WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był złośliwy, ale to tylko wywołało uśmiech na twarzy brunetki. Miał prawo. To w ogóle był celna uwaga ładnie spinająca zarówno to jak uniosła się, gdy zaledwie wspomniał temat jej ojca jak i wszystko to, co wydarzyło się drodze powrotnej od jego matki. Swoją drogą zabawne, że ich matki ciągle mają ogromny wpływ na ich życia mimo, że oboje są już dorosłymi ludźmi. Może nawet chciała to poruszyć. Wspomnieć i faktycznie tym razem wyjaśnić, co robi w szpitalu w Boże Narodzenie i że nie jest to żadna mroczna historia – po prostu jej matka jest jeszcze gorsza niż Pani Hirsch. Tylko, że nie chodzi jej o wnuki… ona po prostu nienawidzi Posy i całe życie brunetki stara się zamienić je w piekło. A ona nigdy nie jest wystraczająco dobra. Ba! Ona w ogóle nie jest dobra. Nie spełnia absolutnie żadnych oczekiwań swojej matki.
Tylko nie zdążyła. Spojrzała na ludzi, którzy wlali się do pokoju i spokojnie przyglądała się całemu przedstawieniu. Czy poczuła zazdrość? Odrobinę. Ale na pewno musiała dziewczynie przyznać, że miała tupet. I odwagę. Uśmiecha się pod nosem, widząc reakcję Hirscha, ale na pewno nie spodziewała się tego, co zaraz usłyszał.
Nevada.
Prawie zakrztusiła się swoją kawą. Ale szybko odzyskała rezon, upiła jej spory łyk i kilka kolejnych chwil spędziła na budowaniu relacji między pracowniczych, które w ogóle jej nie interesowały. Dlatego dość szybko wyszła, zajrzała do szatni a później ruszyła na poszukiwania Jacoba.
- Nevada, huh? – zapytała, stając w progu niewielkiej salki konferencyjnej, w której kontynuował swoją świąteczną randkę z dokumentacją medyczną. Uśmiechnęła się pod nosem, a z kieszeni fartucha wyjęła czerwoną kopertę do której przyczepiona była złota kokarda. Prezent – Nie jest to, co prawda Nevada i kupiłam je przed kolacją u twoich rodziców, więc teraz pewnie mogą stracić na znaczeniu, ale… Wesołych Świąt Doktorze Hirsch. – świąteczną kopertę położyła na stole i przesunęła w kierunku Jacoba.
Bilety. Sympozjum w Nowym Jorku określane mianem najważniejszego wydarzenia roku 2021 w medycynie ratunkowej. Bilety wyprzedały się w ekspresowym tempie i wcale nie było łatwo ich zdobyć, ale… udało jej się. I oba właśnie leżały na stole przed Jacobem.
A ona nie czekając na jego reakcję odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. W końcu wypadało wrócić do obowiązków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otworzył kopertę i zaledwie wysunął z niej bilety. Przesłanie dotarło do niego szybko. Podnosi się sprawnie i chwyta Josephine za nadgarstek, wciągając ją z powrotem do sali konferencyjnej. Zamyka za nią drzwi i poprawia żaluzje tak, żeby wysłonić środek przed ewentualnymi spojrzeniami przechodzących ludzi. Ta część szpitala jest jednak zdecydowanie pusta w pierwszy dzień świąt. Wieczór, kiedy większość normalnych i niezwichrowanych ludzi spędza czas z rodziną.
Żydzi nie obchodzą Bożego Narodzenia. Dla nas Jezus był prorokiem, a nie boskim synem. My zapuszczamy pejsy, golimy kobietom głowy i okaleczamy penisy, w oczekiwaniu na zbawcę. I mam nadzieję, że niebawem w końcu przyjdzie, bo jeśli nie, to mojej matce kompletnie odpierdoli – [/b]odpowiada na wcześniej zadane mu pytanie, jakby chciał naprawić ich sposób rozmowy. Albo w ogóle tę relację. Jest niepewny. Robi krok w jej kierunku, ale potem znów się cofa. Widać po nim jednak, że jest rozedrgany. Nieco zagubiony. Alderidge robi z jego umysłem coś takiego, że później ledwo przypomina Hirscha, przez którego stażystki i pielęgniarki płaczą po kątach. Wokół niej sam stąpa na palcach.
Dotyka palcami koperty leżącej na stole.
Wytłumacz mi to Josephine. W kontekście rozmowy z taksówki. Dlaczego Nevada i Nowy Jork tak, a Seattle nie? Potem też rzucisz mi w twarz tekstem, że nie mogę się zdecydować, czy chcę się z tobą pieprzyć, najwyraźniej wyłącznie poza granicami stanu, czy to wyłącznie zawodowa relacja? – odbija się od stołu, na którym musiał przysiąść i znów robi krok w kierunku Posy. Jego dłoń obejmuje jej szczękę, a kciuk nieśmiało przesuwa po dolnej wardze ust.
Teoretycznie, nawet mnie tu dzisiaj nie ma… – nie umie jej tego powiedzieć w inny sposób. Nie jest dobry w artykulację emocji. Nigdy nie był za specjalnie dobry. A tu dodatkowo zaczyna gubić się w niezrozumiałej dla niego siatce sprzecznych gestów. Jego dłoń przesuwa się po jej twarzy, palce zaciskają może za mocno, suną za moment także po jej szyi i zaciskają się na karku. Dopiero wtedy cofa rękę i kiwa głową. Nowy Jork, dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet nie drgnęła, gdy do niej podszedł. I tylko znów to robiła… wpatrywała się w niego. Intensywnie i bez przerwy. Gdy był tak blisko, gdy dotykał jej twarzy – chciała, żeby to zrobił. Żeby przekroczył tą cholerną granicę przyzwoitości, żeby ją pocałował. Żeby znów sprawił, że brakowało jej tchu i poczuła jak odchodzi od zmysłów. Przez niego.
I teoretycznie mogła mu to powiedzieć, żeby to po prostu zrobił. Nic jednak takiego się nie stało. Poza tym, że smukłe palce brunetki zacisnęły się na materiale jego koszuli. Złapała go tak, bo nie chciała, żeby się odsuwał. Odpowiadało jej to, że był blisko, że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów, że wpatrywali się w siebie i oddychali tym samym powietrzem.
- A możesz się zdecydować? – zapytała, przechylając lekko głowę i uśmiechając się pod nosem – I tak wtedy zdecydowaliśmy, Jacob. Co wydarzyło się w Nevadzie, zostaje w Nevadzie… że nie powinniśmy tego przenosić do szpitala. Dlatego to wszystko, co wydarzyło się na tamtej kolacji było... mocno mylące. Sprowadzanie mnie tylko do roli podwładnej, gdy jednocześnie twoje ręce temu przeczyły. – bo jemu się może wydawało, że powiedział jej prosto w twarz, że jej chce. Tutaj. W Seattle. Ale ona tego nie usłyszała… dla niej to nie ona była tą, która wysyła sprzeczne informacje.
Niemniej znowu się uśmiechnęła. I rozluźniła uścisk na jego koszuli. Zamiast tego strzepnęła z niej kilka wyimaginowanych paproszków i poprawiła ją przy kołnierzyku. Zupełnie swobodnie i zupełnie… bez podtekstów.
- Moja matka jest suką. – rzuciła – Nienawidzi mnie. Nie wiem czy to dlatego, że tak mocno przypominałam jej ojca, czy o co chodzi, ale jestem prawdopodobnie jej największym rozczarowaniem, co lubi podkreślać na każdym kroku. Jeśli wydaje ci się, że twoja matka dużo krytykuje – musiałbyś poznać Panią Alderidge. Wszystko robię źle. Lubię Święta, ale nie byłabym w stanie wysiedzieć z nią w jednym pomieszczeniu… to przeczyłoby całej świątecznej idei. – to nie byłoby miłe spotkanie pełne miłości. To byłaby walka o przetrwanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dramatycznie stara się zachować dystans, bo nie wie, jakby się to skończyło, gdyby przestał kontrolować to, co działo się właśnie w małej salce konferencyjnej Swedish Hospital. Kręci przecząco głową, w ramach reakcji na jej słowa. Nie może być rozczarowaniem. Jakby to mogło być w ogóle możliwe? Ale Hirsch bardziej niż ktokolwiek inny jest świadomy, że każdy jest spaczony traumą, którą można określić jednym słowem „rodzice”. Teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej ma ochotę przysunąć swoje usta do ust Posy. Złączyć je w krótkim, pokrzepiającym pocałunku. Zamiast tego odgarnia niesforny kosmyk włosów z jej czoła i znów dotyka jej policzka, przesuwa po nim kciukiem. Nigdy nie pomyślałby, że to skrajnie irytujące dziewuszysko będzie prześladowało jego myśli swoją piękną twarzą. Kiwa głową na znak zrozumienia. Zabroniła mu kontynuować tematu ojca już jakiś czas temu, więc nawet nie próbuje go podnosić. Uznaje, że podzieliła się z nim tym, czym mogła. Hirsch przytula ją. Obejmuje ramionami i wtula w siebie. Palce jednej z dłoni wsuwają się na jej kark i zaciskają lekko na włosach. I tylko te rogi renifera sprawiają mu nieco trudności, żeby oprzeć na moment nos o jej głowę i odetchnąć głęboko.
Czy ja naprawdę mam lecieć 7 godzin samolotem na drugi koniec kraju i czekać dwa tygodnie, żeby móc ci ściągnąć majtki Josephine? – zadaje pytanie, śmiejąc się nieco z absurdu, jaki obydwoje na siebie nałożyli – Chcę polecieć z tobą na to sympozjum, ale chciałbym też renegocjować warunki tego osobliwego kontraktu… Rozwiązanie z Nevady się nie sprawdza – mówi, odsuwając się nieco – Powiedzmy, że potrzebujemy trzech sensownych, żelaznych zasad. Pierwsza. Szpital jest absolutnie poza jakimkolwiek zainteresowaniem. Ale… O której kończysz dzisiaj dyżur? Chyba nie zamierzasz pić tego bezalkoholowego wina ze stołówki? – jego wzrok szuka poparcia w jej spojrzeniu, zgody, aprobaty.
Druga? – patrzy na nią pytająco – Wsuwanie tylko do połowy i tak się liczy i nie wchodzi w ogóle grę, niech ci to nie przyjdzie do głowy… – rzuca wybitnie głupim żartem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak widać mogła. Ale nie powiedziała mu tego oczekując współczucia. Nie musiał jej współczuć posiadania matki-wariatki. W końcu nie ona pierwsza i nie ostatnia. Aczkolwiek to, że ją przytulił… to na swój sposób było miłe. I zaskakujące. Nawet jeśli mogła mu wybić oko filcowym porożem, o którym ciągle i zawzięcie zapominała, co niewątpliwie trochę odejmowało powagi sytuacji.
Chociaż może sytuacja wcale, ale to wcale nie była poważna? W kąciku jej ust czaił się uśmiech, który mógł mu jasno i wyraźnie dać do zrozumienia, że… była skłonna faktycznie renegocjować warunku ich kontraktu. Mało tego – z każdym jego kolejnym słowem wygląda na jeszcze bardziej rozbawioną – Nie wchodzi w grę. – jego punkt drugi był głupi, dokładnie tak jak żart Bo są takie rzeczy, o których nie było mowy… bo było to prawie tak samo abstrakcyjne jak naturalne metody antykoncepcji albo to durne „wyjmę na czas”. Ale rozbawił ją. Dobrze mu to szło – jakby na moment znowu faktycznie wrócili do Nevady, przestali na siebie warczeć i kłócić się o każdą pierdołę na Izbie Przyjęć – Dlatego moja propozycja to… – zaczęła, zadzierając głowę do góry i stając na palcach, żeby dodać sobie trochę wzrostu. Zrównać się z nim i móc sięgnąć jego warg – PRAWIE. Gdy mówiła mógł poczuć zaledwie muśnięcie, irytujące ciepło jej oddechu, ale nie miękkość jej warg – Po drugie nawet jeśli szpital jest poza jakimkolwiek zainteresowaniem to są takie miejsca… jak na przykład składzik na leki albo pościel, które są cholerną Szwajcarią. Nie są szpitalem. – rzuciła rozbawiona – A po trzecie. Czy możemy przestać tyle gadać i czy możesz mnie wreszcie pocałować. – tak, właśnie tak. Nie musiał wcale lecieć siedem godzin do Nowego Jorku, żeby dobrać jej się do majtek. Musiał tylko z nią rozmawiać, zamiast głupio się obrażać – Chociaż nie, czekaj! – jeszcze zanim zdążył spełnić jej prośbę, przyłożyła palec do jego ust, zamykając mu je i przy okazji powstrzymując od całowania, którego się domagała przed sekundą – Najpierw mi jeszcze powiedz… o co ty się właściwie na mnie obrażałeś przez ostatnie dni?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podoba mu się ta konwencja żartu, ale nie może się na to zgodzić. Zaprzecza ruchem głowy. I, mimo że bliskość jej ust jest rozpraszająca, to przełyka nerwowo ślinę i próbuje skupić się na tej dyskusji.
Nie. Nie ma mowy. Nie mogę dzielić czasu na dyżurze na ten przed spotkaniem w magazynku i po. Poza tym nie mam 17 lat, żeby pieprzyć się w tak niekomfortowych warunkach. Miej litość dla mojego czterdziestoletniego kręgosłupa – nie ma takiej możliwości. Nie może być rozkojarzony w pracy. I ludzie naprawdę nie powinni wiedzieć. W szpitalu nie dotknie jej nawet palcem. Jej wniosek zostaje odrzucony, ale Hirsch znów dotyka dłonią jej policzka. W takich okolicznościach, kiedy wciąż trwa ustalanie zasad, jeszcze nie obowiązują. Jego kciuk błądzi więc po jej wargach i chociaż sama prosiła, żeby ją pocałował, to wciąż wypowiadane przez nią słowa skutecznie go przed tym powstrzymują. Dlaczego go o to pyta? Przecież doskonale wie, dlaczego gniewał się przez ostatnie dni. Rozdeptała jego ego obcasem, kiedy wysiadła z ubera przy stacji metra, zostawiając go z rozumiejącym piąte przez dziesiąte, hinduskim kierowcą. Wobec tego wzdycha przeciągle, wypatrując litości w jej spojrzeniu. Ale zamiast łaski obserwuje tylko ponaglenie. Wzdycha więc przeciągle i w ramach kapitulacji, decyduje się opowiedzieć jej o swojej perspektywie tego wieczoru.
Powiedziałem ci, że ręka na twoim udzie to nie objaw tego, że potrzebowałem DODATKU DO GARNITURU, ale tego, że od tygodni nie mogę przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w Nevadzie. I że chciałbym, żeby mogło mieć miejsce też w Seattle. OCZYWIŚCIE W MNIEJ ELOKWENTNY SPOSÓB. Co nie zmienia faktu, że kazałaś wysadzić się przy metrze i wysiadłaś z taksówki – na wszelki wypadek, gdyby miała definitywnie skruszyć jego męską dumę, przesuwa palce z jej policzka na usta, żeby nie mogła nic więcej powiedzieć.
Dobrze koleżanko, bo muszę wracać do pracy. Druga zasada – znajomi ze szpitala nie mogą wiedzieć. Bo MOI przełożeni nie mogą wiedzieć. Nie mam problemu z tym, żeby wiedzieli inni… – kiedy o tym mówi, do głowy wpada mu jeszcze jedna ważna rzecz. Przypomina mu się ich rozmowa sprzed tygodni. Posy ewidentnie dała mu do zrozumienia, że to nic poważnego. – Czy ty ze mną randkujesz? Czy głównie zwiedzamy nawzajem swoje sypialnie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wyglądała na przekonaną. Ani przez sekundę nie wyglądała na przekonaną, że uda mu się utrzymać ręce przy sobie. No po prostu… no nie. I to było po niej widać. Ani nie ukrywała rozbawienia, ani tym bardziej błysku w oku. Była złośliwa, przecież wiedział. A w tym momencie stawiał przed nią wyzwanie. Zaliczyć Hirscha na dyżurze. Nie wiedziała ile czasu jej to zajmie, ale… była bardziej niż pewna, że jej się uda. Musiało.
To, że teraz nie potrafił zabrać dłoni, że ciągle sunął po jej policzku albo wargach – myślał o tym. Musiał myśleć o tym jakby to było, gdyby ją pocałował. Gdyby przyparł ją do ściany i zrobił to, o czym myślał od powrotu z Nevady.
No właśnie… Chciał, żeby się zamknęła, ale przecież nie mogła. Dlatego zabrała jego dłoń ze swojej twarzy i kontynuowała. Zdecydowanie będzie musiał popracować nad sposobem na zamykanie jej ust.
- Nie powiedziałeś tego. – przypomniała – Nie powiedziałeś, że liczysz na powtórkę… nie jestem głupia, Hirsch. Gdybyś to zrobił, gdybyś zaprosił mnie do siebie, gdybyś powiedział, że znasz jedyny słuszny sposób na odreagowanie wszystko, co tam się wydarzyło i że chcesz mnie zaliczyć… skończylibyśmy w twoim łóżku. Powiedziałam ci kiedyś, że lubię ten sposób rozwiązywania konfliktów, że uznaję seks na zgodę. – nawet jeśli była urażona, to gdyby zamiast się wściekać – powiedziałby, że jej chce… wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Ale było minęło, tak?
Spojrzała na dokumenty, które zostawił na stoliku – Pomóc ci? – zaproponowała, całkiem szczerze i bez… drugiego dna. Po prostu. Było tego dużo, a były święta, więc może czas na odrobinę świątecznej magii – Josephine Alderidge sama z siebie zaproponowała pomoc w uzupełnianiu dokumentacji medycznej. I uśmiechnęła się. A chwilę później po prostu oboje zabrali się za papierologię, której żadne z nich nie lubiło. To nie było jednak tak, że całkowicie zignorowała jego pytanie. Po prostu… musiała się zastanowić nad odpowiedzią. I kiedy przerzuciła kolejną kartę, podniosła głowę, wbiła wzrok w Jacoba i przygryzła długopis, który trzymała w dłoni.
- A co do randkowania… Technicznie rzecz biorąc ustaliliśmy gdzie możemy ze sobą sypiać i kto może o tym wiedzieć. Nigdy nie zaprosiłeś mnie na randkę – bo kolacji u jego matki nie zamierzała tak traktować. To byłaby najgorsza pierwsza randka w historii wszystkich najgorszych pierwszych randek – Chcesz wyłączności?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Widzi jej spojrzenie i tylko niemo artykułuje „nie”, zanim nie przyjmie jej pomocy przy dokumentach. Nienawidzi tego robić, nałożył na siebie ten nieszczęśliwy obowiązek, żeby mieć to z głowy, więc szybsze przerobienie tematu jak najbardziej jest dla niego olbrzymią ulgą. Co chwila podnosi tylko wzrok znad papierów, żeby krótko się jej przyjrzeć. Ma idealną twarz. Wyraźne i obfite usta – może kiedyś zdobędzie się na odwagę, żeby zapytać je,j czy to dzieło matki natury, ale na razie nie planuje narażać się na jej gniew w tym aspekcie – ładnie zarysowane oczy i wydatne kości policzkowe, na których czasem pojawiają się rumieńce, które sprawiają mu olbrzymią przyjemność.
Czy my jesteśmy właśnie w jakimś rozdziale książki dla niewyżytych kobiet w fazie przekwitania Josephine? Chcesz sporządzić całą umowę? Nie mam też żadnego ukrytego pokoju w mieszkaniu, gdzie miałbym trzymać wszystkie syfiaste, związane z seksem przedmioty. Albo kolekcję kajdanek – drwi, lustrując ją spojrzeniem. Nie mógłby przyznać, że zastanawiał się nad tym. Nad klasyfikacją tej relacji, jeśli miałoby pomiędzy nimi zdarzyć się coś więcej. Jak jednak mógłby od niej tego wymagać? Jak ktoś, kto z ulgą przyjął łatkę wdowca, podczas gdy jego małżonka całkiem prawdopodobnie wcale nie pożegnała się z tym światem, mógł wymagać od pięknej i młodej dziewczyny, żeby oferowała mu wyłączność, jeśli on nie mógłby w zamian dać jej niczego więcej? Poza tym pozostawał jeszcze jeden aspekt do rozstrzygnięcia, w którym Jacob był jeszcze bardziej zagubiony niż w całej swojej relacji z żoną.
Nie mógłbym tego od ciebie wymagać. Nie chcę cię też ograniczać. Poza tym wtedy to wszystko wymagałoby jakiejś nazwy. Albo chociaż określenia. Przyjaciele z gratisem? Przyjaciele z seksem na wyłączność? Chcę z tobą wyjść na kolację i chcę zamknąć cię w swoim mieszkaniu na cały weekend, ale nie cierpię tego całego etykietowania. I nienawidzę tych wszystkich głupich określeń dla młodzieży… –mamrocze więc w odpowiedzi, ale zatrzymuje się na chwilę i uśmiecha szeroko. –Przepraszam, zapominam, że ktoś w tym pomieszczeniu nie minął jeszcze trzydziestki… –wyzłośliwia się, ale po chwili dociera do niego, że jest jeszcze coś, o co chciałby zapytać –Jest w szpitalu ktoś, z kim łączy cię jakkolwiek podobna relacja?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciągle pozostawała rozbawiona. Nawet jeśli właśnie zarzucił jej jakieś dziwne nawiązanie do tej marnej historii o Christianie Grey’u, która swoją drogą ma podobno akcję w Seattle, więc tak bardzo tematycznie. I na pewno nie brakowało ludzi czerpiących inspirację, ale… nie. Nie posądzała go o posiadanie pokoju, w którym mógłby się zabawiać ze swoimi kochankami – Są lepsze alternatywy dla kajdanek, te są strasznie niewygodne i ciężko później wytłumaczyć siniaki na nadgarstkach. – rzuciła od niechcenia, niewzruszona, jakby właśnie opowiadała mu o pogodzie albo jakimś mało ciekawym przypadku z izby przyjęć. Żartowała? Mówiła z doświadczenia? Prawdopodobnie nie będzie tego łatwo od niej wyciągnąć. Zwłaszcza, że temat i tak dość szybko został zmieniony.
Szufladkowanie. Jak nazwać ich relację…
Ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie była ciekawa jego odpowiedzi. Tego, czy chciał jej na wyłączność, czy był w stanie sam ją zaoferować. Wpatrywała się w niego i znowu ją rozbawił – To było strasznie pretensjonalne, Hirsch. – bo „taki jestem dorosły”, gdy jednocześnie umawia się na seks ze swoją rezydentką? Czy to jedno z drugim się nie kłóciło? – I nie bylibyśmy przyjaciółmi, niezależnie od tego, co dodałbyś później, gdybyśmy wymagali od siebie wyłączności. Wtedy musiałbyś nazywać mnie swoją… dziewczyną. – zażartowała i wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu. Nie była w tym momencie poważna, mógł spokojnie oddychać – nie chciała od niego takich deklaracji – Nie. Nie sypiam z nikim ze szpitala. Ale… – podniosła wzrok na Jacoba, ciekawa jego reakcji – Danny, no wiesz… Danny-ratownik, zaprosił mnie na randkę, a zazwyczaj nie mam problemu z seksem na pierwszej randce. Głównie dlatego, że rzadko dochodzę do trzeciej, ale no nieważne. Jeszcze mu nie odpowiedziałam, ale skoro to otwarty układ. – drażniła się z nim, trochę go badała i była po prostu cholernie ciekawa, czy zauważy na twarzy doktora Hirscha chociaż odrobinę zazdrości. Chociaż malutki po niej ślad!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wzrusza ramionami. Chce zabrzmieć jak ktoś, komu faktycznie lekko przychodzą takie rzeczy. Ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Kiedy ona opowiada mu z lekkością o wiązaniu, sypianiu z typami na pierwszych randkach i jakimś ratowniku, naprawdę żałuje, że nie wpatruje się teraz w dokumenty, ale musi wytrzymać wwiercające się w niego spojrzenie ciemnych oczu. Nawet jeśli jest przekonany, że Josephine mówi to specjalnie i możliwe, że ratownik być całkiem nieświadomym, że staje się elementem gierki pomiędzy tym dwojgiem lekko splątanych ludzi. Tym samym w jego wzroku widać lekką zmianę a na czole pojawia się legendarna żyłka. Szybko jednak uśmiecha się w odpowiedzi.
Jesteś przekonana, że to właśnie powinien być ratownik? Kardiolodzy w tym szpitalu są całkiem wyględni. Pracował tu też kiedyś mój przyjaciel, Clive. Jako neurochirurg. Sam zaśliniłbym się na jego widok. Ale ratownik? Poza tym jestem przekonany, że nie jest obrzezany. Czy to nie jest Włoch z pochodzenia? Przecież obrzezane penisy są ładniejsze – prycha cicho, pokazując, jaki dystans ma do sprawy. Ale nie ma. Nie ma żadnego dystansu. Czuje dziwne ukłucie, które podpowiada mu, że ten cały układ może mu przynieść więcej szkody niż pożytku. Oddycha więc głęboko i stawia zamaszysty podpis na ostatnim dokumencie. Nachyla się nieco nad stołem konferencyjnym, a jego ręce wędrują pod blat, sięgają kolan Posy i ściągają ją z krzesła. Delikatnie masuje jej łydki palcami.
Ile dyżuru ci jeszcze zostało? Możemy wyjść coś zjeść. Co prawda to już prawie środek nocy, ale… mój u l u b i o n y lokal powinien być jeszcze otwarty. Niedaleko naszego osiedla. Porozmawiamy o tym ratowniku – posyła jej niewinny uśmiech.
No dobrze, ale skoro ja jestem pretensjonalny, to ty powiedz, jakie jest twoje zdanie. Chętnie wysłucham tego objawienia niepretensjonalnej mądrości – jest złośliwy, ale nadal się śmieje. W ogóle, o ile nie drze na nią mordy, a ona nie zachowuje się jak ostatnia… To jego towarzystwo sprawia mu przyjemność. I żartuje nie tylko wtedy, kiedy czuje się niekomfortowo. Bo wręcz przeciwnie – ceni sobie tę otwartość w rozmowie, szkoda, że nie tej, która dotyczy stricte ich. Może jednak w tym wypadku należy grać w tę grę w taki sposób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prychnęła, bo nie jego pomysły były pretensjonalne, a naśmiewanie się z tych wszystkich młodzieżowych określeń na mniej lub bardziej zobowiązujących relacji międzyludzkich. Podniosła tyłek z krzesła i podeszła do Jacoba, odwróciła to obrotowe na którym sam siedział i bez skrępowania zajęła miejsce na jego kolanach. Z dłońmi na jego karku i w niewielkiej odległości od jego twarzy. Znów sunęła wzrokiem od jego oczu do ust i zastanawiała się, czy nie wybrać tej opcji zamiast odpowiadania na jego pytanie. Przesunęła lekko palcami po męskim policzku, zahaczyła nawet o dolną wargę i tak, ostatecznie to zrobiła. Pocałowała go.
Może przed paroma chwilami mówili o tym, że szpital zostaje całkowicie poza ich zasięgiem, że nie mogą sobie pozwolić na żadną wpadkę, ale jednocześnie skoro sam zamknął drzwi i sam zasłonił rolety to mogła pozwolić sobie na trochę więcej. I tym więcej był w tym momencie pocałunek, który nie należał do przyzwoitych. Był raczej z gatunku tych, od których uginają ci się kolana i robi się gorąco.
- Chętnie pójdę z tobą na świąteczną randkę, Hirsch. – wymamrotała prosto w jego wargi, odsuwając się od niego tak, że aż wcale – Ale za… – zrobiła krótką przerwę, żeby gdzieś za jego głową spojrzeć na wyświetlacz swojego zegarka – Dwie godziny. To mnóstwo czasu i jeśli nie będzie żadnego wypadku to będą bardzo długie dwie godziny. – błysnęła kłami w rozbawieniu i zanim zdążył jej coś na ten temat odpowiedzieć znów złączyła ich usta w pocałunku – Jesteś pewien, że szpital nie… – doskonale wiedział jakie „nie” – sam postawił tą granicę. Ale teraz miał ją na swoich kolanach, całowała go a jej dłoń zsuwała się z jego karku, przez klatkę aż do podbrzusza. Nie zapomniała o swoim postanowieniu – zaliczyć go w szpitalu. I oczywiście, że robiła to z czystej przekory, ale przecież wiedział z kim miał do czynienia. Była zołzą! Zołzą, która teraz wymamrotała prosto do jego ucha, że – Nigdy nie porównywałam urody penisów… może powinnam zacząć?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Byłby strasznym oszustem, gdyby próbował udawać, że bliskość Posy nie robi na nim wrażenia. Przyjemne pocałunki i jeszcze przyjemniej wędrująca dłoń po jego ciele. Przecież o tym myślał właśnie przez ostatnie tygodnie. Czy tego chciał, czy nie, gorące wspomnienia nawiedzały go nieproszone w różnych życiowych sytuacjach. Dlatego przez moment traci dla brunetki rozum. Rozchyla usta, pozwala się całować, wplata dłoń w jej włosy, poprawia jej opaskę z reniferowymi rogami, zanim te wydłubią mu oczy, ale kiedy jej dłoń zapuszcza się trochę zbyt nisko, a palce zaczynają kombinować przy pasku wpiętym w jeansy, łapie gwałtownie powietrze i zatrzymuje jej ręce, zamykając je w swoim uścisku. Odchyla głowę i chociaż jego wzrok mówi zupełnie coś innego, to kręci delikatnie głową w ramach zaprzeczenia. Nie. Nie, proszę. Przesuwa palcami po jej plecach i z cichym westchnięciem wstaje, więc Alderidge – chcąc czy nie – wstaje razem z nim. Hirsch wciąż obejmuje ją ramieniem w talii, więc stoi blisko, ale potrzebuje tych kilku minut na złapanie oddechu i brutalny powrót do rzeczywistości.
Josephine… Obiecuję, że przez najbliższe dwie godziny on nadal nie straci na urodzie, a ja zrobię cokolwiek zechcesz, ale nie tutaj. Nie ma większej głupoty. Poza tym chociaż raz mogłabyś zastosować się do moich poleceń. Skoro te zawodowe najczęściej masz w… – uśmiecha się na koniec szeroko, dumny ze swojej złośliwości i przenosi dłoń na jej pośladki. Zahacza kciukiem o jej spodnie na gumkę i strzela z niej niedelikatnie.
Nie ważne jak nie kręciłyby mnie spodnie, które da się ściągnąć w sekundę. Proszę. Nie – całuje ją krótko, to zaledwie muśnięcie warg. Odsuwa się, zapina spodnie i zbiera dokumenty ze stołu.
Do zobaczenia za dwie godziny. Poczekam na parkingu – dodaje jeszcze, rozwija żaluzje i wychodzi z salki.
Dwie godziny później, tak jak obiecał, siedzi w samochodzie ze zgaszonymi światłami na szpitalnym parkingu. Dopiero kiedy Posy nie może go znaleźć, wkurwione nowe auto, manifestujące wszem wobec, że jego właściciel przekroczył właśnie czterdziesty rok życia, rozbłyskuje jasnymi reflektorami. Nie dotyka jej, aż nie opuszczą terenu szpitala. Wydaje się być trochę zdystansowany, nieco zmęczony, ale kiedy tylko zatrzymuje samochód na czerwonym świetle, zaciska dłoń na karku brunetki i wraca do przerwanych brutalnie pocałunków z pokoju konferencyjnego. Kiedy musi ruszyć, odkleja się od niej ze stłumionym jękiem.
Jestem. Najgorszym. Przełożonym. Na. Tej. Planecie – mówi niby do siebie, zaciskając palce na kierownicy. Niedługo później parkuje auto niedaleko jej osiedla i wskazuje Josephine palcem chińską knajpę pełną kolorowych światełek.
No dobrze, nie jest to może fancy restauracja, ale musimy przystosować się do okoliczności, tak? Smażony makaron z krewetkami i bardzo dziwne piwo w zielonej butelce. To maks moich rekomendacji – oznajmia, kiedy otwiera przed nią drzwi, a chwilę później siadają w dziwnej, lekko przyciemnionej loży, nad którą wisi czerwony lampion.

/ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ostatnie dni…
Nie była w szczycie formy. Była na dnie. Ciąg kilku nieoczekiwanych zdarzeń sprawił, że nie radziła sobie z rzeczywistością. Znów poczuła się jak w pierwszych tygodniach po powrocie do Seattle. Jakby całe życie działo się obok niej, jakby wszystko czego się złapie – rozpadało się w mak. Nawet nie była w stanie powiedzieć, co konkretnego wydarzyło się w jej życiu, że wróciła do dawnych zwyczajów. Znowu nie spała, nawet nie próbowała… kilka godzin regeneracyjnej drzemki złapanej w międzyczasie musiało wystarczyć. Pracowała jeszcze więcej, jakby chciała nadrobić błędy, które popełniła ostatnio – chociaż nawet ich nie popełniła, po prostu nie wszystkich dało się uratować… ale nie dawało jej to spokoju. Potrzebowała przyjaciela, potrzebowała kogoś, kto powie jej, że wszystko zrobiła dobrze, że to nie jest jej wina… a on nie odbierał telefonu. Nie odpisywał nawet na głupie wiadomości. Rozumiała, że potrzebował czasu po rewelacjach z posiadaniem dziecka, ale ona potrzebowała jego. Ten pierwszy raz wyartykułowała to w tak prosty sposób. Potrzebuję cię.
I kolejny raz dostała od życia policzek. Od niego go dostała.
Więc wróciła do jedynego znanego sobie sposobu radzenia z emocjami. Pracowała i imprezowała. Kolejne drinki, kolejne podejrzane proszki i kolejni mężczyźni przewijający się przez jej sypialnię. Może trochę chciała zrobić na złość całemu światu? Ale przede wszystkim jemu. Chociaż niewątpliwie najbardziej cierpiała na tym sama.
Była bałaganem. Chodzącym bałaganem.
Jej dyżur trwał już od kilkunastu godzin. Była zmęczona, była poddenerwowana (jak zawsze ostatnio) i naprawdę nie spodziewała się dzisiaj tu na niego wpaść. Dosłownie wpaść. Z papierowym kubkiem kawy wchodziła do pokoju lekarskiego, z którego on jak widać właśnie próbował się wydostać. Żadne nie pomyślało, że po drugiej stronie drzwi może być ktoś inny i wpadli na siebie z impetem – Szlag – jej kawa… kawa, której tak bardzo potrzebowała do funkcjonowania właśnie wylądowała wszędzie – łącznie z ich ciuchami – tylko nie w kubku. Jeszcze większą frustrację wywoływało w niej to, że to nikt inny jak Jacob Hirsch. Nie chciała go oglądać, nie chciała z nim rozmawiać… była zła i była zraniona – Mógłbyś uważać jak chodzisz. – prychnęła jak obrażona nastolatka i wyminęła go w drzwiach tylko po to, żeby faktycznie wejść do pokoju lekarskiego, wrzucić kubek do kosza na śmieci, a w przynależącej do pokoju łazience spróbować sprać plamy z kitla oraz scubsowej koszulki, którą po prostu w tym momencie z siebie zdjęła, żeby było wygodniej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#31

Nie mógł odebrać. Nie mógł oddzwonić. Nie mógł być, kiedy tego potrzebowała. Nie zrobił tego specjalnie, albo z premedytacją. Lojalnie uprzedził ją, że nie będzie go przez kilka dni. Musiał rozprawić się z tak wieloma rzeczami i wymagał odrobiny zrozumienia. Nie mógł domyślać się nawet, co w tym czasie działo się w Seattle z Posy. Jak mogła się czuć. Nie widział powodów, dla których mogłoby być aż tak dramatycznie.
Wrócił do miasta w środku nocy, a rano już, jeszcze przed swoim dyżurem, zameldował się w szpitalu, żeby odnaleźć Alderidge. Próbował do niej oddzwonić jeszcze z samochodu, ale domyślił się, że dziewczyna jest na oddziale.
Szukał jej po szpitalnych korytarzach i domyślał się, że będzie niezadowolona, ale w najśmielszej wyobraźni nie spodziewał się… Tego.
Ściągnął oblaną kawą bluzę i ruszył za Posy w kierunku łazienki w pokoju lekarskim. Nie rozumiał skali tego zachowania.
Posy, to ty wychodzisz z pokoju z wrzątkiem w ręku… – zaczął, całkiem łagodnie, stając w progu i upierając się barkiem o futrynę. Dopiero kiedy przygląda się jej bliżej, odrobinę dłużej i bez rozpraszającego go wypadku z kubkiem kawy w roli głównej, widzi, że… Jest nie najlepiej. Z jakiegoś powodu jest niezwykle blada, wydaje się chudsza, a jej twarz emanuje prawdziwym zmęczeniem. Poza tym, kiedy nachyla się nad umywalką, a jej włosy opadają na ramię, Hirsch dostrzega coś, czego nigdy nie chciałby oglądać. Lekkie zasinienia na karku i szyi, co wcześniej przykrywał szpitalny uniform. Czy to od czyiś palców, czy zbyt długich pocałunków? Jacob zaciska zęby i powoli wypuszcza powietrze z płuc. Nie ma prawa nawet o to zapytać, doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Josie, próbowałem cię znaleźć na oddziale… – zaczyna wobec tego dość niepewnie.– Słuchaj, rozumiem, że jesteś zła, bo się nie odezwałem… Ale nie mogłem. Po prostu nie mogłem. Uprzedziłem cię zresztą, że przez kilka dni będę poza miastem. Musiałem w końcu pozałatwiać pewne sprawy. Przykro mi, że cię to zdenerwowało… – do tego stopnia, że musiałaś znaleźć pocieszenie w bóg wie czym i kim. Wspaniale.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego ton głosy ją zirytował. Był spokojny, zbyt spokojny… jakby zupełnie nic się nie stało. Nie przeszło jej przez myśl, że może faktycznie nic się nie stało, że niepotrzebnie dramatyzowała, że reagowała nieadekwatnie do sytuacji. Faktycznie uprzedzał, że przez kilka dni nie będzie go w mieście. Ale czy to naprawdę był taki problem odebrać? Oddzwonić? Napisać głupią wiadomość? Potrzebowała go. W tamtym konkretnym momencie go potrzebowała. Bardziej niż przypuszczała, że mogłaby kogoś potrzebować i bardziej niż była w stanie się do tego przyznać. Nerwowo potarła koszulkę pod strumieniem wody, żeby zetrzeć plamę z wody i nawet nie podniosła wzroku. Uparcie wpatrywała się we wszystko tylko nie w niego… nie była w stanie nawet podnieść wzroku do lustra, bo wiedziała, że i tam zobaczy jego odbicie, jego twarz i znowu zmięknie – Nic mnie nie zdenerwowało. – jasne, oczywiście… prychnęła. Zakręciła wodę i nawet się nie fatygowała, żeby jakkolwiek wysuszyć koszulkę. Z tą wielką mokrą plamą założyła ją na siebie i dopiero wtedy odwróciła się w stronę Hirscha – To nie ma najmniejszego znaczenia. Ty nie mogłeś, ja nie mam ci już nic do powiedzenia. Wszystko jest w porządku. Mam nadzieję, że pozałatwiałeś wszystkie swoje sprawy. – prychnęła, bo brzmiało to cholernie mało przekonująco. Zresztą zdążyła się nasłuchać plotek o tym gdzie jest, co robi i z kim… ludzie w tym szpitalu uwielbiali przecież plotkować!
Spojrzała na niego zaledwie na ułamek sekundy. Tyle wystarczyło, żeby mógł zobaczyć, że zwyczajnie jest zraniona… nawet jeśli nie zrobił tego specjalnie. Tylko problem był taki, że Alderidge nie chciała słuchać jego wyjaśnień, nie chciała znajdować się z nim w tej małej przestrzeni lekarskiej łazienki. Pokręciła lekko głową i wyszła, wróciła po kawę – bo tej akurat nadal potrzebowała. Włączyła ekspres i oparła się o blat, na którym stał… - Jeden pieprzony telefon. Jednak krótka rozmowa… jedna wiadomość. Naprawdę tak ciężko było wygospodarować to pół minuty, żeby to zrobić? – i nie wytrzymała, ponownie odwróciła się w stronę mężczyzny i przystąpiła do ataku, jak zwierzę, które znalazło się w pułapce – Pieprz się Hirsch. – wycedziła przez zęby i chociaż miała ochotę dodać coś jeszcze, rzucić może jakimś epitetem w stronę mężczyzny to nie… ugryzła się w język. Zdołała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”