WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

3. Wsunęła na stopy buty do biegania, a potem zawołała psa, by założyć mu smycz. Zaledwie kilka dni temu Harry odbierał go od niej (przy akompaniamencie drobnych komplikacji), więc teoretycznie przez kolejny tydzień powinien się znajdować pod jego opieką, ale gdy zadzwonił tego tego ranka z pytaniem, czy mógłby jednak zostawić go u niej jeszcze na dwa dni, pomimo kilku złośliwości, których sobie nie odmówiła, dość szybko się zgodziła. Prawda była taka, że chociaż czasem wkurzała się, gdy znów znalazła pogryzione buty, a psiak nie zawsze się słuchał, kiedy Harry zabierał go do siebie brakowało jej tej psiej obecności w domu.
Zamykając drzwi na klucz, bo Tottie zaraz po pracy poszła do pobliskiego domu kultury, Aura ruszyła truchtem wzdłuż ulicy, z psem biegnącym tuż przy jej nodze. Bycie fryzjerką wiązało się z tym, że czasem w ciągu dnia mogła sobie pozwolić zaledwie na kilkanaście minut siedzenia, głównie będąc na nogach, szczególnie, że w ich salonie klientów nie brakowało, ale nie była typem osoby, która zaraz po pracy zaległaby na kanapie i pozwoliła sobie na odpoczynek. Prędzej wynajdowała sobie coś do pracy, nader wszystkie nie lubiąc poczucia bezczynności. Zawsze miała dobrą kondycję, a tym bardziej starała się o nią dbać od kiedy przestała trenować akrobatykę. Tamte treningi zamieniła na ćwiczenia w domu (rzadziej na siłowni), bieganie lub pływanie. Zwykle obierała podobną trasę, mijając kolejne domy i tym razem również nie uległo to zmianie. Było już popołudnie, więc nie była zdziwiona widokiem kilku mniej lub bardziej znanych sąsiadów, natomiast zaskoczył ją odrobinę widok... karawanu pod jednym z domów. Nie miała pojęcia, kto tu mieszka, większość osób z sąsiedztwa kojarzyła raczej przelotnie, a czasem nawet i nie kojarzyła zupełnie, dlatego normalnie minęłaby go, prawdopodobnie dość szybko zapominając o tym niecodziennym widoku, gdyby nie fakt, że przy kole karawanu siedziała wiewiórka i choć nie zwróciła na nią uwagi Aura, jej pies już tak. Whitbread zupełnie nie spodziewała się tego gwałtownego szarpnięcia i to dlatego smycz wysunęła jej się z rąk, nim miałaby w ogóle szansę złapać ją mocniej.
Wracaj!Nie, nie, nie... Tylko nie to! Oczywiście wiedziała, że samo przywołanie psa nic nie da (szczególnie, że ten konkretny był raczej przypadkiem, który zdawał się uwielbiać robić na przekór swoim właścicielom), dlatego od razu ruszyła biegiem na tamtą stronę, tym razem bardziej sprintem niż truchtem. Te kilka sekund przewagi wystarczyło jednak, by zwierzak, w pogoni za małym rudzielcem, był już na posesji, przy której stał karawan. Aura kątem oka zauważyła postać, schodzącą ze schodów. – Łap go! – Krzyknęła odruchowo w stronę mężczyzny, mając nadzieję, że skoro jest bliżej to może jemu uda się chwycić za smycz, zanim pies narobi jakichś szkód. Za które ona potem musiałaby przecież zapłacić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Motocykl, który zdążył kupić kilka dni po wyjściu z więzienia, był jednym z prezentów, jakie postanowił zrobić samemu sobie. Było to czymś więcej, niżeli zwykłą zachcianką, która nagle pojawiła się w jego głowie; przemierzając długie mile szerokich dróg, czuł się wolny. Adrenalina buzowała w żyłach, konie mechaniczne swoją szybkością potrafiły idealnie rozmyć obraz w tle, a ciemny kask maskował jego twarz przed wścibskimi spojrzeniami ludzi. Nie martwił się tym, że kiedy zostanie zatrzymany, karą będzie wzrok pełen dezaprobaty jednego z funkcjonariuszy, a budżet zostanie nieco uszczuplony. Czym to było w stosunku do pięciu lat, jakie spędził za kratkami za niewinność?
Niewinność... na pewno?
Odłożył na panele długi, ciężki karton, w którym najprawdopodobniej znajdowały się drzwi od szafy. Ściany w prawie wszystkich pomieszczeniach zdążył odmalować, czekała go inna, żmudna fucha, jaką było składanie mebli. Nie narzekał; pomimo pracy, którą załapał w zakładzie pogrzebowym, stale odczuwał nadmiar wolnego czasu, bez znaczenia, ile rzeczy w ciągu dnia robił. Noce były trudniejsze. Przeskakujące klatki z różnych wydarzeń - najczęściej tych, których wcale nie chciał widzieć - pojawiały się przed oczami i z niebywałą łatwością przeganiały senność. Materac zostawiony przez poprzedniego właściciela dodatkowo nie zachęcał, a sprężyny z uporem wkręcały mu się w plecy. Nadal - nie narzekał, mając w pamięci wiele nocy w więzieniu, podczas których ból promieniujący przez jego ciało utrudniał przewrócenie się na bok, a poczucie niesprawiedliwości, gniew, żałoba, blokowały myślenie o czymkolwiek innym.
Było dobrze. Prawda?
Wyciągnął zza ucha papierosa, a z kieszeni zapalniczkę. Karawan nie należał do samochodów, jakie chciałoby się widzieć w swojej okolicy, ale miał wielki plus - poza trumnami, można było nim przewozić rzeczy sporych gabarytów. Motocykl w kwestii transportu mebli odpadał, lecz ta czarna fura? Była idealna. Charakterystyczny klik na sekundę przed płomieniem zaabsorbował go na tyle, by prawie zignorował biegnącego psa i krzyk dziewczyny. Wyłączył się; zamknął w swoim świecie, zatrzasnął drzwi, nie chcąc wpuścić nikogo. Znów. Dla swojego bezpieczeństwa, czy ich?
Kurwa.
- Łap go...? - powtórzył, marszcząc z konsternacją czoło. Dzień po wyjściu z zakładu karnego, gdy robił zakupy w jednym z supermarketów, niezbyt kulturalnie został wyproszony ze sklepu przez ochroniarza. Wcześniej udawał, że nie słyszy tych szeptów, nie widzi spojrzeń. Nikt jawnie nie kazał go łapać, ale niechęć była na tyle wyczuwalna, by nie musiał.
Czy w ich oczach nadal był więźniem? Pewnie już nim zostanie.
- Przecież... - Dobrze, że powstrzymał się przed tym, by nie unieść dłoni w geście kapitulacji, ale za to uniósł wzrok w stronę, z której biegła kobieta, by prędko przekierować spojrzenie na psa. Czworonóg był wyraźnie zaaferowany (a może zirytowany?) obecnością wiewiórki na jego terenie, lecz Blake bynajmniej nie miał ochoty biegać za czyimiś psami. Odpalił papierosa i zaciągnął się głęboko dymem, bez pośpiechu ruszając w kierunku zwierzaka.
- Hej, stary, uspokój się - rzucił, gdy ten zjeżył sierść i zaczął ujadać. Wsunął zapalniczkę tam, gdzie znajdowała się wcześniej i ostrożnie zbliżył się, sięgając nie po smycz, a próbując pogłaskać go po głowie. Udało się, a pies zdawał się uspokajać, tym samym dając czas na ucieczkę wiewiórce.
- Mam teorię - oświadczył pewnym tonem, kiedy Aura zbliżyła się. - On po prostu ma problem z rudymi - poinformował, a kiedy podniósł się z wcześniejszego ukucnięcia, złapał za smycz i wyciągnął rękę w stronę Whitbread. Cholera, którąkolwiek z bliźniaczek była, zdecydowanie nie była już tylko dziewczynką, młodszą siostrą jego kumpla.
- Dzień dobry -
dodał na koniec, jak gdyby nigdy nic, choć wzrokiem z uporem wpatrywał się w jej twarz. Tak, jakby chciał odczytać z niej odpowiedź odnośnie tego, kim jest. Niezależnie od odpowiedzi, on nie był tą osobą, którą kiedyś mogła znać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bieganie dla Aury było nie tylko sposobem na utrzymanie dobrej kondycji, ale też wykorzystywała ten czas, by pozwolić sobie na myślenie o rzeczach, na które w ciągu różnorakich obowiązków nie mogła – lub nie chciała – tracić energii. Była dość impulsywna i kiedy coś jej nie odpowiadało, potrafiła to jasno zakomunikować, ale były sprawy, które trzymała głęboko w sobie, a te momenty, kiedy pokonywała kolejne kilometry ze słuchawkami na uszach były tymi, podczas których to wypływało na powierzchnię. Poza tym lubiła tę czającą się z tyłu głowy myśl, że gdyby tylko biegła wystarczająco szybko, może udałoby jej się zostawić nie tylko te wszystkie miejsca, które tak dobrze znała, ale również własne życie. Daleko, daleko za sobą.
Początkowo nie zwracała żadnej uwagi na to, do kogo kieruje własne słowa. Skupiona była na swoim pupilu, który właściwie już nie pierwszy raz pokazał jej, że chyba niekoniecznie udało jej się go wytresować. Nawet go rozumiała – ona także nie lubiła tańczyć, jak jej zagrają, ale niestety występował tu drobny konflikt interesów, bo to ona musiała jakoś sobie radzić ze skutkami niesubordynacji własnego psa. Tego samego, który pozwolił się pogłaskać nieznajomemu, choć Aura przekonała się już, że różnie reagował na obcych. Widząc, że sytuacja zdaje się w miarę opanowana, zwolniła, do nich docierając już spacerem.
Och. Na pewno nie większy niż mógłby mieć ze zbyt pewnymi swoich słów facetami, których teorie nie mają pokrycia w rzeczywistości – odpowiedziała natychmiast, zanim przeszło jej przez myśl, że mogłaby chociaż spróbować zrobić miłe wrażenie, zamiast od razu wytaczać ciężkie działa. I tak jej słów niestety zdawał się nie potwierdzać jej pupil, który dla odmiany bardziej niż wiewiórką był teraz zainteresowany nowym towarzyszem. Uniosła spojrzenie z psa na twarz mężczyzny, a ta bynajmniej nie okazała się tak obca, jak Aura sądziła, chociaż czas zrobił swoje, dokonując pewnych zmian. Na jej własnej odmalowało się zaskoczenie, którego nawet nie próbowała ukrywać. Oczywiście słyszała, że go wypuścili, ale prawdę mówiąc nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek go spotka, zwłaszcza tu. Spodziewałaby się prędzej, że wyjedzie z miasta.
Chyba jednak nie aż tak dobry – stwierdziła, nie siląc się na uprzejmość. Wyciągnęła dłoń w celu odebrania smyczy, starając się przy tym, by uniknąć bezpośredniego kontaktu. W zachowaniu odpowiedniego dystansu nie pomagał jej pies, który – zaabsorbowany nowym obiektem na swoim spacerze, nie zwracał uwagi na delikatnie pociągnięcia, które próbowała uskuteczniać Aura, dlatego wkrótce dała sobie spokój.
Zdrajca..., pomyślała.
Z dozą ciekawości rozejrzała się po posesji, na której się znajdowali. Częściowo po to, aby móc skupić wzrok na czymś innym niż Blake. Nie miała problemu z utrzymywaniem kontaktu wzrokowego – to również odróżniało ją od Tottie – ale chyba po raz pierwszy poczuła się dziwnie nieswojo, pod ciężarem spojrzenia mężczyzny.
Mieszkasz tu? – zapytała po chwili, zerkając jeszcze delikatnie przez ramię, by rzucić okiem na wyróżniający się w tej okolicy karawan, aż w końcu nie miała innego wyjścia, więc zawiesiła spojrzenie na linii jego oczu. Bynajmniej nie próbowała nawiązać miłej, niezobowiązującej pogawędki, nawet jeśli to pytanie mogłoby sugerować taki scenariusz. Chciała się dowiedzieć, czy przypadkiem Blake nie postanowił osiedlić się w okolicy, w której mieszkała także ona z Tottie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aktywny tryb życia był jednym z przywilejów ludzi wolnych, mogących decydować o swoim czasie i tym, jak zostanie wykorzystany, z czego bez wątpienia dawniej Griffith korzystał. Niezależnie, czy bazowało się na nastoletnim okresie, czy później, kiedy był studentem i bardzo często można było spotkać go na boisku do koszykówki, gdzie z różnych pozycji ćwiczył rzuty. Pomocny był między innymi wzrost, wszak udało mu się przekroczyć barierę stu dziewięćdziesięciu centymetrów, i nawet jeżeli miał świadomość tego, że światowej klasy koszykarzom bliżej było do dwóch metrów, to próbował nadrobić umiejętnościami oraz zwinnością. Lata mijały, a on dodatkowo - poniekąd dzięki przyjacielowi - zafascynował się boksem. Nie zniechęciło go też to, że starcia w ringu i nauka ze sparing-partnerem nie należała do najprostszych, gdy sprawniejszą ręką była lewa. Później - niestety - sprawność fizyczna odbiła mu się czkawką, gdy i ta kwestia została poruszona na sali sądowej. Z tym nie walczył; nie wypierał się, lecz nie do końca rozumiał powiązanie. U ofiar, poza zadrapaniami i siniakami, jakie były adekwatne do szarpaniny, nie odnotowano śladów zbliżonych do ciosów, które mógłby zadać bokser. Na prawie zupełnie się nie znał, zatem oddał głos mądrzejszym, zaprawionym w fachu... co doprowadziło go do więziennej celi, a tam przez bardzo długo nie miał zarówno możliwości, jak i (chyba przede wszystkim) ochoty przejmować się kondycją, lub jej brakiem. Po mniej-więcej dwóch latach przestał widzieć sens w kolejnych apelacjach, na jakie nalegali rodzice, powoli przyzwyczajając się do tego, że wyjdzie na wolność dopiero w później starości, o ile jej dożyje. Tylko... czy tego chciał? Jaki sens był w wolności, w zmierzeniu się z prawdziwym światem, kiedy ten już nie miał mu nic do zaoferowania? Z wzajemnością...
- Nie mają pokrycia... - powtórzył pozornie lekko, lecz w jego głosie można było dosłyszeć nutę kpiny zmieszanej z powątpiewaniem wobec jej pewności. Słowa Aury bynajmniej go nie dotknęły, nie nacisnęły na żadną ze strun, która przez to wydałaby nieprzyjemny dla ucha, skrzypiący dźwięk. Nie musiała być miła; ba, zdziwiłby się, gdyby była. Grymas nie wykwitł na jego wargach, a zamiast niego pojawił się pobłażliwy uśmiech, który spróbował ukryć za smugą białego, papierosowego dymu.
- Mhmm, oczywiście - mruknął przeciągle, kiwając przy tym głową. - Ubarwienie wiewiórki, jak i kolor twoich włosów na pewno nie mają z tym nic wspólnego. Tak samo jak to, że tobie uciekł, ją chciał przegonić... - Wzruszył delikatnie ramionami, oglądając się za gryzoniem, który wykorzystał czas na ucieczkę. I słusznie; dzięki temu, że zniknął z zasięgu wzroku psa, ten nie zachowywał się nerwowo, choć możliwe, że jeszcze kilkukrotnie zaszczekał.
- T e o r i a, Whitbread. Nie musisz się tak spinać, to nie w y r o k -
powiedział, kładąc nacisk na wybrane słowa, gdy spojrzenie ponownie spoczęło na jej profilu. W międzyczasie strzepał popiół, który zapewne wiatr przeniósł do wnętrza karawanu, po czym wsunął papierosa między usta i zaciągnął się. Paskudny nałóg i kolejna zmiana, której dorobił się podczas odsiadki.
- Jaka odpowiedź by cię bardziej usatysfakcjonowała? -
odpowiedział pytaniem na pytanie, barkiem domykając jedne z drzwi karawanu, o który oparł się pośladkami. Czysto retorycznie, sądził, że wie. Nie dlatego, że miał świadomość, iż mieszka gdzieś niedaleko, lecz mniemał, że większość ludzi widziałaby go gdzieś indziej, na wygnaniu, skoro fuksem udało mu się wyjść po pięciu, a nie czterdziestu latach.
- Wybierz tą drugą. Ewentualnie zmień trasę, bo zdążyłem zauważyć, że sporo tu wiewiórek. - I wydawało mu się, że te słowa będą na tyle jednoznaczne, że kobieta będzie w stanie wyłowić z nich odpowiedź.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wszystkie te aktywności, których chwytała się trochę jak tonący brzytwy, miały również na celu załatanie tej wyrwy, która pojawiła się w jej życiu po rezygnacji z akrobatyki. Lata spędzone na doskonaleniu się w tej konkretnej dziedzinie sprawiły, że gdy zmarli jej rodzice, jak i – podobno – brat, a ona odrzuciła swoją największą pasje, właściwie nie miała planu B. Musiała go dopiero wymyślić, co nie było wcale takie proste; nie była typem kujonki, choć kiedy coś ją zainteresowało, nowe informacje przyswajała z łatwością. Poza tym podeszła do tego pragmatycznie – tylko jedna z nich mogła ewentualnie pozwolić sobie na studiach, wobec czego Aura wiedziała, że ona musi zdobyć konkretne umiejętności, które dadzą jej pracę, by nie musiały ledwo wiązać końca z końcem. Łapała się więc czego mogła, póki nie została fryzjerką, co zapewniało jej względną stabilność finansową. A nawet teraz nie narzekała na nadmiar pieniędzy, dlatego prócz pracy na etacie, świadczyła czasem swoje usługi również poza zakładem.
Problemem Aury było to, że często pozwalała, by znacząco emocje wpływały na odbiór zdarzeń, których była uczestnikiem. Nie dawała sobie czasu na ochłonięcie i zastanowienie się nad odpowiednią strategią, a działała od razu, czym raczej nie zjednywała sobie ludzi, ale... chyba nie potrafiła inaczej. Zwykle nie czuła potrzeby dostosowywania się do cudzych oczekiwań względem niej.
No popatrz, a myślałam, że akurat ty będziesz daleki od wydawania osądów czy układania teorii na podstawie tak niewielkiej ilości dowodów – przyznała bez jakiejś większej złośliwości. Czy nie dlatego – poniekąd – tak szybko odrzucono powiązanie Blake'a ze zbrodnią w jej rodzinnym domu, pomimo znalezienia pistoletu, który łączyłby go z tą sprawą? Nie było nic więcej – może poza jego obecnością tamtego dnia w Renton, ale przecież miał świadków... A mimo to gdzieś w Aurze tkwiły pytania i wątpliwości – może nie tyle dotyczące jego bezpośredniego udziału, a tego, czy przypadkiem nie wiedział znacznie więcej niż kiedykolwiek przyznał. Nie wiedziała tylko, jak niby miałaby się tego dowiedzieć – nie sądziła, by zapytany wprost, był wobec niej szczery.
Szczerze? Byłam całkiem usatysfakcjonowana, kiedy siedziałeś w więzieniu – powiedziała i tym razem to ona wzruszyła ramionami. Nie ominął jej cały ten medialny szum, który podniósł się znów w związku z decyzją o jego uniewinnieniu. Aura daleka była od opowiedzenia się jednoznacznie po którejkolwiek ze stron – kiedy go skazali uznała, że najwyraźniej były ku temu dowody, więc nie zawracała sobie tym głowy, w jej oczach mógł być winny. I pewnie był winny, skoro wsadzili go za kratki. Nie znała go na tyle, by podnieść krzyk, że skazują niewinnego człowieka – w czasach, gdy trzymał się z Carlem, miała do niego stosunek raczej neutralny, nie podejmując prób bliższego kontaktu. Z drugiej strony, na podstawie śledztwa w sprawie śmierci jej rodziny, uważała, że nie zawsze oficjalne ustalenia pokrywają się z prawdą. Jak z tą prawdą, której wciąż nie odkryła. Ale tak, bliżej jej było do określenia go mordercą niż ofiarą systemu.
Prychnęła w odpowiedzi na jego słowa. Odszukała wzrokiem jego spojrzenie.
Równie dobrze mogłabym powiedzieć, żebyś zmienił miejsce zamieszkania. Ty raczej nie posłuchałbyś mojej rady, tak jak ja nie posłucham twojej – stwierdziła, bo czy gdyby tak uczyniła, to nie byłoby równoznaczne z przyznaniem, że jego obecność tutaj jakoś na nią wpływa? Nawet jeśli tak było, to prędzej była gotowa przebiegać tędy cztery razy dziennie niż wcale – to nie było ani rozsądne, ani potrzebne, ale tak właśnie działała pokrętna logika Aury. Jej wzrok zsunął się na auto, o które opierał się mężczyzna.
Ciekawy dobór pojazdu, pasuje do ciebie – mruknęła, a kąciki jej ust drgnęły w ledwo widocznym uśmiech, choć trudno byłoby uznać za sympatyczny. Czemu po prostu nie zabrała psa i nie odeszła? Chyba sama nie wiedziała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie mógł narzekać na brak pieniędzy, a próby pozyskania ich nie spędzały mu snu z powiek. Czy była w tym jego zasługa? Do czasu studiów i pierwszych prac - wątpliwe; człowiek nie mógł wybrać sobie rodziny, w której dane było mu przyjść na świat. To kwestia przypadku, szczęścia, a niekiedy wręcz przeciwnie - olbrzymiego pecha. Jemu pod tym względem się poszczęściło, aczkolwiek nigdy nie było tylko kolorowo, sielankowo i bezproblemowo. Ognisko rodzinne potrafiło zarówno ogrzewać w zimny, deszczowy dzień pochmurnego Seattle, ale i poparzyć, gdy podeszło się zbyt blisko, czy wykazało nieostrożnością. A gdy tylko ogień zaprószył się odrobinę bardziej, łatwo było przeistoczyć go w pożar. Gabinet Jacqueline pachniał książkami, prasą, pergaminem i atramentem, którym niekiedy w starodawny sposób za pomocą wiekowego pióra podpisywała - między innymi - listy. Chyba ten zapach kojarzył mu się z nią najbardziej, a jako kilkulatek przesiadywał w jej wygodnym fotelu, zastanawiając się, z jakiego kraju matka wyśle mu tym razem pocztówkę. Wayne częściej pracował z domu, fascynując się - w przeciwieństwie do swojej żony - technologią, a nie ludźmi. Byli tak różni, że Blake z czasem zaczął się zastanawiać, czy bardziej dziwi go to, że się w sobie zakochali i wzięli ślub, czy to, że wciąż - pomimo upływu czasu, długich rozłąk, i różnych, niekoniecznie dobrych wydarzeń - wciąż są razem. Żałował jedynie, że przez to, że byli tak zaabsorbowani pracą, ich duży dom był pusty, a on nigdy nie doczekał się rodzeństwa - bo jeśli miałby czegoś komuś zazdrościć, to właśnie tego; siostry, lub brata. Jak mają się z tym równać pieniądze i czym tak naprawdę było prawdziwe bogactwo? Nie ma na to jednej, słusznej odpowiedzi, z którą zgodziłby się ogół.
- Z kim się zadajesz... - Nie dokończył myśli, lecz druga część tego frazesu była tak wyświechtana, że uznał, że nawet nie musi. Mogła mu zarzucić, że jest hipokrytą; że skoro sam zmierzył się z tyloma - jego zdaniem - nieprawdziwymi oskarżeniami, aktualnie nie wypada, aby samemu nawet teoretyzował, podając za przykład coś, na co nie ma gwarancji. Problem w tym, że... Griffitha to nie obchodziło. Ludzie mogli nazywać go hipokrytą, co i tak było niczym wobec byciem mordercą. Sam w sobie, gdzieś głęboko, miał świadomość tego, że się popsuł, zaniedbał interakcje międzyludzkie, które teraz wychodziły mu koślawo. Niedawno usłyszał, że powinien się socjalizować z ludźmi, spróbować być miłym i nie robić złego wrażenia, wtedy być może opinia publiczna spojrzy na niego inaczej. Uhm. Prawdziwa wolność - udawać przed innymi kogoś, kim się nie jest. O niczym innym nie marzył.
- Doceniam - mruknął obojętnie - szczerość. - Odwrócił twarz w bok, wypuszczając dym tak, by nie poleciał w kierunku rudowłosej. Przy okazji dostrzegł po drugiej stronie chodnika starszą kobietę; nie wiedział, czy jest sąsiadką, czy po prostu przechodziła. Ta widząc to jego, to karawan, zapowietrzyła się i poczerwieniała, nagle przyspieszając kroku i burcząc coś niezrozumiałego pod nosem.
- Napisz petycję, podpisów powinno być sporo. Może miasto zareaguje -
odpowiedział spokojnie. - Jeśli się pospieszysz, uda ci się dogonić chętną, która bez problemu złoży swój. - Ruchem głowy machnął w stronę, w którą oddalała się kobieta, wcześniej jeszcze raz, czy dwa razy oglądając się za siebie. Griffith prychnął kpiąco, strzepał popiół z fajki i zaciągnął się ostatni raz, zanim nie został z niej zaledwie niedopałek, jaki dogasił butem.
- Mówią, że najciemniej pod latarnią. Wziąłem to sobie do serca - rzucił, spoglądając wgłąb karawanu, w którym aktualnie - rzecz jasna - nie było trumny, a kilka długich pudeł, które czekały na wyciągnięcie i złożenie.
- Wiadomo coś nowego w sprawie Carla? - zapytał znienacka, poniekąd abstrahując od tematu zbrodni i trupów, ale... czy na pewno, skoro pamiętał o okolicznościach w jakich ten zaginął? Przeniósł spojrzenie na Aurę, osadzając je na wysokości oczu kobiety. Po co zapytał? Mógł sprawdzić w sieci, pewnie udałoby się uzyskać więcej informacji, niż od niej. Za późno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby miała wskazać na to, za czym najbardziej tęskniła z okresu, kiedy mieszkała w Renton to – oprócz tego, że za rodzicami i bratem – byłoby to poczucie przynależności do jakiegoś miejsca. Miejsca, które wtedy mogła nazwać domem, bo znała jego każdy zakamarek (tak przynajmniej myślała) i niezależnie od tego, co działo się na zewnątrz, tam w środku miała swój azyl. Azyl, który potem został naznaczony krwią i zbrodnią. Ani mieszkanie ciotki, ani to, które wynajmowały razem z Tottie w Chinatown nie było nawet namiastką prawdziwego domu. Inaczej było z tym w okolicy, otrzymanym w spadku po szefowej. Nie umywał się do tego w Renton, ale był miejscem, do którego chciała wracać po ciężkim dniu w pracy.
Aura nawet nie potrafiła sobie wyobrazić życia w więzieniu – nie tylko chodziło o warunki, panujące w nim, a o sam fakt odebrania komuś wolności i odseparowania od życia, które toczy się na zewnątrz. Nie sądziła, by można było wyjść z niego bez zmian – również (a może przede wszystkim) tych wewnętrznych. Odsiadka musiała zmienić człowieka, tak samo jak misja zmienia żołnierza – po powrocie nie jest już tą samą osobą, którą był przed nią. Ale nie żałowała go. W końcu jeśli był odpowiedzialny za śmierć tamtej trójki to powinien siedzieć w nim jeszcze długie lata, a nie być tutaj.
Ona również podążyła wzrokiem w stronę kobiety, która przechodziła nieopodal. Wywróciła oczami, a pewnie gdyby była aktualnie sama, pokusiłaby się też o pokazanie języka kobiecie, którą miała nieprzyjemność znać, nawet jeśli było to strasznie dziecinne. Pies przed chwilą przysiadł przy jej nodze, wyraźnie już spokojniejszy, a teraz nagle podniósł się i najeżył, szczekając kilkukrotnie.
Dobry piesek – rzuciła Aura w jego stronę, wyciągając dłoń, by pogłaskać jasną sierść zwierzaka. Uniosła wzrok na Blake'a. – Nie przepadam za tobą, fakt – jej słowom towarzyszyło delikatne wzruszenie ramion – ale jej nie lubię jeszcze bardziej. I tak pewnie nigdy nie podpisałaby nic ode mnie, bojąc się, że rzucę na nią urok przez kartkę papieru. Poza tym... może w końcu ktoś będzie działał jej na nerwy bardziej niż ja – stwierdziła, bo domyślała się, że przeszłość Griffitha raczej nie zjedna mu sąsiadki. Doskonale pamiętała swoje pierwsze spotkanie z Maggie Giles, która mieszkała kilka domów od niej i Tottie. Przyszła do nich niedługo po przeprowadzce i nie krygowała się nawet z próbą obejrzenia domu, który bliźniaczki przejęły po Carmen. Była przy tym tak wścibska, że Aura w końcu nie wytrzymała i wyrzuciła ją za drzwi, czym sobie nagrabiła, bo starsza pani okazała się wyjątkowo pamiętliwa. I nieprzyjemna.
Pytanie o brata zbiło ją z pantałyku. Ponownie zerknęła w stronę, w którą odeszła starsza kobieta – przez moment kusiło ją, by pójść w ślady tamtej, choć w głowie z prędkością światła pojawiały i znikały odpowiedzi, którymi mogłaby uraczyć Blake'a. Od co cię to właściwie obchodzi po może to raczej ja powinnam zapytać ciebie. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz ktoś pytał o Carla, jeśli już to była to ona. Miała wrażenie, że nikt nie wierzył, że jej brat żyje. Że tylko ona – i chyba Tottie, wciąż brały pod uwagę, że Carl nie zginął tamtego dnia. Wyglądało na to, że wszyscy inni postawili na nim krzyżyk.
Sprawa Carla jest zamknięta. Po co szukać człowieka, skoro można uznać go za zmarłego i zamknąć dochodzenie, żeby statystyki się zgadzały? Zakładam, że dla nich mój brat od samego początku był martwy – wyrzuciła z siebie, nie kryjąc złości, która budziła się z niej za każdym razem, kiedy myślała o tym, jak szybko dochodzenie w sprawie śmierci jej rodziców i zaginięcia Carla zamieniło się w szukanie dowodów, które potwierdziłyby teorię policji. Już wtedy nie mogła pogodzić się z tym, że najwyraźniej policja szła tylko jednym torem, pewnie chcąc szybko to zamknąć, a z biegiem lat nic się w niej nie zmieniło. – Więc nie... nie pojawiło się nic nowego, odkąd znaleźli u ciebie tamtą broń – dodała, powracając spojrzeniem do jego twarzy, by uważnie mu się przyjrzeć. Chociaż policja uznała to za fałszywy trop, Aura wciąż nie rozumiała, skąd ta broń się tam wzięła i dlaczego po takim czasie. To wydawało jej się dość przewrotne, że w sprawie, która była rzekomo rozwiązana, wciąż było więcej pytań niż odpowiedzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie chciał tęsknić; było to czymś zbędnym, zupełnie niepotrzebnym, przynoszącym więcej bólu, niżeli szczerego zadowolenia i uśmiechu. Wolał nie pamiętać o tym, że dawniej miał kogoś, komu mógł opowiedzieć o tym, co tylko przychodziło mu do głowy; bez względu na to czym było i kogo dotyczyło. Łatwiej było zamknąć na klucz szufladę z wyimaginowanym stosem zapisanych kartek stanowiących długie rozmowy - o studiach, pracy, sukcesach i porażkach. O życiu, codzienności, wszystkim i niczym. Nawet pozornie banalne i nieciekawe rozmowy o pogodzie - tak bardzo przewidywalnej w Szmaragdowym Mieście - potrafiły wybrzmieć z chęcią zaintrygowania odbiorcy, gdy między wersami wplatała się sugestia spontanicznego wyjazdu. Na jeden dzień, wieczór, czy parę godzin - czy to miało znaczenie? Doceniał nawet krótkie momenty, podczas których wiedział, że nigdy więcej identycznego nie będzie, lecz naiwnie wierzył, że nie jest to ważne, skoro mają przed sobą przyszłość. Teraz miał ochotę wyśmiać samego siebie, wykpić i pokazać, jak bardzo się mylił. Z drugiej strony... oprócz parszywego samopoczucia, które i tak towarzyszyło mu zbyt często - czy coś więcej mógłby tym wskórać? Raczej nie, zatem za wszelką cenę chciał słuchać cichego szeptu rozsądku, który posługiwał się sparafrazowanym cytatem z jednej z ulubionych książek Jacqueline: o przeszłości powinno się myśleć tylko wtedy, kiedy potrafiła owym wspomnieniem sprawić przyjemność. W jego przypadku kierowanie się tym sloganem było dumą, czy uprzedzeniem? A może ani jednym, ani drugim...
- Zauważyłem - odpowiedział od razu, leniwie przenosząc wzrok z jej twarzy na czworonoga, a następnie ostatki unoszącego się dymu, który tlił się z dogasającego papierosa. Mógłby dodać, że rozumie to - jest zaledwie jedną z wielu osób, które mają o nim złe zdanie, ponieważ bazują na poprzednim wyroku, czy też materiałach prasowych i telewizyjnych z nim związanych. Osądzają go bez udziału ławy przysięgłych, prokuratora, czy przygotowanego do procesu sędziego, a on nie ma zamiaru bronić się przed ich opinią, lub udowadniać, że jest niewinny. Przejmowanie się tym, co mogą powiedzieć ludzie... zostawił rodzicom. W związku z Aurą nurtowała go inna kwestia, niewypowiedziane pytanie: dlaczego?
- Nawet nie teraz, jeszcze kilka lat temu. -
Zmrużył oczy z zamyśleniem, nieważne, czy mając w pamięci słowa Tottie, kiedy postanowiła go odwiedzić - o tym, że nawet Aura o tym nie wie, czy jeszcze coś innego. O ile nie pomylił faktów, to jej bliźniaczka również nie wiedziała, że to on uczył jej młodszą siostrę gry na fortepianie.
- Czyli twoja trasa nie jest przypadkową, znacznie oddaloną od twojego domu -
rzucił, odprowadzając spojrzeniem staruszkę. - Ciekawe. Kiedyś wydawało mi się, że jesteście nierozłączne. Ty i twoja siostra. - Celowo nie wymienił jej imienia, aczkolwiek z uwagą przyjrzał się rudowłosej. Chciał coś wyczytać z jej zachowania? Spojrzenia? Zarejestrować nerwowe zaciśnięcie warg, palców na smyczy, przestąpienie z nogi na nogę? Sam nie wiedział, czy jest sens doszukiwania się czegokolwiek, albo liczenia na to, że kobieta postanowi rozwinąć temat.
- Usatysfakcjonowałoby cię, gdyby znaleziono jego ciało i naprawdę okazał się martwy? -
podjął, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak źle to brzmi. Słowa były pozbawione subtelności, ale nie było w nich chłodu podobnego do tego, jaki przejawiał się w tonie jego głosu parę minut wcześniej.
- Nie wiem, co jest trudniejsze. Życie nadzieją, czy pogodzenie się z czyjąś śmiercią. Dlatego zapytałem - wyjaśnił po chwili, by przypadkiem nie nabrała podejrzeń, że skoro miał broń - której temat poruszyła - to pewnie załatwił i brata.
- Te odciski, które na niej znaleźli... Może chociaż wam udzielili odpowiedzi odnośnie tego, czy finalnie udało się namierzyć osobę, która je zostawiła?- Jemu rzekomo nie mogli, skoro znaleźli ją w jego samochodzie, a było to kolejną kwestią, która stanowiła zagadkę. Osoba, która je zostawiła - wedle tego, co udało się niezbyt legalnie dowiedzieć rodzicom - najprawdopodobniej albo nie była ze stanu Waszyngton, albo ukończyła 21. rok życia, więc wraz z pełnoletniością z bazy noworodków usuwane były wyniki testów DNA robionych niedługo po przyjściu na świat. Do tego nie była karana...albo nie była karana pod prawdziwymi danymi. Blake na dobrą sprawę nie wiedział nawet, czy informacja o odnalezieniu odcisków palców na pistolecie była przekazana gdzieś dalej, czy tylko posiadała ją policja i osoby, które bardziej się tym zainteresowały pociągając za pewne sznurki. Równie dobrze mogli i to zamieść pod dywan, ponownie zamykając archiwum na klucz, wraz z nierozwiązaną sprawą Carla.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy się poznali, Blake był jej raczej obojętny. Jako kumpel Carla przewijał się przez ich dom, tak jak inni znajomi jej brata, ale nie poświęcała mu większej uwagi, skupiona na własnym życiu, które wtedy kręciło się wokół akrobatyki. To Tottie zdawała się mieć znacznie bardziej pozytywne nastawienie do Griffitha i choć nigdy się do tego nie przyznała, Aura domyślała się, że siostra podkochuje się w koledze ich brata, co nawet trochę ją bawiło, ale sama także nie zamierzała pokazać, że wie o tym. Choć kiedy widziała, że siostra ma całe marginesy w zeszycie pełne serduszek z inicjałami T i B to musiała się powstrzymywać przed złośliwościami. W gruncie rzeczy to nie była jej sprawa, przynajmniej dopóki nie wyszły tamte artykuły, a Blake – nie wspominając już o jego rodzicach – stał się trochę persona non grata w ich domu.
No przykro mi, że nie latałam i nie wodziłam za tobą oczami jakstop… jak to czasem bywa w przypadku młodszych sióstr kumpli – dokończyła obojętnie, bo nie miała pojęcia, czy Blake w ogóle wiedział o tym, że podobał się Tottie. Prawdę mówiąc, Aura nie do końca wiedziała, jak wyglądała relacja tej dwójki. Po przeprowadzce do Seattle myślała, że żadna z nich już nie spotka Blake'a, do czasu imprezy, na której została przez niego pomylona z siostrą. Nie przyznała się do bycia tą drugą, co ułatwiła późna pora i alkohol krążący w żyłach obojga, a krótka pogawędka uświadomiła jej, że kontakt Tottie z Blake'em musiał być bardziej intensywny niż sądziła. Nigdy też nie zapytała o to siostry, licząc po cichu, że tamta sama jej powie, ale lata mijały, a nic się nie działo.
Zacisnęła usta w wąską linię, uświadamiając sobie, że sama właściwie się wkopała swoim zbyt długim językiem i paplaniem, co jej ślina na niego przyniesie. Nie planowała się przyznawać, że mieszka w okolicy, ale nawet przez chwilę nie zastanowiła się nad tym, że słowa o wrednej sąsiadce zrobią to za nią. Dopiero wzmianka o jej siostrze, przyciągnęła uwagę Aury, której trybiki w mózgu zaczęły działać na pełnych obrotach. Czyli... zakładał, że mieszka tu tylko ona? Postanowiła to wykorzystać.
Nie jesteśmy bliźniaczkami syjamskimi i wbrew pozorom stanowimy dwa odrębne byty – skwitowała z wyraźną ironią. W myślach – ale tylko tam – nie mogła nie przyznać mu racji. Zawsze były ze sobą blisko, ale utrata rodziny sprawiła, że ich więź jeszcze się pogłębiła. Musiały działać wspólnie, miały tylko siebie, bo Aura starała się nie liczyć na pomoc reszty krewnych. – Jesteśmy dorosłe, nie możemy całe życie mieszkać razem – dodała, ale jej własne słowa sprawiły, że poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, bo dotychczas w ogóle o tym nie myślała. I raczej nie potrafiła sobie wyobrazić, że nagle z dnia na dzień miałyby zamieszkać osobno. Poczuła się trochę tak, jakby zdradzała siostrę, ale tłumaczyła to sobie dobrymi intencjami.
Pytanie Blake'a jej nie zaskoczyło, ani nie zasmuciło, bo spotykała się już z nim.
Nie – odpowiedziała bez zastanowienia. – Wiem, że wtedy nie zginął, niezależnie od tego, co myślą inni. I gdyby nagle na progu mojego domu pojawił się ktoś z informacją, że znaleziono mojego brata... martwego, to by oznaczało, że już nigdy nie poznam prawdy. – Opuściła wzrok na psa. Pewnie takie słowa nie padłyby z jej ust, gdyby nie jego wyjaśnienie. Słyszała wielokrotnie, że najgorsza jest niepewność, że lepiej wiedzieć, że ktoś nie żyje, żeby osiągnąć spokój, ale ona tak tego nie postrzegała. Dla niej nadzieja związana z losem Carla wiązała się ściśle z pewnością, że jej ojciec nigdy nie zabiłby swojego syna ani żony. To oznaczało, że Carl nie mógł umrzeć tamtego dnia.
Na słowa o odciskach palców na broni, uniosła nieco wyżej brew, słysząc o tym po raz pierwszy, a potem prychnęła, znów czując przypływ irytacji, tym razem bynajmniej jednak nie związanej z jego osobą. Przynajmniej nie bezpośrednio.
Nie byli zbyt chętni do udzielania nam jakichkolwiek informacji. Raczej zadawali pytania o okres, kiedy bywałeś u nas w domu i o to, kto mógł mieć dostęp do tej broni, a potem stwierdzili, że to jednak fałszywy trop. – Nie żeby zaskoczyło ją to, że policja przemilczała ten ważny fakt, najpewniej pomimo dowodu w postaci odcisków, nie mieli nic więcej. Zastanawiała się tylko, o ilu jeszcze takich drobnych informacjach nigdy im nie wspomnieli. – To po prostu dziwne, że ze wszystkich ludzi na świecie ta broń znalazła się akurat u ciebie, nie? U osoby tak blisko związanej z tamtymi wydarzeniami – rzuciła nagle, świdrując go wzrokiem, jakby chciała samym spojrzeniem przejrzeć go na wylot albo zedrzeć wszystkie warstwy, docierając tam, gdzie mogła ukrywać się prawda.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Griffith nigdy nie doszukiwał się tego typu przesłanek z prostego powodu - przez myśl by mu nie przeszło, że Tottie mogła kiedykolwiek coś do niego czuć, co zakrawałoby o zauroczenie, czy zakochanie. Skupiony był bardziej na tym, by pomóc jej z nauką gry na fortepianie (ewentualnie matematyką, czy czymś związanym z choreografią taneczną, jeśli nie miała z kim przećwiczyć), dzięki czemu sam nie wyszedł z wprawy i na bieżąco mógł sprawdzać swoją muzyczną pamięć. Dźwięki, ich rytm i akustyka były w zasadzie czymś, z czym wiązał przyszłość; obok sportu - głównie koszykówki - stanowiły wielką pasję. Może i to sprawiło, że nie szukał innych bodźców u najmłodszej Whitbread, które zasugerowałyby mu, że to nie tylko chęć doskonalenia umiejętności motywowałaby jej odwiedziny? Znajomość znacznie rozluźniła się po tym, jak artykuł Jacqueline zdobył nagrodę i rozgłos, a rodzice bliźniaczek popełnili samobójstwo. Blake co prawda starał się być poza tym - od samego początku, kiedy tylko usłyszał o temacie reportażu, aż po finał, co i tak nie sprawiło, że nie oberwał w żaden sposób rykoszetem. Później przeszło mu przez myśl, że ten efekt motyla trwał trochę dłużej; rozpędzał się powoli, by przykryć go lawiną parę lat później. Aktualnie stawiał pierwsze kroki na powierzchni, zdając sobie sprawę z tego, że to, co za nim, nadal może się niebezpiecznie osunąć i niespodziewanie zwalić z nóg.
- Mi nigdy nie było z tego powodu przykro - odparł, nonszalancko machając ręką w powietrzu. - Pewnie okazałoby się, że też mam problem z rudowłosymi. - Uśmiechnął się pod nosem, spojrzeniem zaledwie omiatając twarz Aury, by skupić się bardziej na psiaku, który to sprowokował ich spotkanie i wymianę paru zdań i kilku informacji. Czy myślał, że rzeczywiście mogło tak być? Ciężko stwierdzić; przecież to, że z jakiegoś powodu miał zazwyczaj wokół siebie więcej blondynek, na których mógł zawiesić oko, nie było jednoznaczne z tym, że tylko kobiety z tym kolorem włosów były w jego guście.
- To, że jesteś dorosła... -
urwał, bez najmniejszego skrępowania taksując ją wzrokiem, by finalnie zawiesić spojrzenie na jej tęczówkach. - Również zdążyłem zauważyć - stwierdził, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zadzierając zuchwale podbródek. Griffith nie zakładał, że mieszkają osobno, ale też nie był przekonany, że wciąż mieszkają razem; pozornie pewne słowa posłał w eter wyłącznie dlatego, aby wybadać sytuację. Odpowiedź kobiety była tak wymijające, że nadal nie znał żadnych konkretów, choć gdyby miał strzelać (nie dosłownie), to wybrałby opcję z tym, że pewnie mieszkają osobno. To dobrze; łatwiej było mu z wizją codzienności z najmniejszą ilością osób, które dawniej go znały.
- Szybko uznali, że nie żyje. Trochę tak, jakby komuś było to na rękę, nie tylko po to, by zamknąć sprawę... - mruknął z zamyśleniem, starając się przywołać w pamięci tamten czas. O dziwo wspomnienia związane z odnalezieniem zwłok rodziców Carla i bliźniaczek nie były tak zamglone jak te z nocy, w której zginęła jego narzeczona i dwójka znajomych. Zacisnął wargi w cienką linię i spuścił wzrok.
- Carl zadzwonił do mnie wtedy, dlatego przyjechałem. Wszystko powiedziałem policji, Aura, nie będę ci się tłumaczył z wydarzeń, w które zostałem wmieszany przypadkiem - powiedział twardo - o broni również. Jeśli chcesz wiedzieć więcej, zapytaj... - Tottie - funkcjonariusza Swansona. Nie wiem skąd się tam wzięła. - Rozłożył ręce na boki i pokręcił głową. Był równie (albo i nawet bardziej) ciekawy jak i ona; w końcu broń była jednym z dowodów w sprawie. Na chwilę, ale jednak mogła znacznie go pogrążyć i dopisać dwa morderstwa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oprócz jakichś nastoletnich miłostek, było naprawdę niewiele osób, do których Aura czuła więcej niż sympatię – a to było za mało, by zbudować coś ważnego. Bilans jej relacji z mężczyznami zdawał się to potwierdzać – zakończone związki tkwiły jej pod skórą niczym zadra, która mówiła wprost nie umiesz się zaangażować. Może nie potrafiła, a może po części nawet nie chciała? To wydawało jej się karczemne, skoro raczej sceptycznie podchodziła do farmazonów o wiecznej miłości. Jak słusznie zauważył słynny francuski pisarz, ze wszystkich rzeczy wiecznych, tą, która trwa najkrócej jest właśnie miłość. Były w jej życiu momenty, gdy pozwalała sobie wybiegać myślami we wspólną przyszłość, snuć plany, głównie podczas swojego najdłużej trwającego związku, kiedy opadł już ten początkowy szał, niczym niezmącona fascynacja i fajerwerki, a na horyzoncie pojawiła się codzienność, która dzielona na dwie osoby potrafiła być równie piękna, co trudna. Miesiące pełne spokoju, ale też walki, dającej poczucie równowagi. Przez chwilę myślała, że tak będzie zawsze. Ale nawet zawsze okazało się mieć swoją datę ważności. Rutyna i nuda, których pojawiało się coraz więcej i więcej, okazały się tą ścianą, której Aurze nigdy nie udało się przeskoczyć. Wolała się wycofać.
I bez tandetnego romansu może się okazać, że go masz – mruknęła w odpowiedzi, choć czy bliżej prawdy nie byłoby stwierdzenie, że to prędzej ona ma z nim problem? Nie odwróciła wzroku, pozwalając, by ich spojrzenia się zetknęły. Niełatwo było ją zawstydzić lub sprawić, że w jakiejś sytuacji czułaby się niekomfortowo, poza tym dla niej to było pewnego rodzaju pokazem siły – gdyby zerwała kontakt wzrokowy to trochę tak jakby wywiesiła białą flagę.
Cieszyła się, że nie pociągnął tematu jej siostry i z góry założyła, że wysnuł wnioski, które są jej na rękę. Właściwie nie powiedziała nieprawdy, ale gdyby zapytał wprost, zrobiłaby to – skłamałaby bez mrugnięcia okiem. Nie chciała, żeby jej siostra odnowiła z nim kontakt i jakoś przy tym wszystkim nie przyszło jej do głowy, że sama zainteresowana mogłaby mieć nieco odmienne zdanie.
Co masz na myśli? – zapytała ostrożnie, czując, jak napinają się wszystkie mięśnie w jej ciele. Nieco mocniej zacisnęła dłoń na smyczy, zerkając na moment w stronę ulicy, bo chodnikiem ktoś biegł; mężczyzna jednak nawet nie zwrócił na nich uwagi, skupiony na trasie i prawdopodobnie czymś, co leciało ze słuchawek. Spojrzała na Blake'a. – Tłumaczyli to między innymi tym, że trudno byłoby przeżyć utratę takiej ilości krwi bez fachowej pomocy w szpitalu. A do żadnego się nie zgłosił. – Nawet teraz, gdy powtarzała to, co słyszała od funkcjonariuszy, w jej głosie brakowało pewności. Czy rzeczywiście tej krwi było aż tak dużo, czy może zostało to rozdmuchane? A jeśli Carl nie zgłosił się do szpitala, bo ktoś mu pomógł? Miał przecież wielu znajomych. Opcji było mnóstwo.
Swanson nie przepada za mną – skwitowała krótko, kiedy padło nazwisko policjanta, który był przy tej sprawie od samego początku. To najczęściej właśnie on musiał wysłuchiwać pretensji Aury, a z każdym spotkaniem jego cierpliwość malała. Kiedyś nawet zagroził, że posadzi ją na dołek za obrażanie funkcjonariusza na służbie, choć osobiście uważała, że dopiero mogłaby zacząć go obrażać. – Nie łatwiej byłoby zacząć gdzieś z w miarę czystą kartą zamiast wracać tu? – zapytała znienacka, przechylając odrobinę głowę na bok. – Tu pewnie już zawsze będziesz postrzegany jako morderca, niezależnie od wyroku sądu – zauważyła, bo Seattle – miasto, w którym to wszystko się wydarzyło – było ostatnim miejscem, w którym mógłby być niewidoczny. Ale poza tym miastem był przecież jeszcze cały, ogromny świat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przed związkiem z Ivory, Griffith spotykał się z kilkoma dziewczynami, lecz po pięciu latach z blondynką, nawet nie potrafił sobie wyobrazić codzienności bez niej, ani przywołać tego, co było kiedyś, w przeszłości. Miał wrażenie - co oczywiście nie było czymś, co można chwalić, ani nawet nie wypada mówić tego głośno - że te wcześniejsze miłostki nie miały znaczenia, a inne kobiety wyglądały przy niej blado, zlewały się z tłem deszczowej codzienności. Lata mijały, a ich związek nigdy nie pachniał rutyną, która odbierałaby smaku dniom, przez co te składałyby się w nijaką całość. Nie zawsze było jednak kolorowo i bez problemów, o czym mogło świadczyć między innymi tych parę spektakularnych rozstań, a następnie powrotów, które paradoksalnie umocniły związek na tyle, by nie miał oporów przed oświadczynami. Kolejne pięć lat - tym razem bez niej - pachniało rozczarowaniem, żalem, uczuciem pustki i porażki. Świetlana przyszłość została zamknięta w ciasnej celi pozbawionej okien, a dawny ogień z biegiem czasu przestał się tlić i ulotnił wraz z szarym dymem. Okłamywał się, że wraz z nią już dawno pogrzebana została resztka uczuć, lecz wolność w mieście, w którym oboje żyli, jasno dawała mu do zrozumienia, że to zaledwie naiwne prośby i powinien przestać się oszukiwać. Teraz żył tylko on... czy aby na pewno... żył?
Kocham cię. Przestań istnieć.
- Dlaczego tandetnego? - zapytał, unosząc brew w pytającym geście. Mógł po prostu przyznać jej rację - stwierdzić, że to możliwe, nawet jeżeli w jego oczach Aura bardzo nie wyróżniała się w swojej złośliwości, czy niechęci, jaką żywiło do niego wiele osób. Przed nią z łatwością znalazłoby się kilka innych - w tym wspólna sąsiadka - jakie działały mu bardziej na nerwy, ale tylko przez to, że odpłacał się pięknym za nadobne. Złośliwość nie płynęła mu w żyłach i nie wyzwalała kpiących komentarzy, dopóki nie został do tego sprowokowany.
- Nie wiem jak tobie, ale mi daleko do tego określenia, więc i tandetny romans nie jest możliwy - oznajmił, rozkładając ręce na boki. W zasadzie to na żaden romans nie miał ochoty; nieważne, czy byłby porywający, czy tani i sztampowy do granic możliwości. Bliżej mu było do jednorazowych przygód, które nic nie wnosiły, poza kilkoma godzinami spędzonymi w przyjemnie męczący sposób.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby widok krwi pomyliłby im się z czerwonym winem, które było rozlane na podłodze - prychnął, wywracając oczami, lecz szybko się zreflektował i pokręcił głową. - A może źle pamiętam. Zresztą, nie znam się na tym, skoro tak powiedzieli... to pewnie mieli rację co do ilości - mruknął, aczkolwiek w jego głosie nie było co doszukiwać się pewności, a raczej sceptyczne nastawienie co do pracy policji. Jak tylko zobaczył to, co znajdowało się wewnątrz domu, nie stał jak słup soli wpatrując się w ciała zmarłych rodziców kumpla i bliźniaczek, a powiadomił odpowiednie służby, a następnie starał się skontaktować z Carlem. Bezskutecznie.
- Zaczynam mieć wrażenie, że mogłabyś ze mną konkurować pod względem ilości osób, które za tobą nie przepadają - powiedział z kpiną, choć przez sekundę można było dostrzec cień uśmiechu, który zagościł na jego twarzy. Nie lubili tych samych osób, ale co z tego, skoro i za sobą nie przepadali?
- Łatwiejszy wybór nie oznacza lepszego wyboru - rzucił w eter - przez pięć lat byłem mordercą w więzieniu, myślę, że bycie nim na wolności nie będzie dużo trudniejsze - odparł, zawieszając na dłużej spojrzenie na oczach rudowłosej, po czym odbił się dłońmi od karawanu i odwrócił przodem do jego wnętrza, aby chwycić za kolejny karton.
- Chyba nie liczysz, że zaproszę cię do środka, zaproponuję kawę, byśmy mogli przejść do dalszej części tej uroczej pogawędki? - zapytał, oglądając się w jej kierunku przez ramię.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nagłe zerknięcie w bok było jasnym sygnałem, że Aura nie spodziewała się takiego pytania, a prędzej jakiejś złośliwości lub czegoś w tym stylu. Mówiąc lub działając pod wpływem emocji, nie do końca myślała nad słowami. Czasem żałowała tego później, gdy przekonywała się o tym, że momentami może warto ugryźć się w język. Były też chwile, gdy... cóż, dość prędko to obracało się przeciw niej. I choć na moment straciła rezon, nie trwało to długo.
Nie powiedziałam, że to ty jesteś tandetny, to twoja interpretacja – uznała, wzruszając ramionami, przy tym nie odpowiadając na jego pytanie. Trochę z wrodzonej przekory, a trochę dlatego, że nie miała odpowiedzi, która ją samą by zadowoliła.
Zwykle nieufnie podchodziła do policji i jej pracy, co nie znaczyło, że nie wierzyła w istnienie funkcjonariuszy, którym zależało na prawdzie. Po prostu jej dotychczasowe doświadczenia były raczej negatywne, a ona głównie spotykała się z osobami, które nawet nie starały się patrzeć szeroko. Było również coś w słowach Blake'a, co powinno zwrócić jej uwagę – poczuła to wyraźnie, jakieś drobne ukłucie, ledwie zalążek myśli, który był jednak zbyt ulotny, by Aura mogła go uchwycić.
Może – mruknęła zatem jedynie, również bez wielkiego przekonania, a na kolejny jego komentarz odpowiedziała twardym spojrzeniem, które mu rzuciła. – Myślę, że jednak moja lista potencjalnych wrogów jest trochę krótsza – stwierdziła. Tak, znalazłoby się kilka (kilkanaście?) osób, którym w trakcie swojego życia nadepnęła w jakiś sposób na odcisk – albo to one nadepnęły jej, więc odwdzięczała się pięknym za nadobne – ale nie sądziła, by miała w ogóle szansę mu dorównać w tej kwestii.
Nie do końca jej się to podobało, ale słowa Blake'a o różnicy między łatwym a dobrym wyborze były czymś, z czym mogłaby się zgodzić i właśnie dlatego na nie nie odpowiedziała. Przyznanie mu racji nie chciało przejść jej przez gardło i w tym przypadku wolała odpuścić ten temat, nawet jeśli sama go zaczęła.
Prychnęła głośno.
Nie, bałabym się, że już nie wyjdę stamtąd żywa – odparowała, a potem delikatnie pociągnęła Psa, by opuścić posesję mężczyzny. Zrobiła zaledwie kilka kroków, zanim jej wzrok padł na młodą dziewczynę, która szła po drugiej stronie chodnika, pewnie w odwiedziny do kogoś, bo w dłoni trzymała paczkę chrupek i wino. Czerwone wino. Aura natychmiast uświadomiła sobie, co takiego dziwnego było w jednej z wypowiedzi Griffitha. Natychmiast się odwróciła.
Blake, poczekaj! – zawołała, zanim ten zdążyłby wejść do domu. – Wcześniej powiedziałeś, że na podłodze było rozlane wino. Jesteś pewien? Jesteś pewien, że to było czerwone wino? – zapytała z napięciem w głosie, nie spuszczając z niego wzroku. To było ważne. Ważne o tyle, że w ich domu nikt nie pił czerwonego wina. Rodzice jedynie białe, a z tego co wiedziała to Carl w ogóle nie lubił tego typu alkoholu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że nie powiedziała, że on jest tandetny, co zrozumiał już z wcześniejszą odpowiedzią, ale wyglądało na to, że oboje lubili odpowiadać na pytania tak, jak im się podobało. Zarówno interpretując coś po swojemu, jak i dając pozory, że zrozumieli coś inaczej, niżeli odebrali faktycznie. Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał wgłąb karawanu, a potem przeniósł wzrok na Aurę.
- Tylko byś spróbowała tak powiedzieć, Whitbread. Mówiłem, że najciemniej pod latarnią - rzucił, niby to z groźbą w głosie, co też mogło sugerować wcześniejsze zaabsorbowanie wnętrzem wozu. Zanim zdążyła (o ile miała zamiar) cokolwiek odpowiedzieć, uniósł dłonie w geście kapitulacji.
- Pamiętaj, że cokolwiek sobie w tym momencie pomyślałaś, to tylko twoja interpretacja - powiedział lekko, a zuchwały uśmiech wykwitł na jego ustach. Zgrywał się, przecież nie mordował dlatego, że ktoś uraczył go stwierdzeniem, które było czymś nie po jego myśli. To znaczy... wolał myśleć, że w ogóle nie byłby w stanie nikogo zabić, niezależnie, czy teraz, czy kiedyś. Łatwiej byłoby, gdyby obrazy z przeszłości były klarowne i potrafiły podać mu odpowiedź na nurtujące pytania. Cóż, nie można mieć wszystkiego...
...albo nie można było mieć wszystkiego jednocześnie.
U Griffitha sytuacja z wrogami miała się nieco inaczej - świadomie, za sprawą swoich czynów (które by pamiętał), nie podpadł nikomu, a jednak był na cenzurowanym. Dawniej swoim pokojowym usposobieniem nie mógł pochwalić się licznym gronem osób, za którymi nie przepadałby z wzajemnością, tak teraz odbijał ich energię...czy też aurę.
- Myślałem, że jesteś odważniejsza. Szkoda - skwitował krótko, zamykając karawan, kiedy wyciągnął już z niego kolejne pudło, jakie wymagało zaniesienia do domu i rozpakowania. Widząc, że rudowłosa odwróciła się z zamiarem odejścia, samemu zrobił to samo, aczkolwiek zatrzymał się kilka kroków od drzwi frontowych.
- Chianti Antinori z 1960 roku, jeśli znajdziesz białe, to daj znać. - Co było bez wątpienia niemożliwym, ponieważ winogrona szczepu sangiovese były wyłącznie czerwone, zatem mogła wyłapać kpiący ton w jego głosie. Miał pewność, że dobrze zapamiętał z prostego powodu - Jackie była fanką win z Toskanii, co przez chwilę od tamtej sytuacji go gryzło. Po zastanowieniu się uznał, że jest w tym pewna symbolika - jedną butelkę jego rodzice podarowali państwu Whitbread przy jakiejś rocznicy, czy też urodzinach, jak jeszcze nie było między nimi otwartego konfliktu. Samobójstwo połączone z zniszczeniem prezentu od ludzi, którzy zniszczyli im życie? Miało to sens, ale nadal - nie mógł mieć pewności, że to to same wino, jak i czy o to w tym chodziło.
- I jeszcze jedno - zawołał, chcąc skupić na sobie jej uwagę. - Pozdrów Tottie - dodał z tajemniczym uśmieszkiem, zanim wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

Koniec.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”