WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

→ z klubu

Nie lubił prosić o pomoc, ani wyglądać na kogoś takiego, kto potrzebowałby jej nawet bez słowa, zatem poniekąd mógł mieć świadomość tego, jak czuła się Lottie, choć z dwojga złego... lepiej, jak skończy w jego domu, a nie czterech ścianach blondyna, z którym wychodziła.
- O nie, Hughes, ja jestem jedynym w swoim rodzaju wyjątkiem od tej fatalnej reguły - poinformował z przekonaniem (i powagą w głosie), a na potwierdzenie swoich słów dodatkowo pokiwał głową. Niestety po tym krótkim przedstawieniu spojrzał w bok i przygryzł wargę od środka, aby powstrzymać cisnący się na usta uśmiech. Teraz bliżej mu było do osoby, która ściąga na siebie problemy, niżeli pomaga się z nimi uporać, choć o dziwo w kontekście dwóch sióstr (pomijając ostatnią sprzeczkę z Lottie) zdawać by się mogło, że pomógł w opresji tej młodszej, jak i obecnie starszej z blondynek. Jeszcze dziwniejszym było to, że w obu przypadkach chodziło o facetów. Na szczęście tylko jeden z nich skończył martwy.
- Lepiej nie, bo jeszcze pomyślałbym, że wiążesz ze mną swoją przyszłość - mruknął, patrząc na nią z góry i sceptycznie unosząc brew. Nie był fanem bajek, aczkolwiek dobrze wiedział jak kończyła się (albo przynajmniej o co w niej mniej więcej chodziło) z Kopciuszkiem w tle. Jemu do księcia było daleko, lecz Lottie całkiem nieźle wpasowałaby się w przypisaną jej rolę. Drobna, filigranowa, ale też odważna i...
Potrząsnął głową. Zbliżała się północ, było zdecydowanie zbyt późno na bajki, a prędzej w zasięgu ich wzroku mogły rozgrywać się horrory. Przed klubem kilku gości zaczęło się szarpać, w tle słyszał pisk jednej z kobiet. Ktoś inny się śmiał, a Griffith zaledwie wywrócił oczami i odbił się dłońmi od samochodu, by niedługo później zasiąść za kierownicą.
- Czyli zostajesz u mnie na noc, skoro mowa o tym, co będzie rano? - mruknął taksując ją spojrzeniem, kiedy weszła do środka. Bardzo wątpliwym było to, by miała ze sobą strój na przebranie, czy najpotrzebniejsze kosmetyki. Ewentualnie miała taką magiczną torebkę jak Hermiona, to może i owszem dałaby radę pomieścić różne rzeczy.
- W porządku - rzucił cicho, odpalając silnik i ruszając w odpowiednim kierunku.
- Nie mam w zwyczaju przyjmować u siebie kobiet aż do rana, ale mogę zrobić wyjątek. Za to ty zrobisz mi... - Urwał, zatrzymując się na światłach i kątem oka zerknął na Charlotte. - Śniadanie. Omlet chodzi za mną od kilku dni - dokończył myśl i uśmiechnął się z rozmarzeniem. Powoli dojeżdżali w miejsce docelowe.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Samodzielność.
Coś, co Charlotte ceniła sobie ponad wszystko. Lubiła pokazywać, że radziła sobie na własną rękę; że nie potrzebowała niczyjej łaski oraz troski, nawet jeżeli paradoksalnie wykazywała się nimi w stosunku do osób ze swojego otoczenia. Czym innym było jednak pomaganie komuś a czym innym branie czegokolwiek od kogoś. Uczucie dyskomfortu było paraliżujące, dlatego blondynka skrupulatnie unikała sytuacji tego typu. Wyjątki pojawiały się rzadko. I dziś był jeden z takich dni.
Dzień, kiedy pozwoliła sobie zdecydowanie na zbyt wiele. Nie piła często, ale jeżeli już zdarzyło się jej sięgnąć po coś mocniejszego, to robiła z głową. Obecnie głowa ta pulsowała nieprzyjemnym bólem, kiedy wszystko dookoła wirowało jak na karuzeli. Tej jednej atrakcji nigdy nie lubiła.
- Bo ratujesz nas z opresji za każdym cholernym razem? My naprawdę bardzo to doceniamy - choć w pierwszym momencie można byłoby odnieść wrażenie, że Lottie wyrzucała z siebie typowo pijacki bełkot, to jednak jej zamroczone, nieco rozbiegane spojrzenie wyrażało szczerość, o którą nie pokusiłaby się na trzeźwo. Prawienie komplementów nigdy nie było jej mocną stroną, jednak to okazywanie wdzięczności przychodziło jej z ogromnym trudem. Odczuwała ją nieustannie - również wobec Griffitha - ale mówienie o tym głośno wydawało się jej być czymś robionym na pokaz. Po alkoholu nie miała takich oporów.
- Hej, to słuszna uwaga. Mamy całą przyszłość, żeby nadrobić ten stracony czas - rzuciła zawadiacko, wciąż wpatrując się w jego oczy. Pijacki uśmiech nieustannie błąkał się w kącikach jej ust, jednak spojrzenie sugerowało, że mówiła jak najbardziej poważnie. Wraz z upływem kolejnych lat stawała się coraz bardziej sentymentalna, szczególnie po zażyciu odpowiednich środków uwrażliwiających, sam Blake zaś z pewnością pojął, do czego dokładnie piła.
- A miałeś inne plany? - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, kiedy podejmowała kolejne próby walki z nieustannie zacinającym się pasem. Po kilku dłużących się sekundach, poddała się, z westchnięciem wciskając się w fotel.
- Będziemy spać osobno. Nie myśl sobie - zapewniła, celując w niego palcem wskazującym. - A może być naleśnik? W kształcie serduszka? - zagaiła, wspierając czoło o zimną szybę. Cudowne uczucie, które przyniosło chwilową ulgę, sprawiło, że Lottie nie wydawała się chętna do tego, by jak najszybciej opuścić samochód - nawet w momencie, gdy ten zatrzymał się na podjeździe znajomego domu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiech, który rozjaśniał jego twarz, został sprawnie zmyty jednym zdaniem, które zapewne nie zostało powiedziane po to, aby dotkliwie wbić szpilę. Tak sądził; nie było przypadkowe, ale nie piło (w odróżnieniu od Lottie dziś, która wypiła za dużo), do tego dnia, o którym mimowolnie pomyślał.
Ratujesz nas z opresji za każdym cholernym razem...
Przygryzł policzek od środka i milczał przez dłuższą chwilę, pozwalając by ciszę wypełniła płynąca z głośników muzyka. Dopiero po kilkunastu sekundach zdał sobie sprawę z tego, że jego knykcie pobielały, gdy zaciskał prawą dłoń na kierownicy.
- Uhm - odmruknął tylko, odrzucając słowa, które cisnęły mu się na język: jednej nie udało mi się uratować. To nie był dobry moment na tego typu rozmowy, ale czy jakikolwiek inny byłby odpowiednim? Raczej nie. Potrząsnął głową i dodał gazu, pewnie przekraczając dozwoloną prędkość. Na szczęście zbliżali się do domu, bo w zaistniałym wcześniej zamieszaniu zapomniał, że w wewnętrznej kieszeni jego kurtki znajduje się niewielki, strunowy woreczek z tak cenną zawartością.
...i kiedy sobie o tym przypomniał, spojrzał kątem oka na Lottie. Agentkę FBI, która pomogła im w pozbyciu się zwłok. Chyba nie musiał się obawiać, że wpędzi go w kłopoty, gdyby przypadkiem dowiedziała się, że ma przy sobie towar.
Nie dowie się, przecież ćpanie było słabością, do której nie mógł się przyznać przed innymi.
- Nie zapominaj, że spotkaliśmy się podczas mojego wchodzenia do klubu. Kto wie, może mój plan na dziś był zbliżony do planu tego... - urwał - kogoś. - Nie wiedział, jak typ miał na imię, a jeśli gdzieś je usłyszał, to i tak nie zarejestrował. Nic istotnego.
- Z tą różnicą, że moja wybranka potrafiłaby się utrzymać na nogach i nie rzucała w ramiona innym - skwitował z rozbawieniem, następnie parkując na podjeździe. Koniec przejażdżki.
- Nie, żeby były serduszka, to musiałabyś się ze mną przespać, a ustaliliśmy, że śpimy osobno - poinformował z uśmiechem i kiwnął głową na poparcie myśli. - Omlet. Ustalone. - Jeszcze przez chwilę starał się utrzymać spojrzenie na poziomie jej oczu, a potem wyszedł z karawanu i wolnym krokiem ruszył do drzwi, które otworzył i zanim wszedł do środka, to odwrócił się spoglądając za siebie, aby zarejestrować, czy Charlotte udało się wyjść z karocy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Tego wieczoru Blake Griffith niewątpliwie został postawiony przed zadaniem trudnym, choć z pewnością wykonalnym - musiał zaakceptować fakt, że charakterystyczna dla Charlotte wrażliwość znikała przeciwnie proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu. I to nie tak, że pod jego wpływem z blondynki wychodziła nieczuła zołza, która mówiła głośno to, co bała się wyrazić, będąc trzeźwą. Nigdy nie brakowało jej odwagi do tego, by dzielić się ze światem swoimi przekonaniami oraz opiniami. Na trzeźwo świadomie nie poruszała jednak tematów trudnych, bolesnych, a czasami wręcz niewygodnych. Teraz, kiedy własne hamulce puściły, były jej wszystko jedno. Chciała tylko dotrzeć do domu - jakiegokolwiek - i zakopać się pod miękką kołdrą.
- Wolę to niż tamtą klubową sieczkę - przyznała bez ogródek, gdy minęła pierwsza minuta piosenki. Wypełniające samochód dźwięki były niezwykle przyjemne dla wszystkich nadwrażliwych obecnie zmysłów, co w połączeniu z miękkim fotelem i chłodną, kojącą ból szybą zmuszało Lottie do coraz częstszego przymykania powiek.
- Nie oceniam. Tobie też należy się coś od życia. Jeszcze trochę i zaczęłabym się zastanawiać, czy nie zacząłeś gustować w facetach - westchnęła przeciągle, niekoniecznie kontrolując to, co chciała przekazać. Dotychczas nie zastanawiała się nad tym, jak wyglądało uczuciowe życie Blake'a po Iv. Teoretycznie minęło kilka lat, w praktyce zaledwie chwila. Miał prawo do żałoby, ale do tego, by ruszyć dalej, również. Nikt nie miałby mu tego za złe - włącznie z Iv. I chociaż pragnęła dać mu to do zrozumienia, to jednak resztki zdrowego rozsądku podpowiadały, że nie był typem faceta, który przejmowałby się tym, co sądziła ona, Sao czy ktokolwiek z ich rodziny.
- Och, więc nie zrobiłam dobrego wrażenia, ostatecznie rzucając się w ramiona właśnie Tobie? - zagaiła z przekorą, choć w rzeczywistości minęło wystarczająco dużo czasu, by obraz mężczyzny z baru stał się w jej głowie mocno rozmyty. Nie zwykła szaleć w ten sposób. Tego wieczoru było jej jednak wszystko jedno. Chciała jedynie zapomnieć.
- Chciałbyś - fuknęła w udawanym oburzeniu, raz jeszcze podejmując walkę z pasem. Tym razem w celu uwolnienia się z fotela. - Nie słyszałeś, że przez żołądek do serca? Przez żołądek, nie przez łóżko - rzuciła za nim, kiedy tak po prostu wyszedł z samochodu.
Naprawdę chciała pójść w jego ślady, jednak niebotycznie wysokie szpilki skutecznie utrudniły jej to zadanie.
Pochyliwszy się do przodu, podjęła się walki z paskami, które zapinały się na wysokości kostek. Musiała zdjąć te cholerne buty.
- Poczeeeeekaj.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Muzyka puszczana w klubach i większości barów również nie należała do jego ulubionych, choć bez wątpienia sprzyjała dobrej zabawie, kiedy w organizmie pojawiły się procenty. Wtedy rzadziej zwracało się uwagę na to, że dawniej nie lubiło się tej piosenki, a nasza ulubiona została poddana straszliwej przeróbce, co - o dziwo - podobało się innym. W czasie studiów wielokrotnie pomagał przy nagłaśnianiu wielu imprez - większych i hucznych, oraz tych bardziej kameralnych, dlatego oprócz samego doboru repertuaru, zwracał także uwagę na aspekty techniczne. Pomimo upływu lat i serii przeciwności między nimi, akurat to nie uległo zmianie, choć aktualnie bardziej niż na dźwięku, skupiał się na tym, co bełkotała mówiła Charlotte.
- Bez obaw, nie zacznę odbijać ci kandydatów na one night stand - odpowiedział, a kącik jego ust drgnął w uśmiechu. Co jak co, ale wciąż w jego guście pozostawały kobiety, a więzienie jedynie utwierdziło go w tym, jak bardzo jest hetero. I żeby nie było, nie miał nic do panów, którzy preferowali swoją płeć; ba, nawet dawniej przyjaźnił się z Carlem Whitbread (bratem Aury i Tottie, który zaginął i został chyba uznany za zmarłego, ale to taka luźna dygresja), a jego orientacja była dość elastyczną kwestią... jakkolwiek to brzmi.
- Nie wiedziałem, że interesuje cię moje życie towarzyskie i uczuciowe. - Nie, żeby powiedziała, że ją interesuje, tak jak i miał świadomość tego, że z jej ust padło określenie nawiązujące do sfery gdybań w przyszłości, choć nie mógł się powstrzymać by nie użyć tego skrótu myślowego i sprowadzić wydźwięku do: tu i teraz.
- Gdybyś wpadła w ramiona kogo innego, zrobiłabyś fatalne wrażenie - potwierdził - ale dobrze wiemy, że nie mogłaś trafić lepiej, niż na mnie, więc jest ci to wybaczone. - Skinął głową na potwierdzenie, choć rzecz jasna zgrywał się. Jego ego nie należało do najniższych, ale bez przesady, nie miał się za nie wiadomo kogo.
- Lottie, ale po co do serca, skoro chcesz mi zrobić naleśniki w ich kształcie? - zapytał, w zasadzie nie mając pewności, czy nie pogubił się w tej rozmowie między kuchnią i naleśnikami w kształcie pompującego krew narządu, a sypialnią.
- Wystarczy mi łóżko - palnął bezmyślnie i przymknął na moment oczy. - To znaczy... śniadanie. Jakiekolwiek - wyjaśnił, po swoich słowach wypuszczając ciężko powietrze i dając się otrzeźwić powiewowi chłodnego wiatru, bo najwyraźniej z kim się zadajesz takim się stajesz weszło za mocno, a wyjątkowo nie chciał być pijany.
- Uhm - odmruknął krzyżując ręce na klatce piersiowej i obserwując jej poczynania. - Pomógłbym ci, ale się boję, że jak przerzucę cię przez ramię, to twoje dzisiejsze menu zostanie zapisane na moich plecach. - A bynajmniej nie interesowała go treść żołądka kobiety, co już raz zaznaczył. Chociaż...
- Dużo wypiłaś? - Uniósł pytająco brew i odbił się dłońmi od framugi, by podejść i - w razie czego - móc ją asekurować. Lepsze to, niż kolejna przejażdżka do szpitala, bo niefortunnie upadnie rozbije sobie brodę, albo złamie rękę...

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Grymas niezadowolenia przemknął po kobiecej twarzy w sposób zupełnie niekontrolowany. Choć nigdy nie miała problemu z bezpośrednim wypowiadaniem się na dany temat, a nawet wytykaniem błędów innym, to jednak nie spodziewała się bezpośredniości tego typu ze strony Blake'a. Przynajmniej nie w tym konkretnym momencie, kiedy zdecydowanie była daleka od formy, do której zdążyła przyzwyczaić otoczenie.
- To nie jest śmieszne - mruknęła pod nosem, raz jeszcze dopuszczając do siebie to dziwne ukłucie żalu. Nie zwykła poddawać się urokowi nieznajomych facetów. Nie oceniała kobiet, które wypełniały swój wolny czas w ten konkretny sposób, ale jednocześnie stroniła od uciech tego rodzaju. Teraz, kiedy tylko minuty dzieliły ją od wylądowania w łóżku jakiegoś kretyna, który ochoczo zabawiał ją rozmową i kolejnymi drinkami, jedynie utwierdziła się w przekonaniu, że jej dotychczasowe podejście było słuszne. Nie chciała, by Griffith myślał o niej źle. By ktokolwiek myślał o niej w kategoriach, w których obecnie myślała sama o sobie. - Joel ma inną - wyrzuciła w końcu, z trudem łapiąc oddech. Dotychczas tą rewelacją podzieliła się jedynie z Rhysem i przyjaciółką. Nie wiedziała, jak miałaby powiedzieć o tym rozstaniu komukolwiek z rodziny - szczególnie Sao, która od samego początku wykazywała się względem Gallaghera daleko idącą nieufnością. - Znalazłam jej majtki w naszym mieszkaniu. Chciałam tylko... tylko odreagować - wyznała łamiącym się głosem. Nawet jeżeli nie musiała się przed nim tłumaczyć, to... chciała. Musiał wiedzieć, że cały ten wieczór nie był wynikiem jej głupiego widzimisię, a desperacji, której poddała się pod wpływem słabości.
Zamilkła, świadomie rezygnując z kontynuowania tej słownej sprzeczki. Chociaż dogryzanie sobie nawzajem było jej ulubioną dyscypliną, to jednak wspomnienie wydarzeń sprzed kilku dni skutecznie ostudziło kobiecego ducha walki.
- Byle nie śniadanie do łóżka. Nie jestem aż tak pijana, żeby Ci to obiecać - zapewniła z półuśmiechem. Nie sprawiała przy tym wrażenia zgorszonej dwuznacznościami, które mniej lub bardziej świadomie padały między kolejnymi słowami. Czcze, pijackie gadanie, o którym następnego dnia miała już nawet nie pamiętać.
- Książę nie przerzucał Kopciuszka przez ramię jak worka ziemniaków na bazarze - sapnęła w rozczarowaniu nie tyle dla męskiego nastawienia, co dla uporu, z jakim walczyły z nią paski od butów. Kiedy więc nastąpił nieoczekiwany sukces, Lottie z ulgą zsunęła szpilki ze stóp. - Nie wiem. Parę drinków, trochę whisky... - bąknęła, niemal wytaczając się z samochodu. W tym momencie jeszcze mocniej doceniła wsparcie, jakim było ramię Blake'a; do przedpokoju jego domu dotarli szybciej niż blondynka się spodziewała.
- Gdzie śpię?

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ze strony Blake'a powinna spodziewać się... niespodziewanego. Zdarzało się, że słowa rzucane przez niego w eter, nie były adekwatne do sytuacji, ale... najczęściej zdawał sobie z tego sprawę, bynajmniej nie robiąc tego nieświadomie. Co z tego, że ewidentnie brakowało w nich empatii, wrażliwości (jak na przykład pytanie o wycięcie organów umarłemu koledze Sao) i wyczucia drugiej strony, ale nie tracił zbyt wiele czasu na przejmowanie się emocjami innych. Była szansa, że jeszcze się tego nauczy, albo raczej przypomni sobie, jak odnajdywał się w takich sytuacjach dawniej, ale chwilowo było mu z tym dobrze. Po co komplikować życie zastanawianiem się co myśli ktoś inny? Bez sensu.
- Kurwa - mruknął gorzko na słowa blondynki. Chyba dało się poznać, że podczas świątecznej kolacji u Saoirse, Blake niespecjalnie zaprzyjaźnił się z Joelem, ale też chyba nie wyczuł w nim predyspozycji do zdrady, bo i czemu miałby się tego doszukiwać. Nieco rozbawiło (chociaż czy to adekwatne określenie?) go podejście mężczyzny, wraz z posłanym tekstem o alkoholu i tym, że nie broni go Lottie, co gdzieś między słowami i w tamtym kontekście Griffith odczytał jako jeden z objawów terytorialnego podejścia i... czegoś nie do końca zdrowego. Niby nie było w tym stwierdzeniu nic złego, a jednak wrażenie pozostało takie, a nie inne. Z drugiej strony... żadnym ekspertem od związków i relacji międzyludzkich nie był, więc nie wnikał w to głębiej.
- Nie mogłaś odreagować i, nie wiem, porysować mu samochód, wyryć na nim śrubokrętem, że jest chujem, wybić szyby... - urwał, wzruszając obojętnie ramionami. Nie powinien jej tego sugerować, ale za późno; karalne czyny przelały się z myśli na mowę i... nawet tego nie żałował. - Ewentualnie uśpić i wykastrować... - dodał ciszej i spojrzał w bok, by nie zobaczyła pojedynczego uniesienia kącika jego ust. Co jak co, ale nie wierzył, że nie miała dojścia do żadnych nielegalnych substancji, które mogłyby zwalić z nóg sporego typa. Magazyny FBI musiały przecież zawierać interesujące rzeczy.
- Zawsze mogę poczęstować cię whiskey, tequilą lub winem. Może to pierwsze, szybciej się upijesz i doczekam się obietnicy. - Pokiwał głową na znak, że to super pomysł, gdyby tylko planował go zrealizować, a nie zamierzał. Zamiast tego pomógł jej bezpiecznie udać się do domu, zamknął za nimi drzwi na klucz i odruchowo spojrzał w kierunku schodów.
- Na górze, pierwsze drzwi po lewej - odpowiedział - i... nie, nie jest to moja sypialnia. - Bo na pewno w niej nie była, więc nie mogła wiedzieć jakie miejsce jej zaproponował, a wiadomo, że był nim pokój gościnny.
- Chcesz coś do ubrania? - Uniósł pytająco brew, taksując ją przy okazji wzrokiem. Nie czekał jednak na odpowiedź, a ruszył do kuchni i z lodówki wyciągnął butelkę zimnej wody mineralnej, następnie wręczając ją blondynce.
- W razie czego mogę pożyczyć ci jakąś koszulkę - zaproponował, gestem wskazując, aby skierowała się w stronę schodów.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Skrzywiła się, słysząc przekleństwo. Przekleństwo, które z ust Blake'a zabrzmiało niczym najskuteczniejsza, najszybciej działająca trucizna.
Nie wiedziała, co było powodem jego złości - dwulicowe zachowanie Joela czy może jednak sposób, w jaki Charlotte próbowała odreagować rozstanie z niewiernym partnerem. O cokolwiek by jednak nie chodziło, miało bezpośredni związek z blondynką. Ona natomiast - choć pozornie nie przejmowała się wieloma rzeczami - dbała o to, by postrzegano ją w odpowiedni sposób. Szczególnie istotna była dla niej opinia osób bliskich, a Griffith, mimo wszystko, wciąż się do tego grona zaliczał.
Kiedy więc spojrzała na niego po raz kolejny, jej spojrzenie wyrażało zarówno skruchę, jak i rozbawienie.
Gdyby tylko wiedział.
- Nie wpadłam na to, ale zniszczony samochód i kastracja są prawie tak efektowne jak to, co faktycznie zrobiłam... - mruknęła pod nosem, starając się zakryć włosami rumieniec zawstydzenia. Z perspektywy czasu wcale nie była dumna z tego, co zrobiła i w jakim stanie zostawiła mieszkanie Joela, gdy ten - zgodnie z jej prośbą - dał jej wystarczającą ilość czasu na to, by spakowała wszystkie swoje rzeczy. Po dzielonych przez dwa ostatnie lata kątach nie zostało wiele; stłuczone naczynia, zniszczone meble, zmasakrowane sprzęty, ubrania z najwyższych sklepowych półek pocięte i wyrzucone przez balkonową barierkę, a w ostateczności zalanie, które we znaki dało się prawdopodobnie nie tylko Gallagherowi, ale również wszystkim sąsiadom.
Nie była wariatką. Tamtego dnia była smutna i zwyczajnie zdesperowana. I o ile z tym pierwszym uczuciem uporała się, dewastując mieszkanie byłego chłopaka, o tyle tego drugiego zamierzała pozbyć się dopiero dzisiaj, opuszczając klub w towarzystwie nieznajomego mężczyzny.
- Nie chcę już pić - zaprotestowała, kręcąc głową. Zmęczenie coraz mocniej dawało się jej we znaki, dlatego zdjęte przed momentem szpilki rzuciła w pierwszy z brzegu kąt.
- Naprawdę nie zależy mi na tym, żeby trafić do Twojej sypialni, Griffith - westchnęła w rozbawieniu, kiedy wsparła się o framugę drzwi prowadzących do kuchni.
Butelkę wody odebrała od mężczyzny z wdzięcznością, niemal od razu pozwalając sobie na kilka sporych łyków.
- Będę wdzięczna - za koszulkę, za przenocowanie, za cały ten wieczór. Lottie nie miała pojęcia, czy istniała możliwość spłaty długu, jakim było wszystko to, co tego wieczora dla niej zrobił. Na szczęście był to problem na rano, może na najbliższą przyszłość.
- Tu? - zagaiła, gdy znaleźli się na piętrze. Przystanęła przy wcześniej opisanych drzwiach, próg pomieszczenia przekraczając dopiero po uzyskaniu twierdzącej odpowiedzi.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jedną z wielu wad posiadanych przez Blake'a Griffitha było to, że był pamiętliwy, a jeżeli ktoś podpadł mu na tyle mocno, by uraza nie zdawała się rozmywać przez ostudzenie emocji, dochodziła do tego złośliwość i mściwość. Możliwe, że właśnie przez to - poniekąd wyobrażając sobie, co musiała poczuć Lottie - zareagował tak, a nie inaczej. Samemu będąc w takiej sytuacji - i zostając zdradzonym przez bliską osobę, dodatkowo w miejscu nazywanym domem, czułby się fatalnie. Plusem jednak było to, że rzadko kiedy ktoś działał mu na nerwy aż tak, aby rozgrzebywał sytuację i trzymał urazę w pamięci, bo najzwyczajniej w świecie wiele po nim spływało; może przez to, że miał spory dystans, ale też nadal nie było wiele osób, które znaczyły dla niego tyle, aby mogły sięgnąć głębiej w jego emocje i znaleźć czuły punkt.
- Udokumentowałaś to? - zapytał, spoglądając na nią z ukosa. Zrobienie zdjęcia, jakie widocznie ukazywałoby zemstę było zarówno dobrym pomysłem - by na przykład komuś pokazać, albo sobie powspominać dla poprawy humoru, ale również złym, jeżeli wpadły w niepowołane ręce i ktoś planowałby je wykorzystać. Griffith nie miał złych intencji, a Charlotte zaciekawiła go tą zdawkową informacją na tyle, że zdecydowanie chciał poznać więcej szczegółów ów zemsty.
- To dobrze, że nie - oświadczył, następnie naciskając na klamkę i popychając drzwi. Oparł się o framugę, w międzyczasie włączając światło i wpuszczając Lottie do środka. - Pójdziesz grzecznie spać, a ja zajmę się swoimi nocnymi planami. - Uśmiechnął się pod nosem, nie mając na myśli żadnych łóżkowych ekscesów, a raczej inne, mniej legalne, osadzone na blacie, czy też innej powierzchni względnie płaskiej. Czy miała mocny sen? Oby, ponieważ bynajmniej nie chciał mieć świadka swoich prób polubienia się z dragami.
...a może się wstrzyma na tę noc? O dziwo humor mu się poprawił, a potrzeba wciągnięcia kreski nie była tak duża, jak jeszcze przed godziną, czy dwiema.
- Zaraz wrócę - poinformował, dając jej jakieś trzy minuty na to, aby mogła omieć wzrokiem pokój gościnny. Wrócił z obiecanką koszulką, którą wraz z dwoma złożonymi ręcznikami położył na łóżko, a na szafce nocnej umieścił szklankę i tubkę z tabletkami musującymi. Elektrolity, których mogła kolejnego dnia potrzebować.
- Uhm, spoko - rzucił krótko - jak kiedyś zobaczysz mnie wychodzącego z klubu z kobietą, która wydaje się wątpliwego stanu albo reputacji, możesz interweniować - stwierdził, z zamyśleniem drapiąc się po zaroście. Pokręcił głową. - Nie, raczej mi to nie grozi, więc w ramach odwdzięczenia się za przysługę pozostaje ten omlet. - Ewentualnie serduszkowe naleśniki, gdyby zrobiła, to oczywiście, że by nie pogardził, chociaż cały czas zgrywał się, czego możliwe, że miała świadomość.
- Czegoś jeszcze potrzebujesz? - spytał, kierując się w stronę wyjścia z pokoju. To był długi dzień, na pewno chciała odpocząć.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Roześmiała się - serdecznie i szczerze, co na pierwszy rzut oka (lub ucha) nijak współgrało z jej dotychczasowym, niezwykle kiepskim nastrojem.
- Nie stworzyłabym dowodu przeciwko samej sobie - zapewniła z rozbawieniem, które bardzo szybko uleciało w eter. Przywołane w ten sposób wspomnienia niemal nachalnie wciskały przed kobiece oczy obraz tego, co przed kilkoma tygodniami wydarzyło się w zakładzie pogrzebowym. Brak informacji od Sao był niepokojący, ale Charlotte naprawdę próbowała uszanować osobistą przestrzeń siostry - przynajmniej w tej konkretnej sprawie. - Opowiem Ci rano, dobrze? - zaproponowała przeciągłym, sugerującym narastające zmęczenie westchnięciem.
Nie była z siebie dumna. Wiedziała, że zachowała się jak impulsywna gówniara, ale skłamałaby twierdząc, że nie poczuła ulgi, kiedy opuszczała całkowicie zniszczony, niewyobrażalnie drogi apartament Joela.
- Dobrze, że nie zdążyłeś upolować partnerki do tych nocnych planów - skwitowała z przekąsem, zaraz potem posyłając Griffithowi zawadiacki uśmiech. Wątpiła, że zrobiłby jej psikusa tego typu, na szybko organizując sobie jakąś pannę, ale jednocześnie wciąż była świadoma tego, że znajdowali się w jego domu, że rządziły tam jego zasady i że to on mógł robić to, na co miał ochotę.
Przekroczywszy próg pokoju, rozejrzała się dookoła. Panujący tam półmrok był przyjemnie kojący dla zmęczonych nadmiarem bodźców oczu, dlatego moment włączenia jednej z lampek skwitowała grymasem niezadowolenia i pełnym dezaprobaty pomrukiem.
- Naleśniki - poprawiła go, wiedząc, że na nic bardziej wymyślnego nie mógłby liczyć, szczególnie w chwili, w której ona walczyłaby z bezlitosnym kacem. - Nie, to i tak za dużo - przyznała bez ogródek, mając na myśli całokształt jego działań tego wieczoru.
- Blake? - zagaiła, orientując się, że zmierzał do wyjścia. - Dziękuję. Za... wszystko - rzuciła półszeptem, siadając na skraju łóżka.
Kiedy wyszedł, zgarnęła ręcznik oraz przyniesioną koszulkę i udała się do łazienki. Była zmęczona, jednak w prysznicu upatrywała szansy na chociaż namiastkę relaksu. Nie zawiodła się, bo chłodny natrysk i ostry zapach męskiego żelu do kąpieli - trochę się porządziła - sprawiły, że czuła się prawie jak nowonarodzona. Sen nadszedł szybko, ale nawet to nie uchroniło jej przed trudami poranka, który powitała bólem głowy, tabletkami i słodkim lenistwem, które przerwała dopiero w chwili, w której do jej uszu dotarł dźwięk poruszającego się po parterze domu Blake'a.
- Dzień dobry - mruknęła, przystając w progu kuchni.
Prezentowała się o wiele gorzej niż faktycznie by tego chciała; jego koszulka była dużo wygodniejsza niż kusa sukienka, a brak szczotki do włosów i resztki makijażu, który nie ustąpił samej wodzie, dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwał głową na potwierdzenie. Mogli porozmawiać rano; w końcu ta noc nie należała do tych, po których blondynka pospiesznie chciałaby się ewakuować do swojego mieszkania, aby uniknąć niezręcznej wymiany zdań po przebudzeniu. Między innymi dlatego - gdyby jednak jakaś prawie nieznajoma nie zdążyła wyjść i miała ochotę na lepsze poznanie się z innej strony - Griffith niekoniecznie był skory do zapraszania kobiet do siebie. Zdecydowanie lepiej było wymknąć się samemu, niżeli mniej, lub bardziej subtelnie zasugerować, że zabawa skończona. Rzecz jasna Lottie pozostawała gdzieś poza tym, ponieważ z nią bynajmniej nie zamierzał się przespać i nie chodziło tylko o to, że była pijana, a on aż takim chujem nie był. Charlotte Hughes nadal - gdzieś z tyłu głowy - jawiła się w jego mniemaniu jako prawie rodzina i pomimo tego, iż była piękną, inteligentną kobietą, nigdy nie spojrzał, ani nie pomyślał o niej w taki sposób.
- Dlaczego? - Zmarszczył czoło w wyrazie konsternacji. - Czuję, że będziesz spała jak zabita - uhm, nie dosłownie - więc nie usłyszałabyś nic, nawet jeżeli za ścianą... - Urwał i finalnie pokręcił głową, nie kończąc swojej myśli i przelotnej wizji równie przelotnej znajomości. Nie musiała wiedzieć co działo się w jego sypialni. Zwykle to grzecznie (nie)spał, ale o tym również nie było sensu opowiadać. Uśmiechnął się zamiast tego pod nosem i zatrzymał dopiero w progu, gdy usłyszał swoje imię.
- Chyba między od tego ma się... - Wywrócił oczami i odwrócił w jej stronę. - Przyjaciół rodziny - dokończył myśl, choć w jego tonie bez problemu mogła usłyszeć sarkazm. Bez wątpienia wiedziała od kogo pożyczył ten zwrot; ba, o ile jego pamięć nie myliła, to przedstawiła go w ten sposób właśnie Joelowi, który pośrednio był sprawcą tego zamieszania.
- Śpij dobrze - rzucił zanim wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Po dwóch wypalonych papierosach, puszczonych z dymem rozważaniach na temat tego, czy warto dziś sięgnąć po dragi czy nie, ostatecznie odpuścił. Bezpieczniej było to zrobić wtedy, kiedy będzie sam; bezpieczniej i nie - nie wiedział, jak zareaguje jego organizm, ale nawet jeżeli zniesie to źle, to i tak wolał, aby nikogo nie było w pobliżu. Wziął krótki prysznic, włączył na netflixie jeden z dokumentów, który raczej kiepsko go wciągnął (cóż, czyli jakieś wciąganie było), i poszedł spać.
- Kawy? - zapytał, wcześniej posyłając jej lekkie skinienie głową w odpowiedzi na dzień dobry. W odróżnieniu od blondynki, Griffith nie miał na sobie koszulki, a jedynie luźne, dresowe spodnie. Nim usłyszał odpowiedź, ekspres zdążył charakterystycznym dźwiękiem oznajmić, że jego gorący, pobudzający napój był już gotowy, więc sięgnął po kubek.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte raz jeszcze przetarła zmęczone, nieco piekące ją oczy. Niedokładnie zmyty makijaż dawał się we znaki dużo mocniej niż sądziła, choć w głębi duszy pragnęła wiedzieć, że nie zaprezentowała się przed Griffithem w wersji zmagającej się z kacem pandy.
Zamroczonym spojrzeniem przesunęła po męskiej sylwetce, po raz kolejny tego ranka uświadamiając sobie, że nie była u siebie; że korzystała z jego uprzejmości i to on miał pełne prawo do tego, by czuć się swobodnie. Na szczęście - jego, jej albo wspólne - nie byli dziećmi gorszącymi się na widok odrobiny nagiego ciała, nawet jeżeli jego sylwetce nie odmówiłaby niczego.
Lottie za to dużo gorzej czuła się ze świadomością posiadania na głowie wielkiej, blond szopy.
- Chętnie - mruknęła, odsuwając się od framugi drzwi.
Po omacku raz jeszcze przeczesała palcami niesforne włosy, zaraz potem wsuwając się na stołek należący do kuchennej wyspy.
Panująca w pomieszczeniu cisza była nieznośna, ale Hughes nie do końca wiedziała, jakim tematem mogłaby ją przerwać - szczególnie, że dokuczliwie dręczyła ją tylko jedna kwestia.
- Czym zasłużyłam sobie na nocną podróż karawanem? - zagaiła niespodziewanie, łokciami wspierając się o blat wyspy. Bijący od niej chłód był niezwykle kojący.
- Jak bardzo narozrabiałam? - dodała, unosząc brew. Wolała usłyszeć to od niego od razu niż przechodzić przez żmudny, niezwykle męczący proces odnajdywania w głowie strzępków wspomnień, o których dużo bardziej wolałaby po prostu zapomnieć.
Pamiętała sporo; niezliczoną ilość drinków, jakiegoś faceta oraz dudniącą w głowie muzykę. I o ile jej zamiary na poprzedni wieczór były oczywiste, o tyle moment opuszczenia lokalu stanowił lukę, którą Blake miał pomóc zapełnić.
- Żeby nie było, że jestem niesłowna - dostaniesz naleśniki - zapewniła, celowo podkreślając ostatnie słowo. Nie zamierzała bawić się omletami, nawet jeżeli to one były obiektem marzeń jej wybawcy.
Na dobry początek jednak z wdzięcznością odebrała od niego kubek z gorącą, aromatyczną kawą.
- Musisz mi tylko powiedzieć, co gdzie masz - zawyrokowała, zaraz potem robiąc ostatniego, naprawdę sporego łyka. Zsunąwszy się ze stołka, obeszła wyspę i przystanęła tuż obok Blake'a. - Nie odpowiadam za żadne szkody - celując w niego palcem wskazującym, chciała podkreślić powagę swojego ostrzeżenia. Jej relację z kuchnią można by opisać jako podręcznikowy przykład love-hate; love, gdy gotował ktoś kompetentny, hate, gdy musiała zaryzykować i zrobić to sama.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wyglądała olśniewająco, to prawda, ale nie zamierzał jej dołować (szlachetnie) tym faktem. Zamiast tego otaksował ją wzrokiem, a kącik ust drgnął w rozbawionym uśmiechu. Czy tyle wystarczyło na adekwatny dla sytuacji komentarz? Raczej nie, ale zanim się podzielił swoim przemyśleniem, poczekał na to, co miała do powiedzenia Lottie. I - jak się później okazało - całe szczęście, bo od razu w jego głowie pojawił się pomysł na to, jak może to wykorzystać.
- Hmm - powiedział przeciągle, podchodząc bliżej i oddając jej swoją kawę. Mocną, bez cukru, z zaledwie odrobiną mleka, by nieco przełamać charakterystyczną dla świeżo mielonej kawy kwaskowatą gorycz. - Całkiem ładnie ci w niej - rzucił, zahaczając kciukiem o luźny materiał swojej koszulki, aktualnie leżącej na Charlotte. Chwila ciszy między tym, a kolejnym jego słowem została wypełniona przez odgłos uzupełniania się drugiego kubka aromatycznym płynem.
- To dlatego mi ją zabrałaś po wszystkim? - zapytał, zadziornie unosząc brew, kiedy to pewne spojrzenie oparł na jej tęczówkach. Jak wiele pamiętasz, Hughes? - zdawał się bezsłownie pytać. A może raczej: jak dużo nie pamiętasz z ostatniej nocy? Postanowił zaryzykować; może bardziej, niżeli było rozsądnym, ponieważ jej kolejna wzmianka na temat naleśników, a wcześniej karawanu, mogła jasno zasugerować, że ma pewne przebłyski różnych wydarzeń i tematów. Cofnął się (wciąż odwrócony przodem do niej) i ukrył cwany uśmiech za parującą kawą.
- A może to nawet i lepiej - mruknął z pozornym zamyśleniem - na drugi raz, Słonko, skróć paznokcie. Moje plecy nie są przyzwyczajone do tak ostrej zabawy. Rozumiem, że chciałaś odreagować i się zabawić, ale... - Syknął na znak, że to trochę bolało i skrzywił się lekko, wnętrze policzka w tej samej chwili przygryzając. Całkiem nieźle się bawił, nawet jeżeli blondynka przymierzała się do tego, by mu powiedzieć, że jest palantem i nie powinien jej oszukiwać.
Cóż, już to słyszał coś takiego, kiedy wyszło na jaw, że trochę naściemniał ze swoim imieniem. Teraz tylko się zgrywał.
- Nie pamiętam co dodaje się do ciasta na naleśniki. - Upił łyk kawy, odstawił kubek i z konsternacją podrapał się po zaroście. - Jajka? Mleko...? Musisz mi pomóc - poinformował, krzyżując ręce na klatce piersiowej i opierając się pośladkami o blat.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kobieca brew powędrowała ku górze, kiedy pomruk bliżej nieokreślonego sortu wydostał się spomiędzy męskich warg. Aprobata? Zainteresowanie? Niezadowolenie? O cokolwiek by nie chodziło, Lottie pragnęła się tego dowiedzieć, szczególnie gdy mocna, aromatyczna kawa zmusiła cały jej organizm do nieco szybszej, efektywniejszej pracy.
- Tak? Jest całkiem... - podjęła, nie spodziewając się tak nagłego zmniejszenia dystansu, jaki dzielił ją i Blake'a. Wpatrywała się w męską twarz, zaraz potem sunąc wzrokiem za jego dłonią. - wygodna - przyznała bez ogródek, choć po krótkiej chwili intensywnego namysłu.
Nie planowała tak bliskiego i bezpośredniego zapoznania się z zawartością męskiej szafy, ale sama przed sobą musiała przyznać, że poprzedni wieczór w żaden sposób nie przebiegł tak, jak sobie to zaplanowała.
- Słucham? - zagaiła, z trudem przełykając kolejny łyk kawy. Powiedzieć, że była zaskoczona, to jakby nie powiedzieć nic.
Szok, jaki odmalował się na jej twarzy, był czymś oczywistym nawet dla samej zainteresowanej. Wiedziała, że zachowywała się głupio i nieodpowiedzialnie, jednak nie sądziła, że mogłoby to pójść aż tak daleko. I choć potencjalnie spędzona z Griffithem noc nie była czymś, co jakkolwiek mogłoby jej uwłaczać - mogło być przecież dużo gorzej, na przykład w łóżku tamtego mężczyzny z baru - to jednak świadomość tego, jak blisko jej rodziny był Blake, wpędzała ją w poczucie dyskomfortu - szczególnie przez wzgląd na pamięć o Iv.
- Chwila. Co? Czy ty sugerujesz, że my... - podjęła, wskazując najpierw na siebie, potem na niego. Nie była w stu procentach przekonana co do autentyczności tej sugestii, ale jednocześnie wiedziała, że poprzedniej nocy była bardzo daleka od pełnej, typowej dla siebie świadomości.
Wczoraj wydawało się jej, że alkohol nie pytał. On po prostu rozumiał. Z perspektywy czasu była jednak pewna, że popełniła błąd, idąc do tamtego lokalu. Potem pojawił się efekt domina i zawaliło się wszystko - włącznie z kontrolą.
- Nie spaliśmy ze sobą. Nie zrobiłabym tego - zapewniła, wspierając się o krawędź kuchennej wyspy. W jej głowie kotłował się milion myśli, które próbowała uciszyć kolejnymi głębszymi wdechami.
- Ehe. I mąka - mruknęła pod nosem, bardziej do niego niż do siebie. Znów analizowała wydarzenia poprzedniego dnia. Czas spędzony w klubie, plan wyjścia z Johnem/Joshem/jakkolwiek mu było na imię, spotkanie z Griffithem i przyjazd do jego domu. Nie było w tym miejsca na - jak sam zainteresowany sugerował - namiętny seks na odreagowanie. - Zgrywasz się ze mnie, tak? Pewnie nie masz na plecach ani jednej ranki. Pokaż mi - nakazała, podchodząc bliżej.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był całkiem niezłym aktorem, choć dawniej zajmował się głównie muzyką, a nie graniem. Później, już podczas wszelkich przesłuchań, maskował swoje luki w pamięci pewną miną, przekonującym tonem i dopowiadaniem historii w ten sposób, aby sprawnie załatać dziury. Może nie od samego początku tak dobrze mu szło - w końcu gdyby potrafił kupić wszystkich, to nie oszukujmy się, wyszedłby szybciej, niżeli po pięciu latach. Co z tego, że dowody świadczące o jego winie były naprawdę mocne i ciężko było samymi tekstami i postawą sprawić, aby zniknęły; ostatecznie zniknęły - kiedy wyszło na jaw, że śledztwo było prowadzone nie tylko po łebkach, ale i w sposób stronniczy. Blake poniekąd oberwał rykoszetem przez mieszkanie się w politykę ojca, jak i odważne, pokazujące brudy wysoko postawionych ludzi teksty pisane przez matkę.
Nie, żeby sam był święty.
- Też ją lubię - rzucił lekko, jeszcze na krótką chwilę lawirując spojrzeniem między jej twarzą, a cienkimi szwami koszulki gdzieś na wysokości jej obojczyka. Uśmiechnął się zuchwale, kącikowo, ale i krótko - głównie przez to, że tym razem nie chciał tym wyrazem niczego jej pokazać ani udowodnić, ale ta farsa była zabawna.
Dla niego, dla niej pewnie niekoniecznie.
- Tak po prawdzie, Lottie, to masz rację. - Kiwnął głową na potwierdzenie. - Nie spaliśmy. Robiliśmy coś całkowicie innego - odparł, śledząc spojrzeniem podchodzącą bliżej blondynkę.
- Nie pamiętam, gdzie zostawiłaś swoje buty, więc możemy mieć problem ze znalezieniem. Zaczęło się jeszcze... - Urwał, przeczesując dłonią włosy, a potem skrobiąc się po zaroście. -...w karawanie. Nie wiem, czy to chciałaś usłyszeć - powiedział z powagą, zahaczającą nawet o swojego rodzaju zakłopotanie. W końcu seks w karawanie to jakiś dziwny rodzaj perwersji i specyficzny fetysz choć swoje fetysze Huhges mieli, coś o tym wiedział.
- Mąka - mruknął - jest tam - poinformował, ruchem głowy wskazując jedną z szafek umiejscowioną pod blatem. Samemu w tym czasie odbił się dłońmi od mebli i podszedł do lodówki, aby wyciągnąć mleko. I... ku rozczarowaniu kobiety, jeżeli skupiła wzrok na jego plecach, mogła dostrzec całkiem świeże, czerwone, cienkie ślady.
...bynajmniej nie były spowodowane poprzednią nocą, a pracowitym popołudniem i małym wypadkiem, choć o tym nie musiała jeszcze wiedzieć.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”