WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, wcześniej Maeve nie miała zbyt wielkiego doświadczenia z policją. Raczej stroniła od wchodzenia w konflikty z prawem. Nawet nie miała na koncie zbyt wielu mandatów, ale wynikało to raczej z tego, że dość rzadko wsiadała za kierownicę. Zdecydowanie nie wiedziała w jaki sposób rozmawiać z policją nie mówiąc już o tym, że gdyby pojawił się temat ojca, to nie bardzo wiedziałaby co powiedzieć i zapewne prędzej uznałaby to za jakąś dziwną pomyłkę, czy coś w tym rodzaju, bo fakt, że jej ojciec mógłby być zamieszany w coś nie do końca legalnego wychodził poza skalę jej wyobraźni. Zupełnie to do niego nie pasowało. I przecież gdyby tak było to wiedziałaby coś na ten temat. Zauważyłaby coś, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Gorsze rzeczy? Zawsze byłam pewna, że Seattle to raczej spokojne miasto - odparła lekko zdziwiona i zaciekawiona tym, co kryło się pod jego słowami, bo szczerze nie wyobrażała sobie gorszych rzeczy, choć do niedawna myślała, że to co spotkało ją w Halloween dzieje się jedynie w kiepskich filmach grozy, a jednak racji nie miała - Następnym razem postaram się zadzwonić, choć liczę to, że nie będzie następnego razu - dodała po chwili, bo zdecydowanie adrenaliny i emocji wynikających z tamtych przeżyć miała już dość. Nigdy więcej dziwnych halloweenowych eventów i wchodzenia do opuszczonych domów.
Roześmiała słysząc jego słowa, bo w sumie podobną radę udzieliła Clo, a nawet sama chciała jej w tym pomóc. Miała, jednak nadzieję, że Theo nie będzie jej już więcej nachodził i obejdzie się bez rzucania w niego przedmiotami, czy czymś podobnym, bo po płytkowej masakrze w wykonaniu współlokatorki obawiała się, że może skończyć się to dość krwawo. - Może następnym razem on oberwie, a nie łazienka - uśmiechnęła się zajadając się makaronem, bo był naprawdę dobry.
-Jasper Davenport boi się klaunów - podsumowała jego wypowiedź ze złośliwym uśmiechem na ustach. Może wytłumaczył, że nie chodzi o strach, a raczej o uczucie dziwnego niepokoju, ale jednak i tak musiała mu to wytknąć - Kto by pomyślał. Czyli raczej do cyrku byś się ze mną nie wybrał? - uniosła brwi ze śmiechem. Może nie powinna się z niego nabijać, ale no cóż.
- Hm.. czyli muszę sprawić, żebyś nie zgadł - w końcu wtedy uzyskałby przewagę skoro kolejne jej trafienie było pudłem - A więc.. - zamyśliła się marszcząc lekko brwi. - Umiem grać na skrzypcach, boję się węży i... jest ktoś o kim trochę za często ostatnio myślę - po wypowiedzeniu ostatnich słów niemalże natychmiast chciała je cofnąć, bo sama nie wiedziała dlaczego akurat to postanowiła mu wyjawić. Może przez to, że trochę szumiało jej już w głowie, może przez jego wyznanie, ale w każdym razie cała odwaga z niej wyparowała. Siedziała, jednak spokojnie w oczekiwaniu na jego odpowiedź, jakby wypowiedzianym przez nią faktem było to, że lubi chrupki serowe, a nie to, że zawrócił jej w głowie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zdziwiłabyś się - spojrzał na nią, bo może i przestępczość była niska statystycznie, ale to co działo się za kulisami to w ogóle inna bajka. - Jak każde miasto i w Seattle jest sporo gangów, wpływów mafii, nielegalnych biznesów. Poza tym, ten rok był chyba pod znakiem strzelanin - pokręcił zniesmaczony głową, bo w sumie on wolał wszystko załatwiać po cichu. Nie lubił robić wokół siebie szumu, a ten się zaczynał, jeśli ktoś z jego ludzi lub wrogich grup, zaczął być w kręgu całego zamieszania. - Też na to liczę - naprawdę, nie chciał, by coś jej się stało. Nie chciał odbierać tego telefonu, słysząc, że jest przerażona. Nigdy. Nawet z jego powodu i dlatego powinien przestać igrać z ogniem, zostawić tą znajomość i po prostu odejść. Ale tego nie robił. Bo był samolubnym, egoistycznym draniem, który wolał słuchać jej śmiechu, patrzeć na jej urocze dołeczki w policzkach i zastanawiać się, jak smakują jej usta, które maczała w winie.
- Nie boję się klaunów, Mae - westchnął ciężko - po prostu są niepokojąco dziwne. Sama chyba za nimi nie przepadasz, co? Zresztą, ten kto lubi i ogląda te wszystkie horrory z nimi w roli głównej musi być nieźle powalony - samo pisanie książki czy kręcenie filmu w stylu It. to było dla niego za dużo. A jeszcze mieć świadomość, że ludzi to kręciło - tragedia. Nie obawiał się jednak, że weźmie go za mięczaka przez to, poza tym, chętnie by jej pokazał, że z niego to akurat prawdziwy mężczyzna. Nie jakaś podróba co trzęsie portkami. - Raczej nie, ale ze względu na zwierzęta, a nie klauny. Wspomaganie w istnieniu czegoś takiego, gdy te lwy czy słonie są tak źle traktowane jest tak samo złe, jak bycie ich "właścicielem" - mruknął, bo nie szanował takich miejsc. Mało rzecz go w życiu obchodziło, ale kochał duże koty i bolało go to, że ludzie potrafili się tak znęcać nad nimi dla rozrywki.
Zauważył jej reakcję i cóż, nawet, gdyby sformułowała to inaczej, a inne rzeczy byłyby równie możliwe i prawdziwe, to wybrałby trzecią opcję. Może i skoczyło mu teraz trochę ego i myślał zbyt pozytywnie na temat ich relacji, ale no kurde... po czymś takim to chyba każdy obrósłby w piórka. - Cóż, więc o kim tak myślisz? - Uśmiechnął się do niej zadziornie i sięgnął po jej dłoń. Uniósł ją lekko i pocałował w wierzch. Nie musiała mówić, wystarczyło, że spojrzała mu prosto w oczy taka zmieszana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła brwi ze zdziwieniem no bo o czym on w ogóle mówił. Gangi? Mafie? Strzelaniny? Tutaj w Seattle? Dla pewności spojrzała jeszcze na jego szklankę, czy aby na na pewno nie był pod wypływem alkoholu. Raczej jednak popijał jedynie wodę, więc ta teoria od razu upadła. - Może kiedyś przewinął mi się jakiś artykuł o strzelaninie w wakacje, ale chyba była to jednorazowa akcja - mruknęła szczerze wątpiąc w wypowiedziane przez niego słowa. Może naoglądał się za dużo kryminałów, czy coś. - Zresztą sądzę, że gdyby na terenie Seattle były jakieś gangi to zajęłaby się nimi policja - dodała po chwili, bo w końcu od tego byli. To była ich praca i miała nadzieję, że wykonują ją rzetelnie.
- Cóż, śmieszne na pewno nie są - wzruszyła ramionami, bo nie widziała nic zabawnego w postaciach z wymalowanym niepokojącym uśmiechem i dziwacznym strojem. Zresztą nie bez powodu stały się bohaterami horrorów. - Z tego, co się orientuje to w niektórych stanach wykorzystywanie dzikich zwierząt w taki sposób stało się nielegalne - i dobrze. W końcu tyle się słyszy o okropnych warunkach w których są przytrzymywane i o sposobie ich traktowania. Niewątpliwie nie skakały przez obroczę, czy nie wykonywały "zabawnych" sztuczek dlatego, że miały na to ochotę, a prędzej ze strachu przed reakcją ich opiekuna. Ludzie potrafią niestety w okropny sposób wykorzystywać zwierzęta tylko dla własnej rozrywki, czy pieniędzy.
Nie wiedziała, czy wyznawanie własnych odczuć było dobrym posunięciem. Miała mnóstwo wątpliwości, co do tego. Nie wiedziała w jaki sposób zareaguje, a co gorsza co sobie pomyśli. Dużo łatwiej było udawać obojętność, choć to też nie wychodziło jej najlepiej. Nawet jeśli jego obecna reakcja była dość pozytywna to wciąż nie miała pojęcia o tym, czy za chwilę nie ulegnie ona zmianie. - Tajemnica - mruknęła w odpowiedzi na jego pytanie, ale wypieki na jej policzkach spowodowane jego dotykiem od razu ją zdradzały. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego akurat przy nim nie potrafiła zachować spokoju i opanowania, a zamiast tego czerwieniła się jak jakaś nastolatka. - Chyba muszę już wracać ze względu na to, że jutro rano mam dyżur - skłamała, bo żadnego dyżuru nie miała, jednak potrzebowała czasu, aby ułożyć sobie wszystko w głowie. Po czym zapewne dokończyli posiłek, opłacili rachunek i wyszli z lokalu.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przeglądała się w lśniącej karoserii granatowego samochodu stojącego tuż przed restauracją. Nieco skrzywiony, ciemnoniebieski obraz (czuła się trochę jak w gabinecie luster, gdzie ciało oglądane na gładkiej tafli wyglądało inaczej, niż pamiętało je się jeszcze sprzed chwili; ta cyrkowa sztuczka towarzyszyła jej zresztą przez większość życia) ukazywał Ruthie-Ray w wersji ekskluzywnej: obcisła kiecka z czarnego aksamitu kończąca się rąbkiem tuż za kolanami (pozbawionymi osłony rajstop, które uważała za staroświeckie, więc różowymi z zimna), rzęsy podkręcone ciemnym węglem i sztuczne futro, zdobyte kiedyś w second-handzie, narzucone nonszalancko na gładki materiał sukienki. Trochę zbyt rozwiane jasne włosy nieutemperowane żadną tasiemką, wirujące teraz z mroźnym wiatrem powyżej płaszczowego kołnierza. Przechyliła lekko głowę w prawo, potem w lewo, obserwując zarys obu profili, i zakończyła inspekcję westchnieniem, symbolizującym nawet-zadowolenie.
Nie chodziła często na randki (zwłaszcza od czasu powrotu do Seattle - nie miała na to ani czasu, ani humoru; w LA romantyczne przeżycia zazwyczaj zaczynały się i kończyły w rozmywających się w oczach nocnych klubach drżących w rytm neonów, z alkoholem buzującym jej w żyłach), a już zwłaszcza na randki w ciemno - miała dość specyficzny gust, jeśli chodziło o potencjalnych partnerów, i raczej nie wierzyła w to, że normalni członkowie społeczeństwa będą w stanie znaleźć dla niej odpowiednią parę. Czy raczej... nieodpowiednią właśnie? Zazwyczaj, na gruncie sercowym, sięgała bez wahania po to, co z pewnością odbije jej się czkawką w niedalekiej przyszłości. Pociągało ją to, co trudne.
Tym razem dała jednak się namówić, skoro konwersacyjnego towarzysza wybierała Emily - Ruthie była w nią od dawna wpatrzona trochę jak w święty obrazek (poznały się bliżej, kiedy R. R. desperacko szukała inspiracji do roli w pilocie medycznego serialu, i Emily taka była słodka, taka cierpliwa i tak nielekceważąca, że Ruthie zakochała się na miejscu), i postanowiła ślepo zawierzyć jej osądowi. Chyba nie przyjaźniłaby się z kimś płasko chamskim i zupełnie nieinteresującym, prawda? A jeśli nawet, to nie rzucałaby mężczyznom tego typu biednej Ruthie-Ray na pożarcie?
O drugiej połówce tej nadchodzącej randki wiedziała trzy rzeczy: miał na imię Clive, był lekarzem i, najwyraźniej, uwielbiał się spóźniać. Byli umówieni o wpół do, a zegarek Ruthie, ciasno opleciony wokół nadgarstka brudnym złotem, wskazywał już szesnastą pięćdziesiąt dwie; nie wiedziała, czy dalej stać przed wejściem do restauracji i narażać się na rzucane przez szybę coraz częstsze spojrzenia zaciekawionego kelnera, czy zająć już stolik i zamówić przystawkę oraz spory kieliszek wina. Odwodził ją od tego obecny pragmatyzm, czyli nadzieja na to, że niepoznany jeszcze lekarz (medycy byli przecież bogaci, nie?) opłaci w całości rachunek po zakończeniu posiłku; gdyby już teraz kazała sobie przynieść bruschetty i sauvignon blanc a on nigdy by się nie pojawił, zostałaby z paragonem na kwotę, której byłoby jej bardzo, bardzo żal.
Była biedna, więc nie miała żadnych skrupułów.
Z nudów odpaliła w końcu papierosa, nie przejmując się tym, że przy pierwszym powitaniu będzie śmierdzieć nikotyną - nie zamierzała przecież całować się z nim ani nic takiego, a poza tym spóźniał się, więc była to jego wina. Zaciągnęła się, strzepując popiół na dziewiczą czystość śniegu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 22.
Czy w trakcie rozwodu wypada?
Czy choremu wypada?
Czy mając dziecko w śpiączce wypada?
Czy będąc bezgranicznie zakochanym w innej wypada?

Z takimi pytaniami mierzył się we własnych myślach Clive Thornton siedząc na tylnym siedzeniu swojego samochodu, prowadzącego przez jego szofera Edmunda jednocześnie swoją głowę mając przechyloną w prawy bok, by móc błękitnymi ślepiami łapać jasne, szybko przemieszczające się smugi świateł tutejszych latarni. Nie był pewien, czy nagminne namowy Emily - najlepsza przyjaciółki, „bratnia dusza” - trochę jak wnerwiająca, młodsza siostra - okażą się dobrym posunięciem. Randki - a właściwie spotykanie się z osobami sam na sam (co z tego, że w zatłoczonej fancyrestauracji) - nie było mocną stroną mężczyzny. Nie potrafił skupić się na rozmowach, wysłuchiwać problemów, marudzenia - a nawet komplementów ze strony drugiego człowieka. W istocie bardzo dobrze bawił się w swoim towarzystwie - samotnie, a najlepiej z papierowym pojemniczku, a w środku niego chiński makaron z przyprawami, kalmarami ( i najważniejsze zawsze z ostrym sosem!) w prawej dłoni; usadzony (na nowo co kupionej) kanapie, którą składał wraz ze swoim kumplem Gabrielem przez kilka dobrych godzin (pieprzona Ikea) - a całe pomieszczenie buzowało praktycznie maksymalną głośnością odgłosów (typowego, amerykańskiego show - w stylu Keeping Up With the Kardashians) telewizora powieszonego na kremowej ścianie. Jak więc się tu znalazł? W aucie, ubrany w ciemnogranatowy garnitur uszyty przez jednego z najlepszych projektantów w Seattle (nazwisko robiło swoje) - słuchający musicalu Hamiltona i denerwujący się na przepchane ulice, korki - i bezustannie wyświetlające się czerwone światła - jak na złość. Niby można wiele powiedzieć o Thornton'ach, ale jedno było pewne - nienawidzili się spóźniać i choć Clive nie palił się na dzisiejszy wieczór, to jednak irytowała go sytuacja - że poprzez późniejsze przybycie już stracił kilka punktów tzw. „pierwszego wrażenia.”
O Ruthie-Ray Berkovitz znał tylko podstawowe informacje (początkująca aktorka, przez kilka lat mieszkała w LA, blondynka, ładna - młoda, potrafi się zachować) i najważniejsza kwestia - była najlepszą przyjaciółką Emily Wright (ech, coś ich jednak łączyło.) Ale czy owe cechy wizualne jak i osobowościowe sprawią, że na twarzy chirurga choć przez chwilę zaniknie odwieczny grymas odrazy? Ciężko stwierdzić - „typ już tak miał” - nieustanie poważny, zaborczy i przerażająco nieugięty. Postanowił jednak spróbować - a raczej poudawać dobrego przyjaciela i udać się na „wymarzoną randkę” - kolejnej ładnej-buzi; bo co innego mogłaby mieć mu do zaoferowania? Już raz złamał zasadę, pozwolił zbliżyć się innej kobiecie niż własna (teraz już była) żona - i jak na tym wyszedł? Z potrąconym sercem, przez pierwsze dwa tygodnie od nagłego wyjazdu Pilby upijając się w barach i wydzwaniając na (już dawno) skanowany numer, ledwo podniósł się z takiej porażki, a lekarka pchała go w ramiona następnej słodziutkiej blondyneczki, w ogóle nie zważając na dany fakt - czyli: jak to na niego wpłynie.
Dojechali - wysiadając z pojazdu poprawił swoją marynarkę zapinając guzik znajdujący po środku niej, jednocześnie zatrzasnął drzwi rozglądając się wokół siebie, aby pewnym krokiem przejść na drugą stronę ulicy; chwilę później dostrzegł aktorkę stojącą przy samym wejściu do restauracji - unosząc brew zmierzył wzrokiem jej odsłonięte nogi, kilkakrotnie zatrzymując się na udach. Dopiero wtedy podszedł do towarzyszki, kątem oka zerkając jeszcze na ledwo-co tlącego się papierosa. Ciekawe, który to z kolei - i czy zamierzała się po tym zaraz ulotnić - godne podziwu, że zaczekała - sam zapewne wyszedłby już po kwadransie spóźnienia. - Wchodzimy? Czy zamierzasz dokończyć? - miejmy to już głowy i przekażmy Ems, że nie jesteśmy swoimi „solumate?” - Nie jest Ci zimno? - dodał w międzyczasie chwytając za klamkę, by roztworzyć przed nią drzwi; jeżeli oczekiwała przeprosin... cóż, to się troszeczkę przeliczy - w tym też nie był dobry. A jeśli potrzebuję dowodów, wystarczy aby zapytała Emily, Callie oraz Palomę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, gdyby tylko Ruthie była świadoma tych wszystkich dramatycznych zwrotów akcji które właśnie rozgrywały się w życiu Clive'a, plamiąc kartkę życiowego scenariusza kleksem kolejnej losowej katastrofy, wybrałaby się na to spotkanie dużo chętniej. Być może schowałaby do małej, błyszczącej torebki zgrabny dyktafon na baterie, i przeprowadziłaby z nim prawdziwy wywiad nad talerzem parującej zupy cebulowej; potem mogłaby wyciągnąć z artystycznej nory któregoś ze znajomych pisarzy i sprzedać im (za odpowiednią kwotę, oczywiście) pomysł na filmową historię, luźno opartą na faktach. Tłumy uwielbiały opowieści od których oczy mgliły się za słonymi kroplami a serce wyrywało się fałszywą empatią w kierunku głównego bohatera, którego przecież w prawdziwym świecie ominęłoby się na ulicy bez powtórnego spojrzenia. W rzeczywistości obce tragedie były niekomfortowe i nikt nie chciał o nich słuchać, ale już na srebrnym ekranie - przyciągały żądne cudzych nieszczęść zapakowanych w ładny papierek filmowej kliszy masy.
Taka okazja... zmarnowana! Emily nie powiedziała jej zbyt wiele o drugim uczestniku tego zaaranżowanego spotkania i Ruthie nie miała pojęcia, że w postaci chirurga z lekkim zarostem, który właśnie zbliżał się do niej spokojnym krokiem, tyle było fabularnych skarbów. Dziecko w szpitalu, romanse, nieuleczalna choroba, tonięcie w używkach będących pewnie średniowiecznym substytutem terapii - materiał na przynajmniej dwugodzinny dramat przyswajany przy dźwięku karmelowego popcornu trzaskającego między zębami.
- Witaj, Clive - rzuciła nonszalancko do mężczyzny który wreszcie pojawił się u jej boku. Zlustrowała go od góry do dołu (elegancka marynarka, uczesane włosy, drogi zegarek na nadgarstku) i wypuściła z płuc resztki papierosowego dymu. Rzuciła niedopałek na ziemię, nie zawracając sobie głowy poszukiwaniami śmietnika, i wgniotła go w śnieg kolumną obcasa.
- Nie. Mam gorącą krew. Wewnętrzny termofor, to naprawdę bardzo wygodne - wzruszyła ramionami na jego pytanie, delektując się, jak zwykle, puszczonym w eter niewinnym kłamstewkiem. Było jej zimno, palce dłoni powoli przybierały formę drewnianych kołków niezdolnych do zgięcia się w opuszkach a cienkie nogi dygotały na wietrze jak białe flagi, ale nie zamierzała przyznawać się do tych stricte cielesnych słabości. Nie wyglądał jej zresztą na dżentelmena który zaoferowałby jej z marszu swoje wierzchnie odzienie bądź zdecydowanie zbyt szybkie jak na randkowe konwenanse ocieplenie talii objęciem swojego przedramienia.
Wsunęła się do restauracji z podziękowaniem wymamrotanym w jego stronę za przytrzymanie wejściowych drzwi i zawiesiła futro na wieszaku stojącym przy wejściu. Kelner pokierował ich do zarezerwowanego wcześniej stolika obleczonego białą firaną obrusu. Usiadła na krześle, założyła nogę na nogę i sięgnęła po książeczkę menu.
- Ponoć mają tu świetne risotta - powiedziała, przełamując ciszę, która dźwięczała w uszach od chwili zajęcia miejsca. Zapatrzyła się na kartę win, zastanawiając się, na co ma dzisiaj ochotę - czy słodką delikatność białego czy mocny, zadymiony smak o barwie burgundu. - Jesteś lekarzem, tak? Chirurgiem? Emily zdradziła mi tylko tyle. Pięć faktów o tobie na przystawkę?
Uniosła pytająco brwi, bębniąc palcami w blat stołu. Jeszcze przed chwilą była taka pewna siebie, a teraz zaczynała się już denerwować - aura otaczająca mężczyznę, wyniosła i nieprzenikalna, naruszała jej poczucie komfortu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, mimo pozorów i całkowicie odmiennych charakterów - oboje byli dokładnie w tej samej sytuacji - pozwolili, aby pożalsięboże ich wspólna znajoma wcieliła się w rolę swatki i podporządkowała ich plany tak, że zjawili się pod tą nieszczęsną restauracją. Jednakże Clive w odróżnieniu od swojej nowo-co-poznanej kolacyjnej partnerki wcale nikogo nie szukał; przychodząc tu pragnął udowodnić Emily, że nie posiada wszechmocnych wygórowanych zdolności by założyć biuro matrymonialne, bo choć może na „pierwszy rzut oka” Ruthie prezentowała się perfekcyjnie. W końcu dużo młodsza, długonoga o jasnych włosach aktoreczka mogłaby się wpisywać w poczet fantazji każdego przeciętnego - (i nie tylko!) faceta, aczkolwiek co mógł począć w tej chwili gburowaty były lekarz o złamanym (owszem, pomimo plotek takowe posiadał) serduszku? Obiekt westchnień Thornton'a prawdopodobnie przemierzał teraz wszelakie zdobne kraje, a on utkwił w miejscu z młodziutkim dziewczęciem, które (zdaniem lekarza!) zapewne nie ma pojęcia o rzeczywistości i wnikającej w nią problemów. Wprawdzie, zwyczajnie jej nie znał, a także nie wsłuchiwał się w słowa upierdliwej przyjaciółki - po prostu jak to typowy przedstawiciel płci brzydszej zgodził się na owe spotkanie tylko po to, aby przerwać jej nieustającą paplaninę. Czy Panie mogłyby mieć mu to za złe? Poniekąd - jeżeli oczywiście by o tym wiedziały, otóż neurochirurg posiadał wrodzoną zdolność ukrywania swoich prawdziwych emocji - niezależnie od sytuacji, humoru - buzia mężczyzny zdobiła zawsze taki grymas - niekiedy się uśmiechał, czasem nawet (choć o tym krążyły legendy) potrafił się roześmiać - niestety, wciąż był to bardzo rzadki oddźwięk - rozmowy były dla niego niczym jak „pięta achillesowa” - nie przepadał za nimi, unikał - i jeżeli już został do jakiekolwiek przymuszony starał się by trwała ona jak najkrócej. Ciężki charakter i tu zaskoczenie, czy właśnie ten sam człowiek przeżywał utratę kochanki?
Kątek oka wciąż lustrując odkryte nogi Berkovitz - zdecydował się unieść spojrzenie dopiero w chwili gdy się odezwała, jednakże trwało to kilka sekund - niczym jakby ostentacyjnie próbował wyjść na faceta niekoniecznie zainteresowanego czymś więcej niżeli „szybkie pukanko” na tyłach knajpy. Specjalne zagranie? A może to był właśnie jego cel? Może właśnie upojna chwila z Panną Ruthie-Ray Berkovitz sprawi, że uda mu się zapomnieć? Chyba warto spróbować, huh? Bo ile tak naprawdę można się łudzić, że kiedykolwiek powróci? - Zapamiętam. To całkiem przydatna umiejętność. - po wzruszeniu obojętnie ramionami, dyskretnie dostrzegł wyrzuconego przez rozmówczynie peta - jeden punkt mniej; bo choć nie należał do grupy społecznej walczącej z globalnym ociepleniem - to zachowanie blondyneczki wskazywało na niechlujność, a Clive Thornton to pedant, tak wielki jakiego jeszcze nie znała cała Ameryka, a może i Europa?
Po znalezieniu się przy stoliku w swoje dłonie chwycił menu, ze spokojnym a zarazem poważnym wyrazem twarzy kartkując każdą stronę. - Chyba jednak postawiłbym na łososia... - wtrącił odkładając przedmiot na bok - jak to lekarz posiadał doskonałą pamięć. - Ale Ty wybieraj co tylko chcesz. - niebieskie oczy chirurga zogniskowały się na buzi Ruthie, pozwolił sobie nawet unieść odrobine kąciki ust - w końcu to on płacił i choć „randka” była wymuszona, to jednak nie zamierzał stać się w oczach towarzyszki skąpcem - w końcu wywodził się z rodu Thornton'ów - a oni posiadali pokaźny majątek. - Pięć faktów, hmm... - po wyprostowaniu pleców i bezustannym wodzeniu wzrokiem na buzi towarzyszki, kilkukrotnie puknął palcami o blat stołu. - Najważniejsze co chyba powinnaś wiedzieć, to że mam siedmioletniego syna, Steve. - mruknął, a pojawienie się w myślach chłopca wprawiło blondyna w lekkie zakłopotanie. - To może zrobimy tak, ja jedna ciekawostka, a później Ty? - przechylając łepetynę na bok zwiewnym ruchem dłoni przywołał kelnera.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sabotaż był pierwszym o czym pomyślała Sin kiedy jedna z jej koleżanek (niebawem chyba eks) stwierdziła, któregoś dnia, że Sinclair powinna wybrać się na randkę. I to w ciemno. Zawsze uważała, że tego typu rzeczy są raczej dla osób zdesperowanych, co same nie potrafią znaleźć sobie towarzysza do rozmowy. Co prawda w ostatnim czasie wcale nie
układało jej się najlepiej, a świadczyły o tym na przykład jej wyjścia do barów żeby pić w samotności, ale nie wydawało jej się żeby już dotknęła dna. Przynajmniej nie takiego, z którego nie dałoby się odbić. Trzy dni opierała się i odmawiała wyjścia aż w końcu uległa. Nie wiedziała co gorsze. Sama randka czy biadolenie jej koleżanki wciąż koło głowy. Z początku planowała ubrać się w dres, ale tamta jakby to przewidziała, wręcz wciskając Bogu ducha winną Sin w jedną z seksownych kiecek, których w szafie Trelawney było całe zero. W akcie rezygnacji zgodziła się już nawet na założenie butów innych niż te wojskowe. Z miną jakby szła na ścięcie, zajęła miejsce przy wcześniej zarezerwowanym przez tajemniczego gościa stoliku (jakoś tak wyszło, że rezerwacja nie była na nazwisko więc dalej nie kojarzyła kto to ).
Przez następnych kilka minut dziękowała wszechświatowi za to, że jej sukienka jest tak kusa, bo z sekundy na sekundę robiło jej się coraz bardziej gorąco.
- O, to Ty!- podskoczyła na kilka centymetrów do góry kiedy usłyszała znajomy głos. Uśmiechnęła się od razu, bo tajemniczy gość okazał się być męzczyzną, z którym ostatnio wdała się w dyskusje w dziale z mrożonkami i nawet dobrze im się gadało. - Jak dobrze! Już myślałam, że zabiję tą sprawczynię całego zdarzenia kiedy na miejscu pojawi się jakiś dziwny człowiek w swetrze w romby, z którym całą kolację będę rozmawiała tylko o żółwiach morskich. Na szczęście wydaje mi się, że przeżyje

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stawiając kroki na chodniku, pilnowała żeby nie nadepnąć na linie oddzielające od siebie płyty. Lepsze to był niż unikanie wzroku przechodniów, ewidentnie zerkających na nią z zaciekawieniem. Ale może to tylko przewrażliwienie. Może ktoś spojrzał, akurat dlatego, że wdepnęła w kałużę, ochlapując nogawkę jego świeżo wypranych, zaprasowanych w kant spodni.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była na randce. O ile randką można było nazwać spotkanie się z kimś przypadkowo poznanym w internetowej aplikacji. Otóż można. Te czasy rządziły się innymi zasadami. Nakazywały po wyborze miejsca, w dniu o ustalonej porze stawić się w wybranym miejscu, w ubiorze najlepiej seksi, ale nie wyuzdanym, jak twierdziły nagłówki durnych artykułów na plotkarskich stronach. Szkopuł w tym, że większość obecnej garderoby Panam stanowiły jeansy i dresy. Więc postawiła na jeansy i bluzkę jakąś wygrzebaną z dna szafy, z dekoltem, który uznała jednak za nader śmiały. Ale uznała to już po wyjściu z domu, kilka przecznic dalej, więc nie było odwrotu. To znaczy był, ale ryzykowała spóźnieniem. Raz kozie śmierć, mawiają, a ona za dużo myślała. Tak dużo, że niemal przeoczyła bieloną konstrukcję restauracji, w której umówiła się ze swoją randką.
Coś mówiło jej to nazwisko. Coś.
- Zachary Prescott? - zapytała niepewnie, tył głowy odpowiadający zdjęciom na Tinderze. Nikt inny, siedzący samotnie przy stoliku nie dysponował takim tyłem głowy, więc uznała ten za właściwy. - Długo czekasz? - ot zarzuciła small-talkiem, zupełnie zbędnym, ale wypełniającym lukę czasową pomiędzy podejściem do stolika i zajęciem przy nim miejsca.
Kuurwa, nie wiedziała jak zachowywać się w takich sytuacjach. Mogła rzucić dowcipem na powitanie. Mogła. Ale jej dowcipy były krótko mówiąc chujowe.
Zmrużyła oczy, wpatrując się intensywnie w kolesia, ale za nic nie była w stanie sobie przypomnieć skąd może go kojarzyć. Z drugiej strony to Seattle. Tutaj raczej wszyscy się tak dobrze nie kojarzą.
- Wiesz, jak coś uprzedzam, że dawno nie chodziłam na takie spotkania, więc jakby było naprawdę żenująco i chciałbyś uciec, to naprawdę się nie obrażę - uśmiechnęła się bardziej do siebie niż do niego, jakby sama siebie próbowała przekonać, że to był tekst na miarę wyluzowanej laski, a nie... cóż. Każdy niech dokończy to we własnym zakresie.
<center>...</center>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Alki”