WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
-
-
-
-
-
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER I<BR>
CZAS TRWANIA: 07.02, 18:00 - 10.02, 18:00* * Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.
</div></div>
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
<img src="https://i.pinimg.com/236x/66/8b/5b/668b ... 847d54.jpg" width="200">
Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane.
Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna
Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna
Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę Prawdę mówiąc, kiedy Cosmo pierwszy raz wygrzebał w internecie informację o speeddatingu (wielkie koncerny totalnie go podsłuchiwały, to niemożliwe, że w obliczu pasma niepowodzeń, którym było jego życie uczuciowe, takie anonse były dziełem przypadku!) miał w głowie, że to rzecz dla seniorów, uzależnionych od wina rozwódek i facetów w kryzysie wieku średniego. Im dłużej jednak o tym myślał, tym bliżej był dokonania szokującego odkrycia - te kategorie ludzi to jednak były całkiem bliskie jego sercu, a on sam zdecydowanie kwalifikowałby się pod rozwódkę-winiarę, gdyby wino nie miało tylu kalorii.
Niezbyt wierzył w to, że na miejscu spotka Tego Jedynego (bowiem Szanownego Pana Hirscha już znał), ale motywowany nadzieją na odnalezienie przynajmniej jakiejś miłej opcji na spędzenie reszty tego wieczoru w obcej pościeli, pojawił się na miejscu na czas, przywiązując nawet wagę do dobranych przez siebie łachmanów. Nie do przesady, oczywiście! Przez chwilę zastanawiał się nad kupieniem jakiejś bombonierki, ale co miałby z nią zrobić - wydzielać każdej z randek po czekoladce? Durny pomysł.
Entuzjazm prowadzącego był nawet zaraźliwy, dlatego zupełnie nie spodziewał się, że po dotarciu do przypisanego sobie stolika na miejscu zastanie... Arsene'a.
- Co do kurwy - przywitał się wylewnie, nawet nie sadzając czterech liter na krześle, zamiast tego skonfundowanym spojrzeniem wędrując od karteczki z informacjami o randce do twarzy swojego serdecznego znajomego. - Ej, nie wiem czy ogarnąłeś, ale tu są teraz szybkie randki. Więc przesiądź się może, bo ja czekam tutaj na szczęściarza, który dziś być może... - urwał gwałtownie, bo nawiedziła go nagle niezwykle traumatyczna myśl. Unosząc brwi wysoko ku górze, roztrzęsiony musiał w końcu opaść na siedzenie, po długich walkach wewnętrznych lokując spojrzenie w twarzy Luny. Z donośnym westchnieniem pozwolił sobie na posłanie mu wzroku niemal krzyczącego o druzgoczącym zawodzie.
- Ty... jesteś moją randką, prawda? Ja pierdolę. Kurwa. II wojna światowa? Ja pierdolę. - Nie był w stanie powstrzymać tej fali bluzg, bo - jak widać - jak zawsze los był dla niego okrutny.
-
Sam nie wiedział co go podkusiło wziąć udział w szybkich randkach. W sumie nigdy na takie coś się nie pisał... ogólnie nie miał weny na żadne randki przez internet czy tego typu portale, ale uznał, że może pozna kogoś ciekawego? Intrygującego? Słodkiego? Przystojnego? Takie ciacho, że narody klękajcie, a świecie zatrzymaj się! Miał cień nadziei, że jak zobaczy swoją tajemniczą randkę to chociaż poczuje lekką fascynacją? Delikatne zauroczenie? Cokolwiek co sprawi, że to będzie przyjemne doświadczenie! Zapamiętajcie te słowa! Bo za chwilę do nich wrócę!
Pojawił się w kawiarni na czas, ubrany niczym na pogrzeb... znaczy randkę! Wszyscy piękni i on, cały na czarno! Gdyby jeszcze popracował nad muskulaturą to spokojnie teraz by wyglądał, biorąc pod uwagę jego minę, jak smutny pan, który idzie uciąć rękę czy coś inne za niepłacenie długów. Chciał zrobić dobre wrażenie, choć w zasadzie kiedy zobaczył Cosmo, nagle zdał sobie sprawę, że ubranie i mina zdecydowanie pasowała do sytuacji. Pamiętacie ideał, który opisywałem? To sorry no sorry Cosmo! To nie Ty! Miało być pięknie... a jest jak zawsze... Gdyby spojrzenie mogło mówić, to to Arsene by właśnie krzyczało "ja pierdolę kurwa mać!" No czyste szczęście i ekscytacja!
Stał wpatrując się w Cosmo, czekał "szczęśliwy", aż chłopak zajarzy, że nie czeka na jakiegoś Brada Pita, czy tam Pita Brada... tylko właśnie na niego. Niech sam się zorientuje, a kiedy w końcu ta jakże cudowna myśl dotarła do Cosmo, Arsene mógł odpowiedzieć. Nie muszę dodawać, że "szczęście" i "zachwyt" wręcz promieniowały z muzyka!
-Też się cieszę... Prawie tak samo jak mieszkańcy Hiroszimy... Jestem oszołomiony... Mój własny Little Boy... ale zdecydowanie nie tak jak oczekiwałem... Wow... - nie chciał być wredny. Nie chciał być nawet nie miły. w innych okolicznościach cieszyłby się, że spotkał Cosmo, ale kurwa nie na randce! Cholera jasna... Jak coś ma pierdolnąć to koniecznie u Arsene?!
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
Te refleksje psuły Cosmo nerwy, kiedy siedząc tak ze skrzyżowanymi ramionami wpatrywał się w bogu ducha winnego Lunę, jakby mu co najmniej psa zabił, z mimiką ambiwalentnie przechylającą się co rusz z jednoznacznej irytacji na pewnego rodzaju prześmiewcze rozżalenie. Naprawdę - naprawdę - Seattle było kurewsko ogromne, a i tak musieli trafić na siebie nawzajem.
- Czuję się, jakby mnie zmatchowało na tinderze z kolegą z liceum - wymamrotał, nagle żałując żarliwie, że w restauracji najpewniej palenie było zabronione. Prawda, że takie spotkania z dzieciakami ze szkoły czasem okazywały się... całkiem owocne, eufemistycznie ujmując, ale z Arsenem? - Nie rozumiem w ogóle, co ty tu robisz, co? Przecież nie bawisz się w takie rzeczy - wypomniał mu jeszcze, w pamięci mając te wszystkie razy, kiedy Luna wykazywał się kompletnym niezrozumieniem dla przepełnionego przygodnymi spotkaniami życia Fletchera. - Chyba, że... Little Boy? - urwał w połowie jedną myśl, żeby skupić się na jego wcześniejszych słowach. - Kurwa, Arsene... czy ty mnie sabotujesz? Powiedz szczerze, bo naprawdę nie wierzę w to, że tutaj przyszedłeś z jakiegoś... normalnego powodu - skrzywił się. - Nie mam słów chyba, szkoda strzępić ryja - fukał dalej, nerwowo stukając opuszkami o blat i rozglądając się wokół, żeby upatrzeć może kogoś, z kim będzie miał szczęście spotkać się zaraz. Chociaż z jego szczęściem pewnie będzie to woźny z liceum (który nie był ani trochę w jego typie).
-
Na słowa o sabotowaniu randki wstał, a potem podszedł bardzo blisko do Cosmo i pocałował go agresywnie w usta, jednocześnie wpuszczając dym do jego ust. Odsunął się dość szybko od niego wkładając do jego ust papierosa. Niech skorzysta z grzechu Arsene! Może zresztą za chwilę czy coś zgasić go! Nie istotne! Niech robi jak chce i kiedy chce. Tak samo jak Arsene, który poprawił garnitur i odsunął się jeszcze bardziej od chłopaka.
-Od kiedy jestem normalny? Nie bawię się w randki... i teraz wiesz już czemu. Nie martw się. Następny będzie już tylko lepszy! - ukłonił się z gracją, jak przystało na muzyka po swego rodzaju koncercie, a potem zaczął odchodzić wolno od stolika. Inne randki? Nie wiedział czy warto czekać na zmianę stolika czy coś takiego... Może spyta jakiegoś kelnera? A może zawinie się do domu? Kot czekał i pewnie "umierał z głodu".
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
No tyle, że nie. Zupełnie nie, bo ten idiota skończony, kretyn i głupek, pierdolony kołek i życiowa kaleka zamiast po prostu o d e j ś ć i dać jemu i sobie święty spokój, zbliżył się gwałtownie, żeby - nie pozostawiając mu wystarczająco czasu na jakąkolwiek reakcję - pochylić się i zagarnąć wargami jego usta. Nie na długo; najwyżej na jeden, wypełniający się dymem oddech, ale tyle wystarczyło, żeby pozostawić Fletchera w zupełnym szoku i z papierosem w ustach. Słysząc jego słowa prawie tego szluga wykasłał, ale jednak jakimś cudem miał w sobie jeszcze wystarczająco dużo samorozgarnięcia, żeby przed ponownym otwarciem do Arsene'a jadaczki, wysunąć papierosa spomiędzy warg.
- Co do tego akurat nie mam wątpliwości - żachnął się, marszcząc brwi, wciąż zupełnie zbity z tropu tym gwałtownym pocałunkiem, którego się po nim zupełnie nie spodziewał. - Napisz, jak uda ci się coś zaliczyć, choć wątpię... - drugą część zdania wymamrotał do siebie pod nosem, sięgając jednocześnie po komórkę, żeby sprawdzić godzinę. W międzyczasie złapał wzrok zaniepokojonego kelnera, który zmierzał w jego stronę i Cosmo zajęło dłuższą chwilę, żeby zorientować się, że przyczyną zmartwienia mężczyzny nie były wcale jego dramaty z Luną, a... ten nieszczęsny papieros, który tlił się nadal w jego dłoni. Ja pierdolę. Po krótkich wyjaśnieniach i posłusznym oddaniu niedopałku kelnerowi, udało mu się jednak uspokoić pracownika restauracji, że wszystko w porządku, że nie będzie palił, że będzie dobrze... Będzie dobrze, chociaż sam wydawał się niekoniecznie przekonany do tej myśli.
-
-
-
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER II<BR>
CZAS TRWANIA: 10.02, 18:30 - 13.02, 18:00* * Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.
</div></div>
-
( Po pierwszej randce jest poobijany ) III Powinien był iść do domu ale uparł się, że mimo siniejącej kości policzkowej po ciosie i to nie z otwartej dłoni i zrolowanych chusteczek wetkniętych w dziurki od nosa, żeby zatamować krwawienie zostanie. Bo przecież co takiego mogłoby się stać poza tym, że wystraszy swoją następną potencjalną randkę wizerunkiem kogoś, kto urwał się jak Filip z konopi. Wyjście w stanie lekkiego zamroczenia do domu, a do South Lake Union był kawałek nie było mu teraz w głowie więc gdy przyszedł czas na zmianę stolików, do tego podszedł najpierw trochę chwiejnie, w ostatnich swoich krokach wyprostował się jednak dumnie i resztki chusteczek, o których mowa była wcześniej wcisnął głęboko w kieszeń starając się zachować pozory, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Cześć... Dobrze trafiłem? Stolik pomocy doraźnej, na którym nie ma żadnego zaopatrzenia medycznego, bo zabrakło na to funduszy? - Uśmiechnął się skromnie, bo było mu nadal trochę głupio. Gdy tylko poczuł, że ze spuchniętego nosa nadal leci mu krew przetarł ją palcami, szybko orientując się, że tym sposobem tylko zwrócił na siebie większą uwagę, bo rozmazał jedną smugę. Nie zbyt to romantyczne, ale niektóre dziewczyny nie mogły przejść obojętnie obok takich ciamajd. Czasem po to, żeby się z nich pośmiać.
- Nie przejmuj się, to nic takiego. Moja poprzednia randka miała gorszy dzień. - Odruchowo zgarnął ze stolika jedną z krwiście – o ironio - czerwonych serwetek ozdobnych, ukradkiem doprowadzając się do porządku. Później poprawił zmiętą swoją koszulkę i wyprostował się na krześle, najładniej jak potrafił chowając pod stołem swoje dłonie. Na jednym z nadgarstków nadal widniał nie zbyt urodziwy, krwawy odcisk palców Andera, ale on tego nie zauważył bo trzymał tam swoje ręce tylko dlatego, że po wykręceniu jedna z nich nadal mocno bolała. Ból się nasilał, więc tabletka przeciwbólowa byłaby w takiej sytuacji idealnym prezentem walentynkowym. - Nie masz przypadkiem aspiryny? Albo nie, może inaczej... Nie znasz zaklęcia, którego mogłabyś użyć tak, żeby nikt z zebranych nie odkrył tego, że spoufalam się z wiedźmą? - Zażartował w ramach rozluźnienia tej napiętej atmosfery. Nim się tu pojawił czytając karteczkę, o swojej potencjalnej partnerce zapamiętał, że interesuje się fantastyką... albo ezoteryką, jeden pies.
-
- Gdybym była wiedźmą to pewnie nie musiałabym chodzić na szybkie randki - jakieś love potions, by potrafiła zrobić i byłoby z głowy. Nie żeby miała jakieś wielkie parcie na szukanie miłości życia, czy jakiejkolwiek innej, ale zawsze było miło spędzić z kimś to najbardziej komercyjne wymyślone święto w roku. - Aspiryny nie mam, ale jakieś przeciwbólowe pewnie znajdę - mruknęła i znów zaczęła szperać w torebce, która jak to torebka prawdziwej kobiety, mogła być taką studnią bez dna. - Proszę, na zdrowie - podała mu tabletki dalej z uwagą się przyglądając jego twarzy.
-
Wiele by dał za mocny kieliszek chociaż nie często pił i mrożony groszek, który przytknąłby aż do rozmrożenia do swojej twarzy. Ale nie można było mieć wszystkiego, a pijanie na randkach było faux pas i chociażby mu pod nos coś podstawili kultura nakazywała nie robić tego otwarcie.
- Pracujesz tu, w miejscowym szpitalu, czy w prywatnej klinice? - Zagaił. Ta informacja o niej była na tyle ważna, że mógł z góry nastawić się na to, że spotka ją jeszcze raz o ile zobaczy się w lustrze, w świetle dziennym i uzna, że wypadałoby skontrolować czy nie pogruchotało mu nosa, w który dostał.
- Robię dla linii lotniczych, ale nie wypada mi proponować w zamian za tabletki... No wiesz... Przelecenie się. To znaczy, na wycieczkę. To bardzo źle brzmi, nie? - Zaśmiał się nerwowo ale co powiedział to powiedział. W normalnych warunkach zabrzmiałoby to jak ordynarna propozycja jakiegoś obcego oblecha ale gdy był w takim stanie, a na dodatek na każdym kroku sobie z tego żartował nie było to aż tak rażące, nawet jeśli dla kobiety zupełnie nieśmieszne.
- Często chodzisz na takie wydarzenia? To mój pierwszy raz i nie jestem jeszcze do końca pewien, jak to działa. Na końcu rozdajemy punkty, czy coś w tym stylu? - Podejrzewał, że w takim stanie nikt nie będzie chciał się z nim spotkać jeszcze raz ale naprawdę nie miał co szukać w swoim domu, ani tym bardziej na pogotowiu przynajmniej do chwili, nim nie poczuje się gorzej. Oparł czubek swojego buta o nogę jej krzesła, zastanawiając się na co liczyła taka dziewczyna jak ona.
- Nie wyglądasz na taką która z byle kim się umawia. - Zauważył. W oczach Curtisa była oną ósemką, a takie nie musiały szukać mężczyzn. One przebierały w tych, którzy sami do nich lgnęli. Miała przyjemną dla oka typowo dziewczęcą urodę, a grzywka wyraźnie odejmowała jej lat. - Podobno lubisz mocną muzykę. To znaczy, że wieczorami zrzucasz pielęgniarski fartuch i ubierasz ciężkie buty, krótką spódniczkę i pchasz się pod scenę, mimo ścisku czy raczej śpiewasz w samochodzie Bohemian Rhapsody? - Zaśmiał się krótko. Trudno mu było wyobrazić sobie ją we wszystkich tych fatałaszkach, w przyćmiewającej czerni z niebieskimi oczami, czerwoną szminką i rozwichrzonymi włosami.
-
- Ani tu, ani tu. Pracuje w domu starców, opiekuje się babciami i dziadkami - w sumie nie miala z tym problemów, byla to dość spoko praca. Starsi ludzie byli dla niej zazwyczaj bardzo mili i wdzięczni za to, że im pomaga. Czasem miala też możliwość spędzenia z nimi wolnej chwili i mogła obejrzeć Wspaniałe Stulecie bez poczucia winy. Zaśmiała się słysząc jego kolejne słowa i pokręciła lekko głową. - No to chyba nie takie tabletki Ci dałam - rzuciła rozbawiona. - Ale musi być fajnie pracować w takim miejscu, czym się tam zajmujesz? - zapytała, bo brzmiało to naprawdę ciekawie! W jej głowie juz pojawił się obraz wielkich zagranicznych podróży, pilotowania samolotu i pięknych widoków zaa okna.
- Nie, to też moj pierwszy raz, nie mam pojęcia jak to później działa, ale mam nadzieję, że nie daje się żadnych punktów, bo to byłoby mega słabe - szczególnie, że pewnie nie miałaby ich za wiele, a wtedy samooceną, by jej spadła do zera. Zdecydowanie byłaby przeciwnikiem takiego rozwiązania. - Mówisz? Jestem piguła z dobrego domu i nie dla psa kiełbasa? - zapytała śmiejąc się. - Uwierz mi, nie mam zbyt wiele wymagań. Wystarczy, by ktoś był względnie dobrym człowiekiem, może być nawet informatykiem- Nie potrzebowała bóg wie czego, tym bardziej, że siebie nie uważała za jakieś wybitne stworzenie. Ot zwyczajna dziewczyna, nawet trochę nudna, bez ekscesów.
- Szanuje swoj kręgosłup wiec ciężkie buty odpadają, ale lubie sobie poskakać pod sceną, co prawda większość zespołów, których słucham składa się już z samych starych dziadków. Urodziłam się w złych czasach - lata 80 byłyby dla niej idealne. - A Ty słuchasz czegoś konkretnego? - zapytała, gust muzyczny ważna sprawa.
-
- Tajemnica. - Oddawał się jej w pełni, ale to wszystko w mgnieniu oka zaczęło pryskać jak mydlana bańka bo Curtis przytknął palec do ust nie mówiąc wprost kim jest. Jemu wystarczyła wzmianka o tym, gdzie urzęduje. Nie musiała znać szczegółów bo im mniej ich znała tym lepiej dla niego. Mógł w przyszłości o ile znowu by się zobaczyli ciągnąć kłamstewko za kłamstewkiem, nie bojąc się tego, że w niego zwątpi. Słuchał jej wystarczająco uważnie, żeby po słowach o dobroci wiedzieć z góry, że nie uda im się ze sobą dogadać bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest człowiekiem dobrym i że w piekle już czeka na niego metalowy gar, a w tym garze wrze najczarniejsza smoła z niegdyś białym pierzem.
- Ostatnio wsłuchuje się w Des Rocs. Ale nie grają zbyt ciężko. - Lubował się w kreowaniu wizji, jakoby swoje życie zawsze układał od linijki ale tym razem, akurat tego dnia nie chciał niszczyć nieznajomej życia, mając na karku jeszcze ciężar rychłego spotkania z Hiszpanem i z Oliverem, który miał się prędko dowiedzieć o tym, że w najpiękniejsze święto szukał ciepła w ramionach desperatów, liczących na dźwięk dzwonów kościelnych.
- Niestety, ale szukam kogoś kto nie będzie dbał o swoje zdrowie. - To musiało brzmieć absurdalnie ale nie wahał się przed tym, żeby wytknąć jej wprost to, że nie mógłby znieść wszystkich tych chwytliwych kawałów wyniesionych z domu starców, zapachu ich zatęchłych swetrów, zmieszanych z lekami i ciastkami owsianymi, który przenosił się nie tylko na przedmioty, ale również na włosy, jak smród papierosów. Wzdrygnął się na samą myśl, a później się wyprostował.
- Słodko się uśmiechasz, ale to nie wystarczy, żebyśmy mieli przed sobą przyszłość. Moglibyśmy udawać, że lubisz opatrywać mi krwawiące rany, że nie przeszkadza ci to jak chrapię i nie myję za sobą naczyń, ale... Chyba nie o to w tym chodzi? - Uśmiechnął się do niej przepraszająco, chwytając ją przy tym za dłoń. Ich randka nie była zbyt treściwa, można by rzec że tak szybko jak Curtis przysiadł się do stolika tak zniknął zostawiając ją samą – to wszystko jego wina, nie powinien był tego robić ale zagrał przed nią to skromne przedstawienie.
- Wybaczysz? - Musiał wyrwać się z sali na następnych dziesięć minut, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy ktoś zapytał go o to, gdzie się wybiera – bo randki jeszcze trwały, on rzucał na szybko, że coś się stało, że musi wykonać krótki telefon. Ostatnia randka tego wieczoru miała być dla niego decydującą. To ona miała przechylić szalę tego, z kim będzie wzdrygał się z zimna na papierosie wracając do domu. A to, że na następnych pięć minut ktoś miał się nim raz jeszcze rozczarować, nie miało znaczenia. Musiał zapalić. Dopiero teraz emocje z niego schodziły, ale nerwowy ścisk w żołądku pozostał.
Randka jest zakończona. Na trzeciej wystawię kogoś do wiatru (mam nieobecność od 13-16) i wrócę na czwartą.
-
-
-
<br>
<div id="infoi" style="top: 265;left: 20;color: #975256;padding: 10px;width: 410px;height: 230;margin-left: 75px;z-index: 10;position: absolute;hidden: scroll;overflow-x: hidden;text-align: justify; line-height:140%;"><div style="text-align:center; color:#6a244b;">
RANDKA NUMER III<BR>
CZAS TRWANIA: 13.02, 18:00 - 16.02, 18:00* * Po upłynięciu czasu nie ma możliwości dodania kolejnych postów w danej randce.
** Sugerowana długość posta to 1000-2000 znaków dla sprawności pisania.
-