WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #1
Zwrócił na nią uwagę, bo płakała. Chyba nawet nie próbowała wstrzymywać łez, które raz po raz wyślizgiwały się z jej oczu, a… a może i nie raz po raz, tylko leciały z nich jak potok z żwawym prądem? Nie wiedział, skąd miałby, skoro tylko ją minął na ulicy, nie zdążył się jej nawet przyglądnąć, a zerknął tylko i wyłącznie dlatego, że kiedy mijali się i byli na wysokości swoich ramion, pociągnęła nosem i głośno złapała oddech, idąc wciąż przed siebie. Schował telefon do kieszeni kurtki, odwracając się za siebie i idąc kilka kroków tyłem (ale wciąż w swoją stronę, tę… no w którą szedł od samego początku, nie?) a na sam koniec się zatrzymując, kiedy i ona to zrobiła. Obserwował jak (stała tyłem, dobrze nie widział) prawdopodobnie jej dłoń idzie do klatki piersiowej, a później odwraca się lekko i powoli podchodzi pod ścianę jednego z budynków, opierając na nim rękę. Zmarszczył brwi. Z trudem łapała oddech, jej pierś unosiła się i opadała w szybkim tempie, a zważywszy na późną, popołudniową godzinę i coraz to mniej ludzi na ulicach, wydawało się, że nikt tego nie widzi. Boże, Brejw, idź sobie dalej. Jesteś zmęczony, jesteś po pracy i treningu, jest zimno w opór, pora wrócić do domu, zsunąć z ramienia tę torbę, nalać sobie łiski i stracić pół nocy na peesie albo tinderze, bo why not. Tak. Już miał się odwrócić, ostatni raz zerknął w jej stronę i… chyba było trochę gorzej. Opierała już dłonie na kolanach, chowając głowę w dół. Nosz cholera. Empatia, empatia, empatia – o, tak sobie mówił za każdym razem, kiedy mu się bardzo nie chciało i go to nie interesowało, ale jednak czuł, że powinien. Może to jej ostatnie chwile na tej ziemi? Przecież nie podchodził do co drugiej napotkanej na ulicy osoby; zdecydowanie wolał swój mały świat i własne towarzystwo. E m p a t i a. Podszedł, co być może w jej stanie nie wyglądało na chęć pomocy, w końcu zbliżał się do niej wieczorem obcy facet. – Boże, niby mam całkiem udany dzień, ale widzę cię i mam ochotę strzelić sobie w łeb – pochylił się nieco, by spróbować dojrzeć jej twarz. Schował zmarznięte dłonie w kieszenie swojej kurtki. – To niedobrze tak wpływać na nastrój ludzi dookoła, wiesz? – nie oszukujmy się, to nie były słowa, które powinny pomóc, kiedy ktoś jest na tyle zrezygnowany, że płacze przy obcych ludziach w środku miasta. Ani nie takie, którymi powinien zaczynać ktoś, kogo się nie zna. – Nigdy nie robiłem usta – usta, więc pewnie nic dobrego z tego nie wyjdzie, gdybyś potrzebowała – rzucił jeszcze typowym dla siebie, mało mądrym, ale choć może troszkę śmiesznym żartem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/825FRG9.png">

Czuła ból w klatce piersiowej, który doskwierał jej tak bardzo, że posiadała trudności z oddychaniem. Płakała i nie miała nad tym absolutnie żadnej kontroli. Poruszała się powoli, jakby każdy krok wymagał od niej ogromnego wysiłku. Chciała być teraz w domu. Chciała się schować, jak najdalej, od panującego na ulicy zgiełku. Na chwilę przystopować. Nie pamiętała nawet, od czego się zaczęło, aczkolwiek nie musiała – znała przecież główny powód ataków paniki, z którymi, w dalszym ciągu, nie potrafiła sobie poradzić. Nawet jeśli pojawiały się coraz rzadziej i były zdecydowanie krótsze, niż na samym początku. Wdech, wydech.
Zatrzymała się, gdy poczuła, że nie jest w stanie wykonać kolejnego kroku. Jej ciało odmawiało posłuszeństwa, a serce kołatało tak bardzo, jakby chciało wydostać się z jej piersi. Uczucie niepokoju było teraz tak mocne, że przestała zwracać uwagę na wszystko, co działo się dookoła niej. Szukając jakiegokolwiek ratunku, oparła się o ścianę, absolutnie nie przejmując się tym, czy swoim zachowaniem zwraca na siebie uwagę przechodniów. Świat w tym momencie nie istniał. Była całkiem sama; pochłonięta w mroku i bezbronna. Nie zauważyła nawet, kiedy osunęła się na ziemię i przykucając, ramionami szczelnie owinęła swoje ciało i mocno zacisnęła powieki. A chociaż to wszystko trwało zaledwie kilka minut, Adore czuła, jakby minęła cała wieczność.
Zebrała się na odwagę, by otworzyć oczy, dopiero gdy odzyskała kontakt z rzeczywistością i poczuła, że ktoś nad nią stoi. Chociaż nadal nie potrafiła uspokoić oddechu, z niewielkim trudem powstrzymała kolejne łzy. – Wybacz, że psuję ci fantastyczny dzień – warknęła, gdy dotarły do niej jego słowa; tak zbędne i zwyczajnie … złe, zważywszy na okoliczności. Nie na miejscu. – Dzięki za informację. A czy teraz możesz zostawić mnie w spokoju? – nie był to komentarz w jej stylu. W normalnej sytuacji prawdopodobnie odeszłaby bez słowa, aczkolwiek … potrzebowała jeszcze chwili. Kilku sekund, bądź minut, żeby nabrać siły. By do końca uspokoić oddech i odejść stamtąd, całe zajście puszczając w niepamięć.
Ostatnio zmieniony 2021-04-16, 12:36 przez adore marquez, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobra, to chyba było nieco więcej niżeli... spotkanie, które mogło pójść nie po jej myśli, było pewnie nawet odrobinę większe niż wyrzucenie z pracy, albo i nawet złamane serce kilka minut wcześniej. Na przykład. Wyglądało na duże, po prostu. Jej reakcja nie była zwykłym brejkdałnem na środku ulicy. Kiedy rzucił pierwszym komentarzem, a ona opatuliła własne ciało ramionami, chyba zrobiło mu się nieco głupio, ale przynajmniej zareagował, prawda? Tak sobie mówił; nie okazał się bezdusznym przechodniem, halo, Brave, be kind. Więc był i starał się być najlepszą wersją siebie w tym momencie. Może brunetka doceni to chociaż później? Bo trochę wrednym stworzeniem okazała się być, wiesz? Miał machnąć ręką, powiedzieć, że spoko, da sobie radę, ale kiedy tak pięknie podziękowała mu za zainteresowanie, zmarszczył brwi i odsunął się o krok. Nie ma problemu, nie będzie nikomu, szczególnie komuś absolutnie obcemu, naruszał jego przestrzeni osobistej. – Jasne, w spokoju, mogę, jezu – sapnął pod nosem i zrobił z krok w przód, ale nie odszedł zbytnio, a jedynie stanął po jej drugiej stronie. Cholera, gdyby chociaż się wyprostowała, gdyby się podniosła i jako tako utrzymywała się na nogach… ale ona ewidentnie nie była w stanie zrobić tak prostych czynności. – Nie, jednak w sumie to nie mogę. Nie mam ochoty czytać jutro w wiadomościach, że ktoś zszedł na ulicy, bo nie udzielono mu pomocy. Wystarczyłoby dziękuję, nie musisz być opryskliwa, wiesz? Szczególnie, kiedy naprawdę nie jesteś w odpowiedniej pozycji, by taką być – wzruszył ramionami i pewnie przykucnął, by uchwycić jej spojrzenie. Nie była – stał nad nią obcy facet, ona pochylona przy ścianie zupełnie nie zwracająca uwagi na otoczenie. Widział jak ciężko było jej wziąć oddech, widział jak bardzo starała się go unormować i widział błądzące łzy w ciemnych oczach, które chyba bardzo mocno chciała w nich zatrzymać. – Dobra, wstawaj – westchnął w końcu i sam się podniósł. – Wstawaj, podnieś się – ponaglił, mimo, że nie miał do tego żadnego prawa. – No, hop, w górę – jeśli zaraz tego nie zrobi, to on jej pomoże. – Dam ci spokój, tylko pokaż, że już przeszło. Jesteś przecież silniejsza niż to – skąd mógłby wiedzieć. Może nie była, może miała takie załamania piętnaście razy dziennie, a on się właśnie kompromituje próbując udzielać jej jakichkolwiek rad. Pewnie jedynie za dużo motywatora Jay`a na youtubie się na oglądał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przecież nie mogła tego odpuścić od tak – nie potrafiła po prostu machnąć ręką i powiedzieć jasne, jest w porządku, miłego dnia. Nie, kiedy on wykazał się ogromną głupotą i brakiem wyczucia. Niby wymienili zaledwie dwa zdania, a już była przekonana, że jest fatalnym człowiekiem. Tyle wystarczyło, serio – nawet jeśli zazwyczaj starała się nie wyciągać wniosków tak szybko, nauczona doświadczeniem, ze nic nie jest czarno-białe. Ale co, kiedy on był coraz gorszy? Całkiem poważnie myślała, że po prostu sobie stamtąd pójdzie, ale nie, ten brnął w zaparte, nie dając jej nawet szansy, by doszła do siebie. A chciała, bardzo chciała doprowadzić się do porządku głownie po to, żeby móc mu w pełni siły i świadomości oraz niezbyt grzecznie, zwrócić uwagę (czyt. dać zjebę). – Nikt tu nie zejdzie, moje słowo. A nawet jeśli, to prawdopodobnie dlatego, że nie mogę znieść cwaniactwa i głupoty – przynajmniej teraz, w tym momencie, kiedy nie bardzo miała ochotę z kimkolwiek rozmawiać i w myślach błagała, by ją tam zostawił. Czuła się już nieco lepiej – a przynajmniej na tyle, by móc spokojnie się wyprostować i odwrócić głowę w jego kierunku, wypowiadając te słowa. Podniosła również rękę i naciągniętym na dłoń rękawem przetarła oczy. Całe szczęście nie miała na sobie żadnego makijażu – więc zamiast czarnych plam po tuszu, układających się na kształt łez, mógł zobaczyć jedynie zaczerwienioną buzię. – Wstaję – powiedziała, ale za pierwszym razem, gdy spróbowała się podnieść, delikatnie zakręciło jej się w głowie. Zrobiła więc drugie podejście, które, na całe szczęście, okazało się być sukcesem. – Silniejsza – prychnęła, w odpowiedzi na kolejny, głupi komentarz. – Jak można być tak krótkowzrocznym? Okej, faktycznie, może i nie wyglądało to najlepiej, ale czy nie widać, że … Takie zachowania zazwyczaj są wynikiem problemów, a nie własnego widzimisię. Więc przestań pieprzyć, ze jestem od tego silniejsza, bo nie znasz mnie i nie wiesz, że nie jestem – proszę bardzo. Wcześniejszy atak paniki przerodził się w ogromną złość, którą teraz tak chętnie wyładowywała na swoim kompanie. Ale może to i lepiej? Ostatecznie od wielu, ale to wielu miesięcy, Addie chowała głowę w piasek. Ukrywała się. Udawała, że wszystko jest w porządku. Teraz jednak, doskonale wiedząc, że nigdy więcej nie zobaczy tego człowieka na oczy, mogła przestać się hamować. I było w tym coś ... budującego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten fatalny człowiek nie okazał znieczulicy społecznej i nie przeszedł obok niej, choć szczerze powiedziawszy, słuchając jaki to jest beznadziejny, z chęcią cofnąłby się kilka minut wstecz – odwróciłby się, pewnie rzuciłby okiem na jej mały akt, wsunąłby w uszy słuchawki i poszedłby dalej. Było zimno, mroźno wręcz, z ust buchała mu para, kiedy mówił, więc nie, to naprawdę nie było miejsce w którym obecnie chciałby się znajdować. Umówmy się, nie było to typowe „hej, hej, hej, czy wszystko w porządku?” ale nie było to też NIC, a to ważniejsze niż wszystko. Równie dobrze mógłby teraz zwinąć jej torebkę i uciec, heh, a ona pewnie nawet nie miałaby siły by krzyczeć. Nie zrobił tego jednak, bo będzie lepszy niż to wszystko. Lepszy w inny sposób, niż chciano by był. – Dlaczego cwaniactwa? – zmarszczył brwi, bo nie znała go, nie mogła ocenić po tych kilku słowach, które o niczym nie świadczyły. Może jedynie znaczyły tylko tyle, że nie ma z takimi sytuacjami na co dzień do czynienia. Wstała, a to był odpowiedni moment by dać jej spokój… gdyby nie był taki uparty. Trzeba było doprowadzić tę konfrontację do końca, szczególnie, że zareagowała tak, jakby wyrządził jej największą krzywdę. Mimo wszystko, uśmiechnął się leciuchno, ledwie zauważalnie, kiedy się podniosła, wyprostowała i ze złością spojrzała na niego. Ależ trafił, eh. Zacisnął szczękę mocniej, by oszczędzić jej słów, które cisnęły mu się na usta. Nie musiała rozstawiać go po kątach – było to obecne w jego życiu zawsze i miał tego serdecznie dość. – A jednak już wstałaś więc mimo wszystko, jesteś – rzucił jedynie, bo on potrafił się niekiedy pohamować i nie wyżywać na obcych sobie ludziach. Niekiedy, heh. Teraz jednak stała przed nim roztrzaskana emocjonalnie dziewczyna, która uznała go za… worek treningowy? – Czemu jesteś taka wściekła, kurwa? Czemu zachowujesz się, jakbym ci właśnie rozwalił świat? Czemu się na mnie wyżywasz? Czemu jesteś taka… fatalna? – Adore-fatale. Adorale. Skąd miał wiedzieć, że miała poważniejsze problemy, niżeli rozlana kawa z rana? Skąd miał wiedzieć, że mimo że nie chciał, to właśnie kopał leżącego? – Potrzebujesz… musisz… – zmarszczył brwi i uśmiechnął się w końcu. – Wiem, czego potrzebujesz – pewnie nie wiedział. – Musisz to z siebie wyrzucić. Tę całą głupią złość na… świat? Nie wiedzącego o co ci chodzi mnie? Chodź – nie pytał czy chce, ani czy ma ochotę. Podniósł jej torebkę z ziemi, która pewnie wypadła jej w trakcie ataku paniki. – O tutaj, na końcu ulicy, boże, przecież nic ci nie zrobię, skutecznie odstraszasz od siebie ludzi – westchnął, kiwając głową w kierunku skrzyżowania ulic. – Ruszysz się? Proszę? – mogła mu odmówić? Nie mogła, bo zmieniamy temat zaraz, więc musi się zgodzić, hehe.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała siły, żeby zastanawiać się nad tą całą znieczulicą społeczną – fakt, prawdopodobnie każdy inny, nieznajomy człowiek by ją zignorował, ale ona nie potrzebowała pomocy. I nie chciała, by ktokolwiek stawał obok i zakłócał jej spokój. Jedyne, co w tym momencie mogło pomóc, to kilka głębszych oddechów i uporządkowanie myśli. Spanikowała. Całkowicie spanikowała i absolutnie nie potrafiła nad tym zapanować – nie teraz i nie w tej chwili. Ale gadki na zasadzie JESTEŚ OD TEGO SILNIEJSZA nie pomagały. Właściwie … komu takie coś właściwie mogło pomóc? Kiedykolwiek? – Ewidentnie nie czuję się dobrze, a ty mówisz, że rujnuję twój dzień, jaki człowiek tak robi? – o to właśnie jej chodziło, gdy użyła tego określenia. – Wstałam, ponieważ poczułam się lepiej, a nie dlatego, że zafundowałeś motywacyjną gadkę – podkreśliła. Atak paniki minął, więc nie było żadnych przeciwwskazań, żeby się podniosła. Ponadto, zastąpił go gniew, który prawdopodobnie zbierała w sobie od dłuższego czasu i który teraz tak chętnie z siebie wyrzucała. – Nie znasz mnie. Nie masz absolutnie żadnego pojęcia, co właśnie przeżywam. A jeśli faktycznie rozwalił mi się świat? Nie pomyślałeś o tym? Jeśli coś jest bardzo, ale to bardzo nie tak? Jeśli nie rozmawiam z nikim o swoich problemach i przytłaczają mnie tak, że … że … nie mogę … – i znowu łzy poleciały z jej oczu. Znowu zaczynało się to samo – chociaż już nie miała zamiaru kulić się, opierając plecy o chłodną ścianę. Teraz płakała z czystej bezsilności. Przy obcym człowieku. Przy tym samym człowieku, który już kilka razy ją dzisiaj obraził, ale dzięki któremu, równocześnie, miała na kogo nakrzyczeć. – Po pierwsze, oddaj mi moją torebkę – powiedziała, najpierw wyciągając rękę w jego kierunku, żeby uprzejmie mógł ją podać, ale chwilę później wyrywając swoją własność. – Po drugie, gdzie miałabym z tobą iść, oszalałeś? – zapytała, chcąc, serio chcąc, odwrócić się na pięcie i wrócić do domu. Do własnego łóżka. Zakopać się pod kocem i przespać cały kolejny tydzień. Zrobiła jednak krok, ale … – Gdzie chcesz mnie zabrać? – zapytała, szczerze zaciekawiona, jaki pomysł narodził się w jego głowie. I pewnie ruszyli w tamtą stronę, skoro już zdecydowała się PODJĄĆ RYZYKO.

/ zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Psiak o umarszczeniu biszkoptowym trzymał się w pobliżu nóg rudowłosej, podczas gdy ona pokonywała kolejne okrążenie parkową alejką – jak zwykle aktywność fizyczna była tym, co pozwalało jej odrobinę oczyścić głowę z natłoku myśli i emocji, które z różnych powodów ostatnio w niej tkwiły. Skupiona na tym, by zmusić swoje ciało do wysiłku, nie wystarczało jej już sił, aby w dalszym ciągu rozkładać na czynniki pierwsze inne wydarzenia, które oscylowały na orbicie rzeczy do ogarnięcia. Czas jednak pędził nieubłaganie, robiło się coraz później, a o tej porze w parku – oprócz niej – kręciło się może raptem parę osób. Poza tym Pies (tak, Aura była właśnie tą osobą, która postanowiła dać swojemu pupilowi na imię po prostu Pies, choć powiedzenie, że postanowiła może było trochę na wyrost, skoro stanowiło to raczej wypadkową braku pomysłu i niemożności dogadania się z jego współwłaścicielem) zdawał się zostawać w tyle, dlatego Whitbread zatrzymała się w końcu i pochyliła, by zanurzyć dłoń w miękkiej sierści.
Wracamy do domu, co? – rzuciła w eter, bo przecież doskonale wiedziała, że zwierzak jej nie odpowie. Całkiem jednak możliwe, że zrozumiał, w końcu dość często spotykała się z opinią, że psy są zwierzętami wyjątkowo mądrymi. Ten też czasem sprawiał wrażenie takiego. Miała co do tego wątpliwości tylko w momentach, gdy jej pupil zachowywał się niesfornie, mając w poważaniu wszystko, co mówiła – z drugiej strony, pewnie było to związane z jego wrodzonym uporem i nieposłuszeństwem, które mógł odziedziczyć po właścicielce.
Skierowała w stronę wyjścia z parku. Na Phinney Ridge mieli jeszcze kawałek, ale cieszyła się na myśl o dalszym spacerze – pomimo delikatnego zmęczenia, spowodowanego joggingiem. Kiedy byli już niedaleko ulicy, Aura chciała zapiąć Psu smycz, ta jednak wysunęła jej się z dłoni i upadła na ziemię. Rudowłosa schyliła się, by ją podnieść; nie mogła zatem zauważyć, że Pies nagle zjeżył sierść i ruszył w stronę ulicy (najpewniej za jakąś wiewiórką lub innym gryzoniem). Zaraz potem do jej uszu dotarł pisk jak przy gwałtownym hamowaniu i odgłos uderzenia. Wyprostowała się gwałtownie, a niepokój rozlał się po całym jej ciele.
Pies? – Rozglądała się gorączkowo, jednak zwierzaka przy niej nie było. I właśnie wtedy coś do niej dotarło. Poderwała się do biegu. – Pies! – A w myślach wciąż powtarzała: nie, nie, nie, tylko nie to!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie należał do szczególnie ostrożnych kierowców. W większości sytuacji miewał jednak sporo szczęścia, kiedy wszelkie jego naruszenia przepisów drogowych kończyły się co najwyżej mandatami. Tych zresztą, nie bez powodu, posiadał już całkiem imponującą kolekcję. Większość z nich dotyczyła przekroczenia prędkości, co faktycznie zdarzało mu się nagminnie...
Jednak nie tym razem. Tym razem większość drogi z pracy miał nieszczęście przejechać znacznie wolniej, choć zdecydowanie nie wynikało to z nagłej chęci Charliego do tego, by zacząć się wreszcie stosować do przepisów. Wolniejsze tempo jazdy było zasługą tylko i wyłącznie tego pieprzonego palanta, który przez większą część drogi jechał przed nim. Na szczęście kierowca nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, ile najróżniejszych wyzwisk Davies zdążył już wystosować pod jego adresem. Nie miał pojęcia, ile mniej lub bardziej kwiecistych złorzeczeń zostało posłanych w jego kierunku. Ale też raczej niewielka istniała szansa, by którekolwiek z nich miało się kiedykolwiek ziścić.
Sięgnięcie po telefon w trakcie tej zawrotnej jazdy pewnie nadal nie było niczym rozsądnym, jednak wlokąc się prędkością, podczas której śmiało mogliby wyprzedzić go nawet piesi, Charlie tym bardziej nie widział przeciwskazań, by wysłać krótką wiadomość do siostry. Bo jednak warto było uprzedzić ją, że nieco spóźni się na umówione spotkanie. Dopiero w momencie, kiedy oderwał spojrzenie od ekranu telefonu, mógł zorientować się, że kierowca, który działał mu na nerwy przez większą część drogi, właśnie postanowił skręcić na najbliższym skrzyżowaniu. To z kolei oznaczało, że już chwilę później Charlie mógł wreszcie przyspieszyć, przy okazji sięgając po telefon raz jeszcze - tym razem po to, by sprawdzić odpowiedź na swoją poprzednią wiadomość.
Dość szczęśliwie składało się, że nie zdążył się jeszcze zbyt mocno rozpędzić... Niestety, mimo wszystko podniósł spojrzenie znad telefonu stanowczo za późno - kiedy jakiś pies znajdował się praktycznie tuż przed jego maską. I fakt, odruchowo wcisnął hamulec, sprawiając tym samym, że samochód zatrzymał się z piskiem opon, jednak mimo wszystko był niemal absolutnie pewien, że nie udało mu się całkowicie uniknąć potrącenia zwierzaka.
- Kurwa mać... - ze złością rzucił telefon na fotel pasażera, chwilę później wyskakując z auta, by ocenić ewentualne szkody. I może rozejrzeć się za właścicielem psa, którego - a w zasadzie którą - zlokalizować udało mu się stosunkowo szybko. Bo w końcu tylko ona zdawała się być zainteresowana całym zdarzeniem na tyle, by ruszyć w kierunku samochodu i potrąconego zwierzaka biegiem.
- To twój pies? - w momencie, kiedy postanowił nachylić się przy przednim zderzaku, pewnie można byłoby pomyśleć, że postanowił zainteresować się zwierzęciem i tym, w jakim był stanie. Nic bardziej mylnego. - Ktoś kiedyś wspominał ci o tym, że warto byłoby wyprowadzać go na smyczy?
Dopiero przekonawszy się, że udało mu się nie uszkodzić samochodu jakoś poważniej, na krótko zerknął w kierunku psa. Na szczęście faktycznie nie zdążył zbytnio przyspieszyć, więc nie tylko samochód wciąż był cały, ale i zwierzak nie powinien ucierpieć jakoś znacząco. Chyba. Na tym akurat się nie znał i mógł stwierdzić póki co jedynie tyle, że na całkowicie martwego zdecydowanie nie wyglądał.
- Albo może przydałoby się pomyśleć o wymianie go na jakiegoś chomika? Na pewno mniejsze zagrożenie dla innych - nie trzeba było być zbytnio odkrywczym, żeby zarówno w słowach kierowanych do potencjalnej właścicielki psa, jak i spojrzeniu, które w niej utkwił, wychwycić raczej złość niż jakąkolwiek skruchę. No bo przecież jasnym było, że całe zajście było jej winą. Nie przypilnowała swojego zwierzaka, dopuściła do tego, żeby ten wybiegł na ulicę i w efekcie potrącił go samochód. Przecież wcale nie miało tutaj znaczenia to, że Davies niespecjalnie skupiał się na drodze i na tym, co działo się dookoła. Oraz, że gdyby tylko miał taką możliwość, najpewniej przejeżdżałby tędy znacznie szybciej. A w takim przypadku... pewnie lepiej nie myśleć nawet, co byłoby z biednym psem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właściwie Aura nie miała siebie nigdy za jakąś miłośniczkę zwierząt. Przez większą część swojego życia nie czuła potrzeby posiadania jakiegokolwiek – czy byłby to chomik, świnka morska, żółw czy właśnie pies. Jedynymi, do których pałała szczerą awersją były koty – uważała je za wredne sierściuchy, nie do końca pojmując, dlaczego niektórzy tak się nimi zachwycają. Jednak jej niechęć miała wyraźne podłoże, bo po przeprowadzeniu się do Seattle spędziła kilka lat pod jednym dachem z kocurami swojej ciotki, a ta najwyraźniej lubiła je bardziej niż swoje bratanice, nad którymi przejęła opiekę po śmierci rodziców bliźniaczek.
Adopcja psa nie była jej pomysłem, a wyszła od byłego partnera Aury, choć rudowłosa znała powód tego – już wtedy im się nie układało i nawet w jej głowie zaświtała myśl, że to ponownie ich do siebie zbliży i pomoże jakoś scalić tę relację, która ewidentnie rozjeżdżała się już w różne strony. Rzeczywiście, przez chwilę było lepiej, ale dość szybko psiak stał się powodem kolejnych kłótni, aż w końcu nie było już czego ratować. Rozstali się więc, wymieniając opieką nad zwierzakiem jeszcze przez jakiś czas, dopóki mężczyzna nie wyjechał, a cała odpowiedzialność została na głowie Aury. Ta jednak nie potrafiła już sobie wyobrazić swojego domu i życia bez Psa, choć często doprowadzał ją do szału i szewskiej pasji, gdy po raz kolejny znalazła pogryzione buty.
I kiedy biegła w stronę ulicy, zdążyła pożałować każdego jednego momentu, w którym podniosła głos na swojego pupila lub złościła się na niego z powodu, który teraz wydawał jej się wyjątkowo błahy. Nawet nie spojrzała w stronę samochodu, natychmiast przypadając do zwierzaka, który wciąż leżał na jezdni. Całe szczęście wyglądał na dość żywego i nawet niemrawo próbował się podnieść, skomląc rozdzierająco, ale Aura natychmiast zwróciła uwagę na to, że jego tylna łapa jest wygięta pod jakimś dziwnym kątem. Odruchowo chciała ją dotknąć, sprawdzić, czy może być złamana, jednak jej palce zatrzymały się milimetry nad nią, gdy dotarło do niej, że to może go jeszcze bardziej zaboleć. Dopiero wówczas zorientowała się, że kierowca auta coś do niej mówi. Podniosła głowę, wbijając w niego mordercze spojrzenie.
Mówisz serio? – zapytała z niedowierzaniem i już w samym tonie jej głosu brzmiała słabo powstrzymywana wściekłość. – Prawie rozjechałeś mi psa i jeszcze będziesz mnie pouczał? Litości – ostatnie słowo wypowiedziała bardziej do siebie niż bezpośrednio do niego, nie przejmując się jednak tym, czy je usłyszy, czy nie. W mniemaniu Aury powinien ją właśnie przepraszać albo chociaż wyrazić skruchę, a tymczasem zachowywał się, jakby wina leżała po jej stronie. Nie chciała się zastanawiać, na ile może być to prawdą, chociaż wzmianka o smyczy nie była przecież pozbawiona sensu. Gdyby tylko założyła Psu ją chwilę wcześniej, ten nie wpadłby prosto pod koła samochodu. A mimo to nie zamierzała pozwolić, by mężczyzna miał ostatnie słowo.
A tobie ktoś kiedyś mówił, że jak nie potrafisz jeździć to może warto zastanowić się kilka razy, zanim wsiądziesz za kółko? Następnym razem polecam komunikację miejską, żebyś zamiast psa nie potrącił kiedyś człowieka – warknęła, nie zastanawiając się, czy aby na pewno wdawanie się w pyskówkę z mężczyzną w tym konkretnym momencie jest właściwym pomysłem. Nie była jednak osobą, która miałaby z zwyczaju gryźć się w język i pokornie przyjmować niepochlebne komentarze, kierowane w jej stronę.

autor

stick and stones may break my bones
Awatar użytkownika
29
167

Dziennikarka śledcza

The Seattle Times

elm hall

Post

Gra pierwsza

Kolejna sprawa, którą dostała od swojej przełożonej była jedną z tych zajmujących bardzo wiele dni. Przygotowując się do wszystkiego, szukając faktów, osób powiązanych, a także takich które w jakimkolwiek stopniu będą w stanie pomóc. Policja sprawę zabójstwa młodego ciemnoskórego chłopca próbowała zamieść pod dywan. Ona jednak nie zamierzała się poddawać i oddać sprawiedliwość rodzicom, którzy pogrążeni w żałobie nie mieli czasu na to aby szukać sprawcy. Liczyli na władze, lecz te były nadzwyczaj obojętne. Tyle nieszczęścia a nikt tak naprawdę nie chciał ulżyć w smutku, dlatego jej nos dziennikarski zamierzał wetknąć się wszędzie gdzie to możliwe a nawet tam gdzie jest to niewykonalne. Miała swoje sposoby i siatkę znajomości którą wyrobiła na przestrzeni tych kilku lat w gazecie.
Weszła do pobliskiego Starbucksa jak to miała w zwyczaju co ranek zastając jedną ze swoich ulubionych baristek. Tym razem w odmienionym stylu bo w niebieskich włosach.
- Pasuje Ci ten kolor. – zagaiła i poprosiła o czarną kawę, tak aby sam początek dnia zacząć mocnym kopem kofeiny. Lubiła różne wymyślne napoje – te z bitą śmietaną, karmelem i innymi dodatkami, lecz o siódmej rano zawsze stawiała no to samo. Spojrzała na zegarek a potem w telefon. Za niecałe pół godziny miała stawić się na komisariacie policji aby porozmawiać z komendantem. Zaczynała od grubej ryby bo wszystkie płotki powiedzą jej to samo. Przez moment chyba kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością ponieważ kobieta przed nią pstryknęła palcami przez jej twarzą. - Przepraszam, za dużo myśli, za mało czasu. – zaśmiała się i wyjęła portfel aby zapłacić za kawę. Chwilę szukała go jedynie raz na jakiś czas zerkając na… Andy. A przynajmniej takie imię miała napisane na plakietce. Odetchnęła z ulgą gdy go znalazła, bo bez niego ani rusz z domu, goniąc za kolejną sensacją. - Jak będę wracać wpadnę po coś co mi wymyślisz. - bo lubiła zdawać się na inwencję twórczą znajomej. Niby nie miały żadnego kontaktu pomiędzy tymi krótkimi chwilami, ale lubiła ją tak traktować. Czasem co nieco chlapnęła o tym o czym akurat pisze i rozprawiały nad tym dłużej niż ustawa o kolejce klientów obowiązuje. Dzisiaj jednak Riv była na tyle zajęta, ze musiała to sobie odpuścić. Jak już będzie wolna i będzie wracać po południu z pracy to zamienią kilka słów więcej. Położyła na ladzie pieniądze, puszczając oczko w kierunku niebieskowłosej, sugerując że reszty nie trzeba i szybkim krokiem wymaszerowała z kawiarni. Wsiadła w swoje audi i bez spóźnienia znalazła się na komisariacie.
Rozmowa z komendantem nie była przyjemna. Jej instynkt podpowiadał, że mężczyzna próbuje coś zatuszować. Czyżby dostał łapówkę z góry za milczenie? Albo może jest tu jakieś niedopatrzenie z jego strony i któryś z policjantów zbyt szybko zareagował określając chłopaka jako niebezpiecznego ze względu na jego kolor skóry? Nie lubiła takich uprzedzeń, ale są one wszechobecne w Stanach i przeciwdziałanie im wydaję się jak walka z wiatrakami. Próbowała mocniej nacisnąć, mówiąc że ta sytuacja może tylko pogorszyć opinię o policji ale facet nie miał zamiaru mówić więcej niż ktoś napisał mu „roli” do odegrania. Zrezygnowana wsiadła do swojej bmki. W międzyczasie puściła sobie składankę hiszpańskich hitów aby się odstresować i skupiła na drodze do domu. Oczywiście pamiętała o kawie jaką miała wziąć po rozprawieniu się z niesprawiedliwością tego świata, lecz była spóźniona o prawie półgodziny. Podejrzewała, że Andy skończyła zmianę i po prostu jej nie zastanie na miejscu, więc nie widziała większego sensu, aby pchać się do Starbucksa skoro może być on przepełniony ludźmi wracającymi z roboty. Wjechała na skrzyżowanie nie spodziewając się, że jakiś dzieciak postanowi wcisnąć gaz na czerwonym świetle, wręcz taranując jej auto. Była cały czas przytomna, nawet w momencie dachowania. Dobrze, że zapięła pasy bo mogło się to skończyć różnie…

autor

--------

Life is full of suprises
Awatar użytkownika
33
184

baristka

Starbucks

elm hall

Post

#Uno

Kolejny dzień podobny do poprzednich. Poprzedni wieczór Andrea spędziła na kolejnej imprezie, ale o dzwio nie posiedziała długo i nie zalała się w trupa. Może dlatego, że miała na wcześnie rano do pracy, a na tyle ją uwielbiała, że nie chciała pojawić się na jakimś gigantycznym kacu. Z jej małego mieszkanka wytoczyła się bardzo wcześnie rano zostawiając w nim pannę, z która od czasu do czasu spędzała randomowe noce. Po rozwodzie i kontrolującym mężu korzystała z życia również w ten sposób.
Od rana miała naprawdę idealny humor i własnie nim polepszała humor klientom, którzy zaspani przychodzili po odpowiedni zastrzyk kofeiny, który pomógłby im przetrwać dzień. Woczraj również postanowiła zmienić na trochę swóim image i postawiła na zafarbownie włosów. Swóją ulubioną klientkę powidała szerokim uśmiechem. -Dzięki! Nie byłam pewna czy wyjdzie tak dobrze - stwierdziła wbijając zamówienie na kasę i przeszła do robienia zamówionej kawy. Jak zwykle przygotowywała dla niej dosyć mocną czarną kawę tak by postawiła dziennikarkę na nogi! -Jakie plany na dzisiaj? - spytała próbują zagaić rozmowę, bo nie lubiła robić zamówień w ciszy. NIestety gdy spojrzała na kobietę ta była zapatrzona w telefon, więc jej n ie przeszkadzała. Dopiero w momencie gdy zrobiła zamówienie pstryknęła palcami przed twarzą znajomej by sprowadzić ją na ziemię. -Całkowicie rozumiem - uśmiechnęła się lekko i puściła jej oczko. -Będę czekać. Wykombinujemy coś ciekawego - rzuciła jeszcze zgarniając pieniądze za kawę i odprowadzając ją wzrokiem do wyjścia. Czas wrócić do pracy. Dzisiejszy dzień nie był spokojny i nim się obejrzała to się okazało, że już był czas kończyć na dziś swoją zmianę.
Posiedziała jeszcze kilka minut, bo przecież jej znajoma wpadnie bo kawę, ale gdy się nie pojawiła to Andrea zaczęła się szykować do wyjścia i z deskorolką pod pachą opuściła pracę.
Nie zrobiła nawet paru kroków będąc świadkiem kraksy na skrzyżowaniu. Nikt nie ruszył na pomoc, a przechodnie jedynie robili zdjęcia albo z szokiem obserwowali co się wydarzyło. Andy rzuciła plecak i deskę na ziemię i ruszyła ratować pasażera z audi, bo młody chłopaczek ze swojego auta się wydostał. -Niech ktoś zadzwoni po karetkę - krzyknęła. Na szczęście znalazło się kilak w miarę przytomnych osób i dwóch facetów również podbiegło by jej pomóc. -River? - zmarszczyła brwi widząc, że za kierownicą był nie kto inny a ulubiona klientka. Szlag jasny by to trafił. Nie panikowała mocno, bo trzeba było wyciągnąć dziewczynę z samochodu i to liczyło się w tym momencie najbardziej. Na tyle delikatnie by w razie czego jej nie uszkodzić. Cholera wie czy miała jakieś wewnętrze obrażenia. Nie mogli ryzykować by jej się coś stało, a Andy nie była wyszkolona medycznie by ocenić obrażenia.

autor

Ady

stick and stones may break my bones
Awatar użytkownika
29
167

Dziennikarka śledcza

The Seattle Times

elm hall

Post

Na drodze zawsze zachowywała należytą ostrożność mając na uwagę zdrowie innych oraz własne. Spowodowanie wypadku to ostatnie co chciała w życiu przeżyć. Niestety nie każdy jest jak ona, pokazując że trafiają się ludzie, którzy muszą się popisać z kółkiem. Na jej nieszczęście, młody chłopak który jechał bardzo szybko przez skrzyżowanie nie zauważył czerwonego światła i wjechał wprost w jej samochód. Impetem uderzenia był na tyle wielki, że bmw przeleciało trochę dalej, na początku odbijając się od dachu i finalnie lądując na nim.
Z początku kompletnie nie rozumiała co się wydarzyło. Zupełnie jakby przed chwilą nie jechała autem a jedynie obudziła się z nagłego snu. Spojrzała na dłoń widząc krew po tym jak przejechała nią po twarzy. Czy była z nosa? Sprawdziła – tak. Trochę ją to zszokowało, później głowa… również. Okej, nie było najlepiej. Czuła nogi? Tak, to najważniejsze. Rozejrzała się, czując opór szyi która nie chciała pozwolić na skręt w żadną stronę. Oddychała dosyć szybko. Bolał ją chyba każdy mięsień a w głowie było pełno myśli. Jakim cudem była dalej przytomna? Nie wiedziała, lecz dyndanie do góry nogami nie jest niczym przyjemnym
Słyszała głosy i nawet błysk fleszy. Wszystko ją przytłaczało, dlatego skupiła się na tym aby nie odpłynąć. Pomocny okazał się głos… no właśnie. Nie mogła sobie przypomnieć imienia. Czy to wina uderzenia jakie odczuła? Bardzo możliwe, dlatego nie przejęła się tym.
- Cześć. – powiedziała z wyczuwalną chrypką. Zobaczyła krew na rzęsach dlatego przymknęła oczy. Zapewne spływała z nosa. - Chyba… spóźniłam się na kawę. – dodała zaraz aby pokazać, że nie jest tak źle i delikatnie uśmiechnęła się
Dwóch rosłych mężczyzn podeszło do Andrei i spojrzało na samochód. Nie do końca byli pewni co trzeba w takiej sytuacji zrobić. Jeden z nich zadzwonił na numer alarmowy.
- Pogotowie, policja i straż będą tu za kilka minut. Powiedzieli, żebyś utrzymywała kontakt z nią. – co było ważne. River nie mogła odpłynąć, przynajmniej nie do przyjazdu fachowej pomocy.
- Chyba będę musiała dać auto… - wypluła krew którą poczuła w ustach obok siebie. -… do kasacji… - a szkoda bo służyło jej wiernie od początku stażu w gazecie. Przymknęła na chwilę oczy, bo ból głowy był coraz mocniejszy. Spojrzała na Andy i uśmiechnęła się. - Ta kawa… dalej… aktualna? – trudno jej się zbierało zdania, ze względu na możliwy wstrząs mózgu. Jednak sama dobrze wiedziała, że lepiej mówić cokolwiek niż nic i zaraz odpłynąć.
- Jakie widzisz obrażenia? – spytał chłopak troszkę młodszy od Maddox chcąc przekazać wszystko ratownikom medycznym, których miał na linii.

autor

--------

Life is full of suprises
Awatar użytkownika
33
184

baristka

Starbucks

elm hall

Post

Andy bardzo rzadko jeździła autem i wolała się poruszać pieszo bądź na deskorolce tudzież rolkach. Jakoś nigdy nie ciągnęło ją do posiadania auta, chociaż prawo jazdy miała.
Widok kraksy był czymś czego nikt tak naprawdę nie chciał być świadkiem. Wyglądało to cholernie poważnie, a fakt, że okazało się iż to znajoma Andy była za kółkiem jednego z aut był jeszcze gorszy. Maddox była człowiekiem, który niósł pomoc wszelkim ludziom i czasami było to złe podejście, bo nie patrzyła na siebie. Ruszenie na pomoc było instynktowne po prostu.
-Odrobinkę - uśmiechnęła się lekko próbując nie wpaść w niepotrzebną panikę. Jeszcze tego im brakowało by to Mad zaczęła panikować i się stresować niepotrzebnie. Wystarszyła by tym samym znajomą, a tego nie trzeba było jej przecież. Czekała na nią to fakt, ale nie zamierzała się obrażać gdyby faktycznie River nie przyjechała, bo wiadomo ludziom wypadają różne sprawy. Poza tym nie były jakoś mocno umówione przecież! Wzrokiem oceniała obrażenia jakie dostrzegała. Źle nie było, ale też nie było najlepiej. Odwróciła wzrok i spojrzała w stronę jednego z mężczyzn jej towarzyszących. Skinęła głową w odpowiedzi i posłała mu lekki uśmiech by powrócić do River. -Uzbierasz na nowe na spokojnie. Może nawet jakiś nowszy model sobie zafundujesz? - uśmiechnęła się lekko i otworzyła drzwi. Nie będzie jej ruszać, bo nie wiedziała czy jej nie uszkodzi ale zamierzała być blisko dla podniesienia jej na duchu.
-Dla Ciebie? Zawsze. Planowałam zrobić CI jakieś frappe na tyle słodkie by osłodzić Ci dzień, ale z taką ilością kawy byś jeszcze po nim funkcjonowała na normalnym poziome - uśmiechnęła się rozbrajająco by zaraz spojrzeć na swoją dłoń. Mogła się nie pchać do środka, bo właśnie przypadkiem nadziała się na szkło. Trudno się mówi. Do wesela się zagoi.
-Widzę rozwaloną głowę, dużo krwi. - rzuciła w odpowiedzi -Możesz ruszać nogami? Głową? Rękami? - spytała River. Miała nadzieję, że kobiecie nic poważnego się nie stało. -Mam powiadomić kogoś z rodziny? Faceta? Męża? - uniosła brew. Nigdy nie wypytywała jej o to czy kogoś posiada, bo... nie robiła tego z zasady. Poza tym lubiła z ludźmi flirtować i raczej zachowywałaby dystans wiedząc, że są w szczęśliwym związku, chociaż... czasami były wyjątki. -Jak wyliżesz się z tego to masz miesięczne zapotrzebowanie kawy na mój koszt- puściła jej oczko i uśmiechnęła się zadziornie.

autor

Ady

stick and stones may break my bones
Awatar użytkownika
29
167

Dziennikarka śledcza

The Seattle Times

elm hall

Post

Myślenie o nowym aucie odłoży chyba na następne kilka lat, bo jeśli tego się nie uratuje raczej nie będzie ją stać na nowe. Sporo w nie zainwestowała, dbała lepiej niż o swoje roślinki w domu! Zresztą teraz i tak nie za bardzo mogła się na tym skupić. Odetchnęła spokojnie starając się nie panikować chociaż ból przybierał na sile. Adrenalina opuszczała jej ciało dając miejsce na odczuwanie wszystkiego ze zdwojoną siłą. Drzwi bez większego problemu stanęły otworem przed Maddox. Aż cud, że nie wyleciały z zawiasów bo widać, że również one miały mocniejszy kontakt z ziemią.
- Lubię słodkie. – pozwala sobie na nie w momencie gdy już faktycznie uda jej się dokopać do prawdziwych faktów danego śledztwa dziennikarskiego. Była to swojego rodzaju nagroda za dobrze wykonaną pracę. Robiła to już kilka razy i nawet nierzadko chwaliła się, że artykuł jest na ukończeniu. Lubiła rozmawiać w końcu w jej pracy dociekliwość i gadatliwość (oczywiście w odpowiednich momentach) jest niezwykłym atutem.
- Czuję nogi… bolą jak cholera… - jęknęła cicho i przymknęła oczy na kilka sekund. Utknęła w samochodzie ze względu na konstrukcje, która w dalszym ciągu utrzymywała ja do góry nogami. Jeszcze moment i zacznie jej się robić niedobrze! - Nie za bardzo mogę szyją ruszyć. – nie mogła się odchylić tak by całkowicie spojrzeć na kobietę. Jedynie fakt, że była blisko uspokajał ją. Powoli panikowała, ze względu na pojawiające się mroczki przed oczami. - Ręce okej. – nawet jednak wyciągnęła w możliwym kierunku gdzie była niebieskowłosa.
Znów przymknęła oczy na dłuższą chwilę i wypluła krew zalegającą w buzi. - Ja.. ja nie wiem… - po raz kolejny jej zamglony mózg nie potrafił stwierdzić czy jest ktoś kto powinien być powiadomiony o podobnym zdarzeniu. Rodzice… oni nie utrzymywali kontaktu… a co dalej? Nie miała pojęcia. - ja nie pamiętam… - dodała po chwili aby utwierdzić ją w przekonaniu, że faktycznie coś może się dziać z jej głową.
Uśmiechnęła się delikatnie, przymykając oczy. Było coraz trudniej nie zamknąć na dłużej oczu i nie odpłynąć. Naprawdę dzielnie się trzymała,
- Jeszcze dwie minuty i będą. – rzucił chłopak przy telefonie do Andy. Wolał ją na bieżąco informować aby mogła przekazać tą informację poszkodowanej.
- Komendant nic mi nie powiedział… nie dał się złamać… - zaczynała już po prostu bełkotać to co ślina przyniosła jej na język. - chyba wezmę kilka dni wolnego… - rzuciła pół żartem pół serio bo chyba nikt sobie teraz nie wyobrażał aby miała znaleźć się w pracy kolejnego dnia. Było to wręcz awykonalne.

autor

--------

ODPOWIEDZ

Wróć do „Lawton Park”