WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Rozstania potrafiły być bolesne, pokojowe, niezwykle emocjonalne lub wręcz przeciwnie - pozbawione jakichkolwiek uczuć.
Charlotte, z perspektywy tych kilku dni, które mogła wykorzystać na przemyślenia różnej maści, nie była pewna, do której kategorii przypisałaby ostatnią rozmowę z Joelem. Obyło się bez krzyków, morza łez i awantury, która sprowokowałaby sąsiadów do interwencji, jednak nie zmieniało to faktu, że urażona duma wciąż dawała o sobie znać. Hughes była pewna, że wybaczyłaby byłemu już partnerowi naprawdę wiele, jednak szopka, jaką w godny Oscara sposób odegrał na samym końcu ich relacji, przekraczała granice kobiecej cierpliwości oraz tolerancji. Właśnie dlatego wcale nie żałowała tego, co pozostawiła w mieszkaniu mężczyzny. Zniszczone meble, rozbite naczynia, wyrzucone przez balkon ubrania oraz powódź, którą z premedytacją spowodowała. Nie miała pojęcia, jak na to pobojowisko zareagował Gallagher, ale żarliwie pragnęła wierzyć, że do mopa pogonił swoją gubiącą w jego mieszkaniu majtki kochankę.
Westchnęła ciężko, pochylając się nad kolejnym drinkiem. To było żałosne; przekonanie, że przejął się czymkolwiek na tyle, by oskarżenia skierować właśnie na nią. Ekipa sprzątająca pewnie uwijała się jak w ukropie, a meble tworzone na zamówienie opuszczały zakład. Jej zemsta była żenująca, co sprowokowało blondynkę do tego, by kolejną już porcję alkoholu wypić duszkiem.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło od chwili, w której przekroczyła próg jednego z lokali w Belltown. Nocny klub, choć cieszący się ogromną popularnością wśród mieszkańców Seattle, przypominał tanią spelunę, do której Charlotte nigdy nie zapuściłaby się z własnej woli. Tego dnia było jej jednak wszystko jedno.
Kolejne przesłuchania w sprawie tamtego Azjaty nie przynosiły rezultatów. Sao nie dawała oznak życia. Echa sprzeczki z Blake'm wciąż pobrzmiewało w powietrzu, a siedzenie na głowie Rhysa i zajmowanie jego prywatnej przestrzeni w mieszkaniu zwyczajnie blondynkę dobijało. Nie pamiętała, by jej życie kiedykolwiek znalazło się na tak ostrym zakręcie, z którego jedyną ucieczką były regularne kolejki coraz mocniejszych trunków. Zaczęło się przecież od kolorowych drinków, skończyło na whisky i wódce w towarzystwie zabiegającego o jej zainteresowanie mężczyzny.
Charlotte raz jeszcze zmierzyła nieznajomego wzrokiem. Josh - bo tak się jej przedstawił - dość mocno odbiegał od standardów, którymi kierowała się w wyborze mężczyzny, jednak kiepskie samopoczucie oraz już dawno niekontrolowane ilości alkoholu sprawiły, że było jej wszystko jedno. I to wcale nie tak, że była zdesperowana. Chciała jedynie odrobiny zapomnienia i przeświadczenia, że nie była beznadziejną frajerką, którą można było zdradzać a która nie potrafiła wziąć się w garść po ciosie tego typu.
Pora, jak na imprezowiczów, była chyba dość wczesna. Klub dopiero wypełniał się gośćmi, ale to nie powstrzymało Lottie przed ruszeniem do wyjścia. Zgarnąwszy ze stołka swoją torebkę, narzuciła na ramiona płaszcz. Czarna, kusa sukienka i niebotycznie wysokie szpilki nijak pasowały do lutowej pogody, ale znalezienie nawet jednorazowej przygody wymagało poświęceń.
Wspierając się o postawną sylwetkę blondyna, czuła, jak wirowało jej w głowie. Wypiła zdecydowanie za dużo, jednak tylko to było w stanie popchnąć ją w ramiona przypadkowego kochanka, o którym już rano miałaby na zawsze zapomnieć.
- Nie tak szybko... - jęknęła żałośnie, kiedy Josh ciągnął ją w kierunku głównych drzwi. Znów się zachwiała, tracąc równowagę i wpadając na pozornie obcą sylwetkę. - Oj, przepraszam... - zachichotała, z premedytacją wykorzystując silne ramiona swojej ofiary do utrzymania się w pionie.
Dopiero wtedy zrozumiała, z kim miała do czynienia. Od czasu tamtych cholernych urodzin starała się o Blake'u nie myśleć i nawet do wymienianych z nim sms'ów podchodziła bardzo sceptycznie. Teraz, kiedy przeszkodził jej w opuszczeniu klubu, raz jeszcze dopuściła do siebie odczuwane od wielu tygodni złość i żal.
- Teraz to ty mnie... - czknęła, szukając w głowie odpowiedniego słowa - szpiegujesz? - zagaiła, zaciskając smukłe palce na krawędzi męskiej kurtki.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był zły dzień. Tydzień, zakrawając nawet o miesiąc. Działo się zbyt dużo, zbyt szybko, zbyt nagle. Nowy rok przywitał Blake'a Griffitha całkiem niepozornie i... przyjemnie; wyrwał się na parę dni w góry, po których w ekspresowym tempie - już po powrocie do Szmaragdowego Miasta - przykryła go lawina. Oczyszczenie umysłu pośród zaśnieżonych szczytów prędko spotkało się z przeszkodami w postaci matki, wesoło rozmawiającej w jednej z podmiejskich restauracji w towarzystwie nieznanego mu mężczyzny. Szkoda, że gdy zapytał jak spędzała pierwsze dni Nowego Roku, ta bez zająknięcia powiedziała, że miała dużo pracy. Praca - najwyraźniej - trzymała ją (bardzo dosłownie) za rękę na tyle mocno, że wróciła do posiadłości w Queen Anne po dwóch dniach. Wayne, wciągnięty w swoje obowiązki, zdawał się nie dostrzegać niczego i naiwnie wierzył w obowiązki Jackie. To, że jest tak bardzo zaabsorbowana pisaniem swojej pierwszej książki z reportażami z różnych stron świata, a do tego stale prowadziła bloga, który cieszył się największą popularnością od czasu... kiedy ich syn wylądował za kratkami.
Niedługo później miejsce miała niekoniecznie pozytywna i miła rozmowa z Lottie; osobą, która na nowo zagościła w jego życiu i z niezrozumiałego dla siebie powodu uważał, że jej miejsce w nim jest bardziej uzasadnione, niż kiedyś. Irracjonalnie, skoro dawniej mieli stać się rodziną, a teraz... wydawało się, że są dla siebie bardziej obcy. Nie wiedział skąd mu się to wzięło - absurdalna myśl, że rozumieją siebie tak dobrze, a życie łapiąc pierwszą możliwą okazję brutalnie pokazało jak bardzo się mylił.
Nie chciał też myśleć o spalonym ciele obcego mężczyzny i swoim udziale w tuszowaniu zbrodni, tak jak i o tym, że o wiele więcej przestępstw mogło dziać się (nie z tego udziałem, chociaż swoje udziały w domu pogrzebowym miał) w Serenity. Dni mijały, a on coraz częściej rozważał coś mocniejszego, niż tylko alkohol, którym truł swój organizm.
Parę wiadomości, dwa telefony - tyle wystarczyło, by umówił się na szybką transakcję ze znajomym znajomego; Derek tego wieczora rozprowadzał towar w okolicach klubu, więc w jego okolice (karawanem, bo pić nie zamierzał) podjechał Griffith. Popiół z odpalonej fajki wybudził go z krótkiego zamyślenia - czy rzeczywiście chce pchać się w to szambo? Wypuścił przed siebie białą smugę dymu, którą szybko rozwiał wiatr i ruszył przed siebie.
Zdawać się mogło, że już nie było odwrotu.
Parę minut później, biedniejszy o kilka zielonych banknotów, bogatszy o strunowy woreczek z białym proszkiem w środku (niby kokaina, o ile wierzyć Derekowi), planował grzecznie wrócić do karawanu, w którym - jeśli będzie miał szczęście - od razu nie zejdzie po przedawkowaniu, choć to bez wątpienia ułatwiłoby transport jego zwłok. Planował. Zamiast tego skierował się do klubu, choć powód tego wyboru był dla niego nie do końca znany. Impuls.
Kolejnym impulsem było to, że zamiast odsunąć się i przepuścić parę, pewnie chwycił blondynkę, która chwiejnym krokiem kroczyła ku wyjściu z lokalu.
- Uhm, spoko - mruknął, najpierw patrząc na jej partnera, a później na nią. Wyraz konsternacji był ewidentnie widoczną oznaką zaskoczenia, kiedy spojrzenie prześliznęło od jej oczu po blond kosmyki.
- Co... - Tu robisz? Co się stało z kolorem twoich włosów? Co z Joelem, ponieważ facet, który jej towarzyszył, zupełnie go nie przypominał? - Wszystko w porządku? Trochę wczesna pora na wyjście - zapytał zamiast tego, wracając do pytania, które przewijało się przez ich smsowe rozmowy i dokładając do tego między słowami niepewność, dzięki której mogła - w razie czego - wybrnąć z opuszczania lokalu. Dłoń mocniej chwyciła za jej przedramię, zupełnie ignorując burczenie towarzysza, który rzucał pod nosem, że nie mają czasu, jest okej, pomoże jej bezpiecznie wyjść, bo Charlie trochę za dużo wypiła.
- Nie ciebie pytałem - poinformował sucho, nie patrząc na typa, a prosto w oczy Hughes. - Tylko Charlotte - powiedział, twardo akcentując jej imię. - Jesteś pewna, że chcesz wyjść...z nim? - Uniósł brew, w tym samym momencie, kiedy ktoś pogłośnił muzykę, z tym, że piosenka leciała w jakimś koszmarnym remixie.
- Ja też nie muszę tam iść - dodał, gestem wskazując wnętrze klubu. Dalej, Lottie. Wybierz mądrze.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte wpatrywała się w twarz znajomego, szukając w niej oznak jakichkolwiek emocji - emocji, których pozbawiony był ostatnim razem, kiedy w bardzo łatwy, ale jednocześnie krzywdzący sposób zasugerował podwójną grę, w którą rzekomo próbowała go wciągnąć.
Dorosłe podejście do wielu kwestii nie było jej obce. Hughes wielokrotnie miała wrażenie, że do większości spraw podchodziła zdecydowanie zbyt poważnie jak na kogoś, kto ledwo skończył trzydzieści lat i kto czuł, że posiadał jeszcze całkiem sporo czasu na to, by się ustatkować. Ona, mimo wszystko, wcale nie korzystała z życia w tak szalonym tempie, jak powinna, rzadko kiedy pozwalając sobie na rozrywki wszelakiego typu. Ponieważ jednak w ostatnim czasie codzienność waliła się jej na głowę, Hughes podejmowała desperackie próby wydostania się spod ruin tego, co dotychczas zwykła nazywać swoim doskonałym życiem. Poza kilkoma epizodami z przeszłości, nie było bowiem tak źle. W rodzinie wszyscy byli zdrowi, w pracy sprawy układały się po jej myśli, miała przyjaciół i partnera, który nie tak dawno wciskał nie tylko jej, ale i otoczeniu bajeczki o tym, że mieliby spędzić razem życie. Teraz Lottie poddawała wątpliwości wszystko; sens swojej pracy w FBI, liczne przyjaźnie, a nawet rodzinne zażyłości. Jeszcze nigdy nie czuła się tak samotna.
Zamroczone zmęczeniem oraz alkoholem spojrzenie na dłużej zatrzymała na męskich oczach. Nienawidziła sprzeczek, szczególnie tych, które wynikały z opacznego zrozumienia intencji drugiej osoby. Takie pomyłki się zdarzały, jednak nigdy nie dotknęły jej tak intensywnie, jak miało to miejsce w przypadku relacji z Griffithem. W pewnym momencie naprawdę wierzyła w to, że mogliby nadrobić stracony czas i stać się dla siebie kimś bliższym niż tylko niedoszłą rodziną.
Teraz, wspierając się o jego postawną sylwetkę, czuła, jak szybko biło jej serce i jak mocno zarumieniły się policzki. Spodziewałaby się każdego, ale nie jego, co jedynie pogłębiło uczucie zażenowania. Była jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku, choć niewątpliwie przebieg wieczoru spędzonego w towarzystwie nijakiego Josha daleki był od dziecinnie niewinnego. Blake jednak wcale nie musiał wiedzieć, że zamierzała się zwyczajnie puścić i to w celu tak żałosnym, jak podreperowanie nadszarpniętej przez byłego partnera dumy.
- Doskonale - zapewniła, kiwając głową; zupełnie tak, jak gdyby samą siebie pragnęła przekonać, że wszystko było w porządku.
Czy jednak na pewno?
Wciąż bowiem kurczowo trzymała się męskiej kurtki, ignorując ponaglenia, które docierały do niej ze strony znajomego z klubu.
- Ja... - mruknęła pod nosem, rozglądając się dookoła. Dudniąca w uszach muzyka, wir tworzący się w kobiecej głowie, mroczki przed oczami - to wszystko sprawiało, że coraz trudniej było jej ustać na nogach. - Źle się czuję - wyznała przeciągłym sapnięciem, nie rejestrując nawet irytacji, jaką odczuwał stojący tuż obok nich blondyn.
Jakby z oddali docierały do niej coraz agresywniejsze prośby o to, by się nie wygłupiała. Ona jednak wcale nie udawała.
- Zabierz mnie... - poprosiła miękko, wspierając ociężałą głowę na ramieniu Blake'a. Naprawdę chciała użyć sformułowania dom, ale takowy już dla niej nie istniał. - ...stąd.
Nieporadnie próbowała wyrwać się z uścisku, w jakim znalazł się jej nadgarstek, kiedy Josh miał ewidentny problem z pogodzeniem się z kobiecą decyzją.
- To boli.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Często wobec niego snuto przypuszczenia, które w następstwie - po tym, jak zostały wypowiedziane - brzmiały jak niepodważalne oskarżenia. Zrobił to. Zamordował dwie młode kobiety i mężczyznę. Na pewno dowiedział się, że jego narzeczona miała romans ze znajomym, a druga, ciemnowłosa dziewczyna oberwała rykoszetem, bo za dużo widziała. Wiedział, że James nie był święty; miał lepkie ręce, handlował dragami, a do tego nonszalancki tryb życia i hedonistyczne podejście sprawiało, że wiele osób unosiło brwi ze zdziwieniem, kiedy dowiadywali się, że mają z Griffithem tak dobry kontakt. Ivy za to nie lubiła jego kumpla, często powtarzała, że ma na niego zły wpływ i była pewna, że kiedyś będą mieć przez niego problemy. Uśmiechał się wtedy z powątpiewaniem zmieszanym z rozbawieniem i kręcił głową.
Miała rację.
Gdyby nie to, że JJ kolejny raz wziął towar od osób, którym nie zamierzał w terminie spłacić należności, prawdopodobnie nie doszłoby do sprzeczki przed klubem, w następstwie której doszło do szarpaniny. Nie mógł nie zareagować, lecz teraz - z tą wiedzą, którą posiadał po latach - postąpiłby inaczej. Nieważne. Musiał przestać to robić - wracać myślami do momentów, których nie dało się przywrócić i zmienić.
Inna Hughes, inny klub. Zupełnie inna sytuacja, aczkolwiek coś kazało mu upewnić się, że nie będzie żałował tego, że puścił Lottie z obcym mężczyzną, który najwyraźniej nie przewidywał innego scenariusza jak ten, że opuszczą lokal razem.
- Akurat - mruknął z powątpiewaniem, początkowo chcąc puścić jej przedramię i zweryfikować, czy będzie w stanie bez problemu nie tylko stać, ale i przejść kilka kroków z blondynem. Z drugiej strony - czy chciał, aby się z nim oddaliła? Niekoniecznie; wystarczy, że Sao spóźniła się z alarmem, a Peter... cóż, plus był taki, że nawet gdyby chciał, to swoją spopieloną wersją nie będzie już w stanie napastować żadnej kobiety.
- Mówiłaś panu czym się zajmujesz i w jakiej sprawie tu przyszłaś? - rzucił niby konspiracyjnie, wypatrując czegoś wewnątrz lokalu. Po parunastu sekundach twardym spojrzeniem omiótł twarz mężczyzny. - Gdyby spadł z jej głowy chociażby włos, miałbyś do czynienia z całym FBI - powiedział z powagą, i w zasadzie... nie żartował, choć aktualnie - jak mniemał - nikogo z federalnych nie było w obstawie Hughes, tak jak i wcale nie przyszła w te miejsce w sprawie pracy.
- Tylko ostrzegam - oświadczył, unosząc przy tym dłonie w geście kapitulacji, gdy typ odpowiedział mu krótkim, rozbawionym: pierdolisz. Nie czekał długo na kolejny wyraz jego twarzy - z rozbawienia prędko przeszedł z zaskoczenie, a jego źrenice znacząco poszerzyły się. Palce, zaciskające się na nadgarstku Charlotte ustąpiły, a do tego zrobił krok w tył. Blake zaledwie skinął głową, kiedy gość niemalże wypluł jego nazwisko i intensywnie rozważał, czy chce się z nim bić, czy jednak woli spędzić ten wieczór bez połamanych gości.
- Wróć lepiej do domu, kolego - zaproponował niby uprzejmie, choć bardziej syknął, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. W międzyczasie objął Lottie, kładąc dłoń na wysokości jej talii i kiedy tamten odszedł, to na czubek jej głowy opuścił wzrok.
- Jeśli właśnie schrzaniłem ci tajną misję, to mogę ją jeszcze uratować. Typ będzie trochę poturbowany, ale go zgarniesz. - Tylko się nie wściekał, bo nie chciałem źle. Znów.
- Do mnie, czy wolisz gdzie indziej? -
dopytał, odsuwając się od kobiety, jak gdyby chciał odczytać odpowiedź z jej twarzy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte nie kryła zaskoczenia związanego z tym przypadkowym spotkaniem, ale przede wszystkim ze świadomością, że alkohol wcale nie zagłuszył żalu, urażonej dumy oraz smutku, jakie odczuwała, ilekroć myślała o tym, jak mocno skomplikowało się jej życie w ostatnich tygodniach.
Ona naprawdę marzyła o powrocie do chwili, w której Sao sprzeczała się z ojcem o bzdury i równie szybko się z nim godziła; kiedy rodzinne spotkania były przyjemną częścią każdego tygodnia, a przyjaciele nie podejrzewali jej o złe intencje. Tęskniła nawet za czasem, kiedy jej związek z Joelem wyglądał jak podręcznikowy przykład relacji kochających się ludzi.
Nie była przygotowana na poniesienie tak ogromnych strat. Wszystko spadło na nią tak nagle, przytłaczając ciężarem, od którego ucieczki poszukiwała tego wieczoru - w klubie, w alkoholu, w przypadkowym mężczyźnie, który niespodziewanie stracił cały swój urok.
- Cc...co? - mruknęła, czując kolejny napad wirowania. Całe otoczenie kręciło się w zawrotnym tempie, sprawiając, że Charlotte najchętniej wsparłaby się o ścianę, osunęła wzdłuż niej i usadowiła się na chłodnej, niosącej ukojenie podłodze. Choć bijące od Blake'a ciepło kojarzyło się z poczuciem bezpieczeństwa, to jednocześnie podjudzało zmęczony, walczący z wyższą temperaturą organizm.
Z trudem rejestrowała strzępki rozmowy mężczyzn. Nie rozumiała, do czego dążył Blake i co było powodem irytacji Josha. O cokolwiek by jednak nie chodziło - nie chciała, by miało to związek z jej osobą.
Ociężała głowa coraz mocniej dociskała się do ramienia Griffitha, a cała sylwetka z naturalną łatwością korzystała z podpory, jaką dla niej stworzył.
- Nie ma żadnej... misji. Chciałam się tylko... napić. I może się z nim przespać - westchnęła w jawnym zmęczeniu, nie oponując, kiedy Blake ruszył w kierunku chodnika. Dokądkolwiek by jej nie zaprowadził, ufała mu dużo bardziej niż Joshowi, który tak nagle zniknął z zasięgu jej wzroku. Nie zamierzała co prawda dzielić się ze znajomym tak wieloma szczegółami, ale krążący w ciele alkohol był silniejszy niż zdrowy rozsądek czy powoli odpuszczający wstyd. - Do Ciebie. Nie mam żadnego indziej - poskarżyła się, nieświadomie układając usta w dziubek świadczący o naburmuszeniu.
- Przyjechałeś swoją limuzyną? - zagaiła z rozbawieniem, kiedy jej oczom ukazał się znajomy karawan. Zachichotała niekontrolowanie, wspierając się o bok samochodu. Blake musiał jej to wybaczyć. Oni i trupy tworzyli niemal nierozerwalne połączenie, dlatego podróż stworzonym do przewozu trumien autem jawiła się w oczach pijanej Charlotte jako groteska, w której chętnie wzięłaby udział.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake tęsknił za...
Nie wiedział. Na pewno nie tęsknił za długimi dniami w więzieniu, ani niemalże bezsennymi nocami w celi. Starał się nie wspominać większości znajomości zawartych w jednym, czy drugim zakładzie karnym, ani wszystkich bójek. W niektórych odpierał atak, parę sam zapoczątkował głównie przez to, by pokazać, że nie warto z nim zadzierać. Nie odtwarzał w głowie zawiłych, krwawych historii, które miały morderstwo w tle, a opowiadane były przez przeróżnych skazańców. Tych bardziej, czy mniej poczytalnych. Widział wiele, przeżył więcej, niż - tak mu się wydawało - większość ludzi, których mijał na ulicy. Możliwe, że jego wnioski były błędne a osądy zdecydowanie na wyrost, chociaż... nie przejmował się tym. Dawniej był bardziej ostrożny w wyrażaniu opinii; wolał nikogo nie urazić, nie dotknąć czułych punktów, aby później z premedytacją na nich grać. Za tym również nie tęsknił, bez zająknięcia mogąc powiedzieć, że lepiej się czuje kiedy jest pozbawiony większości tych słusznych, dobrych odczuć i uczuć.
...co nie oznaczało, że nie miał ich wcale.
Słysząc tłumaczenia kobiety westchnął ciężko i z dezaprobatą pokręcił głową. Bardziej zadowolony byłby z tego, gdyby jednak popsuł jej tajną akcję; nie dlatego, by złośliwość wymierzyć w nią, a cały system związany z prawem. I bezprawiem również, bo głównie z tym mu się kojarzył.
- Ech, co z wami wszystkimi jest nie tak, Hughes? - rzucił w eter, unosząc przy tym wzrok ku ciemnemu niebu. - Każda z sióstr ma równie paskudny gust do facetów i wybiera samych nieodpowiednich - wyjaśnił, ponownie spojrzeniem omiatając twarz Lottie. I... owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że gdzieś przy okazji do tego samego worka wrzucił i siebie, skoro przez ponad pięć lat z jedną z tych sióstr był w związku i prawdopodobnie byłby nadal, gdyby nie pewne wydarzenia z gorącej, lipcowej nocy.
- Uhm, karocą - odparował - kopciuszku. - Kontrolnie spojrzał na zegarek umiejscowiony na nadgarstku aby skontrolować godzinę, lecz prędko jej śmiech i podparcie się o karawan zaabsorbowało jego uwagę. Trzyma się, czy niebezpiecznie osuwa w bok, by zaliczyć epicki upadek tuż obok wielkiej kałuży?
- Mam tylko jeden warunek - powiedział cicho, jedną rękę wyciągając gdzieś nad jej ramieniem i opierając się dłonią o samochód, a drugą oparł podobnie, aczkolwiek z drugiej strony Charlotte.
- Jeśli... - zaczął powoli (licząc, że wszystko zrozumie), skupiając spojrzenie na jej tęczówkach. - Zechce ci się wymiotować i nie zdążysz wystawić głowy przez okno, sama będziesz to sprzątała - oświadczył ś m i e r t e l n i e poważnie, w następstwie otwierając drzwi od strony pasażera, co miało ją zaprosić do wejścia do środka. Samemu okrążył wóz i usiadł po stronie kierowcy.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kotłujące się w kobiecej głowie myśli niemal rozsadzały czaszkę. Pulsujący u jej podstawy ból był nie do zniesienia, tak samo zresztą jak zawroty, które ciągnęły za sobą całą lawinę skutków; wywracający się żołądek, mroczki przed oczami, brak stabilności w nogach.
Nienawidziła tego uczucia. Bezradności, w wyniku której musiała polegać na cudzej pomocy i łasce. I choć szczęściem w nieszczęściu był fakt, że ze wszystkich osób w Seattle trafiła akurat na Blake'a, to jednak obecność mężczyzny jedynie podjudzała kiepskie samopoczucie oraz wyrzuty sumienia.
Nie była taka. Nie upijała się do nieprzytomności, nie szukała przygód i nie lądowała w łóżku przypadkowo poznanego mężczyzny. Czuła się na to za dobra, za porządna, nawet jeżeli otoczenie określiłoby to dużo dosadniej. Było jej dobrze z samą sobą, ale tego wieczoru wszystko legło w gruzach. Zaprzepaściła lata dbania o własną opinię na rzecz chwilowego zapomnienia, które i tak nie doszło do skutku.
Zła, rozżalona, rozczarowana, ale jednocześnie niezwykle wdzięczna - właśnie tak się czuła, kiedy zerkała na kroczącego u jej boku Griffitha.
- Co z nami jest nie tak? - roześmiała się serdecznie w jawnym niedowierzaniu dla pytania, które padło. Zaraz potem mina jej zrzedła, a spomiędzy warg wyrwało się tłamszone, ciche westchnięcie. - Może po prostu lubimy tych niegrzecznych? Łobuzów takich jak ty - zawyrokowała z teatralną wręcz powagą.
To nie tak, że myślała o nim w najgorszych kategoriach. I wcale nie sądziła, że był powodem wszystkich nieszczęść w rodzinie Hughes. Była pijana, co w połączeniu z jej wątpliwej jakości poczuciem humoru tworzyło mieszankę, którą Blake musiał po prostu znieść.
Nie miała pojęcia, co było nie tak z nią i jej rodzeństwem. Jedna z sióstr przedwcześnie skończyła w grobie, druga miała na sumieniu trupa, a ona... przyciągała do siebie wszystkie nieszczęścia tego świata. Źle dobierane słowa, konflikty z przyjaciółmi, tajemnice w rodzinie, zdradzający facet i nowy współlokator, który zaciągnął ją na nielegalne wyścigi. Czy mogło być gorzej?
Z tej perspektywy wycieczka karawanem wydawała się świetnym pomysłem i okazją do dobrej, bezpiecznej zabawy.
- Powinnam Ci oddać moje buty, mój książę? - zagaiła, śmiejąc się w najlepsze, kiedy zimna blacha samochodu przyjemnie chłodziła jej rozpalone z powodu alkoholu ciało. Gdyby to zależało jedynie od niej, z przyjemnością osunęłaby się na ziemię, ciesząc się chłodem jezdni.
- O Boże - jęknęła żałośnie, dociskając się do boku auta.
Z trudem rejestrowała poszczególne słowa, gdy te nie układały się w sensowną całość. Alkohol, zimno, a do tego intensywny zapach męskich perfum - to wszystko sprawiało, że nie była w stanie skupić się na tym, co Griffith do niej mówił; szczególnie, kiedy był tak blisko.
- Aleeee... dopiero rano - zawyrokowała, co było całkiem świadomą, niemal sensowną odpowiedzią. Nie mogła ryzykować zrobieniem sobie krzywdy w czasie porządków. - Jeeeeedźmy już. Zimno mi - poskarżyła się, z trudem odsuwając się od auta, do którego wcisnęła się w bardzo niezgrabny i nieporadny sposób.

zt.

autor

lottie

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#16

Tamtego felernego dnia, kiedy Sirius dowiedział się, że Fernanda należała do Hamiltonów, wrócił do domu i położył się spać. Obudził się dopiero następnego dnia po południu i choć godzina była późna, to postanowił poleżeć do samego wieczora. Opuścił zajęcia, które w tamtym momencie najmniej go interesowały, nic nie jadł i nie pił. Trwał w zamyśleniu i niczym bezwładna kukła nie poruszał się wcale. Ilekroć myślał o dziewczynie, to doszukiwał się w niej podobieństw łączących ją z Darrenem. Posiadała podobne rysy twarzy, lecz inne usposobienie. Była pyskata i momentami lekkomyślna, ale z pewnością nie obnosiła się z władzą i bogactwem, a tego na pewno nie brakowało żadnemu Hamiltonowi.
Nostalgia opuściła go dopiero trzeciego dnia. Wtedy wziął prysznic i wciąż przytłoczony sytuacją napisał wiadomość do matki. Chciał wiedzieć, czy u niej wszystko w porządku i czy ukończyła ostatni obraz. Potem wszedł na Instagrama i odnalazł profil Fernandy. Zaobserwował go. Na jednym ze zdjęć odnalazł Darrena, który beztrosko jedną ręką obejmował siostrę, a w drugiej trzymał olbrzymią maskotkę. Oboje szeroko się uśmiechali. Widząc to, Sirius mocniej ścisnął telefon, po czym rzucił nim o ścianę. Urządzenie mocno odgniotło się w prawym roku. Szyba natomiast pękła i oszpeciła wizerunek rodzeństwa pajączkiem.
[...]
Sirius nie od razu podjął decyzję. Musiało minąć kilka dni, zanim zdążył się nad wszystkim zastanowić; zanim wspomnienia, dotyczące Ursuli pozwoliły mu racjonalnie myśleć. Dochodził do różnych wniosków. Raz chciał zignorować Fernandę, innym razem zamierzał wytknąć jej okrutne zachowanie Darrena, a jeszcze innym po prostu nakazać, aby zadzwoniła do brata i sprowadziła go w ich okolicę. Jednak szybko przegnał te absurdalne pomysły wpadając na kolejny - o wiele gorszy. Postanowił zagrać w identyczną grę, którą prawie dwa lata temu rozpoczął Darren. Zamierzał wykorzystać jego młodszą, bezbronną i przede wszystkim niczego nieświadomą siostrę.
Był sobotni wieczór, kiedy Archer zadzwonił z propozycją wyjścia na miasto. Sirius przystał na tę propozycję, bo miał dosyć snucia się po akademiku, niczym upiór. Nawet Darrell kilkukrotnie zwracał uwagę na jego bladą twarz i worki pod oczami. Musiał się ogarnąć. Wybór padł na Kremwerk. Stosunkowo drogi lokal, który weryfikował outfit gości. Z tego powodu Sirius musiał ubrać ciemne spodnie, koszulę i marynarkę. Użył wody kolońskiej i rozczesał swoje niesforne włosy.
Z Archerem miał spotkać się w środku, dlatego właśnie od dwudziestu minut stał w kolejce. Nerwowo spoglądnął na zegarek i przystanął z nogi na nogę. Potem zaczął się rozglądać. Lokal zdobił szyld i liczne światła. Wyglądnął ponad głowy, aby dojrzeć plakatu, który prezentował rozpiskę tematycznych imprez. Wtedy wśród tłumu dojrzał znajomą twarz. Znajdowała się zaledwie pięć osób dalej. Wyrwał się naprzód.
- Sama jesteś? - zapytał, choć zrobił to zbyt gwałtownie. Czuł zdenerwowanie i potrzebował kilkunastu sekund, aby się uspokoić. Rozmawianie, patrzenie na kogoś z Hamiltonów bez poczucia rozeźlenia nadal sprawiało mu trudność. Jednak obiecał sobie, że się postara. - Wejdziemy razem? Stałem kawałek za tobą.
Ostatnio zmieniony 2021-11-15, 15:45 przez Sirius Bosworth, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#003 Pomimo tego, że Pani Profesor Coleman jest niezwykle wyrozumiałą i ugodową kobietą, za niewywiązanie się z projektu, ukarała parę oceną niedostateczną. Nie było w tym nic dziwnego i Fernanda doskonale to rozumiała, ale jednak czuła niedosyt i pewnego rodzaju żal za to, że tak łatwo odpuściła, gdy Sirius po prostu, bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia, zrezygnował z ich współpracy, zostawiając ją ze wszystkim zupełnie samą. Być może, gdyby chłopak podjął ową decyzję szybciej, a Fer miałaby choć odrobinę więcej czasu, przynajmniej postarałaby się w jakikolwiek sposób uratować sytuację, ale nie wyszło...
Z początku i owszem, przeżywała to co się stało, ale po kilku dniach, odpuściła dochodząc do wniosku, że ta jedna zła ocena w semestrze, to jeszcze nie koniec świata. Inni ludzie mają znacznie gorsze problemy i żyją, więc ona też powinna nauczyć się współgrać z poczuciem porażki, której czasami zmuszona będzie ulegać.
[...] Tego dnia, Panna Hamilton zamierzała odrobinę spuścić z tonu i nieco się wyluzować. Najlepszym na to sposobem, przynajmniej w jej mniemaniu, był najzwyklejszy w świecie wyskok na miasto. Co, jak co, ale przecież nie samą nauką człowiek żyje, czyż nie?
Z tą myślą, Fernanda przeczesała odmęty własnej szafy w poszukiwaniu idealnie nadającej się do tego kreacji. Jej wybór ostatecznie padł na prostą, choć niewiarygodne seksowną sukienkę, która leżała na niej jak ulał. Delikatny makijaż i opadające falami na plecy włosy w połączeniu z butami na wysokim obcasie, to był strzał w dziesiątkę. Młoda Hamilton nie tylko wyglądała całkiem nieźle, ale przede wszystkim, czuła się bardzo dobrze w takim właśnie wydaniu, a to było dla niej najważniejsze.
Kremwerk był doskonałym miejscem do tego, aby trochę się zabawić i być może przy odrobinie szczęścia, poznać przypadkiem kogoś wartego uwagi. Mając owe możliwości ja uwadze, dziewczyna ustawiła się w kolejce do wejścia. Niestety ta zdawała się nie mieć końca. Stojąc w niej już dobrych kilka minut, co jakiś czas zerkała w zniecierpliwieniu na zegarek, który zrobił jeden z jej drobnych nadgarstków. Kiedy przyszła dziennikarka myślała, że już gorzej być nie może, nagle u jej boku pojawił się nie kto inny, jak sam Sirius Bosworth.
W pierwszej chwili ze zdziwienia aż zamrugała kilkukrotnie powiekami. Po chwili jednak odzyskała rezon.
- A co Cię to obchodzi? - Odparła oschle i choć chłopak wyglądał naprawdę dobrze, ta zmierzyła go niezbyt przychylnym spojrzeniem. - Nie zgubiłeś gdzieś przypadkiem swojej dziewczyny? Nie sądzę, aby była zachwycona, gdyby wiedziała, że chcesz tam wejść ze mną...- Dodała, unosząc przy pytająco jedną ze swych brwi ku górze.
- To nie jest dobry pomysł, Sirius. Chcę miło spędzić czas, a Ty niestety nie kojarzysz mi się z niczym miłym. - W ten oto sposób, blondynka podsumowała swoje stanowisko, mając jednocześnie nadzieję na to, że skutecznie zgasiła zapędy Boswortha...

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Właściwie to nic. - Wzruszył ramionami. Z ich pierwszej rozmowy wynikło, że Fernanda była wolna. W dodatku wspomniała, że nie spotkała jeszcze żadnego chłopaka, który szczególnie przypadłby jej do gustu. Biorąc to pod uwagę Sirius podejrzewał, że albo umówiła się z koleżankami, albo przyszła sama. On raczej stronił od samotnych wypadów na miastu, chociaż korzystał z tej opcji, kiedy nie miał humoru. Wówczas topił żal lub gniew w szklance whisky, wracał i upodlał się bez świadków.
- To nie jest tego typu związek - powiedział otwarcie, choć przez krótką chwilę miał wrażenie, że właśnie dopuścił się zdrady. Relacja z Lunet, choć wcale tego nie ustalili, była luźna. Szanowali siebie, będąc razem tworzyli całkiem przyjemny duet, jednak brakowało im deklaracji. Nie wyznawali miłości, czasami nie odbierali od siebie telefonów i nie odpisywali na wiadomości. Spotykali się sporadycznie i nie chodzili na randki, preferując po prostu domowe zacisze. Oglądali razem seriale na Netflix, słuchali muzyki, jadali śniadania, zwierzali się i rozstawali, jak najlepsi przyjaciele. Nawet zaczęli pracę w tej samej firmie marketingowej. W listopadzie minął czwarty miesiąc odkąd się spotykali.
- Masz mi za złe ostatni projekt? - zapytał. Oboje posunęli się niewiele naprzód, bo bramkarz wpuścił do klubu kolejne dwie osoby. Mimo wszystko kolejka wciąż była długa i kręta, a oni znajdowali się raptem w połowie. Sirius wyglądnął ponad głowy tłumu, po czym zacisnął wargi. Przypuszczał, że wejście do Kremwerk zajmie im jeszcze minimum kwadrans. Miał dużo czasu, aby zachęcić Fernandę do wspólnej zabawy. Archer zapewne zdążył zapomnieć, że się umówili i w najlepsze bawił się w towarzystwie ich pozostałych znajomych. Zapewne napisze po północy z informacją, że utknął w toalecie i potrzebuje pomocy. Mieli swoje rutynowe zachowania.
- Skoro jesteś sama - zasugerował, bo jeszcze nie był w stu procentach pewien, że rzeczywiście tak było - to powinnaś dać mi szansę. Poznaliśmy się przez pryzmat współpracy na uniwersytecie. Prywatnie jestem całkiem miły. - Nachylił się nad Fernandetą i zaczesał jej niesforny kosmyk za ucho.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy była zła? Nie, póki co tylko powoli narastał poziom jej irytacji. Seattle było ogromnym miastem z przynajmniej kilkoma tego typu miejscami. Dlaczego ten cholerny gnojek, musiał wybrać akurat Kremwerk? Trzeci raz, w ciągu zaledwie niecałych dwóch tygodni młoda Hamilton, została zmuszona do tego, aby z nim przebywać. I szczerze? Nie najlepiej sobie z tym radziła. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie, okazała się być prostsza, niż można by pierwotnie zakładać.
Po pierwsze i najważniejsze - nie lubiła go. Nie mogła, ponieważ pokazał się jej z najgorszej możliwej strony. Był niemiły, momentami wręcz chamski, a jego wrodzony "wlew" i przykre odzywki, doprowadzały ją do istnego szaleństwa.
Po drugie - już gołym okiem było widać, że nadają na zupełnie innych falach. To wystarczyło, aby zrozumieć, że nigdy się nie dogadają.
Po trzecie i ostatnie - jego niedawny występ skutecznie przekreślił szanse Fernandy na dobrą semestralną ocenę u Pani Coleman. Nawet jeśli on olewał swoje studia, to wcale nie znaczyło, że dziewczyna działała podobnie. Dla niej dobre stopnie, a nawet te najlepsze, były niezwykle ważne, ponieważ dawały przynajmniej tymczasową wolność. Gdyby Fer zawaliła naukę, Darius odebrałby jej wszystko. Na to blondynka przystać absolutnie nie mogła.
- Ach, to tak się teraz mówi o tych "otwartych związkach" - Mruknęła, wywracając ironicznie oczyma. Tym razem Sirius, miał okazję zobaczyć Fernandę w zupełnie innym, bardziej zmysłowym wydaniu. Ta na co dzień nie używała makijażu praktycznie wcale, nie licząc tuszu do rzęs. Przy ubiorze, stawiała raczej na wygodę, niż krzykliwy blask. Zresztą nigdy nie lubiła zwracać na siebie niepotrzebnie uwagi. Mijające lata niczego w tej kwestii nie zmieniły.
- Ona może robić co chce, ale Ty również. Niezły układ...- Dodała, nie pojmując idei tego typu relacji. - Ja nie będę jedną z wielu, dla nikogo. A już zwłaszcza nie dla Ciebie, Sirius. Poza tym jestem zachłanna i nie lubię się dzielić. - Skwitowała pół żartem, pół serio. Nie była żadną cnotką, ale też nie sypiała z kim popadnie, nawet jeśli miała jasne potrzeby.
- Ale nie przejmuj się. Tam w środku na pewno znajdziesz jakąś chętną laskę, która zgodzi się na szybki seks w toalecie. Ja wolę ambitniejszą grę... - Teraz to już otwarcie zadzierała nosa, troszkę kpiąc z jego postawy. Nie spodziewała się jednak takiego gestu z jego strony. Zadrżała nieznacznie, lecz była gotowa skłamać, zgarniając wszystko na chłód, byleby tylko chłopak nie zorientował się, że to on jest przyczyną tego, że własne ciało ją zdradzało. Odsunęła się o krok, w ten sposób instynktownie zwiększając ten niewielki dystans, który ich dzielił.
- Umówiłeś się tutaj z kimś? - Zapytała nagle, zanim zdążyła ugryźć się w język.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Skoro kontynuujesz temat mojego związku, to musiało cię to zainteresować - zauważył. On sam zakończył by na tym, co wcześniej powiedział. Nie przywykł do szczegółowego opisywania swojej relacji z Lunet. Mimo wszystko chwile, które razem dzielili należały wyłącznie do nich. Były miłe, a czasami nazbyt intymne, aby dzielić się nimi z osobami trzecimi. Jakkolwiek zaszufladkowali ten związek, to dla Siriusa Lunet była ważna - cenił jej towarzystwo i pomoc, cenił jej zdanie i chwile, kiedy wolała być sama, niż z nim. Nigdy nie traktował tej dziewczyny, jako ucieleśnienia kosmatych pragnień. Niejednokrotnie spotykali się tylko po to, aby porozmawiać i wypić nocne latte.
Lunet była zupełnie inna, niż Fernanda. Czuł przed nią respekt. Tymczasem siostrę Darrena wciąż starał się zaakceptować.
- A! - zaśmiał się ignorancko. Wyłapał sarkazm w wypowiedzi Fernandy, jednak wolał zawczasu sprostować jej insynuacje. - Nie przyszedłem tu poruchać tylko pobawić się przy alkoholu i dobrej muzyce. Zadziwiające, że myślisz o takich krnąbrnych i nieprzyzwoitych rzeczach - pokręcił głową, jednocześnie krzyżując ramiona. Wbrew temu, co uważała Sirius nigdy nie uprawiał seksu w w obskurnych, klubowych toaletach. Cenił zarówno siebie, jak i potencjalne partnerki, dlatego wolał spotykać się w bardziej ustronnych miejscach, co również zdarzało się rzadko. Odkąd miał Lunet tego typu potrzeby odeszły w odstawkę. Właściwie była to pierwsza dziewczyna z którą zaczął sypiać po śmierci Ursuli.
- Z przyjacielem. - Zabrał rękę sprzed twarzy Fer i prędko schował ją do kieszeni spodni. Ponownie wyglądnął ponad głowy ludzi stojących w kolejce. Przesunęli się zaledwie trzy kroki. Mimowolnie westchnął. - Przypuszczam, że od - tu spojrzał na zegarek na nadgarstku - od prawie pół godziny bawi się w najlepsze, tańczy przy barze lub rzyga w toalecie i całkowicie zapomniał o moim istnieniu - sprecyzował swoją wypowiedź. Archera znał od czasów wczesnego dzieciństwa. Byli swoimi towarzyszami i kompanami. Wspierali się w najgorszych momentach życia, kłócili się niczym stare małżeństwo, korzystali z jednej szczoteczki do zębów i bili się po dupie mokrymi ręcznikami. Każda sytuacja była głupsza od poprzedniej, czego przykładem jest ostatnia wizyta w studio tatuażu. Sirius nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek skończy z jajkiem na plecach z napisem "Brata sam wybrałem". Archer miał bekon.
- Chcesz stąd iść? - zapytał znienacka, zadziwiając zarówno siebie, jak i pewnie Fernandę. - Przy uniwersytecie jest bar. Trochę mało schludny i na pewno nie będziemy tam pasować w tych strojach, ale przynajmniej wejdziemy do środka. - Skinął na kolejkę, aby potwierdzić zdanie, które właśnie wypowiedział.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Tak, masz rację. Coś w tym jest. - Przyznała szczerze, obserwując z uwagą chłopaka, który nie wiedzieć czemu, stał się jej osobistą zmorą. - Biorąc pod uwagę, jakim chamskim gburem potrafisz być, to trochę zastanawia mnie, czy Twoja dziewczyna jest podobna, ale też nie jest tak, że usycham z ciekawości, bo spędza mi to sen z powiek. Także... możesz darować sobie odpowiedź. - Stwierdziła, machając przy tym lekceważąco ręką. W międzyczasie, wychyliła się nieco, aby zobaczyć, jak wygląda sprawa z tą niekończącą się kolejką. Jej nietęga mina, mówiła więcej, niż jakiekolwiek zbędne w tej sytuacji słowa.
- Nie wiem po co tu przyszedłeś, Sirius. Tak naprawdę wcale Cię nie znam...- Niezależnie od tego, jak oschle to w rzeczywistości brzmiało, taka była prawda. Co Fernanda mogła o tym chłopaku powiedzieć po zaledwie trzech spotkaniach? (Poza tym, co jest oczywiste). - Z przyjacielem...- Powtórzyła, zastanawiając się jednocześnie, czy w ogóle istnieje ktoś taki, to mógłby się z nim przyjaźnić? Nie odważyła się jednak zapytać o to wprost. Słysząc kolejne stwierdzenie Boswortha, Hamilton zaśmiała się cicho pod własnym nosem, ponieważ naprawdę ją to rozbawiło. Teraz, gdy już tak trwali razem od dobrych kilku minut w tej przeklętej po wsze czasy kolejce do wejścia, jej bojowe nastawienie znacznie złagodniało. Można by nawet rzec, że stała się "bardziej przystępna" ale naiwnością nie dało się tego nazwać.
- A mają tam jakąś dobrą kawę, którą da się wziąć na wynos? - Teraz Fer zaskoczyła nawet samą siebie, w ogóle rozważając możliwość pójścia gdziekolwiek w towarzystwie Siriusa. - W sumie, to nie chciałabym spędzać wolnego dnia w byle jakiej, zapyziałej knajpie. Jeśli moglibyśmy kupić kawę i pójść chociażby na spacer, byłoby super...- Niezależnie od tego, jak nieprawdopodobnie brzmiały wypowiedziane przez Fernandę słowa, one chyba faktycznie oznaczały zgodę, czyż nie?
Gdyby kolejka była mniejsza, a jej irytacja ulotniłaby się, to z całą pewnością ta urodziwa blondynka nie ruszyłaby się ze swojego miejsca na krok. Niestety rzeczywistość okazała się zgoła odmienna i znaczenie mniej optymistyczna. Nic więc dziwnego w tym, że ta rozważała nie braną wcześniej pod uwagę ucieczkę...

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

- Jest lepsza ode mnie - przyznał, wyrażając szacunek i uznanie - ale z drugiej strony Bestia też nie wydawał się być idealny, a jednak okazał się sympatycznym mężczyzną - dodał. Odwołał się do popularnej produkcji pt. Piękna i Bestia. Jakikolwiek Sirius był dla znajomych, to z pewnością Lunet traktował tak, jak na to zasługiwała - oczywiście w momentach, w których sobie tego życzyła. Innym razem po prostu milczał. Niemniej jednak żadne z nich nie narzekało na tą niezobowiązującą, aczkolwiek ciekawą relacje.
- Innych chłopaków z tego klubu - tu machnął ręką, obejmując tym gestem budynek - również nie znasz,. A przypuszczam, że stojąc tu sama w tej eleganckiej kreacji, chciałaś spędzić z którymś wieczór. - Tym razem to on wysnuł insynuacje, które zapewne były trafione. Fernanda nie powiedziała, że była z kimś umówiona zatem miał podstawy, aby przypuszczać, że zamierzała pobawić się z kimś obcym. Może niekoniecznie mężczyzną, aczkolwiek tak celował. - Myślę, że byłbym bezpieczniejszą opcją. Na pewno te dwa minione spotkania pozwoliły ci stwierdzić, że nie zakopie cię na patio za budynkiem uniwersytetu - zażartował.
Nigdy nie zastanawiał się nad postępowaniem kobiet. Nie wiedział co uznawały za dobre, a co złe, jednak patrząc na Fernandę, która stała przed klubem, sądził że nie było to odpowiednie miejsce dla samotnej dziewczyny. Płeć piękna była jednak bardziej narażona na napaście, niż mężczyźni.
- To może po prostu zahaczymy o Bang Bang Cafe? Znajduje się na końcu tej ulicy. Na pewno jest jeszcze otwarte. - Pokazał palcem naprzód kolejki, gdzie kawałek dalej widniał szyld lokalu. Czasami chodził tam z Kaylee, ponieważ mieli w ofercie dobre gofry dla małego Keykeya. W dodatku zaprojektowali kącik dla dzieci, gdzie chłopczyk mógł kolorować, układać puzzle oraz przeglądać książeczki. Dzięki temu Sirius miał chwilę, aby w spokoju porozmawiać z kuzynką.
Nadstawił ramię, aby Fernanda mogła opleść je swoją drobną dłonią. Skoro byli już wystrojeni jak na wigilie albo jakby właśnie zestąpili z czerwonego dywanu, to powinni szarogęsić się do samego końca. Wolną ręką odpiął sznur, który wskazywał kierunek kolejki i pokierował ich w stronę kawiarni. Ochroniarz musiał na moment opuścić stanowisko, aby poprawić to, co właśnie Sirius zepsuł. W tym samym momencie pociągnął Fernande bardziej zaborczo naprzód, bo groźna mina bramkarza wskazywała na to, że chciał zwrócić im uwagę. Zwolnił dopiero parę kroków później.
- Zmarzniesz - mówiąc to, wyplątał się z uścisku, po czym ściągnął marynarkę. Ubranie zarzucił na plecy dziewczyny, a następnie zachęcił ją do tego, aby znowu złapała go za ramię. - Na co masz ochotę? Polecam karmelowe latte albo - rozglądnął się po menu, gdy znaleźli się już w środku - albo - powtórzył - bubble tea!
Lokal był przestronny i w stonowanych kolorach. Znajdowało się tam kilka stolików z czego dwa były już zajęte. Przy pierwszym siedziała para staruszków, przy drugim matka z czwórką dzieci, które zajadały się goframi.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sposób, w jaki Sirius wypowiadał się o swojej tajemniczej dziewczynie, bez trudu ukazał obraz tej skomplikowanej relacji, jaka ich ze sobą łączyła. W mniemaniu Fernandy, wyglądało to następująco:
Z jednej strony, trwali w tak zwanym "wolnym związku" gdzie każde z nich, miało wolną rękę w różnego rodzaju kwestiach. A z drugiej, powołując się na słowa Boswortha nie trudno było pojąć, jak ogromnym szacunkiem ta dwójka darzyła się wzajemnie. Wszystko ładnie i pięknie z tym, że dla samej Hamilton, otwarty związek i szacunek w parze, zwyczajnie do siebie nie pasowały. Na swoim własnym przykładzie wiedziała, że ona nie byłaby w stanie normalnie funkcjonopwać w takim układzie. I to nie dlatego, że wykazywała się całą masą niemożliwych do złamania zasad. Jak wcześniej wspomniała, cnotką nigdy nie była. Spotykała się z chłopcami. Do tej pory, miała na swoim koncie dwa poważniejsze związki i sypiała właśnie z tymi, z którymi łączyła ją jakaś bliższa relacja. Dla niej przygodny seks, owszem był ekscytujący i warty przysłowiowego grzechu, lecz zarazem pusty, nie wnoszący do codziennej egzystencji niczego wartościowego. Mając to wszystko na względzie, stroniła od tego typu komplikacji.
Insynuacje Siriusa okazały sieco podkoloryzowane, ale mimo to, posiadały w sobie przysłowiowe "ziarenko prawdy" gdyby blondynka chciała ten wieczór spędzić w samotności, nie opuściłaby własnego mieszkania, bo i po co? Jasnym było to, że dziś chciała się po prostu dobrze bawić. Pech jednak chciał, że przewrotny los po raz kolejny, połączył ze sobą akurat tę dwójkę.
- Wydaje mi się, że każdy z nas, posiada w sobie jakąś mroczną stronę. Tajemnicę, którą skrywa przed światem, ale na własnym przykładzie przekonałam się, że niezależnie od tego, jak bardzo będziemy się starać, prawda zawsze prędzej czy później, wyjdzie na powierzchnię. Zawsze...- Jej słowa może nie brzmiały zbyt optymistycznie, ale tak właśnie myślała, nawiązując do słynnej już Pieknej i Bestii.
- Biorąc pod uwagę wszystko co przeszliśmy do tej pory wspólnie, śmiem twierdzić, że możesz mi ewentualnie co najwyżej zepsuć dzisiejsze wyjście. A to z kolei i tak jest ciekawszą opcją, niż bezsensowne stanie w tej kolejce, która nie ma końca. - Stwierdziła, ostatecznie zgadzając się na tę nagłą zmianę planów.
- Bang Bang Cafe? Chyba kiedyś tam byłam...- Mruknęła w zamyśleniu, powracając myślami do miejsc, które zwykła odwiedzać od czasu, gdy zamieszkała sama. - Mam nadzieję, ze poza dobrą kawą, mają tam coś pysznego, bo troszkę zgłodniałam. - Przyznała, marząc wręcz o czymś, co skutecznie podniosłoby poziom cukru w jej organizmie.
Kiedy chłopak nadstawił Fernandzie swoje ramię, ta spojrzała na niego podejrzliwie, lecz niewiele myśląc, oplotła je swoją smukłą dłonią. Niestety ten przysłowiowy czar szybko prysł, ponieważ w tak niebotycznych obcasach, nawet szybszy chód, stawał się sporym wyzwaniem. - Hej... Chcesz, żebym skręciła kostkę? - Odparła z wyrzutem, starając się dorównać mu kroku i jednocześnie nie zaliczyć przy tym żadnej, spektakularnej gleby. Fer nie spodziewała się takiego gestu ze strony Siriusa, ale mimo wszystko z wdzięcznością przyjęła jego marynarkę. W niej od razu było jej cieplej, a do tego naprawdę świetnie pachniała.
- Karmelowe latte brzmi nieźle, a jakie ciacho do tego polecasz? - Dopytała z zaciekawieniem, zerkając na przewyższającego ją co najmniej o głowę towarzysza. Po chwili, swoim wzrokiem wyłapała najbardziej oddalony stolik, który dodatkowo wciąż był wolny, więc tam skierowała swoje kroki, następnie zajmując przy nim miejsce. Marynarka studenta sztuki nadal znajdowała się na jej ramionach, nastomiast niewielkich rozmiarów torebka, została przewieszona przez oparcie krzesła.
- Chyba często tu bywasz, prawda? - Ponownie wzróciła się do bruneta, ale tym razem patrzyła na niego w zupełnie inny sposób, niż wcześniej. Postawa chłopaka, cholernie ją zaintrygowała, choć bardzo się starała wcale tego po sobie nie okazywać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Kremwerk”