WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby każdej jej myśli nie pożerało wiszące między nimi napięcie, pewnie z typową dla siebie ironią doszłaby do wniosku, że życie nie ma w sobie choćby jednego, pojedynczego ziarenka logiki. Bo jakim cudem jego cykl był zarazem banalny i niepojęty dla nikłego umysłu człowieka? Poważnie. Ile by jej zajęło wytłumaczenie dziecku, że tym światem rządzi wiele reguł - w tym pory roku? Oczywiście, maluch po usłyszeniu tak wielu ciężkich i niezrozumiałych słów nie pojąłby zbyt wiele. Ale jeśli rozrysowałaby mu na kartce, że przyroda zasypia na zimę, budzi się na wiosnę, rozkwita w lato i na jesień znów przygotowuje się na zatoczenie koła, zapewne chwyciłby to w pięć, góra dziesięć minut. A Ona, jako ponoć dojrzały, wyedukowany dorosły, nie potrafiła zrozumieć czemu widzi naprzeciw kogoś tak bliskiego i ma wrażenie, że nigdy nie dzieliło ich tak wiele.
Liane miała wciąż też sam odcień oczu, ale patrzyła na nią inaczej, jak nigdy wcześniej. A nawet nie, ona tak naprawdę wcale jej nie widziała. Błądziła wzrokiem wokół, zagubiona, jak rozbitek porzucony na gniewnym morzu. I choć część Ariany bardzo chciała wyciągnąć do niej pomocną dłoń, to ostatecznie wygrał strach. Jak zawsze - gorzko wypomniał ochrypły, wewnętrzny szept, od którego tak skrupulatnie uciekała. Ale… szczerze wierzyła, że tak było lepiej dla Liane. Nie mogła być jej bezpieczną przystanią, nie po tym co się stało. Skoro zawiodła ją raz to z pewnością wydarzy się to ponownie. Bo przecież ludzie się nie zmieniają. Przechodzą co najwyżej przez cykl życia, tak jak drzewa zmieniają liście ze złowrogiej czerwieni na niewinną zieleń.
Jesteś nadal tą osobą, którą… ciekawość kusiła ją podle by dopytać o resztę tego zdania. Nie pasowała jej tam ta odmiana zaimka. Rozumiałaby gdyby położyła w tym miejscu której, a skradzionym finałem było nie rozumiem lub co gorsza nienawidzę. Którą natomiast pachniało nadzieją, a ona nie miała do niej prawa.
- Ja… - zająknęła się słabo. Tylko na tyle było ją stać, mimo że kilka razy rozchylała usta by przerwać ten błędny monolog. To nie było tak, wszystko przekręciła. Czy to z miłości, czy z tęsknoty sięgnęła po nie swoje winy i chciała nosić ich ciężar. Ariana jaką egocentryczką by nie była nie mogła na to pozwolić. - Przestań. Nie mów tak. I nie waż się tak myśleć. Proszę.
Wydusiła w końcu. Ze spuszczoną pokornie głową i rumieńcami zarysowanymi przez łzy zapewne wyglądała jak dziecię zlęknione pierwszą spowiedzią. Z tą różnicą, że tym razem nie spodziewała się usłyszeć: i ja odpuszczam Tobie grzechy, w imię Ojca, Syna i ducha Świętego.
- Wiesz, wydaje mi się, że właśnie tu się pomyliłyśmy. Obie niepotrzebnie starałyśmy się być kimś.
Przyznała po chwili, ale sama ledwo rozpoznawała swój głos. Był tak słaby, że aż kruszył się na ustach. Kolejne łzy stoczyły się tuż obok, by po dwóch drżących oddechach spaść na kawową plamę, przez którą znalazły się w tym miejscu. Jeśli miałaby choć trochę refleksu pewnie nieświadomie by się minęły i to spotkanie wciąż tkwiłoby w szufladzie wyobrażeń. Nie musiałaby wtedy zmierzyć się z prawdą. Nie dopuściłaby do siebie faktu, że nie tylko złamała Liane serce. Zrobiła coś o wiele, wiele gorszego… zwiodła ją obietnicami bez pokrycia, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, że ta decyzja doszczętni spali to co Gagneux zostawi za sobą.
Chciała ją przeprosić. Raz, drugi, dziesiąty. Powtarzać to tak długo dopóki nie zetrze z siebie tego wstrętnego poczucia winy. Na szczęście jednak przez ostatnie lata nie tylko rosła liczba jej wieku, trochę również dojrzała. Teraz zdawała sobie sprawę z tego, że przelała już czarę swojego egoizmu.
- Wiem, że to nie to samo, ale… gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała to wiesz… zawsze możesz do mnie przyjść - zapewniła, niedbale rozmazując ślady łez wyciągniętym rękawem swetra. - Teraz mieszkam tutaj, na Fremont. Dosłownie ulicę stąd, za tamtym skrzyżowaniem.
Dodała, kreśląc palcem w powietrzu niewidzialną drogę. Po zaczerwienieniu nie zostało śladu, choć poparzenie wciąż szczypało wrażliwą skórę. Czy nie podobnie było z nimi? Minęło wystarczająco wiele czasu by o sobie zapomniały. Ariana odzwyczaiła się już od zapachu lawendy, a Laine prawdopodobnie schowała pod łóżko wszystkie ich listy, pozwalając by przykrył je kurz. Mimo to obie teraz nerwowo drżały.
- Nie musisz zaczynać od początku - zachęciła ją, podczas gdy sama podjęła próbę ujarzmienia wewnętrznego chaosu i zajęła się sprzątaniem serwetek. - No i ostrzegam od razu, że nie mam za wiele do opowiadania. Budzę się. Pracuję. Jem. Albo nie jem, to zależy. Czasem zdarza mi się o tym zapominać. Widzę, że Tobie chyba też.
Martwiło ją to, że Liane miała głębsze rysy niż kiedyś. Powinna więcej jeść. I zdecydowanie więcej spać. Crawford nie musiała ją o tym pytać. Po odcieniu szarości pod jej oczami wiedziała, że tej nocy Francuzka nie spała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tyle lat zatapiała się w słowach pięknych, tyle lat układała zdania długie i emocjonalne, a teraz siedząc naprzeciwko obiektu jej wieloletnich westchnień czuła się jakby odebrano jej umiejętność mówienia. Wszystko co przychodziło jej do głowy brzmiało zbyt błaho i płytko. Miała poczucie, że sytuacja wymagała słów górnolotnych, pięknych i delikatnych. Tymczasem wszelkie zdania układające się w jej głowie były zbyt miałkie i nijakie. Pierwszy raz w życiu miała poczucie, że zabrakło jej słów.
Panujące między nimi napięcie zdawało się wgryzać z całej siły w odsłoniętą skórę. Zapytana jak się teraz czuje nie potrafiłaby opisać swojego stanu. Lęk i przerażenie przeplatały się z radością i melancholią. W jednej chwili miała ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć i przepaść na zawsze, i wstać by uściskać siedzącą naprzeciwko dziewczynę. Brakowało jej jednak odwagi by mówić, a co dopiero działać. Czuła się jak dziecko opuszczone przez matkę w miejscu, którego nie znała. Pozostawiona zdając się na własny los, samotna mimo obecności tak wielu innych ludzi. Ludzi, którzy nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji, której właśnie byli świadkami. Dla wszystkich krzątających się w koło osób to był dzień jak każdy inny. Zwyczajny do szpiku kości. Tymczasem Liane miała wrażenie, że cały jej świat zawirował, wywrócił się i nie był w stanie wrócić na swoje poprzednie miejsce. Jednocześnie miała wrażenie, że wszystko zaczynało być tak jak powinno. Przy Arianie zawsze czuła, że wszystko jest na swoim miejscu.
Bała się podnieść wzrok sponad swoich dłoni by wejrzeć w oczy Ukochanej. Bała się tego co mogła w nich dojrzeć, a raczej tego czego miało w nich brakować- tęsknoty. Tęsknoty tak silnej, że momentami wręcz ogłupiającej, paraliżującej. Tęsknoty, która zakradała się ciemnymi wieczorami, wślizgiwała się pod ciepły koc i dotykała chłodnymi dłońmi samego serca. Liane nigdy nie przestała tęsknić, nie potrafiła pozbyć się tego irytującego rozrzewnienia za czasami, które były i uleciały, jak sądziła, bezpowrotnie. Każdego dnia bała się, że osoba, której oddała całą siebie, całą swoją miłość i uwielbienie, rozpoczęła życie nowe, lepsze i pełniejsze bez jej obecności. Bała się zapomnienia sama nie potrafiąc pozbyć się ciągle powracających na nowo wspomnień. Mimo tego, że Liane usilnie próbowała stanąć na nogi oddając się co rusz kolejnym tinderowym randkom i uniesieniom bardziej seksualnym niż emocjonalnym, to nie potrafiła zapomnieć. Każda kolejna spotkana osoba niosła na sobie piętno nie bycia nią. Każda kolejna osoba była tylko sobą, a nie tą, którą pokochała raz i na dobrze.
-Po prostu... Uważam, że obie zasłużyłyśmy na lepsze... zakończenie.- ostatnie słowo stanęło jej w gardle pozostawiając po sobie gorzki smak bólu. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w stanie powiedzieć te słowa. Wszystko się skończyło i nie miało już wracać na swoje stare tory, jednak dopiero wypowiedzenie tego na głos nadawało temu prawdziwości, autentyczności, pieczętowało zakończenie, które w głowie Liane miało być zawsze otwarte. Spostrzegła rumieńce na twarzy Ariany, gdy zebrała odwagę by podnieść wzrok, by spojrzeć w oczy, które do nie tak dawna, były jedynymi, w które chciała kiedykolwiek patrzeć. Była nadal tak samo piękna i delikatna, tak samo słodka w każdym calu swojego jestestwa.
-Masz rację. Masz całkowitą rację.- zdawało się, że obie udawały kogoś kim nie były licząc, że ta sztucznie wykreowana osobowość będzie odpowiedniejszą, zamiast zdać się na to kim naprawdę były. Zdawały się udawać tylko po to by bardziej podpasować sobie nawzajem, by zatrzymać się przy sobie na dłużej, na chociaż jeszcze jedną chwilę. Dopiero po sekundzie spostrzegła łzy staczające się po policzku Ariany. Czuła jak serce po raz kolejny jej pęka. Nigdy nie lubiła patrzeć na jej łzy, mimo że chciała dzielić z nią wszystkie uczucia, zarówno te idealne, jak i te ciężkie i męczące. Jednak nigdy nie chciała by płakała przez nią. W odruchu wysunęła rękę by rozedrganą dłonią zetrzeć spływającą powoli łzę. Dopiero, gdy dotknęła gorącej skóry dziewczyny zdała sobie sprawę z tego co zrobiła. Serce zabiło jej mocniej od dotyku tak wymarzonego, a jednocześnie tak teraz nieodpowiedniego. -Putain*, przepraszam, nie powinnam...-była tego zrobić. Nie dała rady dokończyć zdania. Zabrała szybko rękę odkładając ją na blat kawiarnianego stolika. Przełknęła nerwowo ślinę bojąc się reakcji, która miała nastąpić. Reakcji na czyn poniekąd zakazany, a jednocześnie tak delikatny i przyjemny. Jej skóra nadal była tak samo miękka jak ją zapamiętała.
Kolejne słowa Ariany odbiły się echem w głowie Liane. Zawsze możesz do mnie przyjść. Jej serce momentalnie zabiło szybciej jakby próbując zespolić jego rozpadnięte kawałki. Nie spodziewała się takich słów. Nie spodziewała się, że jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane usłyszeć propozycję kolejnego spotkania. Od momentu, w którym zorientowała się kto dosiadł się do jej stolika, była pewna, że to będzie ostatnie ich spotkanie, kolejne z ostatnich, niekończących się pożegnań.
-Naprawdę chciałabyś jeszcze się ze mną widzieć?- spytała głosem niepewnym i rozedrganym, całkowicie zdziwiona możliwością ponownego spotkania. -Pomimo tego wszystkiego co się wydarzyło?- nie była w stanie odciąć się od tego co było. Wiedziała, że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie patrzeć na Arianę jak na znajomą czy przyjaciółkę, nie będzie w stanie wyzbyć się uczuć, które w niej buzowały. Nie ważne ile by minęło Liane nie będzie w stanie przestać postrzegać jej jako swojej Ukochanej, zawsze pierwszej, zawsze najważniejszej, zawsze pisanej wielką literą.
-Przeprowadziłam się parę razy. Teraz mieszkam w Chinatown. Rzuciłam te wszystkie dorywcze prace w kawiarniach i bistrach i pracuję w zakładzie pogrzebowym. Jestem grabarką. W jakiś dziwny sposób dobrze czuję się wśród trupów. Mam swój mały kącik świata, który mogę pielęgnować. - zaczęła mówić potokiem słów mówionych stanowczo zbyt szybko i pośpiesznie by mogły być w pełni zrozumiałe. -Właściwie skończyłam pracę ledwo godzinę temu, dlatego sama wyglądam jak moi klienci.- uśmiechnęła się półgębkiem, jakby próbując choć odrobinę rozładować ciągle piętrzące się między nimi napięcie. Mówienie ogólnikami zupełnie jej nie odpowiadało, chciała mówić słowami wielkimi i prawdziwymi o rzeczach ważnych, chciała wiedzieć o czym Ariana myśli ciemnymi wieczorami, gdy pozostaje sama między czterema ścianami, co robi, gdy popada w smutek i utrapienie, jak spędza dni, kiedy nie przebywa w pracy, w jaki sposób uśmiecha się, gdy znów jest szczęśliwa. Nie obchodziły ją rzeczy, o których rozmawiają ludzie, którzy dopiero się poznają, nie obchodziły ją ogólniki i krótkie informacje, chciała znać niuanse jej życia, w których tkwiła prawdziwa istota rzeczy.-Co się zmieniło w Twoim życiu przez te dwa lata? Co robiłaś…-kiedy mnie nie było obok.-Co robisz, gdy nie zajmujesz się już pracą? I powinnaś jeść częściej.-powiedziała głosem zatroskanym. Ariana zawsze miała problem z zapamiętaniem by zjeść śniadanie. Liane nieraz łapała ją w porannym biegu by wcisnąć jej w dłonie chociaż kanapkę. -Może… zamówię jakieś jedzenie i obie zjemy prawdziwe śniadanie.

8 fr. cholera

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Codzienny wyścig z czasem chronił ją przed napaścią niewygodnych pytań. Choć teraz pracę kończyła punkt szesnasta to nic się nie zmieniło. W jej terminarz zawsze wkradało się coś do zrobienia, a cenne minuty uciekały jej przez palce. Co więcej nadal karmiła się wysłużonym później, naiwnie zakładając, że jeszcze zdąży spełnić swoje własne potrzeby. W końcu była typowym dzieckiem młodości. Cokolwiek by się nie stało, była pewna, że kolejnego dnia też wzejdzie słońce i rozpocznie nowy dzień. Jutro postara się zjeść chociaż trzy posiłki. Jutro zadzwoni do mamy i zapyta co słychać w domu. I też w któreś niewyraźne, nieznane jutro zatrzyma się na głębszy oddech, żeby zadręczać się wyobrażeniem życia Liane.
Nie spodziewała się, że dziś okaże się tym jutrem. Dociekliwość szczypała ją w język. Chciała wiedzieć czy Liane wciąż budzi się skoro świt i je więcej książek niż słodyczy. Z kim rozmawia o swoich rozterkach, przy kim zasypia. Czy wszystkiego żałuje i chętnie okręciłaby wskazówki zegara, czy jest teraz szczęśliwa. Tak, zgadza się. Upływ lat nie nagryzł tego, że była jej tak zwyczajnie, po ludzku ciekawa. Wabiły ją jej myśli i uczucia. Jednak z drugiej strony była świadoma, że to pewna zguba. Jej serce nie było gotowe na to by usłyszeć odpowiedzi. Nie wiedziała co się wydarzy gdy na własne życzenie nabije się na to ostrze i dowie się, że Gagneux zaczęła kolejny rozdział swojego życia. Poukładała stare problemy, znalazła nowe marzenia. A potem spotkała prawdziwą miłość i już tylko czekała aż los dopisze do jej historii bajkowe i żyli długo, i szczęśliwie.
Na samo wspomnienie takiego scenariusza nieświadomie wstrzymała oddech. A przytoczone lepsze zakończenie wcale nie pomagało w uwolnieniu tchu z zaciśniętych żeber. Z jej perspektywy brzmiało groźnie. Jak kropka na końcu zdania, albo resztki kawy na dnia kubka. Było pożegnaniem przed skrajem, za którym stała nicość. Czy byłaby wstanie ją przekroczyć? Potrafiłaby zamknąć ich historię w czasie przeszłym, pogodziłaby się z tym, że nie ma odwrotu…? Nadgryzła lekko dolną wargę, hamując chęć zaprzeczenia. Liane zasługuje na więcej przypomniała sobie w kółko, choć nie miała wtedy wystarczająco odwagi na to by spojrzeć jej w oczy.
I gdy tak bezwiednie tonęła w ciemności swoich lęków, Gagneux złamała niepisane prawo przestrzeni. Odkąd się poznały coś zawsze musiało je dzielić. Z początku była to odległość listów i snów, później wyrósł z tego dystans z niedopowiedzeń. Nieoczekiwane ciepło dłoni było dla Ariany czymś tak abstrakcyjnym, że nie dotarło do niej sedno tej chwili. Nie zawładnęła nią tęsknota, nie wystraszyła jej nieśmiałość. Była w tym samym miejscu co trzy mrugnięcia wcześniej. Z tą różnicą, że teraz oddychała pełnią płuc.
- Mhm - mruknęła cicho, gdy moment bliskości zastąpił nerwowy ruch. - Rien ne s'est passé.
Zapewniła po francusku. Z nadzieją, że ojczysty język będzie dla Liane schronieniem. Nie chciała żeby obwiniała się za stary nawyk. Widziały się pierwszy raz po latach, to oczywiste, że obie musiały się na nowo nauczyć chodzić po tej relacji.
- Naprawdę możesz na mnie liczyć jak będziesz potrzebować pomocy - odparła ostrożnie. Wiedziała, że ta propozycja była zabawą z ogniem. Ale skoro to przez nią Liane spaliła za sobą mosty, teraz ona sama powinna stać się jej… domem przeszło jej przez myśl. Szybko więc odgarnęła za ucho włosy i zmieniła temat. - Wszystko to takie duże słowo, szczególnie, że tak naprawdę obie jesteśmy jeszcze dzieciakami… Przeżyłyśmy razem trochę szczęścia i trochę nieszczęścia, ale żadne wszystko nie zmieniło tego, że życzę Ci uśmiechu od losu. Zasługujesz na to.
Wyznała. Jej słowa były mocne, pewne. Mimo to z onieśmieleniem ściągnęła dłonie z blatu na kolana i zaczęła nerwowo pocierać o siebie palce.
- Grabarką… - powtórzyła za nią niemo. Musiała przy tym dzielnie walczyć z kolejną falą nerwowego śmiechu. No bo jak do tego doszło. Liane wyglądała na kwiaciarkę, albo perfumiarkę. Była delikatną, drobną kobietą. - Cieszę się, że znalazłaś coś, w czym czujesz się dobrze. Chociaż… Trochę mi zajmie zanim się do tego przyzwyczaję.
Przyznała szczerze i posłała w jej kierunku lekki uśmiech.
- U mnie mało się zmieniło. Nie latam już w delegacje. Siedzę tutaj, na miejscu i pilnuję żeby zgadzały się wskaźniki sprzedażowe. Poza tym staram się sama gotować i już nie zamawiam pizzy trzy razy w tygodniu. Oglądam nowy sezon Chirurgów. I tak jakoś… Tak u mnie fascynująco, że ostatnio zasypiam z Cristiną przed dwudziestą drugą - zakpiła z samej siebie. - Mówisz, że da się zjeść prawdziwe śniadanie w Starbucksie? Odważnie. Mogę się skusić na bajgiel albo jogurt z mango. Ale mam tylko godzinę. Potem muszę wracać... do pracy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gubiła się w swoim życiu tak samo jak gubiła się w tej abstrakcyjnej sytuacji, z jednej strony ogarniała ją radość niewypowiedziana mogąc znów zatapiać się w głębi oczu Ariany, z drugiej strony paraliżował ją wszechobecny lęk przed powiedzeniem czegoś źle, przed odstraszeniem jej znów. Latami żyła w przekonaniu, że to właśnie ona zawiniła, że to ona odepchnęła od siebie jedyną osobę, która dawała jej w życiu szczęście, te prawdziwe i szczere, że to ona była powodem, przez który Ariana przestąpiła próg drzwi i nigdy nie wróciła. Zbyt często pozwalała sobie analizować wszystkie ich kłótnie i noce pełne milczenia. Zbyt często zatapiała się we wspomnieniach próbując odnaleźć sens w tym jak wszystko się potoczyło. Jedyną odpowiedzią na ciągle stawiane sobie pytania była ona sama. Doszukiwała się swojej winy w każdym nieodpowiednio wypowiedzianym słowie, we wszystkich zbyt pochopnie rzuconych oskarżeniach, w swojej zaborczości, w swojej chęci spędzenia każdej chwili w otoczeniu Ukochanej. Dostrzegała winę w zbyt częstym otaczaniu się Arianą, sądząc, że zwyczajnie zmęczyła ją swoją osobą. Teraz znajdując się naprzeciw osoby, której niegdyś była gotowa oddać całe swoje życie, nie mogła przestać myśleć o tym, że Ariana już się z niej wyleczyła. Jakkolwiek egocentryczne i samolubne to było to Liane marzyła by Ariana nie znalazła jeszcze nikogo na jej miejsce. Nie potrafiłaby znieść myśli, że jej ukochana budzi się przy kimś innym, że kogoś innego dotyka, komuś innemu wyznaje miłość. Do tak niedawna wszystkie te drobne gesty były zarezerwowane jedynie dla niej, wszystkie oznaki ciepła i miłości były skierowane na nią i nie potrafiła pogodzić się z myślą, że ktokolwiek mógłby ją zastąpić. Jakkolwiek życzyła szczęścia Arianie licząc, że odnajdzie spokój, którego potrzebuje, to nie potrafiła znieść myśli, że mogłaby odnaleźć go u boku kogoś innego.
Pośpieszne odłożenie dłoni na blat nie pomogło w pozbyciu się uczucia ciepła policzka dziewczyny na opuszkach jej palców. Na te sekundy, w których dotknęła ponownie Ariany jej serce zwolniło bicie do ledwo wyczuwalnych, powolnych uderzeń chcąc na jak najdłużej zatrzymać się w tej jednej, miękkiej chwili. Splotła ze sobą palce licząc, że tak szybciej pozbędzie się tego irytującego, cholernie przyjemnego uczucia jakie niosło ze sobą dotknięcie twarzy Ariany. Słowa wypowiedziane po francusku po raz kolejny uderzyły we wrażliwą strunę Liane. Od samego początku doceniała wszelkie starania Ariany by mówić w ojczystym języku Gagneux, a teraz, gdy usłyszała miękkie francuskie słowa z jej oczu niepohamowanie spłynęły kolejne pojedyncze łzy, które starła szybkim ruchem nie chcąc by Ariana zauważyła ich obecność. Cholera, czemu się tak rozklejasz?
-Ty na mnie też możesz liczyć. Zawsze.- wyszeptała nie mogąc zebrać w sobie siły na użycie pełni swojego głosu. Bała się każdego wypowiadanego słowa czując jak w krtani wiąże jej się supeł, a każde kolejne zdanie zbliżało ją nieubłaganie do popłakania się bardziej niż do tej pory. -Może i to duże słowo, ale moim zdaniem prawdziwe. Byłyśmy i jesteśmy dzieciakami, ale putain, Ariana, dla mnie jesteś wszystkim.- dopiero po sekundzie dotarło do niej, że użyła złego czasu. -Byłaś. Byłaś dla mnie wszystkim. - poprawiła się pośpiesznie, choć nie sądziła by Crawfordówna miała uwierzyć w jej pomyłkę językową. Smutna prawda była taka, że Ariana do tej pory była dla Liane wszystkim. Wszystkim, o czym myślała wieczorami, wszystkim, co jej się śniło ciemnymi nocami, wszystkim, o czym usilnie chciała pamiętać. Miała wrażenie, że od kiedy się rozstały Ariana w pewien sposób stała się dla niej nawet ważniejsza. Może to niezaleczone, złamane serce nie dawało jej spokoju, a może po prostu nigdy się nie otrząsnęła z miłości, którą do tej pory zwykła nazywać miłością swego życia.-Ty też, Ari. Zasługujesz na wszystko co najlepsze.-nawet jeśli nie jestem tym ja.
Zauważyła konsternację na twarzy dziewczyny, gdy w ustach ważyła słowo grabarka. Nie była ona ani pierwszą ani ostatnią osobą dziwiącą się nowemu zawodowi Liane. Za każdym razem, gdy o nim wspominała spotykała się z niedowierzaniem. Fakt faktem, że Liane od zawsze tworzyła w koło siebie aurę delikatności i kobiecości, z czym zupełnie nie kojarzył się jej nowy zawód. Nawet własnego szefa musiała co najmniej trzy razy przekonać, że da sobie radę z pracą fizyczną. Ostatecznie to właśnie do takiej pracy przywykła przez lata mieszkania na wsi.
-Brakuje ci delegacji? Czy dobrze się czujesz z byciem tutaj na miejscu?- spytała z prawdziwej ciekawości. Chciała wiedzieć co dzieje się w życiu Ariany w najdrobniejszych szczegółach. Chciała wiedzieć o czym myśli, gdy zasypia, czy budzi się z uśmiechem czy tylko z podenerwowaniem wyłącza krzyczący na nią budzik, czy cieszy się ze swojego aktualnego życia czy raczej płynie przez nie poszukując utraconego sensu.- Może nie prawdziwe, ale przynajmniej jakieś.- uśmiechnęła się szczerze i wstała od stolika by zamówić dwa jogurty z mango od baristy urabiającego się po łokcie w kolejnych zamówieniach. Odebrała jedzenie rzucając pośpieszne merci beaucoup w stronę mężczyzny i dorzucając parę groszy do słoiczka na napiwki. Pracując jako kelnerka przywykła do myślenia, że napiwkowe dobro zawsze wraca. Odkąd poznała trud pracy w gastronomii nie potrafiła odmawiać nikomu napiwków. Wróciła pośpiesznie do Ariany w lęku, że gdy tylko się obróci do niej plecami ta wyparuje będąc jedynie jej lichym wyobrażeniem.-Trzymaj.- powiedziała stawiając przed nią jogurt. Sama czuła, że ma zbyt ściśnięty żołądek by móc zmusić się do zjedzenia choćby łyżeczki stojącego przed nią musu. Stres nie pozwalał jej przymusić się do przełknięcia czegokolwiek przez co kawa stojąca nieopodal zaczynała powoli wystygać. -Spanie o dwudziestej drugiej brzmi jak marzenie, jeśli mam być szczera. Ja pracuję głównie nocami, więc przychodzę do domu nad ranem, odsypiam i zanim się obudzę większość znajomych już się kładzie, przez co wieczorami pozostaje dość... samotna. Raz na jakiś czas trafią się zmiany za dnia, kiedy pomagam w przygotowaniach do ceremonii, ale to zdarza się stosunkowo rzadziej.- stanowczo zbyt często pozwalała sobie nocek nie odsypiać za dnia. Przychodziła do kawiarni, tak jak teraz, ładując się kofeiną i zapadając w lekturę kolejnej książki zapominając, że zabraknie jej czasu potrzebnego na regenerację. Może dlatego tak często przypominała swoich własnych klientów. Ale mam tylko godzinę. To krótkie zdanie po raz kolejny przepołowiło serce Liane mimo że, od samego początku miała z tyłu głowy świadomość, że Ariana w końcu opuści jej stolik, jednak dopiero z tymi słowami ta wizja stała się jakkolwiek realna. -Godzina i tak brzmi dużo lepiej niż nic.- uśmiechnęła się szczerze choć ze smutkiem wspominając dwa lata braku rozmów z Ukochaną. Pisała do niej listy, ogrom listów nigdy nie wysłanych. Kartki co rusz piętrzyły się na stosie tuż przy śmietniku i nigdy nie były wysyłane. Dopiero parę wieczorów temu Bastian zmotywował ją do dokończenia ostatniego, teoretycznie pożegnalnego listu. -A być może...jak skończysz pracę jeszcze będziesz chciała się ze mną zobaczyć.- dodała nieśmiało bojąc się mówić zbyt pewnie. Nie oczekiwała zgody, wręcz spodziewała się odmowy. Mimo to szansa na kolejne spotkanie z Arianą była zbyt kusząca by nie zapytać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaborczość Liane miała lustrzane odbicie w oczach Ariany. Obie nieostrożnie zachłysnęły się wizją wspólnego życia i zaczęły skracać świat do złudnego my. Naiwnie założyły, że znają wynik swojej miłości. Choć tak naprawdę minęły się z jego składowymi przez wydumane wyobrażenia. W końcu poznały się od tej najszczerszej strony. Odległość przełamywała wstyd i strach, otulając otwarte serce obietnicą braku ryzyka. Gdy razem zamieszkały wszystko co dotąd znały prysło jak mydlana bańka. Codziennie maski zakryły wszelkie niedoskonałości pudrem starań, sprawiając przy okazji, że nie żyły z sobą tylko obok siebie. Ariana kłóciła się o zacieki na kubku po herbacie, w głębi siebie krzycząc, że to tylko pretekst. Iskra, którą rzuca na oślep byleby tylko wywołać burzę. Wierzyła, że tylko ona zagłuszy ten zamęt i pozwoli im ponownie się do siebie zbliżyć. I… myliła się. Na całej linii.
Zawsze uniosło kącik jej ust. Liane naprawdę się nie zmieniła. Była tą samą dziewczyną, która wypchała kieszenie odwagą i wsiadła do samolotu, żeby zacząć się na nowo, wśród betonu i szkła. Nawet łamiący się głos nie powstrzymał jej przed złożeniem przysięgi. Crawford od początku uważała, że to jedna z jej najcenniejszych zalet. Nieważne jak silne były przeciwności, francuska z uporem brnęła przed siebie. Ariana taka nie była. Płoszyła ją choćby tak banalna pomyłka czasu. Bo… co miała zrobić z takim wyznaniem? Powinna uśmiechnąć się i podziękować jak za prezent…? Nie. Nie była ani tak głupia, ani ślepa. Zdawała sobie sprawę, że ich znajomość urwała się w połowie, była jak książka bez ostatniej strony. Dlatego tak kusiła.
- Chyba wcześniej mnie jednak nie zrozumiałaś - zaczęła powoli, z wyraźną starannością dobierając słowa. - Liane, ja nigdy nie powinnam być twoim wszystkim. Nie możesz szukać sensu w kimś innym. To Ty nim jesteś. Myśl o sobie. O tym czego Ty chcesz, czego Ty potrzebujesz. A jak spotkasz kogoś…
kogo pokochasz nie przeszło jej przez gardło.
- Wyjątkowego… to będzie Cię w tym wspierał - dokończyła, niezręcznie poprawiając się na siedzisku. Nagle dopadło ją poczucie, że to spotkanie to błąd, fatalna pomyłka w matrixie. Miała ochotę wstać, rzucić byle wymówką i wybiec na świeże powietrze. - Ja… samolubnie przepełniłam twoje życie sobą. Wiem, że to nic nie zmieni, ale… przepraszam. Naprawdę… nie wiedziałam, nie rozumiałam…
Gorycz skruchy związała dalszą plątaninę urwanych myśli w wstążkę milczenia. Czuła jak kotłuje się w niej potrzeba wyjaśnień, a stos tanich półprawd zerka na nią kokieteryjnie. Łatwo byłoby ulec tej fali. Wziąć wdech i nieco się wybielić, zamalować pięknymi, okrągłymi słowami stare rysy. Ale… ona nie zamierzała wybierać prostych dróg. Nie teraz, nie tutaj.
- Hm. Na pewno nie tęsknie za chronicznym niewyspaniem i cotygodniowym odchorowywaniem jetlagu - odpowiedziała żartem, próbując nim przełamać nerwowy nastrój. - Chociaż… Fajnie było mieć przed sobą cel. Wtedy kalendarz miałam wypisany na miesiąc do przodu i zawsze wiedziałam dokąd mam wykupiony bilet.
Przyznała po chwili, nieco zawstydzona faktem, że rutyna była dla przyjemna. Nie brzmiało to dobrze. Bała się, że Liane spojrzy na nią inaczej, bez tego charakterystycznego błysku zaciekawienia. I miałoby to sens. W końcu ten ciepły refleks przeniósł się na jej własną perspektywę, gdy obejrzała się za ramię żeby nie stracić Francuski z zasięgu wzroku. Była tak… eterycznie piękna w swoim byciu dobrym człowiekiem. I wbrew pozorom nie chodziło w tym o pamięć o prostym dziękuję albo o zostawiony napiwek. Gagneux sięgała ponad to swoją zwyczajnie niezwyczajną zdolnością widzenia ludzi. Wyłamywała się tym z większości patrzącej i niewidzącej. W bariście, którego minęła dziś zapewne co najmniej setka osób, Ona jako jedyna dostrzegła przemęczenie i przyjęła je z czystą, niezmąconą empatią, choć mogła jak każdy rzucić w jego stronę wymogiem profesjonalizmu.
Podziękowała za śniadanie cichym mruknięciem, po czym prędko zajęła się jego rozpakowaniem. Ariana w odróżnieniu do Liane była przyzwyczajona do zajadania stresów. Całe szczęście, że w jej rodzinie dominowała żwawa przemiana materii.
- To kiedy masz czas dla siebie? Nad ranem? Wieczorem? - dopytała. Była ciekawa tego o jakiej porze się budzi, ile posiłków dziennie je.
Jogurt tak szybko jak się przed nią pojawił, tak szybko zniknął. Przyzwyczajenie do podjadania w tak zwanym międzyczasie - na szybko, na kolanie, okazało się silniejsze od potrzeby utrzymania dobrego wizerunku.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? Bo… możemy się kiedyś umówić. Po czasie znalazłam twój czarny sweter, ten z przetartym rękawem. Mogę Ci go oddać. I… mam dla Ciebie list. Napisałam go rok temu. I dużo bym w nim teraz zmieniła, ale… myślę, że jest twój. Oczywiście jeśli go chcesz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pamiętała dni lekkie i cudowne, które spędzały poświęcając sobie każdą chwilę, które przesiąknięte były miłością, tą szczerą i prawdziwą, które powodowały miliony nieskrywanych uśmiechów. Pamiętała drobne gesty, pytanie czy chce się napić swojej ulubionej herbaty, jedzenie ostatniej kostki czekolady na pół, zakrycie kocem, gdy pod powieki wstępowało zmęczenie, całus w czoło tuż przed wyjściem do pracy, kupienie ulubionych słodyczy w drodze powrotnej, smsy wysyłane po kryjomu w trakcie zmiany w pracy, tylko po to by wiedzieć co się dzieje u drugiej osoby, odgarnianie zbłądzonych kosmyków z twarzy w trakcie czytania książki, trzymanie się za dłonie przy oglądaniu kolejnego filmu na Netflixie, niespodziewane całusy, przytulenia znienacka. Pamiętała też dni ciężkie i rozrywające serca, dni, które atakowały niespodziewanie odbierając zdrowe myślenie i rozsądek. Momenty pełne kłótni o najmniejsze pierdoły, o picie po raz szósty herbaty z tego samego kubka, o zostawienie paru brudnych naczyń na później, o podebranie ulubionego swetra, o zapalenie kolejnej fajki w oknie zamiast przed mieszkaniem, o kolejny kieliszek wina, który zaćmiewał rozsądne myślenie, o zanikającą czułość i troskę. Nie potrafiły kłócić się o ważne sprawy. Wszystko co miało wielką wagę umykało im w codziennych potyczkach o zupełnie pierdoły. Kłóciły się trochę naprawdę, trochę na niby, nie wiedząc o co im właściwie w tym wszystkim chodzi. Wyżywały się na sobie rzucając w siebie nawzajem ciężarami swoich dni.
Patrząc teraz na Arianę i mając w pamięci momenty zarówno piękne jak i tragiczne, nie była w stanie dostrzec w niej nikogo innego niż tej cudownej, delikatnej dziewczyny, w której zakochała się bez pamięci. Może podchodziła do tego w typowy francuski sposób wynosząc pod niebiosa wszystkie najlepsze cechy Ariany doszukując się w niej figury uwielbienia. Siedząc teraz naprzeciwko niej coraz to mocniej uświadamiała sobie, że nigdy nie pogodziła się z jej stratą. Mając ją przed sobą nie była w stanie przestać myśleć o jej odejściu. Chciała znów mieć ją na wyciągnięcie ręki, znów obok siebie , tym razem świadomie przyjmując na barki wszelkie uciążliwości wspólnego życia. Wiedziała jednak, że to zaledwie marzenia, piękne i oniryczne, ale tylko marzenia, które póki co pozostawały w sferze wyobraźni, niemożliwe do spełnienia, mimo szybkiego bicia zrozpaczonego serca.
-Tak, wiem, nie powinnam zawierzać życia w ręce innych.- odparła jak gdyby była to największa z oczywistości świata. Teraz patrząc na swoje decyzje z dystansu, z większym zrozumieniem i dojrzałością, widziała, że nigdy nie powinna czynić nikogo całym swoim światem.-Po prostu wtedy...wydawało się to najlepszą decyzją jaką mogłam podjąć.- dodała ściszając głos na wspomnienie dnia, w którym uświadomiła sobie, że jest w stanie oddać wszystko by ich losy splotły się na zawsze. Zawsze, które okazało się nad wyraz ulotne
Słowa Ariany były zupełnie niespodziewane i na chwilę zupełnie wybiły Liane z rytmu. Spojrzała na nią wzrokiem zdziwionym i poniekąd zagubionym. Ostatnie czego się spodziewała po Ukochanej to słów wsparcia w poszukiwaniu kolejnego związku. Nie była nawet w stanie wyobrazić sobie sytuacji, w której mogłaby spojrzeć tym samym spojrzeniem, którym obdarowywała Arianę każdego dnia ich związku, na kogokolwiek innego. Co prawda, spotykała się z ludźmi co rusz, wyłapywała okazje by flirtować z mniej lub bardziej znajomymi, wpadała na nowe matche tinderowe, budziła się w nie swoich łóżkach, jednak żaden z tych ekscesów nawet przez chwilę nie przypominał jej miłości jaką obdarzyła Arianę. Minęły dwa lata, a do tej pory czuła, że jeszcze długo nie będzie w stanie zobowiązać się do dłuższej i prawdziwszej relacji niż te chwilowe uniesienia z nowo poznanymi ludźmi mająca załatać dziurę w jej sercu.
-Ja ciebie też będę wspierać.-kłamstwo. Jakkolwiek chciałaby być dla Ariany wsparciem, tak wiedziała, że w dniu, w którym Ukochana złapie za rękę inną osobę, Liane pęknie serce doszczętnie. Bała się, że Crawfordówna o niej zapomniała, tak samo jak bała się, że pewnego dnia znajdzie ukojenie w innych ramionach. Życzyła jej szczęścia, chciała dla niej jak najlepiej, ale nie była w stanie pozbyć się palącego uczucia w klatce piersiowej na myśl o niej z kimkolwiek innym. Zapadła między nimi krótka i dusząca cisza, jakby przypominająca, że obie balansowały na cienkiej linii półprawd i niedopowiedzeń. Znów.
Wsłuchiwała się w słowa Ariany po raz kolejny pozwalając sobie zapaść się w opowieści tak dla niej odległe i nierealne. Życie towarzyszki wydawało jej się zawsze niesamowicie interesujące. Dużo ciekawsze niż codzienne wstawanie skoro świt by nakarmić wioskowe zwierzęta, ciekawsze niż dni spędzone w polu, ale może to jedynie pragnienie odmiany przez nią przemawiały, bo choć nie zawsze rozumiała zmęczenie Ariany tą pracą to próbowała sobie uświadomić, że to jedynie trawa za ogrodzeniem wydaje się zieleńsza, tylko się wydaje.
-Jaki cel masz teraz przed sobą?- spytała zbaczając z toru rozmów o pracy, a wdrażając się bardziej w szczegóły jej życia prywatnego. Pytała poniekąd o pracę, a poniekąd o jej cel życiowy. Do czego dążyła? Co jej przyświecało, gdy budziła się o poranku? Co obrała sobie za cel dalekosiężny? Czy może jedynie budziła się każdego dnia marząc o jego przeżyciu i powrocie do łóżka wśród swoich własnych czterech ścian.
Jogurt znikał szybciej niż się pojawił na ich stoliku. Liane starała się jeść powoli, jakby bojąc się, że gdy tylko jedzenie zniknie na dobre razem z nim odejdzie również Ariana. Zupełnie bezpodstawne przelęknienie dotykało jej dogłębnie. Teraz, gdy miała ją przed sobą, za wszelką siłę chciała ją zatrzymać jak najdłużej u swego boku.
-Zależy od dnia. Czasami, tak jak dzisiaj, nie wracam do domu odsypiać i pozwalam sobie spędzić ranek nad czwartą z rzędu kawą i książką. Czasami budzę się dopiero wieczorem i mam dla siebie całą noc. Zazwyczaj nie trafiają mi się dwie nocki z rzędu, więc siedzę do późnych godzin zupełnie rozstrajając sobie zegar biologiczny.-przyznała całkowicie świadoma swojego nieodpowiedzialnego podejścia do odpoczywania po pracy. -Momentami mam wrażenie, że jedyne co mnie ratuje to kolejna kawa.-zaśmiała się krótko przypominając sobie ile kawy zwykły kupować do ich mieszkania. Jogurt powoli znikał w oczach, a przed Liane malowała się wizja upływającego czasu zbliżającego Arianę do momentu opuszczenia kawiarni i wrócenia do swojej codzienności. Była ciekawa czy będzie o niej myśleć, czy wspomni te chwile siedząc za biurkiem, czy uśmiechnie się na wspomnienie tej głupiej, rozlanej kawy, sprawczyni tego całego zamieszania.
-Tak, jestem pewna. Też mam trochę twoich rzeczy, które jeśli chcesz mogę ci zwrócić.- nie chciała tego. Przywiązała się emocjonalnie do przedmiotów posiadanych, choć poniekąd skradzionych, dużo bardziej niż się tego spodziewała. Wizja oddania ich kuła ją prosto w newralgiczne serce.-Też mam dla ciebie list. Pisałam go jakieś pół miliona razy, ale ktoś mnie przekonał by go dokończyć. Kurzy się w szufladzie bo bałam się go wysłać, ale jeśli tylko chcesz, chętnie ci go oddam. Należy do ciebie.- gdyby nie Bastian prawdopodobnie nigdy nie zmusiłaby się do kolejnej próby zostawiając kartki wśród reszty pogniecionych rzuconych niedbale na ziemię. Dopiero Bastian przekonał ją, że może warto dać tę jedną, ostatnią szansę słowu pisanemu i dokończyć to co dokończone powinno być już dawno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Siedząc naprzeciw kogoś kogo tak dobrze kiedyś znała, miała wrażenie, że widzą się po raz pierwszy. Dzisiejsza Liane miała ten sam uciekający zza ucha kosmyk, a spod jej skóry wyłaniała się znajoma jasność, ale nie była Liane sprzed dwóch lat, nie była jej Liane. Brakowało między nimi tamtej bliskości. Ukradkowych spojrzeń, niewypowiedzianych wyznań. Ich spotkanie smakowało raczej nostalgią, było powrotem na starą, utartą drogę. Niby wiedziały dokąd prowadzi i dobrze znały każde pęknięcie, ale… to wszystko było nie takie jak powinno. Ktoś ukradkiem poprzestawiał w nocy granice i teraz obie nie umiały odnaleźć się w tej nowej przestrzeni. Ostrożnie stawiały słowa. A ich chęć przekroczenia dystansu ulegała obawie przed upadkiem.
Najlepsza decyzja przebudziła jej naturalną ironię. Miała ochotę zapytać czy żałuje jej już na tyle by w myślach czytać ją jako najgorszą. Choć… ona sama nie cofnęłaby się w czasie, nie zmieniłaby niczego. Suma sukcesów, błędów i małych, niby nieważkich chwili pozwoliła jej zakochać się po raz pierwszy. I nadal, mimo bolesnego końca ich historii, uważała że te kilka lat temu wygrała na loterii szczęścia.
Zamyśliła przy pytaniu o cel. Miała przygotowane kilka formułek o marzeniach i o postanowieniach noworocznych. Ale były to zwykłe wydmuszki, pochodziły z rodziny stwierdzeń typu: u mnie wszystko dobrze. Więc nie mogła po nie sięgnąć.
- Właśnie w tym problem, chyba go nie mam - odpowiedziała powoli, z lekkim wzruszeniem ramion. - Fajnie by było gdybym w tym roku skończyła spłacać kredyt. Albo gdybym znalazła jakieś hobby, dzięki któremu mogłabym się chwalić samorozwojem. Ale… nie myślę o tym codziennie. I nie będę rozczarowana jak mi się to nie uda.
Przyznanie się do życia na ślepo, dzień po dniu wcale nie było proste. Szczególnie, że siedziała naprzeciw tego konkretnego, błękitnego spojrzenia, które dotąd patrzyło na nią z zafascynowaniem. Liane od zawsze widziała w niej więcej niż jej własny wzrok. Nie sądziła, że miała w tym rację, wręcz przeciwnie - była pewna, że to miłość zniekształca jej perspektywę różowymi okularami. Niczego to jednak nie zmieniało. Wciąż lubiła słodycz tej fikcji.
- Umówmy się na jakiś weekend. Mam ten sam numer, napisz jak będziesz gotowa - zaproponowała, pośpiesznie sprzątać blat z śmieci. Powiadomienie z gmaila wybudziło jej telefon, uświadamiając ją, że zbliżała się dziewiąta. Zasiedziała się. - Muszę uciekać. Ale… wiesz, nie zmieniłam zdania. Nie nazwałabym tego spotkania pechem. Miłego dnia czy raczej dobranoc, Liane.
Pożegnała się z bladym uśmiechem na ustach i w ciągu dwóch krótkich oddechów zniknęła w tłumie.

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

005

Denerwowała się przed spotkaniem z Dominickiem. Nie planowała tego spotkania, jakoś tak samo wyszło. Nigdy wcześniej nie spotkali się poza klubem. Bała się że się zbłaźni, powie coś nieodpowiedniego. Wyobrażała sobie wiele innych zawstydzających sytuacji. Lubiła Dominika i nigdy jej nie przeszkadzało to, jak wiele miał tatuaży. Uważała, ze były piękne — poza tym sama pragnęła mieć jeden i zrobi go sobie na 30 urodziny lub może wcześniej. Zobaczymy.
Ubrana w zwyczajne czarne minusy, miała koszulkę na ramiączkach, wyszła z domu kierując się do kawiarni, gdzie umówili się na kawę. Pomysł jej się podobał, zdecydowanie oboje będą czuć się swobodniej. Inaczej by było, gdyby spotkali się na oficjalnej kolacji, a tak kto na luzie, w każdej chwili mogą wziąć kawę na wynos i przejść się ulicami miasta. Nie przesadzała z makijażem, bo nigdy nie była fanka mocnych makijaży. Starała się zawsze wyglądać naturalnie.
Do kawiarni podjechała taksówka, bo tak było wygodniej, chcąc urozmaicić sobie czas oczekiwania na przyjście Doma, wyciągnęła telefon przeglądając Insagrama. Sama miała założone tam konto, ale nie wstawiała zbyt wiele zdjęć, nie wstawiała filmików na Instastore. Jakoś tak wyszło, że nie miała czym się chwalić. Oderwała oczy od telefonu i rozejrzała się na boki. Zobaczyła Dominica zmierzającego w jej stronę. Zablokowała telefonem i wrzuciła do małej torebki przewieszonej przez ramię.
— Cześć! — Przywitała mężczyznę z delikatnym uśmiechem na ustach. — Masz ochotę wejść i usiąść w kawiarni, czy może weźmiemy kawę na wynos i przejdziemy się po mieście ? — Szczerze to było jej obojętne, więc mógł zdecydować, a ona dostosuje się do jego decyzji. — Jak minął Ci weekend?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#15

Sieć Starbucks miała to do siebie że wymieniała swoich pracowników pomiędzy kawiarniami w danym mieście przez wzgląd na to że w którymś lokalu ktoś się zwolnił, albo musiał pilnie wziąć wolne i trzeba było zastąpić go innym pracownikiem. Zatem Autumn miała mieć tego dnia właśnie dzień wolny, ale został jej on cofnięty przez jakąś dziewczynę, która się poparzyła wrzątkiem i wylądowała na ostrym dyżurze. Zatem tego dnia Blossom była zarówno baristką jak i kelnerką w danym lokalu w Fremont. Właśnie przygotowała parę kaw i wydała je na wynos, podczas gdy spora grupka, na pierwsze oko studentów weszła do środka i pozajmowała stoliki. Ubrała zatem fartuszek z logiem firmy, wzięła notatnik z długopisem i poszła obsłużyć nowych gości, a po spisaniu zamówień przeszła do kolejnego stolika.
- Dzień dobry, czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytała młodego mężczyzny, ale dopiero gdy na nią spojrzał to poznała że jest to Jayden, chłopak z imprezy. Niby mogłaby go poznać po posturze, ale po pierwsze, w klubie on nie siedział, po drugie panował tam półmrok ze światłami klubowymi, tam nie da się dobrze przyjrzeć danej osobie i dobrze jej zapamiętać, ale zapamiętała jego zapach i dotyk na swoim ciele i na samo wspomnienie przeszedł ją dreszcz. Posłała mu za to najsłodszy uśmiech, na jaki było ją stać, ciekawa czy w ogóle ją pamiętał.

autor

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Przymknął na chwilę oczy, rozkoszując się przyjemnym, a jednocześnie pobudzającym zapachem świeżo mielonej kawy, zanim wybrał jeden z wolnych stolików, przy którym usiadł. Ten usytuowany był po lewej stronie kawiarni, tuż przy oknie, gdzie ciałem zapaść się można było w miękkim, obitym atlasem fotelu. Przez wielką, szklaną ścianę, która oddzielała przytulne wnętrze od świata zewnętrznego, oglądać mógł ludzi mknących po brukowanym chodniku, czy jeżdżące po asfaltowej nawierzchni samochody. Ściągnął z siebie kurtkę, rzucając ją na drugi fotel, który chciał, aby pozostał wolny, nawet jeśli przekręcając próg kawiarni ściągnął na siebie spojrzenie pewnej brunetki, do której uśmiechnął się zachęcająco.
Rozsiadł się wygodnie, biorąc w dłonie komórkę, a już kilka sekund później, Willlow wysłała mu jedno ze swoich zdjęć, tym razem z bezą i wielkim bananem na ustach. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc z dezaprobatą głową, bo wciąż nie pojmował, jak można cieszyć się tak bardzo ze zwykłego ciasta. Odpowiedział dziewczynie wysyłając emotikonę (😱) z dopiskiem "będziesz gruba", po czym wybrał numer przyjaciela, który od kilku dni milczał, lecz ostatecznie nie nacisnął zielonej słuchawki, bo pojawiła się przy nim kelnerka, na którą zwrócił uwagę z opóźnieniem. Było to niegrzeczne, ale przecież tego typu zachowanie było wpisane w jego naturę dupka.
Skierował spojrzenie jasnych tęczówek na blondynkę, od razu rozpoznając w niej dziewczynę z imprezy, nawet jeśli od chwili ich spotkania minął już ponad tydzień. Mimochodem zdając sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z Autumn, odłożył telefon na stolik, poprawiając się w miękkim meblu. Oczywiście nie mógł sobie darować czarującego uśmiechu, jakim od razu obdarzył dziewczynę.
- Teoretycznie byłem zdecydowany, ale teraz nie mam pewności, na co mam ochotę - oznajmił w odpowiedzi, lustrując pannę Blossom spojrzeniem. I robił to z pełną premedytacją, zupełnie nie przejmując się tym, co może sobie o nim pomyśleć, ani tym, że zapewne jego lubieżny wzrok nie umknął reszcie obsługi. Oblizał językiem nieco spierzchnięte wargi.
- Co byś mi poleciła? - zapytał, wracając do oczu dziewczyny.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj tak, w tej kawiarni zawsze dobrze pachniało, to trzeba było przyznać. I fotele mieli takie wygodne, że można było się w nich przyjemnie rozłożyć. Czasami jak była przerwa i nie było szefa w kawiarni to Autumn lubiła się rozłożyć na tych fotelach, w sensie w tej loży i się zdrzemnąć, ale oczywiście oficjalnie Blossom nigdy nie spała w pracy, co to to nie! Kelnerka miała wrażenie że Jayden, poznany przez nią chłopak z imprezy, czeka na kogoś, dlatego tak pewnie pozostawił to wolne krzesło. Był umówiony? A jeśli tak to czy z dziewczyną? Czy coś ich łączy? Ale jeśliby się z kimś spotykał, jeśliby kogoś miał to czy by podrywał ją tak jawnie na dyskotece? Z drugiej strony jeśli był tam bez dziewczyny to mógł liczyć na jakiś skok w bok, potem zniknął w tłumie z oczu blondynki, ale zaintrygował ją swoją osobą i to bardzo. Na tyle, że zapadł jej w pamięć. Ciekawe czy on ją pamiętał? Zamierzała się o tym przekonać podchodząc do jego stolika.
- Na pewno mogę polecić kawę, robimy najlepszą kawę w mieście, a mogę być tego w stu procentach pewna, bo jestem baristką, dzisiaj wyjątkowo również kelnerką. I w ofercie mamy całe mnóstwo deserów lodowych oraz ciastka, ale wydaje mi się że bardziej przypasują ci desery lodowe. - rozgadała się, nie ma co, ale chciała być profesjonalistką. Odpowiedziała mu również niezwykle uroczym uśmiechem.
- Na pewno polecam Frappuccino, dosłownie wszystkie rodzaje są rewelacyjne, w połączeniu z chłodnym sernikiem jest w sam raz na tak gorące dni jak obecnie. - nie była pewna czy to jej się zrobiło teraz tak nagle gorąco, czy naprawdę było aż tak gorąco w tym lokalu, więc musiała się powachlować swoim notatnikiem i odpiąć jeden guzik koszuli, by dać ciału nieco bardziej oddychać. A także by kusić subtelnie swojego klienta, co przecież w ogóle nie było efektem przez nią zamierzonym.

autor

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Poniekąd sprawiał wrażenie osoby, która rzadko kiedy bywa sama, jednak nawet on, chociaż bardzo lubił towarzystwo - przede wszystkim pięknych dziewczyn - czasem potrzebował chwili tylko dla siebie, bo o tę w ostatnich dniach były naprawdę ciężko. Mieszkanie z Willow było dużym wyzwaniem, z którym czasem sobie nie radził; zazwyczaj w momentach, kiedy próbowała zwyczajnie go poznać, czy spędzić z nim czas, do czego nie był przyzwyczajony.
Nie miał pojęcia, że w chwili kiedy on rozpaczał nad własnym położeniem i tym, iż tylko pośród tłumu, liczyć mógł na chwilę wytchnienia, w umyśle Autumn pojawiło się tak wiele pytań. Cześć z nich wydawała się być niezwykle istotna, zwłaszcza, że Jayden miał powodzenie u przedstawicielek płci przeciwnej, a w dodatku nie wyglądał na zbyt grzecznego. W gruncie rzeczy patrząc na Hemsworth'a, oceniając go jedynie po wyglądzie i zachwianiu, jakim odznaczał się w klubie, podczas pierwszego spotkania z panną Blossom, można było spodziewać się po nim wszystkiego.
- A macie bezy? - zapytał znienacka, nieco zaskoczony tym, co opuściło jego usta. Tak naprawdę nie przepadał za słodyczami, jedyne co lubił zjeść to szarlotka, którą piekła jego rodzicielka, jednak obecnie bezy darzył pewnego rodzaju sentymentem, choć na głos nigdy tego nie przyzna.
- Dobra. - powiedział, obdarzając Autumn zawadiackim uśmiechem - Wezmę Frappuccino, jeśli napijesz się ze mną - oznajmił, choć widziała, że jest to niezgodne z regulaminem pracy dziewczyny, która mogła ją zwyczajnie stracić. Instynktownie przeniósł spojrzenie jasnych oczu na rozpiętą koszulę, która odkrywała jasną i delikatną skórę, kiedy blondynka rozpięła o jeden guzik za dużo niż pozostałe kelnerki. Uniósł do góry prawą brew, obdarzając ją pytającym spojrzeniem, uśmiech Jayden'a mimochodem powiększył się.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona go znała jedynie z klubu, z tego jak tańczył, jak się wobec niej zachowywał, jak jej szeptał na ucho, językiem jego ciała jak się poruszał i jak się obecnie zachowywał. Wydawał się osobą mającą powodzenie u płci przeciwnej i to nie małe, stąd jakąś tam ocenę sobie na jego temat wyrobiła. Jeszcze dochodziła wyobraźnia, o dziwo śniła o nim i miała w tych snach bardzo ciekawe wyobrażenia na jego temat, ale o tym to czas na innego posta. Pewnie dlatego tak gorąco się jej zrobiło, aż musiała odpiąć guzik od koszuli. Bezy? To pytanie ją nieco zbiło z pantałyku, bo nie wyglądał on na kogoś kto uwielbia bezy. Nie przypominał on ani trochę Willow, która to bezy kochała całym sercem i żołądkiem bez dwóch zdań.
- E, mamy, choć muszę przyznać że nie sądziłam by to był twój ulubiony deser. Znam tylko jedną osobę która mogłaby jeść bezy całymi dniami, ale w ogóle jej nie przypominasz. - musi napisać koniecznie do Willow, że poznała na imprezie chłopaka, który uwielbia jeść bezy i ze na pewno szatynka go polubi, bo lubią to samo jeść. A fajnie gdy przyjaciółka akceptuje kolesia, z którym chcesz się spotykać, a nie nastawia cię przeciwko niemu. Pytanie czy Autumn chciała się z nim spotykać czy przejdzie jej to za kilka dni? Póki co nie przeszło. Słysząc jego słowa obejrzała się niepewnie w stronę baru, po tej krótkiej chwili jednak niezwykle szybko podjęła decyzję.
- Dobrze, poproszę o to bym zrobiła sobie wcześniej przerwę na lunch i wypiję ją z tobą. Czyli beza i frappuccino? - dopytała jeszcze raz o zamówienie czy aby na pewno chłopak nie zmienił zdania, wciąż się do niego uśmiechając najpiękniej jak potrafiła.

autor

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Nie miał pojęcia, jak duże - i czy jakiekolwiek - wrażenie wywarł na Autumn, chociaż uwadze Jayden'a nie umknęło to subtelne zdenerwowanie, jakim blondynka odznaczała się w jego obecność, jak również lekki odcień różu, jakim przyozdobione zostały jej policzki. Niebieskie tęczówki bacznie śledziły drobną, kobiecą postać, jednak szatyn nie potrafił jeszcze jasno określić, co o niej myśli. To co wydarzyło się w klubie nie było dla niego niczym szczególnym. Wielokrotnie postępował tak z kobietami spotkanymi podczas licznych imprez, gdy towarzyszył mu alkohol, jednak wyjątek stanowiło to, że nie wykorzystał dziewczyny, nawet jeśli bez problemu stworzyłby ku temu odpowiednie warunki. Nie tylko miał powodzenie u przedstawicielek płci przeciwnej, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak należy z nimi postępować. Przewidywał domniemane ruchy czy zachowania, wpierw samemu prowokując. Potrafił zainteresować swoją osobą oraz wykorzystać atuty, jakie posiadał, natomiast brak ludzkiego odruchu, jakim były wyrzuty sumienia sprawiał, że stanowił niebezpieczeństwo. To widocznie było uwielbiane przez kobiety, bo przyciągał je niczym magnes.
Dostrzegł tę oznakę zaskoczenia, gdy wspomniał o bezie, nie podejrzewając jakie myśli krążą po głowie pannie Blossom, których główną postacią była dobrze mu znana Willow.
- Ulubiony nie, w zasadzie nie przepadam za deserami - przyznał otwarcie, w myślach dodając, że również zna taki typ osoby o jakiej wspomniała, jednak przez głowę mu nie przeszło, iż myślą o tej samej, drobnej brunetce, która w ostatnim czasie wywróciła jego życie do góry nogami. Seattle nie mogło być przecież aż tak małe, prawda?
I chociaż komentarz Autumn był nieco podejrzany, nie zamierzał poświęcać mu więcej uwagi, uznając to za zbędne; tę postanowił skupić na postaci blondynki.
- Tak i wybierz coś dla siebie - dodał, potwierdzając własne zamówienie.
Nie minęło kilka sekund, kiedy to było już gotowe, a nie chcąc wykorzystywać Autumn, postanowił sam odebrać je z baru, stawiając na niewielkim stoliku przy którym siedziała dziewczyna. Chwilę wcześniej zabrał wierzchnie odzienie z fotela, robiąc dla niej miejsce.
- Więc może teraz opowiesz mi nieco więcej o sobie? - zapytał, unosząc ku górze prawą brew - Dziś wyglądasz inaczej niż w klubie - stwierdził, dodając pospiesznie z uroczym uśmiechem na ustach - I nie zrozum mnie źle, jestem świadom, że większość ludzi wygląda inaczej podczas imprez a inaczej w życiu codziennym. Ale cała wydajesz się być inna - na głos wypowiedział to, co udało mu się zaobserwować, chociaż nie miał pewności czy wnioski do jakich doszedł są właściwe.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To i bardzo dobrze że nie wiedział, bo Autumn nie powinna się przyznawać do aż tak ogromnego wrażenia, jakie na niej wywarł chłopak. A z jej chorobą mogło to się bardzo źle skończyć, bo nawet jakimś wyimaginowanym uczuciem i wręcz prześladowaniem, a tego przecież żadne z nich nie chciało, nieprawdaż? Ale on nie mógł tego wiedzieć, nikt przecież nie wiedział o jej chorobie, nawet ona sama. Dla niej samej jej zachowanie było całkiem normalne, więc o co mogłoby chodzić?
- W takim razie może zrezygnujemy z deseru? No chyba że ta beza jest zamierzonym zamówieniem dla mnie. - zawsze na końcu języka chciała zaproponować mu lody, bo to była ostatnio najczęściej wybierana opcja do kawy przez większość klientów, czemu temperatura znacznie sprzyjała, ale skoro chłopak nie lubił deserów to deser lodowy również się do nich zaliczał, czyż nie? Zatem gdy doszło już do jakiegoś konkretnego zdania to dziewczyna poszła do lady i złożyła zamówienie za ich dwoje, po czym ściągnęła fartuszek, tym samym pokazując że idzie na przerwę i powiesiła go na krzesełku na zapleczu, po czym jeszcze raz poprawiła włosy, zerknęła przelotnie w lustro i wróciła do stolika i siedzącego tam chłopaka.
- Jak widzisz, jestem baristką w Starbucksie, a dzisiaj jestem na zastępstwie jako kelnerka. Poza tym uwielbiam fotografować dziką przyrodę, jak pewnie zauważyłeś lubię tańczyć i nie jestem jedynaczką, mam siostrę bliźniaczkę, z którą kompletnie nie jesteśmy do siebie podobne, wręcz przeciwnie, jesteśmy przeciwieństwami. - odparła uważając że to są najważniejsze informacje, jakie mogła o sobie udzielić. Następnie podparła głowę o rękę, która była oparta łokciem o blat stolika.
- Może teraz ty powiedz coś o sobie, zaczynając od tego jak masz na imię? - odbiła zatem piłeczkę, chcąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej. To zawsze było interesujące co każdy z nas mówił o sobie, gdy go o to zapytano, tak jakby tych kilka informacji było najważniejszym wyznacznikiem danej osoby. Może zatem Jayden uzna że najważniejsza informacja na jego temat to fakt, że jest singlem?
- Inna w sensie jaka? - zainteresowała się jego spostrzeżeniami na jej temat, wbijając łyżeczkę w swój deser, gdy ten był już przy ich stoliku.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”