WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Nie słyszała wiele z tej rozmowy, a to co udało jej się usłyszeć – było ciężkie do zrozumienia. Nie potrafiła sobie natomiast przypomnieć, czy kiedykolwiek widziała Kaylee w takim stanie. Tak, doszło do rękoczynów. Nie zdążyła nawet do nich dotrzeć, żeby powstrzymać przyjaciółkę przed kolejnymi ciosem w tors Hirscha. Szczerze powiedziawszy? Po tym jak ją potraktował – jak udawał, że jej nie zna – trochę jej nawet kibicowała, ale no… skrzywiła się. Mało tego. Gdy zawartość szklanki Kaylee wylądowała na twarzy Jacoba – skrzywiła się. Mocno. Ale w tym momencie całym serduszkiem była w drużynie Butler. Jedynie wymowne spojrzenie, które posłała Jacobowi wyrażało więcej niż tysiąc słów… coś ty do cholery jej zrobił?!.
Ale dała się pociągnąć przyjaciółce do środka. Chociaż obróciła się jeszcze, zerkając przez ramię na porzuconego na balkonie Hirscha… dlaczego nie mogła go wyrzucić z głowy? Na (nie)szczęście szybko znalazł pocieszenie i pomoc w postaci Cosmo, który chętnie wycierał mu twarz z pozostałości alkoholu. Co?! Cholerny Hirsch.
Po dotarciu do stolika z alkoholem, pierwsze co zrobiła to nalała przyjaciółce drinka. Przyjaciółce oraz sobie. Dużo. I akurat przykładała szklankę do ust, gdy Kaylee wyrzuciła z siebie to, co wyrzuciła. Aż się zakrztusiła – Co? – bo tego się nie spodziewała. Spojrzała na Kaylee i w kierunku balkonu, później znowu na Kaylee… - Co? Latami? – bo nagle wszystko zaskoczyło – Chcesz powiedzieć, że on… że ty… że Keylen? – uuu… sytuacja się rozkręcała – Ej, ale spokojnie tak? – zauważyła szklące się spojrzenie Butler i momentalnie chwyciła jej dłoń w dłonie i zmusiła ją do spojrzenia na siebie – Nic się nie dzieje. Są święta i ma być miło, prawda? Nie chcemy popsuć Avianie przyjęcia, prawda? Łzy z powodu Jacoba Hirscha się do tego zaliczają. Chcesz gdzieś usiąść? Z daleka od wszystkich?
Zerknęła na resztę przyjaciółek, bo obawiała się, że sytuacja jest bardziej dramatyczna niż mogło się wydawać… Kolejny raz też posłała przepraszające spojrzenie Dallasowi.
-
Miała się świetnie bawić, miała korzystać z nocy bez dzieciaka przy nodze, eh. Spojrzała z ukosa na Posy, która, nie wiedząc dlaczego, gubiła język w ustach. Że Ty… - Nie – że on… - Nie – że Keylen… - Nie, Boże, nie. Nie wiem. NIE. Ubzdurał sobie coś. Ubzdurał. Wymyślił i… – się doyebał. Przerwała i oddech głębszy wzięła, kiedy Josie ścisnęła jej dłoń. Była pewna swojego. Może już nie tak stuprocentowo jak kilka tygodni temu, ale odrobinę. Wciąż uparcie, choć tylko trochę, wierzyła w swoje racje. – Nic się nie dzieje – powtórzyła jej słowa, wpatrując się w jej oczy, jakby to miało ukoić wszelkie jej rozterki, albo przynajmniej uspokoić jej rozszalałe serce. Tak, nie chciały psuć przyjęcia, dlatego nawet przepraszająco zerknęła w stronę Thornton, rzucając nieme „przepraszam”. – Powiedz, że w pracy też taki jest. Że jest okropny, że mówicie o nim same negatywne rzeczy, że dosypujecie mu soli do kawy, że stwarza wam same problemy i robi wszystko by było wam pod górkę? – sama nie wiedziała w czym miałoby to jej pomóc ale hu nołs, może będzie odrobinkę lepiej? Znała Hirscha kilka lat, kiedyś nazywała go przyjacielem, nawet nie powinna o to przecież pytać. Nie miała absolutnie najmniejszego pojęcia, że to nie jest tylko jej szef. Ale pracowała w gazecie, wyłapywała słówka, była w tym dobra, ok. Ale o tym później. – Nie wiem, możemy? – najlepiej by stąd uciekła. – Nie powinnam robić większego przedstawienia – przed oczami miała samą siebie, kiedy Jacob wyprowadzał ją na zewnątrz i wstyd oblewał jej rumieńce.
Ignorując jej wątpliwości Posy po prostu pociągnęła ją w kierunku jakiegoś wolnego pokoju w mieszkaniu Thornton. Cokolwiek, gdzie można było zamknąć za sobą drzwi.
/zt dla Kaylee i Posy
jak ktoś ma ochotę do nich dołączyć to zapraszamy!
Ale zaraz wrócimy
-
Ale mimo wszystko zdobył się na uśmiech podobny do tego, który zerkając w jej stronę w pewnym momencie wyłapał. Może nawet nim zachęcony zaraz by do niej podszedł, gdyby zamiast Jacoba na horyzoncie nie pojawił się Cosmo.
– Chłopcze – kiwnięciem głowy przywitał się z Fletcherem, dopiero po chwili wyłapując, że tak jak Georgii mógł się tu spodziewać, przyjaciela swojej córki raczej nie powinien. Nie zdążył go jednak o nic spytać, już ciągnięty w stronę stołu za Adore, której jeszcze nie miał okazji poznać. Ale choć wszystko działo się jakoś tak szybko, zdołał rzucić w jej kierunku swoje imię, a nawet ostatecznie, zanim wszyscy usiedli, podać rękę na przywitanie. – Mieszkam obok, jeśli jeszcze pamiętasz – jako, że dopiero wczoraj zorientowałam się, że Avianka i Judasz są sąsiadami, musiałam napisać o tym w tym poście, żeby nikt nie miał wątpliwości!! – Zresztą Seattle jest bardzo małe, jak widać – nie to, że chciał tym zdaniem coś zasugerować, ale od kiedy tylko znalazł się w mieszkaniu Thornton, każda kolejna sytuacja coraz bardziej go zadziwiała. I mimo, że nie wszystkie zgromadzone tu twarze były mu dobrze znane, było co najmniej kilka takich, których akurat na tym przyjęciu się nie spodziewał. – I dobrze, przynajmniej będę miał ulubioną sąsiadkę znowu na miejscu – skomentował słowa Aviany, podobnie jak ona traktując je tak, jakby były najbardziej przyziemną informacją jaką mogła im w ogóle przekazać. Już nawet miał w planach zaproponować jej kolejnego drinka, skoro poprzedniego wypiła tak szybko, ale po raz kolejny to Cosmo mu w tym przeszkodził. – Kogo jak kogo, ale mnie nie oszukasz – ale czy miał jakiś problem z tym, że dzieciak palił? Nie. Gdyby było inaczej już dawno by mu o tym wspomniał, darując sobie udawanie, że pierwsze lepsze perfumy zatuszowały dym, którym nie raz przeszły jego ubrania. Dlatego i tym razem tylko lekko go po plecach poklepał, przepraszając wszystkich siedzących po stole i w ślad za Fletcherem od niego odchodząc. Ale nie w stronę balkonu. Nie interesowała go burzliwa rozmowa między Jacobem a Kaylee, a Georgia, która w dość krótkim czasie zamiast otoczona całą grupką ludzi została w towarzystwie jedynie (chyba?) Dallasa.
– Porwę ją na chwilę, dobrze? – oznajmił wszystkim tam zgromadzonym, o ile poza Simmonsem był ktoś jeszcze, po czym ruchem głowy wskazał Maynard, by na chwilę odeszli na bok. – Chciałem... przeprosić. Nie tylko za ostatnią rozmowę. W sumie to za wszystko – z niemałym trudem przyszło mu wypowiedzieć na głos to słowo, ale gdy wreszcie się przez Gią uzewnętrznił, poczuł niemałą ulgę.
-
- Przepraszam was na moment... muszę - wskazała ruchem dłoni na drzwi jednego z pokojów za którymi przed momentem zniknęła Kaylee i Posy. Nie wiedziała czy to odpowiedni moment na to, aby się wtrącić w to co wydarzyło się pomiędzy nimi i Jacobem na balkonie, aczkolwiek nie lubiła pozostawać bierna. Zgarnęła ze stołu butelkę wina albo i dwie i wraz z otwieraczem wymaszerowała z salonu, zostawiając gości samych. Uprzednio rzuciła jeszcze: - Tylko nie roznieście mojego mieszkania w pył w piętnaście minut, dobrze? Zaraz wracam - uśmiechając się.
-> do dziewczyn poszła, do drugiego tematu, ok?
-
Już otwierał usta, by rzucić słaby żart w kierunku Georgii, kiedy zorientował się, że on również postanowiła zniknąć z kimś, kogo widział po raz pierwszy. By zamaskować to niepowodzenie, przechylił szklankę i opróżnił ją z alkoholu. Nie czekając na nic, sięgnął po butelkę i ponownie napełnił szklankę – lodem nawet się nie przejął. — Świetna impreza, naprawdę doskonała — stwierdził, gdy nawet gospodyni pognała za pozostałymi dziewczynami. Im więcej kobiet tym gorzej!
Przynajmniej nie musiał silić się na sztuczne uśmiechy i w kółko zapewniać, że u mnie wszystko dobrze. W pracy świetnie. Prywatnie? Prywatnie doskonale. Widoczniej rozmowa z samym sobą to wszystko, co mu zostało. Bo przecież do stołu, przy którym kręciła się Adore waz z mężczyzną, który (jeśli dobrze usłyszał) na imię miał Philip, podchodzić nie zamierzał.
-
… I Adore też się pogubiła. Jednym okiem zerkała na Dallasa, który w pewnym momencie przy stoliku został całkiem sam, a drugim, całą sytuację, która rozgrywała się pomiędzy Kaylee, Posy oraz Jakubem. Była rozdarta. Z jednej strony znajdujący się w jej organizmie alkohol sprawił, że miała ochotę porozmawiać z Simmonsem, a z drugiej cóż, przyjaciółki były w tym momencie zdecydowanie ważniejsze. Musiała sobie odpuścić. I, najlepiej, nie pić już nic do końca wieczoru, bo ewidentnie jej to nie służyło. – Nie mam pojęcia – rzuciła w kierunku Aviany, w odpowiedzi na pytanie dotyczące dziewczyn. Była tak bardzo rozkojarzona, że historię opowiedzianą przez Cosmo, zignorowała całkowicie, posyłając mu jedynie uśmiech, który miał świadczyć o tym, że jednak słuchała, nawet jeśli tak nie było. – Co się stało? – szepnęła do Aviany, gdy ta zaczęła opowiadać o ucieczce z NY. Nie doczekała się jednak odpowiedzi, ponieważ słysząc od przyjaciółki krótkie Idziesz? kiwnęła głową i wstała z miejsca, rzucając Philipowi przepraszające spojrzenie. – Zaraz wrócimy – dodała, kierując się w stronę pokoju.
-> też poszła za dziewczynami
-
Podeszła jednak do stołu, przechodząc obok brata sprzedała mu buziaka w policzek i lekko ścisnęła jego ramię.
- Niech zgadnę… biorąc pod uwagę tą ciężką atmosferę, rozegrała się tu przed chwilą jakaś drama, a one teraz poszły to omówić? – zapytała swobodnie, sięgając po kieliszek z winem i zajmując miejsce obok Dallasa, którego chyba jeszcze nie kojarzyła – Elise – przedstawiła się, uśmiechając się ładnie do mężczyzny – Siostra Aviany i Philipa. – brodą wskazała na ukochanego rudzielca, a przynajmniej mniej więcej się przedstawiła. No i wytłumaczyła dlaczego nie jest w czerwonej sukience – nie należała do tego kółka wzajemnej adoracji.
-
Zacisnął mocno palce na zimnej barierce, ale kiedy jego sekundant niemal natychmiast ruszył z pomocą, Jacob zabrał chusteczki z jego ręki i sam wytarł sobie twarz.
– Wody? A uważasz, że Kaylee nie załatwiła już tego wystarczająco? – odpowiedział wściekły. Zły. Bardzo zdenerwowany. Od razu też chciał powiedzieć, że nie chce o tym rozmawiać, zgodnie z prawdą, ale zamiast kolejnej chamskiej odzywki, po prostu ugryzł się w język. Przymknął na moment powieki i zaklął siarczyście pod nosem. Raz i drugi. Przejechał dłonią po mokrej koszuli. Bez sensu. To bez najmniejszego sensu.
– Spałem z nią. Kiedyś. To przyjaciółka mojej żony. Tylko raz. Jeden kurewski, cholerny, niepotrzebny raz. Dziewczyny przyjaźniły się przez lata. Zapomniałem tylko, że Kaylee zna się też dobrze z Avianą. To miasto jest jednak zajebiście małe, prawda? Kaylee miała męża. Dziewięć miesięcy później, od czasu tej nieszczęsnej i nieudanej kolacji i cudownie głupiej w zbiegu okoliczności, urodziła dziecko. Nie wiedziałem. Nie miałem p o j ę c i a. Rebecca wiedziała o tym, co się stało. Nie chciała utrzymywać z nią więcej kontaktu. Poza tym było z nią coraz gorzej, to nie miało najmniejszego sensu. Wiesz, wyjść z nią do znajomych a potem zbierać z podłogi ich salonu, bo wcisnęła prochy do torebki po chusteczkach i naprała się w czasie wyjścia do toalety. Chociaż powiedziałem Butler, że nie wiedziała… – zamyślił się na chwilę i znów z jego ust popłynął tylko stek przekleństw – Zresztą, nie ważne. Syn Kaylee może być mój. Muszę wiedzieć. MUSZĘ. Muszę zanim w tym całym syfie stracę resztki rozumu. Tylko, że ona nie chce zrobić badań – wzdycha przeciągle. Robi mu się zimno.
– Skoro nie palisz – Hirsch komentuje fakt, że Cosmo stoi z papierosem w ręku, który już dawno zgasł w połowie – To może wejdziemy do środka? Muszę się napić.
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
- Pytałeś dlaczego nie chce zrobić tych testów? Może martwi się, co będzie wtedy z jej małżeństwem? Albo tego, że namiesza małemu w głowie? Albo wspomnienie tamtej nocy jest za trudne i nie chce rozdrapywać przeszłości? Może zbyt mocno przywiązała się już do myśli, że to, co wtedy się wydarzyło, nie jest warte rozpamiętywania i próby spojrzenia na tamten raz inaczej - jako na coś, czego konsekwencje sięgają aż do dzisiaj - wydaje się w tej chwili niemożliwe? Nie znam jej, Jake. Nie mam pojęcia, jaką jest osobą i co nią kieruje, ale to nie jest sprawa, którą rozwleka się tylko po to, żeby zrobić komuś na złość. Wiesz? - kontrolne spojrzenie, ale nie dał mu jeszcze czasu na odpowiedź. - To dla ciebie trudne. Cholernie. Myślę, że ona zdaje sobie z tego sprawę i może dlatego reaguje... tak. Oboje jesteście rozgoryczeni, bo to niewygodna sytuacja. Ale w tej historii nie ma żadnego czarnego charakteru. Potrzeba wam (obojgu) trochę więcej wyrozumiałości. To nie jest materiał na wybuchowe kłótnie na imprezach, Jake. Wyciąganie jej z rozmowy z koleżankami nie jest w porządku.
Było zimno, ale to wydawało się teraz zupełnie nieważne. Może za mocno się wtrącał i może gadał od rzeczy. Wszystko może, ale na pewno nie mógł po prostu zignorować tego, co usłyszał i pójść.
-
– Mąż Kaylee ich zostawił. Nie wiem nawet kiedy. Taki właśnie fantastyczny ze mnie przyjaciel… – mamrocze w końcu w ramach długo wyczekiwanej odpowiedzi. Zastanawia się, czy nie powinien stąd wyjść. Może. Może nawet by wypadało. Nie chce jednak zostawić brata wśród większości obcych ludzi. Trudno. Najpierw potrzebuje się napić alkoholu. Wyciąga więc ramię w kierunku Cosmo i tak zagarnia go do środka. Mokra koszula Hirscha nieco przeschła. Napotyka na sobie przelotny wzrok brata i tylko kręci przecząco głową. Wyjaśni mu, później. Judah najwyraźniej też jest w trakcie dziwnej rozmowy z nieznaną Jacobowi kobietą. Może jednak nie do końca nie zna tu nikogo poza nim i Avianą? No i przyjacielem rodziny Hirschów, Fletcherem.
Jacob, razem z wiernym giermkiem Cosmo, podchodzi do Dallasa, w momencie kiedy Elise kończy komentować nastrój imprezy i przedstawia się pozostałym gościom.
– To prawdopodobnie moja wina. Nie umiem trzymać jęzora za zębami, kiedy potrzeba byłoby się w niego ugryźć – odrobina samokrytyki kończy się wyciągniętą dłonią do przepięknej brunetki – Jacob. Nie należysz do klubu szalonej czerwonej sukienki? – przedstawia się.
– WSZYSCY powinniśmy się napić. To na pewno coś, czego chciałaby od nas Aviana – niezwłocznie rekomenduje wszystkim zebranym poza klubem kryzysowym i podnosi butelkę z baru, gotowy uzupełnić Dallasowi szklankę jako pierwszemu.
-
— Może dzięki temu, że jest inaczej ubrana, nie wywoła kolejnej katastrofy — mruknął, kierując swoje słowa do zebranych. — Liczę na to — dodał, w stronę Elise, która być może będzie ostatnią nadzieją na uratowanie tego przyjęcia.
Simmons, jako że od początku kręcił się przy alkoholu, rozlał wódkę do kieliszków, a szklankę z whisky podał Elise, która na widok wódki skrzywiła się, co nie uszło jego uwadze. Spostrzegawczy facet, nie ma co!
— Zawsze to tak u was wygląda? — spytał, po tym, jak już wypił zawartość swojego kieliszka. Tak, mocny alkohol mógł albo pomóc temu spotkaniu albo całkowicie je pogrzebać.
-
- Chciałoby się powiedzieć… faceci. – zażartowała, zerkając na Hirscha – Szpitalny Oddział Ratunkowy w Swedish? – kojarzyła go! – Wydaje mi się, że kiedyś mieliśmy okazję się poznać. – bywała tam wystarczająco często, głównie jednak obracając się w kręgu dyrekcji i ordynatorów, którzy mogli jej pomóc w prowadzeniu testów klinicznych, ale kojarzyła wielkość kierowników oddziałów, także tego ratunkowego.
- I założyły wszystkie czerwone sukienki? – spojrzała to na Dallasa, to na Jacoba i no cóż… parsknęła. Bo niczego innego nie mogła się spodziewać po swojej siostrze i jej koleżankach. Wszystkie je uwielbiała, ale naprawdę? – Obawiam się, że nikt nie przekazał mi informacji o obowiązującym dress codzie. I nigdy, absolutnie nigdy nie wywołuję katastrof. – nie była to prawda, ale przecież Dallas nie musiał tego wiedzieć, prawda? Odebrała od mężczyzny drinka, za którego podziękowała ładnym uśmiechem – Nie mam pojęcia jak to tu wygląda zawsze. Chyba jestem zbyt sztywna na imprezy Aviany. Rozumiem, że też nie należysz do towarzystwa? – zaśmiała się – Ale skoro tak… napijmy się za tych, którzy nie zdezerterowali. Nadal możemy się przecież dobrze bawić, prawda? – spojrzała na swoich towarzyszy i ładnie się do nich uśmiechnęła.
nie mówimy o tym głośno
ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej
south park
- Co tu tak nagle opustoszało? - mruknął półgębkiem do Jacoba, ale nawet nie miał pewności czy ten go usłyszał. Zaraz też zwrócił uwagę na pojawienie się nowej osoby [Elise], dzięki której poczuł ulgę, że nie tylko jego nie poinformowano o czerwonym theme imprezy. Kiedy Hirsch już się przedstawił, wyciągnął do kobiety rękę, żeby ją uścisnąć.
- Cosmo - odwzajemnił uśmiech, którym ta wcześniej zdążyła go przywitać. - Aha, no spokojnie, jak widać mi też nikt nie powiedział, a trochę żałuję; mam masę czerwonych rzeczy do przetestowania, ale uznałem, że czarny jest taki bardziej... uniwersalny? A tu flop jak zwykle, szkoda gadać, szkoda strzępić ryja - zaopiniował, podnosząc ze stołu swój kieliszek. I ŻEBY NIE BYŁO. Chciałoby się powiedzieć, że nastąpiły tutaj liczne batalie wewnętrzne i były prowadzone krwawe wojny z myślami, ale... nie. Właściwie to szczerze mówiąc zupełnie zapomniał, że istniały co najmniej trzy powody, dla których absolutnie nie powinien sięgać po alkohol i refleksja przyszła dopiero, kiedy wykrzywiająca usta czysta chlusnęła już do gardła.
Pięćdziesiąt pięć kalorii.
- To zależy, kogo pytasz o zawsze - tym razem zwrócił się do Dallasa, jednocześnie odstawiając kieliszek z powrotem na blat. Nie będzie popijał jak pizda jakaś i BOŻE, ON (I JA TEŻ) ZUPEŁNIE ZAPOMNIAŁ O TYM, ŻE TAM GDZIEŚ W TLE KRĘCIŁ SIĘ CAŁY CZAS SZANOWNY PAN HIRSCH, no ale nic, może nie widział. - Avianka też zniknęła? - zaniepokoił się lekko, a to kolejne już wybicie z imprezowego rytmu pogłębił tylko jakiś smęt dla starych dziadów, który puścił się z głośników. - Skaranie boskie, przepraszam na moment - mruknął pod nosem, kierując się do tzw. odtwarzacza muzyki, żeby zmienić tę chałę na coś, do czego dało się tańczyć i spalić te kalorie nieszczęsne.
-
A działo się naprawdę dużo i może odrobinę już podpita Georgia nie zarejestrowała momentu, w którym od towarzystwa odeszła Kaylee wraz z Posy, ale dalsze ucieczki pozostałych przyjaciółek nie umknęły jej uwadze. Co więcej, sama dość powoli przymierzała się do podążenia za czwórką wspaniałych, gdy obok całkiem niespodziewanie pojawił się Judah. Rzuciła przepraszające spojrzenie Simmonsowi, zostawiając go sam na sam z litrami alkoholu i ruszyła za Hirschem, gdzieś tam na bok, bo w tym domu właśnie tak załatwiało się wszystkie sprawy. Niby przy ludziach, ale jednak nie do końca (i w międzyczasie skinęła głową do Eliski, która się pojawiła w mieszkaniu!!).
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, a nawet zastanowić się czego Hirsch mógł od niej chcieć i czy przypadkiem nie lepiej byłoby gdyby po prostu się unikali (dobra o tym już pomyślała), słowa mężczyzny kolejny raz ją zaskoczyły. I żeby była jakaś odmiana, tym razem to zdecydowanie nieco milsza niespodzianka od tych poprzednich. - Och, w porządku. I też przyznaję, że odrobinę mnie poniosło ostatnio. Po prostu kierowały mną różne emocje, przepraszam - stwierdziła, decydując się przybrać na twarzy skruszony uśmiech. W zasadzie była całkiem wdzięczna, że zdecydował się podjąć krok, który rozluźni między nimi napięcie, jednak nie była przekonana czy to był dobry moment na poważne rozmowy. Biorąc pod uwagę co działo się wokół nich i z jakim tempem następowały po sobie różne zdarzenia. Oczywiście, że przeprosiny Hirscha dużo dla niej znaczyły, ale czy nagle umiała się zachowywać, jakby byli dobrymi przyjaciółmi? Pewnie nawet jakby chciała, to jeszcze nie potrafiła w ekspresowym tempie przestawić się na nowe tory, więc propozycja, z którą wyszła była raczej czystą grzecznością z jej strony, ewentualnie drobnym przełamaniem niezręcznej ciszy. - Napijesz się czegoś? - w końcu nie widziała w jego dłoni szklanki z alkoholem, a to chyba był całkiem dobry pomysł.
-
Jacob przenosi swoje spojrzenie na Elise i uśmiecha się lekko.
– Istnieje taka ewentualność, Pani Thorton… – przesadna formalność i lekkie skinięcie głowy. Czy potrzebne? Ależ absolutnie. Czy zasadne? Tylko, jeśli przyjmiemy, że Hirsch zaczynał właśnie z nią flirtować. Cóż, Dallas będzie musiał poczekać na powrót Posy, może ta wynagrodzi mu cały ten trud oczekiwania.
– Może Josephine opowie swojej randce, po powrocie, czy narady jak na sabacie są na porządku dziennym? – zadaje pytanie i uśmiecha się niewinnie w stronę Simonsa. Po przyjacielsku. Bez złośliwości, unosząc szklankę z alkoholem nieco ku górze, w geście toastu.
– Fletcher! Fletcher! – woła jeszcze za Cosmo, konspiracyjnym szeptem, ale kiedy ni jest w stanie przebić się przez muzykę, po prostu woła go ruchem ręki. Trzeba pić.
– Rozumiem, że boisz się Judaha, ale pijemy właśnie za zdrowie gospodyni i jej pięknej siostry i zwyczajnie nie możesz odpuścić… – oznajmia już lekko alkoholem rozluźniony. Spogląda też w stronę brata i tajemniczej nieznajomej, ale wnioskując po ich minach, postanawia dać im spokój. I kiedy sympatyczny Dallas polewa następną kolejkę, a Hirsch jest gotowy zapowiedzieć kolejny toast, do gości wracają szanowne panie. Jacob krzyżuje na moment swoje spojrzenie z tym należącym do Posy. Może chwilę za długo. Może trochę zbyt bezczelnie. Zamiast więc wznieść toast, wypija alkohol od razu i spogląda na straszą z Thortonów.
– Wygląda na to, że na mnie już pora, ale może spotkamy się niebawem… w szpitalu? – a nuż Alderidge słyszała.