WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy usłyszała o wyjeździe do Nowego Jorku… wiedziała. Wiedziała, że to oznacza problemy.
Oczywiście, że pamiętała na co cudem udało jej się dostać pakiety, które przekazała Jacobowi w ramach prezentu świątecznego. Domyślała się też, że miał z tym coś wspólnego, ale nie zamierzała z tego powodu rezygnować. Od ich ostatniej konfrontacji unikała go na szpitalnych korytarzach, korzystała z osobnych dyżurów, a gdy jednak zdarzało im się razem pracować, zachowywała się maksymalnie profesjonalnie. Wręcz do bólu profesjonalnie. Nie było mowy o jakimkolwiek naruszeniu procedur. Jednym słowem… zranił ją, a ona postanowiła się wycofać zanim będzie za późno – dla nich oboje. Nie znaczyło to jednak, że taki stan rzeczy jej odpowiadał, że nie łapała się na tym, że szukała jego nazwiska na grafikach, że po wejściu na izbę to jego sylwetki poszukiwała wzrokiem w pierwszej kolejności. Była jednak zbyt dumna, żeby cokolwiek powiedzieć.
Nie zamierzała jednak rezygnować z możliwości szkolenia. Zwłaszcza w Nowym Jorku.
Ponownie jednak zadbała o to, żeby się nie spotkali. Teraz nie było mowy o pomyłce i wspólnym pokoju hotelowym. Nie było mowy nawet o miejscach w samolocie obok siebie – wzięła dodatkowy dzień wolnego, żeby polecieć wcześniej. Może teraz to ona zachowywała się jak dziecko, starając się go z całych sił unikać, ale no…. Musiała. Po prostu musiała.
Podczas pierwszego dnia wykładów też trzymała się na uboczu. To było jego towarzystwo, jego znajomi i dawni przyjaciele. Ona wolała siedzieć w ostatnim rzędzie sali wykładowej, obserwować, notować i uczestniczyć w dyskusjach, które dawały jej najwięcej.
Do czasu.
Wieczorna integracja. Bankiet, który sprawił, że wspomnienia odżyły. Wszystkie. Bardzo, ale to bardzo dokładnie. To dlatego nie mogła się skupić na rozmowie z Profesorem z Chicago, który prowadził jednej z dzisiejszych wykładów. To dlatego jej wzrok ciągle uciekał w kierunku Jacoba po drugiej stronie sali.
Cholerny Hirsch.
Przeklęła w myślach, dopiła swojego drinka i z czarującym uśmiechem na ustach przeprosiła swojego rozmówcę. Po drodze zgarnęła z tacy kelnera kolejny kieliszek z alkoholem i znalazła się za Hirschem akurat, gdy jego rozmówca też postanowił się oddalić. To nie mógł być przypadek. Zaszła go od tyłu, zmaterializowała się u jego boku, zaciskając palce na ramieniu i stając na palcach by się jeszcze bardziej przybliżyć i móc szepnąć prosto do męskiego ucha.
- Wyzwanie, Hirsch.. chodźmy stąd. Chcę zwiedzić Nowy Jork. – to nic, że było późno – podobno to miasto nigdy nie śpi, a noc była przecież długa. Nie była zainteresowana tym, że mógł mieć inne plany na dzisiejszy wieczór, że mógł być szczerze zainteresowany integracją z dawnymi znajomymi. Nie była zainteresowana nawet tym, że przez ostatnie tygodnie praktycznie nie rozmawiali. Ba! W ogóle nie rozmawiali. Bez słowa mijali się na szpitalnych korytarzach walcząc z własnymi uczuciami i emocjami. Tutaj znowu nikt ich nie znał. Jej nikt nie znał. I miała dość ciszy między nimi.
Cholerny Hirsch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W Nowym Jorku znalazł się całkowicie prywatnie. Oddał jeden z konferencyjnych karnetów ordynatorowi szpitala i kazał wysłać tam Posy. Nie był to niecny plan, żeby tam się z nią spotkać. Żeby próbować odtworzyć cokolwiek, co stało się już tak dawno temu, w Nevadzie. Nie szukał jej w mieście-jabłku. Nie wypatrywał na konferencjach, nie brał u działu w dyskusjach, kiedy ona zabierała głos. Być może wyglądał na takiego, któremu ignorowanie przychodzi z łatwością. Ale zerkał na nią ukradkiem, dbając o to, by ich spojrzenia się nie spotkały. Zwłaszcza kiedy pojawiła się na bankiecie w tej długiej, czerwonej sukience. To zdecydowanie podwyższyło poziom trudności.
Nie spodziewał się jednak, że to Alderidge złamie się pierwsza. Jej obecność przyjął z przymkniętymi powiekami i karkiem pokrywającym się gęsiom skórką. Przesunął dłoń na swoje ramię i położył palce na tych jej, zaledwie na ułamki sekund. Ociągał się z tym, żeby chociażby odwrócić się w jej kierunku. Zrobił to bardzo powoli, pozwalając, by dłoń dotknęła także jej talii. Oczywiście, że tęsknił. Oczywiście, że przez ten długi czas milczenia odczuwał nieokreślony brak, którego nie mógł niczym wypełnić, ani sensownie go sobie wytłumaczyć. Przesuwa dłonią po jej policzku i odgarnia kosmyk włosów za ucho. Po chwili powoli, ale bardzo znacząco kręci głową. Przecząco. Tak, jakby nie przystawał na złożoną mu propozycję, ale nie tłumaczy tego w żaden sposób. Nie spuszcza z niej jednak spojrzenia i dopiero, kiedy ma wrażenie, że Josephine chce się uwolnić od jego dotyku, zaciska palce na jej nadgarstku.
Nie gramy więcej w tę grę. Ale możemy się stąd urwać. Za 10 minut na dole? Obawiam się, że nie znam tej strony Nowego Jorku, którą można eksplorować nocą w szpilkach – oznajmia w końcu z lekkim uśmiechem na ustach. Zabiera drinka z dłoni Posy i ruchem głowy wskazuje jej windę, a sam dopija alkohol. On właściwie jest gotowy. Nie planował tu zabawić zbyt długo.
Zgodnie z umową czeka na nią przed budynkiem i otwiera drzwi do taksówki, która zabiera ich na południe miasta, na rozświetlone setkami lampionów Chinatown. Może, całkowicie możliwie Hirsch ma na tym punkcie lekkie skręcenie, ale nie zamierza się przyznawać od razu.
Przejdziemy spacerem do części włoskiej? Możemy tam coś zjeść. Tu jest po prostu ładnie – wzrusza ramionami. Nie chce sprowadzać tej rozmowy na jakkolwiek głębszy poziom. Ani wracać do awantury w szpitalu. Wypiera to wszystko z pamięci, ale trzyma też dystans. – Poza tym przygotowują się do jutrzejszego dnia handlowego i to… Nie wiem. Lubię te okolice – dodaje jeszcze, przyglądając się okolicznym sprzedawcom, którzy przygotowują nowy lód pod wszystkie przedziwne stworzenia, które nad ranem na nim wylądują, na skrzynki z owocami, których próżno szukać w normalnych marketach, na witryny sklepowe pełne wędzonych kawałków mięsa o pochodzeniu ciężkim do identyfikacji. Uliczki niczym nie różnią się od tych, którymi mogliby spacerować teraz w Bangkoku. Jacob zatrzymuje się przy jednym ze sklepików i wchodzi na moment do środka. Rozmawia z niziutką sprzedawczynią, która po chwili kiwa głową i przekazuje mu woreczek z dziwną zawartością. Hirsch zostawia na ladzie kilka dolarów i wraca do Posy z rozbawionym uśmiechem.
Zamknij oczy. Chcę, żebyś czegoś spróbowała – oznajmia i przekonuje ją dłuższą chwilę. Z zewnątrz chrupiące jak ciastko, nieco tłuste, w środku z pikantnym farszem. Mięsno-warzywnym? Grzybowym? Ciężko ocenić co zostało drobno posiekane, załadowane do środka, a potem usmażone w głębokim tłuszczu. Hirsch wkłada do ust swój kawałek, kiedy Alderidge otwiera już oczy. Śmieje się.
Bycze jądra to podobnież prawdziwy afrodyzjak. A na pewno jeden z chińskich przysmaków. Zresztą, oni jedzą prawdopodobnie wszystko – puszcza do niej oczko i odsuwa się kilka kroków do przodu, gdyby chciała to na niego np. wypluć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie była w Nowym Jorku.
Miasto znała z filmów, seriali i piosenek, chociaż i w nich nigdy nie była biegła, nie bardzo mając okazję do nadrabiania aktualnych hitów. Jednak zawsze wydawał jej się niesamowity i chyba kolejny dzień spędzony na konferencji upewniał ją, że było to miasto, w którym mogłaby zamieszkać. Nawet jeśli niekoniecznie dobrze zrobiłoby to jej rozchwianej psychice. Chciała poznać je lepiej, dokładniej… i nie chciała robić tego w pojedynkę. Mogła zaprosić na tą wycieczkę właściwie kogokolwiek z ludzi, których tutaj poznała, ale problem był jeden – nie chciała kogokolwiek. Chciała Hirscha. Dlatego cieszyła się, że nie odrzucił jej propozycji, a zaledwie parę chwil później mogła podziwiać miasto przez szybę taksówki. Parę razy ich spojrzenie się spotkały, ale żadne nic nie powiedziało. Tym razem nie dali kierowcy powodów do zainteresowania. Chociaż tyle!
- Jest ładnie – potwierdziła, jednocześnie czując się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Kochała Seattle, zawsze wydawało jej się miastem pełnym życia – zwłaszcza po latach spędzonych w gigantycznej piaskownicy, ale teraz była po prostu oczarowana. I domyślała się, że nie była pierwszą (i nie będzie ostatnią), która przemierzała te okolice w niepasującej do miejsca sukience – bo nie przebierała się, zmieniła tylko szpilki – i z błyskiem w oku oraz zachwytem przyglądała się wszystkiemu, co obok nie się działo. W pierwej chwili nawet nie zauważyła, że mężczyzna u jej boku zniknął. Po kilku sekundach rozejrzała się zdezorientowana, akurat gdy wychodził. Czy ufała mu wystarczająco mocno? Chyba nie miała wyjścia.
Nie była pewna, czy jej smakowało… trudno też powiedzieć, że nie smakowało. Za to gdy dowiedziała się, co właśnie przełknęła, jej mina… bezbłędna – Czy ty właśnie włożyłeś mi do ust… – bycze jądro? Nie wyglądała na przekonaną chociaż to i tak lepiej niż jakby właśnie zaserwował jej jakiegoś smażonego robaka albo pająka – Afrodyzjak. – prychnęła pod nosem i pokręciła głową, ale… rozbawiona. Nie była zła, nie była zniesmaczona – Teraz potrzebuję się napić. Zdecydowanie muszę się napić. – zdecydowała, uśmiechnęła się pod nosem.
A gdy ruszyli w dalszą drogę, przysunęła się, chwyciła jego dłoń i splotła ich palce jakby to była najbardziej normalna rzecz we wszechświecie, gdy każde z nich wiedziało, że nie była. Ale zrobiła to tak bezwiednie, że nawet się nie zorientowała. Zresztą wszystko dookoła i tak mocniej przyciągało jej uwagę niż takie drobnostki jak to, że właśnie trzymała jego dłoń – Włoska pizza brzmi lepiej niż chińskie przysmaki, ale… ty wybierasz. Nie mam pojęcia, gdzie jestem i gdzie warto zjeść. Wygląda na to, że znasz to miasto trochę lepiej, więc to twoja jedyna i niepowtarzalna okazja, Hirsch. Rządzisz. – zażartowała, zerkając na twarz mężczyzny i uśmiechnęła się do niego ładnie. Tak jak uśmiechała się tylko wtedy, gdy byli sami… tak jak wtedy, gdy spędzali świąteczny wieczór w jego mieszkaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To przyjemne. Dotyk jej dłoni jest przyjemny. Miły. Ale jednocześnie dziwny. Hirsch jest zaskoczony i raz po raz zerka na splecione razem palce. Zachowuje się, jakby miał dwanaście lat. Jakby pierwszy raz trzymał kogoś za rękę. Tak się zresztą właśnie czuje. Co się wtedy robi? Czy robi się cokolwiek więcej? I co ma nastąpić potem? Oprócz ogarniającego go powoli p a n i k i?
Widzisz, tutaj wychodzi jednak na jaw fakt, że nie masz nawet jeszcze trzydziestu lat, a ostatni czas przesiedziałaś na pustyni. Albo pod kamieniem… Nie być w Nowym Jorku… – kręci głową z udawanym powątpiewaniem i ciągnie ją za sobą przez zapełnione straganami uliczki. Po kilku przecznicach i skręceniu w ciemną noc… Trafiają jednak do bardziej urokliwego Little Italy – pełnego małych knajpek. Hirsch rozgląda się dookoła, kiedy zatrzymują się na przejściu dla pieszych. Pomimo późnej godziny, okolica wciąż jest wypełniona tłumem ludzi. Nie był tu dawno, dlatego nie może odszukać wzrokiem niepozornej restauracji, w której bywał częstym gościem w trakcie swojej rezydenckiej wymiany. Lata temu. Był wtedy młodszy niż Josephine teraz, ale to miejsce kojarzyło mu się z tak przyjemnym okresem w życiu, że odwiedzał je jeszcze kilkukrotnie później. Korzysta też z chwili zamyślenia, a wolną dłoń opiera na jej talię, by przypadkiem przesunąć ją niżej. To śliski materiał sukienki musi odpowiadać za to omsknięcie się. Nachyla się nad Alderidge i jest gotowy dotknąć jej ust, ale zamiast tego tłumi wybuch śmiechu i odsuwa się od niej rozbawiony, nadal trzymając ją za rękę.
Przepraszam, kompletnie zapomniałem, że przed chwilą zjadłaś coś obrzydliwego… – musi się hamować, a żart jest dobrym rozwiązaniem. Jest w tej bliskości coś niepokojąco [i[normalnego[/i]. Postanawia jednak nie skupiać się na tym na razie. Prowadzi ją w stronę wybranego miejsca i pomaga zejść po schodkach w dół. Podwija tym samym nieco jej sukienkę, sunąc dłońmi po biodrach – oczywiście, że mogła zrobić to sama, ale czy to znaczyło, że miał pozbawić się tej przyjemności? Minęły długie tygodnie, od kiedy miał okazję jej dotknąć. Restauracja musi wyglądać pięknie latem z tak imponującym ogródkiem, ale późny styczeń obliguje ich do zajęcia stolika w środku. Jacob zamawia od razu butelkę białego, wytrawnego wina, korzystając z okazji, że pierwszy raz nie musi nigdzie wracać samochodem. Ktoś jeszcze schodzi za nimi do restauracji, ale mężczyzna nie zwraca jeszcze na to uwagi. Przecież to żadna zbrodnia. Tylko Ci goście mówią wyjątkowo głośno, Hirsch ma wrażenie, że po hebrajsku zresztą, ale usilnie stara się ich nie słuchać. Skupia się na Josie. Ale przez to, że jest przez chwilę rozkojarzony, urywa ich dotychczasową rozmowę. Zapada cisza. I chociaż nie jest nieprzyjemna, to nie chciałby, żeby w jakiś sposób temat popłynął w stronę ich ostatniej awantury. Nie był gotowy.
Zostajesz na całość sympozjum? – pyta więc, chwytając za kieliszek wina. Zostały jeszcze dwa dni wykładów i moderowanych dyskusji – Mam samolot jutro po lunchu. Muszę być w Seattle wcześniej – oznajmia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie miała trzydziestki i chowała się pod kamieniem. Było w tym sporo racji. Najwięcej. Ale fakt, że Seattle i Nowy Jork leżały na dwóch różnych wybrzeżach i podróż samolotem trwała ponad sześć godzin wcale nie ułatwiał. To nie była destynacja na weekendową ucieczkę z miasta. Znaczy może i była… ale nie, gdy jesteś nastolatką – a ostatnie spontaniczne wycieczki w przypadku Alderidge miały miejsce właśnie, gdy była nastolatką. Zanim poszła na studia i wstąpiła do wojska. Lata świetlne temu. Trochę w innym życiu?
Czy żałowała? Odrobinę. Ale z drugiej strony dobrze było miasto poznawać teraz w jego towarzystwie. Nawet jeśli przez chwilę miała ochotę go zdzielić przez głowę za żart o tym, że trzymała w ustach obrzydliwe rzeczy. Miał szczęście, że się nie odgryzła… naprawdę miał sporo szczęścia. Nie zdążyła tylko dlatego, że pociągnął ją w wybranym przez siebie kierunku i po chwili znaleźli się w ładnej restauracji. Wnętrze może było odrobinę ciemne, ale pasowało do klimatu i wcale teraz jej nie przeszkadzało. Rozglądała się z zaciekawieniem i odrywając wzrok od Hirscha na moment skupia się na innych gościach. Niewiele rozumiała, a co za tym idzie nie mógł to być ani angielski ani arabski. Nie podejrzewała jednak, że mogłoby to być coś niepokojącego, więc wraca spojrzeniem do Hirscha i łapie za kieliszek z winem – Oczywiście. Skoro już mnie tu przysłaliście to zamierzam ten czas wykorzystać. Plus chcę zobaczyć jeszcze parę bardziej turystycznych miejsc. – odpowiedziała, upijając niewielki łyk alkoholu – Coś się stało? Że musisz wracać do Seattle? – dlaczego musiał zrezygnować z całego ostatniego dnia? Nawet jeśli ostatnie dni konferencji nigdy nie były szczególnie interesujące to i tak wydawało jej się, że skoro już tu przylecieli to warto to wykorzystać. Przyglądając się Hirschowi zauważyła zmianę w jego zachowaniu. Widziała, że coś go spięło, że wzrok zaczął mu uciekać na bok, że coś się stało. Zdenerwował się? Ale czym? Przecież nawet nie zdążyła nic głupiego powiedzieć. Ściągnęła mocniej brwi – Wszystko w porządku? – chyba nie, ale jeszcze nie była pewna, czy zdecyduje się powiedzieć prawdę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mógłby tego nie komplikować. Mógłby skupić się tylko na tym, co jest teraz. Na tej przepięknej dziewczynie, która siedziała naprzeciwko, a światło palącej się świecy przyjemnie rzucało roztańczony cień na jej piękną twarz. Mógłby zgubić się w tym spojrzeniu, które prześladowało go za każdym razem, kiedy przymykał swoje powieki. Mógłby jej powiedzieć, jak często o niej myśli. Mógłby złapać ją za rękę i spróbować sprawić, żeby wszystko było lepsze. Znośniejsze. Mógłby przestać być tym zazdrosnym gnojem, który urządza jej sceny we wspólnym miejscu pracy. Ale zamiast tego, tylko wpatruje się w nią i uderza palcami niespokojnie w blat stołu.
Pomyślałem, że… Kiedy bookowałem bilety, pomyślałem, że nie dam rady przez trzy dni przyglądać ci się z drugiego końca sali. Pojutrze mam poranny dyżur – odpowiada na pytanie zgodnie z prawdą i wzrusza ramionami. Nieco zawstydzony, zaciska usta w wąską kreskę. To olbrzymia dawka szczerości, na którą i tak nie jest przygotowany. Błogosławieństwem staje się dla niego kelner, który w błyskawicznym tempie pojawia się z ich zamówieniem. Hirsch czuje poniekąd ulgę. Odrywa rant ciasta z pizzy Josephine i zanurza go w sosie od swojego makaronu. Uśmiecha się jak mały chłopiec i momentalnie ładuje zbyt duży kęs do ust. Nic więcej nie powie – przecież teraz nawet nie ma jak.
Na jej pytanie też odpowiada więc zaprzeczeniem głową. Może, być może wkrótce oszaleje. Jest o tym coraz mocniej przekonany. Na samą myśl o tym, jaką wiadomość dostał rano, telefon w jego kieszeni ciąży jakoś bardziej. „Widzę Cię. Zawsze Cię widzę.” Nieznany numer. Czy to dlatego zamiast kawy zafundował sobie przed południem szklankę czystej? Bardzo prawdopodobnie. Ale im bardziej gubił się w swoim szaleństwie i przeszłości, która wciąż dmuchała mu nieprzyjemnie ciepłym oddechem w kark, tym bardziej Josephine przelewała mu się przez palce. I niespecjalnie mógł na to zaradzić. Zamiast brnąć więc w ten niepotrzebny melodramat, zanurza widelec w swoim makaronie, chociaż dziwny niepokój zdecydowanie odbiera mu apetyt. Nie chce jednak dać po sobie poznać, że coś się zmieniło.
Klasyczna turystka popłynie jutro na Staten Island? Dobrze byłoby, gdybyś zrobiła to przed zmrokiem. Prom przepływa w takiej odległości od Statuy, że wieczorem będzie zaledwie oświetlonym punktem – uśmiecha się przyjaźnie, ale zaraz potem niespokojnie wierci się na krześle. Próbuje skupić się na rozmowie z Posy, ale jednocześnie ma poczucie, że powinien spróbować usłyszeć to, co mówią tajemniczy goście.
Jesteśmy niedaleko SOHO, masz ochotę na drinka? – dodaje niedługo potem. Może wyjście stąd zaraz po kolacji jest w stanie uratować ten wieczór i jego szalejący umysł?
Obłęd. Nonsens. Przecież tej feralnej nocy podał jej tak dużą dawkę leku, że… Hirsch obraca się momentalnie przez ramię, kiedy ktoś odsuwa głośno metalowe krzesło, a nóżki trą po ceglanej podłodze. Na krótką chwilę jego spojrzenie krzyżuje się z nieznajomym, którego rozmowę próbował podsłuchać. Nie zna go. Ale zapamięta tę twarz. Na wszelki wypadek. Z lekkim poczuciem ulgi wyraźnie widocznym w złagodniałych rysach, wraca spojrzeniem do Posy. Mówiłaś coś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiał jej się przyglądać z drugiego końca sali. Nie musiał trzymać dystansu, który przecież sam zbudował, prawdopodobnie dla własnego bezpieczeństwa. Mieszała mu w głowie… tak powiedział. Nie chciała tego robić, nie chciała być problemem i dlatego się nie narzucała. Dzisiejszego wieczoru się złamała, pierwsza podeszła i sprowokowała sytuację w wyniku której siedzieli teraz tutaj zamiast rozmawiając o medycynie z mądrzejszymi od nich. Też mógł się złamać. Mógł usiąść obok niej. Mógł poprzeć jej rację podczas jakiegokolwiek panelu dyskusyjnego. Mógł wyciągnąć z recepcji numer pokoju Alderidge i nie pozwolić jej spać samej. Na pewno nie musiał wracać wcześniej do Seattle…
Zagryzła wargę i przyglądała mu się uważnie. Odnotowała przybycie kelnera, ale nawet nie drgnęła, gdy stawiał przed nią jej pierwszą nowojorską pizzę. Całą uwagę skupiła na mężczyźnie po drugiej stronie stolika, zastanawiając się jak mu powiedzieć, że nie chciała by przed nią uciekał. Hałas przesuwanych krzeseł jednak sprowadza ją na ziemię. Spojrzała w kierunku wychodzących gości, a gdy ich spojrzenia się spotkały posłała im nawet lekki uśmiech. Bywała miła, naprawdę. Nie była suką za którą miała ją spora część społeczeństwa.
Co mówiła? Wróciła spojrzeniem do Hirscha – Bardzo chętnie – drink, dwa albo pięć. Nawet jeśli następnego dnia miałoby się to skończyć kacem. Nie jej pierwszy i nie ostatni. Spojrzała na swój talerz i pizza wyglądała zdecydowanie lepiej niż to, co parę chwil wcześniej zaserwował jej Jacob. Na samo wspomnienie ją wzdrygło i dlatego jeszcze zanim zabrała się za jedzenie upiła spory łyk wina. Dopiero wtedy spróbowała swojej pizzy – Dobrze… co jeszcze twoim zdaniem powinnam zobaczyć. Jesteś pierwszy raz w Nowym Jorku i masz niewiele czasu… najważniejsze punkty do odhaczenia. I które z nich możemy zaliczyć dzisiaj między kolacją a drinkiem. – zaproponowała swobodnie, uśmiechając się do niego ciepło. Jakby wcale nie milczeli w ostatnich tygodniach. Jakby ich ostatnią rozmową wcale nie była awantura na pół bloku operacyjnego. Udawanie, że nic się nie stało szło im całkiem nieźle – Wiesz o czym rozmawiali? – bo teraz zrobiło się tak cicho, że aż szumiało w uszach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsza, nadrzędna zasada w obcowaniu z Hirschem powinna brzmieć – nie wolno go pytać o rady. W żadnym zakresie. Zwłaszcza nie w tematach związanych z życiem i oczekiwaniem rekomendacji. Zamyślił się na moment, przeczesując w umyśle setki atrakcji, którym mogłaby się poddać Posy, próbując odseparować te opcje od rozmowy, którą mimowolnie podsłuchał przed paroma chwilami. Jeśli zaś chodzi o zwiedzanie, to Jacob miałby dla niej idealną propozycję. Jednakże ta zakładałaby raczej jego w roli turysty odkrywającego najbardziej skrywane zakamarki jej… Mężczyzna odchrząkuje i poprawia się na krześle. Nie może o tym myśleć. Chociażby nie wiem, jak bardzo czerwona sukienka nie odsyłała go w tamte rejony. Tak nie można.
Nie wiem, może w hotelu mają jakiś przewodnik? Albo, jeśli byłaś gorącą fanką Gossip Girl, powinnaś wdrapać się na ostatnie piętro Empire i wypatrywać, czy gdzieś Chuck Bass swojej Blair nie mówi trzech słów, ośmiu liter i dziewczyna topi się w jego ramionach… – mamrocze rozbawiony i dopija resztę wina w kieliszku. Wzrusza ramionami – Jeśli chcesz mi powiedzieć, że nie oglądałaś plotkary, to naprawdę musiałaś spędzić najlepsze lata życia pod kamieniem – śmieje się i powoli podnosi. Wsuwa ukradkiem pieniądze do płatnika i z lekkim uśmiechem oddaje go kelnerce. Wyraźnie zignorował jej pytanie o gości, którzy wyszli przed nimi. Dopiero na zewnątrz, po chwili zamyślenia myśli o tym, co ma jej powiedzieć. To dość groteskowa rozmowa, która w jego szalejącym umyśle miała drugie dno.
Ci ludzie… Rozmawiali o zbrodni i karze. Jednocześnie o TEJ „Zbrodni i karze”, ale w zasadzie wcale nie. Wiem Posy, że Nowy Jork jest miastem pełnym osobliwości, ale to dość niezwykłe, żeby dwoje ludzi rozmawiało w jidysz, bo nawet nie po hebrajsku, dlatego nie zrozumiałem wszystkiego, o rosyjskiej klasyce literatury. Widzisz, to u nas skomplikowane. Jidysz, chociaż język stosunkowo młodszy, w zasadzie umiera. To język europejskich Żydów, a tych jako takich już w zasadzie nie ma. Ci z Izraela wrócili do biblijnego hebrajskiego. Ci w stanach posługują się w domu tym, w zależności od regionu, z którego przybyli. Mój ojciec pochodzi z Izraela, ale matka jest typową nowojorczanką. Jedno mówiło więc w domu po hebrajsku, drugie w Jidysz. Ale, jako że matki z natury słucham mniej… – dopiero po całym tym wywodzie, długim jak przeprawa narodu wybranego przez pustynię, dochodzi do niego, jak dużo mówi. Oblewa go fala skrępowania. Dotyka dłonią nerwowo karku.
Chciałaś zwiedzać Nowy Jork, a ja Ci wykładam historię amerykańskich Żydów, przepraszam – w stresie mówi czasem dużo. Nawet za. Ale wyraźnie tym razem ten potok słów go uratował. Od zagłębienia się w szczegóły, czemu ta rozmowa wydała mu się niepokojąca. W opowieści dla Posy nie powiązał z nią Rebbeki. Tej, która kochała Dostojewskiego i posługiwał się jidysz, chociaż dość niezgrabnie. Czy to jest jakaś ukryta zagadka? Czy rzeczywistość zaczyna płatać mu figle? Bardzo potrzebował alkoholu. Dlatego pierwszy bar w SOHO okazał się być tym, do którego zmierzali. Hirsch poprowadził ich ku dwóm wolnym stołkom przy ladzie, na moment chwytając w tłumie jej dłoń. Nie chciał jej w końcu zgubić. Zamówił im po szocie tequili.
To za… pasjonujące wykłady i owocne zwiedzanie miasta?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła, gdy mówił. Chociaż mogło się to wydawać mało prawdopodobne biorąc pod uwagę ich historię i to jak bardzo mogłoby się wydawać, że nie… to naprawdę lubiła. Dlatego lekki uśmiech nie znikał z jej twarzy, gdy Jacobowi uruchomił się słowotok. Zwłaszcza, że nigdy się takimi rzeczami nie interesowała, a jednak lubiła wiedzieć. Dlatego z zaciekawieniem go słuchała, wreszcie przestając się rozglądać i chłonąć wszystko, co działo się dookoła, a skupiając całą uwagę na Hirschu – To bardzo ciekawa historia. – i nie wiedziała, że pani Hirsch pochodziła z Nowego Jorku. Czy to dlatego znał miasto? Miał tu krewnych? To też ją ciekawiło. Wbrew pozorom interesowało ją wiele aspektów życia Jacoba i gdyby zdecydował się jej powiedzieć o żonie… pewnie też by była zaciekawiona. Może lekko zaniepokojona. Chociaż dla niej Rebbeka nie żyła, więc raczej mogłaby się niepokoić stanem psychicznym Jacoba.
A alkohol przyda się każdemu. Dlatego chętnie dała się poprowadzić do wybranego przez niego lokalu – pod tym względem ufała mu całkowicie – a chwilę później też i do samego baru. Pozwoliła mu nawet wybrać pozycję z menu i nie skrzywiła się, gdy przed nimi wylądowała kolejka tequili. Miłe wspomnienia? Nie dało się z nich zrezygnować. Skinęła, przystępując do wzniesionego przez niego toastu i przechyliła kieliszek, tylko odrobinę się przy tym krzywiąc. Momentalnie spojrzała też w kierunku barmana i na migi wskazała mu, że poproszą drugi raz to samo.
- Podoba mi się tu… jeśli kiedyś zdecyduję się wyjechać z Seattle to może do Nowego Jorku? – gdybała. Jednocześnie przypomniały jej się słowa, które w złości wyrzuciła do niego w pokoju lekarskim. Czy chciał, żeby się wyniosła, żeby zniknęła… wróciła do Afganistanu. Przygryzła lekko wargę i spoglądając na Jacoba przez chwilę zastanawiała się, czy poruszyć ten temat. Ostatecznie jednak uratował ją barman, który uzupełnił zawartość ich kieliszków, a ni mogli wypić drugą kolejkę.
Rozejrzała się po wnętrzu lokalu… było bardzo w jej klimacie. Głośne, tłoczne i można było być całkowicie anonimowym. Gdyby się postarała pewnie mogłaby znaleźć coś, co niewątpliwie stanowiłby urozmaicenie tego wieczoru, ale nie chciała – musiała się trzymać. Musiała się pilnować. Ciągle miała z tyłu głowy spotkanie z bratem, który znalazł ją w stanie, w którym nie powinien jej oglądać nikt, na kim jej zależało. A w jakiś bardzo pokręty sposób na Jacobie jej zależało.
- I wiesz co? Może chowałam się pod kamieniem… może spędziłam tam najlepsze lata swojego życia. Ale gdzieś tam w międzyczasie nauczyłam się tańczyć. Chodź. – nie pytała, nie prosiła… złapała męską dłoń i pociągnęła go w kierunku parkietu. Prosto w tłum tych wszystkich ludzi. Nikt nie wiedział kim byli, nikt nie wiedział co ich łączyło, a co zdecydowanie łączyć nie powinno. Była muzyka, rytm, jej dłonie na jego karku, jego na jej biodrach, czy pośladkach. A w końcu też i jej wargi na tych jego, bo nie mogła sobie odmówić. Ciągle smakował tequilą. Znowu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ręka na jej ramieniu, biodrze, talii. Usta na pełnych wargach, szyi, linii brody. Szot na barze, alkohol przyjemnie rozgrzewający przełyk. Kilka piosenek, kilkadziesiąt dolarów zostawionych na barze, kilkanaście pocałunków – a może to jeden, przerywany? – później, Hirsch był już zdecydowanie przekonany, że tęsknił. Że potrzebuje tego p a r t n e r i n c r i m e bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Mógłby ją zjeść. Może dlatego lekko gryzie jej w ramię i oddala się na chwilę. Wraca nadal uśmiechnięty, w porozpinanej już nieco koszuli i włosach w totalnym nieładzie. Powinien je skrócić, zdecydowanie. Nie przejmuje się jednak bzdurami. Obejmuje Josephine mocno i znów ją całuje. Tak, jakby nie było go przy niej długie miesiące, a nie co najwyżej kilka minut. Wpycha pod jej język pół rozgryzionej wcześniej tabletki. Idealna ilość dla lekkiego odprężenia, bez potrzeby zamartwiania się o stan następnego dnia. Przez chwilę jeszcze nie wypuszcza jej twarzy ze swoich dłoni. Pożyczony czas. Znowu. Nie mogą tak dłużej funkcjonować, Hirsch doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Chciałby jej coś powiedzieć. Coś, co naprawiłoby tę całą sytuację. Ulepszyło świat dookoła, naprawiło jego. Zamiast tego wpatruje się w jej oczy wśród tych zmieniających się co chwila świateł i uśmiecha się lekko. Niebieski. Różowy. Złoty. Niebieski. Muzyka spowalnia. Albo to przyjemny urok tabletki. Otwierał już lekko usta, żeby o czymś jej powiedzieć, ale wtedy ktoś dotyka ramienia Posy. Ktoś, kto nie działa w slow motion. Zakrywa jej usta i ciągnie w drugą stronę parkietu. Albo tak wydaje się Jacobowi? Zareagowałby. Krzyczy, ale jego głos nie przebija się przez głośną muzykę. Chce ruszyć przez tłum za nimi, ale nie może. Ktoś pojawia się znikąd i staje z nim twarzą w twarz z delikatnym uśmiechem na ustach. Drwi sobie z niego? Drobna dłoń przemyka po jego karku, a jeden zamaszysty ruch głową odgarnia na plecy burzę blond włosów. Mara. Koszmar. Sen czy Rzeczywistość? Dotyka ust mężczyzny swoimi, całuje go, a kiedy Hirsch próbuje ją od siebie odsunąć, mocno gryzie jego dolną wargę. Hirsch w panice rozgląda się za Posy. Gdzie ona jest? Niewypowiedziane pytanie wymalowuje się w jego wściekłym spojrzeniu. Blondynka wzrusza ramionami.
Ostrzegałam Cię Jake, Jacob. Ostrzegałam… – w huku muzyki można czytać wyłącznie z ruchu jej ust.
Czego chcesz? Czego do kurwy nędzy chcesz?! I jakim cudem żyjesz?! Krzyczy i próbuje ją złapać za ramię, ale blondynka prześlizguje mu się przez palce. Próbuje ją gonić, przedziera się przez tłum i kiedy wydaje mu się, że już ją ma, mocno zaciska palce na jej ramieniu i siłą odwraca ją w swoim kierunku, dłonią sięgając za jej twarz, może nieco za mocno. Tylko że to nie Rebbeka a jakaś przestraszona, zupełnie obca dziewczyna. Hirsch natychmiast ją puszcza i chce przeprosić, ale niezwłocznie dostaje w twarz od jej towarzysza. Który najwyraźniej ma w rękach niebywałą krzepę, a Jacob jest przekonany, że po jego ustach spływa właśnie krew. Nie chce mu oddawać, ale musi się też bronić – sam wymierza cios. Rozdzielają ich jacyś mężczyźni, ale brunet przestaje, dopiero kiedy zauważa gdzieś za całym przejętym tłumem Josie. Wyrywa się i pełen troski przedziera w jej kierunku. Dotyka jej twarzy w panice, sprawdza, czy nic jej się nie stało i kiedy upewnia się, że wszystko jest w porządku, przyciska jej twarz z ulgą do swojej klatki piersiowej. Nie odzywa się do niej jednak. Jest rozedrgany, wyciera wierzchem dłoni strużkę krwi na zewnątrz klubu i przygląda się jej z mieszaniną przeprosin, paniki i zagubienia.
Zniknęłaś… – mówi po chwili, żeby przerwać ciszę. Nie było jej obok. Nie mogła widzieć i tym samym nie mogła mu potwierdzić, czy to, co stało się przed chwilą, stało się naprawdę, czy tylko w jego głowie. Mowa o duchu żony. Uderzenie na pewno było prawdziwe. Chowa twarz w dłoniach, przeklina kilkukrotnie i niczym wściekły dzieciak kopie kamień na ulicy.
Wracajmy, jutro obejrzysz Empire… To nawet bliżej od hotelu – mruczy w końcu pod nosem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był moment.
Zaledwie ułamek sekundy, gdy zniknęła z zasięgu wzroku Jacoba. Gdy on zniknął z zasięgu jej wzroku. Świat zaczął wirować. Mieszanka alkoholu, tabletki i nadmiaru emocji związanych z wizytą w mieście, które nigdy nie śpi i jeszcze ten cały klubowy nastrój– sprawiły, że świat zaczął wirować, a ona się temu poddała.
Zaledwie kilka sekund.
Wystarczyło jednak, żeby rozpętać burzę. Wszcząć awanturę i zwrócić jej uwagę na siebie. W sylwetce jednego z mężczyzn dostrzegła Jacoba. Dlaczego to się działo, dlaczego właśnie jego pięść spotkała się z twarzą zupełnie obcego im mężczyzny. Ich spojrzenia się spotkały, a chwilę później Hirsch znów nad nią górował. Wzniosła spojrzenie do jego twarzy, otarła dolną wargę mężczyzny z krwi i skinęła, bo wyjście stąd było chyba najlepszym wyjściem. Kątem oka widziała, że mężczyzna, z którym dali sobie po mordzie wcale jeszcze nie skończył i był gotowy kontynuować. Nie zamierzała do tego dopuścić, więc mocniej i pewniej chwyciła dłoń Hirscha i nie chce jej puszczać aż do momentu, gdy nie znajdą się na hotelowym korytarzu prowadzącym do jej pokoju.
Z torebki wyciąga kartę magnetyczną a parę sekund później sadza Jacoba na brzegu łóżka. Sama jeszcze przez chwilę się krząta by wrócić do niego ze zwilżonym ręcznikiem.
Chwyta jego podbródek w palce i unosi twarz ku górze – po pierwsze by na nią spojrzał, a po drugie by mogła oczyścić jego twarz ze świeżej i zastygłej krwi. Pokręciła lekko głową, bo naprawdę niewiele rozumiała z tego, co wydarzyło się w klubie. Było przecież… dobrze? Przez chwilę było wręcz nieprzyzwoicie dobrze. Gdy ich wargi znalazły wspólny rytm, a jego dłonie wydawały się być idealnie dopasowane do każdej jednej krągłości jej ciała. Przyspieszone oddechy i szybciej bijące serca – to nie była zasługa tylko środków odurzających. On był tak samo uzależniający. Nie potrafiła trzymać się od niego z daleka, nie chciała tego robić… chociaż powinna.
Była przy tym zaskakująco czuła i widać, że nie robiła tego pierwszy raz. Nie była też pierwszy raz świadkiem klubowej bójki. Wargami lekko musnęła jego czoło i chociaż skończyła to wcale nie zamierzała się odsunąć.
- Powiesz mi, co tam się właściwie stało? Dlaczego tracąc się z oczu zaledwie parę chwil… teraz jesteśmy tutaj? – i już nawet ignorując to, że byli znowu w jednym pokoju hotelowym, bo to akurat najmniej jej przeszkadzało (a właściwie wcale), ale dlaczego on miał przy tym obitą twarz, serce waliło mu jak oszalałe i jednocześnie zdawał się sprawiać wrażenie… rozemocjonowanego? Zdenerwowanego? Przestraszonego? To nie był efekt tylko bójki. Coś jeszcze musiało się wydarzyć w ciągu tych kilku chwil, a ona czuła, że nic nie wie… kompletnie nic.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alkohol nieprzyjemnie szczypie w lekko rozcięte usta. Przynajmniej jednak nos nie jest złamany – powinien dziękować opatrzności za to, że pojutrze na dyżurze nie będzie wyglądał jak ofiara przypadkowych walk. Był w końcu szefem na bogów! Nie mógł konsekwentnie rujnować swojej reputacji.
Słucha pytań Posy, ale nie chce odpowiadać. Układa dłonie na jej biodrach i przyciąga ją do siebie, opierając wyczyszczoną już twarz o jej podbrzusze. Wypuszcza powietrze, wtula się w nią, obejmuje w pasie, opiera się o nią na dłuższą chwilę i nie odzywa. Chce jej, potrzebuje. Pomimo całej tej plątaniny myśli i problemów. Wie jednak, że to wyjątkowo kiepski pomysł. Nie może się jednak od niej odkleić. Nawet na moment, nawet na centymetr.
Bo uznałaś, że koniec tej imprezy, nie można się za długo dobrze bawić i wracamy do domu? – mruczy, próbując żartować, ale czuje jak palce Alderidge zaciskają się na jego włosach. Dość boleśnie. Hirsch syczy więc i odchyla głowę wiedziony ruchem jej ręki. Uśmiecha się przepraszająco, kiedy na nią spogląda.
Wydawało mi się, że widziałem moją żonę – odpowiada w końcu, częściowo zgodnie z prawdą. Nie jest w stanie podzielić się bardziej złożoną kwestią tego problemu. Przesuwa dłońmi po jej plecach, pośladkach a finalnie układa ręce na jej udach i zmusza ją, żeby podeszła bliżej. Powoli podwija też jej sukienkę. Na razie jeszcze do przyzwoitej wysokości.
Złapałem przypadkową dziewczynę za ramię, trochę za mocno. Jej facet przyłożył mi w zęby. Ot, cała historia – wzrusza ramionami. Nie może jej powiedzieć, że najprawdopodobniej traci rozum. Nie może jej powiedzieć, że właściwie nie jest przekonany, że jego żona zmarła, a ostatnimi czasy różne przesłanki na niebie i ziemi dają mu do zrozumienia, że Rebbeka może być całkiem żywa. Nie chce o tym nawet myśleć.
Podwija sukienkę Posy wyżej i delikatnie całuje odsłoniętą skórę na jej biodrze.
Gdzie zniknęłaś? Miałem wrażenie, że ktoś cię odciągnął… – pyta jeszcze, próbując na wszelki wypadek potwierdzić sobie, ponad wszelką wątpliwość, że to wszystko, co się wydarzyło, było wyłącznie wytworem jego wyobraźni. Nie wie jednak, że jutro na jego ustach pojawi się delikatne zasinienie od… ugryzienia.
Zaczepia palcem materiał jej bielizny i powoli zsuwa ją w dół. Nie traci z dziewczyną jednak kontaktu wzrokowego nawet na chwilę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie lubiła, gdy ją zbywał. Ale chyba jeszcze bardziej nie spodziewała się takiej odpowiedzi… bo żonę? Żonę, która powinna według wszystkich znaków na niebie i ziemi być martwa? Od ładnego kawałka czasu? Dlaczego więc mu się to wydawało. Dlaczego więc pod wpływem tego wrażenia postanowił zaczepić obcą dziewczynę? Czy to przez alkohol pomieszany z tabletkami niewiadomego pochodzenia? Nie do końca rozumiała, ale skutecznie też odciągał jej myśli od tego tematu.
Odciągał jej myśli od jakiegokolwiek tematu. Miał niesamowity dar do wyłączania jej myślenia. Powinna trzymać się z daleka, prawda? Nie powinna reagować, a jednak nie mogła się skupić na niczym innym niż jego oczy wpatrujące się w nią tak intensywnie, czy dłonie sunące po jej udach. Znów świat zaczął lekko wirować, a naiwnie myślała, że chłodne nowojorskie powietrze i droga z klubu do hotelu skutecznie ją otrzeźwiła. Chociaż może to nie przyswojone procenty stanowiły problem, a obecność cholernego Hirscha. Przypomniała sobie słowa przyjaciółek… że powinna trzymać się od niego z daleka, że powinna uważać. A ona naiwnie coraz bardziej zatapiała się w jego spojrzeniu i coraz bardziej miękła pod wpływem jego dotyku.
- Chciałam iść do baru, przecież ci powiedziałam… – powiedziała? Czy nie powiedziała? Czy to miało jakiekolwiek w tym momencie znaczenie? Zagryzła dolną wargę wpatrując się w Jacoba i zrobiła krok w tył, wyplątując się z uścisku jego dłoni. Ale nie dlatego by wyswobodzić się z jego uzależniającego wpływu. Rozpięła sukienkę i pozwoliła by czerwony lejący się materiał zsunął się po jej sylwetce i opadł miękko na podłogę. Wystarczyło się z niego wyswobodzić, wrócić do Jacoba, usiąść na jego kolanach i znów złączyć ich usta w pocałunku. Z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zachłannym, wyrażającym coraz większą tęsknotę i zniecierpliwienie. Zupełnie jak jej palce walczące z męską koszulą a później paskiem od spodni. Nie potrafiła zachować zdrowego rozsądku. Nie potrafiła tego przerwać. Gdy opadła miękko plecami na materac, a on się nad nią pochylił, gdy znów przez kilka chwil stanowili jedność – nie mogła się pozbyć tego głupiego, irytującego wrażenia, że jest w miejscu, w którym dokładnie być powinna. Z nim. O naiwna…
Rozwiązywanie problemów przez seks nigdy nie było najlepszym sposobem, ale sama kiedyś powiedziała, że tak to właśnie robi, więc się ze sobą kochali. Zamiast rozmawiać, zamiast omówić temat jego omamów wzrokowych czy tego, co właściwie ich łączyło i jak bardzo było to popieprzone i nieodpowiednie – kochali się. Tracąc resztki rozumu i godności.
To jednak nigdy nie musiało wychodzić poza drzwi tego pokoju… jeśli tego właśnie chcieli. Chciał. Bo ona coraz mocniej utwierdzała się w tym, że chce jego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była dla niego jak szklanka ponczu owocowego w upalne lato. Jak ciepłe mleko tuż przed snem. Jak mocna herbata w zimne popołudnie. Jak espresso wypite o poranku. Jak odrobina wina musującego w ramach toastu. Naturalnie wpisała się we wszystko, co stanowiło sumę jego podłej egzystencji i chociaż nie byłoby dla niego nic lepszego od tego, by zostać, to nie mógł postąpić inaczej. Kiedy budzi się nad ranem, jego dolna warga ust pulsuje nie tylko z powodu delikatnego rozcięcia – w kamerze chwyconego na prędce telefonu wyraźnie widzi zasinienie po ugryzieniu. Zaczyna oddychać szybciej, ale powstrzymuje się przed paniką. Przygląda się śpiącej Posy na jego ramieniu i odgarnia kosmyki włosów z jej twarzy. Czuje… Ból. Na myśl o tym, że musi ją zostawić. I to nie tylko w Nowym Jorku, ale życiowo i w większej perspektywie – musi dać jej spokój, odciąć od siebie, pozwolić żyć i pracować bez jego wpływu. Bez tego całego syfu, który niósł za sobą.
Wyciąga rękę spod jej głowy i wstaje. W półmroku jeszcze szuka swoich ubrań i bielizny na podłodze i zakłada je czym prędzej. Nie powinien uciekać. Ale nie wyobraża sobie też, jak powinna wyglądać ta rozmowa, zważywszy na to, co wydarzyło się w nocy.
Dźwięk zapinanej sprzączki paska budzi jednak Josephine. Hirsch pociera dłonią twarz i bardzo brzydko przeklina pod nosem. Porzuca próbę przeciągnięcia paska przez szlufki i z na wpół zapiętymi spodniami siada na skraju łóżka. Wciąż jednak odwrócony plecami do dziewczyny. Wzdycha przeciągle. Potrzebuje zebrać całą swoją odwagę, żeby spojrzeć w jej kierunku i nadal być gotowym do wyjścia.
Josie… To musi się skończyć. To nie jest dobre ani dla ciebie, ani dla mnie. Nie możemy kłócić się tak, że cały szpital będzie mówił o tym jeszcze przez najbliższe tygodnie, a potem sypiać ze sobą. To nie jest zdrowe. I zepsuje więcej, niż możemy przypuszczać… – zaczyna i dopiero wtedy odwraca się w jej stronę. Bardzo chciałby jej dotknąć, dlatego opiera swoje dłonie na kolanach, żeby bardziej tego nie komplikować.
To nie zadziała inaczej. Nie ma prawa zadziałać. Może dlatego najlepszym rozwiązaniem będzie odcięcie tego całkowicie, dopóki jeszcze tak nie zaboli – dodaje do swojego wywodu kolejne zdanie absolutnie wbrew sobie. Jest jednak święcie przekonany, że tak będzie lepiej dla Josephine. W całym jego spojrzeniu widać jednak, jak niekomfortowe jest dla niego wypowiadanie tych idiotycznych zdań i jak wielkie jest to… kłamstwo. Ale w dobrej wierze, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie były to słowa, które chciała usłyszeć od razu po przebudzeniu po wspólnie spędzonej nocy podczas nic nie wskazywało na problemy. Dlatego w pierwszej chwili nie zrozumiała. W ogóle to do niej nie dotarło. Przebudziła się, przetarła oczy, przeciągnęła i uśmiechnęła do niego ładnie.
Ale z każdą kolejną sekundą, każdym jego kolejnym słowem gasł zarówno jej uśmiech jak i błysk w oku. Powiedzieć, że nie rozumiała to jakby nie powiedzieć nic…
Podniosła się wyżej na poduszkach, opierając o zagłówek łóżka, jednocześnie owijając się szczelnie kołdrą i wpatrując się w plecy, a po chwili także i twarz. Ich spojrzenia się spotkały i nie miała pojęcia, co powinna w tym momencie powiedzieć, bo… no co? Jak? Czy ona właśnie dostała kosza? Czy rzucił ją jeszcze zanim zaczęli się tak naprawdę spotykać? Przecież to był tylko niezobowiązujący seks – sam tego chciał. Oczywiście później to eskalowało i okazało się, że jak na kogoś, kto nie chce się wiązać jest strasznie zazdrosny, ale no… naprawdę? Poczuła się jakby ktoś jej dał w twarz.
- Zazwyczaj jak ktoś mnie rzucał… to po pierwsze dlatego, że okazywałam się straszną suką i robiłam okropne rzeczy. – a z tego się ostatnio w dużej mierze wyleczyła. Jakby trauma związana z ostatnimi miesiącami jej misji sprawiła, że dorosła. Chociaż odrobinę – A po drugie robił to zanim spędziliśmy razem noc. – prychnęła – Kiedy doszedłeś do takich wniosków, co? Zanim mnie zaliczyłeś, ale szkoda było stracić okazję, bo co to za służbowy wyjazd bez zaliczenia rezydentki, czy już po tym? – chyba właśnie podskoczyło jej ciśnienie. Tak, łagodnie mówiąc… właśnie się wściekła. Jeśli nie chciał, żeby cały szpital żył ich kłótniami to proszę – teraz będzie nimi żyło pół hotelu. Wstała z łóżka – drugą stronę od tej, po której siedział Jacob. Ciągle owinięta kołdrą, jakby w tej całej złości nagle miała problem z nagością. Na szczęście byli w jej pokoju, więc zlokalizowanie ubrań nie zajęło jej dużo czasu i po prostu założyła majtki i pierwszą lepszą koszulkę, którą wyciągnęła z walizki – Przez ani moment… ani sekundę nie sprawiałeś wrażenia jakby coś w moim towarzystwie ci przeszkadzało. Przez kilka godzin nie było tych pretensji, awantur i tej irytującej myśli, że pracujemy razem i że to nieodpowiednie. – naprawdę przez cały wcześniejszy wieczór czuła się dobrze, nawet lepiej niż powinna. Naturalnie, swobodnie… dobrze się z nim bawiła. I co? Wieczór na pożegnanie? – Ale dobrze! Skoro tak chcesz, niech będzie. Możemy wrócić do osobnych dyżurów, unikania się na korytarzach i milczenia. Ale zanim tak się stanie zagramy ostatni raz w tą idiotyczną grę. – cały czas się unosiła, nie potrafiła się uspokoić. Wiedziała, że głupie zachowanie, nie powinna dawać się sprowokować, ale była już na tym etapie, że ciężko było jej pozostać niewzruszoną – I wybierasz prawdę – nawet jeśli nie to już chyba nie miał wyboru – Co do cholery jest z tobą nie tak, Hirsch?!

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”