! – na twarzy Lavy pojawił się od razu uśmiech. Lubiła rozmawiać na temat wyborów żywieniowych z innymi, którzy podjęli podobne. Zawsze wymieniała się poleceniami knajp, nowymi przepisami, czy kulinarnymi odkryciami. – Nie miałam okazji. – uśmiechnęła się blado, niezbyt z tego faktu zadowolona. Nie było jej w mieście kilka tygodni, akurat przegapiając warzywny sezon. – Och – westchnęła nieco zaskoczona, uśmiechając się szeroko do Ettel. Nie spodziewała się zaproszenia, jednak bardzo jej się ono spodobało. – Bardzo chętnie. – przytaknęła, nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią. – Niedługo…? Czy to znaczy, że chciałabyś już teraz zwiać z zajęć, wybierając makaron zamiast taco… chcesz poczekać do końca zajęć, czy jest jakiś termin, który by ci odpowiadał? – uniosła pytająco brew, jakby była gotowa w tej chwili wyjść z sali, miała wolny wieczór albo bez problemu miała wcisnąć spotkanie z kobietą do swojego kalendarza.

autor

Pateczka

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Na pewno nie był aż tak zły, skoro się dogadaliście - zaprotestowała.
W jakimś sensie Ettel nie uważała samej siebie za miłą - teraz na przykład nie kierowała nią uprzejmość. Chodziło o coś nieco innego: nie chciała sprawiać, by Lava czuła się teraz źle, zawstydzona przez jakąś obcą dziewczynę z powodu swojego akcentu czy talentu do języków obcych. Poza tym nawet jeśli jej francuski był tak słaby, jak deklarowała… co z tego? Udało im się porozumieć, a to było najważniejsza funkcja języka, a nie zdolność pisania zawiłych, metajęzykowych tekstów.

Wysłuchała Lavy do końca i pokiwała głową, zupełnie jakby chciała powiedzieć, że to ma sens. Ale nie powiedziała tego, bo… dlaczego niby Lava miałaby potrzebować podobnego potwierdzenia ze strony Ettel? Takie rzeczy jak cechy charakteru czy zachowanie nie musiały mieć sensu w oczach innych ludzi, żeby dla ciebie były całkowicie prawdziwe. Zamiast tego powiedziała po prostu: - To w ogóle okropnie frustrujące, jak chcesz coś powiedzieć, ale brakuje ci słów, hm? Bo gdybyśmy zaczęły rozmawiać teraz o czymś, o czym nie mam pojęcia, mogłabym być bardzo miła, ale mogę też wykręcić się jakimś żartem, ironizować, powiedzieć coś złośliwego… a w obcym języku masz tylko kilka tych grzecznościowych formułek, które przeczytałaś w podręczniku - no bo gdzie masz napisane, jak komuś odpyskować, zamiast czytać o tym, jak życzyć “miłego dnia” na trzy sposoby?

- Hmm - pożyczyła sobie trochę czasu - nie dlatego, że nie miała odpowiedzi. Miała, nie wiedziała jednak, którymi elementami chciałaby się podzielić z Lavą. - Moja angielska osobowość jest przerażona wszelkimi umowami, formularzami do wypełnienia i pismami z banku, bo zawsze się boję, że czegoś ważnego nie zrozumiem - uśmiechnęła się, wybierając równocześnie ciekawostkę i bardzo realne zmartwienie, bo gdy pani w urzędzie podsuwa jej wniosek do wypełnienia, nic jej nie obchodzi czy Ettel zrozumie wszystkie zapisy, często niejasne nawet dla native’ów. Nie dodała tylko, że z tego powodu zwykle gdy wyciąga ze skrzynki jeszcze jakiś list, zwykle czeka zamknięty na szafce w korytarzu aż do powrotu jej męża. - A francuska jest bardziej, nie wiem, ekspresyjna? Bo dużo słów, które są używane w angielskim, kiedy chcesz pokazać, że jesteś zła albo kogoś bardzo lubisz, nie są dla mnie naturalne, więc ich nie używam. Nie wiem czy rozumiesz o co chodzi - przerwała i spojrzała na Lavę, gotowa w razie potrzeby zacząć od początku.

Wyglądała na trochę zaskoczoną, gdy Lava godziła się na wspólne jedzenie makaronu. Zaraz, więc… to było takie łatwe? Wystarczyło po prostu zaproponować? - Świetnie, w takim razie mamy randkę - uśmiechnęła się do dziewczyny, bo przecież tak się mówi, prawda? A po chwili uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy przyszła pora na wybór terminu. - Nie mogę cię porywać z pierwszej lekcji po przerwie, nawet jeśli czuję, że zaczynam się już trochę ślinić. Ale może… czwartek? - zaproponowała. Dzisiaj po zajęciach musiała biec na jakiegoś Szekspira, ale zupełnie nie miała na to ochoty, więc… pomyśli o tym za jakąś godzinę.

autor

Got a lot baggage, always feeling like a tourist
Awatar użytkownika
32
169

prezenterka radiowa

KIRO Radio

columbia city

Post

– To prawda. – przytaknęła, zgadzając się z tym, co mówiła Ettel. Doskonale wiedziała, jak trudne było dogadanie się w obcym języku. Od razu traciło się pewność siebie, własną osobowość, a także możliwości zabłyśnięcia. – Bariera językowa jest trudna, tak samo, jak kulturowa. Niby żyjemy na tej samej ziemi, można by stwierdzić, że większość cywilizowanych krajów myśli podobnie, ale często okazuje się, że pewne rzeczy potrafią być niezrozumiałe. Wiadomo, że to wszystko kwestia tradycji, przyzwyczajeń, czy rejonu świata, w którym się mieszka, bo jednak warunki dość mocno determinują zachowania, jednak... no wiesz, to faktycznie bywa frustrujące. – podzieliła się z Ettel swoimi kolejnymi przemyśleniami, mając wrażenie, że rozumieją się pod tym względem. Lava lubiła myśleć o tym, że w każdym miejscu na ziemi mogłaby się odnaleźć, a miejscowi okażą się pomocni i serdeczni. Wiedziała jednak, bo przecież doświadczyła tego nawet niedaleko od domu, że dalekie było to od prawdy. Miała nadzieję, że jej słowa pokażą Ettel, że należy do tych rozumiejących. Uśmiechnęła się do kobiety i lekko wzruszyła ramionami, jakby to było coś oczywistego, a przynajmniej powinno być.
Przeniosła spojrzenie na swoją rozmówczynię, gdy ta podzieliła się z nią informacjami na temat swojej angielskiej osobowości. Na jej twarzy od razu pojawił się delikatny uśmiech, taki pełen zrozumienia. – Mogę się domyślać. Przyznam, że chyba wszystkie dokumenty są przerażające, nawet jeśli są w języku, który doskonale się zna. – stwierdziła, bo prawdą było, że w umowach i pismach pojawiały się czasami taki słowa, które wcale nie były zrozumiałe dla osób posługującym się ojczystym językiem. – Rozumiem. I chyba wiem, o co ci chodzi. – przytaknęła z uśmiechem. Była masa powiedzonek i zwrotów, które wydawały się naturalne tylko w pewnych kręgach, także miała wrażenie, że wie, o czym Ettel mówi.
– Świetnie! Nie mogę się doczekać. – odparła. I chociaż ten tekst brzmiał typowo, jakby rzucony w formie grzecznościowej, to był szczery. Było jej szalenie miło, że Ettel do niej podeszła, rozpoczęła rozmowę, a teraz zaprosiła na randkę. Po fatalnym rozstaniu oraz nieszczęściach, które spotkały ją w ostatnich miesiącach, pragnęła zaznać nieco normalności. – Brzmi kusząco, ale faktycznie powinnam tu dziś być. Czwartek będzie świetny. – przytaknęła, zgadzając się na zaproponowany termin. Nie zdążyła dopytać o godzinę, bo instruktorka zaczęła mówić, zapraszając na zajęcia. Posłała więc Ettel uśmiech i zajęła swoje miejsce, w pozycji, którą instruktorka wymieniła jako pierwszą.
– Muszę przyznać, że jestem trochę... zaintrygowana twoją francuską osobowością. – pochyliła się w stronę Ettel i szepnęła konspiracyjnie, puszczając do niej oczko. Teraz mogła skupić się na zajęciach.

/ zt x 2

autor

Pateczka

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”