WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zamiłowanie do nocnej pory rozwijało się w osobie Charlotte od najmłodszych lat. Drobna blondynka nigdy nie była typem osoby, która chowała się pod łóżkiem lub odmawiała uśnięcia, kiedy gasły wszystkie światła w zasięgu wzroku. Lubiła ciemność, bo ta kojarzyła się jej z ciszą oraz spokojem, nie zaś jak większości osób - ze strachem i innymi negatywnymi uczuciami. Kiedy zapadał mrok, w końcu mogła odetchnąć; zdjąć maskę złudnego zadowolenia i pozwolić, by rozbrzmiewał szczery śmiech lub płynęły rzewne łzy. Za dnia wszystko było widoczne - zdecydowanie zbyt widoczne, by człowiek czuł pełną swobodę. Nikt nie lubił być oceniany, a widoczność jak na dłoni mimowolnie kusiła do tego, by tworzyć oceny i nie zawsze zgodne z prawdą opinie.
Można więc rzec, że ciemność i noc były najlepszymi przyjaciółmi sunącej swobodnym krokiem po chodniku Hughes. Charlotte, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie beżowego płaszcza, nie sprawiała wrażenia chętnej do zakończenia trwającego od blisko godziny spaceru. Zaczerwienione policzki, drżące wargi i ciężki oddech - to one najdosadniej świadczyły o tym, jak dużo czasu spędziła na zewnątrz. Nie chciała jednak wracać. Choć w domu czekał na nią Joel, to jednak Charlotte wolała pobyć ze swoimi myślami jeszcze przez moment. Wydarzyło się za wiele - również złych - rzeczy, by tak po prostu udawała szczęśliwą, nastawioną na miłość i spokój siostrę, przyjaciółkę, partnerkę i córkę.
Przystanąwszy na środku chodnika, sięgnęła po wibrujący telefon. Kolejna wiadomość od Gallaghera z pytaniem o to, gdzie się podziewała; nie była zaskoczona. Mimo to raz jeszcze zignorowała troskę ukochanego, rozglądając się dookoła, by jak najszybciej przedostać się na drugą stronę ulicy.
Była gotowa wykonać pierwszy krok, jednak powstrzymał ją czyjś głos; w pierwszej chwili brzmiący znajomo, jednak po dłuższym namyśle niemożliwy do dopasowania do konkretnej osoby.
- Jest pusto i spokojnie. Można... pomyśleć. I przemyśleć pewne sprawy - przyznała bez ogródek, pozwalając, by kąciki jej warg uniosły się w nieznacznym uśmiechu.
Nie spodziewała się spotkań tego typu. Było późno, a miasto wielkości Seattle nie dawało zbyt wielu okazji do przypadkowego natykania się na bliższych lub dalszych znajomych.
- Pan za to nigdy nie sprawiał wrażenia samotnika. Pozory mylą? - zagaiła, unosząc brew w wymownym, pytającym geście.
Nie przewidywała towarzystwa. Nie uwzględniała rozmowy tego wieczoru. Kiedy jednak pojawiła się okazja, egoistycznie była gotowa z niej skorzystać.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasem miał dosyć samego siebie i tego, jak bardzo jego umysł napastował go wszelkimi myślami, tak usilnie przez Chaplina spychanymi na dalszy plan. W dzień był w stanie udawać, że nic nie miało miejsca i mógł myśleć tylko i wyłącznie o tym, aby przygotować się do kolejnej sprawy czy sprawdzić, czy aby na pewno wszystkie wypłaty zostały wypłacone, rachunki opłacone, klienci zapisani do odpowiednich osób. Problem pojawiał się nocą, kiedy nie mógł już skupiać się na przyziemnych rzeczach. Wtedy jego umysł wędrował w te niebezpieczne rejony, które na tyle go gryzły, na tyle go męczyły, że był zmuszony rozchodzić to wszystko. Czasem nocą biegał, czasem pił jednego drinka i szedł spać, a czasem po prostu spacerował, oddając się wszelkim troskom, które przy świetle dziennego dnia nie miały żadnego prawa głosu. I szczerze, na ten moment miał ich już dosyć i naprawdę cieszył się, że widział Charlotte. Nie zdarzało się to często, szczególnie gdy przychodziła do niego z jakimiś sprawami, z którymi FBI nie potrafiło sobie w pojedynkę poradzić. Ale teraz byli poza zawodową etykietą, nie obowiązywało ich to, co miało w ryzach każde z nich za dnia. Dlatego też Chaplin uśmiechnął się lekko do niej i sam również wcisnął dłonie w kieszenie, dopiero teraz odczuwając, że zrobiło mu się w nie dosyć zimno, czego wcześniej pogrążony w swoich myślach nie był w stanie zarejestrować. — Naprawdę, nie sprawiałem wrażenia samotnika? — dopytał, spoglądając na blondynkę z zaciekawieniem. — Sądziłem, że aż ze mnie kipi niechęć do ludzi — kąciki jego ust lekko powędrowały ku górze, co było naprawdę wielkim wyrazem jego rozbawienia. Wsadzanie w kieszenie rąk sprawiło, że natknął się w nich na paczkę papierosów, którą to wyciągnął i wsadził jednego z nich między wargi, aby po chwili wyciągnąć ją w kierunku kobiety. Nie wiedział czy paliła, czy też nie, dlatego też wolał zaproponować niż wyjść na jakiegoś niewychowanego gbura. — Lubię chodzić na spacery nocą. Łatwiej mi wtedy zebrać myśli, skoro nikt nie gada co chwilę przy uchu i nie domaga się ciągłej uwagi — ot, cała tajemnica jego nocnego spaceru, który mimo założenia, że miał być odbyty w pojedynkę, właśnie zyskiwał, chociaż chwilowo, nowego towarzysza. I Chaplinowi ani trochę to nie przeszkadzało, choć był świadom, że Charlotte może nie chcieć z nim przebywać i gotów na to, że każde z nich rozejdzie się zaraz w swoją stronę.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte, być może zupełnie niepotrzebnie, zatrzymała wzrok na wysokości męskiej twarzy. Z nieskrywaną ciekawością przyglądała się postaci, którą w swoim życiu widywała wiele razy, jednak z pewnością nie w okolicznościach tak bardzo prywatnych, być może nawet zakrawających o intymne - nocne spacery zawsze kojarzyły się jej bowiem z czasem przeznaczonym jedynie dla siebie; chwilą, w której wszystkie myśli były dopuszczane do głosu, przekrzykując się z demonami przeszłości i obawami o zbliżającą się wielkimi krokami przyszłość.
Jednocześnie jednak nie była zaskoczona tym spotkaniem. Osoby ich pokroju - mniej lub bardziej związane z wymiarem sprawiedliwości - niosły na swoich barkach odpowiedzialność, która dla zwykłych śmiertelników była jedynie mrzonką; niemożliwym do zmaterializowania wyobrażeniem. Wiele osób snuło cudowne wizje chwały związanej ze służbą dla ojczyzny, dostrzegając jedynie blaski, ignorując cienie.
- Jest jakiś powód tej niechęci? Czy robi to pan dla zasady? - zagaiła, kiedy blondyn znalazł się bliżej. Dopiero wtedy przypomniała sobie - bardzo dosadnie - o dzielącej ich różnicy wzrostu. Nie była tym zachwycona. Nigdy nie lubiła, kiedy ktoś patrzył na nią z góry - zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
- To prawda. W nocy znośne jest nawet centrum miasta. Może nawet całkiem urokliwe - przytaknęła, lustrując spojrzeniem znajdujące się dookoła światła wybijające się na tle przenikającej wszystko ciemności. - Więc o czym pan dzisiaj myśli? - dodała po krótkiej pauzie, unosząc brew w pytającym geście.
Zdecydowanie nie zamierzała zwierzać się jako pierwsza.
Nigdy nie była skora do zwierzeń. Właściwie przez myśl przemknęło jej, że wystosowane przez nią pytanie być może należało do grona zbyt natarczywych, ale było za późno na głębszą refleksję.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niesamowicie denerwowało Chaplina myślenie powielane przez społeczeństwo, które sądziło, że praca jako adwokat przynosiła tylko i wyłącznie pieniądze i to przy bardzo niewielkim nakładzie pracy. Szczerze, bardzo wiele by zrobił, żeby właśnie w ten sposób wyglądała jego praca, ale nie miał takiej możliwości, a kolejne sprawy, które przyjmował zdawały się czasem bardziej skomplikowane od poprzednich, i to do takiego stopnia, że bywały dni, kiedy w ogóle nie spał, zastanawiając się nad tym jak to ugryźć. Czasem szczerze zazdrościł osobom, które przez osiem godzin wykonywały swoją pracę, a potem bez żadnego stresu mogły wrócić do domu i cieszyć się swoim życiem, Chaplin tak nie miał, nie odczuwał tego, a to sprawiało, że bardzo ciężko przychodziło mu odpocząć. I dlatego też preferował wieczorne spacery, które choć na moment pozwalały mu się odprężyć.
— Raczej dla zasady. Zawsze jak się z jakimś klientem za bardzo spoufalam, to porem oczekuje ode mnie zniżek i pomocy w każdym jednym problemie, chociaż czasem nawet nie jest to z mojej dziedziny — prychnął odrobinę poirytowany, bo chociaż starał się nie denerwować takimi sytuacjami, to kiedy ludzie po trzech-czterech spotkaniach w celu ustalenia prowadzenia danej sprawy zaczynali sądzić, że się przyjaźnią, coś zaczynało w nim niebezpiecznie pękać i musiał bardzo się hamować, żeby w jakiś niewybredny sposób nie zabrać się za tłumaczenie, dlaczego nie będą pogłębiać tej znajomości. — Wszystko nabiera uroku, kiedy nie plączą się tam turyści i nie robią co pięć kroków zdjęć — zażartował, po czym powoli ruszył w kierunku dalszego spaceru, jednak na tyle powoli, aby Charlotte mogła wyrównać z nim kroku. Było dosyć zimno, a stanie w miejscu tylko to uczucie pogłębiało, więc lepszą opcją z tego wszystkiego było przemieszczanie się. — O rozwodach, sprawie o spadek… i psie — o problemie, jaki pojawił się wraz z ciężarną Tią nie chciał mówić na głos, bo sam jeszcze nie wiedział co o tym wszystkim sądził, za to o poprzednich sprawach mógł bez problemu się wypowiedzieć, chociaż kwestia jego własnego rozwodu nie była najszczęśliwszym tematem. — A panią? Co dzisiaj wygnało z domu?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Przepraszam za zwłokę! Kiepski czas pod koniec semestru :/

Przepaść, jaka dzieliła agentów FBI oraz prawników, wielokrotnie zdawała się być dołem bez dna, niemożliwym do wypełnienia nawet przy pomocy kurtuazyjnych sformułowań. Tolerowali się, bo tego wymagały zasady, jednak prywatne sympatie rzadko kiedy miały miejsce.
Charlotte samego Langstona kojarzyła, ale nigdy nie odważyłaby się nazwać go chociaż znajomym. Mijali się, byli dla siebie uprzejmi, jednak wszelkiej maści prywatne rozmowy nie były tym, na co sobie pozwalali. Obecne spotkanie było zatem przełomem, którego Hughes nie zamierzała brać do siebie - chyba wolała nie wiedzieć, z jakimi problemami borykał się mężczyzna, kiedy ona sama na głowie miała ich naprawdę sporo.
- Więc nie pomógłby pan pro bono? W żadnym wypadku? - zagaiła, unosząc brew. Temat rozmowy niemal od razu przywiódł na myśl osobę prawniczki, z którą miała do czynienia przed kilkoma tygodniami; dokładnie tej, która zdecydowała się na bezpłatną pomoc mężczyźnie, a ten po kilkunastu godzinach został zabity w centrum miasta. Sprawa wciąż stała w miejscu, Charlotte próbowała złapać się jakiegokolwiek tropu, ale brak dowodów i poszlak był przytłaczający. - Myśli pan, że prawnicy robią to chętnie? Pomagają bezinteresownie, bez opłat? - dodała po krótkiej pauzie. Inny punkt widzenia mógł się okazać bardzo pomocny.
- O psie? - powtórzyła za nim. Domyślała się, że zainteresowanie się zwierzakiem w odniesieniu do rozwodów i spadków musiało być sugestią względem tego, jak nudna była, ale... w ostatnim czasie wielokrotnie pojęła, że towarzystwo zwierząt było dużo przyjemniejsze niż innych ludzi.
- Problemy w związku, z przyjacielem, w pracy. Rodzina też nie odpuszcza i jeżeli chodzi o problemy, pozostają w formie - wyjaśniła, również rezygnując z jakichkolwiek szczegółów. - Ma pan czasami wrażenie, że nad niczym nie panuje? Że wszystko dzieje się mimo pana woli?

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Belltown”