WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

retro #1
outfit
Kiedy chciała go odwiedzić pierwszy raz, okazało się, że nie jest to możliwe. Była gotowa przyjechać z mamą, która również bardzo się o niego martwiła, jednak lekarz postanowił, że najlepiej będzie, jeśli Cosmo skupi się na leczeniu w neutralnym środowisku. Nie wiedziała nic na temat odwyku, także nie miała z czym tej opinii skonfrontować, a że nie miała nic w tej kwestii do powiedzenia, to czekała kolejny tydzień, by dostać informację, że jej przyjaciel jest już gotowy, by z kimś się spotkać. Tym razem w tym trudnym dla Laury przedsięwzięciu chciał pomóc Leonard, proponując, że ją podwiezie i wesprze podczas spotkania. Na początku nie była przekonana do tego pomysłu. Po pierwsze nie chciała go w to wciągać, obarczać takimi problemami, a przy okazji zobowiązywać do czegokolwiek. Po drugie nie chciała też tłumaczyć się przed Cosmo, kim Leo dla niej był i dlaczego z nią przyjechał. A znała Cosmo na tyle, że wiedziała, że zasypie ich masą pytań, sam zacznie wyciągać zbyt pochopne (no może nie w tym przypadku, ale jednak) wnioski i rozemocjonuje się za bardzo, a nie wiedziała, czy to dla niego takie dobre. Miał przecież spędzać spokojnie czas, wyciszać się, pleść bransoletki z muliny i przepracowywać swój problem, prawda?
Mimo tych wszystkich wątpliwości przemierzała z Leo zielony dziedziniec prowadzący do sporego budynku, na którego froncie widniała wielka nazwa, kojarząca się bardziej z jakimś szczęśliwym przybytkiem, niż ośrodkiem leczenia uzależnień. W drzwiach czekała już Pani Belle, o której Cosmo zdążył jej opowiedzieć, a jak się okazało, ona też już o Laurze słyszała.
– Jesteś jeszcze piękniejsza, niż na zdjęciach, które pokazywał mi Cosmo. – oznajmiła z szerokim uśmiechem i wskazała im korytarz, którym mieli udać się na spotkanie z przyjacielem. Zaraz potem przywitała się też z Adlerem, od razu spoglądając na niego pytająco. – Mam rację, prawda? – dodała, bo według niej również jego zadaniem było potwierdzenie informacji o urodzie Laury.
– Dziękuję. – wymamrotała cicho, uśmiechając się do niej delikatnie. Chciała odwdzięczyć się jej jakimś komplementem, przypominając sobie, co opowiadał jej Fletcher o tej wiecznie uśmiechniętej kobiecie, jednak zaraz dotarli do przestronnej sali, w której czekał przyjaciel. Przy kilku kwadratowych stołach siedzieli inni pacjenci, jedni na tyle zajęci swoimi robótkami, że nawet nie zwrócili na nich uwagi, inni obejrzeli się, szepcząc coś do siebie na ich temat.
Na twarzy Laury pojawił się blady uśmiech, kiedy zobaczyła Cosmo. Oczy od razu zaszły jej łzami, które na szczęście tego dnia nie miały nawet odrobiny makijażu do rozmazania. Ruszyła w jego stronę, rozkładając ramiona, by objąć jego kościste ciało.
– Cosmo… – wymamrotała i pociągnęła nosem.
– Jak się cieszę, że cię widzę. – że żyjesz, że jesteś właśnie tu, że jednak jestem ci na tyle bliska, że mogę tu być. Wypuściła go z objęć, przypominając sobie, że nie są sami. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad jedną ważną w tym momencie rzeczą, która wcześniej jakoś nie przyszła jej do głowy.
– Poznaj Leonarda. Wspominałam ci o nim… chodzimy razem na kurs fotografii. – oznajmiła, starając się dobrać odpowiednie słowa, by tylko trochę określić ich relację.
Ostatnio zmieniony 2020-12-30, 19:53 przez Laura May Hirsch, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

leonard & laura & cosmo
<img src="https://i.pinimg.com/564x/02/cf/f1/02cf ... 0e4cb3.jpg" height="200"><br>
awkward
(adj.) when you say bye to someone
and then walk the same direction
look
W tę sobotę odpuścił sobie wizytę na uczelni z zamiarem poświęcenia w pełni tego dnia Laurze. Towarzystwo podczas wizyty w ośrodku zaproponował jej sam kilka dni temu, mając na celu wyłącznie dobro panny Hirsch, której zszargane niedyspozycją przyjaciela nerwy wymagały ukojenia. W samochodzie siedzieli w ciszy, oboje nie do końca wiedzieli o czym mówić i czy w ogóle jest sens strzępić język, skoro nie wiadomo co czeka ich na miejscu. Laura nie była pewna czy Cosmo będzie chętny na to spotkanie; czy strach przed przyznaniem się do porażki mógł być w nim na tyle silny, by odmówić rozmowy z bliską osobą? Adler mógł się tylko domyślać co działo się w jego głowie, ale przecież wcale go nie znał, wszelkie wnioski wysnuwane na podstawie strzępków informacji i kilku szczątkowych wzmianek było nie na miejscu, zwłaszcza w takiej sytuacji.
Wysiedli z wozu na parkingu przed niskim, ceglanym budynkiem, będącym centrum leczenia uzależnień, w którym to Leonard nie miał dotychczas okazji być. Wszelkie instytucje związane z lecznictwem, od szpitali po kliniki weterynaryjne, wzbudzały w nim pewną niechęć, choć nie był nigdy chorowity, nie spędził więc dzieciństwa na tutejszych oddziałach. Pomimo niepokoju, jaki błysnął ostrzegawczą lampką z tyłu jego głowy, przekroczył próg gmachu, podążając tylko za ciemnowłosą dziewczyną we wskazanym przez nią kierunku.
Pannie Belle skinął tylko głową w odpowiedzi, unosząc kącik ust. To oczywiste, że chciała być po prostu miła. Urodzie Laury nie można było zaprzeczyć, sam był jej wielkim wielbicielem, ale nie wypadało mówić o tym na głos, zwłaszcza że nie było pewności czy z panną Belle przyjdzie im się jeszcze spotkać w innych okolicznościach.
Cosmo Fletcher, błękitnooki anioł o złotych włosach, którego niepowtarzalny blask wyróżniał się na tle innych młodzieńców, którzy tamtego letniego wieczoru postanowili zaszczycić swoją obecnością klubowe parkiety. Adler nie wiązał wielkich nadziei na jakiekolwiek fajerwerki, ale on hipnotycznie przyciągał wzrok, roztaczał wokół siebie aurę, której nie sposób było przeoczyć pomimo jego wychudzonej sylwetki. Pamiętał jak drobna, chłodna dłoń znikała w silnym uścisku, jak ustępował pod jego naciskiem i jak błyskawicznie dostosowywał się do każdego ruchu. Wtedy myślał, że płynność gestów świadczy o pewności siebie, świadomej uległości - czy już wtedy był uzależniony od twardych narkotyków? Leonard stał w przejściu, obserwując jak Laura rzuca się na szyję ukochanemu przyjacielowi, ale w jego głowie tkwiła tylko jedna, uporczywa myśl - jak mógł dać się tak zwieść? Jak mógł nie poznać, nie zrozumieć co tak naprawdę się wokół dzieje? Był przecież święcie przekonany, że panuje nad sytuacją, że nic go nie zaskoczy, a już na pewno nie nastoletni chłopak, który podając się za dorosłego doprowadził go tamtego dnia do nietypowych wręcz emocji.
I wtedy nadeszła jego kolej, głos panny Hirsch dotarł do niego po chwili, wyrywając z zamyślenia. Przestąpił kilka kroków, by znaleźć się bliżej nich, czując jak zalewa go fala dreszczy, w brzuchu zawiązuje supeł. Blondyn przypominał cień człowieka, którego przyszło mu poznać kilka miesięcy temu. Poszarzała, zmęczona skóra, włosy w nieładzie; ile zostało w nim z tamtego chłopaka?
- Miło cię wreszcie poznać, Cosmo. - Słaby uśmiech pojawił się na jego bladej twarzy, kiedy wyciągał rękę w kierunku młodego Fletchera, siląc się na neutralny ton głosu. Laura pewnie uznała, że chodzi o jego niechęć do tego typu miejsc, albo dyskomfort w związku z wchodzeniem z butami w czyjąś relację. To miał być w końcu ich moment na wspólne spędzenie czasu, Leonard wcale nie był tu potrzebny.

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

cosmo, laura & leonard
<img src="https://i.pinimg.com/564x/71/02/96/7102 ... d02c1b.jpg" width="200">

Czy mam opisać wizję? Aura piekła nie znosi
hymnów! Były to miliony czarownych istot,
słodki koncert duchowy, siła i uspokojenie,
szlachetne popędy, czy ja wiem?


Pobudka była o szóstej rano.
Piętnaście minut później wszyscy powinni być już przebrani na poranną gimnastykę - Cosmo miał pozwolenie tylko na spacer po terenach ośrodka w towarzystwie pani Belli. Można by pomyśleć, że tułanie się przez pół godziny z samego rana po zimnie musi być cholernie denerwujące, ale te wietrzenie umysłu z samego rana niezwykle przypadło Fletcherowi do gustu - nawet jeśli w pierwsze dni odkąd przerzucono go z grupy detoksowej do odwykowej trzeba było jeszcze zrzucać mu kołdrę z łóżka i wyciągać zaspanego za ramiona z pościeli. Od szóstej czterdzieści pięć do siódmej trzydzieści przewidziano czas na poranną toaletę. Dla Cosmo zdecydowanie za mało, bo dobre dwadzieścia minut pochłaniało samo stanie w kolejce pod prysznic. Za mało, bo nie było kiedy przestudiować uważnie każdego milimetra kwadratowego skóry; bo niecierpliwość czekających na swoją kolej za prysznicową kotarą osób wywierała skuteczną presję, co do pośpiechu.
Od siódmej trzydzieści do ósmej trzeba było uwinąć się ze śniadaniem - męka. Nikt nie wisiał nad nim, kiedy jadł, ale siedząc przy czteroosobowym stoliku i tak czuł się stale pod ostrzałem spojrzeń. Z założenia, jeśli zjadłeś szybciej, mogłeś zajrzeć jeszcze do pokoju przed rozpoczęciem zajęć, ale Cosmo nigdy nie udało się tego zrobić; prawie codziennie zostawał na stołówce jako ostatni, do samego końca, aż któraś z opiekunek nie stwierdziła wreszcie, że dobra, idź już, pomimo ledwie podziobanej na talerzu porcji. Z jakiegoś powodu każdy tu wiedział, że Fletcher miał problem z jedzeniem - pewnie zasługa Dede.
Zajęcia różniły się między sobą w zależności od dnia tygodnia, ale zawsze zaczynały się godzinną mikro edukacją o ósmej. Zazwyczaj była to pogadanka o uzależnieniu i jego wpływowi na różne aspekty życia, po której miała miejsce moderowana dyskusja. Nuda. Potem zaczynały się zmienne bloki zajęć: od dziewiątej do jedenastej - przerwa na drugie śniadanie - od dwunastej do piętnastej - przerwa na obiad i czas wolny - od siedemnastej do dziewiętnastej - kolacja. Dawało to osiem godzin aktywności każdego dnia w tygodniu z wyjątkiem niedzieli, kiedy miejsce miały tylko punkty stałe codziennej rubryki z mikro edukacją o ósmej i spotkaniem społeczności o osiemnastej. Podczas jego pobytu raz zorganizowano wycieczkę w góry, ale nie mógł jeszcze wtedy wychodzić poza teren ośrodka. W soboty zamiast bloków zajęć, takich jak arteterapia (tańczenie makareny, robienie bransoletek z muliny i łańcuchów świątecznych - zdecydowanie ulubiony blok Cosmo), ergoterapia (nazywana przez Fletchera wykorzystywaniem pacjentów jako taniej siły roboczej) i sesje terapii grupowej czy indywidualnej, miały miejsce warsztaty rozwojowe i ośrodkowe zawody w różnych dziwnych, sportowych konkurencjach.
W większości z nich Cosmo nie mógł brać udziału, tak więc sam organizował sobie czas czytając książki albo przesiadując z innymi sportowymi asami na świetlicy, gdzie pani Cristina zaganiała obecnych na sali pensjonariuszy do oderwania się od komunalnego telewizora, na rzecz nawlekania koralików na sznureczki albo robienia innych pierdoletów. Fletcher, jako ulubieniec pani Cristiny, zawsze miał głęboko w nosie, co tam się dzieje w szerokim świecie, tak więc siedział przy kwadratowym stoliku razem z nią oraz Fioną (malarką, kokainistką) i panem Josephem (alkoholikiem, weteranem wojennym).
- C o s m o, ktoś do ciebie przyszedł chyba! - burknęła z kanapy Gia (studentka politologii, amfetaministka), która miała najlepszy widok nie tylko na telewizor, ale też na korytarz, którym zmierzali już w stronę świetlicy…
- LAURA! - zawołał, zanim jeszcze przyjaciółka zdołała wyminąć te wszystkie stoliki, taranujące przejście do tego pod oknem, przy którym siedział właśnie on. Zanim Hirschówna zdążyła objąć go ciasno swoimi ramionami, podniósł się z krzesła (odrzucając na bok te wkurwiające go już solidnie antystresowe kolorowanki) i zdążył poczynić jeden, wątły krok w jej stronę. Pachniała słodko - perfumami, które lubił jej podkradać, ale przede wszystkim sobą: bezpieczeństwem i wolnością. W pierwszym odruchu nie zwrócił w ogóle uwagi na jej towarzystwo, być może zakładając, że ktoś inny także doczekał się gości. - Ja też się cieszę, co ty tu robisz w ogóle, Devon wysłał ci adres? - zasypał ją gradem pytań, jeszcze zanim ta zdecydowała się przedstawić mu swojego towarzysza. Jednocześnie skinął głową do pani Cristiny, która uśmiechnęła się do niego serdecznie, żeby gestem dłoni wskazać im kierunek, w którym mogą pójść, żeby usiąść gdzieś, gdzie będzie mniej tłoczno - po drugiej stronie świetlicy, z dala od dudniącego telewizora.
Leonard, kurs fotografii. Nie miał zamiaru przyznać się do tego, że w istocie nie pamiętał - wolał nie myśleć o tym, w jakim musiał być stanie, kiedy przyswajał od niej tę informację. Zaraz przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który zbliżył się dopiero teraz, jakby przez ten cały czas czekając na to, aż Laura da mu sygnał, że to będzie w porządku.
- Chujowe miejsce na zawieranie znajomości, pewnie musisz teraz myśleć, że jestem straszną patologią - uśmiechnął się słabo, wyciągając do niego rękę, żeby przywitać się jak należy. - Z naszej dwójki to Laura jest tą porządną, nic na to nie poradzę. - Posłał Hirschównej rozbawione spojrzeniem, zanim ruchem dłoni nie zaprosił ich do zajęcia miejsc na miękkiej, skórzanej kanapie. Sam opadł na stojący tuż przy niej fotel, żeby następnie przerzucić nogi przez podłokietnik, rozkładając się wygodnie. Spojrzenie przez kilka długich sekund wbijało się w twarz Leonarda.
- Czy my się czasem nie znamy? Wydaje mi się, że cię kojarzę - oświadczył bezpardonowo, zupełnie nieświadomy faktu, że miejsce, z którego się znali nie było na tyle transparentne, żeby wywlekać tę sprawę przy Laurze. - Jesteś może z South Parku? - Pełen zastanowienia uśmiech nie znikał z jego twarzy - w końcu nie ma to jak spotkania ze starymi znajomymi, prawda?
Obrazek

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

To jak wyglądały takie miejsca widziała tylko z filmów. Nigdy nie pomyślałaby, że doświadczy czegoś podobnego, że będzie jechać do takiego ośrodka, by odwiedzić kogoś tak sobie bliskiego. Nie miała pojęcia jakich ludzi tam zobaczy. Gdyby mogła zdecydować, wcześniej, za Cosmo, sprawiłaby, żeby tu nie trafił. Nie chciała go widzieć w takim stanie. Wychudzonego, zmęczonego, z podkrążonymi oczami, bez tej iskierki w oczach, którą miał zawsze, gdy się spotykali. Nie chciała widzieć tych ludzi wokół nich, tych zmęczonych życiem i uzależnieniem cieni ludzi. Próbowała patrzeć przez siebie, by nie zawiesić na nikim wzroku na dłuższą chwilę. Czuła się tak cholernie niezręcznie.
Jego widok, całego i względnie zdrowego był kojący.
– Nie mogłam cię tu przecież samego zostawić! Przyjechałam, kiedy tylko mi na to pozwolili. Rozmawiałam z Devon, powiedział, że ma nadzieję, że moje odwiedziny cię ucieszą. – odpowiedziała z uśmiechem. Oczywiście od samego początku była w kontakcie z Devonem który informował ją na bieżąco o stanie Fletchera, o tym jak wygląda sytuacja na odwyku, kiedy będzie mogła go odwiedzić. Do pewnego momentu miała nawet kontakt z Florianem, który też o Cosmo się martwił.
Ruszyła za przyjacielem na drugą stronę sali. Nie interesowało jej to, czy pamiętał, że mu Leonardzie wspominała. Tak naprawdę wcale nie musiało być to prawdą. No cóż, może na początku ich znajomości, kiedy dopiero rozpoczynali wspólną pracę nad projektami. Później jednak, kiedy zaczęli się do siebie zbliżać, ograniczyła rozmowy na temat ich współpracy. Nie mogła pozwolić na to, by ktoś się czegoś dowiedział, nawet przypadkiem, gdyby w emocjach powiedziała o kilka słów za dużo.
- Leonard mnie podwiózł. Mama niestety nie mogła. Swoją drogą, przesyła pozdrowienia. Ojcu nie mówiłam, wiesz, że by się wkurzył. – wytłumaczyła przyjacielowi. Musiał być świadomy tego, że jej mama wiedziała. Ona martwiła się o niego równie mocno. Poza tym mieli świetny kontakt, wydawało się więc Laurze, że jej może w tej kwestii zaufać. Judah natomiast wpadłby w furię.
Zajęła miejsce na skórzanej kanapie, po tej stronie, która była bliżej blondyna, domyślając się, że to ona będzie z nim więcej rozmawiać, nie chcąc przy tym, by Leo czuł się niezręcznie, czy też czuł się do czegoś zobowiązany. Posłała mu blady uśmiech i przeniosła wzrok na przyjaciela.
- To akurat było wiadomo i bez tego miejsca. – wywróciła oczami i zaśmiała, żartując sobie oczywiście, chciała sprawić, żeby Cosmo poczuł się lepiej. Nikt go nie traktował jak patologii, na pewno nie Laura. Ale wiadome było, że to ona była tą grzeczną w ich relacji.
Zmrużyła oczy, słysząc jak Fletcher zastanawia się, czy nie kojarzy skądś Leonarda. Też była ciekawa, czy mieli okazję się gdzieś wcześniej spotkać. Skoro Cosmo nie uczył się w jej szkole, to na pewno nie było to miejsce. Cóż, równie dobrze mógł go z kimś pomylić.

/ wątek przerwany

autor

oh.audrey

ODPOWIEDZ

Wróć do „Retrospekcje”