WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/originals/dc/fb/a0 ... /div></div>

autor

0
0

-

Post

  • 001.
Przez ostatnie miesiące wszystko zdawało się obierać właściwy kierunek, a przeszłość w końcu przestała nękać mężczyznę i wracać do niego jak bumerang. Pochłaniał go sport i praca w klubie bokserskim, więc nie wracał pamięcią do wszystkich nieprzyjemnych wspomnień związanych z wojskiem. Naprawdę wiele czasu zajął mu powrót do codziennego, normalnego życia jakie prowadził przed zaciągnięciem się do armii ale wtedy był przecież gówniarzem, który skończył liceum i myślał tylko jak się schlać z kumplami za hajs ojca. Nie zaznał prawdziwego, dorosłego życia bowiem kilka dobrych lat spędził na służbie. Musiał znaleźć sobie jakieś nowe hobby, zacząć wychodzić do ludzi i czerpać z życia garściami skoro udało mu się nie wrócić do domu w kawałku. Rehabilitacje i cała rekonwalescencja po wypadku trwała niemalże rok, więc większość czasu spędził w domu bądź o kulach ale kiedy w końcu odzyskał sprawność ruchową i pełnie sił mógł wrócić do trenowania boksu i innych przyjemności, których pozbawiony był przez lata.
Ostatnie czego chciał to konfrontacja z demonami przeszłości, które odcisnęły na nim piętno równie mocno co każdy wyjazd na front. Powrót Alderidge nie sprawił, że skakał z radości i poczuł niepohamowaną chęć spotkania po latach ale przez wgląd na ostatnie wydarzenia i śmierć jej ojca podjął próbę kontaktu i rozmowy. Wiedział, że nie wróciła na pogrzeb staruszka i uciekała od problemów co zwykła robić już przed laty dlatego czuł się zobowiązany sprawdzić jak się czuła, to wszystko. Zupełnie przypadkiem dowiedział się o jej powrocie i podjęciu pracy w szpitalu, więc właśnie tam zaczął jej szukać. Po skończonej pracy w klubie udał się z treningową torbą do szpitala w którym zaczął szukać dziewczyny i wypytywać o nią na izbie przyjęć. Kiedy w końcu zdołał wyciągnąć od pielęgniarek potrzebne informacje skierował się na podziemny parking, gdzie - jak się domyślał - pozostawiała swoje auto. Nie chciał rozmawiać w obecności innych lekarzy i pacjentów, a poza tym od ich ostatniego spotkania minął szmat czasu, nie wiedział jak zareaguje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wracając do Seattle nie podejrzewała, że co krok będzie musiała się spotykać z demonami przeszłości. Wiedziała, że powrót w rodzinne strony wiąże się ze spotkaniami z ludźmi, którzy kiedyś mieli dla niej duże znaczenie, ale nie wiedziała, że to wszystko będzie tak… skumulowane.
Jej życie po powrocie było chaotyczne. Mocno chaotyczne. Właściwie to… eh, szkoda gadać. Praca zajmowała jej mnóstwo czasu – pracowała za dużo, ale to była jej jedyna normalność. Gdy wychodziła z pracy – zazwyczaj odpływała i popełniała kolejne głupie decyzje. Dlatego spędzała w niej jak najwięcej czasu. Nie trudno więc było ją złapać w szpitalnych murach – na pewno łatwiej niż w domu.
Informacje i plotki w szpitalu rozchodzą się też z prędkością światła. Nie trudno więc było się dowiedzieć, że ktoś jej szukał… gdzie się udał? Tego już nie było wiadomo. Chociaż skoro nie trafiła na nikogo w poczekalni, nie trafiła na nikogo w lekarskim ani nawet przed szpitalem – można się było łatwo domyślić, że będzie miała gościa na parkingu. Zwłaszcza, że mógł się dowiedzieć o końcu jej dyżuru. Normalnie pewnie by go przeciągnęła, ale skoro tak – przebrała się w cywilne ciuchy, narzuciła na prosty czarny tshirt skórzaną ramoneskę i ruszyła na parking. Czy miała podejrzenia? Absolutnie żadnych.
Nic więc dziwnego, że była spięta i lekko podenerwowana. Z daleka widziała męską sylwetkę opierającą się o karoserię jej auta. Carter? To naprawdę była jej pierwsza myśl. Ale… nie.
- Jordan. – szepnęła, gdy znalazła się wystarczająco blisko, by móc go rozpoznać, by móc z nim złapać kontakt wzrokowy i nawet lekko się uśmiechnąć, bo chociaż ich przeszłość była trudna to dobrze było go widzieć – Przyznam szczerze, że gdy usłyszałam, że ktoś mnie szukał… nie spodziewałam się, że to będziesz akurat ty. – przyznała, zgarniając kosmyk włosów za ucho i stając zaledwie o parę kroków od mężczyzny, zmierzyła go wzrokiem. Góra, dół… i znowu góra – Dobrze wyglądasz. – wiedziała, co się z nim działo i przez co przeszedł, więc tym bardziej – dobrze wyglądał.

autor

0
0

-

Post

Przez ostatnie lata nic nie wskazywało na to by ich relacja mogła ulec jakimkolwiek zmianom, kontakt urwał się po jej wyjeździe i ich rozstaniu i sam Langley wierzył, że była to droga bez powrotu. Nie był zawistnym człowiekiem i często zbyt chętnie wybaczał ludziom, jednak nigdy żadnej krzywdy nie zapominał. Brunetka akurat zaliczała się do grona osób, które można by nazwać tymi przysłowiowymi demonami przeszłości dlatego taka wizyta wcale nie była najłatwiejszym krokiem ku ich zgodzie. W dodatku nie chodziło w tym wszystkim o ich przeszłość, a stan w jakim obecnie znajdowała się Alderidge po śmierci ojca. Nie interesowały go słowne utarczki i wywlekanie przeszłości, którą tak dawien temu zakopał, czuł się zobowiązany do tego by okazać jej wsparcie i pomoc choćby przez wgląd na znajomość z jej ojcem. Uważał, że taka mini interwencja to coś co powinien zrobić bez względu na to co ich podzieliło przed laty.
Kiedy w końcu usłyszał czyjś krok, liczył na to, że jego oczom ukaże się znajoma brunetka i nie będzie musiał tutaj czekać do późnego wieczora. Doskonale wiedział jak wyglądała praca w służbie zdrowia i często koniec pracy wcale nim nie był ze względu na zabiegi czy nagłe sytuacje w których pomoc Posy mogłaby być konieczna.
- Cześć Josephine - odpowiedział i wygiął usta w coś na kształt delikatnego uśmiechu. Nie miał pojęcia jak zareaguje na jego widok i wcale nie oczekiwał przypływu radości ani też grymasu na jej twarzy; byli dorośli i naprawdę wiele zmieniło się od ich ostatniego spotkania. - Jakiś czas temu też nie powiedziałbym, że spotkam Cię jeszcze w Seattle - odpowiedział z przekąsem, nie spodziewając się po niej powrotu, a tym bardziej zostania w mieście na dłużej. Poświęcała się w pełni swojej karierze w wojsku i akurat Jordan wiedział najlepiej jak to się ma do znalezienia stałego i stabilnego miejsca na ziemi, które stanowiłoby pewnego rodzaju dom. - Dzięki, Ty też nic się nie zmieniłaś. Pomyślałem, że może skoro wróciłaś do Seattle to zechciałabyś wyjść na jakiś obiad albo kawę? Oczywiście jako starzy, dobrzy znajomi - wyjaśnił swoje intencje, nie chcąc by się przestraszyła. Nie próbował jej odzyskać i chciał jedynie sprawdzić co u niej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdawała sobie sprawę, że w przeszłości… skrzywdziła parę osób. Właściwie całe jej dotychczasowe życie to wieczna huśtawka. Jest lekarzem, robi mnóstwo dobrego – zarówno w trakcie służby jak i po powrocie z niej, gdy zaczęła pracę i specjalizację w tutejszym szpitalu – ale jednocześnie w kółko krzywdzi swoich najbliższych. I siebie. Nie była najlepsza w podejmowaniu rozsądnych życiowych decyzji. Była… bałaganem, po prostu.
Dlatego takie spotkania zawsze były bolesne. Uświadamiały jej jak wiele straciła i jak wiele w życiu zniszczyła.
On jednak przyszedł. Nie szukała z nim kontaktu, nie próbowała się dowiadywać, co u niego słychać… minęło tyle lat, że miał pełne prawo ułożyć sobie życie, a ona znów nie miała najlepszego prawa by się w nie wtrącać. By chociaż na parę metrów się do niego zbliżyć. Skoro jednak już tu był. Uśmiechnęła się. Lekko i swobodnie.
Tak jakby faktycznie spotkała dawnego znajomego, a nie kogoś kto w przeszłości był dla niej tak istotny.
- Ja też nie przypuszczałam, że jeszcze kiedyś wrócę do Seattle – przyznała bez skrępowania, wzruszając lekko ramionami i… tylko ona wiedziała, co naprawdę miała na myśli. Że gdy jej świat się zawalił, gdy straciła przyjaciół, ludzi których kochała… wolałaby nie wracać. Chciała się w tym wszystkim zatracić i zostać tam na zawsze, licząc że jeszcze parę lat, jeszcze trochę i prawdopodobnie skończy jak oni. Teraz odreagowywała to tutaj – Los bywa jednak przewrotny. – dodała, lekko się uśmiechając i przyglądając się mężczyźnie, gdy wysunął swoją propozycję. Był w tym szczery? Naprawdę tego chciał? Dlaczego? Oczywiście, że była lekko podejrzliwa… - Któryś z moich braci cię przysłał? – zapytała głupio, ale nadal przyglądała mu się dość niepewnie – Znaczy… pewnie, chętnie! Jeśli masz wolny wieczór to niedaleko jest całkiem przyjemna włoska knajpa. Powinno udać dostać się jakiś stolik. – zaproponowała, wreszcie ogarniając, że nawet jeśli przysłał go do niej któryś z jej braci – to nadal nie miał nic złego na myśli, więc nie było powodu go od siebie odtrącać.

autor

0
0

-

Post

Wbrew temu jak potoczyła się ich relacja w momencie gdy zdecydowała się poświęcić ich związek i ciąże dla wojska, Jordan nie pałał do niej nienawiścią i nigdy nie życzył jej źle. Byli młodzi i tak naprawdę brunetka dopiero stawiała pierwsze kroki w swojej karierze, więc kim by był gdyby spróbował stanąć jej na drodze? On sam realizował się w armii i jeśli ona pragnęła od życia tego samego to powinien ją w tym wspierać ale.. to wcale nie było takie proste. Darzył ją szczerym i głębokim uczuciem i udawanie, że jej decyzja wcale w niego nie uderzyła jak kowadło nie było najlepszym wyjściem. Do tego pragnął dziecka, które nosiła pod sercem, więc usunięcie ciąży zadało mu jedynie dodatkowy ból. Po upływie tylu lat nauczył się radzić sobie z przeszłością aż w końcu przestał do niej wracać, łatwiej było poświęcić się pracy i żyć dalej, tak po prostu.
- Afganistan nie spełnił Twoich oczekiwań? - parsknął śmiechem, wracając wspomnieniami do uporu, który w sobie miała gdy tylko stawiała na swoim. Pragnęła tego wyjazdu i kariery za wszelką cenę, jednak sam Langley przekonał się jak wojna potrafi zniszczyć człowiekowi życie, dosłownie. Nigdy nie chciał dla niej życia pośród trupów i zniszczonych żołnierzy, którzy wracali do domu jako zupełnie inni ludzie.
- Tak, rzeczywiście - uśmiechnął się i spuścił na krótką chwilę wzrok. Miała całkowitą rację, bo przecież sam wcześniej nie przypuszczał, że dane będzie im się spotkać właśnie w takich okolicznościach, na szpitalnym parkingu. Mieli za sobą długie lata, karierę i masę cierpień, które dźwigali na swoich barkach każdego dnia.
- A powinien? - zerknął na nią równie podejrzliwie i udawał, że faktycznie było inaczej. Żaden z jej braci do niczego go nie przymuszał i pojawił się tutaj z własnej woli, więc nie musiała doszukiwać się żadnego podstępu! Wciąż starał się być nazbyt dbały o wszystko co w jej życiu się obecnie działo ale za wszelką cenę starał się nie przekraczać granic, które wyznaczył sobie przed owym spotkaniem. - Włoska knajpa, brzmi świetnie - odparł z zadowoleniem, bo przecież doskonale wiedziała, że makaron to jego szczególne guilty pleasure. - W takim razie jedźmy - dodał i wyciągnął rękę po swoją treningową torbę, która spoczywała na ziemi.

/ zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pogoda w Szmaragdowym Mieście zdawała się tego dnia zrobić mieszkańcom niespodziankę i wyjątkowo nie padał deszcz, co bez wątpienia należało traktować jako jeden z pozytywów. Nie planował szukać w tym drugiego dna - a z wyłapanych ostatnich promieni słońca pleść pozytywnych scenariuszy spotkania z poznaną na tinderze kobietą. Czy mógł nazwać to randką? Wolał raczej i tego nie definiować jednoznacznie; daleko mu było do miłego, szarmanckiego flirciarza, który sypał wyuczonymi kompletami i wyświechtanymi tekstami do każdej kobiety, jaka wpadła mu w oko. Blake Griffith był... specyficzny, tak jak i pojazd, którym planował udać się na spotkanie.
Wyszedł z łazienki, wcześniej wciągając na siebie ciemne jeansy i szarą koszulkę. Świeża woń żelu pod prysznic i perfum prędko zmieszała się z dymem papierosowy, gdy przed wyjazdem karawanem wypalił przed domem jedną fajkę. W międzyczasie sprawdził w kieszeni płaszcza czy ma klucze - niekoniecznie do tego pojazdu, ponieważ - gdyby jego pewność co do tego, że taką furą jeszcze nie podróżowała okazała się niezasadna - jeszcze jedna myśl chodziła mu po głowie. Plan B, awaryjny.
...o ile wcześniej Adelaide nie postanowiłaby uciec, nieważne, czy to dlatego, że zobaczyłaby karawan, czy jego. Byłego skazanego za potrójne morderstwo, który po kilku rozprawach i apelacjach został uniewinniony po pięciu latach odsiadki, w lipcu tego roku. Z drugiej strony - może go nie rozpozna?
Po tym, jak zatrzymał się na podziemnym parkingu szpitala, wysłał jej w wiadomości numer miejsca, na jakim zaparkował. Nie wziął co prawda ze sobą żadnego lunchu, ale... to żaden problem, jeśli nie przeszkadzało jej to, że zjedzą na mieście. Widząc w oddali postać, która zmierzała w jego kierunku (albo tylko tak mu się wydawało?) wyszedł z czarnego samochodu i zadarł głowę, nadal z pewnej odległości śledząc ją wzrokiem.
- Jeszcze dzień dobry, czy już dobry wieczór? - rzucił na przywitanie, uśmiechając się do niej lekko, kącikowo. - Adelaide, tak? - dopytał, przywołując w pamięci zdjęcie, które wrzuciła na tindera, aby móc porównać je z widokiem realnym. W końcu w sieci wiele osób oszukiwało, prawda? Przy okazji...
- Bruce - poinformował, ale prędko uznał, że lepiej coś sprostować - to moje drugie imię. Je wolałem podać na tinderze, więcej grzechów nie pamiętam. - Z dziwną niezręcznością, rzadko kiedy objawiającą się w jego zachowaniu, przesunął dłonią po karku. Kątem oka zerknął na karawan, a później ponownie na ciemnowłosą.
- Dwie godziny temu odebrałem go z myjni - poinformował - ale myślę, że pracując w szpitalu wyrobiłaś sobie większą tolerancję na miejsca, gdzie przebywali zmarli. - Ludzie bardzo różnie reagowali na pojazd jakim się poruszał, więc wolał to nakreślić. By nie rozgadywać się jednak za bardzo, gestem wskazał siedzenie po stronie pasażera, a samej Ade pytające spojrzenie.
Zaryzykujesz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11

Kończyła dyżur i właściwie nie wiedziała, czy Bruce się pojawi. Nie miała pewności, że jej przypadkiem nie wystawi, bo przecież tinderowe spotkania czy randki nie zawsze kończyły się dobrze. Ludzie wciąż się nabierali, a przecież ktoś mógł użyć zdjęć jakiegoś przystojnego faceta i kusić takie niewinne rezydentki, jak ona. Mimo to, zaryzykowała, bo przecież życie było za krótkie, by przejmować się takimi głupotami. A jeśli ją oszuka, wrzuci do neta desperatkę czy jej confused look, to nie z takimi problemami się mierzyła. Gdzieś cicho liczyła, że ten dzień nie skończy się katastrofą, ale umówmy się, cholernie nie spodziewała się tego, co zastać miała na parkingu. Gdy dostała wiadomość, ze czeka na nią już w odpowiednim miejscu, uśmiechnęła się i odpisała, że będzie za 5 minut, bo musi się przebrać. Wskoczyła w miej robocze ciuchy, bo miała też dość zapachu szpitala, spryskała się lekką, kwiatową mgiełką i zjechała w dól windą. Raz kozie śmierć, najwyżej ją zaciukają w ciemnej alejce szpitalnego podziemia. Co mogło pójść nie tak? Nie będzie się przynajmniej tłumaczyła ze swoich uczuć i innych pierdół, które wymagały myślenia. To nie było tak głupie rozwiązanie ostatecznie. Musiała się tylko dowiedzieć, jak jej towarzysz z tindera miał się do szybkich morderstw, bo byle było bezboleśnie.
I cóż. Addie żyła na innej planecie, dlatego na jego szczęście nie rozpoznała Blake'a ani trochę. Czy to na zdjęciach, czy obecnie. A nawet jeśli wydawał jej się znajomy, zepchnęła tą myśl bardzo szybko, bowiem przysłoniły ją o wiele dziwniejsze rzeczy i pytania, które kłębiły się w głowie. Czyżby miała rację, zjeżdżając w dół, że jednak dzisiaj zginie? Trochę głupi odcinek Scream, nie powiem. - Właściwie ciężko stwierdzić - zaśmiała się - jest po szesnastej, ale robi się zbyt szybko ciemno, więc za godzinę będzie tak, jakby miała być już noc - zaśmiała się krótko - tak, ale możesz mi mówić Addie - jak zresztą wszyscy. Adelaide brzmiało zbyt poważnie, ale to nie tak, że nie lubiła tego imienia. Przyzwyczajenie. Zupełnie jak w przypadku używania drugiego imienia przez bruneta. - Czyli oszukujesz i szukasz naiwnych, które myślą, że jesteś wcieleniem Willisa? - Hehe, specjalnie nie tego drugiego, bo wiedziała, że Blake nie lubi łysola. - Cóż, w takim razie. Persefona. I tak, nadałam sobie to drugie imię jakieś dwa tygodnie, bo moi rodzice o to nie zadbali - wyszczerzyła się do niego, ale hej, sam prowokował tymi drugimi imionami i skoro mają się tak bawić, a on dalej nie podał jej pierwszego, to przecież i ona mogła zagrać w tą dziwną grę. W moment jednak przestała interesować się personaliami, a zwróciła uwagę na wskazane auto czy tam karawan i uniosła brew do góry. - Mhhmm - mruknęła, zastanawiając się, jakie szanse ma na przeżycie i czy był to jakiś test, jak bardzo była wyluzowana. - Skoro umyty, to chyba nie mogę odmówić. Karawanem nigdy nie jechałam, wpiszę sobie to na bucket list. Wiem, że to trochę oszukiwanie, ale hej, pochwalę się tym przed śmiercią - wzruszyła ramionami i zrobiła dwa kroki w jego stronę. Oczywiście, że ryzykowała. Końcówka roku się zbliżała, więc co jej szkodzi. Poza tym, nie chciała wyjść na jakąś księżniczkę z kijem w tyłku. - Mam nadzieję, że masz tam moje jedzenie, jestem głodna - wytknęła mu ten jeszcze jeden grzech, bowiem spodziewała się, że jak to facet - zapomniał. A Addie była grumpy cat na głodniaka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przed odsiadką bardzo wysoko stawiał sobie słowność; to, by nie rzucać słów na wiatr i trzymać się ustalonych terminów, co najprawdopodobniej wynikało z wychowania i wartości, jakie zostały mu wpojone przez rodziców. W okresie spędzonym za kratami bez wątpienia cechy te przydały się... kiedy tylko nie próbował robić wszystkiego, aby zademonstrować bunt przeciwko systemowi, strażnikom, swojemu - subiektywnie - niesprawiedliwemu wyrokowi. Bycie dobrym i porządnym młodym dorosłym zostało wyparte przez chęć przetrwania w zupełnie nowych, nieznanych dotąd warunkach i całkowicie innej rzeczywistości. Pozytywne emocje i podejście do życia stopniowo zostały zastąpione przez złośliwość, swojego rodzaju apatię, niechęć. Aktualnie, po ponad pięciu miesiącach na wolności... cóż, nadal uczył się funkcjonować w Szmaragdowym Mieście, co nie było tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Często spotykał się z nieprzychylnymi komentarzami i spojrzeniami, a ilości wytknięcia palcami zapewne nie byłby w stanie zliczyć. Między innymi dlatego na jego tinderowym profilu widniało drugie, a nie pierwsze imię - bo skoro mógł komuś obcemu zaprezentować się tak jak miał ochotę, bez łatki byłego kryminalisty - to dlaczego miał z tego zrezygnować? Więcej kłamstw nie notował na swoim koncie, ani nieczystych zagrań, jakim byłoby posługiwanie się cudzymi fotografiami, czy wystawienie osoby, z którą umówił się na spotkanie.
- Addie - powtórzył, dodając do tego skinienie głowy na znak, że zanotował. - Blake - podał swoje pierwsze imię, jakim mogła - jeżeli chciała - się do niego zwracać. Słysząc o Willisie uniósł ostentacyjnie wzrok, następnie wywracając kpiąco oczami, lecz w tym geście kryło się rozbawienie. Dobrze wiedział do czego nawiązywała ciemnowłosa.
- Jest kilka całkiem niezłych filmów, w których zagrał... w porządku - mruknął z cieniem uśmiechu. - Poza tym... Bruce to też drugie imię Willisa - dodał po chwili, skrobiąc się po kilkudniowym zaroście z udawanym zamyśleniem.
- Teraz już muszę edytować imię na Blake na tinderze - stwierdził z powagą, aczkolwiek nie utrzymał jej szczególnie długo, dodając po kilkunastu sekundach krótkie parsknięcie śmiechem. Pomimo tego, iż zamienili zaledwie parę wiadomości, jak na razie początek rozmowy nie był sztywny... mając na uwadze nawet to, że mieli podróżować karawanem.
- Na potrzeby tego popołudnia i wieczoru mogę zostać Hadesem - odparł, nawiązując zarówno do jej drugiego imienia, ale też samochodu. - Jestem w stanie zaproponować jeszcze jeden środek transportu, ale najpierw powiedz mi... - urwał, uważnym spojrzeniem zahaczając o jej tęczówki. - Na co masz ochotę? Uznałem, że przejażdżka karawanem może być dla ciebie wystarczająco abstrakcyjna, wolałem nie zabierać niczego ze sobą, byś nie musiała w nim jeść. - Rozłożył ręce na boki, gdy obrzucił ją przelotnym, krótkim uśmiechem i wsiadł do czarnego (po)wozu. Nie, nie zapomniał o lunchu, tym bardziej, że samemu był głodny. Miał tylko nadzieję, że nie jest z tych kobiet, które przesadnie bardzo skupiają się na tabelce i kaloriach w posiłku, i czas oczekiwania na zamówione jedzenie będzie trwał zdecydowanie za długo.
- Znam całkiem niezłą, włoską restaurację - zaproponował, kiedy do niego dołączyła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy miał swoją przeszłość. Adelaide wychodziła z założenia, że niestety wszyscy mają swoje ciemne myśli, sekrety, które powinny zostać na dwie szafy i trupy, które pojawiają się w koszmarnych snach. Nie zamierzała go jednak po tym oceniać. Jasne, to byłby szok, bo jednak jej życie to ciągły mess i najwyraźniej przyciągała same kłopoty i możliwe, że triggerowałby kilka wspomnień z dzieciństwa, ale nigdy by nie poddawała w wątpliwość jego osobę. A przynajmniej nie to, co jej przedstawiał. Czy miała nosa czy nie, starała się poznawać kogoś po tym, jak się prezentował, co mówił, jak się zachowywał, kim był. Nie po tym, co usłyszała czy jak o nim pisali. Dawała szansę. Bo jej kiedyś ktoś dał i próbowała to wykorzystać jak najlepiej umiała. Na Blake'a przyszła pora, gdy wyszedł z więzienia i liczyła, że on swojej szansy nie zmarnuje. Pod różnymi względami.
- Blake, podoba mi się - kiwnęła głową po czym zachichotała pod nosem - tego nie wiedziałam, ale dzięki za info! Będę mogła teraz brylować nową ciekawostką na temat imion. Wiesz, nocne dyżury dla rezydentów czasem bywają nudne - wzruszyła ramionami, bo pewnie się trochę zdziwił, że takie rzeczy ją kręciły i postanowiła sprzedać info dalej, choć pewnie było łatwo to wygooglać. Adelaide Callaway była jednak jedyna w swoim rodzaju. Przedziwna, ale urocza w tym całym dziwactwie, to musiał jej przyznać. - No cóż, jeśli nie chcesz, bym rozgadała innym koleżankom z pracy, że podrywasz rezydentki na drugie imię to radzę zmienić. Nie lubimy oszukańców - wytknęła to palcem, zerkając na niego z rozbawieniem. Cieszyła się, że nie było sztywno, chociaż lekki stres na pewno wciąż ją trzymał. Choćby z powodu karawanu, nieznajomego i tego, że to była na dobrą sprawę dopiero druga "randka" z tindera.
- Czy to Twój tekst na podryw? - Spojrzała uważnie na Blake'a z zadziornym uśmiechem. - Muszę przyznać, że całkiem niezły. Cheeky, ale inteligentny biorąc pod uwagę całą scenerię i mitologię - lubiła inteligentnych ludzi, nawet jeśli pewnie był to stały tekst i podryw na karawan Griffitha. - Może być karawan, a jak mi się nie spodoba i uznam, że to zbyt creepy, pójdziemy po prostu na nogach - uśmiechnęła się do niego, również lokując spojrzenie na jego tęczówkach. Lubiła patrzeć komuś w oczy, aczkolwiek sceneria podziemnego parkingu była dość niekomfortowa by określić jaki kolor oczu ma Blake. Wciąż nie stali blisko siebie, bezpieczna odległość została zachowana, przynajmniej póki nie wsiedli do samochodu. - Świetnie. Dałabym się posiekać za makaron, ale nikomu o tym nie mów. I miej na uwadze to, że noszę ze sobą gaz pieprzowy, gdybyś jednak stwierdził, że moje organy są dla Ciebie cennym nabytkiem - tak, musiał wiedzieć, że Adelaide Callaway była fanką tru crime story i opowieści do poduszki o zabarwieniu morderczym. To, że nie czytała wiadomości czy nie oglądała telewizji to inna sprawa, ale naoglądała się w serialach sporo o handlu i wykorzystywaniu domów pogrzebowych, jako miejsca gdzie pozyskiwało się części ciała. Dla różnych świrów i zboków również. Nie da więc mu tej satysfakcji, bacznie obserwując bruneta. Zapięła pas i rozglądnęła się. - Jaką miałam inną opcję, tak właściwie? - Zapytała z czystej ciekawości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zainstalowanie tindera było spontaniczną decyzją podjętą pod wpływem chwili, whiskey i znajomej, która namawiała go do większego kontaktu z ludźmi, których zaprzestał poznawać. Początkowo bardzo sceptycznie podchodził do stworzenia profilu, wymyślenia jakiegoś chwytliwego tekstu, z którego z jednej strony nie wylewał się cringe i wizja napaleńca, a z drugiej nie był specjalnie wydumany i przeintelektualizowany. Teraz, gdy spotkanie z poznaną tam kobietą doszło do skutku, a w przeciwieństwie do poprzednich nie była ani znajomą z czasów studiów, z którą przypadkowo na siebie wpadli, ani dziewczyną, z którą minął się na górskim szlaku i wymienili ze sobą parę zdań, więc również nie zaliczała się stricte do nieznajomych, tym bardziej nie żałował swojej decyzji. Chciał, aby ludzie poznawali go przez to, jakim człowiekiem był obecnie, a nie przez pryzmat przeszłości, która rzucała na niego niepotrzebny, długi cień.
- Mam nadzieję, że nie tylko to dzisiejszego popołudnia będzie ci się podobało - odpowiedział, posyłając jej kącikowy uśmiech. Co do ciekawostki na temat Bruce'a - a raczej Waltera, pokiwał głową na znak, że nie ma sprawy. Samemu również lubił przeróżne anegdotki, czy ciekawostki, które mógł zarówno zachować dla siebie w pamięci, albo podzielić się z kimś przy pasującej okazji.
- Bezsenne noce też często bywają nudne - rzucił w nawiązaniu do jej dyżurów - jak przypomni mi się coś jeszcze, to będę pamiętał by ci wysłać. O ile nie uznasz, że to idealna okazja do tego, by mi pokazać tajne miejsca w szpitalu - powiedział, tym razem mając na myśli - choć zapewne nieco parafrazując - jej opis na tinderze. Blake nie był z tych gości, co tylko przesuwali zdjęcia i zupełnie ignorowali treść, co w zasadzie mogła zauważyć, skoro odezwał się do niej tym zwrotem, którego jasno określiła, że nie chce widzieć. Dobrze, że miała świadomość tego, że jedynie się zgrywał.
- Przyznam ci się do czegoś - zaczął z pozorną powagą - nie mam tekstu na podryw - stwierdził, wzruszając lekko ramionami. Mogła uznać, że pewnie ściemnia, by zaplusować, ale... nie, Griffith wolał spontaniczność i hasła, które faktycznie mają swoje uzasadnienie w czymś innym, niżeli wyświechtany i wyuczony komplement.
- Poza tym, nikt wcześniej nie przedstawił mi się jako Persefona. - Posłał jej przeciągłe spojrzenie. W innym przypadku jego Hades aż tak by nie pasował, nawet jeżeli, owszem, był bogiem podziemnego świata zmarłych w greckiej mitologii, lecz bez jej wzmianki na temat córki Zeusa zapewne w tym momencie by na to wpadła. Mieli w tym remis - całkiem celnie odpowiedział na jej inteligentną zaczepkę. Win-win.
Słysząc kolejne słowa Addie, mimowolnie zaśmiał się i uniósł dłoń do góry, aby zaraz po tym wyjaśnić jej dlaczego.
- Mówisz mi, że dałabyś się pokroić za makaron, a chwilę później, że mam nie ruszać twoich organów? Bardzo niezdecydowana jesteś - mruknął z rozbawieniem, taksując ją spojrzeniem z góry na dół. Nie, nie zamierzał bawić się z nią w chirurga, ani przewozić karawanem w chwili, w której nie byłaby tego świadoma.
- Dobrze, że dziś nie wieje. Gaz pieprzowy nie jest za mądrym pomysłem, kiedy pogoda nie sprzyja - napomknął, gdy wsiedli do samochodu. Oho, mogło zabrzmieć groźnie, więc żeby nie było, grzecznie zapiął pasy i odpalił silnik. To tylko drobna uwaga, którą możliwe, że przeczytał w jakiejś książce.
- Szczerze mówiąc liczę, że będziemy mieli tyle czasu, byś mogła się przekonać. Inaczej, niż tylko za pomocą moich słów - poinformował, posyłając jej przelotne spojrzenie między uważnym zerknięciem w lusterko wsteczne i skierowaniu się ku wyjazdowi z parkingu podziemnego. Chyba, że po obiado-kolacji we włoskiej knajpce uzna, że było miło, dzięki - wtedy nie będzie jej się narzucał.
...ale za to perfidnie zostawi z niedopowiedzeniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

sorki za obsuwę, problemy z kompem :c

- To już zależy od tego co przygotowałeś i czy mnie nakarmisz - mrugnęła do niego, no jak na złość zaczęłam to pisać i zrobiłam się głodna. No nic. Niech chociaż Addie się naje dobrze za nas dwie! - To prawda - pokiwała głową - sporo ich masz? - Tutaj sama nie wiedziała, czy troska była umieszczona w tonie głosu czy może raczej zwykła ciekawość, bo pod względem medycznym było to dziwne zjawisko. Często z różnym podłożem. Nie chciała go oczywiście traktować jako pacjenta czy obiekt, na którym testowałaby swoją wiedzę, poza tym to nie była jej specjalizacja ani nawet hobbystyczne zacięcie, ale musiała przyznać, że coraz częściej słyszała o tym, że ludzie "nie spali". Ją ze snu wybudzały zazwyczaj koszmary, a strach przed kolejną dawką po prostu powodował, że nie zasypiała już tej samej nocy. Dlatego też lubiła nocki w szpitalu. Może były męczące, nudne i ostatnio nic się nie działo, ale dzięki temu była wymęczona po godzinach bez snu i padała, budząc się kilka godzin później, by zjeść, nabrać siły i wylądować na kolejnej zmianie. - Nie wiem jeszcze, muszę się zastanowić nad tym - zaśmiała się po chwili - tak naprawdę, jestem raczej specem od tajnych miejsc w Seattle, a nie budynku szpitala. Mam nadzieję, że tym Cię nie zawiodę, mimo wszystko - w końcu kto wie, jakie on w ogóle miał fantazje. Pracował ze zwłokami, nawet by się nie zdziwiła, gdyby chciał odwiedzić prosektorium.
Spojrzała jednak na Blake'a odrobinę niedowierzając, bo zapewne taki facet to miał ze trzy teksty przygotowane "na wszelki". Była przekonana, że podchodziły do niego kobiety, nie przejmując się tym kim był czy nie był, czy go kojarzyły czy nie, głównie dlatego, że z aparycji podobał się wielu. No trochę to smutne, ale taka prawda, że gdyby był smutnym ziemniakiem, to pewnie Addie nie zgodziłaby się na to wszystko. Ludzie mogą udawać ile chcą, ale wciąż w pierwszym rzucie widzą osobę, a reszta to już zależna jest od tego co ktoś odczuwa, czy są wspólne tematy, chemia, zainteresowania lub przeciwnie. - Nie chce mi się trochę w to wierzyć, ale niech Ci będzie - machnęła dłonią - to tylko oznacza, że jestem wyjątkowa - uśmiechnęła się do bruneta szerzej, bo cóż za skromna z niej osóbka! - Ostatecznie, pasuje Ci Hades. Jak się znudzisz Blake'iem lub Bruce'em to wiesz, masz już trzecie w pogotowiu - pozwoliła sobie na mrugnięcie do niego.
- Jestem kobietą, czego oczekujesz - wzruszyła ramionami, bo niezdecydowanie było po prostu w naturze, a poza tym, Addie miała jeden problem. Nie potrafiła randkować, była w tym całkiem dziwna i pełna niezręczności. Zazwyczaj leciała na żywioł, a jeśli ktoś się odstraszał - no cóż, jego problem. - Jak będzie wiało w Twoją stronę to nie mam co narzekać. Po prostu się tak ustawimy - wzruszyła ramionami, bo on niech tutaj nie cwaniakuje, niech nie zapomina, że panna Callaway to też całkiem inteligentna i sprytna bestia. - I Ty mi mówisz, że nie siekasz ludzi na handel? - Zaśmiała się i postanowiła zaryzykować. Raz się żyje, podobno, więc cóż, dała mu szansę. Wyjeżdżając z parkingu spojrzała tylko na godzinę. Piętnaście minut po zmianie, zdecydowanie ominęła godzinę lunchu.

zt x2 / w stronę jedzenia

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydarzenia ostatnich tygodni Jonathan traktował jak usprawiedliwienie, przez które zaniedbał trochę kontakt z Sophią. Nie było to czymś wyjątkowo dziwnym, bo już wcześniej zdarzały się miesiące, gdzie wymienili się zaledwie kilkoma wiadomościami, albo co najwyżej wypili szybką kawę w przerwie na lunch, bo pochłonięci pracą, życiem i własnymi problemami - nie odczuwali potrzeby wiecznego kontaktu wiedząc, że ta druga osoba w razie kryzysu da znać. Znali się zbyt długo, by kilka cichych dni mogło jakkolwiek wpłynąć na tę przyjaźń. Jednak tym razem podczas tygodni względnej ciszy, bo przecież widywali się w pracy, wydarzyło się coś o czym Jona z Sophią pomówić chciał, ale po pierwszej nieudanej próbie kontaktu zaniechał kolejnych. Chyba samemu chciał zapomnieć o spotkaniu z Davidem i nie nadawać mu żadnych dodatkowych znaczeń, które to mogłoby niepotrzebnie bodźcować przywołując wspomnienia do których Jona wracać nie chciał. I nie chodziło tu o romans z przyjaciółką, a raczej cały stan w jakim Wainwright wtedy się znajdował.
W każdym razie bez cienia zwłoki zgodził się pomóc Fairchild, widząc przy tym możliwość do spędzenia odrobiny czasu sam na sam i swobodnej rozmowy, której niezaprzeczalnie mu brakowało. Nie wiedział jak wiele zmieniło się w życiu przyjaciółki od czasu ich ostatniego wspólnego lunchu w pobliskiej restauracji. Sophia także nie mogła mieć pojęcia o tym, że stało się coś jeszcze, poza awansem, który stanowił nijako kamień milowy w życiu Jonathana - zmuszając go do pogodzenia się z tym, że służba w wojsku jest już przeszłością i taką pozostanie. Mianowicie od około dwóch miesięcy Jona spotykał się z niepozorną pannicą z prowincji, która także zakotwiczała go mocniej w tej nowej, starej rzeczywistości.
- Hej, przepraszam, że musiałaś czekać. Westbrook mnie zatrzymała - wyrecytował, gdy tylko znalazł się na tyle blisko, by Sophia mogła go usłyszeć. Zlustrował ją wzrokiem, by na sam koniec zawiesić go w okolicach jej twarzy i uśmiechnąć się delikatnie, chociaż zmęczenie pewnie zniekształciło ten grymas. - Z chęcią zajrzałbym do twojego wozu, ale myślę, że oboje chyba wolimy wrócić do domu niż sterczeć na parkingu i walczyć z silnikiem - dodał, gdy już podszedł do tesli i uniósł tylne drzwi by włożyć na siedzenie aktówkę i płaszcz. Sam był wykończony długim dyżurem, więc mógł się tylko domyślać, że i Sophia czuła się podobnie. Miał więc nadzieję, że kobieta wybaczy mu ten lekki egoizm i sama także zechce czym prędzej znaleźć się w łóżku, zamiast stresować się nieudanymi próbami wystartowania auta.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

000 Postawiła na swoje małżeństwo - ostatnie tygodnie spędziła pod znakiem ratowania własnego małżeństwa i poza pracą (awansem i próbą uratowania tego co zostało w oiomu), całą resztę spychając na drugi plan dużo mniej istotny niż podjęcie ostatniej próby. I choć nie było prosto, bo nawywijała przez te dwa lata niemiłosiernie, a także pomimo ich długiego stażu zdążyła przywyknąć już do życia w pojedynkę, czyli do czegoś, czego nigdy tak naprawdę nie zaznała. Nawet w studenckich czasach. W dodatku, tej nocy dowiedziała się o tym, że za kilka miesięcy jej życie wywróci się do góry nogami; że czy tego chce czy nie, jej kariera na kilka miesięcy utknie w martwym punkcie i będzie musiała przewartościować własne życiowe priorytety. I wiedziała, że nie będzie potrafiła się z tego cieszyć dopóki nie dostanie koperty z wynikami pobranych badań potwierdzających, że ten mały intruz rozwijający się w niej, którego mocne bicie serca usłyszała w nocy, jest całkowicie zdrowy.
Rozłączyła połączenie z Davidem, wciskając telefon do torebki i wyciągając kluczyki ze stacyjki otworzyła drzwi samochodu. Pozbierała wszystkie potrzebne jej rzeczy i zabrała skórzaną kurtkę z tylnego siedzenia, narzucając ją sobie na ramiona, po czym wysiadła z samochodu i skierowała swoje kroki w stronę przyjaciela, który wyłonił się zza rogu idąc w stronę własnej Tesli. Brakowało jej bliższego kontaktu z Joną, choć wciąż ich relacja wyglądała o niebo lepiej, aniżeli po powrocie z Afganistanu. Podeszła bliżej, dzierżąc w dłoni papierosa, który kilkukrotnie wcześniej trafił pomiędzy pomalowane na czerwono wargi jednak nie odważyła się go odpalić - próbując pogodzić się z rzuceniem nałogu na co najmniej kilka długich miesięcy i uśmiechnęła się delikatnie.
- Cześć, nie ma sprawy. Westbrook? Dawno się nie widziałyśmy - rzuciła lekko zdziwiona, bo uświadomił ją jak dawno nie była gościem na neonatologii, tonąc w dokumentacji oddziału i próbując przeforsować kilka najważniejszych zmian na oddziale, który miała pod swoją opieką. Zrobiła jeszcze kilka kroków w przód utykając lekko na prawą nogę, którą wciąż przyozdabiał sporych rozmiarów siniak - pozostałość po niechlubnym, motocyklowym wypadku, jednocześnie wykruszając nerwowo tytoń z papierosowej bletki. - Daj spokój, obawiam się, że i tak niczego byśmy nie wskórali sami. Już pogodziłam się z myślą, że bez pomocy profesjonalisty raczej się nie obejdzie - mruknęła, wpatrując się w zmęczoną twarz przyjaciela. Nie marzyła o niczym więcej… Poza zakopaniem się w pościeli i przespaniem tych wszystkich cholernie męczących mdłości. - Ciężki dyżur?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczył lekko brwi przyglądając się sylwetce Sophii. Od razu dostrzegł, że coś mąciło dobrze znaną mu lekkość z jaką poruszała się kobieta. Delikatny, niezgrabny ruch, gdy przerzucała ciężar ciała na prawą nogę i może to drobnostka, ale zaintrygowała go na tyle, by ciekawość nie odpuszczała nawet podczas początkowej wymiany zdań odnośnie zupełnie innego tematu.
- Olivia ostatnio ma sporo na głowie, nie tylko zawodowo, więc także rzadko mam okazję ją widywać - przyznał, bo dość dobrze orientował się w spawach rodzinnych Westbrooków, a co za tym idzie wiedział co także poza pracą zaprząta myśli pani ordynator. Jego zaś myśli nada zaprzątała tajemnica skrywająca się za sposobem, w jaki poruszała się Sophia. Dlatego, gdy już wsiedli do wozu postanowił o nią zagadnąć. - I ze złości kopnęłaś w oponę? To dlatego kulejesz, czy stało się coś innego? - Martwił się. Nawet jeśli ich drogi czasem się rozchodziły to nie pozostawał obojętny na to co działo się z Fairchild. Z chęcią zapytałby też o sprawę postrzału, o której dowiedział się od Davida, ale oznaczałoby to, że musiałby wspomnieć o Christensenie, a póki co chciał skupiać rozmowę na ich dwójce. - Męczący i stresujący. Wiesz... Bycie lekarzem przychodzi mi z łatwością, ale co innego objęcie nowego stanowiska. Mocno mnie to wyczerpuje, bo nie wiąże się tylko z kwestiami czysto zawodowymi - odparł zmęczonym głosem. Oczywiście miał na myśl fakt jak znaczącym krokiem było dla niego przyjęcie awansu. Zmienił on wiele nie tylko w życiu Jonathana, ale także w jego podejściu do pewnych spraw o jakich bał się wcześniej rozmyślać. Dlatego nie tylko wir pracy go pochłaniał, ale także wyzwań stojących za pogodzeniem się z nową rzeczywistością. Jednakże w szpitalu także miał urwanie głowy. Wciąż nie przetrawił swojego awansu, a przez panujące w mieście warunki i nawał pracy w nowym gabinecie bywał rzadko. W zasadzie miejsce to nadal było mu obce, bo nie zdążył się z nim oswoić, a jedyną zmianą jaką wprowadził było ustawienie na biurku poprzednika ramki, którą dostał na święta od Marianne. W sumie to dzięki rudowłosej zgodził się na objęcie posady wice dyrektora i podświadomie uznał, że ten detal związany z jej osobą powinien się tam znaleźć.
- Mogę zapalić? W sensie nie każdy lubi palenia w aucie, więc wolę zapytać dla pewności - wyjaśnił, bo niby wiedział, że Sophia pali, a rozkoszowanie się tytoniem było trochę ich wspólnym hobby. W szczególności podczas długich afgańskich nocy, gdy w oddali na niebie błyskały złowróżbne łuny. Jednakże nie chciał wprawiać przyjaciółki w dyskomfort, gdyby nie odpowiadało jej palenie w zamkniętych przestrzeniach, tym bardziej, że prawdopodobnie i ona miała za sobą ciężki i długi dyżur.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Swedish Hospital”