WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

około dwa tygodnie po ostatnich grach + outfit

Przez dwa tygodnie Christine się nie odzywała. Była cisza i spokój, z czego Russellowie na bank korzystali. W końcu odebrali skończony już dom, który choć wielkościowo dobrany pod Jacka, to całą stylistkę miał typowo pod wybraną pod gust Sarah. Dużo jasnych kolorów, sporo niepotrzebnych pierdół :lol: generalnie, był urządzony podobnie do poprzedniego, tyle że był po prostu większy. Oprócz tego, powodem to świętowania było to, że przeszczep Megan wydawał się udać, dziś wypuszczali ją ze szpitala, więc Sarka pojechała po siostrę a Jack i Alex ogarniali grilla i zajmowali się z dzieciakami. W szpitalu się dziewczyny wyściskały, a potem już ruszyły w drogę do domu Russellów. Musiały jednak zatrzymać się na stacji bo S. dostała zamówienie specjalne – jak najdroższą tequilę. No i przy okazji postanowiła zatankować. Pomogła Meg wyjść z auta, żeby mogły razem wejść do budynku i wybrać jakieś pierdoły na wieczór typu ciastka itp.
– Przepraszam, że byłam tak rzadko w szpitalu ale nie daje rady z ogarnianiem wszystkiego – powiedziała, gdy przekroczyły próg stacji i weszły w jedną z alejek. Wrzuciła do koszyka dwie butelki coli i dwie butelki wody. – Nie dowiedziałam się w końcu co ze ślubem. Będziecie robić normalny? – to chyba jakieś rodzinne fatum, bo choć obie marzyły kiedyś o ślubach z bajek, to i jedna i druga wzięła ślub w dziwny sposób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

outfit

Megan nienawidzila leżeć w szpitalu, ale wiedziała, że tym razem jej pobyt wcale nie będzie aż tak długi. Po operacji czuła się całkiem nieźle, dość szybko odzyskiwała siły i nawet trochę przytyła, przez co nie wyglądała aż tak niezdrowo, jak jeszcze dwa czy trzy tygodnie temu. Szczerze mówiąc już nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy siostrę, a potem Alexa. Z pewnością kiedy zaparkowała, Meg chciała sama sobie poradzić, ale koniec końców z wdzięcznością przyjęła siostrzaną pomoc.
– Nie ma problemu, miałaś dużo na głowie, poza tym Alex prawie mnie nie odstępował na krok, a wy z Jackiem i tak sporo zrobiliście. Dziękuję, że zaopiekowaliście się dzieciakami – uśmiechnęła się delikatnie, bo maluchy pewnie nie mogły przydreptać do szpitala, więc dzisiaj pierwszy raz od dwóch tygodni miała je zobaczyć, naprawdę się za nimi stęskniła.
– Sama nie wiem. Wydaje mi się, że nie. Po pierwsze nie chce mi się uganiać z listą gości, po drugie ten ślub mimo wszystko był idealny, nawet jeśli żałuję, że nie było tam ciebie – uśmiechnęła się pod nosem, bo to wydawało jej się dziwnie. Zawsze sądziła, że obie będą u swego boku podczas ślubu, ale skoro los zadecydował inaczej, to chyba nie było co się z tym kłócić.
- A jak sprawy z fundacją? - uniosła brwi, zerkając na siostrę z wyraźnym zainteresowaniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Wiesz, że Jason jest dla mnie jak syn – powiedziała całkowicie szczerze, posyłając szatynce czułe spojrzenie. Mogłaby odmówić opieki nad kimkolwiek, ale z pewnością nie nad tym chłopcem – zabiłaby za niego, każdego kto by tylko spróbował położyć na nim łapska. Był jak jej, w końcu, tyle lat wychowywały go we dwie... kucnęła przed półką z ciastkami i zaczęła czytać składy poszczególnych. Dzieciaki chciały coś słodkiego, a Sarka od kilku dni (po przeczytaniu jakiegoś pro eko artykułu) serio zaczynała zwracać uwagę na składniki słodyczy.
– Wiesz, zawsze możemy zrobić dwie ceremonie jednego dnia – zaproponowała, wybierając ostatecznie jakieś ciacha i wrzucając paczkę do koszyka. – Wtedy będziesz mogła w końcu być moją świadkową, plus... z listą gości będzie prościej – puściła jej oczko. Ostatnio potraciła kontakt z większością znajomych, bo była zbyt zajęta ogarnianiem dzieci i fundacji. No właśnie. Uśmiechnęła się dość szeroko.
– Wszystko już powoli startuje. Naszym głównym celem jest sierociniec w Seattle, ten w którym... byłaś. – przygryzła lekko dolną wargę. – Właściwie to w poniedziałek trzeba będzie zawieść tam trochę ubrań dla dzieciaków i zabawek i chciałabym, żebyś pojechała ze mną, o ile oczywiście będziesz się dobrze czuła. Chcę, żebyś była główną ambasadorką. – to nie tak, ze Sarah nie chciałaby tego robić osobiście, ale czuła, że dla Megan to może być coś wspaniałego, szczególnie że to w tym sierocińcu jej siostra spędziła trochę czasu. – No i pod koniec miesiąca jest opcja jazdy za granicę, do jakiegoś sierocińca na końcu świata. Ale tam Cię nie mogę zabrać, bo po operacji jesteś zbyt podatna na infekcje – zmarkotniała wyraźnie, bo wiedziała, że w takim razie będzie musiała jechać sama, bo Jack zdecydowanie musi zostać z dziećmi, biorąc pod uwagę zachowanie Kryśki ostatnio.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Wiem, ale mimo wszystko jestem za to wdzięczna, S – uśmiechnęła się do blondynki. Naprawdę tak było, szczególnie, że ostatnie tygodnie wcale nie były najłatwiejsze, bo pewnie zarówno Jason jak i Katie trochę panikowali jeśli chodziło o jej operację i pobyt w szpitalu.
– Robimy zapasy na wojnę? – uniosła brwi nieco rozbawiona, widząc rzeczy, które wrzucała do koszyka, bo o imprezie powitalnej nie miała zielonego pojęcia i nawet się nie domyślałą, że mogli coś takiego dla niej zorganizować.
– To jest jakiś pomysł, coś kameralnego, z dzieciakami, rodziną i najbliższymi znajomymi – wzruszyła ramionami, bo właściwie to by było całkiem urocze. Obie byłyby swoimi świadkami, podobnie pewnie jak panowie, więc plan wydawał się całkiem niezły. Tak czy siak, gdy usłyszała o planie na fundację, jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech.
– Bardzo chętnie pojadę tam z tobą. Możemy też z czasem angażować w to dzieciaki, wiesz, uczyć ich dzielenia się i w ogóle. Socjalizacja z dzieciakami, które nie miały w życiu tak dobrze z pewnością nauczy ich trochę pokory – stwierdziła z uśmiechem, a gdy usłyszała o byciu główną ambasadorką jakoś tak objęła blondynkę i czule ucałowała w policzek. – Będę zaszczycona – odparła, spoglądając nadal na Sarah.
– Nie, tym bardziej, że teraz chciałabym trochę zostać w domu, po pierwsze przeszczep musi się przyjać, po drugie chciałabym spędzić więcej czasu z Katie, Jasonem i Alexem, wiesz, czasu, w którym naprawdę będę przytomna i nie przykuta do łóżka – wzruszyła ramionami, bo teraz ten czas z rodziną ceniła sobie znacznie bardziej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszyscy panikowali, ale teraz, gdy już było po przeszczepie, każdy zdawał się odetchnać z ulgą. Mniejsza szansa, że coś pójdzie nie tak i że stracą Meggy, right? Jasne, przeszczep się jeszcze musiał przyjąć ale mimo wszystko lepsze to, niż brak dawcy...
– Tak jakby – powiedziała nieco tajemniczo. Nie zamierzała jej mówić o przyjęciu, właściwie to nawet nie mówiła, że jadą do domu w Phinney, bo wszystko miało być uroczą niespodzianką. Dzieciaki zadbały o dekoracje, jakieś własnoręczne szyldy typu Witaj w domu Megan/mamo/ciociu niepotrzebne skreślić itp., a panowie o jedzenie. Sarah za to odpowiadała za bezpieczny transport szatynki i alkohol. Czyli w gruncie rzeczy roboty miała najmniej.
– Na szczęście my nie mamy dużo rodziny – mruknęła z rozbawieniem, bo w sumie to miało tylko siebie, ale sam Jackson zaraz im milion osób przyprowadzi... – Myślisz, że rodzice Alexa zejdą na ląd, jeśli mielibyście prac oficjalny ślub? – wszyscy wiedzieli, że państwo Clarence sobie podróżowali na jakimś wypasionym houseboatcie, ale czy pojawiliby się na ślubie? Sarka państwa Russell nie zdążyła jeszcze poznać, bo na imprezę zaręczynową nie dotarli.
– No i przede wszystkim trzeba zrobić tam remont. Byłam tam w zeszłym tygodniu i wyobrażasz sobie to, ze nic się nie zmieniło od jedenastu lat? Nadal jest tak samo obskurnie... – aż się skrzywiła odrobinę ,bo przecież takie miejsca powinny być urocze, nie straszne. Zastępowały poniekąd dzieciom domy, a wyglądało bardziej jak więzienie. Pogładziła ją po plecach.
– Teraz już nie masz limitu czasowego – zgarnęła z wystawy z winami butelkę czerwonego, wytrawnego wina i postawiła na ladzie, tuż przed kasjerem. – Masz na coś ochotę? – spojrzała pytająco na siostrę, bo w sumie nabrała masy rzeczy, ale nie spytała czy Meg coś chce :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Meg czuła się po operacji znacznie lepiej niż przed, a to już był zdecydowanie olbrzymi plus. Przechyliła lekko głowę, patrząc badawczo na siostrę i wywróciła oczyma, bo chyba powoli zaczynała się domyślać, o co chodziło. Wolała jednak nie wybiegać przed szereg i nie krzyczeć jako pierwsza, że doskonale wie, że coś szykują, bo zachowanie Sarki było dość oczywiste.
– Nie mam pojęcia, właściwie to nigdy ich nie poznałam. To znaczy raz widziałam ich na facetimie, ale poza tym nie miałam za bardzo okazji. Może myślą, że jestem jakąś młodą siksą, która poleciała na hajs czy coś – rozłożyła bezradnie ręce. Nie miała właściwie nic do tego, bo Alexa szczerze kochała, ale z jej chorobą było na tyle źle że nie było kiedy poznać teściów.
– Domy dziecka są słabo finansowane, kiedy ja tam byłam, powiedziano mi, że nie robili remontu od lat osiemdziesiątych – westchnęła smutno, bo już wtedy to był szmat czasu, a co dopiero teraz. Przygryzła dolną wargę. – Przynajmniej będę miała się czym zająć na zwolnieniu lekarskim, chociaż chciałabym dość szybko wrócić do pracy, nie chcę mieć roku w plecy – przygryzła dolną wargę, bo naprawdę za wszelką cenę starała się do tego nie dopuścić. Nałożyła na siebie z tym okropną presję i samo mówienie o tym sprawiało, że się stresowała.
– Nie, ale bardziej to wszystko doceniam – uśmiechnęła się lekko i wzięła z półki jakieś swoje ulubione, chociaż wyjątkowo niezdrowe chipsy. – Teraz mam wszystko, czego potrzebuje. Nadal nie mogę pić alkoholu – wzruszyła ramionami, niewinnie spoglądając na siostrę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szykowanie niespodzianki dla Megan było o tyle trudne, że Sarah mogłaby kazdemu ściemniac, ale nie jej – wobec siostry nie umiała niczego ukrywać. Mimo wszystko, nadal próbowała udawać, więc tylko się tajemniczo uśmiechała i zajmowała szukaniem potrzebnych produktów.
– Z opowieści Jacka słyszałam, że rodzice Alexa są cudowni. Trzeba będzie ogarnąć gdzie teraz są i wysłać zaproszenie albo do nich zadzwonić. Najlepiej by było, gdybyś to ty ich zaprosiła. Dobry gest. – stwierdziła. Poznawanie teściów było trudne, nie zawsze spełniało oczekiwania, ale nie sądziła, żeby rodzice Clarence'a byli straszni albo coś. Nawet na fotografiach wydawali się uroczy.
– Dlatego właśnie ogarniemy jakąś super ekipę i tym zajmiemy się w pierwszej kolejności może? – zamyśliła się na krótką chwilę, omal nie wpadając na jakiegoś człowieka, do którego uśmiechnęła się przepraszająco i kiedy go wyminęła, z powrotem spojrzała na siostrę. – Powinnaś pomyślec najpierw o swoim zdrowiu a dopiero potem o pracy, Megan. Staż nie ucieknie, serio. Jesteś świetna, na pewno zatrzymają twoje miejsce, a jak będą robić problemy, to się wpłaci jakieś pieniążki na nowy sprzęt czy coś – zaśmiała się cicho, bo pewnie gdyby poprosiły o takie coś Jacka albo Alexa nie byłoby żadnego problemu. Nic co związane z pieniędzmi dla tych facetów nie stanowiło w sumie problemu.
– Wiesz ile tam jest chemii? – zmarszczyła czoło, ale nie zamierzała zabraniać jej zakupu tych chipsów. Dla dzieciaków wybrała coś trochę zdrowszego. Ot, taka fanaberia chwilowa. – W domu mam wino bezalkoholowe, także spoko – lekko dźgnęła ją palcem pod żebra. Jak tylko Meg wyzdrowieje, to sobie odbiją!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było w tym niczego dziwnego, Meg również nie potrafiła niczego przed siostrą ukrywać. Być moż dlatego, że zawsze były we dwie, zawsze były swoimi powiernicami i po prostu nie przywykły do ukrywania czegokolwiek. Pokiwała głową powoli, słysząc o rodzicach Alexa.
– Wiadomo, zaproszę ich, chociaż mnie to stresuje. Boże, przecież oni sobie pomyślą, że serio jestem jakąś siksą – westchnęła cicho, krzyżując dłonie na piersiach, ewidentnie załamana. Alexander miał prościej, on nie miał mieć teściów i chociaż Meg zrobiłaby wszystko, żeby odzyskać rodziców, tak jednocześnie miała świadomość, że gdyby żyli, prawdopodobnie ona i Alex nigdy by się nie spotkali.
– Tak, tak, ale to dopiero za jakiś czas – uśmiechnęła się, bo jednak chciała móc napić się chociaż kieliszek szampana na własnym weselu. Przechyliła nieco głową i pokręciła nią z niedowierzaniem, słysząc Sarkowe rozwiązanie. Miała wrażenie, że właściwie S. się trochę upodobniła do Jacka, ale w pozytywnym sensie – nie miała już takiej udręki z pieniędzmi, a to przecież całkiem dobrze. – Nie chcę wpłacać na sprzęt, chcę spokojnie ogarnąć staż. Lubię tę pracę i nie chcę tracić roku tylko prez jakieś tam umieranie – machnęła dłonią z typowym dla siebie lekceważeniem, chociaż wiedziała doskonale, że będzie zwracała od tej pory większą uwagę na swój stan.
– Przez tę chemię są takie pyszne, S – wzruszyła niewinnie ramionami. – Od kiedy jesteś pro żywność bez chemii? – uniosła brwi z rozbawieniem, bo wiedziała, że pewnie ta faza jej minie. – Myślałam, że jedziemy do mnie, przyznaj, szykujecie coś! – zafalowała brwiami, bo jednak Sarka właśnie się sama wsypała!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Masz dwadzieścia pięć lat, nie piętnaście. Po za tym, jesteś dorosłą osobą, która sama na siebie i swojego syna zarabia, więc absolutnie ta różnica wieku wcale nie razi aż tak po oczach, no i Katie cię uwielbia... – pogładziła siostrę lekko po ramieniu, bo rzeczywiście tak było. Nie była bezrobotna i nie zaczynała dopiero studiów, więc wszystko było w porządku. Gorzej by było, gdyby zarówno państwo Clarence jak i Russell, poznali siostry na początku ich związków – wtedy byłoby raczej słabo. Szczególnie z tym ich tyci mieszkaniem, na bank by pomyśleli że lecą na hajs!
– Popieram, bo ja też nie mam teraz czasu na ogarnianie wszystkiego... – westchnęła cicho. Może i zrezygnowała ze studiów i rezydentury ale ogarnianie spraw fundacji, nawet świeżo otwartej, odrobinę dawało w kość. I to nie tak, że upodobniła się do Jacka, po prostu... teraz i ona miała jakieś fundusze, którymi mogła dysponować. Może i nie pracowała, ale to też było przejściowe. W końcu sobie coś znajdzie, nie?
– Od niedawna, po prostu jak poczytasz co jest w jedzeniu, to aż się zwraca. Słyszałaś z czego są parówki? – zapytała z rozbawieniem, ale zaraz przyłożyła sobie dłoń do czoła gdy zrozumiała, że już niemal się przyznała jakie są plany. – Nie... to znaczy... ugh. Tak, ale obiecaj, że będziesz udawała zaskoczoną, dobrze? Dzieciaki mnie zjedzą – uśmiechnęła się absolutnie słodko do siostry, składając dłonie jak do modlitwy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– No nie wiem – powiedziała trochę bez przekonania, bo koszmarnie się bała rodziców Alexa, sama nie wiedziała, dlaczego – może po prostu dlatego, że nie wyobrażała sobie ich jako teściów i dlatego, że nigdy ich nie poznała, a z Alexem właściwie o tym nie rozmawiali? Tak czy siak, pokiwała głową.
– Ogarniemy to, kiedy będzie pewne, że przeszczep się przyjął, a fundacja się rozkręci – stwierdziła z uśmiechem. Właściwie Meg uważała, że teraz to fundacja była pracą Sarah i przecież na tym również mogła zarabiać – oczywiście większość będzie szła na działalność, ale pracownicy fundacji musieli jakieś wynagrodzenie dostawać, right? Tak czy siak, pokręciła głową.
– Dlatego wolę nie czytać o jedzeniu, a o tym, że w parówkach jest wszystko poza mięsem wie każdy, słonko – powiedziała, patrząc na nią i nawet pokazała siostrze język, ale zaraz się zaśmiała cicho.
– Obiecuję, będę zaskoczona – puściła jej oczko, a potem kupiły co miały kupić i pojechały do domu Sarah.

ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[5.]

To zawsze wyglądało tak samo. Wargi nieśpiesznie wędrujące do góry w wystudiowanym uśmiechu. Wyćwiczone do perfekcji spojrzenie, zapewniające rozmówcę o jej niepodzielnej uwadze. I narastające w piersi uczucie duszności, jakby ktoś z pełną siłą postawił na niej stopę z zamiarem odebrania ostatniego tchnienia. Uciekaj, zdawał się krzyczeć instynkt samozachowawczy, gdy wolno sącząc wyjątkowo paskudnego szampana, przyglądała się swojemu narzeczonemu, który z niewymuszoną gracją wirował między kręgami towarzyskimi; od tych bliższych, zacieśnionych przez wspólne interesy, po te dalsze, będących jedynie nic nieznaczącym przystankiem, wynikiem przesadnej grzeczności, której tak nie znosiła, a która w pewnym momencie stała się nieodłączną częścią jej starannie wyreżyserowanego życia. Musiała grać rolę idealnej partnerki, pozbawionej skaz na charakterze; z podniesioną głową uczestniczyć w barwnej maskaradzie kłamstw i fałszywych pochlebstw, by ta iluzja wzajemnego szacunku i sympatii, rozciągająca się nad hotelową salą, nie została przypadkiem zakłócona. Chaos, który niewątpliwie by wybuchnął wraz z jej pęknięciem, zdawał się kusić i przyzywać; subtelnie wkradać się w myśli, prowokować do działania, którego finałem byłoby zwycięskie napawanie się smakiem wolności na języku... Nie. Gwałtownie potrząsnąwszy głową, odstawiła prędko prawie że pełny kieliszek na tacę elegancko ubranego kelnera, stale czającego się gdzieś w pobliżu, gdyby któryś z gości czegoś potrzebował. Nie oglądając się za siebie, z obawy przed spotkaniem rozczarowanego spojrzenia narzeczonego, skierowała się prosto do wyjścia, uparcie unikając kontaktu wzrokowego z mijanymi po drodze ludźmi. Odetchnęła dopiero w momencie wyjścia na zewnątrz, gdy powiew zimnego powietrza buchnął jej w twarz. Szlag - zostawiła w szatni swój płaszcz. Może powinna po niego wrócić...? Ale co jeśli wpadnie na kogoś znajomego i z powrotem wsiąknie w bagno, z którego usiłowała właśnie zbiec? Przeklinając parszywie pod nosem, niezgrabnie wyciągnęła z czarnej torebki telefon w celu zamówienia taksówki. W oczekiwaniu na jej przyjazd, zawzięcie ignorowała narastające stopniowo poczucie winy. Przecież nie popełniła żadnego przestępstwa; jedynie zdecydowała się na nieco przyśpieszony powrót do domu. Tylko dlaczego po władowaniu się na tylne siedzenie taksówki, nie podała kierowcy właściwego adresu, a poprosiła cicho, by wysadził ją kilkanaście przecznic dalej?
Bo była cholerną oszustką. Odrzucając i tę irytująco prawdziwą myśl, zapłaciła mężczyźnie należną kwotę i wysiadła z auta, uważając przy tym, by nie zrujnować czarnej sukni, która nijak wpasowywała się w tę zwyczajną, prostą scenerię, jaką była stacja benzynowa. Bez okrycia wierzchniego w środku nocy, w szykownej kreacji przyciągała niechcianą uwagę, ale była zbyt pochłonięta zdeterminowanym przemierzaniem sklepu, by się tym przejąć. Obejmując się ciasno ramionami, stanęła wreszcie przed najbardziej interesującym ją regałem, wzrokiem już przelatując po znanych bardziej i mniej etykietach. Ostatni raz, wmawiała sobie w duchu, doskonale wiedząc, że było to jedynie kolejnym kłamstwem, tym razem zaserwowanym przez nią samą.
  • Obrazek<br>He said, It's not now or never, wait ten years, <br>we'll be together. I said, Better late than never, <br>just don't make me wait forever.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

IX

Czekając na czerwonym świetle z rosnącym poirytowaniem, który nakręcał w swojej głowie wyłączył radio, do tej pory serwujące mu same smętne utwory. Z westchnieniem podparł głowę, opierając się łokciem przy szybie i z nieco pochyloną głową oraz uniesionym wzrokiem wyczekiwał koloru, pozwalającego ruszyć w dalszą drogę.
Opuścił swój klub wyjątkowo wcześnie, przełamując tym samym rutynę, w której to po ogarnięciu spraw zostawał do końca imprezy, pijąc, szprycując się kolejnymi kreskami, a potem wracając do swojego apartamentu z kolejną nieznajomą, którą następnego dnia grzecznie jak tylko mógł wypraszał albo czekał, aż sama zrezygnuje.
Dzisiaj nie był kompletnie w nastroju na takie rzeczy. Chociaż dwie pierwsze rzeczy i tak miał odhaczone, to musiał pogrążyć się w swojej samotni. Niespodziewanie nadszedł czas na podsumowanie osiągnięć po tymczasowej przeprowadzce do Seattle. Oskarżenie o przemyt narkotyków, postrzał z broni, kłopoty z nieletnimi w klubie oraz niekończąca się konfrontacja z przeszłością. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie normalnie? Tylko co to oznacza w jego przypadku? Wydawało mu się, że tak wiele nie pragnął. Chciał tego, co w jego mniemaniu, po prostu mu się należało. Droga, jaką musiał przebyć była niczym wspinaczka na K2 i usłana lawiną skandali oraz zdradzieckimi zagrywkami ze strony własnej rodziny.
Zielone światło zapaliło się na sygnalizatorze, umożliwiając mu ruszenie z krótkim piskiem opon po nieco zbyt gwałtownym wciśnięciu pedału gazu. Ponownie rozpędzał się po niemal pustych ulicach miasta. Jego sylwetka była równomiernie rozświetlana przez latarnie, ustawione po obu stronach ulic w idealnych odstępach. Trzymając kierownicę jedną ręką drugą penetrował wewnętrzne kieszenie marynarki, szukając paczki papierosów, która ku jego większemu niezadowoleniu nie tkwiła w miejscu, w którym powinna. W idealnym momencie dostrzegł w oddali podświetlone logo jednego z koncernów paliwowych. Dość gwałtownie zmienił pas, zjeżdżając z trasy prowadzącej przez Downtown i kierując się na północy-zachód do Ballard.
Jego Aston Martin One-77, koloru białego, przejechał między stacjami, robiąc trochę więcej hałasu, niż zwykłe samochody dla zwyczajnych osób. Zatrzymał się w miejscu, w którym prawdopodobnie nie powinien, lecz silnik został zgaszony a kluczyk wyjęty. Opuścił swój pojazd, doświadczając podmuchów zimnego wiatru, które nie wpływały na niego tak bardzo, poza rozrzuceniem blond włosów w nieładzie. Pewnym krokiem przemierzył odcinek do sklepu, ignorując spojrzenia innych, upewniając ich w przekonaniu, że ma się za kogoś lepszego. Po rozsunięciu się szklanych drzwi wszedł do nie tak dużego pomieszczenia, w którym rozbrzmiewała przyjemna, niczym salonowa muzyka, która miała chyba na celu ukojenia nerwów by kupić coś więcej poza paliwem.
Przemierzał środkową alejkę, zdeterminowany, by zdobyć to, czego właśnie chce i wyjść. Jego wzrok powiódł jednak na prawo, w stronę lodówek, w którym znajdowały się wszelakiej maści napoje oraz lekkie alkohole. W tej samej sekundzie wymienił nic nieznaczące spojrzenia, ot ludzki odruch, ze swoją damską kopią, ubraną elegancko i całą na czarno. Nie zatrzymał się, zabrał swoje oczy i podszedł do lady. Rzucił kasjerowi markę papierosów, którą chciał nabyć, zupełnie go jednak ignorując. Spojrzał na półki za nim, wertując wzrokiem po rozmaitych butelkach z alkoholami. Skrzywił się w grymasie widząc tylko najgorsze szczyny, które mogły być rarytasem dla innych, lecz nie dla niego. W końcu poprosił o Jacka Danielsa, który zdawał się być królem wśród całego tego panteonu, a którego porzucił w okolicach studiów.
Mając wszystko co trzeba rzucił zielone na ladę, schował fajki i chwycił butelkę za szyjkę, odwracając się i ruszając ku wyjściu. W tej samej chwili mijał się z Cordelią, z którą raz jeszcze przyjrzał się sobie nawzajem badawczo. Widząc, co niesienie do zapłacenia, hardo obejmując cały zestaw ramionami wydał z siebie dźwięk rozbawienia z ukrytą, chociaż nie całkiem, nutą pogardy. Słysząc jej ostrą, pytającą reakcję na jego odruch, chciał po prostu odejść, by nie pogrążać jej bardziej, ale…
-Co, rzucił cię jakiś frajer? Czy to ty uciekłaś sprzed ołtarza i teraz będziesz topić smutki zalewając się i przekonując, że zrobiłaś dobrze? – ocenił kobietę i jej patetyzm dwoma pytaniami widząc, do czego zmierza jej noc, w której u niej nic się nie zgadzało, ani w miejscu, ani w stroju, ani w czynnościach.
Zostawiając ją ze swoją oceną szedł dalej, jeszcze przed rozsunięciem drzwi odkręcając butelkę whisky, z której pociągnął parę łyków, zbliżając się leniwym krokiem do swojego samochodu. Wrzucił butelkę gdzieś za siedzenie dwumiejscowego pojazdu. Wyciągnął papierosy i ściągnął folię, którą puścił na wietrze, wyciągając jedną sztukę, którą wsunął luźno między swoje wargi i podpalił, czując niezwykłą ulgę. Nie zdążył pociągnąć ledwie dwa razy, kiedy usłyszał za sobą zmysłowy, seksowny stukot szpilek, których dźwięk narastał mu w uszach, a częstotliwość uderzeń znacząco sugerowała o stanie ich właścicielki oraz o nieuchronnie zbliżającej się konfrontacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekPięć.
ObrazekTyle osób stało przed nim w kolejce do kasy, w oczekiwaniu na obsłużenie przez młodzieniaszka z plakietką "uczę się", która najpewniej miała uzasadnić ruchy tak powolne, że Sean, z lekką obawą o zdrowie chłopaka, zastanawiał się czy nie powinien wezwać karetki, bo żaden zdrowy człowiek nie powinien tak wolno wydawać reszty. Może był został otruty, a - krążąca już w jego krwiobiegu - trucizna trawiła jego ośrodkowy układ nerwowy spowalniając przepływ informacji między mózgiem i mięśniami?
ObrazekTo byłoby nawet ciekawe - morderstwo na najbardziej sennej stacji benzynowej w Seattle. Albo nawet najnudniejszej stacji benzynowej w całym, pieprzonym stanie Waszyngton.
ObrazekJezu, jeszcze hot dog!
ObrazekPokręcił głową i, starając się tego nie czynić zbyt głośno, wypuścił powietrze przez nos, próbując znaleźć ujście dla, narastającej w nim, frustracji. Uważał, że ktokolwiek wpadł na pomysł przekąsek na stacjach benzynowych musiał być prawdziwym wcieleniem Szatana pragnącym zniechęcić wszystkim kierowcom rytuał tankowania samochodów - rzecz, która nie powinna zajmować dwa razy więcej czas niż trwa napełnienie baków. Niestety, od wielu lat obserwował jak kasy na stacjach paliw zmieniają się w cholerne bistro na wynos, czego najbardziej spektakularnym skutkiem (oprócz, oczywiście, narastającego problemu niezdrowych nawyków żywieniowych) było, dramatyczne wręcz, wydłużenie kolejek do kasy, a tym samym, czasu niezbędnego do zapewnienia swojemu pojazdowi ilości oleju napędowego potrzebnej do kontynuowania podróży.
ObrazekOderwał wzrok od, wyjątkowo hipnotyzującego widowiska, jakim było podgrzewanie bułki przez Pana Ślamazarnego Kasjera i zawiesił oko na półce obok. Napoje energetyczne biły się o jego uwagę z czipsami, brelokami do kluczy i powieścidłami w miękkich oprawach.
ObrazekO. Promocja. Każda książka za cztery dziewięćdziesiąt dziewięć. Anderson bezrefleksyjnie omiótł wzrokiem okładki, ale żadna nie zachęcała go do zakupu, choć rozpoznał jeden z tytułów: "Cursed" autorstwa Roberta Browna. Czytał to kiedyś, lecz wszystko, co z niej zapamiętał to, że z autora ani żaden Robert Ludlum, ani Dan Brown. Bliżej mu było też do Grahama Mastertona niżli Stephena Kinga, choć ponoć sprzedawał się całkiem nieźle.
ObrazekCztery.
ObrazekPrzy tym tempie obsługi, zanim zapłaci, cena za baryłkę ropy może podskoczyć.
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie był wielkim entuzjastą prowadzenia auta w nocy. Ba, określenie, że Lysander nie lubił siadać za kółkiem po zmroku, stanowiło w zasadzie daleko idący eufemizm. Muzyk szczerze nienawidził ciemnych ulic oraz, a właściwie przede wszystkim, przechodniów-idiotów, którzy potrafili pchać się mu niemalże pod maskę, zupełnie ignorując prawidłowe przejścia dla pieszych. Oczywiście przystrojeni w czarne kurtki, gdzie wisienką na torcie stanowił całkowity brak choćby jednego odblasku, przez co niektóre postacie potrafiły pozostawać niezauważone praktycznie do ostatniej chwili. Szczęśliwie, ta konkretna noc nie postanowiła ponownie testować refleksu młodego artysty, zakończywszy swoje złośliwości jedynie (a może aż) na zapalonej ikonce w kształcie zbiorniku paliwa na desce rozdzielczej. I jakkolwiek z motoryzacją nie miał zbyt bardzo po drodze, tak zakodował gdzieś z tyłu głowy ojcowskie narzekania o tym, aby nie jeździć na rezerwie, ponieważ w każdej chwili mógł się doigrać i, tak jak stary Hwang za młodu, zostać gdzieś pośrodku niczego, na jakiejś trasie z Wypiździejewa Dolnego, bez nawet jednego mililitra paliwa w baku. A dodając do tego jeszcze fakt, iż ostatnio wytwórnia uwielbiała wysyłać go gdzieś poza Seattle na sesje zdjęciowe, wizja szczerego pola w środku nocy stawała się aż nazbyt realna. Pomijając oczywiście samą kwestię jego psiego szczęścia.

- Hej. Dzwonię, bo się spóźnię i-... Co? Nie, nie, jest okej, zaraz będę. Musiałem jeszcze zatankować - wymamrotał do trzymanego przy uchu telefonu, kiedy zdecydował się wejść do środka, aby zapłacić za zatankowane paliwo. W środku raczej nikt nie powinien się czepiać o zakaz smartphone'ów.
Rozmowa stanowiła jedno z wielu grzecznościowych połączeń, aby Eden nie odchodziła od zmysłów, kiedy nagle trasa chłopaka do jej domu wydłużyłaby się podejrzanie o dwa razy tyle. Naprawdę ostatnim, czego chciał słuchać po późnym powrocie z pracy były jęki o to, że się martwiła. Bo jakkolwiek zaniepokojenie drobnej Azjatki stanowiło w teorii coś pozytywnego, tak jednak wolał go uniknąć.
Niewiele myśląc, ustawił się w kolejce zaraz za nieco wyższym od niego mężczyzną, wciąż mając na linii swoją dziewczynę i wychylając się lekko zza Seana, policzył osoby stojące w kolejce, aby mniej lub bardziej oszacować, ile zajmie mu pobyt na stacji.

Raz. Jako pierwszy w kolejce stał jakiś młody, czarnoskóry chłopak w wyciągniętych dresach. Właśnie odbierał do rąk hot-doga.
Dwa i trzy. Trucker. Ewidentnie. Kto inny nosiłby tak ohydną czapkę z daszkiem z logo firmy przewoźniczej? Może powinien podejść do tego stojącego za nim mundurowego i zgłosić gwałt na estetyce?
Cztery Kobieta w średnim wieku. Rozkojarzona. Szukała czegoś w torebce. Jej mina wyrażała więcej, niż tysiąc słów. Możliwy spoiler, że tylu właśnie użyje do zadawania pytań biednemu kasjerowi. Lysander mógł się założyć, iż już zapomniała, z którego stanowiska tankowała.
Pięć. Och, i tutaj zaczynały się przysłowiowe schody. Młoda blondynka, być może równolatka Hwanga, trzymająca na rękach psa w rozmiarze przeciętnego bochenka chleba. Tyle tylko, że na wyroby piekarniane nie miał uczulenia. Czy naprawdę Pimpek nie mógł poczekać tych pięciu minut w aucie? I dlaczego nikt z obsługi nie zwrócił jej uwagi? Niby pies grzecznie leżał w jej ramionach, ale sam fakt...
Sześć. Machinalnie naciągnął swoją czarną maseczkę na nos, wyraźnie chowając się za wąsatym nieznajomym, jakoby właśnie Anderson stał się jego tarczą na alergię.
- Jednak trochę mi zejdzie, przepraszam - westchnął, odsuwając telefon od twarzy, a następnie przyciskając na ekranie czerwoną słuchawkę. Nawiasem, mając wielką nadzieję, że nie wyjdzie ze stacji z równie czerwonymi plamami na ciele, jeśli blondynce przyjdzie do głowy postawienie psa na ziemi lub podejście z nim bliżej niego. Może powinienem zapytać, ile ten tutaj, przede mną, już stoi? Widzę, że kasjerowi jakoś niespieszno... Ach, ale co mi to da?
- Pan jest ostatni, prawda? - zwrócił się ze sztuczną niepewnością, do nieznajomego przed nim, unikając kontaktu wzrokowego. Bardziej wodził oczami po klientach między sklepowymi półkami, którzy jeszcze nie zdążyli ustawić się do kolejki. Jak na prawie dwudziestą drugą, ruch był zaskakująco spory.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”