WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

  • 3) Electing strange perfections
    • ~ in any stranger I choose
W głowie mężczyzny nigdy nie panowała cisza; nie tylko wtedy, gdy toczył tam zażarte potyczki słowne (te, które przegrywał w rzeczywistości) czy pełne polotu roasty (przyklasnąć mógł mu co najwyżej szampon). Nie tylko wtedy, kiedy z maniakalnym uporem powtarzał listę zakupów do zrobienia, ani nawet nie wtedy, kiedy plótł trzy po trzy, najzwyczajniej w świecie czując potrzebę dotrzymywania towarzystwa samemu sobie. Umysł Bastiana domyślnie został zaprogramowany tak, by generować nieokreślone napięcie – jakby wciąż docierał tam biały szum, nijak niedający się zagłuszyć. Należało otwarcie przyznać, że chłopaka krępowały jego własne myśli. Myśli pokudłane i nieuporządkowane.
Trochę nawet żałował, że nie da się ich tak po prostu „uczesać”. Ostrzami nożyczek uciąć kilka zbyt bujnie rozrosłych kosmyków, ciepłym tchnieniem suszarki przezwyciężyć tych wszystkich lepkich i wilgotnych obaw. A tych nosił w sobie sporo.
O tym wszystkim gdybał, gapiąc się w lustro. Nie, żeby robił to z jakimś szczerym zapałem. Szczerze mówiąc, czasami uważał nawet, że zerkanie w kierunku swojego odbicia niesie za sobą piętno narcyzmu. Everett należał z kolei do tych, których krępował ciężar nawet własnego spojrzenia. I w każdej innej sytuacji zarówno umysł, jak i ręce miałby już najpewniej zajęte czym innym; te jednak spoczywały pod kołnierzem do strzyżenia, czy inną peleryną fryzjerską. Kciuki kreśliły nerwowe kółeczka – jakby nakręcały wszystkie te przeskoki źrenic, jakimi zawadzał o twarz swojej oprawczyni (fryzjerki, ma się rozumieć), ilekroć skupiona była nie na wspomnianym wcześniej lustrze, ale na cięciu.
Była ładna – tak by ją określił. Może nieco zbyt szczupła, ale ładna. Charakterystyczna, z pewnością. Głównie przez wzgląd na iście płomienną kaskadę, która, okiełznana w łagodnej prostocie, opadała lekko na ramiona.
Imponującą rudością miał okazję zachwycać się nieco poniżej kilkudziesięciu minut. Tyle jednak wystarczyło by, zahipnotyzowany, zagapił się i strącił jakiś pędzel, powiedział „nawzajem” zamiast „przepraszam”, a na koniec wyszedł, zostawiając jakieś dwadzieścia dolarów więcej, niż był należny. Zorientował się dopiero po przekroczeniu progu, a zawrócić ani mu się śniło; twierdząc, że zrobiłby niepotrzebny kłopot, „głupio tak”, a może nawet i jest to odpowiednia rekompensata za znoszenie jego towarzystwa. Chwilę później minął się z innym klientem, a potem pognał co sił w kierunku metra.
Widmo socjalnej porażki zdecydowało się nawiedzić go wcześniej, niż zwykle. Normalnie o wszystkich wpadkach przypominał sobie przed snem. Tylko tym razem coś poszło nie tak, kiedy wzrok jego zahaczył o rudą czuprynę i buźkę, której przyglądał się przed raptem paroma chwilami. O ile w żartach uważał się za osobę niespełna rozumu, o tyle ten jeden raz dosłownie przetarł oczy, uszczypnął się i – gdyby nie tłum gapiów – prawdopodobnie wymierzyłby sobie całkiem zdrowy policzek.
Niezależnie od tego, czy był to jedynie błąd w Matrixie, czy rzeczywiście doświadczył właśnie ujawnienia się jakichś supermocy (inne wariacje nie wchodziły w grę), całe zamieszanie okazało się niezwykle płodne, jeśli chodzi o jego pracę twórczą. Przez kolejnych kilka dni z mieszkania wychodził tylko wtedy, kiedy Rufus tulił się już pęcherzem do drzwi wyjściowych albo kiedy znajomi, z troski o jego zdrowie, wyciągali go ze swojego siedliska siłą.
Dopiero podczas jednej z następnych nocy nawiedziły go paranoiczne myśli; i choć dotychczas całkiem zgrabnie wzbraniał się przed nimi, tak tym razem dał za wygraną. Gryzło go sumienie. Nie były to jednak wątpliwości dotyczące kradzieży wizerunku czy praw autorskich. Bynajmniej – stawiając się w roli potencjalnej superbohaterki (tylko czysto teoretycznie, bo przecież nie miał w zwyczaju przymierzać kobiecych łaszków, ani nic z tych rzeczy) domyślał się, że taka demaskacja zrujnowałaby całą jej karierę.
Kierować mogły nim też inne pobudki, ale na potrzeby historii można przecież te czy inne fakty nieco podkoloryzować. W tym Everett też był całkiem niezły.
Jak miało okazać się wkrótce, przeprowadzenie prywatnego śledztwa nie należało do najłatwiejszych zadań. Myślał sobie wtedy, że może gdyby grzał posadkę policyjnego detektywa, wystarczyłoby machnąć odznaką tu i tam, by zdobyć adres fryzjerki. Niestety, skończyło się na długim płaszczeniu przed właścicielką salonu, strojeniu błagalnych min i, generalnie, nawciskaniu tysiąca kitów, gdzie każdy następny przeczył swojemu poprzednikowi.
Adres jednak dostał. I zamierzał z niego skorzystać.

Wkrótce stał zatem na przytulnie zaaranżowanej werandzie, ganku, czy innym tarasie. Kołysał się przy tym na piętach, trzymając jednocześnie w dłoni przewiązywaną teczkę pełną szkiców i wydruków, którą zdążył rozchełstać niemal w biegu.
„Rozegraj to na spokojnie. Tylko nie spal. Tylko nie spal. Nie spal, nie spal nie spal.”
Nie miałem okazji tego wcześniej powiedzieć, ale bardzo doceniam tą rudość! – rzucił na wstępie, czując, jak wystrzał krwi sprawia, że ta ciśnie mu się wprost na drżące w nerwowym uśmiechu policzki. Był to przepraszający uśmiech zażenowania. Każdy kto znał Bastiana, wiedział, że posługiwał się nim nad wyraz często. – W sensie… To znaczy, to komplement. Przyznam, trochę dziwny, ale nie... nie w stylu jakiegoś psychola, który połasiłby się na skalp, czy coś. Nie wierzę, że to powiedziałem...
Ostatnio zmieniony 2021-01-29, 12:04 przez Bastian Everett, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 28 ❧ Korzystając z okazji, że Aura zabrała psa na spacer - a może raczej to czworonóg postanowił wyprowadzić swoją panią zaczynając od jej równowagi, finalnie kończąc na szarpaniu za smycz - Tottie postanowiła szybko odkurzyć dom. Na tę okazję wystroiła się w rozciągnięty żółty podkoszulek i krótkie szare getry, których żal jej było wyrzucić (choć miały chyba ze sto lat!), bo nic tak nie nadawało się do zbierania wszelkich nieplanowanych zabrudzeń, jak one. Były więc niezastąpione podczas wszelkich porządków i okazji do czołgania się po podłodze w niekoniecznie często doglądanych zakamarkach.
Była właśnie w trakcie odkurzania przedpokoju, gdy gdzieś pomiędzy szumem odkurzacza, a melodią, którą nuciła pod nosem, usłyszała dźwięk świadczący, że najprawdopodobniej siostra zapomniała klucza, bowiem nic nie było jej wiadomo o planowanych odwiedzinach kogokolwiek. Wyłączyła więc odkurzacz i zupełnie nie przejmując się rudym nieładem, który właśnie panował na jej głowie (kucyk, który związała na czubku głowy, już dawno się poluzował, sprawiając, że marchewkowe pasma opadały jej na twarz), podskoczyła bliżej drzwi, otworzyć zamek, pewna, że to wystarczy, by Aura weszła do środka. Już miała ponownie włączać odkurzacz, ale nie widząc żadnego ruchu przy drzwiach, otworzyła je zamaszyście i, jak to miała w zwyczaju, nie patrząc w oczy rozmówcy, wypaliła:
- Wchodź. Chyba nie czekasz na specjalne zapro… - urwała, orientując się, że bynajmniej na progu nie stoi jej rudowłosa kopia z biszkoptowym pupilem, a jakiś mężczyzna. - Ups! - krótko podsumowała zaistniałą pomyłkę, pospiesznie próbując większość włosów upchnąć za ucho, by lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Zatrzymała się w połowie ruchu, słysząc jego słowa.
- Rudość? - powtórzyła Tottie, lekko marszcząc brwi, nie do końca rozumiejąc co ma na myśli jej rozmówca. - Aaa, tę rudość! - popukała palcem wskazującym na włosy i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Dziękuję. To kwestia genów. Jest duża szansa, że będę mogła je przekazać - powiedziała dumnie, chyba nie do końca zdając sobie sprawę, że to zabrzmiało jak propozycja ocierająca się o dwuznaczność… Jednak to nie ona zyskałaby medal w mówieniu rzeczy dziwnych na dzień dobry, bo pierwsze miejsce zdobyłby tekst o skalpie, z którym wyskoczył mężczyzna.
Kąciki ust Whitbread lekko opadły, bo czyż nie w takich żartach kryło się najwięcej prawdy? Odrobinę się spięła, szczególnie zdając sobie sprawę z tego, że jest sama w domu, a nawet jej telefon nie leży w zasięgu ręki, a jedynym ewentualnie ogłuszającym narzędziem jest rura od odkurzacza lub sam odkurzacz, którego gotowa była użyć w obronie własnej.
- My się znamy? Przepraszam, ale nie przypominam sobie, czym mogłabym zasłużyć na taką masę, hmm… wyszukanych komplementów. Jest pan jakimś naukowcem? Potrzebuje próbki moich włosów do badań nad rudym pigmentem? - brodą wskazała na opasłą teczkę, która nie umknęła jej uwadze, gdy lustrowała ciemnowłosego, próbując jego twarz skojarzyć z kimkolwiek, z kim miała do czynienia w ostatnim czasie. Nic jednak nie przychodziło jej do głowy.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Z rozrzewnieniem wspominał czasy, kiedy mówiono o nim “wyrobi się”. I nie chodziło tu o katorgi związane z dorastaniem; nikt nie miał wtedy na myśli młodzieńczego trądziku, ani nieokrzesanego zarostu, ani nawet głosu, który łamał się jak chrust pod podeszwą buta. Takie komentarze padały również w jego obecności – sprawiając, że napompowany do granic możliwości balonik pewnego dnia po prostu pękł, niezapowiedziany. Jak się jednak okazało, w jego życiu nie zmieniło to – dosłownie – nic. Wciąż był tym samym chłopakiem, który przez własne roztargnienie potrafił mieszać kawę długopisem, cały dzień paradować w koszulce założonej „na lewo” i gryźć się z każdym słowem, jakie prędzej czy później padało z jego ust. Zdawał się nigdy nie słyszeć o czymś takim jak trzy sita Sokratesa, a i jakikolwiek inny filtr działał, jak widać na załączonym obrazku, wadliwie.

Jego mimika zmieniała się w zależności od słów dziewczyny. Najpierw usta ściągnęły się w bliżej nieokreślonym, naszprycowanym niepewnością dzióbku (rozmowa trąciła katastrofą, ale z jakiegoś powodu sprawiało to, że było mu lżej na sercu), potem uśmiechnął się lekko, by wreszcie (kiedy na tapet wzięta została wreszcie ta kurczowo przytrzymywana teczka) w śmiertelnym skołowaniu przyjrzeć się jej licu. Jakby wyczekiwał; dopiero potem orientując się (świerszcze już przygrywały na skrzypkach), że to od niego wyczekuje się odpowiedzi.
Chrząknął więc. Jego uwadze nie umknęły rzecz jasna czerwonawe wykwity widoczne na kobiecej buzi – poświadczające o zapale, z jakim lawirowała pomiędzy meblami, targając za sobą miotły, ścierki i odkurzacze. Przy nieco bardziej sprzyjających warunkach prawdopodobnie uciekłby z miejsca zdarzenia, powołując się na moralność (że przeszkodził, że przeprasza, że nie było tematu). Ale wywołany do tablicy prawdopodobnie odciął sobie ostatnią drogę ucieczki. W każdym razie – tak mu się właśnie wydawało.
Tak. Znaczy nie. To znaczy znamy się, owszem – tak jakby. Ale do naukowca… – Podrapał się po karku, chwilę później podskubując narożnik wspomnianej wcześniej teczki. – Do naukowca mi raczej daleko. Taaa… świat nie zniósłby tego geniuszu – dodał zdecydowanie ciszej; pod nosem, śmiejąc się beznadziejnie.
Chociaż… może rzeczywiście przeprowadziłem takie… drobne badanie. Obserwację, w zasadzie. – Pomyślność „wyjaśnień” sprawiała tylko, że plątał się jeszcze bardziej; i tym sromotniej pogrążał się w poczuciu dokonanej zbrodni. Wyszedł na dziwaka, psychola, a teraz jeszcze na podglądacza! Całe szczęście, że chociaż nie wzięła go za namolnego akwizytora. Jeszcze. Tego by nie przeżył.
Słowem – festiwal kompromitacji trwał.
Po prostu... Nie wiem jak t o zrobiłaś, ale spędziłaś… znaczy, spędziła… p-pani mi sen z powiek na parę dobrych nocy. Długich nocy.
Tak dobitnie akcentowane przez mężczyznę „t o”, było oczywiście skrótem myślowym dla nadnaturalnej umiejętności teleportacji czy jakiejkolwiek innej bilokacji lub czarów – a potem związane z całym zajściem (nieporozumieniem) godziny rozpisywania skryptu, projektowania postaci i dobierania próbnych kadrów. Nie chodziło tu, o zgrozo, o wyznania dotyczące szalejących w brzuchu motylków (w brzuchu miał wtedy co najwyżej hektolitry kawy); chociaż, biorąc pod uwagę niefortunny dobór słów, właśnie tak mogło zostać to odebrane.
Zdał sobie z tego sprawę, bo jakże by inaczej! Z charakterystycznym sobie opóźnieniem, nie w porę i nigdy nie tak, jak trzeba. Pozostało jedno – akt kapitulacji. Pociągnięcie za jeden z wystających z teczki narożników; ten z projektem okładki? A może luźno rozrysowanych szkiców? W tamtym momencie było mu już obojętne, z czego będzie się tłumaczyć.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Milczenie, które zamiast odpowiedzi, zawisło między nimi, podtrzymywane było przez spojrzenie Whitbread, która błądziła wzrokiem po twarzy nieznajomego, próbując skądkolwiek skojarzyć jego osobę. Zaczynała rozpakowywać w głowie folder z zapamiętanymi wizerunkami dzieciaków z dzieciństwa w Renton, zastanawiając się, czy pulchny Tobby albo pryszczaty Kenny mogli przeobrazić się w tego tu, gapiącego się na nią motyla. Coraz bardziej krępowała ją ta uwaga mężczyzny, która wydawała się być skoncentrowana na niej, więc odruchowo przeniosła wzrok na jego dłonie i tą tajemniczą teczkę, której do tej pory nie otworzył. To potencjalnie wykluczało, że ma do czynienia z jakimś napaleńcem, który zbiera podpisy, by przepchnąć jakąś swoją fanaberię pseudo ekologiczną albo bezwartościową społecznie. Za jego plecami nie stał też wóz, który raziłby w oczy reklamą niezbędnego dla domu badziewia, więc o ile nieznajomy nie upchnął czegoś za pazuchą, to wydawał się też nie być wciskającym kit domokrążcą. Kim więc był?
Rudowłosa szykowała się, by powtórzyć pytanie, bo może powiedziała je zbyt szybko albo za cicho i dlatego nie było odzewu? Ale nim zdążyła nabrać oddechu, by powtórnie poczęstować mężczyznę szeregiem pytajników, usłyszała, że się znają. A właściwie, to nie…
- Ach, rozumiem- bynajmniej nie rozumiała, ale ponownie utkwiła spojrzenie w rozmówcy. Prawdopodobnie to był pierwszy moment, w którym Tottie pomyślała, że może niekoniecznie nieznajomy chciał te wszystkie komplementy skierować pod jej adresem. Tylko, że z tego co wiedziała, w okolicy nie mieszkała żadna inna rudowłosa, nie licząc Aury i jej. Aura - to też nie zdążyło zaskoczyć, bo nie chcąc przegapić dalszego wywodu (trzeba było korzystać, skoro pan nieznajomy się odblokował!) skupiła się na zdaniach, które o ile na początku wywołały uśmiech, tak teraz znów wprowadzały niemałe zakłopotanie…
- Obserwację? - podchwyciła Whitbread, zastanawiając się, czy to już ta scena, gdzie powinna dać nogę, czy warto poczekać na kolejną, bo szykuje się odpalenie prawdziwej petardy! - To normalne? - wypaliła, tuż po tym gryząc się w język. - To znaczy… tym się pan zajmuje? Psycholog? Detektyw? Może… eee… fryzjer? - Zabawa w zgadywanki trwała w najlepsze, choć z niezrozumiałego powodu Tottie, zamiast zapytać o personalia mężczyzny albo konkrety co do znania się, wymyślała wciąż nowe fuchy, które chciała dopasować do gościa, jakby ta wiedza była kluczem do ich dzisiejszego, nieoczekiwanego przez nią spotkania.
O ile wcześniejsze nietuzinkowe komplementy wyprowadziły Whitbread w pole onieśmielenia, o tyle kolejne słowa nieznajomego wypiętrzały ten teren, ale nie spokojnie, z pagórków przechodząc stopniowo przez wyżyny i tak aż do Beskidów, tylko od razu wyrosły niczym Himalaje skrępowania, uderzającego gorącym rumieńcem w blade policzki biednej dziewczyny, która już nic z tego nie rozumiała.
- Och… to chyba niezdrowe? - wybąkała pytająco, trochę nie wiedzieć jak inaczej ma zareagować na to wyznanie, które brzmiało dla niej jak przyznanie się do gorących uczuć, a z tym dotychczas nie miała styczności, więc czuła się totalnie zagubiona. - Może mogę ci to jakoś zrekompensować? Bo to wymagało odwagi, żeby tu przyjść - kurczę, a skąd on znał adres? Lampeczka w głowie rudowłosej zamigotała alarmująco - i tak bezpośrednio… - nie dokończyła, bo wtedy w jej ręce wpadła kartka ze szkicem, na którym rozpoznała siebie. Przedstawiał on bowiem lustrzane odbicie Aury, które mogło utkwić w pamięci rysownika, bo w końcu to je widział w lustrze podczas strzyżenia…
- Wow! To… ja - wymamrotała pod nosem, głośno przełykając ślinę. - Masz tego więcej…? - zwróciła się do nieznajomego z pewnym przestrachem patrząc na teczkę, która wyraźnie nie zmniejszyła swojej objętości, gdy wypluła tę jedną kartkę...
Ostatnio zmieniony 2021-01-20, 12:06 przez Tottie Whitbread, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

To nie tak, że Bastian był jakimś wyzbytym ogłady samotnikiem, odludkiem i eremitą. Wręcz przeciwnie; z reguły jednał sobie ludzi. Tych z kolei trzymał blisko i w zasadzie nigdy nie odmawiał pomocy, oparcia, czy otuchy – zależnie od potrzeb. Chętnie świętował ze znajomymi ich nawet najdrobniejsze sukcesy, asystował w pomysłach szalenie idiotycznych i odgórnie skazanych na porażkę. Bywał też tym, którego rękaw ocierał wodospady łez. Szybko jednak wpadał w zakłopotanie i, tak naprawdę, zyskiwał dopiero przy bliższym poznaniu. Właśnie dlatego rozmowa, w której stoi naprzeciwko rudowłosej dziewczyny o zsuniętym, wymęczonym sprzątaniem i akrobacjami kucyku, wydawała mu się tak niewłaściwa. Bo w żadnym z setek przewertowanych pośród myśli scenariuszy nie szło mu aż tak tragicznie. Odwieczny i niepoprawny optymista hobbystycznie uprawiający czarnowidztwo.
Do bycia psychologiem, detektywem ani fryzjerem, rzecz jasna się nie przyznał. Każdorazowo kiwał tylko głową w zaprzeczeniu („pudło!”, „skądże!”, „zimno!”). Skoro jednak dziewczyna bawiła się w zgadywanki, tak i dla niego oczywiste było, że do tej gry powinien dołączyć (wiedział przynajmniej, że w pakiecie supermocy nie znajdowało się czytanie w myślach; był zatem bezpieczny). Odrzuciwszy więc wszelkie reguły logiki, nie przyszło mu nawet do głowy, by naprostować sprawę i postawić ją jasno.
O, i z tym się zgodzę! To z d e c y d o w a n i e nie jest normalne. Gdyby było normalne, oh, jasna cholera – w życiu bym tutaj nie stał. I- ah tak – moment, odwagi? Czyli… czyli, że…
Głupi on! Dość szybko uznał, że za rumieńcem oblewającym pociągłą twarz rudowłosej (zlała się niemal w jeden kolor) może stać próba zatuszowania czegoś; ukrycia. Tkwił w nim ten zabawny dreszczyk odkrywanej tajemnicy. Chęć posiadania wiedzy, która koniec końców często okazywała się niezwykle błaha. Niemal nudna. Ale dopóki pozostawała tajemnicą – spektakl trwał, a on mógł jedynie snuć coraz to bardziej wydumane (mające swój urok) koncepcje.
Wiedział, że domniemania nie są prawdą, a jednak chciał w nią, choćby po cichu, wierzyć.
Boże, powiedziałbym, że w ramach rekompensaty… – Tutaj uniósł brew, zerkając na dziewczynę przelotem; nie wiedział przecież dlaczego miałaby mu cokolwiek rekompensować.
… że w ramach rekompensaty rozłożyłbym się z tym [z rysunkami] w środku, a nie w progu. Tylko ta „odwaga” zabrzmiała tak, jakbym miał zaraz zostać, no. Jezu Chryste, powinienem bać się, że będzie trzeba mnie, ten. Uciszyć? – dukał, zmrużywszy ślepia, raz po raz wskazując tylko to na teczkę, to machając palcem przy gardle na podobieństwo ścięcia czy przyciskając sobie palce do skroni – mające imitować przytknięty do niej pistolet. Zaśmiał się nerwowo. Głupstwo!
W każdym razie myślę, że może mieć pani sporo pytań. I ja… ja chyba w zasadzie… też? – dodał, kartkując wydruki – dając jej jakże ulotny wgląd w obszerny pliczek rysunków. Na każdym z nich przewijała się jej postać.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brak werbalnej reakcji mężczyzny na zgaduj-zgadulę Tottie zmuszał ją do niemal nieustannego zerkania na nieznajomego, co dodatkowo ją peszyło. Nie wynikało to z wrodzonej nieśmiałości, a raczej z obawy, że ten tu oto obserwator wyczyta z niej więcej, niż chciała mu ujawnić. Jakby tego było mało, wraz z upływającymi minutami kontaktu oko w oko, zamiast swobody, która zazwyczaj towarzyszyła kontaktom Whitbread z obcymi ludźmi, w tym przypadku coraz bardziej się spinała.
- W mojej rodzinie to dość powszechne zjawisko - stwierdziła rudowłosa, nie będąc pewną, czy nadal rozmawiają o kolorze jej włosów, ale przypuszczała, że to właśnie punkt zaczepienia obserwacji nieznajomego. Nie chcąc mu wchodzić w słowo, zamilkła, czekając na ciąg dalszy urwanego zdania, które teoretycznie mogło rzucić światło na to, co tu się, kurka wodna, dzieje. Nie liczyła już migających światełek, które swoim alarmującym pulsowaniem próbowały nakłonić Tottie, by zamknęła drzwi i najlepiej jak najszybciej zadzwoniła na policję, czy inną straż sąsiedzką, by ostrzec, że w okolicy grasuje chcący zbierać skalpy bezsenny obserwator, który otwarcie przyznaje się do swojej nienormalności.
Zamrugała szybko, chcąc przyswoić sobie to, co przed chwilą usłyszała.
- Rozłożyłbyś się w środku? - Poplątanie dotyczyło już nie tylko mnóstwa chaotycznych informacji, których przepływ był mocno utrudniony, ale także form, które Whitbread stosowała zwracając się do stojącego w progu gościa. - A, z tym! Mówisz o rzeczach - dodała, śmiejąc się nerwowo. - To przez te skalpy… Nie wiem czemu pomyślałam o zwłokach… Mam znajomego, który pracuje w zakładzie pogrzebowym, może to przez to to skojarzenie… - To chyba nie był dobry pomysł, by wytłumaczyć to przeinaczenie, bo najwyraźniej już wcześniejsza wypowiedź dziewczyny sprawiła, że ciemnowłosy jej słowa zrozumiał jako zapowiedź odprawienia na nim jakiegoś śmiercionośnego rytuału, możliwe więc, że dodatkowa wzmianka o trupie nie zadziała na korzyść rudowłosej.
Tottie przez chwilę wpatrywała się w nieznajomego szeroko otwartymi oczami, by w końcu potrząsnąć głową i parsknąć śmiechem. Szczerze ją rozbawił.
- Za mało mi jeszcze powiedziałeś, żebym miała cię uciszać - przyznała bystro, choć trochę nieswojo poczuła się z myślą, że rysownik wie o tym, że już raz kogoś uciszyła, bo czyż nie można uznać wybicia górnej jedynki za najlepszy sposób na pozbawienie kogoś choć chwilowej możliwości płynnego, wyraźnego mówienia?
- Proszę dać mi pięć minut! - poprosiła, a właściwie poinformowała i nie czekając na odpowiedź nieznajomego, zamknęła mu drzwi przed nosem. Nim zabrała się za chowanie odkurzacza, by nie stał na drodze, oparła się na kilka sekund plecami o drzwi, wysyłając w myślach s.o.s do Aury, bo działo się tu coś dziwnego, bardzo dziwnego, z czym bez wątpienia poradziłaby sobie jej siostra, może bardziej obyta z ludźmi przez swój fryzjerski fach...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura nie była wcale przekonana, kto kogo właściwie wyprowadził na ten spacer – ona Psa, czy może jednak Pies ją, biorąc pod uwagę, że nawet truchtając miała problem, żeby nadążyć za żwawym czworonogiem. Musiała mocno trzymać smycz, żeby jej się nie wysmyknęła z rąk. Rudowłosa czasem zazdrościła tym właścicielom psów, których pupile okazywały się uległe i posłuszne – Pies zdecydowanie nie należał do tego gatunku. Może było jakaś prawda w powiedzeniu, że zwierze upodabnia się do właściciela, a ten egzemplarz najwyraźniej zdobył wszystkie najgorsze cechy swoich właścicieli. Tyle że Harry ostatecznie wymiksował się z opieki, wyjeżdżając z Seattle i zostawiając ich psiaka na głowie Aury (nie żeby w ogóle brała pod uwagę oddanie mu go). Tak czy inaczej, całe szczęście, że miała z nim tylko psa, a nie dziecko.
Nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd opuścili dom. Uwielbiała aktywność fizyczną, ale teraz czuła się trochę jak po przebiegnięciu maratonu, kiedy więc zbliżali się do żółtego domu, jej policzki były już lekko zaróżowione, a pojedyncze kosmyki włosów wysunęły się spod upięcia, które zrobiła na szybko, by było jej wygodnie.
To Pies pierwszy zauważył obcego na ich terenie. Zawarczał cicho, trącając pyskiem jej nogę, a kiedy uniosła spojrzenie, dostrzegła, jak drzwi ich domu się właśnie zamykają, przed samym nosem mężczyzny, który stał na ich ganku. Złapała mocniej smycz, aby psiak się jej nie wyrwał i przyśpieszyła kroku, zaraz potem materializując za plecami intruza – jak wciąż o nim myślała.
Mogę panu jakoś pomóc? – odezwała się pozornie uprzejmym tonem, choć w jej głowie już kołatała myśl, jak pozbyć się niechcianego gościa. Wszystko dlatego, że wnioski, jakie nasunęły jej się od razu po obserwacji tej scenki były dość proste – założyła, że nieznajomy był jakimś przedstawicielem handlowym (chociaż czy oni w dobie internetu w ogóle jeszcze chodzili od domu do domu?) lub kimś tego pokroju. Była też oczywiście jeszcze inna opcja. Mógł należeć do jakiejś sekty organizacji religijnej i pojawił się na Phinney Ridge, by głosić dobre słowo lub podyskutować o różnych aspektach wiary. W takim wypadku powinna jeszcze szybciej go spławić. – Nie potrzebujemy żadnych sprzętów, nie chcemy też nowego abonamentu, a jeżeli zbiera pan na remont kościoła czy coś w tym rodzaju, to proszę zapukać do domu naprzeciwko – podsunęła mu usłużnie, chociaż wysłanie go do znienawidzonej sąsiadki było prawie równoznaczne z tym, jakby osobiście wprowadziła go do jaskini lwa. Była właściwie gotowa go minąć i wejść do środka, ale jej spojrzenie na nieco dłużej zatrzymało się na twarzy mężczyzny i jakaś myśl ją przed tym powstrzymała.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

W głowie kotłowały mu się najróżniejsze myśli i przeczucia; zlepione razem w gęstej chmarze, gnieździły się gdzieś pośród zwojów mózgowych, nie pozwalając Bastianowi patrzeć na sprawę trzeźwo. Na pewno nie obiektywnie. Rozmowa zakrawała już nie tylko o abstrakcję, ale wręcz groteskę – była zabawna, owszem, ale w gruncie rzeczy zdawała się nieco przerażać obydwie strony (ah, te nieporozumienia; trupy i skalpy!).
W zakładzie pogrzebowym, huh? – powtórzył cicho, godząc się z przekazaną informacją. Tak, jakby przekazana rzeczywiście została mu nie bez powodu; nie przez przypadek.
Dopiero trzaśnięcie drzwi spadło na niego, jak zrzut najprawdziwszej bomby (atomowej, na dodatek); na te wszystkie myśli, które w jednej chwili po prostu przestały istnieć. Tylko po to, by za chwilę powrócić ze zdwojoną mocą. Mniej więcej wtedy, kiedy zza pleców dobiegł go głos zbieżny z tym, z którym trwał w polemicznej plątaninie słów. Wydawało mu się, że to słuch płata figle. A potem obrócił się, nerwowo; za pierwszym razem przelotnie, chaotycznie, niedbale. Dopiero następna próba przyprawiła go o pływ dreszczy na wskroś karku i dziwny ścisk krtani.

No bez jaj.

Zdążył jedynie wznieść palec wskazujący ku górze, mierząc nim najpierw w kierunku drzwi. Następnie zakreślił prostą linię, która połączyła zatrzaśnięte niedawno skrzydło z sylwetką stojącej przed nim dziewczyny. O tak samo zaróżowionych policzkach i tak samo rudawych kosmykach włosów, kołyszących się niemal samopas.
Co- jak- … Chwilę, co? – Zamrugał zaskoczony. Przypominał teraz przedstawiciela średniowiecznej ciemnoty, który w konfrontacji z nauką, przecierał oczy ze zdziwienia – uznając wszystko za cud albo inny rodzaj magii.
Na tym etapie Everett naprawdę wyłączał więc myślenie. Nie był pewien, czy bardziej potraktowany został żartem rodem z ukrytej kamery, czy stał się ofiarą jakiejś gry – choć przecież to on postawił pierwszy krok na drodze do ponownego spotkania. Nagły wstrząs sprawił natomiast, że gotów był pomyśleć nawet, jakoby fikcja uchodząca spod jego narzędzi – ta, która gościła na kartkach kurczowo ściskanych wydruków – była jedynie namiastką jakichś szaleńczych praktyk dziewczyny, czarów i supermocy, o których dotychczas zaledwie (choć trzeba przyznać – ochoczo) fantazjował.
Czy ktoś może mi, u licha, wyjaśnić, co się tutaj dzieje? Jak? Dlaczego? To jakaś… jakaś cholerna sztuczka, czy co?! Zaraz znowu pani zniknie i wyjdzie zza mojego ucha? Proszę nie zrozumieć mnie źle, to jest totalnie super, ale litości! No przecież nie można się tak znęcać nad człowiekiem! – Zapowietrzył się, niemal. – Jakiego- jakiego znowu sprzętu? Jakiego a b o n a m e n t u?! Przecież ja chcę się tylko dowiedzieć, czy nie przeszkadza pani wykorzystanie wizerunku? I czy mogę liczyć na aprobatę? – wydusił z siebie, trącając palcem narożnik teczki. Działał tak w reakcji na a t a k, wymierzony w jego osobę (przerażony był tymi insynuacjami; mógł być zabijaką, ale religijny domokrążca? Szanujmy się! – tak sobie właśnie myślał).

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopiero będąc w środku, młodsza z bliźniaczek zerknęła na kilka dodatkowych kartek, które odruchowo przejęła od nieznajomego. Jeszcze dobrze nie ostygł poprzedni rumieniec, którym oblała się po wyznaniu ciemnowłosego, a kolejna fala gorąca buchnęła w policzki Tottie. Postać, która znajdowała się na kilku kadrach komiksu była naprawdę dobrze uchwycona, choć może jeden szczegół wydawał się być przesadzony - biust. Rudowłosa odruchowo zasłoniła przedramieniem piersi, wstydząc się, że ich rozmiar daleki jest od tego zaobserwowanego przez mężczyznę. A może to spędzało mu sen z powiek? W końcu nie każdy potrafi zrobić coś z niczego…
Straciła rachubę czasu, więc by nie kazać gościowi czekać na siebie zbyt długo, zgarnęła odkurzacz, wrzucając go do pokoju Aury (choć nie tam było jego miejsce, ale tu było najbliżej) i podskoczyła do łazienki, by jakoś opanować nieład na swojej głowie. Rumieńce nie chciały ustąpić, mimo wylania na nie kilku litrów lodowatej wody, więc Tottie westchnęła uznając, że jakoś trzeba z tym żyć. Zdążyła jeszcze wciągnąć na ramiona ciemną bluzę z kapturem i korzystając z tego, że namierzyła komórkę, chciała zadzwonić do Aury, ale nim wykonała połączenie, usłyszała głos siostry na zewnątrz…
Szybko podbiegła do drzwi i przytknęła do nich ucho, mając nadzieję, że dzięki temu usłyszy co nieco z tego, co działo się tuż za nimi.
Jak się okazało, zgodnie z jej przewidywaniami, mężczyzna był dużo bardziej rozmowny przy jej bliźniaczce! Nie słyszała całej ich wymiany zdań, ale strzępki słów, które docierały do Tottie, układały się w kolejną rozsypankę wyrazową, w której, jak na złość, nikt nawet nie zaznaczył początkowego i końcowego wyrazu.
- Sztuczka... zza ucha? Znęcać nad… abonamentem? Aprobata? - Rudowłosa szeptała pod nosem, licząc, że dzięki powtórzeniu tego, co usłyszała, cokolwiek nabierze sensu. Niestety, nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Pozostawało więc podsłuchiwać dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura była zaskoczona wyraźnym zaskoczeniem mężczyzny. Nie rozumiała, z czego ono wynikało i wydawało jej się zupełnie nieadekwatne do sytuacji, która przecież dla niej była wystarczająco jasna. Skoro już mu zakomunikowała, że nie jest zainteresowana żadnymi sprzętami, usługami ani ewentualnymi zbiórkami, to kierunek, jaki przybrała ta rozmowa było trochę dziwny.
A czy wyglądam na jakiegoś wędrownego magika? – skrzywiła się mimowolnie, bo nie wiedzieć czemu, ale nie miała najlepszego zdania o ludziach, którzy wyciągali od innych pieniądze, żerując głównie na ich naiwności i ślepocie. – Zrozumiałabym, gdyby uznał mnie pan za czarownicę, ale one chyba nie bawiły się w te głupiutkie sztuczki. Rzucanie uroków czy klątw – to dopiero czad – skwitowała, uśmiechając się lekko na samą myśl o takich zdolnościach. To byłoby szczególnie przydatne, gdyby ktoś nadepnął jej na odcisk, a ona w ramach zemsty mogłaby mu się odwdzięczyć jakąś porządną klątwą – zamienieniem w żabę albo dorobieniem świńskiego ogonka. Pewnie miałaby sporo pomysłów na to, jak uprzykrzyć życie swoim wrogom.
Westchnęła przeciągle, trochę już zniecierpliwiona.
No przecież to nie ja wystaję pod czyimiś drzwiami, więc skąd mam niby wiedzieć, jakiego abonamentu? Firmy handlowe powinny trochę rzetelniej przeprowadzać rekrutacje – stwierdziła, ostatnie słowa wypowiadając bardziej do siebie niż do niego. Poza tym w jej głowie świtała myśl, że już gdzieś go widziała. I im dłużej stali naprzeciw siebie, tym większą zyskiwała pewność. Zawsze miała dobrą pamięć do twarzy. Teraz tylko musiała sobie przypomnieć, gdzie się widzieli. Nie mogła się jednak w pełni skupić na tym zadaniu, bo pytania mężczyzny skutecznie ją od tego odciągało, kierując jej myśli na zupełnie inne tory. Zmarszczyła brwi i teraz to Aura wyglądała tak, jakby natychmiast potrzebowała, żeby ktoś wyjaśnił jej, co tu się właściwie dzieje.
Jeśli to konieczne to okej, chociaż kompletnie nie rozumiem, po co panu moja aprobata w kwestii wykorzystania jakiegokolwiek wizerunku – powiedziała trochę niepewnie, jednocześnie opuszczając wzrok na teczkę, bo najwyraźniej odpowiedź kryła się w jej zawartości. Aura poczuła rosnącą ciekawość i chociaż pomysł, który przyszedł jej do głowy, mógł nie należeć do tych najlepszych, zignorowała te przeczucia. – Może wejdziemy do środka i przy herbacie wyjaśni mi pan, co tu dokładnie robi? – zaproponowała, jednocześnie rzucając okiem na Psa, który zaczął drapać w drzwi, jakby wyczuwał, że ktoś może znajdować się po ich drugiej stronie. Wkrótce jednak ponownie przeniosła wzrok na mężczyznę, zahaczając spojrzeniem o jego włosy. Włosy. No jasne! To stąd go znała. – To jak? – ponagliła go, uznając, że nie od razu zdradzi się z tym, że go rozpoznała.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Prawdopodobnie gdyby nie naręcze dociskanych do torsu kartek, Bastian zacząłby sobie tu i teraz, w ten przerysowany, kreskówkowy sposób, rwać włosy z głowy (z tego nastroszonego pędzla, który rzeczywiście mógł nieco poświadczać o jakimś kryjącym się we łbie bziku). Nęcił go ten zbieg okoliczności. Nęciły go miętoszone na grzbiecie języka pytania i wątpliwości; czy dawał się właśnie łapać na jakąś przynętę? Czy może w tej tyradzie dziwacznych insynuacji obrywało się Bogu ducha winnej dziewczynie? Tylko, patrząc na to z perspektywy Everetta – dlaczego drzwi od domu zatrzasnęły się, jak przeczuwał, na amen? Jeśli tkwił tam sobowtór rudowłosej, tak musiał mieć swoje powody, by nie wyściubiać nosa poza próg (przyzwyczaił się już do wiecznie strojonych mu żartów; niesforne [choć w tej sytuacji idiotyczne] uprzedzenia!). I owszem, jak miało się wkrótce okazać – taki powód był. Ale zgoła inny od tego, którego domyślał się brunet.
Mimo to uniósł niepewnie brew. No bo jak to; jeszcze przed chwilą silił się na te swoje marne wyznania, wymachiwał przed twarzą wstępnymi projektami – a teraz znów powracali do punktu wyjścia. Czyżby rudowłosa, wyskakując po kryjomu z domu, uderzyła się w głowę i straciła pamięć? No i skąd ten pies? Oh, Bastian, skup się wreszcie. Coś tu nie gra!
Może wystarczyłoby przejść do sedna tematu, zamiast po omacku krążyć wokół niego? Pech chciał, że zafiksowanemu na drobiazgach chłopakowi, w całym swoim roztargnieniu, przychodziło to po prostu wybitnie nieudolnie.
Gdybym miał tkwić pod czyimiś drzwiami tylko po to, żeby naciągać go na jakieś abonamenty, to przysięgam, sam bym już sobie dawno w łeb strzelił (znowu te makabryczne wizje!) – wyburczał z tym dziecięcym oburzeniem, dającym się wychwycić w jego głosie. Westchnął.
Potem, kiwnięciem ręki, zasygnalizował; tak, chętnie. Herbata i wyjaśnienia – a zatem postanowione.
Ja się domyślam, że może faktycznie nie jest ze mnie najostrzejsze narzędzie w tej szopie, ale… mógłbym wiedzieć jak to pani robi? To nie pierwszy raz, kiedy miga mi pani w dwóch miejscach jednocześnie, ma się rozumieć. Raz jest tu, raz tam. Nie ukrywam, że trochę zrobiłem sobie z tego zastrzyk inspiracji, a jednak… koniec końców odrobinę mnie to chyba przeraża? – wydukał, ustępując dziewczynie; to znaczy przesuwając się o dodatkowy krok, by nie stać tuż pod samymi drzwiami jak skończone cielę.
Bo... rysuję komiksy, tak? – dorzucił jeszcze zawczasu, tonem tak lekkim i wymownym, jakby była to najoczywistsza z prawd. Bo była – gdyby tylko wykluczyć tę nagłą zamianę bliźniaczek.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wizyta mężczyzny pod dachem domu bliźniaczek wydawała się przesądzona, bo nie tylko sam jegomość wprosił się ze swoim rozkładaniem, ale także z ust Aury padło zaproszenie, by całe to zamieszanie wpakować za drzwi. Tottie słysząc tę zapowiedź, a także drapanie Psa, zdążyła jeszcze pociągnąć wyżej suwak zamka bluzy, nim ostatecznie otworzyła, stając najpierw oko w oko z siostrą. Nie wiedziała co ma jej powiedzieć, bo sama niewiele rozumiała z tego co się dzieje, dlatego bezradnie rozłożyła ręce i popatrzyła na nieznajomego.
- Czyyyli mówi pan, że tworzy pan komiksy? - zapytała, czekając aż nieznajomy wkroczy na ich teren. Nerwowo jeszcze raz, czy dwa przesunęła palcami po włosach, które zdążyła jako tako wygładzić - wciąż miała w pamięci te komplementy, którymi poczęstował ją ciemnowłosy, więc chciała, by zauważył poprawkę, którą wprowadziła do swojego Kopciuszkowego image’u prezentowanego kilka minut temu. - To się chyba wcześniej nie zrozumieliśmy - stwierdziła, parskając śmiechem. Chociaż jedna kwestia się wyjaśniła, co nie zmienia faktu, że wciąż ta wizyta obleczona była mgłą niejasności.
By to pytanie, skierowane do nieznajomego, nie było gołosłowne, podała siostrze kilka stron, które gość jej pokazał, by i starsza Whitbread mogła mieć wgląd w jego twórczość.
- Spójrz jak ładnie - dodała, pokazując siostrze kadr, w którym bohaterka wyglądała na niezwyciężoną i ewidentnie triumfowała. Korzystając z tego, że znalazła się bliżej Aury, szepnęła jej do ucha: - Pssst! Znasz tego typka? To nie jeden z tych, którym dałaś kosza i teraz próbuje coś zmalować, żeby cię udobruchać? - Zerknęła na siostrę, marszcząc brwi. Szybko też odkaszlnęła, żeby zatuszować tę wojenną naradę i popatrzyła na mężczyznę, uśmiechając się przy tym niewinnie.
- Napije się pan czegoś? - zapytała uprzejmie, szczerze zainteresowana jego ewentualnym wyborem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może Aura, nauczona w końcu doświadczeniem, powinna właśnie krzyknąć coś w stylu eureka, bo rozwiązanie zagadki pojawienia się nieznajomego na ich tarasie nie było najtrudniejszą rzeczą pod słońcem. Nic takiego jednak się nie zdarzyło, a w miarę wyrzucania z siebie słów przez mężczyznę, na twarzy rudowłosej malowało się coraz większe niezrozumienie.
Przykro mi, chyba nie umiem pomóc. Jak ostatnio sprawdzałam to nie posiadam takiej umiejętności jak bywanie w dwóch miejscach w tym samym czasie. Chociaż, muszę przyznać, to byłoby akurat spoko – stwierdziła pół żartem, pół serio. Na wzmiankę o komiksach pokiwała tylko pośpiesznie głową, niestety (jeszcze) nie przywiązując do tej informacji tak dużej wagi, jak należałoby to zrobić, już skupiona na czymś innym. Podeszła do drzwi; nim zdążyłaby w ogóle pociągnąć za klamkę, te same się otworzyły, a spojrzenie Aury zatrzymało się na twarzy bliźniaczki.
Podsłuchiwałaś? – rzuciła zaczepnie i weszła do środka, najpierw jednak wpuszczając tam psa, który natychmiast zniknął w jego głębi. Odwróciła się prędko, patrząc zachęcająco na ich gościa, który też właśnie wkraczał w ich progi. – Znacie się? – Taki wniosek nasunął jej się po słowach siostry. Nie czekała jednak na odpowiedź; dość szybko dotarło do niej, że dzieje się coś dziwnego. Szczególnie, kiedy Tottie wcisnęła jej rysunki. Starsza z bliźniaczek nie od razu zorientowała się, na co tak właściwie patrzy. Narysowana postać wydawała się dziwnie znajoma, ale to właśnie słowa drugiej z dziewczyn sprawiły, że w umyśle Aury coś się odblokowało.
To ty? Ja? My? – Każda z tych opcji wydawała się prawdopodobna, bo przecież wyglądały na tyle identycznie, że nie dało się określić, która z nich właściwie była przedstawiona na szkicu. Zerkając ukradkiem na Tottie, ledwie zauważalnie pokręciła głową i rozłożyła bezradnie ręce, tym samym chcąc przekazać siostrze, że z pewnością nie chodzi tu o żadnego jej niedoszłego adoratora. – Ja go tylko czesałam! – zapewniła solennie, może trochę głośniej niż początkowo zamierzała, więc zerknęła z przepraszającym uśmiechem na mężczyznę. Nie chciała, żeby poczuł się wykluczony tym, że rozmawiały o nim, jakby wcale nie stał tuż przed nimi.
Zaprosiłam go na herbatę – zaczęła, zwracając się do Tottie, jednak szybko przeniosła wzrok na gościa. – Ale może wolisz kawę? Sok? Wodę? Albo coś mocniejszego? – zaproponowała całkiem poważnie, dość płynnie przechodząc na ty (nie wyglądał na wiele starszego od nich) i uważnie przyglądała się jego twarzy, w oczekiwaniu na odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
34
186

rysownik komiksów

--

chinatown

Post

Trzydzieści jeden lat na karku, a taki głupi! Wychylił się z lekka, przypominając rozbujaną na wietrze, przydługawą nieco trzcinę; niby zapuszczając żurawia za wbiegającym do domu psem (i nie było w tym, w zasadzie, nic dziwnego – psiarz to zwykły, z zamiłowania). Tym razem jednak wydawał się bardziej wyczulony. W jego wyobrażeniu, nad drzwiami wejściowymi, jak nad piekielną bramą, wisieć mógłby teraz transparent z dantejskim hasłem, mówiącym: „porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”. I była to oczywiście myśl niosąca znamiona głębokiego przesadyzmu – ale układała się, łącznie z tą równie piekielną rudością, w pełen obrazek doprawdy cudacznej rozterki, z jaką się zmagał.
Czuł się tak, jakby w całym tym zamieszaniu ktoś, w imię mało zabawnego żartu, podmienił mu mózg na akwarium. A potem wpuścił tam ruchliwe rybki. Gdyby ktoś pytał, skąd się biorą przysłowiowe kiełbie we łbie.
Pierwsza rybka w popłochu uderzyła o szklaną ścianę. Głosy! Druga – i każda kolejna, jakby lawiną, rozbijały się teraz po wnętrzu chłopaka, siejąc tam popłoch. Tak, głosy – do tego identyczne, niemal!
Jasna cholera! – wydusił z siebie, z pokraczną werwą pokonując ten zatrważający dystans raptem półtora kroku. Zastygł na moment, przetarłszy dłonią lekko wybałuszone ślepia. Dwoiło mu się przed oczami!
Więęęc… mówisz, że prędzej mógłbym cię wziąć za czarownicę? W takim razie moje gratulacje. Dobrze uwarzony eliksir wielosokowy – wydusił z siebie żartobliwie, choć cicho, przeskakując spojrzeniem z Tottie na Aurę; i z powrotem. Rozdziawione z lekka usta zwarły się wkrótce w wąską linię, tłumiąc uchodzące z gardzieli chrząknięcie.
Czyli nie ma żadnych teleportacji? Ani sztuczek? Ani bycia w dwóch miejscach jednocześnie, ani ukrytej kamery? – Patrzył na nie, początkowo całkowicie ignorując wszystkie te spostrzeżenia i pytania. I uśmiechał się; a uśmiech rósł tak długo, dopóki nie zerwał się ze smyczy, ostatecznie wymknąwszy się już nie jako grymas rozbawienia, ale czysty śmiech.
Nie zrozumcie mnie źle, ale chyba jednak wolałem wierzyć w cuda. No nic, przynajmniej komiks nadal może jeszcze mieć ten swój urok, prawda? To znaczy-
Pobladł.
To znaczy nie, żebyście wy nie miały… bo gdybyście nie, to nigdy bym się nawet za ten komiks nie-
I znowu, zdał sobie sprawę, wszystko to chybotało się na krawędzi tonu, który jednocześnie odebrany mógłby zostać za marny podryw. Zatem tak, jak pobladł, tak teraz w policzki uderzała kontrastująca z kredową bielą czerwień.
Chodziło mi o, eee… uroki! Tak, uroki. Chciałaś rzucać uroki i klątwy, prawda? Załatwione. – Pstryknął palcami w kierunku Aury, odnajdując jedyne – choć wciąż beznadziejne – wyjście z sytuacji. – Totalnie – załatwione – chyba – poproszę – o – coś – mocniejszego – wybąkał na jednym oddechu.

autor

rezz

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się do Aury niewinnie.
- Odrobinkę, ale chyba nie umyłam dziś uszu, bo mało co słyszałam - przyznała z rozbawieniem, dłużej jednak nie poświęcając siostrze uwagi, bo tę skierowała na mężczyznę. Jeszcze jeden rzut oka na jego twarz, posturę i dalej nic, więc przecząco pokręciła głową w odpowiedzi na pytanie siostry. W tej chwili Tottie uświadomiła sobie, że nawet nie zapytała o imię niespodziewanego przybysza, które przecież mogłoby być pomocne w odkopaniu jakichś wspomnień z jego osobą.
- Dobre pytanie. Obstawiam: my - stwierdziła młodsza Whitbread zerkając na prace, przy czym ewidentnie poszukiwała potwierdzenia u samego autora, bo w końcu to on zainspirował się którąś z nich i choć Tottie na początku myślała, że chodzi o nią, teraz jednak bardziej skłaniała się ku wnioskom, że to Aura była tu siłą napędową pomysłu na postać.
Czesałam. Rudowłosa plasnęła się w czoło. Że też wcześniej na to nie wpadła!
- To już wiem, czemu mówił o skalpach i komplementował włosy. Ej, ale ty mu tam niczego nie ucięłaś? - O ile pierwsze zdania Tottie wypowiedziała słyszalnie, o tyle ostatnie obleczone było konspiracyjnym szeptem. Whitbread była skłonna wygłosić teorię, że tak jak zwierzęta posiadają włosy czuciowe, czy inne owłosienie, które pomaga im na przykład zlokalizować przeszkody, tak i ludzie mają coś podobnego może na głowie? Włosy mogłyby odpowiadać za owocne porozumiewanie się, czy tam inne kontakty międzyludzkie. Może Bastiana uszkodzono, stąd to niedogadanie z Tottie? Ta teoria wydawała się mieć sens!
Uśmiechnęła się do mężczyzny, uznając, że nie wymienił jeszcze jednej opcji, która, cóż… mogła być prawdopodobna.
- Kiedy nie patrzyłeś, to się sklonowałam! - poinformowała, jednak zupełnie nie brzmiała wiarygodnie, kiedy trudno jej było opanować telepiące ramionami tłumione rozbawienie. I bynajmniej nie pomogło w jego opanowaniu to zaplątanie w urokach, z którego jakoś próbował się wyplątać nieznajomy. Tottie śmiała się już w najlepsze.
- To może ja przygotuję napoję, a wy ustalicie, co z tym komiksem, co? Bo jakby nie patrzeć jesteś starsza i to ty spędziłaś… panu… - urwała ustalenia, które robiła z Aurą, zerkając na nieznajomego, by może jakoś dokończył i chociaż podał swoje imię? - sen z powiek. Nie musisz już oblewać się rumieńcem, bo zrobiłam to za ciebie - dodała trochę skrępowana tą błędną interpretacją wyznania Bastiana, po czym ruszyła do kuchni, by przynieść szkło, do którego pasowałyby jak ulał zamówione przez mężczyznę procenty.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”