WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Do dzisiejszego wieczoru Natasha sądziła, że jej zakres obowiązków zamknie się na ustalaniu grafiku, kontroli zamawianych rzeczy, zapisów rezerwacji i ewentualnie pomocy w doborze pozostałych współpracowników. Jakże bolesne było zderzenie z rzeczywistością kiedy okazało się, że matka jednej z barmanek złamała nogę i ta nie stawi się na nocnej zmianie ponieważ czeka ją kilkugodzinna wizyta w szpitalu. Zastępstwo? Pierwszy pomysł jaki wpadł do głowy Rosjanki, ale nic z tego... Nauczeni doświadczeniem z poprzednich prac ludzie jak na złość mieli albo wyłączone telefony albo zwyczajnie nie odbierali połączenia nawet z jej prywatnego numeru.
W tej sytuacji nie pozostało nic innego niż założyć wygodniejsze buty i stanąć za długim barem. W tym całym nieszczęściu ważne było to, że towarzyszył jej jeszcze jeden pracownik, który przed nadejściem dzikiego tłumu wyjaśnił mniej więcej co i jak. Dopiero teraz naszła ją refleksja jak często bywała po drugiej stronie nie zastanawiając się czy kiedykolwiek przyjdzie jej polewać alkohol innym w tak dużych ilościach. I wiecie co? Jak na filigranową blondynkę niepokalaną nigdy ani dniem etatowej pracy poradziła sobie naprawdę dobrze. Większość porażek kwitowała szerokim uśmiechem a pijani faceci wybaczali łatwiej gdy ma się blond włosy do pasa i ładną buźkę. Kolejny okrutny przykład na to, że Ci z przyjemną dla oka aparycją mają w życiu prościej.
Pod koniec zmiany a właściwe gdy świt zbliżał się dużymi krokami na sali pozostała zaledwie garstka niedobitków. Kilku wyprowadzało się samych, dwóm pomogła ochrona ale szczególnie jeden z obecnych przykuł uwagę Rosjanki. Niemal przy końcu długiego blatu baru siedział mężczyzna, którego nie było jej dane obsługiwać ale biorąc pod uwagę porę powinien być zalany w trupa i lada moment przybić gwoździa w powierzchnię przed sobą.
Otóż nie.
Wyglądał trzeźwo i podejrzanie poważnie a może nawet smutno? Mimo ogromnego zmęczenia i jeszcze co najmniej godzinnej pracy Nat podeszła zaintrygowana do faceta i zapytała nadal wesoło
– Co podać? – choć powinna zapytać „co polać”…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby zależało to od niego, zamiast w stopniowo pustoszejącym barze w Madison Valley, Bluejay Krzyzanowski spędzałby dzisiejszy wieczór u siebie, być może na pomoście, owinięty w ciepły materiał polaru, z kubkiem parującej herbaty czy grzańca w przyjemnie mrowiącej chłodem dłoni. U jego stóp spałby zmęczony całym dniem dokazywania pies. Nad głową surfera skrzyłyby się zaś nie klubowe neony w syntetycznych, niezdrowych barwach, a gwiazdy - szczęśliwie wyraźnie widoczne w Portage Bay, z daleka od niegasnących nigdy świateł Centralnego Seattle.
Niestety, los miał dlań tym razem nieco inne plany - mężczyzna, za sprawą jednego niefartownego telefonu od młodszej siostry, został, mimo szczerej niechęci, wyciąnięty z domu i wepchnięty w ramiona nocnego życia Szmaragdowego Miasta.
Sycomore brzmiała przez telefon... wesoło. Ale i zdecydowanie nietrzeźwo.
Za jej plecami zaś, po drugiej stronie telefonicznej linii, rozlegało się echo rozszalałych głosów, głównie męskich, co natychmiast wprawiło surfera w stan podwyższonej czujności.
Gdzie jesteś, Syco? Przyjadę. - niby pytał, a tak naprawdę oznajmiał tonem nieznającym sprzeciwu i protestu. Biorąc od dziewczyny adres klubu, w którym zabawiła, wciągał już na siebie pilotkę i buty z prawdziwego zdarzenia - nie zaś wyświechtane sandały z nubuku, w których zwykle paradował po domu.
Pocieszywszy Mavericka sprezentowaną mu przekąską, blondyn zamknął drzwi swojego portowego domu i ruszył do vana - tym zaś, jeszcze z deską przytwierdzoną do dachu po wcześniejszym treningu - ruszył opustoszałymi wieczorem ulicami pod podany adres.
I nawet lokal z rozmowy z Sycomore odnalazł bez większego trudu. Gorzej, że siostry w klubie nie uświadczył - choć szukał przez dłuższą chwilę, lustrując twarze imprezowiczów bacznym spojrzeniem, sprawdzając obydwie łazienki na dole, a nawet jakiś składzik w końcu ciemnego korytarza nieopodal.
Nic.
Sycomore, jak to Sycomore, wyparowała bez ostrzeżenia. Jej telefon zaś nie współpracował, wprowadzając tylko Bluejay'a w stan rosnącej irytacji każdym kolejnym przeciągłym piskiem oczekiwania na połączenie.
Mężczyzna spróbował jeszcze dwa raz i poddał się. Zamierzał wrócić do domu, ale wcześniej wysłać jeszcze smsa do reszty rodzeństwa. I może z dziesięć do samej zaginionej.
Opadł więc na barowy stołek, podciągając mankiety ciemnozielonej koszuli i rzucił telefon na blat. Nie zauważył nawet zmierzającej w jego stronę barmanki - młodej, zgrabnej dziewczyny o burzy jasnych włosów i nieco kokieteryjnym kroku.
- Hm? - Krzyzanowski uniósł głowę z pewnym roztargnieniem. Przez pierwsze sekundy - choć niby mierzył blondynkę spoglądającą nań z drugiej strony barowej lady spojrzeniem - wzrok miał kompletnie nieobecny. Dopiero po krótkiej chwili jakoś otrząsnął się z zadumy i przemówił nieco bardziej elokwentnie, bardzie niż rejestrując, odgadując treść jej pytania - Poproszę... Uhm, może wodę? Gazowaną. Z cytryną. - Zawsze mógł się wytłumaczyć byciem niepijącym alkoholikiem (choć to akurat było kłamstwo; Blue jako jedyny w całej tej ich cholernej rodzinie trzymał się od procentów na nader-bezpieczny wręcz dystans - Zamykacie niedługo? Nie chcę... Uhm... Przeszkadzać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rodzeństwo to świetna sprawa, zwłaszcza to odpowiedzialne bo sprawa komplikuje się kiedy zamiast być po prostu starszym bratem lub siostrą, zaczynamy zamieniać się w rodziców. Cudownie, że Natasha nie miała tego problemu a nawet mogła cichutko przyznać, że z dwóch bliźniąt to ona była tą popadającą w tarapaty. Kiedyś niemal nierozłączne dziewczyny, a obecnie rozrzucone po kraju dla własnego bezpieczeństwa. „Okres przejściowy” jak przywykła to już określać Rosjanka wmawiając sobie i wszystkim wokół, że to tylko tak na chwilę. Jak będzie naprawdę tego nie był w stanie przewidzieć nikt a najbardziej ona. Biznes ojca nie był czymś stabilnym i przewidywalnym ale dzięki dużej ilości zajęć, Natasha nie kumulowała w głowie czarnych myśli. Właściwie zapychanie kalendarza od rana do nocy było jej sposobem na unikanie stanów depresyjnych bo już od dawna zauważyła zależność między ilością rzeczy do zrobienia a stanem własnej psychiki. Co by nie mówić – im mniej odpoczynku tym lepiej na tym wychodziła.
Widząc zaskoczenie w wyrazie twarzy mężczyzny cierpliwie zastygła w bezruchu. Już sam fakt, że o tej porze był całkowicie trzeźwy (a przynajmniej takie sprawiał wrażenie) skusił ją do podejścia bo bądźmy szczerzy – do zamknięcia lokalu zostało tak niewiele czasu, że mogła sobie darować i zacząć powoli sprzątać. Zaintrygował ją, wzbudził ciekawość a obok uczucia niewiedzy Natasha nie mogła przejść obojętnie, nie potrafiła. Nawet z tyłu głowy miała najbardziej logiczny powód takiego stanu rzeczy ale o tym jeszcze nie teraz.
– Gaz z cytryną – tym razem to ona zawiesiła się na moment łapiąc z mężczyzną kontakt wzrokowy. Intensywność koloru jego oczu sprawiła, że Nat zdecydowanie zbyt długo nie wyrzuciła z siebie ani jednego dodatkowego słowa a jedynie stała sztywno niczym kołek. – Już podaję – otrząsnęła się nagle zakładając kosmyk włosów za ucho. Dużymi i wolnymi krokami zbliżało się zmęczenie ale póki jeszcze w miarę dobrze funkcjonowała mogła zająć się ostatnim facetem przy barze.
– Proszę – podsunęła wysoką szklankę oblepioną od wewnątrz bąbelkami z plastrem cytryny uwięzionym gdzieś w połowie.
– Oficjalnie tak ale nikt nie będzie miał pretensji o jedną osobę popijającą wodę przy barze – wzruszyła ramieniem rozglądając się po wyeksponowanych alkoholach. W końcu sięgnęła po tradycyjne whisky i dwie szklaneczki, do których dorzuciła lód. – Na koszt firmy – postawiła przed mężczyzną szkło i rozlała równą ilość do obu naczyń. – Wystawiła Cię? – bezpośrednio przeszła na „Ty” nie zmuszając się do prób związanych z wstawianiem sztywnego „Pan” przed każdym zdaniem. To chyba najbardziej właściwie miejsce do takich rzeczy a i godzina zobowiązywała do bycia bardziej „na luzie”.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podążał za dziewczyną wzrokiem niby to sennym, ale jednak mimo wszystko czujnym - bo gotowym, by w mig wychwycić w barowym półmroku sylwetkę Sycomore, gdyby ta postanowiła jednak zaszczycić brata obecnością w umówionym miejscu. Obserwował, jak jasnowłosa wypełnia wysokie szklane naczynie treścią jego nudnego zamówienia, a potem, z lekkim zaskoczeniem, śledził jej ruchy, gdy nalewała im po nietanim drinku.
Szmat czasu temu, gdy numerki w dokumentach pozycjonowały go bliżej dwudziestki niż czterdziestki, i Bluejay parał się tym, czym zajmowała się Natasha (nie miał przecież prawa wiedzieć, że to tylko na jeden wieczór). Tak czasy, jak i kontekst były inne - bo Krzyzanowski stał za barem nie w deszczowym Seattle, a na wypełnionym wiecznym blaskiem słońca Bali, w samym sercu modnego i pełnego ekscentrycznych przybyszy Canggu. Pewne rzeczy i barowe zależności jednak nie zmieniały się chyba nigdy, niezależnie od szerokości geograficznej i rodzaju klienteli - w większości barów zawsze znalazł się ten jeden, tajemniczy klient, który zabalował przy barze trochę za długo. I zazwyczaj trafiała nań jakaś zmęczona barmanka, ewentualnie barman, teraz stający się - dobrowolnie czy też nie - nie tylko kelnerem, ale i psychologiem, doradcą zawodowym, niejednokroć też interwentem kryzysowym, wróżką i niańką.
Cóż, to była historia stara jak świat.
Z tym jednym wyjątkiem, że Blue uśmiechnął się do dziewczyny blado i jakby przepraszająco, a zaraz potem przesunął szklankę whiskey ponownie w jej stronę.
- Wybacz, nie mogę - powiedział, zastanawiając się, czy blondynka już założyła, że jest smętnym niepijącym alkoholikiem siedzącym tutaj w ramach wykonywania któregoś z dwunastu kroków do trzeźwości, czy też zrobi to dopiero za chwilę - Prowadzę.
Nie, żeby ten argument często powstrzymywał samotnych mężczyzn przesiadujących w barach o tej porze i zapraszanych do wspólnej konsumpcji alkoholu przez dziewczyny podobne Natashy.
Ale Bluejay był inny. Pod tym i wieloma względami, które Rosjanka być może miała jeszcze odkryć.
- Co? - zapytał, jakby zaskoczony treścią pytania, w pierwszej chwili kompletnie nie mogąc umiejscowić go w kontekście. Dopiero po dłuższej sekundzie zajarzył, a zaraz potem roześmiał się pod nosem. Krótko, ale serdecznie. No tak! Przecież właśnie tak musiało to wyglądać - Ach, żebyś wiedziała... - żachnął się, powoli kręcąc głową - Ale sprawa nie jest taka prosta. To nie randka mnie wystawiła, a moja młodsza siostra - wyjaśnił. Zaraz potem wpadł mu też do głowy pomysł może ryzykowny, ale chyba niegłupi - Przepraszam jeśli to nachalne, nie musisz odpowiadać, ale... Pracowałaś dziś cały wieczór? Pomyślałem, że może ją widziałaś. Jasnobrązowe włosy z grzywką, wysoka, bardzo szczupła. No i pewnie nie była sama...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet jeśli to popularne pod każdą możliwą szerokością geograficzną to Blu był dla Natashy „pierwszym razem” kiedy swobodnie postanowiła przysiąść się do obcego faceta i go zagadać. W piorunującej większości przypadków to mężczyźni podchodzili do niej pytając czy bolało gdy spadała – tych odprawiała z kwitkiem w pierwszych sekundach ulotnej znajomości lub wyłudzali numer telefonu. Najczęściej podawała zlepek przypadkowych cyfr a oni byli albo pijani albo naćpani więc weryfikowali go następnego dnia. Tak jak Blu był jej pierwszym przypadkiem tak i ta noc była jej pierwszą za barem – bieg okoliczności? Może.
- Okej, nie namawiam – odparła dość energicznie i wesoło jak na taką porę nocy. Co ważniejsze wcale nie zabrała przysuniętej do siebie szklanki numer dwa. Na wszelki wypadek gdyby mężczyzna zmienił zdanie leżała ona na swoim miejscu. Gładząc opuszkiem gładko wykończony brzeg własnej szklanki podparła brodę na przegubie drugiej dłoni. Podsunięte krzesło od strony barowej sprawdzało się nie najgorzej choć o wiele bardziej wygodnie byłoby jej z drugiej strony. Blat stanowił realną barierę, której nie powinna przekraczać w kontaktach z obcym człowiekiem tuż nad ranem – właśnie tak podpowiadała jej intuicja. A ta zawodziła rzadko. – Wiesz, zazwyczaj tak wyglądają Ci wystawieni do wiatru – bycie szczerym nie zawsze wychodziło na dobre ale w tym przypadku sam Krzyzanowski mógł podejrzewać, że nie przypomina kogoś przepełnionego szczęściem i euforią. Upijając pierwszy łyk ostrej cieczy Nat wiedziała, że ta niewypełniona szklanka będzie w stanie całkowicie ją pozamiatać. Zupełnie nie pamiętała kiedy zjadła coś ciepłego a ogólne zmęczenie i pusty żołądek to nie jest najlepsze połączenie z alkoholem. – Rozrywkową masz siostrę skoro wyciąga Cię na spotkanie w takie miejsce i nawet nie raczy poczekać – prychnęła pod nosem bardziej żartobliwie niż z przekąsem sądząc, że o takie stwierdzenie nikt się nie będzie gniewał. – Generalnie pracuje tutaj jako menadżer i to od niedawna. Dzisiaj awaryjnie pierwszy raz stanęłam za barem więc działo się tak dużo – ucięła mając nadzieję, że facet ją zrozumie. Ogromne fale spragnionych ludzi, które przetoczyły się dzisiaj przed barem sprawiły, że wszyscy wyglądali jakoś podobnie chociaż cień szansy zawsze był. – Pokaż mi jej zdjęcie na telefonie. Może pomogę – upiła jeszcze jeden łyk oczekując czegoś co odświeży jej pamięć. – Często się jej to zdarza? Takie akcje jak ta – wskazała na Blu bo widać, że facet miał dobre serce i był na każde zawołanie gówniary, która zachowywała się tak a nie inaczej. – Sorry, wypadło mi z głowy. Natasha! – wyprostowała się podając dłoń przez bar i dorzucając do tego uroczy uśmiech nr. 5.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Na telefonie...? - musiał, i w zrozumiały zresztą sposób, zabrzmieć jak podróżnik w czasie, przybysz z innej epoki, gdy uniósł brwi w pytającym roztargnieniu, mniej więcej na taką skalę, jakby Natasha spytała go właśnie z jakiej przyfrunął planety (choć w tym kontekście i to pytanie byłoby jakoś tam uzasadnione...) - Ach, no tak - zreflektował się w końcu, prężąc śmiesznie na krześle by dobyć z kieszeni ukrytego w niej portfela. Otworzył klapkę, chwilę majstrował szczupłymi palcami po mnogości wewnętrznych kieszonek i wreszcie wyłuskał z wąskiej luki wydrukowane na śliskim papierze fotograficznym zdjęcie młodszej z dwóch sióstr - Mhm... - potaknął, kiwając teraz głową z pewnym namysłem. Bąbelki pękające w chłodnej cieczy przyjemnie załaskotały go najpierw w wargi, potem w podniebienie. - Rozrywkowa to chyba odpowiednie słowo... - na twarzy surfera zrodził się teraz gorzki uśmiech. Odpowiednie, ale i łagodne, w porównaniu z tym, jakie epitety słyszał od różnych osób pod adresem Sycomore, ale i jakimi sam czasem określał ją w myślach. Roztrzepana, Zwariowana, Pieprznięta, eskalujące zależnie od tego, komu i jak się brunetka akurat naraziła, czasem przechodzące aż w słowa tak ostre, jak Pierdolnięta i Pojebana - wyzwalające w Bluejay'u instynkt natychmiastowego brania siostry w obronę, choć, jak sobie zdawał sprawę, niekiedy niemal uzasadnione. - Uznajmy, że to nie pierwszy raz, okay? Chociaż rola niani zazwyczaj przypada mojej drugiej siostrze... - dodał szczerze, nie zamierzając przypisywać sobie zasług, które ewidentnie należały do Linden - Jestem w mieście od niedawna. Wróciłem po dość... Uhm, długiej przerwie - wyjaśnił, zastanawiając się, czy w odpowiedni sposób oddaje to długość czasokresu, jaki spędził nie tylko poza granicami miasta, ale także po prostu na zupełnie innym kontynencie - Więc można powiedzieć, że dopiero na nowo się wdrażam w... Hm, tajniki życia rodzinnego, tak to nazwijmy.
Zakończywszy monolog z uwagą przysłuchał się kolejnym słowom blondynki. Manager? Ładnie, pomyślał - dziewczyna sprawiała wrażenie sporo młodszej od niego, a, jak to wynikało z jej słów, zdążyła już wspiąć się dość wysoko po szczeblach kariery w swojej branży.
Z uśmiechem wyciągnął do niej rękę - ciepłą, mocną, męską dłoń po wewnętrznej stronie pooraną lekko odciskami nabytymi przy szlifowaniu deski, ozdobioną wąską mosiężną obrączką noszoną na palcu wskazującym oraz splotem rzemyków opasujących nadgarstek.
- Bluejay. Nie pytaj. Moi rodzice mają... - czy miał prawo mówić o nich w liczbie mnogiej i czasie teraźniejszym, skoro właśnie mijały cztery miesiące od dnia, w którym jedno z nich wydało z siebie tak zwane ostatnie tchnienie - Mieli dość specyficzny gust. Moja siostra na przykład - powrócił wzrokiem do przesuniętego po blacie w stronę Natashy zdjęcia - Ma na imię Sycomore. No, ale nieważne. To znaczy... Ważne, lecz nie najważniejsze - zaplątał się lekko, ale z uśmiechem pełnym dystansu do samego siebie - Miło cię poznać, Natasha. Jest od tego jakieś zdrobnienie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż powinna być zirytowana rozkojarzeniem mężczyzny, który z nią rozmawiał to wbrew swoim zasadom i przyzwyczajeniom czuła jedynie rozbawienie. Coś w wyglądzie Blu sprawiało, że mogła określić go mianem „uroczego” ale takich komplementów nigdy mężczyznom nie mówiła bo dla nich w większości brzmiało to niczym obelga. Wszyscy woleli słyszeć, że są męscy i przystojni a nie „do rany przełóż”. – Wchodzisz w galerie i szukasz ostatniego, najbardziej aktualnego zdjęcia – utrzymała powagę chociaż to wcale nie było proste. Dla Natashy, dziewczyny, której chmura pękała w szwach, to wszystko było wręcz oczywiste. Na każdym kroku robiła zdjęcia i nagrywała filmy. Nie po to żeby one tam były i już. Często lubiła wracać wspomnieniami do wydarzeń, które były zwyczajnie dobre. Nie było wówczas nic lepszego niż wędrówka po galerii.
A wyrzucanie fot do interentu to już zupełnie inna bajka.
– Ojej, jak tradycyjnie – wzięła zdjęcie w dwa palce trzymając je zgrabnie za boczki żeby nie odbić na gładkiej tafli linii papilarnych. Przyjrzała się ciemnowłosej kobiecie , która utkwiła w niej chwycone spojrzenie. – Hmmm. Ciężko stwierdzić ale nie, raczej nie widziałam tu tej laski albo nie ja robiłam jej drinka – efekt był taki jakiego oboje mogli się spodziewać ale Ivanow faktycznie chciała pomoc. Wyszło jak… zawsze. Oddała zdjęcie właścicielowi ponownie sącząc ostrą, rudą ciecz. – Delikatne… bo ja bym była bardzo zła a Ty wydajesz się tylko zmęczony – kobieta uniosła lekko brwi słysząc, że taka akcja nie jest pierwszą siostry rozmówcy po drugiej stronie baru. Dokładnie w takich momentach cieszyła się, że jest tylko ona i jej siostra, która była naprawdę spoko w porównaniu z tą tutaj wielką nieobecną. – Czyli jesteś na etapie wielkiego ogarniania co się zmieniło, szukasz starych znajomych itp. – odpowiedziała za niego wcale nie potrzebując aby korygował jej słowa. W jakimś sensie to była prawda a chociażby jej maleńka część. – Nie było Ci trudno żyć daleko od krewnych? – zaczesała kosmyk włosów za ucho przez chwilę bijąc się z myślami jak zgrabnie ująć i przedstawić swoją skomplikowaną sytuację rodzinną. Pojęła też, że rozmowa z całkiem obcym facetem to bardzo fajna sprawa – trochę jak terapia, za którą nie trzeba koniecznie płacić. No i małe szanse, że jeszcze kiedyś się spotkają.
– Mi również – odwzajemniła uścisk dłoni choć nie tak mocny jaki by był z samego rana po solidnym wypoczynku. – Fakt, niestandardowe imię ale fajnie je można skrócić – Blu brzmiało tak miękko i sympatycznie. – Najprościej „Nat”. Nigdy „Natka” bo kojarzy mi się z pietruszką – skrzywiła się bo średnio przepadała i za samą pietruszką i za natką z pietruszki. – A Ty czym się zajmujesz? Znalazłeś już pracę po powrocie? – dopiła alkohol zastanawiając się czy może sobie pozwolić na jeszcze odrobinkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przekraczając próg skąpanego w półmroku i papierosowym dymie lokalu, Bluejay Krzyzanowski bynajmniej nie planował traktować swojej w nim wizyty w kategoriach okazji do nawiązywania nowych znajomości.
I nie, to nie tak, że był przeciwnikiem relacji rozpoczynanych spontanicznie, przypadkiem, od wypitego wspólnie alkoholu albo jakiejś niespodziewanej przygody łączącej dwa niepowiązane ze sobą do tej pory losy - na tym przecież opierała się lwia część jego tułaczej rzeczywistości! Zawsze lubił nieoczywiste początki i nieplanowane zdarzenia, nie miał także absolutnie nic przeciwko rozmowom poważnym, głębokim, często i filozoficznym, których cała treść zamykała się w jednym, spędzonym wspólnie wieczorze. Tego typu spotkania - z współtowarzyszem podróży spotkanym w przedziale pociągu mknącego między Jakartą, a Yogyakartą, z samotną podróżniczką, z którą jadło się smażony ryż z warzywami ściśnięci we dwoje przy mikrym stoliku na nocnym markecie, ze starym przewodnikiem wskazującym mu drogę wąską ścieżką między stoczami Agung - często znaczyły dla blondyna więcej niż relacje niby to pielęgnowane przez lata, a tak naprawdę jałowe, puste jak wydmuszka.
Dziś jednakże - a przynajmniej tak surfer myślał jeszcze do nie dawna - to naprawdę nie był wieczór na zajmowanie się dystrakcjami (a nie oszukujmy się, długonoga dziewczyna stojąca po drugiej stronie barowej lady mogła rozpraszać jak mało co...). Dziś miał tu inny cel, inne zadanie. Zadanie, które nie tylko nie raczyło się - wbrew telefonicznej obietnicy - zmaterializować przy swoim bracie, ale, które również bezczelnie nie odbierało komórki.
Bluejay pokręcił głową, bardziej do swoich własnych rozważań i myśli niż do słów zasłyszanych z ust młodej menedżerki.
- Można tak powiedzieć... - zgodził się z interpretacją wypowiedzianą przez Natashę. Fakt, "ogarnianie", czy też raczej "próby ogarniania" rzeczywistości mogły stanowić określenie odpowiednie do opisania tego, czym Krzyzanowski zajmował się od dnia przyjazdu do Seattle. Opróżnił szklankę z wodą i odstawił szkło na blat.
- W jakimś sensie trudno, oczywiście - potaknął - Ale... No nie wiem, wyjechałem stąd tak dawno temu... Siedemnaście lat, wiesz? I jasne, początki były trudne, ale na jakimś etapie człowiek po prostu chyba zapomina już za czym tęskni. Wtedy wszystko staje się łatwiejsze - wytłumaczył z lekkim uśmiechem.
Zanotował preferencje co do streszczania imienia dziewczyny w pamięci. Rozejrzał się też zaraz po lokalu - Sycomore nadal ani słychu, ani widu; przeniósł więc wzrok z powrotem na rozmówczynię i pozwolił kącikom ust unieść się jeszcze wyżej w półksiężycowym grymasie.
- Tak, zaskakująco szybko - odparł - W zasadzie sam się zdziwiłem, że zatrudnili mnie tak prędko. Uczę geografii i biologii w lokalnym ogólniaku. Tym w Ballard. Wcześniej robiłem to samo, tylko, że na Bali... - rozmarzył się lekko na wspomnienie nazwy ukochanej wyspy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obracając w palcach szklankę ponownie zawierającą alkohol przyglądała się uważnie mężczyźnie słuchając co mówi. Od niedługiego czasu jakaś niewidzialna siła pchała ją w kierunku tych starszych. Rówieśnicy poza niewielką grupką byli najzwyczajniej nudni. Podobne poglądy, brak doświadczenia, wieczna impreza. Fakt – sama nie była inna ale było coś co skłaniało ją do kontaktów z ludźmi po trzydziestce a nawet bliżej czterdziestki. Z góry warto zaznaczyć, że nie chciała ich płytko zaliczyć, odhaczyć i iść dalej. Ich historie były ciekawe a wiedza jaką dysponowali warta zapamiętania.
Krążący w jej żyłach alkohol i zmęczenie wprawiło ją w stan błogości. Pomimo tego, że teraz powinna marzyć jedynie o odrobinie snu, to w najmniejszym stopniu nie chciało jej się ruszać. Było jej nawet wygodnie, ciepło, a facet po drugiej stronie baru wypadał jak do tej pory bardzo dobrze. To znaczy nie był pierwszym lepszym frajerem, który mógł mieć zaznaczone na profilu „szlachta nie pracuje” – Nat tak mocno skupiła na nim swoją uwagę, że nawet nie zauważyła kiedy muzyka stała się cicha a w pomieszczeniu nie było nikogo prócz pracowników, którzy powoli zbierali się do domów. Nikt jednak nie zwracał dwójce uwagi bo najzwyczajniej nikogo nie obchodziło kim dla siebie są i o czym gadają.
– Siedemnaście lat to bardzo dużo - stwierdziła mało odkrywczo uświadamiając sobie za chwilę jedną ale bardzo istotną rzecz. – Chcesz przez to powiedzieć, że im dłużej jest się poza domem tym mniej się za nim tęskni? – upiła łyczek nie będąc zadowoloną z takiego obrotu sprawy. Oznaczało to, że życie na odległość od rodziny było wygodne i kuszące a co za tym idzie z każdym dniem jest coraz ciężej podjąć decyzję o powrocie. Ale czy właśnie nie tak było i w jej przypadku? Mieszkała gdzie chciała, robiła co chciała i nikt jej nie mógł pilnować bo choć miała 24 lata to najdalej kilka mc temu tatuś zafundował jej areszt domowy! Jeden telefon na kilka dni ze zdawkowymi informacjami zupełnie załatwiał sprawę. Wiedziała, że na ten moment wszystko u wszystkich gra, że jest okej. Czy było jej dobrze? A no pewnie.
Wygoda uzależnia.
– O, Pan od gegry! – zaśmiała się odchylając jednocześnie na krześle. – No proszę. Nigdy nie przypuszczałam, że będę rozmawiała z nauczycielem w klubie już prawie o – spojrzała na zegarek, który zdobił jej lewy nadgarstek. – 6 rano! – dopiła drinka numer 2 mocno zastanawiając się nad 3 ale ostatecznie odpuściła. Już ta ilość była wystarczająca żeby wrócić do domu, wyprowadzić psa i paść niczym kłoda na łóżko. A nie, jeszcze prysznic…
– Pracowałeś na Bali i wróciłeś tutaj – zamknęła oczy musząc jakoś ubolewać nad tą decyzją chociaż przez kilka sekund. – Tam jest jak w raju. Nawet nie wiesz ile bym dała za wakacje – to znaczy nic nie stało na przeszkodzie żeby sobie ich nie zrobić o dowolnej porze roku ale w obecnej sytuacji i jej zawirowaniach życiowych nie było ku temu okazji. – Podziwiam za cierpliwość do uczniów. Pamiętając swoją klasę, rozerwałabym połowę na strzępy – szczególnie paczkę chłopaków bo to naprawdę głupi wiek gdzie każdy każdemu chce coś udowodnić a warto nadmienić, że nie chodzi o inteligencję. – Mam prośbę. Wspominałeś, że prowadzisz. Odwieziesz mnie do domu za jakiś kwadrans? Muszę poczekać aż przyjdzie poranna zmiana i panie do sprzątania – założyła kosmyk włosów za ucho w sumie nie będąc jakoś mocno nastawioną na ten transport. Zawsze mogła wziąć takse.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mógł się nie zgodzić: siedemnaście lat to było niemało, nawet jak na faceta dobrze po trzydziestce.
Oznaczało siedemnaście Sylwestrów spędzonych z dala od rozświetlających niebo nad Seattle girland kiczowatych fajerwerków. Siedemnaście urodzin świętowanych bez matki katującej go jakąś dziwaczną wokalną wariacją na temat "Sto lat, sto lat..." w rytm ojcowskiego przygrywania na banjo. Siedemnaście wiosen nienaznaczonych kwitnącymi tutaj drzewami - w sferze klimatycznej, w której pory roku są tylko dwie, różniąc się zresztą od siebie niewiele - nie temperaturą nawet, a co najwyżej średnią opadów...
A jednak sposób, w jaki dziewczyna wypowiedziała ten komentarz przypomniał surferowi o czymś, co zauważył on już chwilę wcześniej: blondynka była od niego młodsza. Znacząco. Trudno było mu powiedzieć ile dokładnie - dziesięć lat? Piętnaście? Lecz z pewnością na tyle, że ta sama siedemnastka, która w jego przypadku oznaczała niecałą połowę życia, w jej stanowiła najpewniej przeważającą jego część.
Musiała mieć, tak przynajmniej przypuszczał, ukończone przynajmniej dwadzieścia jeden lat, by móc polewać gościom baru cokolwiek innego niż wodę i lemoniadki. A jednak niektórzy mogli uznać, że w ich kontakcie - rozmowie prowadzonej przy barze pustoszejącego lokalu, o szóstej nad ranem, z absolutną w jego przypadku trzeźwością oraz alkoholem płynącym w jej żyłach - było coś nieodpowiedniego.
Blue zauważał w prawdzie w barmance jakiś zaczyn dojrzałości - coś, co sprawiało, że miał ochotę z nią rozmawiać i to rozmawiać jak z pełnoprawną w tej rozmowie partnerką, nie zaś młodszą siostrzyczką lub jednym z uczniów, ale mimo wszystko zawahał się gdy spytała go o podwózkę.
Nie znali się, nie miał pojęcia, czy dziewczyna nie chce go w coś wkręcić, a jednocześnie... Nie bardzo wyobrażał sobie, by mógł jej odmówić.
- Jasne - odparł więc w końcu z uśmiechem i lekkością, konstatując, może trochę nieskromnie, że jeśli Sycomore była teraz - gdzieś, w innym barze, może nawet w innej dzielnicy - w analogicznej sytuacji to chciałby by trafiła na faceta jak on. Jasne, nie był święty ani bez wad - popełniał, zwłaszcza w młodości, najróżniejsze błędy. Nie można było jednak zaprzeczyć jego... przyzwoitości? Prawości? Dobroci? Jak zwał, tak zwał, wiele było określeń na tę cechę - ważne, że warunkowała prosty mechanizm. Bluejay Krzyzanowski nie miał złych zamiarów ani niecnych planów względem nikogo na świecie, a już z pewnością nie pod adresem (bo przecież, przynajmniej w wyobraźni, swojej matce lub starszemu bratu nieraz zwyczajnie ukręcał łeb) liczących na jego szczerą pomoc dziewczyn.
- Pomóc ci jakoś z porządkami? - zaproponował, unosząc się z barowego stołka i zakasując rękawy koszuli - Wierz lub nie, ale i ja pracowałem kiedyś za barem. Dobrze myję podłogi, umiem wyparzać ekspres do kawy, a kieliszki poleruję jak nikt! - zareklamował się rozbawiony - A odpowiadając na twoje pytanie... Czy ja wiem? To dziwne uczucie. Odległość i czas niby pozwala się zdystansować, a z drugiej strony pewne rzeczy przekłamuje, wyolbrzymia... Nagle okazuje się, że wszystko pamiętasz inaczej niż było, czasem łagodniej - zafilozofował, wzruszając lekko ramionami. W chwili, w której zakończył monolog, drzwi wejściowe skrzypnęły, a w progu stanęły dwie średniego wieku kobiety, z których jedna wymownie trzymała wiadro z mopem, druga zaś pęk błękitnych plastikowych rękawiczek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla Natashy nie istniało określenie ‘nieprzyzwoitości’. Wszystko co było w jej głowie, ułożone w odpowiedniej kolejności, miało rację bytu. Była młoda i wierzyła, że wszystko jest dla ludzi z umiarem i we właściwych proporcjach więc rozmowa z o wiele starszym mężczyzną wcale nie była dla niej czymś gorszącym. O wiele bardziej niewłaściwy był seks z członkiem gangu motocyklowego a tamten miał na oko więcej niż 40 i absolutnie niczego nie żałowała bo właśnie tamtego wieczoru wypracowała zdanie, że to faceci są jak wino – im starsi tym lepsi. W granicach rozsądku oczywiście! Póki jej tato nie widziała co robi i z kim, zdania innych miała zupełnie gdzieś.
Szczerze to nawet nie wpadła na to, że któryś z uczniów Blu mógłby przyuważyć jak ten wsiada rano z młodą dziewczyną do auta i odjeżdża w nieznanym kierunku. Jego profesja rządziła się trochę innymi prawami. Był nauczycielem, czyli z założenia wzorem do naśladowania dla innych a dodatkowo społeczeństwo wymagało od niego nieskazitelności. Z perspektywy blondynki Krzyzanowski był zadbany i przystojny, dobrze ubrany i nawet jak na zmęczonego wyglądał dobrze a krążący alkohol we krwi niszczył powoli hamulce.
Pytania… miała ich trochę i nieszczególnie miała zamiar się powstrzymywać.
– Laski Cię podrywają? Twoje uczennice? – przekrzywiła głowę do ramienia. Rosjanka gdy tylko znajdowała z kimś nić porozumienia, bez oporów wchodziła na tematy, których z innymi nie chciała poruszać.
Czy ona miała jakiegoś przystojnego nauczyciela? Jak dobrze sięga pamięcią to raczej nie. – Świetnie. Nie będę musiała patrzeć na obrażonego ubera. Ostatnio tylko na takich trafiam – dobrze dla niej bo nie musiała podtrzymywać rozmowy, której nie było ale akurat dziś zrobiła się rozgadana. – Nie, nie no co Ty, daj spokój – ruchem dłoni chciała go przekonać żeby usiadł na swoim miejscu i nawet nie wygłupiał się z tym sprzątaniem. – Znajomy dobrze mi płaci ale nie na tyle żebym mopowała tu podłogi – zsunęła się ze swojego krzesła i przyciągnęła ruchem dłoni własny telefon. Niesamowite – prawie nie ubyło jej baterii ale nie ma się co dziwić - w końcu praktycznie nie korzystała z aparatu przez całą noc. – Założę tylko kurtkę i wezmę torebkę z zaplecza – wskazała wejście jedynie dla personelu i zniknęła na maksymalnie 3 minuty. – Palisz? – wyciągnęła paczkę w stronę mężczyzny nim jeszcze przekroczyli próg klubu. Sama musiała spalić jedną sztukę nim oboje weszli do auta. – To moja pierwsza praca w życiu. Padam na twarz – potarła okolice karku przymykając jednocześnie oczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oszukujmy się: Natasha "Nat" Ivanow nie była w tym, co - choć niechętnie, bo z natury rzeczy nie znosił kategoryzowania ludzi w ten i podobne mu sposoby - Bluejay mógł określić "swoim typem". Młodziutka i wyszczekana, ewidentnie o wiele bardziej pewna siebie niż on, gdy był w jej wieku (a może nawet, w jakimś sensie, i teraz?). A do tego ewidentnie dość rozpieszczona, wychuchana - może przez jakiegoś oligarchę, na co wskazywałby pewnie leciuteńki, śpiewny akcent z jakim wypowiadała kolejne słowa...
Krzyzanowski nie często trzymał się z takimi ludźmi. Przeciwnie - można było wręcz powiedzieć, że, na przykład żyjąc na Bali, aktywnie ich unikał. Głośnych, ostentacyjnie zamożnych, zagarniających sobie życie pełnymi garściami i żyjących równie pełną piersią. Cichszy, skupiony głównie na łapaniu morskich grzywaczy, nieszczególnie zainteresowany imprezami do rana i przypadkowym seksem - tak ekscytującym, to na pewno, jak i ryzykownym... Celowo schodził im z drogi, co zresztą nie było trudne. Wystarczyło omijać nocne kluby i przyplażowe resorty oznaczone symbolem pięciu złotych gwiazdek.
W jego aktualnej rozmówczyni było jednak coś, co sprawiało, że Blue nie tylko nie wycofywał się z konwersacji, nie tylko ją kontynuował, ale także zgodził się, by podwieźć dziewczynę pod podany przez nią adres!
- Wiesz, w obronie zmęczonych, mrukliwych kierowców mogę chyba tylko powiedzieć... Że, czy ja wiem? Czasy są ciężkie? - zaryzykował, trochę przekornie wchodząc na moment w rolę adwokata diabła, choć w jego intencji bynajmniej nie leżała żadna obrona nieuprzejmości czy tłumaczenie zwykłego chamstwa, jakim, niestety, wykazywał się niejeden taryfiarz. Niewinna zaczepka, żartobliwe stanięcie po stronie krytykowanych przez dziewczynę jegomości, pozwalała mu kontynuować rozmowę w drodze przez parking.
- Uczennice? - roześmiał się szczerze - Nie mam pojęcia, chyba jestem po prostu odporny na urok niepełnoletnich panien, bo nawet jeśli tak, to tego nie zauważam - wyjaśnił. Pewnie był nudziarzem - w starszych klasach spotykał bowiem przecież dziewczyny niby to siedemnasto-, osiemnastoletnie, a z wyglądu przypominające raczej dojrzałe trzydziestolatki i równie co one pewnie dojrzałe i doświadczone... Pod niejednym względem.
W jego naturze nie leżało jednak wykorzystywanie oczywistej przewagi, jaką dałaby mu pozycja belfra.
- Nie palę - odparł, prowadząc Natashę do vana. Jeśli dziewczyna spodziewała się ekskluzywnego środka lokomocji, to miała się właśnie grubo rozczarować - pojazd Krzyzanowskiego bardziej niż do jakiegoś cudu nowoczesnej motoryzacji przyrównać można bowiem było po prostu do starego rzęcha... Nie dało się jednak vanovi odmówić swoistego uroku. Oczywiście, jeśli ktoś lubił odpryskujący lakier i lekko starty materiał okrywający tylne siedzenia.
- Wiesz, że to dla ciebie niedobre? - pouczył ją nawet, czekając, aż wypali papierosa - Już zioło jest mniej szkodliwe niż to tutaj - dodał, wskazując tlącego się w mroku peta. O tak, zioło to było to... Wystarczyło spytać jego ekscentryczną matkę.
- Pierwsza praca, hm? I od razu na pozycji menagerskiej... - gwizdnął cicho z teatralnym podziwem, zawieszając wzrok na powoli rozjaśniającym się horyzoncie. Szósta rano. Co się z nim działo? (I, może istotniej, co się działo z Sycomore...?!) - Nie powiedziałaś mi chyba, jak się tu w ogóle znalazłaś... Dlaczego Seattle? Nie, żebym miał coś przeciwko, ale ten kraj ma chyba do zaproponowania bardziej ekscytujące lokalizacje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ivanow nigdy nie kategoryzowała ludzi, nie szufladkowała. Jeśli tylko ktoś miał ochotę z nią rozmawiać to chętnie to robiło bo pomimo tego, że wcale nie wyglądała na taką, to uwielbiała słuchać. Lubiła słuchać ludzkich historii, opowieści, przygód albo chociaż jak doszło do poznania znajomych jej par. Lata w jakich przyszło jej żyć niemal narzucały ocenę przez wygląd a ona jako długowłosa blondynka za barem mogła uchodzić i pewnie często uchodziła za głupszą niż była. Fakt, nie raz i nie dwa zdarzyło jej się wykorzystywać wizerunek durnej owieczki ale akurat w tych sytuacjach to ona czuła się tą bardziej cwaną i przebiegłą. Bez względu na charakter rozmówcy z każdego potrafiła wydobyć coś innego dla siebie. Energicznie i imprezowi nadawali się do wspólnej zabawy i wyładowania nadmiaru energii, Ci bardziej skryci i spokojni wyraźnie ją wyciszali i wprowadzali w stan rozluźnienia – tak jak teraz Blu, przy którym naprawdę mogła odetchnąć. Nawet przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że zostanie oceniona. Tak samo jak nie zastanawiała się nad tym co mówi bo w tej właśnie chwili była sobą bez odgrywania roli czy zakładania jednej z wielu kobiecych masek.
– Pewnie to samo powtarza każde pokolenie. Bo wojna, bo pandemia, bo nie wiem… są tacy, którym nie da się dogodzić – typ „marudy” znajdzie się w każdym środowisku i o ile los szczęśliwie nie obdarzy nas takim członkiem rodziny to bez większych wyrzutów sumienia można delikwenta omijać szerokim łukiem. Ewentualnie spędzić z nim w jednym aucie kilkanaście minut jeśli to randomowy taksówkarz. Na to już wyjścia nie ma.
– Zawsze mnie intrygowało jak to jest być po tej drugiej stronie. Sądziłam, że powiesz coś w stylu „nie mam już do nich cierpliwości albo nie mogę się odgonić” a tu wręcz powiało chłodem – uśmiechnęła się szeroko patrząc z dołu na Krzyzanowskiego, który faktycznie wykazał entuzjazm pierwszy raz dzisiejszego… ranka? – Wiesz, z jednej strony to dobrze bo nie masz problemów ale zawsze może trafić się jakaś szurnięta laska, która sobie coś wkręci i narobi Ci problemów. Oglądałam kiedyś nawet taki film ale jaki miał tytuł? Nie przypomnę sobie – wygrzebała z torebeczki paczkę fajek szukając teraz po kieszeniach zapalniczki. – W każdym razie właśnie w tym filmie zrobiła się wielka nagonka na nauczyciela, który rzekomo molestował uczennicę i… - odpaliła papierosa i zaciągnęła się dymem. – Ale jestem zmęczona. I zgubiłam wątek. – posłała Blu przepraszające spojrzenie starając się skupić na tym co właśnie mu opowiadała (zupełnie jakby to go bardzo interesowało). W chwili gdy zatrzymali się przy vanie Nat posłała Blu pytające spojrzenie. – To Twój?! – rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu zupełnie zapominając o fabule filmu z niby gwałtem w tle. – Jej… - jeszcze raz zmierzyła wzrokiem mężczyznę. – Pasuje do Ciebie! – stanęła na palcach zaglądając przez szybkę do większej części auta. – Ale tu są deski. Po co Ci one? Jeździsz? Znaczy się pływasz? – wyraźnie ożywiła się mimo późno-wczesnej pory zerkając jeszcze na wskazany papieros. – Wiem tato – wzruszyła ramieniem szczerze uważając, że takie upominanie jest urocze ale i tak nic nie daje. Miło z jego strony.
– To klub znajomego – puściła wymownie oczko dając do zrozumienia, że wcale nie zdobyła tej pracy będąc najlepszą z najlepszych. Ciągle się uczyła, ciągle podpytywała barmanów co powinna zrobić w danej sytuacji i jak do tej pory nie spotkała się z oburzeniem albo brakiem chęci pomocy – najpewniej do czasu…
Opierając się o vana kolejny raz wtłoczyła w swe płuca dużą dawkę dymu.
– Mmmm… - zastanowiła się jak ubrać jej sytuację w najbardziej skróconą wersję nieciekawych wydarzeń. – Miałam nieciekawą sytuację w domu i musiała szybko zniknąć na jakiś czas. Tutaj mieszka moja przyjaciółka więc miałam gdzie się zatrzymać a powoli rozglądam się za czymś samodzielnym. Nie wiem ile tutaj zostanę. Może jeszcze tydzień, może miesiąc. Nie chce siedzieć jej na głowie tym bardziej, że ma małe dziecko – historię tatka w mafii, przemyt żywego towaru i inne, bardziej skomplikowane rzeczy odpuściła. Ogólnie wyszło, że właśnie jest na gigancie chociaż czy będąc dorosłym można uciekać z domu?
Nie chciała o tym myśleć, nie chciała znowu się zasmucać i łapać doła, który potrafi gnębić i tłamsić ją cały następny dzień. – Może umówimy się na trawkę? – wystrzeliła nieoczekiwanie wpatrując się w ciało pedagogiczne czekoladowymi tęczówkami. – Skoro to takie zdrowe – dopaliła papierosa a to co z niego zostało wylądowało w jednym z koszów, które stały na parkingu. Nat czasami bywała dość… bezpośrednia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli była jedna konkretna rzecz, której Bluejay nauczył się w procesie dojrzewania, to był nią fakt, że - przynajmniej w jego doświadczeniu - oceniali i kategoryzowali wszyscy. Proces wyciągania wniosków na temat innych - błyskawiczny, automatyczny, a zachodzący w większości przypadków jeszcze na poziomie przedświadomym - był nie do uniknięcia. W końcu właśnie w ten sposób konstruowało się świat, czyż nie? Opowiadając rzeczywistość samemu sobie. W głowie. Małymi, krótkimi stwierdzeniami, jak to, że "ładnie tu" albo "nie czuję się tu bezpiecznie", "chętnie pogadam z tą dziewczyną!" czy "o nie, ten facet to ewidentne tarapaty - pora uciekać". Nawet stwierdzenia tak proste i z z pozoru dotyczące faktów absolutnie ewidentnych, jak określenie, kto w jakim był wieku, jaki miał akcent, kolor skóry, wzrost czy rozmiar buta, już same w sobie były efektem procesu kategoryzacji, przypisywania ludzi do określonych kategorii - młody, stary, biały, czarny, "nasz", "nie nasz", "swój" czy "obcy". Niski, wysoki, przystojny, blond... Długo można by wymieniać wszystkie etykiety, jakie ludzie setki razy dziennie oznaczali rozmówców czy choćby mijanych przez siebie na ulicy przechodniów. Nie dało się inaczej! Bo w jaki inny sposób niby człowiek miał odnaleźć się w tym wiecznie rozpędzonym chaosie życia, który go otaczał, niż prowadząc w głowie permanentną narrację z użyciem... No, łatek i przymiotników właśnie.
To, jak surowe i sztywne były te kategorie i jakie późniejsze działania się z tym procesem kategoryzacji wiązały, to była już jednak kwestia odmienna. Czym innym było stwierdzić, że ktoś jest od nas młodszy, ładniejszy, niższy, szczuplejszy, mądrzejszy, bielszy albo ciemniejszy, bardziej lub mniej "stąd" - czym innym zaś działanie pod wpływem takiego spostrzeżenia. I tak długo, jak Blue, nawet pochodząc z tak wyzwolonej i wolnomyślicielskiej rodziny jak jego, i tak nie był wolny od pół-uświadomionych uprzedzeń, stereotypów i wniosków wyciągniętych z automatu, przedwcześnie, tak starał się nigdy nie pozwolić, by "zamknęły" go one na rozmowę z drugim człowiekiem.
I pewnie właśnie na bazie tego mechanizmu zawiązała się prowadzona przezeń teraz rozmowa. Co z tego, że Natasha ewidentnie należała do "innego świata"? Surfer nie byłby sobą, gdyby pozwolił aby ten fakt stanął na drodze poznania jej, przynajmniej wstępnego.
Tym bardziej, że im dłużej słuchał dziewczyny...
Miałam nieciekawą sytuację w domu i musiała szybko zniknąć na jakiś czas...
...tym bardziej przychylał się ku stwierdzeniu, że być może mieli o wiele więcej wspólnego niż pierwotnie zakładał.

Pokręcił głową w akcie łagodnej rezygnacji i wzruszył ramionami, jakby miał stwierdzić: "Ach, te dzisiejsze dzieciaki! Takie uparte! Człowiek swoje, a one swoje..." Powstrzymał się jednak od dawania Natashy wykładu na temat wpływu substancji smolistych na układ sercowo-naczyniowy i rozrodczy. W końcu była szósta rano, a on nie był ani jej nauczycielem, ani ojcem (a zostanie nazwanym "tatą", ot, na bazie kolejnego nieuświadomionego automatyzmu, przywiodło mu na myśl skojarzenia bardzo nierodzicielskie).
Gdy dotarli do jego samochodu - czule nazywanego przezeń Blumobilem - Krzyzanowski przez chwilę z lekkim rozbawieniem i rozczuleniem obserwował reakcję blondynki. No tak. Przecież nie wiedziała do tej pory o rzeczy dlań najbardziej oczywistej (no bo i skąd? przecież nie miał deski surfingowej wytatuowanej na czole, nie nosił jej też ze sobą wszędzie, przytroczonej do pleców, choć pewnie by mógł...).
Czy pływał?
O nie. Bluejay nie pływał. On był pływaniem. Surfingiem. Wodą. Jednością ze spienionymi grzywaczami któregokolwiek oceanu do jakiego miał akurat dostęp.
- Tak - skinął głową. Gdyby był chwalipiętą, opowiedziałby zaraz Natashy o siedemnastu latach spędzonych na desce, o zdobytych w tym czasie trofeach i swoich, nieraz niezwykle ryzykownych, przygodach. Przechwalstwo nie leżało jednak w naturze blondyna - uśmiechnął się więc tylko, wpuszczając dziewczynę do samochodu - Powiedzmy, że pozwala mi to odreagować wszystkie te nauczycielskie stresy.
Blue nie mógł nic poradzić na fakt, iż słuchając o powodach, dla których Ivanow znalazła się w Seattle, odruchowo myślał o własnej sytuacji sprzed lat. Brzmiało to jak przygoda, ale czasem mogło stawać się koszmarem - być tak daleko od domu, samemu, zdanym jedynie na łaskę i niełaskę znajomych oraz przypadku. Pomyślał nawet, że może mógłby służyć blondynce jakąś radą, czy przynajmniej wsparciem, samemu przecież doskonale rozumiejąc jak to jest... Znaleźć się "na gigancie" mimo rzekomej pełnoletności.
- Okay - ciało pedagogiczne uśmiechnęło się szeroko. - Takiej formie szkodzenia sobie nigdy nie odmawiam.
Zapiął pasy i upewnił się, że pasażerka zrobiła to samo, a potem spytał ją o adres i gładko wyprowadził Bluemobil z parkingu.
- W tym temacie, Nat... Byłaś kiedyś w Alki? - zagaił, rozmyślając nad okolicznościami, w których mogliby zrealizować ten pomysł, a on, dodatkowo - połączyć przyjemne z.... przyjemnym. To znaczy, z chwilą na surfing - Zwykle nie ma tam jakichś rewelacyjnych fal, ale zapowiadają, że za mniej więcej trzy dni przywieje do nas silne prądy z północy. Może dostaniesz wolne... od znajomego - nawiązał do puszczonego mu niedawno przez barmankę oka - I wyskoczymy na tę plażę?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „3's & 7's”