WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kipiała.
Gotowała się.
Była wściekła i gdyby nie to, że zależało jej na pracy i była dobrym lekarzem – prawdopodobnie by nie wytrzymała, ciskając w Hirscha nie tylko nienawistnym spojrzeniem ale także wszystkimi przedmiotami, które znajdowały się w zasięgu jej ręki. Zdawała sobie sprawę, że próbował wyprowadzić ją z równowagi, że próbuje być złośliwy… chociaż czy miał ku temu powód? Czy to nie jej bieliznę nosi właśnie dziewczyna, której imienia nawet nie chciała zapamiętywać, która w żadnym – nawet najmniejszym stopniu nie była jej konkurencją i nie rozumiała dlaczego ktoś taki jak Jacob mógł się nią zainteresować. Stać go było na więcej.
Zaciskała palce na sprzęcie chirurgicznym trochę mocniej niż normalnie, ale nie dała się sprowokować. Nie teraz, nie na sali operacyjnej i nie przy tych wszystkich ludziach, którzy pewnie nie chcieli tego słuchać tak samo mocno jak ona. Nie oderwała wzroku od pacjenta i operowanego obszaru. Skupiła się na łączeniu ze sobą kości – mogąc trochę na nich odreagować, bo do ich składania jednak potrzeba siły. Nie jest łatwo. No i dźwięk wiertła mógł chociaż na chwilę zagłuszyć jego gadanie. Chociaż na moment.
To była prawdopodobnie najdłuższa operacja w jej życiu. Przynajmniej tak jej się wydawało. Nie przywykła do gryzienia się w język. Zwłaszcza, gdy doskonale wiedziała, że każde jedno wypowiedziane przez niego słowo ma na celu ją zranić. Do samego szpiku.
Atmosfera więc była ciężka, ale gdy skończyli, gdy pacjent został zaszyty a ich robota się skończyła i przenieśli się do pomieszczenia, w którym mogli się umyć – nie wytrzymała.
- Zostawcie nas – rzuciła do pielęgniarek i reszty personelu, który asystował i teraz czym prędzej opuszczał pomieszczenie, bojąc się że oberwie rykoszetem.
Na początek jednak dostał Hirsch. W twarz. Mocno. Aż ją dłoń zapiekła.
- Jak na kogoś, kto nie potrafi go utrzymać w spodniach masz strasznie dużo do powiedzenia na temat innych, Hirsch. – wycedziła przez zęby, nie spuszczając z niego wzroku – Możemy wrócić do unikania się, możemy wrócić do nienawidzenia się, ale nie pozwolę się upokarzać tak jak robiłeś to przez cały czas, gdy byliśmy na sali. – czyli innymi słowy pozwoliła mu na to pierwszy i ostatni raz. I coś w jej spojrzeniu mogło mu mówić, że faktycznie tak było – Jaki jest twój problem?oprócz tego, że jesteś niestabilnym emocjonalnie czterdziestolatkiem, który zachowuje się jak gówniarz. Ale tego głośno już nie powiedziała. Chociaż może powinna?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przesadził. Zdecydowanie. I zdawał sobie z tego sprawę już w momencie, kiedy te paskudne słowa opuściły jego usta i rozlały się po sali operacyjnej. Może dlatego strzał w twarz przyjął z pokorą. Nawet jeśli, jak się okazuje, Josephine miała niebotyczną siłę w swoich drobnych dłoniach, a Hirsch musiał rozmasowywać policzek pewien, że mogło dojść do jakiegoś mikrozłamania. Mógł, kurwa, nie golić brody do zera. Chociaż teraz lekki zarost oprószył już jego szczękę, to jednak w żaden sposób nie mogło się to równać z amortyzacją, jaką zapewniłaby mu gęstwina na twarzy.
Ja? Utrzymać czego kurwa? Wparowujesz tu jak święta krowa, spóźniona na zabieg i obrażona, że jakaś rezydentka chciała zająć twoje miejsce, więc insynuujesz wszystkim w zasadzie co? – odpowiada niemal od razu i wściekły ściąga rękawiczki i fartuch, które wyrzuca do kosza, zaraz przed przejściem na myjkę.
Zabawne, że święcie oburzona jest osoba, która najpierw przyprowadza ze sobą jakiegoś strażaka – jeden dzień Posy, przypomnę, że zajęło ci to jeden dzień od wyjścia z mojego mieszkania – a następnie PÓŁ szpitala plotkuje o tym, jak pieprzyła się z ratownikiem w dyżurce. Pierwsza randka? Twoje marzenie o szpitalu zaliczone, ha? Nie sądzisz, że to trochę podwójny standard, wytaczać komuś spór o moralność?! – podnosi głos, ale jeszcze nie wrzeszczy.
Jest na nią taki zły. Tak w ś c i e k ł y. Ale zupełnie nie za to uderzenie – które rozumie, że mu się w zasadzie należało – ale za jej pokaz niewyłączności. Nie chce brać w tym udziału. Wypisuje się z całego tego przedziwnego układu. Może nie powinni nawet ze sobą pracować. Słyszy, że idzie za nim, ale nawet się nie odwraca. Myje ręce, ściąga czepek. Nie wie jakim cudem pozostały personel ewakuował się stąd tak szybko. Może są w pokoju lekarskim obok? Zresztą tam Hirsch zamierza udać się już za moment. A może podglądają z oszklonego balkonu nad salą operacyjną? W końcu przedziwne zachowanie tych dwojga nie mogło przejść niezauważone, jeśli obydwoje dołożyli do pieca swoją cegiełkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każde jedno słowo wypływające z jego ust sprawia, że jest jeszcze bardziej wściekła. Głównie dlatego, że nic co mówił nie było prawdą. Ani jedno z tych idiotycznych zarzutów nie miało pokrycia w rzeczywistości. Nie wiedziała, czy powinna mu się zaśmiać w twarz? Czy może uderzyć go jeszcze raz? Może tym razem mocniej? A może powinna się rozpłakać?
W rezultacie wyszło jej pomieszanie pierwszego z ostatnim… na szczęście nie rzuciła się na niego kolejny raz z łapskami – Nie wierzę, kurwa… nie wierzę. – mruknęła, kręcąc głową, parsknęła śmiechem i uderzyła się kilkukrotnie otwartą dłonią w czoło – Jesteś zazdrosny. Japierdolę, Hirsch… jesteś zazdrosny. – rzuciła tonem, jakby właśni odkryła nowy kontynent, a nie tylko głęboko skrywane uczucia kogoś, kto w ostatnim czasie głównie ją ignorował – Jesteś idiotą! Zazdrosnym, niestabilnym emocjonalnie idiotą! – wyrzuciła z siebie podniesionym głosem, odsuwając się od niego o krok lub dwa.
- Mogłeś po prostu zapytać! Zamiast obrażać się jak pięciolatek, zamiast robić ze mnie największą dziwkę w szpitalu… dowiedziałbyś się, że nie pieprzyłam żadnego ratownika. A tym bardziej strażaka! Ani kurwa listonosza czy policjanta! – nie mogła tego samego powiedzieć o żołnierzu, bo pół życia była związana z wojskowymi, a za jednego miała nawet wyjść za mąż, więc to całkiem oczywiste, że z nim sypiała.
- Potraktowałeś mnie jak powietrze. U Aviany. Poczułam się jak skończona idiotka, bo jak sam podkreśliłeś… minął dzień, jeden dzień, a ty udawałeś, że mnie nie znasz. Skoro tak przeszkadzało ci, że z kimś przyszłam – z kimś, kogo zaprosiłam dużo wcześniej i kto jest moim przyjacielem, to dlaczego sam nie zaproponowałeś, żebym poszła tam z tobą, co? Dlaczego, gdy leżałam w twoim łóżku nie zapytałeś, czy pójdę z tobą na imprezę do przyjaciółki?! – zarzuciła mu, wiedząc że ma rację. Bo miała! Jego zazdrość była zupełnie bezzasadna, była głupia i irracjonalna. Bo sam mówił, że to nie jest wyłączność, że nie chce jej nazywać swoją dziewczyną, nie chce rezygnować z pieprzenia innych. No właśnie… a co do jego pieprzenia – Ale i tak najgorsze, że ta wywłoka… – doskonale wiedział o jaką wywłokę jej teraz chodziło. Blondwłosą rezydentkę kardiochirurgii – Ma na tyłku moje majtki. I ty masz pretensje o to, czy pieprzyłam ratownika, czy nie pieprzyłam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

BO TAK JEST ŁATWIEJ! – odkrzykuje w zasadzie na jej pytanie o to, dlaczego jej nie zaprosił. Wytrzymuje jej drwinę i nieprawdziwość słów, które wypowiada pod jego adresem. Zazdrosny? Dlaczego miałby być zazdrosny?! Nie przyjmuje tego wytłumaczenia i uważa je za wielce dalekie od prawdy. Całkowicie ignoruje też jej ostatni zarzut. Wróci jednak do niego w lepszym momencie.
Jak długo znasz tego przyjaciela, dłużej niż tydzień? – próbuje jeszcze nieudanego ataku, zanim jej wzrok nie zmusi go do wytłumaczenia swojego nagłego wybuchu. Nie ma na to ochoty. Tak najchętniej właśnie by odpowiedział. Ale prawda jest taka, że nie chce wcale tej konfrontacji. Nie chce zostać postawionym przed swoimi własnymi emocjami i się z nich tłumaczyć. Nie ma mowy. Dlatego znów wychodzi z pomieszczenia, w którym znajdują się obydwoje i przechodzi do pokoju lekarskiego. Nie radzi sobie jednak z tym, że Posy za nim idzie. Odwraca się nagle i niemal wpadają na siebie w drzwiach. Hirsch robi jednak taktyczny krok do tyłu.
Impreza u Aviany, potem coś jeszcze i jeszcze i jeszcze i zanim się zorientujemy KAŻDY będzie wiedział. I kogo mają wypierdolić za to z roboty – mnie czy Ciebie? – odpowiada zły. Dla niego wszystko ma swoje wyjaśnienie w pracy. Nie w tym, że mu zależy. Nie w tym, że jest żonaty. Idealnie zakłamuje swoją rzeczywistość, ale coś ewidentnie zaczyna pękać. – Byłem przekonany, że to twoja randka – wzrusza ramionami, ale wciąż brak w nim jakiejkolwiek skruchy. Jest gotowy obrócić się w stronę szafek i zacząć się przebierać. On skończył już swój dyżur, wystarczy tej wspaniałości jak na jeden dzień.
I jakie majtki Josephnine?! – ściąga brwi i przygląda się jej w k o m p l e t n y m niezrozumieniu. – Może to któreś zostawione przez ciebie w szatni? Albo macie podobne? Czemu w ogóle o tym rozmawiamy?! – krzywi się i złości. Ale w końcu do niego dociera. Prycha cicho i posyła jej drwiący uśmiech.
Myślisz, że byłbym TAK DOGŁĘBNIE zraniony twoim pieprzeniem się z ratownikiem, że zaprosiłbym do łóżka tę kretynkę? ZMOKŁA. W parku niedaleko nas. Zaprosiłem ją na herbatę, wrzuciła rzeczy do suszarki. Nie mogłem wyprosić jej z domu przez ponad dwie godziny. Nie wiem czemu miałaby zabrać twoje matki. Może znalazła je w łazience? – stawia pytanie bez odpowiedzi, które maluje na jego twarzy jeszcze większe zdegustowanie. Kto tak kurwa robi?
Ale niespecjalnie muszę ci się tłumaczyć, prawda? Twoje spojrzenie przypomina mi o tym już od chwili, kiedy zabrałaś Kaylee z balkonu – nawet nie próbuje ocenić, czy wie. Na pewno wie. Zamiast tego rusza w stronę szafek i otwiera tę swoją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie podejrzewała go o tak dogłębne zranienie. Podejrzewała go o bycie chamem, o bycie kimś, kto po prostu zaliczył kolejną rezydentkę. Mniej skomplikowaną niż Josephine. Mniej problematyczną niż Josephine. Może nie mieliby wspólnych znajomych jak z Alderidge? Dlatego nie uwierzyła w nawet pół słowa na temat biednej przemokniętej dziewczyny – I wtedy pojawiasz się ty… cały na biało. Pieprzony rycerz na białym koniu! – zakpiła, bo naprawdę był ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o dobre serduszko i pomoc bliźniemu – Suszyła u ciebie swoje rzeczy i przez dwie godziny graliście w scrabble. Czujesz jak to idiotycznie brzmi? Laska zabrała damskie majtki z twojej łazienki? – no już chyba łatwiej było uwierzyć w świętego mikołaja niż w to, co właśnie próbował jej wcisnąć.
Wiedziała, że ta awantura nie prowadzi do niczego dobrego. Ba! Jeśli bał się, że po imprezie u Thornton wszyscy się dowiedzą i straci posadę no to cóż… kłótnie z nią na sali operacyjnej czy w pokoju lekarskim, do którego się teraz przenieśli – bo nie zamierzała tak łatwo rezygnować. Mieli jeszcze sporo rzeczy do omówienia. I chociaż to było niesamowicie głupie z ich strony – ostatecznie chyba wolała to od tej przerażającej ciszy, która im towarzyszyła od dłuższego czasu.
- Nie mieszaj w to teraz Kaylee. – wycedziła przez zęby znowu podchodząc bliżej Jacoba. Może nawet za blisko. Nie była gotowa na rozmowę o Kaylee, czy Keylenie. Nie wiedziała, co o tym myśleć ani co o tym czuć. Była przerażona tym, że wkręciła się w człowieka, który mógł być ojcem dziecka jej przyjaciółki. Przecież to wszystko brutalnie komplikowało – Ale oczywiście, że nie musisz mi się tłumaczyć. Tak samo jak ja nie muszę tłumaczyć się tobie. Co jednak robimy, bo postanowiłeś upokorzyć mnie przed całym zespołem sugerując to z kim lubię lub też nie się spotykać.
Ostatecznie jednak podniosła ręce w geście jakby się poddawała. Jednocześnie zrobiła kilka kroków wstecz, kręcąc głową. Kapitulowała. Może dotarło do niej to, co właśnie sobie powiedzieli – nie musieli się z niczego sobie tłumaczyć. Nie byli razem. Nie miał prawa się tak na nią wściekać.
- To nie jest czas i miejsce na tą rozmowę. Ta rozmowa w ogóle nie powinna mieć miejsca… – skwitowała, robiąc kolejny krok do tyłu – Nic sobie przecież nie obiecywaliśmy. – oprócz tego, że ona miała go nie nienawidzić, a on miał nie łamać jej serca. No cóż… nie minęło dużo czasu, a oni obie te obietnice złamali. Chociaż bolało ją to, że robił z niej potwora… miała prawo spotykać się z ludźmi. Miała prawo mieć przyjaciół. I mogła nawet chodzić na randki. Może powinna jednak zaliczyć ratownika. Bo aktualnie dostawała za to bęcki chociaż ostatnią osobą, z którą się pieprzyła był Hirsch. Nie zamierzała jednak powtarzać tego ponownie. Więc jeśli widział tu jakąkolwiek analogię do sytuacji na imprezie Aviany to może faktycznie było to jej spojrzenie. Znów pozbawione przesadnej pewności siebie. Zranił ją. Kolejny raz udało mu się ją zranić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przewraca oczami i wznosi je do nieba. Może to swoista modlitwa o piorun, który uderzyłby w tę… W TĘ.. W Josephine stojącą naprzeciwko niego. Centralny punkt wszystkich jego myśli ostatnimi czasy i największych frustracji.
Nie spałem z żadną Marie! – krzyczy i znów myli imię biednej blondynki – Tak, kradzież czyjejś bielizny z mojego mieszkania jest irracjonalna. TAK SAMO JAK TO, ŻE MIAŁBYM KOMUŚ DAĆ W PREZENCIE TWOJE MAJTKI. Czy ty siebie słyszysz?! – warczy na nią. –A „co jeszcze jej oddasz” jako operacyjne preludium to rozumiem, że szczyt finezji w stawianiu wyrzutów?!
Dopiero jej kolejne słowa nieco go otrzeźwiają. Kiwa głową, jakby na znak zgody. Niczego sobie nie obiecywaliśmy. Oczywiście. Pełna racja. Przynajmniej w tym punkcie nie mija się z prawdą.
Oh, nie patrz na mnie w ten sposób… – Hirsch znowu się krzywi i wściekły otwiera swoją szafkę. Jest już w połowie ściągania swojej koszulki przez głowę, kiedy wpada na poroniony pomysł. Powinien jej przyznać rację. Czy tego właśnie oczekuje, skoro jeszcze się nie wycofała? Stoi wciąż przy drzwiach, więc to Jacob podchodzi do niej. Przechyla się przez nią i przekręca zamek.
Nie spałem z żadną rezydentką. Spałem z Kaylee. RAZ. Cztery lata temu. Nie mogłem mieć wtedy nawet pojęcia, że istniejesz. A co dopiero, że się znacie – wzrusza ramionami. Stoi blisko Posy. Może nawet trochę za blisko. Czuje zapach jej szamponu i dopiero teraz z uwagą przygląda się jej twarzy. Kościom policzkowym w kolorze purpury, zapewne malowanej złością, długim rzęsom, wydatnym ustom. Gdyby mógł, zapewne odsunąłby się teraz z krzykiem. Ale nie może. Na tym polega cały ten absurdalny problem. Nie może jej dać spokoju. Nie może jej mieć blisko, ale nie chce opuścić jej nawet na krok. Jest tym tak bardzo zmęczony. Sobą. Tą przedziwnie eskalowaną sytuacją. Poczuciem nieustającego braku. Wyrzutami sumienia. Skazaniem tego wszystkiego na porażkę. Sinusoidą emocji, jakie Alderidge w nim wywołuje.
I chociaż ewidentnie Josephine chce mu odpowiedzieć, Jacob sięga jej ust. Napiera na nią całym swoim ciałem, przygważdża ją do drzwi i całuje. Trudno, najwyżej zarobi w zęby po raz kolejny dzisiaj.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie zdążyła zaprotestować. Gdy znalazł się tak niebezpiecznie blisko, gdy chcąc zrobić krok w tył – nie miała już gdzie, nie miała żadnego pola do popisu, a gdy ją pocałował… odwzajemniła ten pocałunek, chociaż wcale nie powinna tego robić. Nie chciała tego robić. Chciała się na niego wściekać, chciała na niego krzyczeć, chciała… właściwie to sama nie wiedziała, czego chciała. Ale na pewno nie chciała go całować. A jednak zachłannie wpiła się w jego wargi, a dłoń wplotła w jego włosy i na zaledwie kilka uderzeń serca przyciągnęła go do siebie mocniej. A później odepchnęła.
Nie dostał w twarz, ale zaciskając dłonie na jego koszuli odepchnęła go od siebie i patrzyła na niego wściekła. Gdyby była postacią z kreskówki pewnie właśnie stawałaby w płomieniach ze wściekłości. Co on sobie myślał? Co on sobie wyobrażał?
- Nie możesz tego robić. – wycedziła przez zęby, nawet na sekundę nie spuszczając wzroku z Hirscha – Nie możesz całkować albo pieprzyć wtedy kiedy chcesz, a innym razem traktować jak powietrze. Wściekać się na mnie, zachowywać się jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę. Bo nie jestem twoją zabawką Hirsch. - a tak się właśnie czuła.
Przy świątecznej kolacji w jego rodzinnym domu zarzuciła mu, że zaprosił ją by była dodatkiem do jego ładnie skrojonego garnituru, miała stać obok, uśmiechać się i cierpliwie znosić to, jak traktowała ją jego matka. I teraz znowu…
Nie chciał wyłączności, ale jednocześnie nie miała prawa spotykać się z nikim innym. Miała czekać i liczyć na to, że Jacob Hirsch wyrazi zainteresowanie i akurat danego dnia będzie w wystarczająco dobrym nastroju, żeby chcieć z nią rozmawiać. Bo może akurat nie i postanowi patrzeć na nią z góry albo ignorować ją jak na przyjęciu Av? A gdy wychodziła na głupi mecz w towarzystwie kolegi z pracy – mógł wylać na nią całe szambo.
Nie powinna tego tolerować. Nie powinna tego znosić. Nie powinna na to sobie pozwalać. A jednocześnie wciąż czuła smak jego ust i wcale nie chciała rozstawać się z tym uczuciem. Cholerny Hirsch.
- Twoja relacja z Kaylee to wasza sprawa. Nie mieszaj mnie w to. Ani jej w to, co dzieje się między nami. – bo nie o nią była zazdrosna… była zła, że to się tak skomplikowało, ale Kaylee była dla niej ważna i nie zamierzała niszczyć tej relacji zazdrością o faceta, który sam nie wiedział czego chce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam nie wie, do czego ma to wszystko prowadzić. Ma wrażenie, że w jego głowie panuje zamęt nieporównywalny z czymkolwiek, co przeżywał wcześniej. Powinien wstydzić się swojego zachowania. Tej przedziwnej i niezdrowej zazdrości, która praktycznie odebrała mu rozum. Chowa twarz w dłoniach i intensywnie pociera nagi podbródek, zaraz po tym, jak Posy go od siebie odpycha.
Nie mieszaj jej w to? A nie zdążyłyście przegadać tego wzdłuż i wszerz, kiedy zamknęłyście się w sypialni Aviany? Nie zamierzam rozmawiać z Kaylee o tobie, nie wiem, jaki miałoby to mieć cel… – mamrocze zły i ściąga z siebie koszulkę. Dobrze. Najwyraźniej przebranie się we własne ubranie i finalne zakończenie dyżuru byłoby mądrzejszym pomysłem, niż całowanie jej tutaj, po tym wszystkim. Zagląda jednak do wnętrza szafki i po szybkim rozeznaniu stwierdza, że nie ma tam jego koszulki. Robi bałagan, przekopuje dłonią swoje rzeczy i tym samym tylko potwierdza ten fakt. Ale przecież to niemożliwe. Przecież kurwa nie przyszedł tutaj nago. Były spodnie, rozpinana bluza, plecak z rzeczami (wyjątkowo był dzisiaj nieelegancki) ale nie było jego ulubionego t-shirtu. Co do kurwy? Marszczy czoło i rzuca tylko krótkim spojrzeniem na Josephine, zanim nie zaciska na bluzie palców i nie podnosi jej do góry w geście kapitulacji.
Nie wiem… – oznajmia niby to w sprawie zagubionego odzienia, niby to w ramach tego, co powiedziała mu wcześniej. Przygląda jej się przez chwilę, nadal z wyjątkowo butnym spojrzeniem, ale po chwili kapituluje.
Zabawką? Myślisz, że traktuję cię jak zabawkę? Czy ty komukolwiek dałabyś traktować się jak zabawkę? Czy słyszysz, jak to brzmi? – przestał wrzeszczeć, jest bardziej rozgoryczony niż wściekły. Oraz najwyraźniej nie słyszał nigdy o synonimach. Kręci przecząco głową. Nonsens. Ta cała rozmowa to stek wzajemnie wypowiadanych bzdur.
Robisz mi z głowy syf. SYF, słyszysz?! Nie mogę nawet normalnie MYŚLEĆ, bo wszędzie jesteś ty! – wypowiada swoje pretensje zirytowany. Spodziewa się też, że rozebrany do połowy, w szpitalnych spodniach, wygląda dość idiotycznie. Zaczyna więc otwierać pozostałe szafki, zajęte przez inne osoby, w poszukiwaniu swojej koszulki. Trafia na nią dopiero ułożoną na stercie rzeczy, należących do blondynki z kardiochirurgii.
Do kurwy nędzy… – cedzi tylko pod nosem i posyła Alderidge spojrzenie mówiące A NIE MÓWIŁEM?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy on mógłby się ubrać?!
Ta krótka myśl przemknęła przez jej głowę, gdy Jacob zdjął szpitalną koszulkę. Już pomijając fakt, że ją tym rozpraszał – to też nie działało na ich korzyść, gdyby ktoś teraz tu wszedł. Ich spięcie na sali operacyjnej widziało przynajmniej kilka osób, to że wyprosili wszystkich by móc się spokojnie pokłócić – również. Gdyby ktoś teraz zobaczył jak wykłócają się o rzeczy, o których nie powinni rozmawiać w pracy, a on jest przy tym w częściowym negliżu… mieliby problemy. On miałby problemy. O niej po prostu rozeszłoby się jeszcze więcej plotek, chociaż jak widać już teraz ich nie brakowało. Trochę nie można się było dziwić – zawiść ludzka nie zna granic, a ludzie kochają rozmawiać o innych.
Nie rozumiała co robił, otwierając szafkę za szafką. Przez chwilę pomyślała, że może naprawdę postradał zmysły. Ale czy przez nią? Co ona takiego robiła? Ściągnęła mocniej brwi i założyła ręce na piersi, aż nie wyciągnął swojej koszulki z szafki blondynki – Gratuluję… dorobiłeś się psychofanki. Radzę uważać przy niej na słowa zanim wymyśli sobie, że ją molestowałeś w pracy. – prychnęła, ale tak naprawdę mówiła szczerze. Jeśli dziewczyna miała obsesję, a niewątpliwie tak było to… no cóż – wszystkie chwyty dozwolone, tak? Zwłaszcza, gdy dochodziła zazdrość. Chociażby o Alderidge – I dobrze, że zostawiłam u ciebie tylko majtki. Gdybym spotkała ją w swojej koszulce możliwe, że straciłaby zęby… ALE! – nie o tym mieli rozmawiać. Wróciła spojrzeniem do Hirscha i odetchnęła z ulgą, gdy założył na siebie tshirt i przestał ją rozpraszać chociaż nagą klatką piersiową – Wróćmy do tego, co przed chwilą powiedziałeś… SYF?! Czego ode mnie oczekujesz Jacob? Co mam zrobić, żebyś mógł myśleć. Mam się zwolnić? Oddać ci twój SoR na wyłączność? Wrócić do Afganistanu? Wyjść za mąż? Od świąt nie zamieniliśmy ze sobą ZDANIA. Normalnego nie przeszytego złośliwością i pogardą zdania! Słuchasz idiotycznych plotek na mój temat, masz jakieś idiotyczne pretensje… CZEGO CHCESZ, HIRSCH?!
Nie była pewna, czy ma prawo oczekiwał od niego odpowiedzi na to pytanie, gdy sama nie wiedziała, czego chciała. Chociaż może… jego? Zakończyła swoją żywą gestykulację sprzed sekundy, opuściła dłonie i wbiła swoje jasne tęczówki w Jacoba. W co oni najlepszego się wpakowali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy Josephine wypowiada w jego kierunku złośliwe gratulacje, Hirsch w tym czasie bezceremonialnie ściąga swoje szpitalne spodnie i wciąga na tyłek jeansy. Nadal jednak stoi boso, więc jest niezdolny do ucieczki z tego pokoju lekarskiego, co jednak coraz mocniej jest jego nadrzędnym celem. Ta przeciągająca się konfrontacja kosztuje go dużo wysiłku.
Słucha jej kolejnych pytań, wiążąc szybko sznurówki od traperów. Jakby walczył z czasem, usilnie śpieszył się na odjeżdżający autobus. Ucieczka. U c i e c z k a. Szybko, zanim Posy wypowie słowa, na które trzeba będzie już zareagować. Ale już, zanim skończy, okazuje się, że jest za późno. Czego chcesz? Czego chcesz? C z e g o c h c e s z? To za trudne pytanie. A może inaczej – bardzo łatwe pytanie z trudną do sformułowania odpowiedzią. Dlatego właśnie Hirsch podnosi się z ławeczki i długo utrzymuje spojrzenie Alderidge, które prawie przewierca go na wylot.
Skąd mam wiedzieć, że nie są idiotyczne Posy? Mówiłaś mi o nim, mówiłaś, jak wyglądają twoje pierwsze randki, dlaczego miałbym nie uwierzyć, że go przeleciałaś? – szybko zakłada jeszcze bluzę na ramiona. Może w końcu dotrą do niego wyrzuty sumienia, za to, co wyprawia. Za brak odwagi do skonfrontowania się z własnymi pragnieniami, za nieustające obrażanie Josephine, która jeśli była jakkolwiek winna, to w równym stopniu, co i on. Albo nawet mniej, ale tego przed sobą Jacob tak łatwo nie przyzna.
Ciebie. Chcę Ciebie.
Jeszcze przez chwilę zawiesza na niej swoje spojrzenie, zanim nie chwyci plecaka i skórzanej kurtki.
To nie ma sensu Josie. Nie chcę o tym dłużej rozmawiać. Rób, co chcesz i więcej do tego nie wracajmy – odpowiada zupełnie sprzecznie z tym, co myśli. Z tym, co czuje. Może paradoksalnie tak będzie łatwiej? Nie może tylko powstrzymać się od przelotnego ułożenia dłoni na jej policzku, kiedy wymija ją w drzwiach.
Tylko nie wracaj do Afganistanu – mówi jeszcze, zabiera rękę i kieruje się do tylnego wyjścia ze szpitala. Nie chce wychodzić głównym. Może nie chce pokazywać nikomu twarzy, na której wciąż maluje się szereg emocji? Może lepszym towarzystwem będą mijane po drodze magazynki i puste korytarze.


z/t

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”