WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gilbert uwielbiał całą kościelną oprawę świąt, wolał siedzieć tam, niż w domu z rodziną i właściwie gdyby mógł, to chętnie rozstawiłby się tam ze świątecznymi potrawami. Lubił jasełka, pewnie pomagał w ustawianiu szopki, no a do tego wszystkiego - wspólne kolędowanie. Po prostu musiał tam iść! Nawet, jeśli wymagało to nieco wcześniejszego zawinięcia się z rodzinnej kolacji.
Razem z resztą chóru nadawał rytm wspólnemu kolędowaniu, a pewnie przy jakiejś skomplikowanej Mizernej cichej dostał solówkę, bo totalnie wymiatał, choć sam nigdy by tego nie przyznał i gdyby ktoś zaczął go chwalić, to by się zapadł pod ziemię. Robił natomiast to, co do niego należało. Dostał polecenie, więc je wypełniał.
Po wspólnym kolędowaniu było w planie spotkanie z proboszczem i jego ziomkami i nawet jakiś mikro poczęstunek przygotowany przez największe fanatyczki parafii. Gilbert tego też nie mógł ominąć. Gdzie indziej miałby się czuć jak w domu, jeśli nie w domu bożym właśnie?
Kiedy kolędowanie się skończyło, razem z resztą chóru zszedł do zakrystii, gdzie czekały już moherowe babcie ze szwedzkim stołem pełnym ciast. Każda po kolei musiała ich uściskać i pochwalić za piękny występ, złożyć życzenia, i Gilbert też każdemu składał życzenia i czuł się tak dobrze, bo był wśród swoich i przynajmniej większość ludzi go tu nawet lubiła. Atmosfera była bardzo miła i bardzo mu odpowiadała. Kiedy skończył z życzeniami, koniecznie musiał spróbować tych pyszności, więc z papierowym talerzykiem zatrzymał się przy stole, by nałożyć sobie po kawałku każdego rodzaju. Przecież każdą moherową babcię musiał pochwalić z czystym sumieniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#6

Musiałoby się stać coś bardzo poważnego, żeby Kenny przegapił wspólne kolędowanie organizowane przez parafię, do której uczęszczał, odkąd trafił do Seattle. Wspólne śpiewy w otoczeniu sakralnych budowli za każdym razem dodawało mu otuchy i sprawiało, że wychodził na zewnątrz szczęśliwszy o te przyjemne doświadczenia. Kolację wigilijną miał już odhaczoną dnia poprzedniego. Zamierzał jeszcze wpaść do rodziców na jakiś krótki obiad, niedługo po wyjściu z kościoła.
Zajął miejsce w jednym z bliższych od ołtarza rzędów, co pozwalało mu na pełne napawanie się głosem chórzystów. Niektórych z nich kojarzył z innych mszy, szczególnie tych od solówek, bo ciężko było wyłapać pojedyncze głosy podczas wspólnego wykonywania pieśni. Nawet, komuś z wytężonym słuchem, zastępującym utracone zmysły.
Gdy miał się zbierać w stronę głównego wyjścia, proboszcz zaczepił go w miły sposób i zaprosił na poczęstunek, który odbywał się w mniejszym pomieszczeniu. Z tego, co kojarzył, kościół miał również na stanie salkę katechizacyjną, ale musiała być najpewniej trochę zagracona pozostałościami po dekoracji stajenki, dumnie prezentującej się obok ołtarza.
Z szerokim uśmiechem na ustach przeszedł do wskazanej zakrystii, witając się krótko z najstarszymi parafiankami, które wystartowały do niego z życzeniami. Dużo zdrowia, szczęścia, zdrowia i… jeszcze raz zdrowia. Oby mu sprzyjało, bo zdecydowanie nie zamierzał borykać się z poważniejszymi schorzeniami, mając na karku tę swoją kłopotliwą przypadłość, odbierającą wzrok. Uśmiechał się do wszystkich naokoło i ostrożnie przesunął się w stronę szwedzkiego stołu, postukując biała laską o kamienne pokrycie podłogi.
- Cześć, wesołych świąt - odezwał się do osoby, stojącej tuż obok, przy stole, zastawionym mnóstwem wypieków. - Mam do ciebie małe pytanie: w którym dokładnie miejscu stoi sernik, przyniesiony przez panią Buckley? Czuję, że gdzieś tu jest, ale wolałbym nie strącić reszty ciast przy przeszukiwaniu.
Uśmiechnął się delikatnie, kierując głowę nieco w bok, bo kultura wręcz nakazywała przywitać się z drugą osobą w odpowiedni sposób.
- Jestem Kenny - delikatnie wyciągnął dłoń, nie chcąc przypadkiem strącić ciasta, pochwyconego przez chłopaka. Możliwe, że już się wcześniej poznali i teraz odwali głupi numer, ale hej, nie słyszał jeszcze, jak koleś się odzywa i nie zidentyfikował go z tym solistą, od jednej z lepiej wykonanych pieśni.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo tego, że zajęty był kolekcjonowaniem wszystkich ciast znajdujących się na stole, nietrudno było mu zwrócić uwagę na chłopaka z białą laską, który pojawił się tuż obok niego. Gilbert odsunął się taktowanie, by nie wchodzić mu w drogę. Domyślał się, że ma nad tamtym sporą przewagę, po prostu widząc, więc nie chciał mu dodatkowo utrudniać życia swoją osobą. Nie pomyślał jednak o tym, że chłopak mógłby potrzebować pomocy. Pewnie widywał go czasem w kościele, wydawało mu się, że całkiem nieźle sobie radzi. Tak zresztą słyszał: że bez oczu totalnie da się żyć i całkiem nieźle funkcjonować. Sam oczywiście nie miał pojęcia, jak to działa, ale skoro ludzie w internecie tak mówili, to musiało tak być. Tym bardziej nie spodziewał się, że niewidomy chłopak zwróci na niego uwagę. To znaczy, przecież go nie widział. Gilbert był aż tak niedyskretny? A może śmierdział? To byłby dramat. Był jednak przekonany, że przed wyjściem z domu użył dezodorantu.
- Wesołych świąt - odpowiedział jednak grzecznie i nieznacznie się uśmiechnął. Był to dla niego naturalny odruch, automatyczna reakcja na miłe słowa. Nie powiązał uśmiechu z faktem, że chłopak i nie był w stanie go zobaczyć. Już miał wracać do zajmowania się własnym talerzykiem, ale przystojny ciemnowłosy znów się do niego odezwał. Gilbert otworzył usta i rozejrzał się po stole, zamknął usta, zapowietrzając się, aż w końcu znów spojrzał na chłopaka i zapowietrzył się jeszcze bardziej, bo choć sernik stał zaraz obok, to Callaway kompletnie zgubił wątek. Kenny się przedstawił, a Gilbert tylko pokiwał głową i spuścił wzrok na wyciągniętą w jego kierunku dłoń. No tak, co to powinien teraz zrobić...?
- Gilbert - wyrzucił z siebie w końcu, kiedy udało mu się dojść do siebie po tej niespodziewanej zaczepce i nieśmiało, delikatnie ujął dłoń Kentigerna, nawet jej zanadto nie ściskając. - Tu jest sernik. To znaczy... Nałożyć ci? - spojrzał niepewnie na chłopaka, bo nie bardzo wiedział, jak miałby mu wytłumaczyć, gdzie faktycznie ten sernik jest. Tak byłoby chyba łatwiej, może uda mu się przy okazji niczego nie strącić. Prawda była jednak taka, że miał na to nieco większe szanse, niż Kenny, ale miał też dwie lewe ręce, a sytuacja, w której zagaduje do niego ktoś obcy i przystojny była dla niego nieco stresująca (głównie dlatego, że ocenianie innych mężczyzn jako przystojnych było totalnie nie w zgodzie z jego przekonaniami, więc niech wszyscy przystojni panowie zostawią go w spokoju).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego by tylko brakowało, aby narobił niepotrzebnego zamieszania, w związku z samodzielnym dobieraniem sobie ciast. Jakoś by sobie poradził, ale na macanie innych wypieków nie pisał się ani trochę. Jeszcze by go pani Main szturchnęła po łapach, w stylu świętej pamięci babci i reputacja sięgnęłaby dna. Wśród parafian musiał trzymać fason, nawet jeśli gdzieś tam poza kościelnymi murami, wychodził z Shahruzem na podbój sklepów, oferujących zielony susz. Ale to było tylko raz, tak? Tak. Żadne wieczne potępienie go nie czekało. Przynajmniej nie w kontekście tematów, związanych z marihuaniną.
Gilbert brzmiał na odrobinę zagubionego, ale to ani trochę nie blokowało Kenaia. Miał ciepłą barwę głosu, wydawał się sympatyczny, a tyle mu w zupełności wystarczyło, ale uczepić się go na pewien czas. Oczywiście, nie był jakimś pokręconym natrętem, narzucającym się swoją osobą.
- Jasne. Dzięki - uśmiechnął się wdzięcznie, delikatnie ściskając podsuniętą rękę, która wydawała się zimniejsza w dotyku, niż jego własna. Czy to pora roku czy może efekt przesiadywania w słabo ogrzewanym kościele? Mniejsza z tym.
- Wolałbym nie dotykać wszystkich ciast po kolei, byle tylko znaleźć sernik.
Zaśmiał się wesoło, lekko kręcąc głową. Jako ociemniały, borykał się z mnóstwem dziwacznych akcji i każda pomoc miłej duszy była na wagę złota. Poznawanie nowych osób nie stanowiło dla niego większego wyzwania. Z początku podchodził nieco ostrożnie do reszty społeczeństwa, rozumiejąc ich niezręczność w zetknięciu z kimś, kto nie widział zewnętrznego świata w ten sam sposób. Z każdym kolejnym razem było coraz lepiej i teraz rzadko kiedy peszył się w trakcie nawiązywania rozmowy. A w razie małych potknięć, nie reagował oburzeniem, w stylu starych przekup, krążących po bazarach.
Był wzorowym chrześcijaninem nie tylko z pozorów, przez fakt należenia do wspólnoty kościelnej. Że istniały jakieś fragmenty pisma, potępiające takie osoby, jak on? Że miałby przeżywać po śmierci niekończące się katusze w ogniu piekielnym, przez preferencje względem płci męskiej? Stary Testament i jego kulawe nauki. Czemu nikt nie praktykował kamienowania niewiernych kobiet i wyłupiania oczu, jeśli te były powodem grzechu? Przecież to nauki, wyciągnięte z tej samej księgi… ale zdecydowanie nie o tym miał zamiar dyskutować Kenny, któremu podsunięto talerzyk z sernikiem, za co podziękował po raz kolejny.
- Wydaje mi się, że słyszałem cię kilka razy na mszach - kontynuował, odsuwając się odrobinę od stolika, aby nie blokować innym parafianom dostępu do ciast. - Często śpiewasz psalmy, nie?
Raczej nie pomylił go z kimś innym. O ile z wiadomych powodów twarzy nie był w stanie dostrzec, miał całkiem wytężony słuch, który odpowiadał za zapamiętywanie poszczególnych osób. Zdarzali się ludzie, posiadający całkiem podobny ton głosu, ale nie stanowiło większego problemu znalezienie między nimi różnicy. Przynajmniej jemu, Kenaiowi, nie sprawiało to kłopotów.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że Kenaia czekało potępienie, bycie bezbożnikiem nie oznaczało wcale nie wierzenie w jakiegoś boga czy niepraktykowanie, jego gejoza wystarczyła, by trafił do piekła, ale hej - prawdopodobnie spotka tam dużo innych gejów, więc to chyba nie aż tak źle, prawda? Niewierne kobiety, w dzisiejszych czasach kamieniowane słowem, nie kamieniem (wiadomo, cegły są teraz trzymane dla gejów), też znajdą tam swoje miejsce. Pewnie te mohery piekące ciasta, takie święte na mszy, a wredne wszędzie indziej także tam trafią, więc chociaż Kenai będzie miał pod dostatkiem sernika. Piekło o smaku sernika brzmi ekstra, może niedługo, gdy już go Kenai wprowadzi w meandry gejowskich orgazmów, Gilbertowi też takie piekło całkiem będzie odpowiadać.
Żart Kentigerna, który w normalnych okolicznościach pewnie rozładowałby atmosferę, Gilberta jedynie speszył. Hale z oczywistych powodów nie mógł dostrzec rumieńca na twarzy młodego, ale ten się tam pojawił dosyć szybko.
- To ja ci nałożę... - wydukał cicho i zabrał się do rzeczy. Odłożył na bok swój talerzyk, by mieć wolne ręce, a potem sięgnął po czysty i nachylił się nad stołem, by dosięgnąć do sernika pani Buckley. - Ile chcesz kawałków? - spytał, po czym nałożył tyle, ile Kenny sobie zażyczył, rozwalając je tylko trochę i nawet nie zwracając uwagi na to, że w jakieś inne ciasto wsadził rękaw, teraz ubabrany kremem, a jakiś inny kawałek zepchnął na podłogę. No cóż, i tak to on tu będzie potem jednym ze sprzątających, a takie rzeczy przecież się zdarzają, zwłaszcza przy takiej ilości ciast i osób, Kiedy już napełnił talerzyk, włożył go w ręce Kena, uważając, by przypadkiem nie dotknąć jego dłoni, bo to by przecież niechybnie spowodowało wzwód w jego gaciach. Gilbert jeszcze nie był tego świadom, ale wiedział, że nie poczułby się komfortowo.
Skoro już miał wolne ręce, chwycił także za swoje, zgarnięte wcześniej ciasto. Był gotów odwrócić się i odejść, ale Kenny zadał mu kolejne pytanie, więc zamiast tego niemal nieświadomie podążył za nim, odsuwając się od stolika.
- To bardzo możliwe - skinął głową. - Tak, śpiewam w chórze. Czasem dostaję też psalmy - włożył do ust kawałek ciasta. Właściwie, miewał solówki całkiem często, kapłan prowadzący chór mówił, że Gilbert miał całkiem niezły głos, ale tym już się nie zamierzał chwalić. Właściwie, to sam wcale tak nie uważał. - A ty czym się zajmujesz? - Gilbert nie był pewien, bo choć przychodził tu od lat, to wiele rzeczy pozostawała dla niego wciąż zagadką. Nie znał na przykład większości ministrantów, a jeśli już się z kimś trzymał, to byli to raczej jego koledzy i koleżanki z chóru.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Mogą być dwa mniejsze - odpowiedział, w miarę luźno przystając obok chłopaka. Kenai nie był w stanie bezpośrednio patrzeć mu na ręce, powodując w ten sposób zmieszanie, ale zdaje się, że sama jego obecność lekko stresowała Gilberta. Nie wyczuł tego, a przynajmniej nie dał tego po sobie poznać, wciąż utrzymując otwartą gardę. Z pewnością nie był świadom tego, że któryś jego rozmówca mógłby dostać wzwodu przy samym dotknięciu ręki. Zaskakujący to zwrot akcji, ale nie wcale taki abstrakcyjny.
- Albo jeden większy - jak ci wygodniej.
Sernika nigdy nie należało sobie żałować. Rzeczywiście, wiele parafianek miało swoje za uszami, ale jeśli nikt nie będzie poruszał tematów politycznych albo ogólnie - kontrowersyjnych, nic złego nie powinno wyniknąć z tego małego poczęstunku wigilijnego. Hale po prostu nie potrafił przebywać w otoczeniu, gdzie znajdowało się zbyt wiele negatywnej energii. Wystarczająco dużo przeżył w czasie dzieciństwa i teraz starał się być pozytywnym człowiekiem. Gdyby zbyt często rozpamiętywał przeszłość, stałby się zgorzkniałym, smutnym chłopakiem, czego szczególnie się wystrzegał.
- Studiuję psychologię - napomknął, gdy już otrzymał swoje zamówienie. - Wiem, to brzmi jak oklepany, nieszczególnie wymagający kierunek, ale kiedy już się zacznie zgłębiać w temat… jest dosyć skomplikowanie.
Dla niektórych psychologia wydawała się podobnie wymagającym kierunkiem co kulturoznawstwo. Nic bardziej mylnego. Kenai miał w swoim grafiku pełno zajęć stricte medycznych oraz psycho-społecznych co szczerze uwielbiał. Wnikanie w myśli drugiej osoby wydawało się fascynujące, szczególnie przy uwzględnieniu masy szczegółów, takich jak środowisko społeczne, a także relacje rodzinne.
- Spokojnie, nie będę ci proponował płatnych terapii - zaśmiał się, w ten dowcipny sposób, nawet nie biorąc pod uwagę faktu, że Gilbert rzeczywiście mógłby się borykać z chorobami na tle psychicznym. Bo gdyby chłopak rzeczywiście potrzebował tego typu pomocy, nie wahałby się, aby jej udzielić. W końcu na tym polegał zawód psychologa – mniej przerażającego w zestawieniu z takim psychiatrą.
- A ty, czym się zajmujesz poza śpiewaniem w chórze? - odbił piłeczkę, ostrożnie kosztując sernika, byle tylko nie nakruszyć dookoła. Za dzieciaka podchodził do tego w wręcz chorobliwy sposób, bojąc się, że jeśli narobi przynajmniej trochę bałaganu, Hale’owie oddadzą go z powrotem do sierocińca. Wiadomo, za małolata wyolbrzymia się pewne sprawy, o których nie ma się zielonego pojęcia.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, ze Gilbert czuł się niezręcznie, był totalną gejową stuleją, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Ba, pewnie nawet nie wiedział, co to znaczy. Posłusznie zaczął nakładać pierwszy z mniejszych kawałków sernika, kiedy nagle Kenai zmienił zdanie. Callaway spojrzał na niego niemal z przerażeniem w oczach - bo jak to, miał teraz odłożyć? czy go rozczarować? - ale ostatecznie Kenny uznał, że jak wygodniej, więc Gilbert bez słowa wrócił do tych mniejszych.
- Och, właściwie pytałem, czym się zajmujesz tutaj, w kościele - ale zmiana tematu nawet przypadła mu do gustu, bo okazywało się, że poznawanie Kenny'ego zaczynało być całkiem ciekawe... Chociaż nie oszukujmy się, psychologowie nieco go przerażali, nieważne, że miał z nimi styczność już od wielu lat. Kojarzyli mu się z trudnymi pytaniami, na które wcale nie chciał odpowiadać, a czasem nawet nie wiedział, jak. W końcu to oni byli od czytania w myślach, więc jak on mógł wiedzieć, co chcieli od niego usłyszeć? To naprawdę skomplikowane. - No tak, to nie brzmi jak coś prostego - potrząsnął głową. Dla niego w ogóle wszystko wydawało się trudne, zbyt trudne zwłaszcza dla niego. Zdawało się jednak, ze zrozumiał żart chłopaka, w związku z czym uśmiechnął się delikatnie pod nosem. - To dobrze, moi rodzice i tak już wydają na nie zbyt wiele - ... dopiero po chwili Gilbert zdał sobie sprawę z tego, co takiego palnął i jak głupie to było. Najchętniej by się teraz wycofał, albo jeszcze lepiej, zapadł pod ziemię, ale przynajmniej to ostatnie nie było możliwe, w związku z czym spalił się rumieńcem, dziękując w duchu, że, jak się zdawało, jego rozmówca nie mógł tego zauważyć z wiadomych powodów. - Pracuję w sklepie - wydukał, znów ściszając głos, choć jeszcze przed chwilą mogło wydawać się, że nawet nabiera nieco więcej komfortu w tej rozmowie. Ten tyci postęp już się jednak cofnął i Gilbert nie wiedział, czy coś sensownego mógłby jeszcze powiedzieć. Sam też zawsze się bał, że ze względu na jakąkolwiek głupotkę państwo Callaway go oddadzą, i właściwie w jakimś stopniu zostało mu to do dzisiaj, chociaż z całych sił starał się być synem idealnym, podążał za ich zasadami, za kościołem i starał się o dobre stopnie. Dobrze jednak wiedział, że nie był ich biologicznym dzieckiem i kiedy takie przyszło na świat, poczuł się nieco wykluczony z rodzinnego grona, a to, jak ciężko rodzice przeżyli stratę niemowlaka tylko ugruntowało w niego to poczucie, które nigdy do końca nie zniknęło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ah, no tak - uśmiechnął się szerzej i lekko pokręcił głowę. W kościele. Oczywiście, że w kościele, a gdzie indziej? Gilbert raczej nie pisał jego biografii, więc nie musieli od razu przechodzić do spraw prywatnych, jakby brali udział w spotkaniu towarzyskim, jeden na jeden. I to jeszcze w świątyni, pod okiem samego Jezusa. Wstyd.
Już miał sprostować swoją odpowiedź, gdy chłopak pociągnął temat, dzięki czemu poczuł swego rodzaju ulgę. Nie chciał od razu przytłoczyć Gilberta swoją osobą, a raczej tym otwartym podejściem, w stylu aspirującego psychologa. Zawsze mogło być gorzej. Gdyby na przykład Kenai okazał się kołczem, chłopak pewnie poszedłby w długą, mając dosyć bezsensownego, rzekomo motywującego pieprzenia. Inwazyjność nie leżała w jego naturze, dlatego cierpliwie słuchał rozmówcy, podgryzając odrobinę sernika. Domowe ciasta od zawsze były jego słabością i pomimo trzymania jako takiej diety, nie potrafił ich sobie odmówić raz na jakiś czas. W końcu wszystko jest dla ludzi, a kategoryczne odmawianie sobie słodkiego, nie wchodziło w jego przypadku w grę. Szczególnie gdy rozchodziło się tak swojskie dzieła, wręcz rozpływające się w ustach. Pani Buckley spisała się na medal. Oby tego nie zaprzepaściła, bo Hale miał ją za naprawdę miłą staruszkę, unikającą jakichkolwiek konfliktów.
Nagle uniósł brwi, za sprawą dosyć prywatnego komentarza, ale nic nie dodał na ten temat. Uśmiechnął się bardzo delikatnie, z lekkim zagubieniem. Może gdyby znali się nieco dłużej, zapytałby o szczegóły, jednak teraz zdecydowanie nie chciał dokonywać inwazji na prywatność nowego kolegi (biedny Gilbert, friendzone na wejściu).
Przepraszam, nie wiedziałem - zawisło na jego języku, czego ostatecznie nie wypowiedział, bo chłopak już przeszedł do kolejnego tematu. Poczuł przez skórę odrobinę niezręczności, spowodowanej nawiązaniem do terapii, ale chyba dadzą radę to przełamać? Szkoda byłoby uciekać tak szybko od swobodnej rozmowy.
- Brzmi fajnie - skwitował, jakby praca w sklepie była super ekscytującym zawodem, aczkolwiek w pewnych sytuacjach taki ekspedient musiał się popisać nie tylko znajomością obsługi kasy, a klienci również mieli najbardziej różnorodne charaktery. - W jakimś konkretnym sklepie? Wiesz, może cię mijałem kilka razy, a nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy.
Uśmiechnął się trochę niepewnie, bo sam zastanawiał się, ile znajomych widziało go na mieście i wolało udawać, że go nie zna. W końcu czego ślepy nie widzi, tego sercu nie żal, więc jego niepełnosprawność dawała sporo manewrów do wykorzystania. Cóż, takie było życie. Pełne zwrotów akcji, zarówno tych miłych, jak i okraszonych wiatrem w oczy, zmieszanym z pyłem oraz piaskiem.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gilbert był tak zacofany, że pewnie nie dopasowałby kenatigernowego pierdolenia do stanowiska kołcza. Razczej słuchałby go uważnie, wierząc, że ten typ naprawdę ma rację i że wie o czym mówi. Może nawet mógłby zmienić jego życie na lepsze? Nie żeby Gilbert uważał je za jakieś złe, był przecież szczęśliwy, oddając się bogu i kościołowi, ale no... Może mogło być jednak lepiej.
- Hmm, nie jest źle - uśmiechnął sie niemrawo, wciąż nie ogarniając, jak mógł trzepnąć taką głupotę o psychologach i terapiach, które wciąż nie potrafiły uwolnić go od demonów z przeszłości, jakim była choćby jego toksyczna babka, a nawet nie pomagały w uporaniu się z codziennością. Bez nich jednak chyba w ogóle już by go tu nie było. - A nie wiem, może? - on sam nie zapamiętywał za bardzo klientów, chyba że ktoś faktycznie przychodził często i go zagadywał, ale właściwie niezbyt za tym przepadał. Wolał, by ci ludzie pozostali dla niego anonimowi, i z wzajemnością, zresztą. Jeszcze mógłby kogoś polubił, ba, ktoś mógłby mu się spodobać, ktoś niepożądany, oczywiście. Same problemy by tylko z tego były. - To sklep zoologiczny. Petco. Masz jakieś zwierzę? - jeśli nie miał, to najprawdopodobniej nigdy się na gruncie zawodowym nie spotkali, a jeśli miał... To mógłby zostać jego stałym klientem. Gilbertowi na samą myśl gula stanęła w gardle. Co, jeśli Kenai zacząłby faktycznie wpadać tam częściej? Czy powinien dawać mu zniżki, choć nie może tego robić, albo czy powinien wykradać jakieś gratisy dla jego psa czy kota? Czy ze względu na nowego kolegę się stoczy? Czy Kenai chciałby być jego nowym kolegą? Dlaczego Kenai miałby sprawiać, że Gilbert się stoczy, skoro do chuja świętego poznali się w kościele? Dlaczego Gilbert tak bardzo przeżywa? Tyle pytań bez odpowiedzi, a Callaway tak się zamyślił, i tak spanikował, że zakrztusił się ugryzionym właśnie ciastem. Napad kaszlu był tak gwałtowny, a brak powietrza tak dotkliwy, że talerzyk z resztkami wypadł mu z rąk, roztrzaskując się o podłogę, a oczy Gilberta niemal wyszły mu z orbit, jakby jeszcze nie skompromitował się wystarczająco. Oczywiście wszelkie nauki o należytej pierwszej reakcji nie były teraz prze niego pamiętane, kulił się, łapiąc dłońmi za szyję i kaszlał i jeszcze chwila, a zrobi się siny na twarzy. Czy któraś ze starszych pań, twórczyń tych zabójczych wypieków, zna może pierwszą pomoc? Czy ktoś ocali mu życie? Czy też zostanie mu tylko osunąć się na kościelną posadzkę i wyzionąć ducha tu, w tym miejscu, którym tak bardzo przesiąknął, które jednocześnie miłował i nienawidził i sam już nie wiedział, co w życiu tak naprawdę się liczy?
Oczywiście ksiądz John znał pierwszą pomoc, zaszedł Gilberta od tyłu, otoczył go ramionami, ucisnął tu i ówdzie, a paskudny kawałek sernika, który niemal odebrał chłopakowi życie wyskoczył z niego i znalazł nowe, wygodne miejsce na spodniach Kenny'ego. Callaway jeszcze tego nie zauważył, choć gdy to się stanie, to pewnie spłonie ze wstydu. Na razie jednak wzrok miał przesłonięty łzami i ledwo łapał oddech, próbując wrócić do żywych. Ktoś podsunął mu krzesło, na które opadł, jeszcze trochę pokasłując, a ktoś inny zabrał się za sprzątanie bałaganu, który narobił. Nawet nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnego przepraszam, ale wiedział, że będzie przecież musiał za to odpokutować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko Kenai mógł wyczuć w Gilbercie wpływ toksycznej babki, prawie uznałby go za swoją bratnią duszę. Nic tak nie zbliżało ludzi do siebie, jak podobne perypetie rodzinne, zakrawające o patologię. No, może poza wiarą, bo w tym budynku wszyscy byli dziećmi bożymi i należało im się równe, życzliwe traktowanie (chyba, że byli wielkimi grzesznikami i z tego powodu woda święcona zżerała im skórę).
- Pewnie. Mam nimfę, Janusza. Nietypowe imię, ale mój dziadek był Polakiem, więc… - machnął delikatnie ręką, wciąż ostrożnie racząc się sernikiem. - Dosyć często pojawiam się w sklepach zoologicznych.
Oczywiście, nie zamierzał naciągać biednego Gilberta na nielegalne zniżki. Zwyczajnie, miło było przebywać w sklepie, w którym znało się sprzedawców i łatwiej szło zadawanie pytań na tematy stricte zwierzęce. Taki dobry znajomy zawsze doradzi zgodnie ze swoim sumieniem (o ile nie próbował wyrobić jakiejś narzuconej przez szefa normy) i nie będzie wciskał najdroższych rzeczy, byle tylko podbić sobie sprzedaż na dany dzień.
- Hej, wszystko w porządku? - dotarł do niego nagły kaszel Gilberta, świadczący o zakrztuszeniu się ciastem. Byłby w stanie natychmiastowo mu pomóc, nawet odkładał już swój talerzyk na stół, którego krawędź wymacał rękoma, niestety ksiądz John był pierwszy.
Zastygł w miejscu, nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą począć, żeby nie wpaść nagle na duchownego-ratownika. Tak właściwie, nie ogarnął nawet, że wykrztuszony przez Gilberta kawałek ciasta przykleił się do jego wyjściowych spodni w bardzo widoczny sposób.
Jedna z moherowych babć w grzeczny sposób kazała mu przejść na bok, aby mogła zebrać roztrzaskane kawałki talerzyka. Kenny od razu zastosował się do prośby, próbując zlokalizować aktualne położenie Gilberta, któremu podsunięto krzesło. To przez niego się tak zakrztusił? Powiedział coś nie tak? To mogło poczekać.
Przyklęknął na jedno kolano, niedaleko krzesełka, żeby czasami nie stać nad chłopakiem w ten lekko napastliwy, górujący sposób.
- Żyjesz? - co za durne pytanie… - Wybacz, wszystko działo się tak szybko, że słabo wyczułem sytuację.
Zaśmiał się w ten niepewny sposób, wsłuchując się jednocześnie w miarowy oddech Gilberta. Sytuacja opanowana?
- Już lepiej? Może chcesz wody?
Upaćkane sernikiem spodnie mogły poczekać, szczególnie że i tak ich nie widział, a dla postronnych obserwatorów jawiły się jako dowód na bycie świadkiem nagłego wydarzenia, zagrażającego życiu. Bo oczywiście, istniały przypadki śmierci przez zadławienie, ale o tym Kenai wolał nie myśleć. Gilbert był zbyt młody i przede wszystkim zbyt sympatyczny, żeby zejść w takich okolicznościach.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gilbert miał na koncie całkiem sporo perypetii rodzinnych, ale faktycznie, to było trochę to, co ich łączyło. Poza toksyczną babką oboje byli adoptowani, a ich bogu ducha winni biologiczni rodzice nie żyli. Całe szczęście, trafili na całkiem porządne rodziny, gdzie więcej było takich adopciaków, jak oni. Gilbertowi jednak nie udało się tak dobrze zintegrować z resztą rodzeństwa, nie mówiąc już o tym, że bardzo się nad nim odbiła poroniona ciąża pani Callaway, a ostatecznie ona i Mikael przeszli w separację. Trochę im się rozsypała ta rodzinka i Gilbert dość mocno to przeżywał. Nie było to jednak nic, czym miałby się w tej chwili dzielić z Kentigernem.
Słuchanie chłopaka zaczynało być coraz milsze i coraz mniej stresujące. W jednym zdaniu zawarł tyle informacji, o które Gilbert chciał pytać dalej, że głowa mała. Niestety, nie miał na to szansy, bo wręcz utknęło mu w gardle to i owo.
Na pierwsze pytanie nie był w stanie Kenaiowi odpowiedzieć. Dopiero gdy ksiądz John opanował sytuację, a sam Gilbert został posadzony na krześle i w końcu mógł złapać oddech, doatarły do niego słowa chłopaka. Pokiwał głową, dopiero po chwili orientując się, że tamten przecież nic nie widział.
- Tak, już dobrze. Przepraszam - zająknął się ze wstydu. Był człowiekiem, który bardzo nie lubił zwracać na siebie uwagi, a przed chwilą wszystkie oczy były zwrócone w jego stronę. To jego totalnie największy koszmar i najchętniej by się stąd teraz ulotnił. - Tak, poproszę - równie dobrze mógłby sam po nią sięgnąć, nie sprawiając tym samym Kenaiowi problemu, ale jeszcze chyba nie doszedł do siebie na tyle, by czuć się na siłach. Wdzięczność do Kenny'ego wypełniała go teraz praktycznie w całości. - Mówiłeś coś... o papudze? - O ile faktycznie trochę chciał zniknąć, o tyle Kenai nie wydawał się skłonny do tego, by dać mu spokój, więc ostatecznie Gilbert wolał wrócić do poprzednich tematów. Rozmawianie o jego samopoczuciu wcale nie wydawało mu się ciekawe. Najchętniej udawałby, że ta sytuacja w ogóle się nie wydarzyła... Przynajmniej do czasu, aż nie dostrzegł, że jego na wpół przeżuty sernik znajduje się na hale'owych spodniach. Wciągnął głośno powietrze i skrzywił się. - Kenny? - zaczął niemrawo, próbując zwrócić jego uwagę tak, by mógł powiedzieć jak najciszej to, co musiał powiedzieć. - Ja... ubrudziłem cię, przepraszam... Na spodniach. Zaraz to wytrę, dobrze? - zaczął panicznie rozglądać się za jakimiś ręcznikami czy ścierkami, których mógłby do tego użyć, ale oczywiście nie wiedział, skąd mohery biorą takie rzeczy, więc jego panika tylko rosła, a on ostatecznie wciąż nie ruszył się z krzesła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- W porządku, nic się nie stało - zapewnił od razu, żałując jednocześnie, że nie mógł bezpośrednio spojrzeć na twarz Gilberta i przekazać mu słowa z jeszcze pewniejszą stanowczością. - Już wszystko dobrze.
Przecież to tylko kawałek ciasta. A jednak, gdyby chłopak zadławił się jeszcze bardziej, ten niepozorny wypiek mógłby przeistoczyć się w dosłowny gwóźdź do trumny. Słyszał już kiedyś historie o ludziach, którzy pożegnali się ze światem w paskudny sposób, za sprawą zadławienia ością (albo krokietem). Zdecydowanie nie chciałby, aby Gilbert zszedł w tak nieoczekiwanym momencie. Miał przed sobą jeszcze całe życie! Żaden sernik nie będzie go skazywał na wyrok śmierci, w otoczeniu duchownych i starych dewot.
Przymierzał się do podejścia do stolików, celem skombinowania czegoś do picia, jednak pastor John okazał się na tyle miły, aby podać mu do rąk szklankę, wypełnioną świeżą wodą. Podziękował krótkim uśmiechem i ostrożnie podsunął zdobycz Gilbertowi.
- Mówiłem - przytaknął, w temacie papugi, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. - Mam go od jakiegoś czasu. Początkowo był strasznie głośny, ale teraz jest grzeczniejszy. Nauczyłem go nawet paru sztuczek.
A jednak, nawet ociemniali potrafili skutecznie wytresować zwierzęta. W gruncie rzeczy nie było to tak trudne, jakby się mogło wydawać. W końcu Kenny miał na stanie inne sprawne zmysły, za wyjątkiem tego nieszczęsnego wzroku. To ani trochę nie odbierało mu radości z życia.
- Och, naprawdę? - lekko ściągnął brwi, na wieść o ubrudzonych spodniach. - Wiesz, mi to wcale nie przeszkadza, ale jeśli bardzo rzuca się w oczy…
Mogą to ogarnąć.
- Spokojnie, zajmę się tym - zapewnił chłopaka, powstając z kucek, wspierając się o oparcie krzesła. - Gdzieś w kieszeni powinienem mieć chusteczki. Daj mi chwilę.
Z zabawną konsternacją przystąpił do przeszukiwania spodni, aż trafił palcami na szeleszczące opakowanie.
- Będziesz moim nawigatorem? - zaśmiał się krótko, wyciągając pierwszą chusteczkę. - Lewa czy prawa? I na jakiej wysokości?
Wolał żeby Gilbert nie podejmował się manewrów, nawet tak bardzo błahych, jak ścieranie pozostałości po przeżutym serniku. Po niedawnym otarciu się o śmierć zdecydowanie powinien odpoczywać i spokojnie nabierać powietrza w płuca, aby utwierdzić umysł w przekonaniu, że nadal żyje.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiscie, zdaniem Gilberta jednak coś się stało. Przerwał im rozmowę, skompromitował się, narobił tylko wszystkim kłopotu swoim gapiostwem. Nie zamierzał jednak oponować czy się sprzeczać. Nie był na tyle asertywny i nie chciał zwracać na siebie więcej uwagi. Po prostu zamilkł. Najchętniej nie wracałby więcej do tematu, ale oczywiście nie było to możliwe ze względu na usyfione przez Gilberta kenaiowe spodnie. Temat papugi był zaiste bardzo ciekawy, jednak Gilbert już nie potrafił się na nim skupić. Wszystko było zupełnie nie tak, jakby chciał.
- Trochę... tak - no, rzucało się, biały kawałek sernika na ciemnym udzie. Słabo. Kiedy Kenny poprosił go o nawigowanie, Gilbert oczywiście nie zczaił, że chodziło o słowne nawigowanie. Wyciągnął rękę i zdążył delikatnie musnąć palcami dłoń Kenaia, kiedy ten uściślił, że chodziło o co innego. Gilbert szybko cofnął rękę, licząc, że Kenny uzna to za powiew wiatru, a nie jego faux pas. W końcu drżącym głosem udało mu się wyjaśnić jako tako Kenowi, gdzie była plama, a kiedy udało im się opanować sytuację, Gilbert znów zapragnął uciec. W międzyczasie opróżnił szklankę wody, na szczęście tym razem się nie krztusząc, a pomagało mu to o tyle, że mógł zająć czymś usta i dłonie, z którymi oczywiście nie wiedział, co uczynić. Nie zamierzał nic już jeść. Miał wrażenie, że przerwał innym zabawę, nie mówiąc już o tym, na jakie upokorzenie naraził Kentigerna. Nie podobało mu się to w ogóle.
- Już czyste. To znaczy, w miarę. Chusteczką chyba więcej nie wytrzesz, ale będzie trzeba to wyprać - wzruszył ramionami. Podniósł się z krzesła i swoich wystraszonym wzrokiem spojrzał na twarz chłopaka. - Ja już będę szedł, nie chcę wracać do domu zbyt późno - miał nadzieję, że taka wymówka mu wystarczy i bez zbędnych komentarzy będzie się mógł ulotnić. Zaczął zbierać swoje rzeczy i skierował się do wyjścia.

/zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Kościoły w życiu Masona były tymi miejscami, które odwiedzał dość często, co spotykało się z zaskoczeniem ze strony ludzi obeznanych z jego brakiem wiary. Większość znanych mu osób, niebędących wyznawcami żadnej religii i niewierzących w te wszystkie bóstwa, o jakich trąbiło społeczeństwo, omijała łukiem te przesiąknięte chłodem i specyficznym zapachem miejsca, decydując się na wizyty w ich murach z przymusu przy okazji ważniejszych wydarzeń, jakimi były chrzty, śluby i pogrzeby. On zaś odnajdywał tam spokój, porównywalny do tego, jakiego zaznawał po długich treningach, w których trakcie potrafił uderzać w worek tak długo, aż knykcie zaczynały pokrywać się czerwienią. Nie zawsze jednak treningi były tym, czego w danym momencie potrzebował. Bywały dni takie jak ten, gdy przekraczając próg kościoła, liczył na to, że uda mu się wyciszyć.
Potrzebował tego.
Prowadzony przez Sullivana tryb życia, był niczym rollercoaster i ciężko było mu zapanować nad tempem, które sobie narzucał, gdy nie tylko pracował w dwóch miejscach w ramach etatu, jak i własnego biznesu, ale szukał dodatkowego zarobku w miejscach, od których normalni ludzie trzymali się z daleka. Bywały więc takie momenty, kiedy chodziło o coś więcej niż wyrzucenie z siebie nagromadzonych emocji, tworzących chaotyczną mieszankę, pod której wpływem ktoś taki jak on, mógł w każdej chwili eksplodować. Aż nadto często był jak tykająca bomba, która potrzebowała drobnego impulsu, by się uaktywnić, a wiedząc, że najbliższy weekend miał być jednym z tych cięższych, chciał te emocje zdusić i zachować w sobie, by znalazły ujście we właściwym momencie, pomagając w tym, by konto zasiliła odpowiednia suma pieniędzy.
Siedząc w jednej z pustych ławek na tyłach kościoła, nie sprawiał wrażenia kogoś, kto przyszedł się pomodlić. Dłonie miał wciśnięte w kieszenie dresowej bluzy, obok niego leżał kask motocyklowy, a spojrzenie, jakim przesuwał po sylwetkach przypadkowych osób odprawiających ciche modlitwy pod nosem, jasno wyrażało pogardę względem tego, że naprawdę wydawali się wierzyć w to, że ktoś w niebie nad nimi czuwa.
Po niespełna godzinie czuł się wyciszony na tyle, że był gotowy wrócić do domu, ale to wtedy jego uwagę przykuła kobieta siedząca w innej ławce, która nijak miała się do pozostałych osób goszczących w kościele. Dostrzegł w niej coś innego.
Znajomego...
Jakby też przychodziła tam po to, żeby pozbierać myśli.
A może chodziło o to, że gdzieś już ją widział?
Chwilę zajęło mu połączenie ze sobą faktów i zrozumienie, że to ta sama kobieta, która pojawiła się niespodziewanie w sąsiednim domu.
Ekhm... – chrząknął, gdy po chwili stał już obok jej ławki. – Dziwne miejsce na zawieranie znajomości, ale wydaje mi się, że chyba zostaliśmy sąsiadami – zagaił, nie myśląc zupełnie o tym, że mogła nie mieć ochoty na towarzystwo. Szczególnie w takim miejscu. Był jednak hipokrytą. O ile zdenerwowałby się, gdyby ktoś zagadał jego, tak nie miał oporów przed tym, by przeszkadzać innym w chwili, którą chcieli mieć dla siebie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”