WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
– Kupiłem Ci coś, Vi – wyszczerzył się, wręczając nastolatce jakiś prezent, może nowe kolczyki albo piękną bransoletkę od Cartiera? Pewnie zawsze to robił po swoich wyjazdach, podobnie zresztą jak przywoził prezenty dla Constance – i to właśnie dla niej były kwiaty. – Ekspedientka w cukierni poleciła mi ten sernik. Podobno niebo – poruszył brwiami, stawiając rzeczony sernik na środku stołu, po czym zajął miejsce naprzeciwko jeszcze żony.
– Jak wam minął weekend? I jak targi? – zapytał spokojnie, sięgając po szklankę z jakimś sokiem. Vittoria nerwowo poruszyła się na krześle.
– Targi świetnie, ale... chciałam z wami porozmawiać o czymś innym – powiedziała niepewnie. – Dowiedziałam się o czymś – przygryzła dolną wargę. W ogóle nie pomyślał o niczym innym niż rozwód więc spojrzał z lekkim przerażeniem na Connie.
– My... chcieliśmy o tym właśnie porozmawiać – powiedział cicho, szklankę odstawiając i lustrując obie uważnie wzrokiem. No.
-
Szczerze mówiąc była naprawdę zmęczona ostatnim tygodniem. Pomagała Vittorii w przygotowaniach do targów naukowych, w dodatku w cyber przestępstwach ostatnio robiło się coraz goręcej i byli bardzo blisko złapania jednego typa, który ciągle im umykał. Była ciągle zestresowana, a widmo rozwodu koszmarnie ją stresowało. Stresowało ją też to, co miało się wydarzyć dzisiaj i pewnie upiekła jakieś pyszne muf finki czy coś. Kiedy Enzo stanął w drzwiach, uśmiechnęła się delikatnie i poprawiła włosy nerwowym ruchem. Vi pewnie ucałowała tatę, a Connie przyjęła kwiaty i pocałowała jego policzek. Zapach wody kolońskiej był tak boleśnie znajomy i tak odległy.
– Zrobiłam muf finki, ale zaraz pokroimy też sernik – uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową, by usiąść spokojnie na przy stole. – Świetnie to mało powiedziane. Nasz geniusz zajął pierwsze miejsce razem z Katie – w tym momencie uśmiechnęła się czule i spojrzała na córkę z dumą. Może i Enzo odchodził, ale zawsze miała Vi, prawda? Tak czy siak, kiedy Vi powiedziała, że się o czymś dowiedziała, ledwo dostrzegalnie pokręciła głową, bo niczego córce nie mówiła, posłała przy okazji Enzo znaczące spojrzenie.
– O boże, już wiecie? Mama znalazła test? - dziewczynka spojrzała nieco spanikowana na rodziców, zaciskając usta. Connie delikatnie wzięła córkę za dłoń.
– Jaki test? Dostałaś słabszą ocenę? – spytała spokojnie, bo nigdy nie krzyczała na córkę, gdy coś jej nie szło. Vittoria pokręciła głową, patrząc na rodziców kompletnie załamana, a jej oczy wypełniły się łzami.
– Ja… Jestem w ciąży – wyszeptała ledwie słyszalnie, spuszczając wzrok. Connie w tym momencie czuła, że krew odpływa z jej twarzy. Nie wiedziała czy to żart, ale po panice w głosie córki wiedziała, że raczej nie. Spojrzała na Enzo spanikowana.
– Wiesz, kto jest ojcem, skarbie? – spytała z czułością i delikatnie głaskała dłoń dziewczyny. Wiedziała doskonale, jak to jest, bo niemal dokładnie piętnaście lat temu, sama była w tym momencie życia.
-
– Muffinki? Uwielbiam je – powiedział szczerze, bo choć dania główne robila całkowicie beznadziejne, to desery wychodziły jej świetne. Właściwie nie zważając na danie główne, sięgnął po jedną z muffinek i odgryzł spory kawałek. – Idealne jak zawsze... – wymamrotał z pełną jeszcze buzią i posłał Connie całkiem przyjazny i nie wymuszony uśmiech. Nie żartował, były wyśmienite. Pokiwał głową na słowa o tym, że dziewczynka zajęła pierwsze miejsce.
– Jestem dumny – sięgnął do dłoni nastolatki i poklepał ją, ale zaraz cofnął dłoń gdy zaczęła mówić o teście. W pierwszej chwili naprawdę niczego nie zrozumiał, nawet gdy padło słowo klucz. Słuchał zatem rozmowy kobiet w ciszy.
– Tak, ale... nie chcę o tym na razie mówić, mamo. Przepraszam – opuściła wzrok, ale splotła palce swojej dłoni z tą należącą do Connie. Przeniosła wzrok na Enzo, który teraz mielił w ustach muffinkę jakby chcąc się uspokoić, ale spokojny ton żony przyprawił go o wkurwienie level hard.
– Wybaczcie, że przerwę wam tą przyjemną rozmowę – rozplątał krawat na swojej szyi, mierząc obie wzrokiem. Zacisnął dłonie na brzegach drewnianego stołu. – Ale chyba kurwa mamy prawo wiedzieć, kto jest ojcem dziecka naszej piętnastoletniej córki. I dlaczego nie stosowałaś antykoncepcji do cholery? – w przeciwieństwie do Constance, nie podszedł do tego tak łagodnie. Zdenerwował się nie na żarty. Podniósł się powoli z krzesła, patrząc teraz na szatynki ze wzrokiem którym nie pogardziłaby meduza.
– Kto jest ojcem, Vittoria? Chcę to wiedzieć, subito! – ryknął niemal, przechodząc na łamany włoski. No bez jaj.
-
– Wiem – powiedziała cicho, w na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Tak czy siak, puściła mu oczko i spojrzała na córkę. Mimo wkurwienia, frustracji i smutki związanych z końcem związku nie była wkurwiona. Mieli przecież Vi, a Connie uważała, że ich córka była najlepsza na świecie. Jednak gdy usłyszała, że dziewczyna jest w ciąży, a potem usłyszała ton swojego męża, odetchnęła cicho, tym bardziej, że Vi zaczęła intensywnie szlochać, słysząc ojca.
– Ta rozmowa dla nikogo z nas nie jest przyjemna, uspokój się, Enzo – powiedziała, patrząc na niego z lekkim rozdrażnieniem. Rozumiała wkurwienie, ale przecież sami byli w tej sytuacji. Mogli teraz uniknąć błędów, które popełnili ich rodzice.
– Stosowaliśmy! Po prostu coś musiało… Pęknąć – przygryzła mocno dolną wargę. – Ja naprawdę nie chciałam, was rozczarować tato – powiedziała cicho, patrząc na ojca wyraźnie roztrzęsiona. Connie natomiast podniosła się z krzesła i po prostu przytuliła córkę.
– Nie rozczarowałaś nas, ale będziesz musiała nam powiedzieć, kto jest ojcem, skarbie. I przede wszystkim czy chcesz zatrzymać to dziecko – stwierdziła, nadal tuląc dziewczynę do siebie, nie przejmując się zupełnie krzykiem Enzo, bo przecież nic tym nie wskóra.
-
– Tato, przepraszam, naprawdę... – szeptała nastolatka, wtulając się w matkę. Enzo natomiast uniósł palec w górę.
– Mnie przepraszasz? SIEBIE PRZEPROŚ. UTONIESZ W JEBANYCH PIELUCHACH – darł się w niebogłosy, a reakcja Connie wkurwiała go jeszcze bardziej. – To jest nasza wina, nie dopilnowaliśmy jej. Mówiłem Ci o chodzeniu na te nocki! – do żony też się musiał rzucić, tak żeby była pewnego rodzaju równowaga. Vittoria postanowiła jednak odpowiedzieć na słowa matki zanosząc się już teraz płaczem.
– To jest... to jest pan Cabe – wymamrotała ledwie słyszalnie.
– Kto? JAKI KURWA PAN CABE? – nie wiedział, nie chodził na zebrania, nie znał nauczycieli, nie domyślił się nawet że to nauczyciel bo skąd miałby wiedzieć?
-
– Jest na tabletkach od dwóch miesięcy – powiedziała spokojnie, a dziewczyna zagryzła lekko dolną wargę. Faktycznie, wzięła córkę do ginekologa, przypominała jej pewnie o tabletkach, no ale wszystkiego nie była w stanie za nią robić, nie? Poza tym nie powiedziała Enzo, bo pewnie uznała to za zbędne. Tak czy siak, odetchnęła ciężko gdy Vi się po raz kolejny odezwała.
– Czasami brałam je nieregularnie – przyznała cicho, spuszczając wzrok. Connie aż rozmasowała sobie skroń, bo czuła, że dostaje ataku migreny i nie bardzo wiedziała, czy się zrzygać, czy się napić, czy w ogóle co zrobić.
– Enzo, uspokój się – powiedziała po raz kolejny do męża, który się obecnie przypierdalał do wszystkiego. Głaskała jednak cierpliwe córkę po włosach i pozwalała się jej wypłakać, nie mając siły na kłótnię. Czuła, że wszystkie siły życiowe z niej odpływają, a skoro mleko się rozlało, to bez sensu było uskuteczniać awantury. Inna sprawa, że Constance pobladła, gdy usłyszała, kto jest ojcem.
– Pan Cabe? Zajebe gnoja – stwierdziła, odsuwając się od córki, bo autentycznie była gotowa wziąć swój służbowy pistolet i zastrzelić skurwysyna.
– Mamo, nie! - pisnęła dziewczyna, zastępując jej drogę, bo pewnie wiedziała, że matka była zdolna do naprawdę wielu rzeczy. – T… To mój nauczyciel chemii – wyszeptała niemal niesłyszalnie, patrząc z niepokojem na rodziców.
– Zabiję go, Enzo – powiedziała, patrząc na męża, bo autentycznie zamierzała teraz do tego chuja jechać i pozbawić go genitaliów, a potem życia.
-
– No tak, masz tyle obowiązków, że mogłaś faktycznie zapomnieć o zasranej tabletce – prychnął, bo w sumie Vi pewnie nie musiała w domu robić absolutnie nic, jedyne czego Enzo i Connie od niej oczekiwali to uczenia się i czasem ogarnięcia w swoim pokoju, więc nie była aż taka zalatana by zapomnieć. A nie, zaraz, była. Kutasem pana Cabe'a. Oczy mu omal z orbit nie wyszły gdy usłyszał, że mężczyzna jest nauczycielem chemii.
– Pierdolony w dupę pedofil – mamrotał pod nosem. Podszedł zaraz do żony i położył dłonie na jej ramionach, zaczynając je delikatnie masować. – O nie, kochanie. Zrobię to pierwszy. Wywiozę skurwysyna w torbie z Ikei do najbliższego lasu – powiedział złowrogim tonem, którego praktycznie nigdy przy żadnej ze swoich kobiet życia nie używał, ale autentycznie w głowie układał już plan w którym wykorzysta i Noah i Tomka, żeby łatwiej było ślady zatuszować. ['b] – Ale najpierw wybierzemy się do twojej szkoły i pana Cabe'a pozbawimy pracy. PUBLICZNIE[/b] – odsunął się teraz od Constance, zabrał ją od córki i sam przed nią ukleknął.
– Dziecko czy ty wiesz co ty narobiłaś? – zapytał, próbując opanować ton. Pokręciła głową.
– Powiedział, że mnie kocha, że jestem wyjątkowa. Tato, przecież wy daliście radę!
– Rybko, ale ja miałem siedemnaście lat, a nie kurwa milion więcej! Co ty sobie myślałaś? – podniósł się z kucek. – Idź do siebie, jutro mama zabierze Cię do ginekologa – nie miał tu na myśli skrobanki a zwykłe, rytunowe badanie żeby dowiedzieć się co i jak. Dziewczynka skinęła głową i grzcznie wyszła a on spojrzał na żonę.
– No kurwa ja pierdolę. Muszę się napić. Chcesz? – złapał się za głowe. Nagle temat rozwodu zszedł całkiem na dalszy plan...
-
– Widać, że nigdy nie zajmowałeś się zwłokami – stwierdziła, patrząc na męża z totalnym spokojem, a Vi aż nabrała powietrza do ust.
- A ty się zajmowałaś?! – spytała, wyraźnie przerażona, a do Connie dotarło, co właściwie powiedziała. Uśmiechnęła się czule do córki i pogłaskała ją po policzku.
– Nie mogę o tym mówić, skarbie – powiedziała cicho, ale chyba jej oczy wiele zdradzały w temacie i osobiście nawet ja, jako autorka zastanawiam się co właściwie Connie miała na myśli. Tak czy siak, pokiwała głową. – To oczywiste. Odpowie za wszystko – oświadczyła spokojnie, patrząc na Enzo i po chwili przeniosła wzrok na córkę.
– Poza tym, twój tata i ja to przypadek jeden na milion, skarbie. Wychowywanie cię, nauka… Bez pomocy twoich dziadków to by było niemożliwe, skarbie. Dziecko to obowiązek, nie zabawka – stwierdziła, kręcąc głową i spojrzała na córkę. – Tak czy siak, jesteśmy z tobą, skarbie i jesteś dla nas najważniejsza. Pomożemy ci, a teraz odpocznij, dobrze? – uśmiechnęła się delikatnie, całując Vi w czoło, a kiedy ta poszła do siebie, pokiwała głową.
– Weź daj tu całą butelkę. Nie wiem czy mam ochotę zwymiotować, jechać do tego zwyrodnialca, czy po prostu się upić i mieć nadzieję, że to jakiś popierdolony sen – stwierdziła przyciszonym tonem i stanęła obok męża. W tym momencie chyba potrzebowała wsparcia i otuchy, bo aż się w niej gotowało.
-
– Nigdy nie wiesz – powiedział cicho, właściwie bardziej przez zęby niż normalnie bo przecież różnymi sprawami zajmowano się w firmie, że tak to ujmę. Nie do końca jednak rozumiał skąd ona może mieć o tym pojęcie ale w tym momencie postanowił zbyt mocno tematu nie drążyć. Odetchnął próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie i nawet dwa palce na skroniach położył mocno je przyciskając do czaszki. Nie komentował więcej już nic, stał tylko i patrzył na Constance i Vittorię, nadal gniotąc niemal skronie. Miał naprawdę po dziurki w nosie swojego życia, serio. Posłusznie jednak ruszył po butelkę z barku i kiedy wrócił, postawił ją na stole.
– Co my teraz zrobimy, Connie? – nie był pewny czego dokładnie to pytanie dotyczy. Nim otworzył butelkę, wziął na krótką chwilę szatynkę w ramiona, opierając brodę na czubku jej głowy.
– On ją zostawi, wiesz o tym, prawda? Zostanie samotną, nastoletnią matką. Moja Vi – mówił cicho, choć dłonie lekko mu drżały. Odsunął się od niej za chwilę i uniósł lekko brew w górę.
– Temat rozwodu na razie powinniśmy zamknąć, w sensie... nie mówmy jej o niczym. Jakoś to ogarniemy – uśmiechnął się blado, sięgając po butelkę. Otworzył ją i podał żonie. – Musimy się spotkać z tym frajerem – zarządził, marszcząc czoło. Oj tak, on już sobie z ziomkiem pogada!
-
– Trochę wiem, biorąc pod uwagę, jak chcesz to załatwić – wzruszyła ramionami, ale nie zamierzała do końca rozwijać tematu. Doskonale wiedziała, jak może zatuszować zbrodnię i zdecydowanie potrzeba było więcej rozumu niż wybielacza i torby z Ikei. Tak czy siak, Connie pogłaskała lekko męża po ramieniu i spojrzała na niego z troską.
– Nie wiem – przyznała zupełnie szczerze, ale wtuliła się w niego na dłuższą chwilę, przyciskając go mocniej do siebie. Potrzebowała teraz silnego, męskiego ramienia, bo czuła się koszmarnie bezradna. Ta krótka chwila dodała jej jako-takiej otuchy.
– Wiem. Zresztą, nawet jeśli by jej nie zostawił, to i tak trafi za kratki. Ale sobie poradzimy, jeśli będzie trzeba to nawet adoptuję tego malucha i po prostu ja go wychowam. Ona ma przed sobą całe życie – stwierdziła cicho, wzruszając ramionami. Była gotowa na takie poświęcenie – na wstawanie w nocy i nawet na ewentualny urlop w pracy. Nie chciała, by ich córka zmarnowała sobie życie. Oni mieli pomoc, Vittoria mogła liczyć tylko na nich.
– Zgadzam się. Wydaje mi się, że możemy z tym poczekać do porodu. Wystarczająco się denerwuje, nie możemy jej dopierdalać, ale… Jeśli byś się z kimś spotykał to mi powiedz, w porządku? Nie chcę kiedyś wyjść na jakąś idiotkę – wzruszyła ramionami, przygryzając dolną wargę, bo domyślała się, że sytuacja jest niezbyt przychylna, skoro on chciał ruszyć dalej. – Owszem, tylko co mu powiemy? – spytała cicho, upijając trochę trunku i siadając na stole. Zdjęła przy okazji marynarkę, bo aż się jej gorąco zrobiło.
-
– Wolę całe życie radzić sobie z tym dzieckiem niż pozwolić żeby ten frajer w tym pomagał. Takich skurwysynów powinno się od razu kastrować, przecież on jest kurwa na bank starszy niż ja i ty! – prychnął, ale słowa o tym, że mogłaby zaadoptować dziecko sprawiły że zgromił ją wzrokiem. – Chyba żartujesz, Constance. To jej dziecko. I nie masz prawa go adoptować nawet gdyby tego chciała, bo jeśli kiedyś zmieni zdanie... to dzieciak będzie miał siekę z mózgu. – pokręcił głową. No tak głupiego pomysłu się po swojej żonie naprawdę nie spodziewał i nie bardzo wiedział jakie to miałoby by mieć zastosowanie ale okej. Nadal był tylko facetem i brał pod uwagę to, że w takich tematach to jednak gówno się zna.
– Poczekamy – odparł spokojnie, choć z jednej strony wolałby mieć to wszystko z głowy, ale sytuacja wymagała dojrzałości. Czy coś. – Dobrze i na odwrót? Żebyśmy oboje czuli się komfortowo – skinął głową. Nie zamierzał chyba nikogo w najbliższym czasie poznawać, ale taki układ był sprawiedliwy w sumie. Sięgnął po butelkę i też upił z niej łyk. Usiadł na krześle, ustawiając je tak, by być naprzeciwko niej.
– Że jest pierdolonym chujem i straci fiuta za zapłodnienie naszej piętnastoletniej córki a potem jeszcze upokorzymy go publicznie? Albo coś w tym rodzaju – wzruszył ramionami. No co? Ciężko było coś innego wymyślić, przynajmniej w tej chwili.
-
– Wolę całe życie radzić sobie z tym dzieckiem niż pozwolić żeby ten frajer w tym pomagał. Takich skurwysynów powinno się od razu kastrować, przecież on jest kurwa na bank starszy niż ja i ty! – prychnął, ale słowa o tym, że mogłaby zaadoptować dziecko sprawiły że zgromił ją wzrokiem. – Chyba żartujesz, Constance. To jej dziecko. I nie masz prawa go adoptować nawet gdyby tego chciała, bo jeśli kiedyś zmieni zdanie... to dzieciak będzie miał siekę z mózgu. – pokręcił głową. No tak głupiego pomysłu się po swojej żonie naprawdę nie spodziewał i nie bardzo wiedział jakie to miałoby by mieć zastosowanie ale okej. Nadal był tylko facetem i brał pod uwagę to, że w takich tematach to jednak gówno się zna.
– Poczekamy – odparł spokojnie, choć z jednej strony wolałby mieć to wszystko z głowy, ale sytuacja wymagała dojrzałości. Czy coś. – Dobrze i na odwrót? Żebyśmy oboje czuli się komfortowo – skinął głową. Nie zamierzał chyba nikogo w najbliższym czasie poznawać, ale taki układ był sprawiedliwy w sumie. Sięgnął po butelkę i też upił z niej łyk. Usiadł na krześle, ustawiając je tak, by być naprzeciwko niej.
– Że jest pierdolonym chujem i straci fiuta za zapłodnienie naszej piętnastoletniej córki a potem jeszcze upokorzymy go publicznie? Albo coś w tym rodzaju – wzruszył ramionami. No co? Ciężko było coś innego wymyślić, przynajmniej w tej chwili.
-
– Właściwie jest trochę młodszy. Przyszedł niedawno, świeżo po studiach. To on wciągnął Vi na te targi. Powinnam była coś zauważyć – stwierdziła cicho, patrząc na niego z miną zbitego psa, bo znała tego mężczyznę, ale w jej obecności zachowywał się bardzo profesjonalnie. Tak czy siak, widząc jego spojrzenie, przechyliła głowę.
– Jeśli Vi tego będzie chciała, to to zrobię, Enzo. Nie musisz się tym martwić – powiedziała spokojnie, patrząc mu w oczy. – Jeśli nie, to nie będzie tematu. Przecież nie wyrwę jej tego dziecka – stwierdziła cicho. – Chryste, zostanę babcią. W wieku trzydziestu lat zostanę babcią – wyszeptała bardziej do siebie niż do niego, oddychając głęboko i czując, że jest na skraju albo załamania nerwowego, albo paniki.
– Wiem, że wolisz mieć to za sobą, ale szybko zleci – stwierdziła cicho, przygryzając dolną wargę i jakoś tak mimowolnie ścisnęła jego dłoń. Naprawdę potrzebowała teraz chociaż trochę wsparcia emocjonalnego. – Jasne, chociaż na razie raczej nie zamierzam się z nikim umawiać. W tej sytuacji wolę po prostu poświęcić się Vi – powiedziała cicho, spuszczając wzrok. A miała mieć 3 lata a potem czas dla siebie. Cóż, wygląda na to, że miała za trzy lata opiekować się wnukiem. Życie.
– To jakiś start. Upokorzenie publiczne jest musem, ale musimy to przedyskutować. Boję się, że jeśli to wypłynie, to Vittoria będzie bardziej pokrzywdzona niż on. Coś wymyślimy, na razie po prostu się napijmy a potem pójdziemy spać. Czuję się wykończona – stwierdziła, wychylając trochę trunku z butelki i patrząc na Enzo wyraźnie załamana. A potem faktycznie jeszcze chwilę pogadali i potem poszli grzecznie do łóżka, ale tylko spać!
ztx2