WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

IV

Prowadzenie własnej działalności kojarzyć by się mogło z mnóstwem wolnego czasu, górą siana i wiecznymi wakacjami na egzotycznych wyspach gdzie tubylcy zrywają z palm kokosy i podsuwają nam je w formie drinków z długą słomką i palemką. Nic bardziej mylnego. Od kiedy Molly postanowiła utopić znaczną część swojej wygranej w niecodziennym biznesie jakim był zakład pogrzebowy, nie miała czasu praktycznie na nic. Głównie spowodowane to było tym, że w tematyce pogrzebowej była kompletnym laikiem więc na pierwszym miejscu znalazło się zdobywanie wiedzy. Bardzo korzystne okazało się przejęcie interesu wraz z personelem, który nie dość, że był zgrany to jeszcze sugerował co i kiedy powinna zrobić dwudziestosiedmiolatka.
Może to zabrzmi okropnie, może okrutnie ale im więcej ludzi opuszczało planetę, przynajmniej w wymiarze fizycznym, tym szybciej rósł jej dochód na koncie. I wcale nie życzyła nikomu źle. Po prostu taka była kolej rzeczy i ktoś musiał zajmować się godnym przeprowadzeniem procesu ostatniego pożegnania człowieka na tamten świat – świadomie wzięła ten „ciężar” na siebie. A to, że często spotykała się z niezrozumieniem wcale jej nie przeszkadzało, wręcz odwrotnie. Lubiła o tym mówić jak o czymś normalnym, przeciętnym, codziennym. Bo takie właśnie powoli się stawało – zwyczajne.
Przechodząc tuż obok kawiarni trudno było udać, że ze środka nie wydostaje się cudowny aromat świeżo zmielonych ziaren, niedawno przywiezionych ciast i spienianego mleka. Ta mieszanka była tak oszałamiająca, że nawet wiecznie spóźniona i biegnąca Molly musiała stanąć, zacisnąć zęby i... wejść.
– Coś z największą ilością mleka – wyjęła portfel nie mając czasu zastanawiać się nad tym czy woli kosztować kawy z rozkoszą czy jednak woli napój stawiający na nogi w kilka minut. To miała być szybka akcja zakończona finiszem na progu ale gdy tylko odwróciła się od lady jej wzrok powędrował na zwieszoną czarną czuprynę i znajomą sylwetkę jej właściciela. Ile to minęło od ich ostatniego spotkania. Dwa lata? Może nawet ciut więcej. Gdyby chciała policzyć ile wspólnie wypili szotów, ile stracili nocy bawiąc się w klubach, ile razy odprowadzali się nad ranem... I nagle się popsuło, coś poszło nie tak. Jeden, niewinny pocałunek pod wpływem dużej dawki alkoholu. W jej pamięci z tamtej nocy zostało niewiele. A najtrwalszym szczegółem jaki wręcz wrył się w jej wspomnienia była głupia zerwana zasłona, którą dostrzegła po otwarciu oczu tuż przed południem. Obraz zdewastowanego pokoju jak po tornadzie, zrzucone z komody rzeczy, lampka nocna połowicznie wystająca zza łóżka i ubrania, których kompletowanie zajęło dłuższą chwilę. Ale nie to było w tym wszystkim złe. Złe było to, że Molly miała 70 nieodebranych połączeń od swojego jeszcze wtedy chłopaka a w późniejszym czasie męża. Zdradziła go z najlepszym kumplem. To był jeden, jedyny raz. Po długiej rozmowie postanowili zachować to dla siebie bo o ile Monty był singlem i mógł robić co tylko chciał, tak blondynka wierzyła, że ów sekret może zrujnować jej przyszłości i spowodować rozstanie z miłością życia. Tak, tą samą „miłością” która kilka miesięcy temu wymierzyła jej ostry policzek i doprowadziła do zerwania kontaktów nawet z rodziną. Cóż za fatalne zakończenie opowieści rodem z bajki.
Nie mając już zupełnie żadnych uprzedzeń postanowiła najciszej jak tylko się da wsunąć tułów za blat po drugiej stronie stołu i cierpliwie czekać. Nawet jeśli chciałaby go przestraszyć to wydawał się tak padnięty, że nie miała do tego sumienia. Zamiast przerwać mu krótką drzemkę siedziała i w ciszy popijała niemal mleczny napój. – Dzień dobry słońce – zieleń jej oczu w jednej chwili utonęła w niemal czarnych tęczówkach wyraźnie rozleniwionego mężczyzny. – Bardzo dawno Cię nie widziałam. Mam nadzieję, że mnie nie unikałeś – przezornie zasugerowała z odrobiną przekąsu, że to on omijał ją szerokim łukiem choć prawda była zupełnie inna, gorsza.
– Dlaczego bogatych. Wieści tak szybko się rozchodzą? – nagłe kupno domu, nowa działalność i nienajgorszy samochód na podjeździe nie był żadną tajemnicą ale Molly nigdy nie obnosiła się z tym, że los się do niej uśmiechnął zaraz po tym jak sprzedał jej największego kopniaka w historii. – Zakładam, że wiesz też o rozwodzie – i tutaj nie było się czym szczycić ale z uwagi na stare czasy i naprawdę dobry kontakt nie czuła skrępowania mówiąc o tak osobistych wydarzeniach. Z resztą kiedyś mówiła mu dużo, dużo więcej, szczególnie gdy wypiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Początkowo uważnie przyglądał się jej twarzy, wpatrzony głównie w jej szmaragdowe oczy, mocno sugerujących jej rodzinne korzenie. Przez jej obraz starał się nadrobić czas, w których ilość ich spotkań drastycznie się obniżyła. Była to chyba najdłuższa przerwa odkąd się poznali. Prozą życia było to, że przerwa zakończyła się w zwykły dzień, w sieciowej kawiarni, gdzieś w centrum miasta. Nie była to jednak niczyja wina. Życie parło do przodu, narzucając ich dwójce więcej obowiązków, co pochłaniało czas i zapewne skutecznie umniejszając chęci na dużą dawkę rozrywki co tydzień. Monterrey żałował tego, że nie było jak dawniej. Molly była jedną z osób, dla których odwiedzał rodzinne strony, wyrywając się ze słonecznej Kalifornii w trakcie swoich studiów. Ich wspólne imprezy wciąż były żywe w jego głowie i nawet za nimi tęsknił.
Rysą na ich znajomości była noc, podczas której zbliżyli się do siebie aż za bardzo. Czy żałował? Raczej nie. W końcu blondynka była bardzo atrakcyjną osobą. Łatwo mu jednak było mówić, gdyż był wolny ptakiem i nie miało to wpływu na jego życie tak bardzo, jak w przypadku Molly. I choć sam może nie darzył szczególną sympatią jej ówczesnego chłopaka, a jak się później okazało męża, to nie miał zamiaru robić niczego, co by jej zaszkodziło. Oboje szybko doprowadzili ich relację do ładu, zostawiając ich wspólną noc za sobą. Żałował tego tylko z tej perspektywy, iż po tym wydarzeniu ich kontakt zaczął zanikać. To doprowadziło ich do miejsca, w którym znajdowali się obecnie.
- Starałem się nie. – odparł na wstępnie żartobliwie. – Praca pochłania zdecydowanie dużą część mojego czasu i jak mam dzień wolny dla siebie, w którym nie odsypiam, to jest duży sukces. Nie mówiąc o całym wyjeździe. Wciąż staram się to ogarnąć i nie jest łatwo. – usprawiedliwił się typową wymówką, ale w jego przypadku jakże prawdziwą. Nie mógł już tak sobie pójść spontanicznie do baru, napić się, a potem kurować się w pracy. Był również na początku swojej rezydentury, więc miał jeszcze sporo nauki teraz i przed sobą.
- A myślisz, że się nie rozchodzą? Czytałem o wygranej w prasie, chociaż nie wiedziałem, że to ty. Potem ktoś mi o tym wspomniał. No więc przyznaj się, na co roztrwaniasz swoje pieniądze? – zapytał, w końcu siadając w miarę prosto, bo lekko pochylił się nad stołem. Upił jeszcze szybko kawę, a następnie chwycił za małą łyżeczkę. Co prawda słyszał to i owo od jakichś ich wspólnych przyjaciół jeśli chodzi o Molly, ale chciał wiedzieć więcej, jak jej się teraz żyje. Doszły go słuchy, że ma bardzo fajny dom i dość niespodziewany biznes. Zabawne, że był trochę po drugiej stronie barykady, starając się nie dopuścić do tego, by Molly miała klientów. Niemniej, mówiąc lekko makabrycznie, teraz zawsze miał kogo polecić do organizacji ostatniej posługi.
Na pieniądze sam nigdy nie narzekał. Jego rodzice byli renomowanymi lekarzami, do tego wykładowcami na uniwersytetach i autorytetami na różnego typu konwentach czy zebraniach. Zarabiali bardzo dobrze, co zawsze było widoczne w jego życiu. Po odziedziczonych pieniądzach mógł spokojnie je zainwestować i żyć jak król nic nie robiąc, a i dzieci miały by godne życie. Mimo wszystko, żyjąc w lekarskiej rodzinie, też odczuł powołanie, chociaż nigdy nie określał swojego wyboru, traktując pracę w szpitalu jak każdą inną pracę.
- Masz ochotę spróbować? – zapytał w międzyczasie, kosztując pierwszą porcję swojego wiśniowo-czekoladowego ciasta. Teraz czuł się przyjemnie wypieszczony. Od rana miał ochotę na coś słodkiego. I choć nie został powalony na ziemię przez smak, to jednak w tych okolicznościach smakowało bardzo dobrze. Podał jej łyżeczkę, jednocześnie słysząc o rozwodzie. Przypatrzył się jej znów nieco uważniej i pokiwał twierdząco głową, zgarniając trochę swoich włosów z twarzy, które w zbyt dużej ilości na nią opadły. – Tak, doszły mnie słuchy. Nie wiem tylko, czy mam współczuć czy mówić, że to dobrze. Jestem zadowolony wtedy, kiedy ty jesteś. Chociaż mam nadzieję, że spotyka cię więcej dobrego. A jeśli chcesz się z tego wygadać, to śmiało. – odpowiedział, nie chcąc jej truć o tym, że jest jeszcze młoda, ładna i na pewno kogoś sobie znajdzie. Może jednak powinien to zrobić? Ale to było zbyt oczywiste, że kogoś sobie znajdzie. Nie mieszkali przecież na wsi. W duchu może nawet lekko się cieszył, że do tego doszło, bo czuł, że Molly zasługuje na kogoś więcej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko mogła cofnąć czas i wrócić do dnia kiedy poznała tego dupka, który spieprzył jej jakąś część życia. Gdyby tylko miała możliwość przewidywania przyszłości i tego co może się wydarzyć wcale nie przedyktowałaby swojego numeru telefonu, który zapisał na wymiętej chusteczce. Mogła się nadal bawić, pracować i spotykać z ludźmi, którzy sprawiali, że czuła się dobrze. Ale popełniła cholerny błąd, który kosztował ją dwa lata wyrwane z życia. W sumie mogła przyrównać ten okres do przebywania w więzieniu lub odbywania wymierzonej kary przy pomocy dozoru elektronicznego. Bo tak właśnie żyła. Dałaby wiele żeby wrócić do czasów studiów bo wtedy było jakoś łatwiej i bardziej beztrosko. Za wszystko płacił ojciec a rozbita rodzina, z której pochodziła była doskonałym pretekstem do fundowania tego czego tylko chciała. Coś w rodzaju zadośćuczynienia za spieprzone dzieciństwo i rozwód w jednym.
Czy miała o to żal i pretensję? Może kiedyś tak ale nowe problemy przyćmiewały skutecznie te stare pokrywając je warstwą kurzu i zapomnienia. To teraz najmniej istotne bo nie była już małą dziewczynką ale kobietą, nad którą wisiało widmo nieubłaganie zbliżającej się trzydziestki. Magiczna liczba przed uzyskaniem której chciałaby do czegoś dojść, coś osiągnąć i mieć satysfakcję z tego, że nie do końca wszystko poszło nie tak. Dostała szansę i kiepsko byłoby ją zmarnować. Bo tak właśnie podchodziła do magicznej wygranej zasypującej ją górą martwych prezydentów na zielonym papierze.
Tak jak liczne grono zapaleńców traktowało nowy rok jako idealny moment do rozpoczęcia lepszego etapu w swoim życiu podpinając pod zdjęciem hasztag „nowy rok nowy ja”, tak ona dzień przelewu na konto odebrała jako znak do spojrzenia w przyszłość bo przecież wszystko dzieje się po coś.
Prawdopodobnie.
– Cicho wątpiłam, że dojdziesz aż tak daleko ale mówię to tylko dlatego, że teraz mi głupio. – są studia mniej i bardziej wymagające a to jaki tryb życia prowadził Monty automatycznie skreślało go jako kandydata na tak poważne stanowisko jakim był lekarz, bez względu na specjalizację. Mimo to musiał znaleźć czas na wtłoczenie do głowy ogromu wiedzy, która pozwoliła mu zawędrować do miejsca, w którym znajdował się dziś. Naturalnie w przenośni bo nikt nie mówi o pierwszej lepszej kawiarni a o etapie w życiu. – Pewnie mama powtarza Ci to w kółko ale ja też muszę – wyprostowała się, obcięła go wzrokiem od góry do dołu. – Jestem z Ciebie dumna - kiwnęła głową pół żartem, pół serio na znak szacunku. Fajnie jest mieć znajomego lekarza. Zwłaszcza, że ich profesje były w pewnym stopniu powiązane i pewnie nie raz i nie dwa Molly w przypływie dobrego nastroju będzie namawiać go na wsuwanie swoich wizytówek w dłonie roztrzęsionych rodzin chwilę po utracie bliskiej osoby.
Najgorsza z wersji czarnego humoru.
– Z wygranej zostało już mało co ale – uniosła do góry palec wskazujący prawej dłoni. – Nie przechulałam pieniędzy w kasynie. Zainwestowałam w przyszłość – zaczęła dość tajemniczo choć nie miała najmniejszego zamiaru ukrywać na co wydała kasę. – Kupiłam dom, auto i zakład pogrzebowy – dopiero teraz uniosła kubek i upiła jeszcze ciepłej kawy. Lubiła sprawdzać reakcję ludzi na tą informację bo zazwyczaj mało kto jej wierzył. Prawie jakby opowiadała, że na podwórku trzyma jednorożca a to zakład pracy jak każdy inny tylko mniej przyjemny dla otoczenia.
– Chętnie – odebrała łyżeczkę i przysunęła talerzyk bardziej na środek oddzielając sprawnie niewielki fragment słodkości od reszty. – Mmm… pycha – oddała wszystko w stronę właściciela wiedząc, że gdyby nie ten gest to bez skrupułów zjadłaby mu wszystko a dziś jeszcze nie miała w ustach porządnego śniadania więc wypadałoby od tego zacząć. – Bardzo dobrze się stało – odwróciła głowę w bok patrząc gdzieś w kierunku unoszącej się pary. Mimo upływu czasu ciągle było jej głupio, że zaufała komuś kto tak bardzo ją zranił. Jeszcze nie tak dawno temu właśnie z tego powodu znacznie podupadła na zdrowiu i to wcale nie fizycznym jednak teraz było już lepiej. Powoli uczyła się mówić o tym co było przezwyciężając poczucie częściowej winy. Zawsze gdy działo się coś złego brała na ramiona chociażby część ciężaru odpowiedzialności sądząc, że skoro brała w tym udział jest współwinna. Ale tak wcale nie było co wałkowała przez długie godziny na kozetce u psychologa.
– Skurwysyn zamknął mnie w domu jak w jakiejś złotej klatce. Mogłam wyjść do pracy i ewentualnie do sklepu. A zauważyłam to dopiero wtedy gdy pierwszy raz uderzył mnie w twarz. Chyba tego potrzebowałam bo wreszcie przejrzałam na oczy – uśmiechnęła się sztucznie łagodząc tym zwięzłą i mało przyjemną historię. Upchała dwa lata życia w czterech zdaniach. – Okazał się perfekcyjnym manipulantem umiejącym grać na uczuciach innych ale ten etap mam już za sobą i w sumie tyle mi po nim zostało – wyciągnęła zza bluzki złoty łańcuszek, na którym wisiała obrączka i pierścionek zaręczynowy. – A, zapomniałabym. Tata go nieźle oskubał ale zasłużył na to - i tutaj miała głęboką nadzieję, że długo żadna nie poleci na jego kabriolet, w którym po wszystkim chyba przyszło mu mieszkać i żyć.
Zemsta jest słodka.
– Tyle o mnie. Teraz opowiedz mi coś o sobie. Co robiłeś, gdzie byłeś, jak się pracuje w szpitalu i chce wiedzieć o Twoim najciekawszym przypadku ze szczegółami. – pręt w głowie, człowiek nabity na ogrodzenie domu, a może kilka ofiar karambolu w jednym czasie? Zdecydowanie za dużo TV…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się pod nosem na słowa Molly, mając na twarzy mały, triumfalny uśmieszek. Bynajmniej nie był zły na to, że gdzieś do końca nie wierzyła, bądź nie spodziewała się, że uda mu się przebrnąć studia i zacząć pracę w szpitalu. Zdawał sobie sprawę ze swojego charakteru i tego jak jest, jak żyje, jak się zachowuje. Stwarzał pozory dla świata, które gryzły się z tym, kim był albo też kim potrafił tak naprawdę być. Poza tym, na Molly nigdy nie mógł się gniewać.
- Dziękuję. I cieszę się, że jesteś dumna. Ja też jestem z siebie. Pewnie bym tego nie przyznał, ale czułbym się źle, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. – odrzekł, dzióbiąc jeszcze swoje ciasto, zanim podał je swojej towarzyszce z naprzeciwka, zamyślając się na moment nad tym, co powiedział. W głównej mierze chodziło mu oczywiście o pamięć o ojcu, który chyba też byłby z niego dumny. Jego brak podczas rozdawania dyplomów był jak dotąd największą wyrwą w jego sercu. Czasem nawet marzył, że może kiedyś będą pracować razem, albo w jednym miejscu. Teraz przynajmniej mógł godnie nosić jego nazwisko i kontynuować małą, rodzinną, zawodową tradycję.
- Dobrze. A teraz mi powiedz, skąd do cholery wytrzasnęłaś pomysł na prowadzenie zakładu pogrzebowego? – zapytał, podczas gdy blondynka zajadała się jego ciastem. – Mogłaś w zasadzie zrobić z pieniędzmi wszystko. Zainwestować, rozkręcić jakiś biznes, otworzyć sklep, otworzyć bar albo klub, w którym dostawałbym darmowe drinki. Jakoś nigdy nie zauważyłem twojej pasji do zmarłych osób. – Monty spojrzał na nią nieco znacząco, by mu się zaraz wytłumaczyła z takiej decyzji. Zastanawiał się, czy sama chociaż brała udział w jakiejś kremacji czy pochówku nieboszczyków w ziemi. Czy przygotowywała ich blade, zimne ciała na elegancką, ale smutną uroczystość. Osobiście, chciałby to zobaczyć.
Ton ich rozmowy stał się nieco poważniejszy, kiedy jego przyjaciółka wspominała mu o swoim małżeństwie. Monterrey patrzył na nią uważnie, zawieszając ramię na oparciu siedzenia, a palcem drugiej ręki wodząc po krawędzi swojego kubka z kawą. Jej mąż nigdy za bardzo mu się nie podobał. I właśnie w tym momencie czuł żal do siebie, że nie powiedział jej o tym w porę, bo tak może uchronił by ją od tych złych rzeczy. Zamiast tego godził się i wspierał w każdej jej decyzji, co pewnie świadczyło o nim dobrze, ale sam czuł, że to było za mało. Poszedł po najmniejszej linii oporu, tylko przytakując, a nie doradzając. Inna sprawa, że okres jej małżeństwa przypadł na okres jego studiów i bycia poza domem. Ich kontakt nieco przygasł, więc stał się nieco nieobecny w jej życiu.
- Cieszę się, że odżyłaś, bo nie mógłbym patrzeć na to, jak żyłaś. Znajdziemy Ci nowego męża. Nie martw się. – odrzekł, zrzucając z nich trochę ten ciężki temat. Na szczęście, było już dobrze, skoro w ogóle była w stanie o tym rozmawiać bez żadnego żalu. – Brawo dla taty. – przytaknął jeszcze z uśmiechem na wieść o tym, że jej rodziciel oskubał jej byłego z kasy. Osobiście miał okazję przypatrzeć się mu raz. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś, komu powinno się podskakiwać. Zwłaszcza, jeśli z pochodzenia był Irlandczykiem. Niemniej, pomimo ładnej buzi, eleganckich ciuchów, czy dodatków Monterrey też w kaszę sobie nie dawał dmuchać. Potrafił odpyskować a jak trzeba było, to w ostateczności mógłby wyskoczyć z pięściami. Tak by się pewnie stało, gdyby jej były mąż dalej by ją nagabywał. Teraz był na miejscu, więc mógł mieć na nią oko.
Przerzucając temat rozmowy na jego osobą Monterrey jakby się przygotował siadając znów w miarę prosto, popijając swoją kawę. Przeczesał jeszcze swoje włosy, które już w zbyt dużej ilości opadł mu na twarz. Potrząsnął głową, by ułożyły mu się jakoś w artystycznym nieładzie.
- Nie wiem nawet od czego zacząć… wróciłem tutaj, chociaż w zasadzie mogłem zostać w Kalifornii. Przyjęto mnie na staż w Los Angeles i Sacramento. Nie było to łatwe, zostawić taką ładną pogodę i te plaże. Stwierdziłem jednak, że nie jest to duża odległość od Seattle, więc zdecydowałem się wrócić. I chyba też nie żałuję. Mieszkam w Ballard. Pracuję w Swedish Hospital. Ukończyłem staż. A teraz głównie babram się we krwi pacjentów. Jest super. – odrzekł unosząc lekko kąt ust do góry. – Mam za sobą pierwszy, dwunastogodzinny dyżur. Zdecydowanie nie polecam. Próbuję sobie to wszystko poukładać jeszcze. Czasem nie mam czasu kompletnie na nic i dni uciekają mi spod palców. A czasem jest spokojnie i można się wynudzić. Jak to w szpitalu. – wzruszył delikatnie ramieniem, po czym zaczął szukać w pamięci czegoś ekstra, skoro już zapytała go o jakieś ciekawe przypadki z którymi się zetknął podczas swojej niedługiej kariery. – Widziałem parę interesujących przypadków. Na przykład złamaną rękę w drugą stronę niż naturalne zgięcie. Parę erotycznych wypadków też zdążyłem doświadczyć. Wibrator wepchany całkowicie do ciała i to bynajmniej nie u kobiety. Dzień jak co dzień. – dodał spokojnym głosem, bo dla niego była to już rzeczywistość. Przestał już nawet oglądać horrory, bo wiały nudą w porównaniu z tym, co mógł mieć na żywo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Widzisz, ja nie poszłam w ślady ojca bo o ile jakimś cudem udałoby mi się przebrnąć przez studia, to czuje, że byłabym bardzo marnym adwokatem – sama gdyby miała decydować o tym kto ma ją reprezentować w sądzie wybrałaby (gdyby nie ojciec) postawnego faceta, który dobrze wie o czym mówi. Drobna blondynka z przeciętną pewnością siebie mogłaby licho wyglądać na sali rozpraw. A już zupełnie odrębną kwestią był fakt trudności w nauce bo o ile rachunkowość przychodziła jej raczej z łatwością tak wtłaczanie do głowy sztywnych reguł, przepisów, zapisów, artykułów, kodeksów itp – nie, nie było nawet takiej możliwości i dzięki Bogu nigdy nie wisiało nad nią widmo przymusu ze strony głowy rodziny. Może byłoby zupełnie inaczej gdyby jej rodzice nie rozwiedli się gdy była mała? Przez to wiecznie miała taryfę ulgową, która w jakimś stopniu miała jej wynagrodzić zepsute dzieciństwo.
Czy słusznie?
– Właściwie to nawet nie pamiętam skąd wziął się ten pomysł. Chciałam prowadzić coś co będzie prosperowało bez względu na sytuację w kraju. Do tej pory straciłam już wystarczająco dużo nerwów i nie chciałam martwić się czy typowo babski zakład np. kosmetyczny pociągnie do końca raku albo czy prowadząc własne biuro rachunkowe nie będę musiała bać się konkurencji. Wypisałam kilka możliwości i drogą eliminacji wypadło na zakład pogrzebowy. – dalej poszło już z górki bo dzięki technologii wcale nie musiała ruszać się z domu aby wyszperać kilka ofert. W przygotowaniu umowy kupna sprzedaży pod względem zgodności z literą prawa pomógł jej naturalnie tata i już po niespełna miesiącu Murphy została właścicielką dość nieprzeciętnego biznesu.
– Dodatkowo wiesz… oni nie marudzą i nie trzeba się z nimi kłócić – nachyliła się konspiracyjnie nad stołem i puściła mu oczko bo oczywiście nie mówiła teraz o nikim innym jak o sztywnych lokatorach chłodni.
Słuchając wywodu rozmówcy już miała coś powiedzieć ale sam zamysł pomysłu tak bardzo ją rozbawił, że musiała najpierw parsknąć pod nosem i zwiesić głowę nim podzieliła się swoją
– Przeszło mi przez myśl, że mogłabym zaproponować Ci również darmową usługę ale sekundę później dotarło do mnie, że przecież wcale Ci źle nie życzę – potarła oko kodując w pamięci, że darmowy drink we własnym klubie byłby o wiele bardziej atrakcyjny niż zniżka na trumnę albo urnę.
Co to za pomysł…
– Powiedzmy, że mam nową pasję - do zysku. I nawet można tu wpasować powiedzenie do celu po trupach – prychnęła kolejny raz czując, że czarny humor mocno się jej trzyma. To dobrze, że jeszcze umie żartować po tych wszystkich nieprzyjemnościach jakie przeszła nawet jeśli ów żarty kręcą się wokół zakładu pogrzebowego.
– Absolutnie, żadnych mężów – wyprostowała grzbiet dystansując się zarówno w wymiarze fizycznym od pomysłodawcy jak i w wielkiej przenośni bowiem stały związek to chyba ostatnie czego teraz pragnęła. Fakt, że dom, który kupiła był pusty i jak na złość niczym stara panna miała w nim kota ale odrobina spokoju i wyciszenia nikomu nie zaszkodziło. Przysłowie o klinie w żaden sposób do niej nie przemawiało więc najpierw nacieszy się życiem wolnej istoty bez zobowiązań i kata nad głową.
– Aż tyle tego jest? – uniosła do góry brew bo przez ten okres stracili naprawdę dużo i żaby nadrobić wszystkie zaległości musieliby spędzić ze sobą kilka dni opowiadając co i kiedy miało miejsce chociaż to i tak niemożliwe bo wiele z wydarzeń zacierał czas.
– Ała! – złapała instynktownie za swoją rękę w okolicy łokcia sycząc z samego wyobrażenia bólu osoby z takim złamaniem. To było dla niej bardzo naturalne – ten odruch współczucia bo ilekroć oglądała programy telewizyjne, w których np. operowano komuś brzuch również i ona siedząc na kanapie trzymała się poniżej żeber z miną niewyrażającą zadowolenia.
– A powiedz mi. Taki wibrator po wyjęciu oddaje się właścicielowi? Chciałabym zobaczyć ich reakcje po wszystkim – wstyd, zażenowanie, twierdzenie, że to nie moje ? W konkurencji, która praca jest bardziej ciekawa Monterrey prowadził 1 pkt. A to cwana bestia.
– W takim razie pożegnałeś się już na dobre z nośnym życiem miasta i imprezowaniem do rana – trudno żeby było inaczej gdy w grę wchodzi walka o ludzie życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cieszył się z tego, że Molly pomimo wygranej pomyślała o swojej przyszłości. Kompletnie zrozumiałby to, gdyby chociaż część wygranych pieniędzy roztrwoniła na przyjemności. On by tak zrobił. Wydałby je na pewno na stos ubrań, drugi samochód i stos niepotrzebnych mu do życia ubrań. Jedynie był nieco zaskoczony wyborem branży, bo nie podejrzewał swojej przyjaciółki, że praca przy zmarłych nie będzie ją ani przerażać ani w jakiś sposób brzydzić.
Monterrey sam miał z nimi o czynienia, bo przecież znaczna część populacji umierała w szpitalach. Było to w pewien sposób normalne, by nie powiedzieć naturalne. Zetknął się z tym widokiem parę razy i nie miał z tego powodu jakichś złych odruchów. Choć może tego nie przyzna, wewnętrznie obawiał się tego, że kiedyś zdarzy mu się, iż jakaś operacja się nie powiedzie albo jakiś pacjent zejdzie mu podczas zabiegu. Tego jeszcze nie przeżył i miał nadzieję, że długo to się nie stanie.
- Darmowa usługa? Już teraz w takim razie opłacę formalności i zaklepię sobie jakieś ładne miejsce na swój pochówek. – odparł z uśmiechem na okazję, jaką mu zaoferowała. Było to abstrakcyjne myślenie, chociaż zawsze podobała mu się myśl spędzenia wieczności w jakiejś bogato zdobionej urnie, pomimo faktu, że pochodził z katolickiej rodziny.
- Tak trochę jest tych przypadków, chociaż te, o których ci powiedziałem, są bardzo… ekstremalne. Większość mimo wszystko jest bardziej standardowa. Jakieś odmrożenia bądź hipotermia zdarza się niezwykle często, zwłaszcza na zimę. Wypadki pod wpływem alkoholu, połknięcie jakichś nieodpowiednich substancji. Ktoś się kiedyś zatruł bo próbował przeżyć na żarciu dla psa. Inne tego typu rzeczy. – Monty wzruszył ramieniem, bo była to dziwna, ale codzienność, kiedy trafiała się przynajmniej jedna osoba, która zrobiła coś głupiego. Dostrzegł jednak minę Molly, która siedziała lekko skrzywiona, na co on tylko się uśmiechnął. – Ciekawe co byś powiedziała, gdybyś musiała przez parę godzin grzebać w ludzkich wnętrznościach. – zaśmiał się, przekraczając granicę połowy kubka, gdy upił kolejną porcję kawy. Często spotykał się ze stwierdzeniem, że ludzie widzą takie rzeczy w telewizji, ale dłubanie w ludzkich organach na żywo, to zupełnie inna bajka. Pierwszą tego typu styczność miał na studiach i naprawdę długo się musiał do tego przyzwyczajać.
- Nie jest to żaden dowód w zbrodni, więc musimy oddać czyjąś własność właścicielowi. W tym przypadku nie pamiętam, czy ten chciał odzyskać swoją zabawkę z powrotem, nie mówiąc o tym, że mogła ona należeć do partnerki, czy jednak poszła do utylizacji. – odpowiedział na jej pytanie słysząc, że zainteresował niejako ją ten wątek. – Biedak musiał u nas chwilę wyleżeć do momentu, aż miał parcie by udać się do toalety na dwójkę, bo nie dało się tego tak po prostu wyjąć i trzeba było jakoś pobudzić jego wewnętrzne mięśnie. – opisał jej pokrótce jak przebiegało leczenie, przy którym osobiście nie był i chyba nawet się z tego cieszył. Ale historia sama w sobie ze słyszenia była nieprawdopodobna i śmieszna, chociaż na pewno nie dla tego kolesia.
- A ty spotkałaś się już z czymś niezwykłym? – odbił piłeczkę, zerkając ponownie na blondynkę. W szpitalu to było całkiem normalne, że ludzie trafiali albo mogli trafić z każdym przypadkiem, jaki można tylko sobie wyobrazić. Z zakładem pogrzebowym nie ma się takiej styczności albo bardzo rzadko. Ciężko sobie więc wyobrazić jakąś wpadkę czy dziwną sytuację, na którą zapewne nie mogła sobie pozwolić, ale jakiś przypadek czy siły wyższe miały w tym swoją ingerencję.
- Pożegnałem? – zapytał, patrząc się teraz trochę krzywo na Molly, nie mogąc uwierzyć, o co go właśnie posądza. – Jeszcze dużo we mnie zostało, moja droga. – odparł z szerokim uśmieszkiem, prawie dobitnie i dumnie, że ani myśli rezygnować z imprez, wyjść do baru. Był przecież jeszcze młody, żył sam, nie miał własnej rodziny i potrzebował interakcji z innymi. – Okej, może teraz częściej mi się nie chce, jak mi się chciało kiedyś. Czasem marzę o tym, by paść na kanapę, otulić się kocem i tylko leżeć. A kiedy coś się szykuje, to potrafię dostać telefon, że jestem potrzebny w szpitalu. Muszę to sobie wszystko jeszcze ułożyć… albo przyzwyczaić się do tego. – westchnął sobie cicho, dopychając do buzi ostatnie kawałki swojego ciasta, językiem oblizując swoje wargi na końcu. Odstawiając talerzyk zerknął na Molly, przez moment jakby myśląc nad czymś intensywniej. – Skoro oboje jesteśmy już tutaj na stałe, to powinniśmy gdzieś się wybrać. Jak za starych czasów. – zaproponował z wielkim entuzjazmem, chcąc powrócić do jakiejś małej rutyny sprzed paru lat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– A Ty wiesz, że każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk? – usłyszała to dawno temu ale powiedzenie tak mocno wryło się w jej pamięć, że nie mogła powstrzymać się przed przytoczeniem go. Naturalnie, że nie można go użyć do wszystkich medyków bo trudno przyrównać kogoś kto pracuje w szpitalu ze zwykłym internistą przyjmujących w ośrodku zdrowia gdzie zmaga się głównie z przeziębieniem, bólami pleców czy zapaleniem dróg moczowych. Wybór takiej ścieżki to jakaś forma pójścia na skróty i rzecz jasna mniejszych pieniędzy bo stawki za nocne dyżury potrafią przyprawić o zawrót głowy. Tym sposobem jeśli Monty będzie fachowcem w swojej dziedzinie to w ciągu najbliższych kilkunastu lat dorobi się nie tylko pięknego domu ale także aut w ilości więcej niż jedno. Tego oczywiście mu życzyła ale nie ze względu na to jakie stosunki ich łączyły. Chodziło o to, że miał pasję i zaangażowanie a prócz wiedzy nie ma nic bardziej potrzebnego do rzetelnego wykonywania zawodu. Tak długo jak nie znudzi mu się babranie z krwi i flakach tak długo będzie solidnym pracownikiem służby zdrowia. I przystojnym swoją drogą…
– Totalny brak rutyny. Świetna sprawa. Masz jakiś młody zespół czy raczej przeważają osoby bliżej emerytury? – średnia wieku w służbie zdrowia z pewnością nie była nawet w okolicach 30 ale zapewne studenci czy rezydenci trzymali się razem. Osobiście Molly nigdy nie przeszkadzała współpraca z osobami nawet ponad 20 lat starszymi od siebie. W takim wieku była nawet jej cała załoga, którą przejęła w komplecie po byłym właścicielu i szczerze świetnie się z nimi dogadywała. Była tam najmłodsza i wcale nie uznawano ją za nic niewiedzącego szczyla. Może dlatego, że właśnie ona wypłacała pensje, a może dlatego, że to byli naprawdę dobrzy ludzie. Zbyt krótko ich znała aby to ocenić…
– Wiesz co? Znając siebie to najpierw stanęłabym dobre trzy metry od stołu, później zbliżałabym się po kroczku, po kroczku a na koniec zawisłabym nad rozprutym człowiekiem i pytała o poszczególne fragmenty mięsa. To najbardziej prawdopodobne. Myślisz, że mógłbyś mnie wprowadzić kiedyś na sekcję zwłok? – szybciej to powiedziała niż przemyślała. W końcu miała już do czynienia z trupami i wcale nie było tak źle a skoro byłaby możliwość uczestnictwa w czymś co przypomina rozbieranie wnętrza ludzkiego na części pierwsze to bardzo chętnie skorzysta.
– O fuj. Podkradanie sobie maszynki do golenia to jedno ale wspólny wibrator – skrzywiła się jeszcze mocniej zerkając przy okazji przez ramię czy aby na pewno nikt nie słucha ich rozmowy. Wyglądało na to, że nie i dobrze.
– Niezwykłe… poczekaj, muszę pomyśleć – uniosła wzrok ponad czubek głowy mężczyzny stawiając przy tym małego dzióbka z ust. – Raz przywieziono nam gościa w dwóch workach. W jednym był korpus i kończyny a w drugim głowa. Facet popełnił samobójstwo. Był kierowcą tira i przywiązał cienką linkę do drzewa jednocześnie z drugiej strony zakładając pętle na szyję. Rozpędził samochód i musze Ci powiedzieć, że tak perfekcyjnego cięcia nigdy nie widziałam. Byłbyś zachwycony – o ile można się podniecać doskonałością oddzielenia jednej części ciała od drugiej. – Iiiii – kontynuowała – Była też ofiara pożaru. Tam chodziło o to, że ciało w wysokiej temperaturze podkurcza się i mieliśmy problem ze zmieszczeniem tego kogoś do trumny bo nie „wchodził” przez łokcie. Miał je podgięte jak w tej piosence o kaczuszkach więc dwoje ludzi dosłownie go upychało. Wiem, że wcześniej robili to też strażacy wynosząc go z mieszkania bo nie mieścił się w futrynie. – to byłoby chyba wszystko. Rzadko brała udział w przygotowaniach zwłok ale naturalnie znała każdy przypadek z czego znaczna większość umierała z powodu chorób lub podeszłego wieku. Takie „smaczki” były rzadkością i bardzo dobrze.
– Serio masz ochotę? – zagryzła wargę świdrując go spojrzeniem. Matko, kiedy ona gdzieś była? – Kiedy – zapytała niemal wyzywająco czując jakby właśnie rzucił jej rękawicę a ona z największą przyjemnością miała zamiar ją podnieść. W końcu każdemu należy się zupełny reset. Nawet jeśli oznaczało to kaca roku na drugi dzień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Monterrey odstawił pusty kubek na stoliku i wyciągnął ręce do góry, rozciągając się z błogą miną. Dostał wszystko, co chciał, a nawet więcej. Dzięki kawie mógł spokojnie wracać do szpitala działać dalej, bez obaw, że w którymś momencie po prostu zaśnie na stojąco. Ciastko zaspokoiło uczucie głody i trochę rozanieliło. A w dodatku spotkał się z Molly, z którą mógł jeszcze chwilę porozmawiać, odkurzając przy okazji ich znajomość.
- Zespół będę miał, jak będę już sędziwym lekarzem ze srebrzystymi włosami. Na razie jestem… po prostu lekarzem, ale jeśli już mam być w jakiejś grupie to jestem z innymi chirurgami, z którymi czasem asystujemy albo przyglądamy się różnym rzeczom. Tak naprawdę, jako bardzo młody człowiek, muszę słuchać się starszych i być grzeczny. – odparł, krzyżując swoje ręce za swoją szyją, kontynuując przyjemne rozciąganie.
- Sekcja zwłok to nie to samo. Wszystko wygląda, jakby powoli gniło. Nie ma krwi. I tej presji. I jest zimno, tam na dole. – odrzekł, zastanawiając się nad jej pytaniem, które w zasadzie od razu potraktował jak prośbę. – Powinnaś mieć raczej pozwolenie, by znaleźć się przy sekcji , które najczęściej są wykonywane dla policji. Nie jest to jednak niewykonalne, by sobie chociaż popatrzeć z daleka na ważenie wątroby. – zerknął w tym momencie na Murphy, u której nie zaobserwował praktycznie ani jednego grymasu, kiedy o tym rozmawiali. Raczej nie znał jej od strony dziwnych upodobań, pod które podciągał również wybór zawodowej branży. Rozumiejąc kwestie ekonomiczne i jej prosperity, to mimo wszystko to chyba ostatnie, czego by się po niej spodziewał.
Teraz on dostał mały rewanż za swoje historie. Był niemal podekscytowany, bo czuł, że musi to być coś grubego, by ktoś trafił bezpośrednio do zakładu pogrzebowego, bo szpital byłby kompletnie już nie przydatny. Lekko skrzywił się na historię o kierowcy, próbując sobie wyobrazić, jak głowa nagle spada frywolnie z szyi, wygładzona od spodu. Na pewno byłby pod wrażeniem takiego perfekcyjnego cięcia, jak ona to ujęła, bo normalnie byłoby to niezwykle trudne. Nikt jednak nie potrafiłby ciąć z taką prędkością, a jednocześnie ciężarem jak tir.
Choć osobiście nie miał do czynienia z takim przypadkiem, to słyszał o właściwościach ludzkiego ciała pod wpływem wysokiego gorąca. Nigdy się jednak nie zastanawiał nad tym, że zwłoki w owym formacie będą trudne do wyniesienia z domu oraz do zmieszczenia w trumnie. – Może też trzeba je było przeciąć? – uniósł brew do góry w pytającym geście. Zdał sobie sprawę, że chociaż efekt zostałby osiągnięty, to widok na pogrzebie mógłby być nader makabryczny. – Pod ubraniem by się to jakoś ukryło. – wzruszył ramionami czując, że klimat powoli mu się udziela i zaczyna wpadać na coraz to lepsze pomysły.
Na szczęście zmienili temat na dużo lepszy, którym udało mu się jakoś ożywić nieco Molly. Obserwując ją miał wrażenie, jakby to ona od rana była na nogach w szpitalu a on po prostu kręcił się po mieście i wstępował sobie na kawkę.
- W moim przypadku to nie jest kwestia ochoty, tylko czasu. – rozłożył bezradnie ręce zaznaczając tym samym, że nigdy nie stracił na to ochoty. – Mogę być wolny pojutrze. Zaczynam rano, ale po południu jestem wolny, a potem mam całą dobę dla siebie, tym samym dla Ciebie także. – oznajmił dziewczynie swój punkt siedzenia w całym tym ich spotkaniu. – W sumie teraz sam nie wiem, czy będę dał radę balować tak jak kiedyś. Zrobiłem się już starszym-młodszym człowiekiem, Molly. W dodatku, z poważną pracą. Mój organizm może tego nie wytrzymać. – westchnął, trochę nostalgicznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Naoglądałam się za dużo odcinków „chirurgów”. Tam pracowali w stałej ekipie – akurat o to nie można było mieć do nikogo pretensji bo system pracy w szpitalu nie jest czymś co można określić jako „jasna sprawa”. Fakt, mieli dyżury, zmieniali się, niejednokrotnie pracowali w kilku miejscach a nawet prowadzili własne praktyki przez co stała paczka współpracowników, z którą spotyka się na dziennych lub nocnych zmianach nie wchodziła w grę. Rzeczywiście, tego nie przemyślała.
– Zawsze miałeś swoje zdanie i lubiłeś o nim głośno mówić. Ciężko wyobrazić sobie ciebie w roli usłuchanego i grzecznego chłopca ale mam nadzieję, że nigdy nie spotkamy się w szpitalu jako doktor i pacjent. Nie chciałabym żebyś oglądał mnie od środka przy usuwaniu wyrostka. Bo jeszcze go mam – uśmiechnęła się zwycięsko a prawda była taka, że pewnie już na progu podjazdu dla karetek kręciłaby do niego numer żeby jak najprędzej przejął ją z łap jakiegoś rzeźnika. Zaufanie do nieznajomych osób w sytuacji zagrożenia zdrowia a nawet życia to bardzo trudny temat i coś na co najczęściej nie mamy wpływu. Z góry przydzielony lekarz prowadzący jest osobą, która towarzyszy nam przez cały proces dochodzenia do siebie a kontakty z nim są raczej okrojone ze względu na całą masę innych podopiecznych. Już raz to powiedziała i mogła powtórzyć – dobrze mieć na wszelki wypadek w szpitalu „swojego człowieka”.
Oby nigdy nie musiała wykorzystywać tej znajomości w niesprzyjających okolicznościach.
– Mózg też się waży? – i ona dopiła swoją kawę rozglądając się za koszem. Z racji wcześniejszych planów jej napój mocy miał być na wynos więc otrzymała go w specjalnych kubeczku, którego zadaniem było trzymanie temperatury. Te wszystkie pytania były dla niego jednym wielkim banałem, który cyklicznie słyszy od osób niezwiązanych z branżą ale cóż – taki los celebryty lekarza.
- Nieee, nie można robić takich rzecz. Co prawda trumna po takich wypadkach zawsze jest zamknięta ale nie mogę nikomu kazać ucinania kończyn. – naginanie, przyciskanie i zgniatanie wcale nie wyglądało dobrze i trudno się nie skrzywić na samo wyobrażenie całej procedury. Są sytuacje kiedy rodzina nie chce patrzeć na zmarłego bo np. jest on ofiarą pożaru, został strawiony przez chorobę albo zginął w wyniku utopienia.
- Jedna z pracownic opowiadała, że zdarzyło im się przygotowywać laskę, która wypłynęła po trzech dniach z jeziora i rodzina wyraźnie chciała otworzyć wieko a ponoć widok był bardzo nieciekawy. – Molly napompowała policzki imitując tym samym opuchliznę jaka towarzyszyła takiemu odejściu. No i charakterystyczny kolor skóry… ale to już inna bajka.
– Masz ochotę i czas? – podkreśliła wyraźnie to co dorzuciła do pytania chcąc zaznaczyć, że doskonale rozumie jego sytuację. W przypadku tej dwójki to ona musiała dostosować się do niego a nie odwrotnie. Tym bardziej, że poranki mogła spędzać przed komputerem a do południa powinna się jakoś wykurować jeśli naszłaby ją ochota na stracenie hamulców poprzedniego wieczoru.
– Okej, ja wieczory spędzam i tak z kotem a na następny dzień jakoś dojdę do siebie. Najwyżej zamontujesz mi kroplówkę – puściła mu oczko bo to wcale nie był taki głupi pomysł z porcją witamin, które wypłukuje alkohol. Metoda popularna wśród ludzi, którzy lubią dobrze się bawić i mają środki na szybkie koło ratunkowe. – Nic na siłę. Też nie gwarantuje, że będę miała ochotę i siły bawić się do rana. Jeśli uznamy, że jesteśmy starzy to.. wrócimy do domu i tyle – posłała mu leniwy uśmiech. Jeśli już mają gdzieś wspólnie wyjść to tylko i wyłącznie dla przyjemności. Wszystko co wykraczało poza granice „chęci” z automatu odpadało. Pesel robił cholera swoje…
– Nadal mam ten sam numer telefonu, niezmiennie od lat więc gdyby się coś zmieniło to daj znać. Najlepiej będzie jak spiszemy się po Twoim dyżurze. Wtedy stwierdzisz ile masz sił – takie rozwiązanie było najbardziej rozsądne z jej punktu widzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Może na potrzeby seriali wymyślili po prostu taki grupy, by łatwiej było obserwować bohaterów. Stażyści najczęściej chodzą grupami, a w innych przypadkach zbieramy się większą liczbą, kiedy chcą nam coś pokazać, jakiś ciekawy przypadek albo inne rzeczy. Ale zapewniam, że nie chodzimy jak kurczęta za kurą. – uśmiechnął się kręcąc głową, myśląc sobie, że to byłoby nawet zabawne, gdyby mieli swego rodzaju klasy i tylko przemieszczali się grupą do odpowiednich sal na kolejne lekcje. Mogliby też wyglądać jak jakaś wycieczka, odwiedzająca szpital. – Muszę chyba nadrobić te medyczne seriale. Nigdy jakoś nimi się nie interesowałem, ale z chęcią skonfrontowałbym tych fikcyjnych, przystojnych lekarzy ze sobą. – no bo przecież w serialach były najczęściej ładne twarze, by móc się nimi pozachwycać. Ale swojej nie miał również nic do zarzucenia.
- Wiesz co jest paradoksem? Mam nadzieję, że to się nigdy nie stanie, ale gdybyś trafiła do szpitala z nagłego powodu, to zapewne nie dałbym nikomu innemu się tobą zająć. Dorzuciłbym sobie dodatkową presję, ale denerwowałbym się bardziej, nie wiedząc, co się z tobą dzieje i nie mogąc nic zrobić. – i tak zapewne byłoby z każdą bliską mu osobą. Nie był pewien, czy podjąłby się leczenia swojej mamy, bo to byłby jeszcze większy ciężar gatunkowy, ale innych osób już tak. – Na pewno znalazłabyś się w dobrych rękach, więc jakby co, pytaj o doktora Winterspoona! – wyjechał na koniec z mała autoreklamą, ale ta podobno nie hańbi.
- Szczerze? Za pewne normalnie można by było wrzucić mózg na szalę, ale nie wiem w jakim celu. – wzruszył ramieniem, teraz się nad tym zastanawiając, bo nie słyszał o sytuacji, w którym ważną rolę odgrywałaby masa mózgu. Mimo to, również nie wykluczył, że nie istnieje taki przypadek. Musiałby zasięgnąć opinii w tym temacie. – Szkoda, że iloraz inteligencji nie jest proporcjonalny do masy mózgu. Można by było stwierdzić, czy ktoś był mądry czy głupi. – wysunął sztuczną teorię wyobrażając nawet sobie najmądrzejszych ludzi na świecie, którzy jednocześnie mają największe głowy. Molly tylko podsyciła mu głupie wizje, opowiadając o denatce, wyłowionej z jeziora. – Już to widzę, jak po trzech dniach w wodzie jej ciało było całe zzieleniałe, skórę pokryły jakieś glony i inne skorupiaki i zaczęła zamieniać się w tego pirata potwora z ośmiorniczą brodą z Piratów z Karaibów. – zaśmiał się pod nosem, chcąc już uciąć na moment swoją bujną jak widać wyobraźnię.
- Niestety mam więcej ochoty niż czasu. – odparł z cichym westchnieniem, powstając powoli z miejsca. Idealnie byłoby mieć wszystko po równo, ale życie najwidoczniej nie było idealne. – Wieczory z kotem? Nie za wcześnie w życiu na taką formę spędzania wolnego czasu? – zerknął na Molly z uniesioną brwią, wyrzucając jednocześnie kubek do kosza a następnie wychodząc za nią przed kawiarnię. Zanim oboje rozeszli się w swoją stronę, w tym on w stronę swojej pracy stali naprzeciwko siebie, nie zważając na przechodzących ludzi. – Molly, nie możemy się tak łatwo poddawać. Z naprawdę wielką chęcią ruszę tyłek na jakąś porządną domówkę. Stęskniłem się za lekkim upiciem. – w tym momencie Monty uniósł kąt ust do góry, przypominając sobie, jak kiedyś zdarzało się im to częściej. I nawet prowadziło do nieoczekiwanych sytuacji. – Niemniej, zwykły bar też zrobi swoje. – podsunął drugą, oczywistą myśl, która była lżejszą formą zabawy, na którą zamierzali się wybrać, być może odpowiednią do ich peselu na obecnym etapie ich żywota. – Skoro nie zmieniłaś numeru, będę wysyłał aktualizację, co do mojego życia i czasu wolnego. A ty w tym czasie możesz wysyłać mi rozrywkowe propozycje. Wtedy coś wybierzemy. – uśmiechnął się raz jeszcze wsuwając z przyzwyczajenia dłonie w kieszeń.
Patrzyli przez moment na siebie nawzajem, chyba myśląc po prostu, w jaki sposób zakończyć to ich spotkanie. – Dobrze cię znów zobaczyć, Molly. – odparł w końcu Monty, po czym wychylił się do przodu, tak samo jak dziewczyna, by przytulić się na do widzenia, ale też na dzień dobry, bo nie zrobili tego przy stoliku. Przesunął parę razy dłonią po jej jasnych włosach, odrobinę je przy tym targając, po czym posyłając ostatnie spojrzenie udał się w swoją stronę, powracając do pracy.

ZT.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– Pewnie jest tak jak mówisz. Tyle razy słyszałam, że telewizja kłamie i jeszcze się tego nie nauczyłam – zwiesiła głowę bo na tym polu poległa całkowicie. Serial pokazywał w dużej mierze problemy i perypetie życiowe młodych lekarzy, którzy dla bardziej skomplikowanych przypadków potrafili podkładać sobie świnie. W ocenie blondynki Monty wcale nie miał czego żałować bo to żaden hicior ale fakt, że sporo historii mógłby zweryfikować był ciekawy. Swoją drogą już widziała jak siedzi na kanapie i pokazuje na ekran telewizora komentując zirytowanym głosem, że ‘tego się tak nie robi’. I najpewniej właśnie tak by to wyglądało. – Mi akurat nikt się tam nie podobał – ale to już kwestia gustu a z tym nie ma dyskusji. – Odpukać, nie będzie inaczej – wizja szpitalnego żarcia, paradowania w jakiejś koszulce albo dresie od rana do nocy, obchody, totalna nuda i strach o zdrowie sprawiały, że to ostatnie miejsce gdzie chciała się z nim spotkać. A najbardziej fascynujące jest to, że przy przyjęciu do szpitala wyłącznie na trzydniowe badania podpisuję się dużo druków w tym informacje kogo zawiadomić w razie naszej śmierci... aż ciarki przechodzą po karku.
– Nie wiem ale czaszkę i tak się otwiera – trupy po sekcji są bardzo charakterystyczne bo mają właśnie owo nacięcie na głowie i wielkie cięcie na korpusie w kształcie litery Y. Co za paskudny temat do rozmów z rana do kawy! To pewnie z ilości emocji jakie dopadły Molly na widok doktorka. Kontakt z nim byłby i tak kwestią czasu ale los chciał żeby spotkali się szybciej w najbardziej z przypadkowych miejsc. Nawet po długiej rozłące mieli o czym że sobą rozmawiać nie poprzestając na skrótowym ‘co u Ciebie bo u mnie jakoś leci. Wręcz przeciwnie- musieli nadrobić stracony czas. – Ta... I wypytywała o Johnny Deppa – parsknęła pod nosem karcąc się po chwili bo no hej! Tak przecież nie wypada, zachowuj się.
– Ktoś mi ją podrzucił a u weterynarza okazało się, że jest w ciąży. Nie mogłam jej oddać do schroniska, nie miałam do tego serca – również dźwignęła tyłek z krzesła wychodząc wraz z przyjacielem na zewnątrz. Powietrze nie było już takie ciepłe jak kilka tygodni temu. Nieubłaganie zbliżała się zimą a tym samym czas kiedy z dnia zostaje tyle co i nic. To trochę przygnębiające.
– Zastanowię się gdzie Cię porwać. Lekarzowi nie wypada chodzić byle gdzie – A co by powiedział jakiś były pacjent widząc doktora ze szklanką w ręku? Ten normalny uznałby, że to człowiek jak każdy inny i również zasługuje na chwilę odprężenia. Zaś bardziej ograniczony umysłowo nazwałby go alkoholikiem i jeszcze może puścił podkoloryzowaną plotkę jak to widział Montiego wyprowadzanego z baru przez dwóch ochroniarzy. Dlatego że swoim statusem społecznym powinien uważać dla własnego dobra.
– Ciebie też – objęła jego pas przytulając policzek do pachnącego materiału. – Będziemy w kontakcie – rozeszli się każde w swoją stronę a Molly z odległości ok. 10 metrów krzyknęła jeszcze – Nie zabij nikogo! – jakaś babcia zatrzymała się patrząc na nią z niedowierzaniem.


Zt.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#11

Stary dobry Starbucks zawsze był dobry na niepowodzenia w pracy, albo raczej to jego słynna kawa działała kojąco na Belle. Oczywiście Chateux nie zamawiała mocnej kawy, tylko najsłabszą, najsłodszą i to z dużą ilością mleka. Cieszyła się, że Francesca chciała się z nią spotkać, bo wyszła nabuzowana ze szpitala niczym wulkan parę minut przed wybuchem. Jona miał rację, popełniła błąd, ale nie zabiła przy tym pacjenta, udało się jej uratować zarówno mężczyznę jak i jego pasję, więc co w tym było złego i dlaczego mentor tak na nią wsiadł? Blondynka kompletnie tego nie rozumiała, potrzebowała ochłonąć by zrozumieć to, czego próbował nauczyć ją Wainwright podczas wizyty w jego gabinecie po feralnej operacji. W ogóle nie rozumiała dlaczego ten mężczyzna wywołał w niej aż tak silne emocje? Że chciała mu tak bardzo zaimponować? Na pewno w tym swój udział miało to, że się jej podobał, ale umiała przecież oddzielić życie prywatne od pracy, co nie? Pytanie tylko czy sama się tym samym nie okłamywała. Sullivan już była przy stoliku, więc mogła zauważyć, że jej przyjaciółka najchętniej obrzuciłaby kogoś piorunami, ale dla niej Belle na pewno będzie miła. Pomachała jej na wejściu, następnie gdy była obok to przywitała się, cmokając w policzek, po czym usiadła ciężko na krześle tak, jakby opadła ze wszystkich sił.
- Miałam potworny dzień w pracy, nawet nie pytaj. - powiedziała, podnosząc dłoń do góry w geście "na razie nie pytaj bo serio zaraz wybuchnę", a potem spojrzała na kartę menu.
- Czekasz na mnie z zamówieniem czy już zamówiłaś moją ulubioną kawę? - zapytała już nieco milej, posyłając szatynce przepraszający uśmiech. Musiała na chwilę na pewno zmienić temat, może o swoich randkach z tindera, albo o rodzinie? O czymkolwiek byle nie o Jonathanie Wainwrighcie.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Katherine jakoś niespecjalnie tak naprawdę przejmowała się tymi tonami klocków, które jej mąż znosił do domu - w końcu miał prawo mieć własne hobby, a że wybrał sobie takie, a nie inne.... W końcu sam na to zarabiał, więc jedyne do czego posuwała się blondynka to lekko uszczypliwe komentarze. A to chyba nie było niczym aż tak złym.
-Muszę powiedzieć, że ten wózek w liski mi się podoba. W domu będę musiała przyjrzeć się mu.-stwierdziła jeszcze. Wszystkie worki z zakupami zostawiły w samochodzie, a ich trochę się nazbierało. No ale jak odmówić kupowania sobie takich słodkich małych fatałaszków i tak dalej! No a co do wózka to sam użyty materiał to nie wszystko. Trzeba było popatrzeć ile waży, ile miejsca zajmuje po złożeniu, jakie funkcje ma... Strasznie dużo tego było i były to techniczne sprawy, więc wolała to zostawić dla męża.
Po zamówieniu przy ladzie jakiegoś szalonego napoju, którego nazwa składała się z co najmniej 10 wyrazów i otrzymaniu go usiadły przy jednym ze stolików.
-No dobrze, więc opowiadaj-nawiązała do tematu, o którym w sklepie Lavender nie bardzo chciała rozmawiać, bo dziecko słucha, bo ludzie dookoła i tak dalej. Nie da się ukryć, że życie tych przyjaciółek było bardzo różne, więc Kath z chęcią posłucha jakiś ploteczek, zwłaszcza, jeśli przy okazji dowie się, co u przyjaciółki. NIe miały dla siebie tyle samo czasu co np w college'u ale to było zrozumiałe. Nie były nastolatkami, które potrzebowały non stop wisieć na telefonie z przyjaciółką, aby się tak nazywać. Obie rozumiały, że ich życie wygląda inaczej i po prostu starały się znaleźć czas dla drugiej, gdy tylko było to możliwe.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
29
165

prawniczka

Specter Law Group

portage bay

Post

#46

- Jak dla mnie to był jedyny sensowny wybór w tym sklepie, mogę cię o tym zapewnić. - okej, może prawniczka nie znała się na wózkach i jedyne co mogła powiedzieć o tym w liski to że na pewno był stylowy, funkcjonalny i pewnie wygodny dla maluszka, co było przecież najważniejsze, bo dobro i wygoda dziecka przede wszystkim. Ale James będzie się znał na tych sprawach bardziej niż kobiety, więc warto mu zostawić by swoim męskim okiem architekta zerknął na to cudo. Początkowo szatynka sceptycznie patrzyła na otrzymany przez kobiety napój, ale to Kath zamawiała, a ciężarne mogą mieć różne zachcianki. Prawniczka zatem powąchała najpierw to, co przybyło to nich w dużych szklankach, przyjrzała się tej zielonej barwie, która jak dla niej nie wyglądała wcale kusząco, ale nie skrzywiła się, nie chciała sprawiać przykrości przyjaciółce.
- Czy to tylko moje wrażenie, czy tutaj będzie zmiksowany szpinak wraz ze szparagami, brukselką, brokułami i kiwi dla niepoznaki? - zapytała jednak ze swoim sceptycyzmem w głosie, zanim spróbowała napoju przez rurkę. Jak się okazało, lepiej on smakował niż wyglądał.
- Dobra, chyba muszę zwrócić mu honor, nie jest taki zły na jakiego wygląda. - i to samo mogła powiedzieć zarówno o tym napoju które otrzymały, jak i o Dominicu, którego przyszły właśnie tutaj obgadać.
- To na czym ja skończyłam? A na balu, na którym mieliśmy odegrać dwa tańce, mianowicie walca i tango. Tańczyłaś kiedyś tango? Jeśli tak to wiesz doskonale jak ten taniec rozpala ciała i zmysły... - tutaj przerwała robiąc cwane brewki, bo lubiła drażnić się z ludźmi dozując emocje. Sama na to wspomnienie czuła jak ciepły rumieniec rozlewał się na jej szyi, gdzie wcześniej były usta baseballisty. To cud że nie zostawił na niej malinki, bo by była zła i chodziła obecnie w apaszkach. Nie lubiła się eksponować z tym, że się z kimś spotyka przed obcymi, przyjaciele to co innego, im mogła powiedzieć wszystko i to z najdrobniejszymi szczegółami.

autor

Awatar użytkownika
31
168

właścicielka antykwariatu

art books press boo

columbia city

Post

Katherine była kobietą, w tym momencie nie dało się tego nie zauważyć. Nie tylko wizualnie, ale także charakterologicznie. Wygląd też miał duże znaczenie, choć wiadomo, w przypadku wózka inne cechy były dużo ważniejsze. Jednak jeśli było kilka o podobnych cechach i właściwościach, to wtedy jak najbardziej można było zająć się sprawą wizualną. Kath na pewno zda się na zdanie męża, bo on jest lepszy w sprawach technicznych. Zajmował się sprzedażą domów, znał się na tym, jak sprawdzić, by dom był w porządku, więc wózkiem też na pewno będzie umiał się zająć. To prawie że domek dla dzidziusia, prawda?
-Na internecie na pewno jest więcej możliwości-blondynka na pewno nie była jeszcze w stu procentach zdecydowana, to nie było w jej stylu podejmować tak poważne decyzje w mgnieniu oka. No, inna sprawa jest taka, że ktoś taki jak Wheterby, mogą sobie pozwolić na więcej niż jeden wózek... Tylko po co.
-Nie mam pojęcia-stwierdziła. Ona nie mogła pić kawy, ale Starbucs miało mnóstwo możliwości, które nie zawierały kawy. Od herbat i napojów na bazie herbat, po frappucino z owoców i tak dalej. Ona sama zamówiła dla siebie Sour Caramel Apple frappucino z bitą śmietaną, stąd jej zielony kolor.
-Czy ja wiem...-Minęło mnóstwo czasu, odkąd Katherine ostatni raz tańczyła z jakimkolwiek innym mężczyzną, niż jej mąż. Pewnie nie pomyliłaby się dużo, gdyby powiedziała że od czasów liceum, kiedy bywały dwie lub trzy imprezy rocznie, typu Prom, formal i tak dalej. Na studiach już tego nie było, a później? Później już była w związku. Dlatego też trudno jej było powiedzieć czy to rodzaj tańca powodował, że budziły się relacje, czy też dana osoba. Jednak przytaknęła przyjaciółce. -A czekaj, z jakiej okazji musieliście zatańczyć konkretnie to?-chyba się przez moment zawiesiła w tej rozmowie, bo nie pamiętała, aby to w ogóle padło.

autor

B.

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”