WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<img src="https://64.media.tumblr.com/e9c1752490c ... 4d481f.jpg" style="width: 300px; border: solid #e8e8e8 10px; border-radius: 15px;">
Ostatnio zmieniony 2021-02-07, 19:47 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

dla niepoznaki

Potknęła się o własny tren.
Tak. Dokładnie. Zamiast lekkim, pełnym gracji ruchem nie tyle przejść, co przepłynąć w stronę rozświetlonej ognikami drobnych lampek altany, przy okazji wprawiając w zachwyt kilka obecnych już na balu osób...
I zamiast unieść stopę obutą w srebrny pantofelek na klasycznym, niewysokim obcasie i wspiąć się, a raczej wfrunąć na osłonięty baldachimem podest...
I wreszcie, zamiast roztoczyć swój urok, oczarować wszystkich swym niewieścim wdziękiem, rzucić zaklęcie miłości na wszelkich kręcących się tutaj młodzieńców...
Phoenix Grace Farrell, cóż by tu dużo mówić, wypieprzyła się na ogrodową ścieżynkę już w pierwszych minutach swojej bytności na walentynkowym balu.
- Kurw... czę... - fuknęła pod nosem, posyłając kostce brukowej, na której właśnie wylądowała, nienawistne spojrzenie. Pierwsze sekundy poświęciła na ocenę strat: chyba zdarła sobie skórę z kolana, z całą pewnością z kantu lewej dłoni, którą amortyzowała upadek i, wreszcie, była pewna, rozdarła nieco brzeg wypożyczonej na tę okazję sukienki. Ale to tyle, tak przynajmniej jej się zdawało. Żadnego bólu przeszywającego obite kolano, żadnych kości przebijających się przez skórę. Będzie żyć....
Choć może szkoda, bo - brunetka teraz z pewnym popłochem strzeliła spojrzeniem po otoczeniu - będzie musiała żyć ze wspomnieniem tego upokarzającego momentu.
A trzeba było zostać w domu, do cholery. Trzeba było wziąć nadgodziny albo nawet pojechać do rodziców... - cóż, gdyby nie to, że nie odzywała się do nich od czerwca.
Zebrawszy się z gruntu, Farrell pośpiesznie wygładziła dół sukienki i, leciutko utykając, pomknęła w stronę obiecującego azylu - czekającej już na horyzoncie altanki, chyba, na całe szczęście, pustej. I tak dobrze, że miała maskę - przynajmniej tyle z tego wszystkiego pocieszenia.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 23.
Pieprzony bal maskowy. Nie. Pieprzone walentynki.
Czy wykształcony (jeden z najlepszych w swoim zawodzie) neurochirurg miałby na to głowę jak i czas? Zdecydowanie nie, lecz jako bezrobotny, praktycznie rozwiedziony, na dodatek pierworodny syn państwa Thronton'ów musiał (został bezczelnie zmuszony przez ojca), tu się zjawić. Nienawidził imprez, świąt czy innych mało przydatnych, wymyślonych przez polityków - aby społeczeństwo miało na co wydawać pieniądze - okolicznościowych dni. Gdyby był związany jeszcze z Callie - ze swoją (prawie) byłą, ale nadal uroczą żoną - zapewne spędziliby go na dyżurach w szpitalu, albo przed telewizorem wtuleni we własne ciała jednocześnie mając głęboko w poważaniu ogólnokrajową tradycję. W końcu nie kocha się tylko jednego dnia; nie wyznaje się miłości czternastego lutego, prawda? Takie uczucie powinno istnieć każdego dnia w ciągu całego roku. „Święto zakochanych.” Kpina - raczej „święto przygłupów,” którzy na ostatnią chwilę rezerwują stoliki - przepłacają trzykrotność rzeczywistej ceny i są tak romantyczni, aż do porzygania - tylko po to, aby rankiem obudzić się obok nagiej osoby, w pogniecionej pościeli.
Przybył do Country Clubu, o wiele później niż z początku zaplanował dla niego senior Thornton - kurwa dlaczego to akurat to jego rodzina musiała jak co roku być jednym z sponsorów imprezy? Bezgranicznie żałował, że nie wysłali za niego Philipa, albo chociaż Elodie - w końcu ona również była po rozwodzie... chociaż kto z rodzeństwa Clive nie skosztował błędów fatalnego małżeństwa? Każdy, owszem tylko Phil się stosunkowo uchronił - lecz tragedii młodszego brata nie można nawet porównywać, śmierć żony - partnera życiowego jest jednym najgorszym z możliwych zdarzeń we egzystencji.
Wszedł do środka - przez kilka minut (najwyżej kwadrans) stał w kącie z drinkiem w ręku rozglądając się po pomieszczeniu - same młode pary, och - miłość rozkwitała wokół gburowatego lekarza - aż go wzdrygnęło - nieopodal dostrzegając samotną, (zdaniem Clive) nieco wyuzdaną kobietę, możliwe że czekającą na szaleńczą przygodę - pozwolił sobie na dłuższe przyglądanie się - póki nie odnalazła jego spojrzenia i powolnym krokiem kierowała się w jego stronę. Wyprostował się i szybko zniknął z zasięgu wzroku niewiasty. Stchórzył? Nic bardziej mylnego - nie posiadał najmniejszej ochoty na dzisiejszą zabawę. Steven, siedmioletni syn - dwa dni temu wybudził się z trzymiesięcznej śpiączki, blondyn zdecydowanie wolałby przebywać przy łóżku chłopca niżeli chędożyć się z dopiero co poznaną (pewnie o dekadę młodszą) dziewczyną. Innym razem - cóż, jako jeden z organizatorów miał pełen pogląd na listę gości - „myszka nie da rady uciec.”
Świeże powietrze - można przyznać, że najlepszy eliksir na powrócenie zdrowego rozsądku - dochodząc do altanki, ramieniem oparł się o nią, a z środkowej kieszeni marynarki wyciągnął paczkę papierosów, odpalając jednej i kosztując się jego dymem. Kilka wdechów - spokój, harmonia - ciepło - w międzyczasie napisał wiadomość do Calliope związanej z stanem zdrowia syna. Przebywając w tym miejscu wierzył (naiwnie), że nikt niespodziewanie się tu nie napatoczy - do czasu... gdy ciemnowłosa zjawa, w białej sukni nie znalazła się w zasięgu wzroku chirurga.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
31
180

pielęgniarka

swedish hospital

elm hall

Post

W czasie gdy Clive Mozart Thornton, tak zwany ochotnik z ostatniej łapanki przeprowadzonej przez dzianych nestorów jego rodu, prowadził filozoficzne niemal dywagacje na paradoksu święta miłości, z samym tym uczuciem niewiele mającego wspólnego, wiał przed skąpo ubraną dziewczyną, pewnie jakąś influencerką gdy ta tylko ruszyła w jego stronę jak wściekły gepard, który zwęszył trop antylopy, a także, gdy pisał wiadomość do byłej żony i rozmyślał nad zdrowiem swojego dziecka...
Phoenix, z nogą założoną na nogę raczej po męsku niż po dziewczęcemu, snuła w głowie pewną gorzką ruminację.
Siedemdziesiąt dolców.
Przesuwała między chłodnymi palcami skrawek jasnego materiału trenu.
Nie mogła uwierzyć, że dała za tę kieckę siedemdziesiąt dolców.
I to jeszcze, żeby sukienka należała teraz przynajmniej do niej. Wtedy... no dobra... Ale ten łach - ładny, bo ładny, nie dało się ukryć, trzeszczący od wplecionych we włókna gorsetu cekinów i drobniutkich koralików, o śliskim, drogim w dotyku materiale dołu - nie należał nawet do niej! A gdyby na przykład oblała go winem czy kawą... Wtedy miała rzekomo zapłacić za szkodę karę przynajmniej wysokości opłaty za sam ciuch. Niedorzeczne. Niedorzeczne!
I pomyśleć - brunetka pokręciła głową z gniewem odczuwanym jedynie względem samej siebie - że na to właśnie wydawała część swojej marnej, pielęgniarskiej pensji. Na cholerną sukienkę z wypożyczalni. Nie na nowy podręcznik diagnostyczny, nie na szczegółowy model nadgarstka, który chodził za nią (metaforycznie, choć w dosłownym ujęciu byłoby to cokolwiek zabawne...) od paru ładnych tygodni, nie na wpłatę na konto organizacji zajmującej się bezdomnymi psami, nawet nie na nowe zimowe buty. Tylko na...
Uścisk dłoni zaciśniętej na rąbku atłasu przybrał na sile; Phoenix zagryzła wargę, mocno, żałując, że raczej nie przystoi jej teraz wbić specjalnie na tę okazję zrobionych paznokci w nagi przegub. Choć z drugiej strony... Jakby tak... Ukradkiem...
Uniosła powoli głowę, ostrożnie, rozglądając się teraz wolno po okolicy w celu zorientowania się, ile osób stałoby się widzami tego jej niby-niewinnego aktu autodestrukcji. W promieniu kilkudziesięciu metrów nie było nikogo - jedna tylko para, już na zaawansowanym etapie amorów, zajęta wymianą płynów ustrojowych w cieniu wątłej brzózki.
I... - Phoenix zmrużyła nieco powieki, starając się wychwycić z półmroku kontur zbliżającej się do altany postaci - on. Tajemniczy nieznajomy, przybysz znikąd, sekretny adorator - wszystko jedno. Ważne, że intruz.
Pielęgniarka wyprostowała się - plecy spięte nagłym prądem wyprężone niczym struna - i cmoknęła cicho uszminkowanymi karminem wargami.
Co się patrzysz?
- Przepraszam? - słysząc własny głos trochę się przestraszyła. Chrapliwy, zbyt cichy, samogłoski przesycone jakimś totalnym zmęczeniem. Mało w nim było powabu i wdzięku, którymi miała się tu dziś niby wykazywać.
Spadaj pan stąd. Chcę być sama.
- Czy to będzie jakieś faux pas, jeśli desperacko poproszę cię o papierosa?

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciał wolności - odrobiny spokoju od gonitwy myśli, a najlepiej to zaszyć się w jakimś jednowymiarowym miejscu bez konieczności obserwacji kogokolwiek. Co za kurwa kpina; czemu to właśnie on musiał zostać tu wysłany? Czy nie wystarczająco już przeżył? Czy jeszcze inni parszywie i z szyderczym śmiechem woleli podrzucać mu „kłody pod nogi.” Zmęczenie Clive było widoczne - blada twarz, wory pod oczami - i trzęsące się dłonie - w porządku Parkinson miał tu swój udział, ale przyczyniło się do tego również inne czynności - jak chociażby pozostawianie wszelakich smutków na dnie butelki wódki. Powolnie się rozpadał i choć „na pierwszy rzut oka” nadal bezwzględnie
wyglądał jak wzorowy obywatel - z wyższej rangi Szmaragdowego miasta - wystarczyło kilka intensywniejszych zerknięć, aby dostrzec, że stał się typowym wrakiem człowieka. Nasuwało się pytanie jak tutaj skończył? albo drugie w jaki sposób, aż tak się stoczył? - jednakże odpowiedzi było tak wiele, że sam nie potrafił wybrać odpowiedniej. Wszystkie te czynniki wprowadziły w egzystencję chirurga jedną ważną kwestię - brzydził się sobą - własnym postępowaniem oraz utratą gruntu pod nogami. Wychowany w perfekcyjnej rodzinie, pełnej dobytku oraz władzy - nie umiał pojąć kwestii - że pozwolił sobie na takie potępienie. Może właśnie dlatego senior Thornton wybrał go jako aktualnego bywalca przeróżnej maści imprez - począwszy od właśnie takiej tandety. I co niby miał tu robić, niżeli świecić swoim idealnym, białym uśmieszkiem? Co za kurwa poniżenie.
Stojąc tu - rzekomo w samotności, zaciągając się papierosem - odliczał w własnej sekundy, jakie miały stanowić dalszą kontynuację tej farsy - w przeciwieństwie to Phoniex nie był tak sprytny, aby ją dostrzec - pochłonięty myślami, coraz mocniej się w nich zanurzał. Puki się nie odezwała - potrząsnął przecząco łepetyną - bo rozpoznał, ale były neurochirurg nie wierzył w tak popieprzone zbiegi okoliczności. - A to Panienka nie przyozdobiła swej torebki w paczkę papierosów? - nie wystarczyło, gdy wydało się na sukienkę siedemdziesiąt dolarów, hehehhe. Zmrużył oczęta, przez kilka nieokreślonych sekund pozwalając sobie na grobową ciszę, by po nich roześmiać się w sposób szczery, wręcz uczciwy. - Proszę bardzo. - z lewej kieszeni wewnętrznej strony marynarki wyciągnął opakowanie kierując je w stronę niewiasty. - Czekasz na kogoś? - rozejrzał się bacznie wokół siebie - ani śladu „żywej duszy.” - Czy próbujesz się ukryć? - dokładnie tak jak ja. - I czy... - zaczął cichszym tonem nachylając się w stronę towarzyszki. - ...wiesz kiedy te cholerstwo się skończy? - szepnął, opuszkami palców przesuwając po jasnych włosach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

-

-

Post

<div class="wrapper" style="position: relative;"> <div class="navi"><img src="https://i.imgur.com/G3RqDkX.png"></div>
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;overflow: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">Walentynkowy bal dobiega końca!
Dziękujemy wszystkim za uczestnictwo, posty możecie pisać jeszcze do północy, a jeśli potrzebujecie dokończenia rozgrywki - w dniu jutrzejszym, po tym czasie subforum zostanie przeniesione do archiwum, a posty będą wyłącznie do wglądu - bez możliwości pisania!
Przypominamy, że za uczestnictwo w balu możecie odebrać fabularne punkty! Tymczasem zapraszamy do dalszej zabawy w kolejnym evencie.
Jeśli ktoś nie odebrał nagrody w loterii - nie zwlekajcie.</div></div>
Ostatnio zmieniony 2021-02-22, 22:43 przez Kupidyn, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

ODPOWIEDZ

Wróć do „Bal walentynkowy”