WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://pbs.twimg.com/media/DH2sQsvUAAE ... /div></div>

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

cosmo & cadence
<img src="https://i.pinimg.com/564x/0d/46/14/0d46 ... ca95f5.jpg" width="200">

Banda cieszy się z zabawy,
Śmiech na wszystkie bucha strony,
Z serca tryska potok mdławy,
Smutny - fajką okopcony.
Wiadomość od Tessy dotarła późnym, czwartkowym popołudniem, odrywając go od komputera, przy którym zdążył już zapuścić korzenie, przeglądając fora dla świeżo upieczonych matek. Gdzieś między informacjami o tym, ile razy dziennie należało Leona przewijać i negatywnymi recenzjami stron z akcesoriami dla niemowląt, nadwyrężony ostatnio niemiłosiernie umysł Fletchera musiał zakodować, że w sobotę, w Emerald City Bar. Totalnie nigdy nie był w Emerald City Bar, a na sobotę zdążył już umówić się z Devonem i Felicią na kolację (rzyg), ale mimo to natychmiast odpisał, że jasne, będę i nie, trafię sam, spoko.
Nie powinien. Zdecydowanie nie powinien i nie miało zupełnie znaczenia, że wśród jego byłych współpracowników trudno było dopatrzeć się ćpunów tak zaangażowanych w nałóg jak on do niedawna, a dilerująca część gawiedzi raczej nie trzymała się z tą, od której dostał zaproszenie. Tessa. Prawdę powiedziawszy nie był pewien czy to była ta mała blondynka z ostrym językiem i niezłym prawym sierpowym, czy jej rudawa koleżanka, której styl ubierania się do pracy zawsze zakrawał o co najmniej nieodpowiedni, na co jednak nikt nigdy nie ośmielił się zwrócić uwagi, bo była śliczna, a ładnym ludziom w systemie z zasady zawsze było wolno robić więcej niż tym obiektywnie brzydkim - nawet jeśli uroda była podobno kwestią subiektywną.
Umówmy się - nie miał innego wyboru niż skłamać bratu, że to spotkanie absolwentów ze znajomymi ze szkoły. Devon absolutnie nie puściłby go do znajomych z Dragona i, patrząc na renomę klubu, Cosmo zupełnie mu się nie dziwił. Na szczęście wszystko przyszło łatwo, a starszy Fletcher odpuścił sobie ojcowskie przesłuchania (każąc jednak meldować się co trzy godziny, na co Cosmo mógł tylko westchnąć przeciągle i przewrócić oczami), także w weekend, po długim tłuczeniu się miejskim autobusem i chwilowym błądzeniu z Mapami Google, wszedł do baru spóźniony zupełnie nieznacznie, w progu spotykając Lisę - tę śliczną! koleżankę Tessy, teraz już wiedział - która jak zwykle przyprowadziła ze sobą jakiegoś chłopaka z zewnątrz. Nic nowego ani zaskakującego, a Fletcher już dawno stracił zapał do zabawiania coraz to nowszych konkubentów dziewczyny, także jedynie przywitał się krótko, posyłając nieznajomemu lekko wymuszony uśmiech, zanim nie wyprzedził tej zauroczonej sobą nieskończenie parki, żeby dołączyć do grupy osób okupujących bar.
Rozmowy kleiły się jak zazwyczaj na takich spotkaniach - najpierw nijako i sztywno, ale z każdym kolejnym drinkiem coraz lepiej, choć towarzystwo zaczęło rozbijać się na mniejsze grupki. Cosmo udało się przez ponad godzinę sączyć szklankę coli zero, zanim Pete, którego dłonie sięgały już zbyt daleko pod spódniczkę Tessy, nie postawił mu przed twarzą pełnoprawnego drinka, nagle jakoś podejrzanie zatroskany trzeźwością Fletchera, który z trudem pohamował się od zapytania czy ten napój jest na pewno bezcukrowy. Cały ten pieprzony czas Lisa była cholernie zajęta klejeniem się do swojej dzisiejszej randki - C-c-c, coś na c - zostawiając czerwoną szminkę na uchu i policzku nieszczęsnego młodzieńca. I była zdecydowanie zbyt pijana, niż przystawało na lekko ponad dwie godziny spotkania, ale nie jemu było to oceniać.
Do godziny zero (to jest - pory na zadzwonienie do brata) zdążył wysiorbać tego drinka z palącym poczuciem winy, które zagłuszył trzema papierosami wypalonymi na zewnątrz jeden za drugim, aż stercząc tak przed wejściem do baru zmarzł tak bardzo, że telefon zdecydował się wykonać już w środku, w czymś na kształt przedsionka, gdzie przy ścianie naprzeciwko drzwi ustawiono coś w rodzaju pamiątkowej gabloty. Od niechcenia odcztywał niedbale te wszystkie etykietki, którymi opatrzono zupełnie bezwartościowe jego zdaniem (chociaż strasznie uwielbiał starocie, poważnie, był pierwszym do przyniesienia do mieszkania wieszaka, który ktoś zostawił przy śmietniku) przedmioty, aż po kilku sygnałach po drugiej stronie dało się usłyszeć głos Devona. Nie dane im było porozmawiać długo, bo przecież plany na kolację z Felicią nie uległy zmianie, a wiszenie na telefonie nie należało do najbardziej dżentelmeńskich zagrywek, ale przecież wystarczył tylko krótki komunikat, że żyję (jeszcze), żeby starszy Fletcher był usatysfakcjonowany.
Dopiero po rozłączeniu się, Cosmo dostrzegł, że wcale nie jest w przedsionku sam.
- Hej, z Lisą wszystko okej? - zdecydował się zapytać, pozwalając sobie na uważniejsze przyjrzenie się towarzyszowi swojej koleżanki. - Może chciałaby się przewietrzyć? - zaproponował jeszcze, bo dziewczyny nie było wcale u boku bruneta, co musiało oznaczać, że została razem z pozostałymi przy stoliku. Albo rzygała właśnie do barowego sedesu - ciężko było ocenić, która z tych opcji była dla niej jakkolwiek korzystniejsza.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5 Wypatrzył go jak rozbitek, który dramatycznie poszukiwał lądu. Jak sim, skazany na śmierć głodową wyłącznie przez widzimisię swojego pana, ogrodzony płotkiem i jednocześnie widzący lodówkę, oddaloną od niego zaledwie o dwie kratki i ten nieszczęsny płotek, który zamknął go w minimalistycznej przestrzeni nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Jak Karyna, buszująca po Sinsayu w poszukiwaniu ostatniej eski.
Mogliby stwierdzić, że był szalony i pewnie by się z tym zgodził. Kto normalny zachowywał się tak jak on? Wypatrywał sobie ofiary jak psychopata z dokumentalnych filmów kryminalnych, tak uwielbianych przez singielki, ale czy naprawdę zasługiwał na takie miano, skoro nie miał nic złego na myśli? Ludzie go fascynowali – gorliwie zastanawiał się nad tym, co skrywali pod swoimi czaszkami, jak gdyby z nadzieją, że, cokolwiek to było, okaże się gorsze niż cały ten bałagan, jaki pielęgnował we własnej głowie. Jedno spojrzenie rzucone na kelnera w jakimś barze, którego nazwy już nie pamiętam wystarczyło, aby zyskał przekonanie, że chłopak mógł okazać się równie posrany co on. Nie podszedł jednak, nie zagadał – takie ludzkie zagrywki nie były w jego stylu. Musiał wymyślić coś większego, coś bardziej spektakularnego, żeby później, gdy coś ewentualnie z tego wyjdzie, móc opowiedzieć mu tę historię i widzieć w jego oczach przestrach naznaczony podziwem – mieszanka, która niesamowicie działała mu na zmysły.
Lisa była łatwym celem. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby wiedział, że z wdzięcznością przyjmowała każdą oferowaną jej, męską uwagę. Kiedy ją zobaczył, przeszło mu przez myśl, że taki stan rzeczy musiał spowodować jej ojciec, a raczej jego brak, ale nawet to ukłucie współczucia, które poczuł na to wyobrażenie, nie było w stanie odwieść go od jego planu.
Naprawdę nie musiał specjalnie się starać, aby zyskać jej zaufanie. Na początku wydawała się trochę niepewna, chyba wątpiąc w to, że jakikolwiek mężczyzna faktycznie mógłby uznać ją za interesującą (czyżby na ogół to ona się o nich starała?), ale wystarczyło trochę smsów i jedne czekoladki (kwiaty były zbyt żałosne), aby całkowicie ją do siebie przekonać. A kiedy po paru tygodniach zaprosiła go na nieformalne spotkanie ze znajomymi z pracy, już wiedział, że wygrał. Co, swoją drogą, wcale go nie zdziwiło, bo zawsze wygrywał. Osiąganie celów miał we krwi, jak wszyscy w jego rodzinie. Oprócz matki oczywiście, ale ona się nie liczyła albo tak przynajmniej próbował sobie wmawiać.
To, czego nie przewidział, to jej słaba głowa. Miał nadzieję, że weźmie go ze sobą w ramach ozdoby i zajmie się porywającymi rozmowami ze swoimi przyjaciółmi, ale nie, uczepiła się go jak rzep psiego ogona i nawet nie miał chwili, aby zwrócić na siebie uwagę prawdziwego powodu, dla którego znalazł się w Emerald City Bar. Czy mu się wydawało, czy typek patrzył na niego z czymś na kształt znudzenia? Niedobrze, ale wciąż miał szansę zrobić coś, żeby zmienić bieg rzeczy. Gdyby tylko Lisa przestała wieszać się na nim, brudząc go tą straszną, czerwoną szminką, której jaskrawy odcień w ogóle nie pasował do jej urody…
Moment, w którym Tessa czy inna Maria zabrała ją do łazienki, był jego wybawieniem. Korzystając z tego, że reszta siedzących przy stole facetów była zajęta emocjonowaniem się ostatnim meczem jakiejś beznadziejnej, lokalnej drużyny piłkarskiej (zapewne amerykańskiego odpowiednika Arki Gdynia), ześlizgnął się ze swojego krzesła i ruszył w stronę wyjścia, gdzie chwilę temu zniknął Cosmo. Miał nadzieję, że nie postanowił nagle opuścić baru – to byłaby jego największa porażka od czasu tamtej randki z Anthonym, która nie uświadomiła mu, iż Ethan wcale nie był miłością jego życia, a jedynie trzymającym go w klatce wieśniakiem.
Na szczęście jednak Cosmo był tam, stojąc naprzeciwko gablotki z wygniecionymi karteczkami od klientów, którzy w pijackim amoku zdecydowali się zostawić po sobie jakiś ślad. Rozmawiał przez telefon, więc Cadence wspaniałomyślnie nie zaszedł go od tyłu od razu. Poczekał, aż się rozłączy i wreszcie dostrzeże jego obecność.
Tak myślę – przytaknął, przesuwając dłonią po policzku i z niezadowoleniem odkrywając na niej ślady czerwonej szminki. Kurwa, dalej? – Poszła do łazienki i jeszcze nie wróciła – mówił tak, jakby zniknęła za białymi drzwiami co najmniej dziesięć minut temu. Jednocześnie stanął obok Cosmo, tuż naprzeciwko brudnego lustra, i zaczął ścierać z siebie pozostałości po zauroczeniu Lisy. To naprawdę było łatwiejsze niż sądził. – A więc wszyscy jesteśmy twoimi rówieśnikami ze szkoły – podsumował, bo dlaczego miałby udawać, że wcale nie słyszał jego rozmowy? Kłamstwa czyniły ludzi bardziej interesującymi i Cadence zapragnął wiedzieć, kogo i dlaczego chłopak oszukiwał. Ot tak, zupełnie bez powodu. – Kim konkretnie jestem ja? – Uniósł brew, patrząc na niego w lustrze w taki sposób, jakby chciał powiedzieć: zaskocz mnie.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -60px; margin-left: -95px;" src="https://pngpress.com/wp-content/uploads ... e35b30.png" width="350px" height="190px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #88a2be solid 1px; padding: 2px; margin-top: 15px;" src="https://64.media.tumblr.com/d4d0b2f7a79 ... ddbd0.gifv" width="210px" />
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4c8698; padding-top: -40px; margin-top: 5px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>all i know is everybody loves me
</center></div>
</center><br><br>

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Cosmo nie wiedział jeszcze, że po świecie chodził ktoś, kto mógł porównywać go do lodówki w Simsach, co było… chyba całkiem miłe (?), zwłaszcza biorąc pod uwagę, że to pewnie on był osobą, która wydarła wyżej wspomnianej Karynie ostatnią eskę z rąk. Sinsay można wykreślić, a pod Karynę podstawić zaliczającą akurat zgona w barowej łazience Lisę i zaraz wszystko by się zgadzało z przebiegiem ich ostatniej (w sensie - niedawnej, ale w sumie tak, ostatniej w ogóle najpewniej też) wspólnej wyprawy na lumpy.
Siedząc naprzeciwko tej chaotycznej zgrai doszedł do szeregu wniosków, z których pierwszy był najbardziej głośny i zdesperowany: z tymi ludźmi nie łączyło go już najwyraźniej zupełnie nic i gdyby nie fakt, że najzwyczajniej w świecie stęsknił się za socjalizacją z kimkolwiek spoza rodziny i Laurą, pewnie zaraz znalazłby jakąś wymówkę do ulotnienia się do domu w trybie ekspresowym. Zabawne, że on, motylek towarzyski, naprawdę znalazł się w sytuacji, w której nie mógł nawet wybierać pomiędzy potencjalnymi kandydatami do wspólnego spędzania czasu. Dawni znajomi albo się odwrócili, albo pozostawali na wiecznej banliście za wspólne ładowanie w żyłę twardych narkotyków, a każda nowa znajomość wydawała się czymś nierozważnym; czymś, z czego Devon wcale nie byłby zadowolony - a to czyniło rozmowy z obcymi jedynie obiektem jeszcze większego pożądania.
Nie pomagało.
Tak jak nie pomogły tamte papierosy, jak nie pomogło szybkie uspokojenie brata, że wszystko dobrze, jak nie pomogło miękkie osadzenie spojrzenia na którymś z tych lipnych pucharów czy fotografii - i tak musiał rozdziawić tę paszczę, kiedy towarzysz Lisy (którego imienia Cosmo notabene nadal nie potrafił sobie przypomnieć - ja pierdolę) pojawił się w zasięgu jego wzroku. Uśmiechnął się koślawo, kiedy nowy w towarzystwie zorientował się, jak solidnie naznaczyła go Kary… Lisa, znaczy się.
- Może zimne przyłóż? To mi przypomina raczej malinkę, niż szminkę - nastraszył go jeszcze, niby w żartach, ale kto wie? Fletcherowi zdarzyło się już zaliczyć malinkę na policzku, jakkolwiek dziwacznie by to nie brzmiało. Tym samym temat zajmującej się sobą w łazience Lisy odszedł w niepamięć, przynajmniej na razie, bo Cosmo zdecydowanie nie miał zamiaru dopytywać. Wierzył, że Tessa nie zostawiłaby swojej najlepszej przyjaciółki samej w takiej chwili, a temat Arki Gdynia - roztrząsany niewątpliwie przez męską część drużyny, pozostałą przy ich stoliku - też nie był mu szczególnie bliski.
W brudnym lustrze, odbijającym z pewnością nieco zniekształcone oblicze, jego oczy wydawały się ciemniejsze i głębiej osadzone, niż w rzeczywistości - skóra natomiast bardziej matowa, a cera gorsza, niż kiedy Cosmo patrzył na niego bezpośrednio. Mimo wszystko wydawał mu się na tyle przystojny, że rozumiał zupełnie, dlaczego spodobał się Lisie, nawet jeśli do tej pory mieli dosyć odmienne gusta. Ten szereg spostrzeżeń spowodował jednak, że Fletcher tym silniej trzymał się odbicia mężczyzny, nawet nie uciekając wzrokiem do swojego własnego - w obawie przed tym, jak sam musiał prezentować się w tym fatalnym zwierciadle.
- Och, to całkiem łatwe - odparł bez zawahania, choć na przekór swoim słowom, postanowił zrobić krótką pauzę, zanim zaczął mówić dalej. - Masz na imię Jackson albo Arthur. Jesteś jednym z tych fuckboyów, którzy robią imprezy co tydzień, bo ich starzy są ciągle w delegacji. Pewnie po tym wypadzie wszyscy przeniosą się do twojego domu na Queen Anne, bo masz za willą jacuzzi, a przecież nie ma nic bardziej zajebistego niż zarzucenie emki i wpakowanie się do jacuzzi - o czym dobrze wiesz, swoją drogą, ale to jak każdy imprezowy typ. Byłeś w szkolnej drużynie, ale nie koszykówki, może futbolu? Nie ma znaczenia, bo totalnie nie cierpisz tej gry i robiłeś to tylko po to, żeby starzy dalej wciskali dyrektorowi łapówki, dzięki którym nie powtarzałeś roku. Teraz studiujesz jakiś poważny, biznesowy kierunek, a rodzice denerwują się, że zaprzepaściłeś swoim rzekomym lenistwem szansę na Ligę Bluszczową - rozgadał się, cały czas przyglądając się odbiciu swojego rozmówcy, próbując wychwycić te krótkie, mimowolne reakcje i dopasować swoją wizję jak najlepiej do tej odrobinę bufonowatej twarzy. Nie było w tym jednak nic złośliwego, bo uśmiech, który czaił się gdzieś za tymi słowami był zupełnie szczerze rozbawiony, jak zawsze, kiedy ktoś pozwalał mu puścić wodze wyobraźni i pobajdurzyć trochę od rzeczy. - Ale nie jesteś skończonym palantem, żeby nie było. Zawsze broniłeś mnie w szatni na wuef przed debilami, którym nie pasowało to, że mój stary nie miał lamborghini. Całkiem możliwe, że to przez to, że wylądowaliśmy parę razy w łóżku na tych szalonych imprezach, ale każdy powód jest dobry, nie?
Fletcher, przesadzasz. Nieważne. Lubił przesadzać. Dawno nie przesadził. Ostatnio ciągle ktoś powstrzymywał go przed przesadzaniem, a przecież nie na tym polegało życie - przynajmniej nie to, które tak naprawdę doceniał Cosmo.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak na jego oko, Lisa wyglądała bardziej na taką, która nosiła emki, ale w sumie to nie wiedział. Poszli do łóżka raz i obyło się bez większych fajerwerków. Nawet nie pofatygował się, aby ściągnąć jej koszulkę, co z kolei nie pozwoliło mu zerknąć na metkę i określić jej rozmiar. Bo w sumie dlaczego miałby to robić? Była tylko drogą do zupełnie przypadkowego, może nieco zbyt dramatycznego poznania Cosmo i gdyby chodziło o niego, Cadence na pewno nie pozwoliłby mu w trakcie mieć założonej koszulki. Nie chodziłoby jednak o to, aby zapuścić żurawia na metkę i stwierdzić, w jakiej marce ubrań się lubował ani jaki rozmiar nosił, a o zwyczajne pragnienie zobaczenia go całego, co było czymś, na czym nie zależało mu, gdy w grę wchodziła Lisa. Jej nie musiał rozbierać, aby się nią nasycić – sama w sobie, opatulona w puchową, zimową kurtkę, syciła go aż za bardzo. Była mdła, było jej za dużo i psikała się tanimi perfumami, które przywodziły mu na myśl otyłą ciotkę Lucy, na której czole wiecznie lśniła warstewka potu. Mało seksowne wyobrażenie.
Cosmo był inny, a przynajmniej taki mu się wydawał w tafli brudnego, barowego lustra. Na policzku miał jakąś plamę, na szyi wgniecenie, a kawałek czoła przykrywała żółta karteczka z ”pozdrowieniami dla przystojnego barmana”, ale to było w porządku. Może nawet dodawało mu uroku.
Potarł mocniej ślad po szmince, na moment spuszczając z niego spojrzenie i przypatrując się samemu sobie. Też był jakiś zniekształcony, czy to przez chropowatą powierzchnię starego lustra, czy przez dziwne, przygaszone światło baru. Miał szczerą nadzieją, że pracujący tu biedni kelnerzy i barmani mieli zapewnioną dobrą opiekę okulistyczną.
Cholera. – Czerwony ślad wciąż tam był, chociaż wydawał się nieco bardziej wyblakły. Albo rzeczywiście była to malinka (ugh), albo Lisa miała niesamowicie mocną szminkę, pewnie z Nyxa – Cadence już zdążył się na nich poznać. Istniała jeszcze możliwość, że przykre naznaczenie zniknęło już dawno temu, a to, co widniało na jego policzku, było efektem zbyt mocnego pocierania wrażliwej skóry twarzy. W końcu poddał się – opuścił dłonie i powrócił spojrzeniem do Cosmo, tego z lustra, nie prawdziwego. Słuchał go w skupieniu, nie przerywając ani słowem, chociaż uraził go już na samym początku. Nie mógł nazywać się Arthur, co to to nie. Każdy Arthur był łysawy, przy kości i rodził się, z góry mając czterdzieści lat. Jacksona jednak mógł przełknąć.
Hmm... – tylko taki pomruk wydarł się z jego gardła, gdy w powietrzu zawisło ostatnie pytanie Cosmo. Wyglądając na całkiem usatysfakcjonowanego, odwrócił wzrok od lustra i stanął przodem do niego, tym razem patrząc na jego prawdziwą twarz. Bez żadnych głupawych, przyczepionych do czoła karteczek. – Może było mi cię trochę szkoda – podtrzymał tę historyjkę, czując się tak, jakby wraz z wypowiedzeniem tego zdania na moment stał się kimś innym. Licealnym Jacksonem. – Że nie miałeś lamborghini i wracałeś ze szkoły piechotą, a w drodze do domu zaczepiali cię klasowi chojracy i obijali ci twarz. Chyba nawet trochę ci zazdrościłem? Tego, że nie byłeś nikim ważnym. Mi nikt nie odważyłby się przywalić, bali się mojej forsy, ale ty jej nie miałeś, więc nie mogłeś się bronić – ciągnął, puszczając wodze fantazji. – Chciałem zakosztować twojego życia i cóż, może dlatego zacząłem mieć na twoim punkcie jakąś niezdrową obsesję. Nawet wyobrażałem sobie ciebie, pieprząc swoją dziewczynę. A potem skończyliśmy szkołę i już nigdy cię nie zobaczyłem. Aż do teraz – zawiesił głos, unosząc lekko brwi i próbując zostawić mu w ten sposób pole do popisu. Potrzebowali dobrego zakończenia tej durnej historii, która pod koniec przestała być wyłącznie fikcją. – Och, i baseball. Grałem w baseball. Futbol jest zbyt hetero, nie wytrzymałbym tam ani godziny – dodał pretensjonalnie, zupełnie jakby to była najważniejsza część historii.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -60px; margin-left: -95px;" src="https://pngpress.com/wp-content/uploads ... e35b30.png" width="350px" height="190px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #88a2be solid 1px; padding: 2px; margin-top: 15px;" src="https://64.media.tumblr.com/d4d0b2f7a79 ... ddbd0.gifv" width="210px" />
<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4c8698; padding-top: -40px; margin-top: 5px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>all i know is everybody loves me
</center></div>
</center><br><br>

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Emerald City Bar”