WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 2 — O tej porze roku Seattle różniło się od Nowego Jorku praktycznie niczym. Dziękczynne dekoracje zajmowały wolne przestrzenie sklepowe, konkurując o miejsce z nadciągającymi szwadronami uzbrojonych w marchewki bałwanków oraz czekoladowych mikołajów, ale w powietrzu nie czuło się atmosfery życzliwości i nieśmiało zerkających zza winkla świąt grudniowych. Jak na szarą pluchę rozświetlaną neonowymi indykami w parze z błyszczącymi, plastikowymi bombkami na półkach, Seattle przypominało w swym zgiełku ruchliwe Wielkie Jabłko także w jeszcze jednym aspekcie: ludzi pełno, a wśród nich samotność.
Gerald ściskał w dłoni broszurę ostatniego wykładu o symbolice zodiakalnej w średniowiecznych państwach Europy Wschodniej, na który zaspał. Śliski papier trzeszczał w zwijanej piąstce, kiedy mężczyzna wpatrywał się w błyskotki na wystawie; Cartier — po cenie, jak się patrzy. Wśród intrygujących zdobień oraz kompozycji doszukał się pary kolczyków, która niezmiennie od stycznia czekała, aż przepuści na nie symboliczne sześć tysięcy dolarów i sześćset dziewięćdziesiąt dziewięć centów, na jakie wyceniono biało-żółte złoto wpasowujące się motywem w gusta pewnej interesującej kobiety. Przynajmniej tak było w styczniu, gdy przechodzili tą samą drogą o czwartej nad ranem, wracając z Sylwestra u Rhodiego i Philys, pary prawników oraz dobrych znajomych z czasów studenckiej ławy Uniwersytetu Waszyngtona.
Wcisnął ulotkę do kieszeni długiego, zamszowego płaszcza, pokręcił nosem i popił płonne marzenia o grudniowej niespodziance gorzką herbatą ze stoiska cztery przecznice wcześniej. Bez słowa powędrował dalej, cisnął kubek do najbliższego kosza i uznał, że był kolosalnym głupkiem, skoro opanowała go głęboka melancholia przez oszczędzenie pieniędzy, które miał wydać na prezent świąteczny dla małżonki.
Zatrzymał się na czerwonym świetle przed przejściem dla pieszych, po czym odwrócił przez ramię i wyjrzał w kierunku kuszącego ciepłem wnętrza drogiego jubilera. Pokręcił śmiesznie żuchwą na boki. Chrupiący piasek pod wypolerowanymi półbutami zazgrzytał ostrzegawczo. Krótkie pikanie lamp ulicznych przeszło w intensywną kakofonię i zanim się obejrzał, już maszerował dalej.
Pokonując kolejne ulice, świadom nadchodzącej konfrontacji, wspominał ostatnią noc, która odcisnęła piętno na jego twarzy: podkrążone, lekko przekrwione oczy mieniły się zmęczeniem pamiętającym upiorne sny polekowej gorączki; awanturnicze włosy przeczesane palcami przed wyjściem i coraz dłuższa broda dodawały powagi, ale i pewnej frywolnej rysy na obrazie poważanego doktora nauk humanistycznych. Przyznał przed sobą, mijając swe odbicie w przyciemnianych oknach mijanego banku, że mógł postarać się bardziej i chociaż ubrać coś odświętnego.
Pociągnął za wysoki golf przylegającego swetra. Zrobiło mu się gorąco. Miał wrażenie, jakby przekombinował, albo wprost przeciwnie — wyszedł na prostaka, który nie potrafi ubrać się na spotkanie z własną żoną, ale nie miał rano siły, aby nawet przeprasować uczelnianą koszulę. Samo zerwanie z łóżka w sobotę wymagało nadludzkich pokładów samozaparcia oraz siły, gdy mięśnie pokłutej interferonem nogi odmawiały współpracy.
Gdzie tu logika?, pytał sam siebie, zaraz po bardziej irracjonalnym: czy tak wygląda człowiek, który godzi się na rozwód? Nie chciał nawet o tym rozmawiać z małżonką, a jednak, po długim okresie milczenia, odezwała się do niego pierwsza. Nie potrafił powiedzieć "nie", bo i diabli mu świadkami — tęsknił za nią mocniej i mocniej każdego dnia.
Zawsze był wygadany, kiedy wymagała tego sytuacja, ale teraz, wchodząc do urokliwej knajpki nieopodal sądu rejonowego — jednak na tyle daleko, aby nie widzieć podrabianych kolumn jońskich — brakowało mu słów, którymi mógłby uraczyć Rain. Nie wiedział tylko, co było powodem: jej przemiłe oblicze za szybą lokalu, co nawet teraz, na odległości ponad dziesięciu metrów zapierało Geraldowi dech w piersi, czy okrutna zmowa milczenia przeciwko prawdzie, samej prawdzie i tylko prawdziwej pragnącej wolności?
Apetyczny aromat sezonowej kawy przywitał Bradbury'ego jeszcze zanim przekroczył próg za wychodzącą parą roześmianych nastolatków. W środku ściągnął płaszcz, wyminął młodego kelnera mknącego z podwójnym espresso na złamanie karku i uznał w duchu, że to może być najpiękniejszy koszmar na jawie: mieć ukochaną żonę tak blisko po rozłące, a zarazem widzieć rozpad małżeństwa dla wyższego dobra, szczęścia oraz wszystkiego, co Gerald mógłby sobą nieumyślnie zepsuć.
Przepraszam za spóźnienie — powiedział pół metra od stolika, przykuwając uwagę pięknej pani prokurator. — Autobus przyjechał kilka minut po czasie. Śródmieście o tej porze ogarnia chaos. — Przewiesił płaszcz przez oparcie krzesła, kątem oka spostrzegając równo ułożony stosik cienkich teczek obok parującego kubka Rain. Uniósł brwi, ale nie skomentował głośno, że w sobotę sądy są pozamykane. Uśmiechnął się blado. — Trochę jak w papierach... ale i Duch w końcu przestanie cię nawiedzać. — Wskazała krótkim ruchem brody na foldery, po czym dodał naprędce: — Czytałem o tobie w dzisiejszej gazecie. I o śledztwie. Świetnie ci idzie. — Dokładnie takiej kolejności. Przez moment oblicze Geralda rozpromieniło się, jak jesienne, po burzowe niebo, aby raz uniesione kąciki opadły powoli, ponuro. Spuścił wzrok na jasne, zadbane dłonie Rain. Założył ręce i oparł ostrożnie łokcie o dygoczący stół. — Domyślam się, że nie dlatego tutaj jesteśmy. Zgadza się?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przepadała za jesienią, za szarością, za błotem i deszczem, który nosiła ze sobą od dnia narodzin. Czasami miała ochotę od tak przeskoczyć z lata do zimy, gdyby jeszcze ta zima była mroźna i biała. Uwielbiała białe święta, chociaż tutaj nie miała przyjemności zaznać ich zbyt często. Pogoda to w Seattle bardzo kapryśna towarzyszka.
Siedziała w kawiarni, tuż przy oknie, patrząc na szarość rozciągającą za szybą. W środku było ciepło i w miarę przytulnie, a lampy nadawały wnętrzu wręcz domowego nastroju. Miała ochotę trwać tak w nieskończoność i już nigdy nie musieć wyjść na zimną, mokra i wietrzną jesień, panującą na zewnątrz. Przeciągnęła się dyskretnie, stłumiła ziewnięcie i przysunęła do siebie kilka teczek, chociaż do żadnej nie zajrzała. Wróciła do pracy z zapałem większym, niż przed zwolnieniem. Wydarzenia, mające miejsce na festiwalu zostawiła za sobą. Owiała je mgłą zapomnienia, tak jak wiele wydarzeń z jej życia, które chciała chociaż odrobinę przesłonić, aby nie raziły jej w oczy nieprzyjemnymi emocjami, które gdzieś tam jeszcze się kryły.
Uśmiechnęła się lekko do kelnerki, która postawiła przed nią filiżankę aromatycznej, gorącej kawy z mlekiem i cukrem. Dotknęła palcami ucha naczynia, ale po chwili cofnęła dłoń. Kawa była jeszcze za gorąca.
Wiedziała, że wkrótce będzie musiała skonfrontować się z mężczyzną, który pozostawił w jej wnętrzu otwartą ranę. Taką, która być może nigdy się nie zagoi. Czasami wspominała dni, kiedy wszystko było w porządku, kiedy spędzali ze sobą czas i było im razem dobrze. Głównie w pierwszych latach małżeństwa, kiedy praca nie zdominowała jej na tyle, aby małżeństwo spadło na drugi plan. Wycieczki za granicę, wspólne weekendy w górach, spędzone przed kominkiem przy winie, w akompaniamencie dobrej muzyki. W każdym razie to już przeszłość, a za teraźniejszość nie chciała się obwiniać. Najbardziej obawiała się argumentów, które mogłyby ją obciążyć. Takich, że to jej wina, że go zaniedbała, że postawiła prace na pierwszym miejscu. Momentami żałowała, że nie zadbali nieco bardziej o swoją relację, może teraz nie byliby w tym miejscu. Po długich trzynastu latach, które tak naprawdę minęły, zanim się obejrzała. Założyła nogę na nogę, zerkając na czarne, sznurowane buty na wysokim obcasie. Płaszcz też miała czarny, z kapturem obszytym białym, puchatym futrem. Gdyby nie ten jasny element, można by ją posądzić, że od dłuższego czasu jest w żałobie. Rain po prostu była osobą, która ten kolor lubiła i dobrze w nim wygląda. Może odrobinę blado, ale według niej to zaleta. Ułożyła dłoń na karku i lekko na niego nacisnęła. Spięte mięśnie domagały się porządnego masażu, na który ostatnio kompletnie nie miała czasu.
Uniosła wzrok, słysząc znajomy, męski głos. — Urok komunikacji miejskiej, szczególnie o tej porze roku — odparła, chcąc nawet wysilić się na uśmiech, co niestety jej nie wyszło. Słysząc o Duchu, automatycznie zerknęła na teczki, leżące na stoliku obok kubka z jej kawą. — Oby — skomentowała krótko, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Chociaż może warto by było o kilka rzeczy spytać, skoro i tak przyniosła pracę ze sobą na ich spotkanie. Znowu to robiła, znowu praca nie opuszczała jej nawet na przerwach, nawet w niedzielę.
Tym razem uśmiech jej się udał, jednak trudno było powiedzieć co dokładnie oznaczał. Wbiła spojrzenie w jego twarz. — Jeszcze wiele przede mną, ale sama jestem ciekawa co napisali, chociaż staram się tego nie czytać.
Odchrząknęła krótko i kiwnęła głową, sięgając po kawę.
Masz rację, nie dla tego. Chciałam porozmawiać o rozwodzie. Mam nadzieję, że nie czujesz się zaskoczony, bo myślałam o tym tyle razy, że chyba mam to wypisane na czole.
Nie miała pojęcia jak zacząć tą rozmowę i jak ubrać w słowa wszystko co chciała mu przekazać. Nie spodziewała się, że to będzie takie trudne, więc zaskoczyło ją z jaką łatwością najprostsze słowa wyszły jej z gardła, nawet jeśli żołądek skurczył jej się do rozmiarów orzecha włoskiego, a przynajmniej takie miała wrażenie. Uniosła kubek, lekko drżącą dłonią i upiła łyk kawy. Znajomy, lubiany smak, ciepło i aromat powinny ukoić na moment nerwy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli coś kochasz, wypuść to. Jeśli wróci, znaczy, że kocha nadal.
Gerald świetnie zdawał sobie sprawę, że dewiza odwiecznie towarzysząca łudzącym się kochankom jest jedynie plasterkiem na soczyście krwawiącą ranę po tępym obuchu. Dobrze wiedział, iż zgoda na rozwód oznaczała zarówno jego oddanie personalnym celom - w tym uszczęśliwieniu Rain - jak i największą stratę, z której może się odgrzebie, ale w ramach nagrody pocieszenia dostanie wyłącznie kalectwo w samotności.
Tak naprawdę nie chciał tego kończyć. Nie chciał rozstawać się z żoną, bo znał prawdę, której nie mógł wyjawić przed najukochańszą osobą siedzącą naprzeciwko.
Pomyślał, że w czerni zawsze wyglądała pięknie, a skojarzenia pogrzebowe traktował z uśmiechem, ilekroć któryś z ich znajomych odważył się na komentarz. Nie zmieniłby nic w pani Bradbury i trudno było mu się pogodzić, że dziewczyna z sąsiedztwa najpewniej wróci do swego nazwiska. Nie istniała inna opcja. Mógł to rozciągać przez lata, a mógł szybko odciąć ostatnie więzi.
Pamiętaj, powtarzał Patrick, dla niej jesteś tą częścią społeczeństwa, która nie potrafi rozmawiać o swoich problemach, rozterkach i skacze po kwiatuszkach z cudzego ogródka.
Potężna chęć udowodnienia Rain, że się myliła, wielokrotnie nawiedzała myśli Geralda, ale równie prędko, co nachodziła, tak natychmiast znikała zdeptana przez głębokie oddanie.
Chwilę wpatrywał się w panią prokurator, jak bandzior korzystający z przywileju milczenia w sali przesłuchań. W głowie miał pustkę. Słuchał, jak Gary Cherone wydostawał się ze starego radia w More Than Words przy kasie za ladą; jak dziecko młodej pary bawiło się papierowym samolicikiem, sunąc między rzędami stolików z tupotem małych stóp i jak jego matka nawoływała, aby Steven przestał przeszkadzać.
Spodziewałem się. — Przytaknął spokojnie, zaskoczony własną harmonią. To nadal nie docierało. — Jednak czoło nadal masz nieskazitelnie czyste. Zero złośliwych zmarszczek — dodał z bladym uśmiechem, przełamując bariery mniej udolnymi dowcipami, z których słynął. — Będę potrzebował trochę czasu. Niewiele, ale chciałbym najpierw porozmawiać z prawnikiem. — Natychmiast uniósł dłoń uspokajająco. — Tylko w sprawach formalnych, związanych z ubezpieczeniem małżeńskim na uczelni i tym podobnymi... wiem, że nie grasz nieczysto. Również chcę być fair wobec ciebie. Muszę wiedzieć, na czym teraz stoję. — To nie pasowało do człowieka posądzonego o zdradę i przez moment mogło się wydawać, że Gerald Bradbury jest okrutnikiem, wodząc własną żonę za nos oraz wysyłając sprzeczne sygnały, ale niełatwo było pozbyć się żywej miłości wobec kogoś, kogo zraniło się dla jego dobra. To niewykonalne.
Przepraszam? — Z boku wyrosła sylwetka zziajanego kelnera z rozwianymi na wszystkie strony włosami. — Czy mógłbym przyjąć od pana za... za...mówienie?
Białą herbatę poproszę. I ciasto makowe. — Drobnymi gestami pokazywał, że wcale nie bał się tego spotkania i nie zamierzał szybko zniknąć. — Ciężki dzień?
Słucham?
Tabaka? — Zakreślił palcem kółko w powietrzu. — Ledwo łapie pan oddech.
Całe górne piętro jest zajęte. Spotkanie poetów.
O. — Gerald uniósł brwi zaintrygowany. — Proszę w takim razie nie śpieszyć się z moim zamówieniem.
Kelner uśmiechnął się krzywo, zamykając notesik.
Dzięki śliczne, ale szefowa urwie mi głowę. A czy pani życzy sobie czegoś jeszcze? Ciasto do kawy? Herbatniki? Dolewkę?
Czy macie zieloną herbatę z miętą? — wtrącił się Bradbury. Mężczyzna przytaknął. — Ciasto marchewkowe i herbatę dla pani. Na mój rachunek, proszę.
Oczywiście. Zaraz wszystko przyniosę.
Wiem, że przesiadywanie ze mną nie jest pewnie twoim ulubionym punktem dnia — zaczął, gdy kelner odszedł od ich stolika — ale na pewno nie zdążyłaś pójść na obiad pomiędzy tym — wskazał znów na teczki — a tą rozmową. — Uniósł kąciki ust, na końcu języka mając pytanie: kto teraz robi ci lunch do pracy i o nim przypomina? — Chyba nie musimy rozmawiać tylko o rozwodzie, aby jeszcze zjeść razem. Prawda? Co u Fisha?
Błędnie budził skojarzenie męża, który chce pozostać w przyjaźni.
Tylko że nic innego mu nie pozostało. Mógł robić tylko dobrą minę do złej gry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli coś kochasz, wypuść to. Jeśli wróci, znaczy, że kocha nadal.
Gerald świetnie zdawał sobie sprawę, że dewiza odwiecznie towarzysząca łudzącym się kochankom jest jedynie plasterkiem na soczyście krwawiącą ranę po tępym obuchu. Dobrze wiedział, iż zgoda na rozwód oznaczała zarówno jego oddanie personalnym celom - w tym uszczęśliwieniu Rain - jak i największą stratę, z której może się odgrzebie, ale w ramach nagrody pocieszenia dostanie wyłącznie kalectwo w samotności.
Tak naprawdę nie chciał tego kończyć. Nie chciał rozstawać się z żoną, bo znał prawdę, której nie mógł wyjawić przed najukochańszą osobą siedzącą naprzeciwko.
Pomyślał, że w czerni zawsze wyglądała pięknie, a skojarzenia pogrzebowe traktował z uśmiechem, ilekroć któryś z ich znajomych odważył się na komentarz. Nie zmieniłby nic w pani Bradbury i trudno było mu się pogodzić, że dziewczyna z sąsiedztwa najpewniej wróci do swego nazwiska. Nie istniała inna opcja. Mógł to rozciągać przez lata, a mógł szybko odciąć ostatnie więzi.
Pamiętaj, powtarzał Patrick, dla niej jesteś tą częścią społeczeństwa, która nie potrafi rozmawiać o swoich problemach, rozterkach i skacze po kwiatuszkach z cudzego ogródka.
Potężna chęć udowodnienia Rain, że się myliła, wielokrotnie nawiedzała myśli Geralda, ale równie prędko, co nachodziła, tak natychmiast znikała zdeptana przez głębokie oddanie.
Chwilę wpatrywał się w panią prokurator, jak bandzior korzystający z przywileju milczenia w sali przesłuchań. W głowie miał pustkę. Słuchał, jak Gary Cherone wydostawał się ze starego radia w More Than Words przy kasie za ladą; jak dziecko młodej pary bawiło się papierowym samolicikiem, sunąc między rzędami stolików z tupotem małych stóp i jak jego matka nawoływała, aby Steven przestał przeszkadzać.
Spodziewałem się. — Przytaknął spokojnie, zaskoczony własną harmonią. To nadal nie docierało. — Jednak czoło nadal masz nieskazitelnie czyste. Zero złośliwych zmarszczek — dodał z bladym uśmiechem, przełamując bariery mniej udolnymi dowcipami, z których słynął. — Będę potrzebował trochę czasu. Niewiele, ale chciałbym najpierw porozmawiać z prawnikiem. — Natychmiast uniósł dłoń uspokajająco. — Tylko w sprawach formalnych, związanych z ubezpieczeniem małżeńskim na uczelni i tym podobnymi... wiem, że nie grasz nieczysto. Również chcę być fair wobec ciebie. Muszę wiedzieć, na czym teraz stoję. — To nie pasowało do człowieka posądzonego o zdradę i przez moment mogło się wydawać, że Gerald Bradbury jest okrutnikiem, wodząc własną żonę za nos oraz wysyłając sprzeczne sygnały, ale niełatwo było pozbyć się żywej miłości wobec kogoś, kogo zraniło się dla jego dobra. To niewykonalne.
Przepraszam? — Z boku wyrosła sylwetka zziajanego kelnera z rozwianymi na wszystkie strony włosami. — Czy mógłbym przyjąć od pana za... za...mówienie?
Białą herbatę poproszę. I ciasto makowe. — Drobnymi gestami pokazywał, że wcale nie bał się tego spotkania i nie zamierzał szybko zniknąć. — Ciężki dzień?
Słucham?
Tabaka? — Zakreślił palcem kółko w powietrzu. — Ledwo łapie pan oddech.
Całe górne piętro jest zajęte. Spotkanie poetów.
O. — Gerald uniósł brwi zaintrygowany. — Proszę w takim razie nie śpieszyć się z moim zamówieniem.
Kelner uśmiechnął się krzywo, zamykając notesik.
Dzięki śliczne, ale szefowa urwie mi głowę. A czy pani życzy sobie czegoś jeszcze? Ciasto do kawy? Herbatniki? Dolewkę?
Czy macie zieloną herbatę z miętą? — wtrącił się Bradbury. Mężczyzna przytaknął. — Ciasto marchewkowe i herbatę dla pani. Na mój rachunek, proszę.
Oczywiście. Zaraz wszystko przyniosę.
Wiem, że przesiadywanie ze mną nie jest pewnie twoim ulubionym punktem dnia — zaczął, gdy kelner odszedł od ich stolika — ale na pewno nie zdążyłaś pójść na obiad pomiędzy tym — wskazał znów na teczki — a tą rozmową. — Uniósł kąciki ust, na końcu języka mając pytanie: kto teraz robi ci lunch do pracy i o nim przypomina? — Chyba nie musimy rozmawiać tylko o rozwodzie, aby jeszcze zjeść razem. Prawda? Co u Fisha?
Błędnie budził skojarzenie męża, który chce pozostać w przyjaźni.
Tylko że nic innego mu nie pozostało. Mógł robić tylko dobrą minę do złej gry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasami pamiętała, że Gerald ją kochał. Gdzieś w jej pamięci były jeszcze wspomnienia tego, jakim był oddanym i kochającym mężem. Kiedyś naprawdę wierzyła, że jest dla niego całym światem i była szczęśliwa. Wszystko co dobre kiedyś się kończy, czy nie tak mówią? Nie zarejestrowała momentu, w którym wszystko się zmieniło. Może to nie był moment, a długi, rozłożony w czasie proces? Zauważyła, że coś jest nie tak, kiedy było już za późno. Nikt nie wie jakim to było dla niej ciosem i gdyby nie praca pewnie w ogóle nie podnosiła by się z łóżka. Prawdopodobnie lepiej zniosłaby śmierć swojego męża, niż to co według niej uczyniłam, jak ją oszukał i zhańbił. W jej oczach był człowiekiem, któremu nie może zaufać i prawdopodobnie nie może wybaczyć.
Gdy patrzyła na mężczyznę, z którym spędziła tyle wspólnych lat, dziwiła się, że jemu przychodzi to wszystko tak lekko. Wyglądał i zachowywał się, jakby nie stali tuż przed rozwodem, rozpadem małżeństwa, którego w oczach Rain to właśnie on był winien. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic, trochę tak, jakby ich spotkanie było spotkaniem dwóch dobrych znajomych, z czego jeden trochę marudzi, ale da się go udobruchać aromatyczną herbatką i kawałkiem pysznego ciasta, nie mówiąc już o uroczym uśmiechu i charakterystycznym błysku w oku. Swoją drogą nie umknęło jej, że zapuścił brodę i żałowała, że nie nosił się tak wcześniej. Wyglądał atrakcyjnie, dużo dojrzalej. Jeszcze ktoś mógłby pomyśleć, że faktycznie nie brakuje mu dojrzałości. Ale nie ona, tym bardziej słysząc jego kolejny cięty dowcip. — Te złośliwe ukrywam na odpowiedni moment, jak się postarasz to może niedługo wyjdą — odparła, uśmiechając się lekko. To ciekawe, że takie żarty nigdy jej nie irytowały, nawet teraz. uważała je za uroczy przejaw inteligentnego poczucia humoru. Spoważniała jednak, słysząc jego kolejne słowa, odpowiedź na rozpoczęcie tematu rozwodu. — A jednak Cię zaskoczyłam? Chyba, że z jakiegoś powodu grasz na zwłokę — zaczęła, zaraz jednak pozwalając mówić mu dalej. Odchrząknęła krótko, słysząc że według niego ona nie gra nieczysto. Jej rodzony brat miałby na ten temat nieco inne zdanie, którego oczywiście by nie wyraził, bo nieczyste zagrania Rain uratowały mu tyłek. W każdym razie jeśli chodziło o rozwód, to faktycznie nie miała zamiaru robić nic, co miałoby komukolwiek zaszkodzić. Nawet jeśli tuż po tym, jak dowiedziała się o romansie nie raz miała taką ochotę.
Nie ukrywała swojego niezadowolenie odnośnie perspektywy przeciągania nieuniknionego w czasie. Chyba właśnie wyszły te złośliwe zmarszczki, o których wspominali wcześniej. Chciała mieć to po prostu za sobą, a wyglądało na to, że będzie musiała jeszcze poczekać.
Jasne, rozumiem — przyznała w końcu i zerknęła w bok, by po chwili unieść wzrok na kelnera, który podszedł do ich stolika. W grobowym milczeniu przysłuchiwała się rozmowie mężczyzn, powstrzymując się od sugestywnego uniesienia brwi, czy krzywego uśmiechu.
Otworzyła usta, by odpowiedzieć na pytanie kelnera, skierowane do niej, kiedy usłyszała głos Geralda, który miał już wszystko zaplanowane. Wskazała dłonią na męża, dając do zrozumienia, że chyba nie miała tu zbyt wiele do powiedzenia.
Dziękuję — zwróciła się do młodzieńca, który przyjął zamówienie. Dopiero gdy uzmysłowiła sobie, że ma ochotę na jedno z jej ulubionych ciast, poczuła jak naprawde jest głodna. Dlaczego on zawsze musiał mieć rację? Nawet teraz, na spotkaniu, które miało zająć chwilę, a zapowiadało się, że posiedzą tu jeszcze ładny kawał czasu. Pokręciła powoli głową, zagryzając wargę, odrobinę nerwowo. Odgarnęła pasemko ciemnych, farbowanych włosów za ucho i spojrzała na męża odrobinę podejrzliwie. Nie do końca wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Przez długi okres czasu, podczas separacji, Pan Bradbury właściwie nie utrzymywał z nią kontaktu. Kiedy zabierał resztę swoich rzeczy z jej mieszkania nie zamienili wielu słów. Za to teraz, kiedy spotykali się w dużo istotniejszej sprawie, on nagle zachowuje się, jakby nic specjalnego się nie działo i w dodatku gra na zwłokę.
Czy to swojego rodzaju gra Geralda? — spytała, po dłuższej chwili ciszy, zręcznie unikając odpowiedzi na kilka jego wcześniejszych pytań. W dodatku była z siebie dumna, używając w pytaniu tytułu historii autorstwa Stevena Kinga, zarówno dostępnej w formie opowiadania jak i zekranizowanej. W końcu w tej "grze", według scenariusza, Gerald ginie na zawał serca tuż po tym, jak żona kopnęła go w genitalia. Nie każda gra to dobra zabawa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tłamszenie uczuć w środku graniczyło z cudem. Gerald był zaskoczony tym, jak sprawnie dotąd wypowiadał słowa, którym daleko do czystej, nieskazitelnej prawdy. Mieszał ją z obrazem człowieka godzącego się na wszystko, który zniesie wszystko z godnością, gdy chciał schować głowę między ramiona i złożyć ją na kolanach Rain, bo jazda do rodzinnej dzielnicy linią autobusową zajmie więcej niż godzinę, więc tylko ona pozostawała mu tą ostatnią z najbliższych osób. Pozostali rozjechali się na cztery strony Stanów albo gryźli ziemię, choć ledwo dobijali do czterdziestki, podobnie jak on. Czterdzieści lat i tak paskudny wyrok.
Czterdzieści lat i rozwód.
Przygryziona warga, zaczesanie brązowych włosów, niegdyś mieniącej się w słońcu miedzi, ten kontrast w zimnych oczach znających więcej ciepła niż zdradzały na pierwszy rzut... będzie za tym tęsknił.
Mógł jeszcze stchórzyć. Powiedzieć prawdę, która zniszczy wszystko lub zamiesza jeszcze bardziej w kotle pełnym pomyj, ale nie miał tej diabelskiej czelności do ciągnięcia innych ze sobą na dno. Zdrada? Z tego da się wyleczyć. Potrzeba tylko chwil, którymi on nie dysponował.
Nie — odparł krótko. — Nie mam czasu na żadne gierki. Ty również nie. Szanuję ten czas tutaj. — Siebie nie musiał wliczać do wyjątków, ale im dłużej mógł przesiadywać naprzeciwko Rain, tym bardziej uświadamiał sobie, jak okropnie zmanipulował rzeczywistość dla jej dobra. Częściowo to była jego Zielona Mila albo Wielki Marsz, którego nie wygra. — Chciałem po prostu, być może ostatni raz, napić się z tobą herbaty, jak cywilizowani ludzie. Kawałek ciasta niczego nie naprawi, ale trudno odmówić osłody w goryczy. Wiem, że trudno jest ci mnie widzieć. Nie jestem ślepy, tylko głupi. Jak but. — Rozłożył ręce pustym wierzchem do góry, jak skazaniec czekający na założenie kajdanek i przypięcie do stołu. Nie wyglądało jednak na to, aby był dostatecznie przekonujący, więc ciągnął dalej: — Rain, nie zamierzam ci nic utrudniać. Nie będę cię błagał o przebaczenie ani nowe życie ze mną. Nie mam w zwyczaju prosić o niemożliwe. — Dosłownie i w przenośni. Nigdy nie poprosiłby jej o rękę, gdyby nie miał pewności, że spełnia tym zarówno swoje zachcianki jak też i pani Bradbury. — Wiem, jak to wygląda i wiem, ile racjonalnego rozczarowania musi w tobie siedzieć. — Potaknął z wolna. — Nie zmienia to faktu, że rozstanie w gniewie nie przyniesie nam obojgu nic dobrego. Szkoda jedynie nerwów. — A on nie mógł sobie na to pozwolić. Każda zniszczona mielinka, każdy brutalnie potraktowany akson zbliżał go do nieuniknionego. — Oczywiście, mogę cię przeprosić kolejny raz, ale czy właśnie tego chcesz słuchać? — Uniósł pytająco brwi.
Klapka szklanej gablotki cicho opadła, a kelner sprawnie rozcinał kawałek ciasta marchewkowego, przyglądając się z ukosa parze przy oknie. Mimochodem dołożył garstkę żurawiny obok ukrojonego bloczka. Z jego perspektywy wyglądało to na rozstanie, jakich wiele, ale które nie kończą się wylaniem szklanki wody na twarz.
Dziecko z samolocikiem przebiegło z chichotem obok ich stolika.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko znała prawdę, pewnie też byłaby zaskoczona tym, z jaką łatwością odnalazł się w swojej roli i odgrywał ją bez większego problemu. Być może minął się z powołaniem i kariera aktorska przeszła mu pod nosem. Z taką charakterystyczną twarzą i dobrą pamięcią pewnie miałby teraz grono wiernych fanek i teczkę z poważnymi kontraktami na zagranie w kolejnych wielkich produkcjach. A tak miał jedynie skrzywioną, zranioną żonę i zbliżający się rozwód. Być może w pracy szło mu dobrze, przynajmniej miała taką nadzieję. Wbrew pozorom nie była z tych, które życzą innym jak najgorzej. Może powinna? Byłaby to jakaś forma odreagowania kumulujących się negatywnych emocji.
Trudno powiedzieć czy przyznałaby przed sobą, że też potrzebuje pocieszenia i że Gerald jest obecnie najbliższą jej osobą, która dalej jest obok. Nawet jeśli zrobił to, co zrobił. Brata nie widziała od dawna, on zawsze pojawiał się i znikał, a matka chyba w końcu dała za wygraną i zostawiła Rain w świętym spokoju, tak jak to sobie brunetka życzyła od dawna. Niech zajmie się mężem i nie wtyka nosa w nie swoje sprawy. Kobiety oddaliły się od siebie niedługo po śmierci ojca Rain i marne były szanse, aby znowu się do siebie zbliżyły. jakby nie patrzeć, to samo dotyczyło Geralda. Może i potrzebowała bliskości, ale nie tak desperacko, żeby mu wybaczyć, żeby dać się dotknąć, wiedząc że dotykał inną. Była zbyt dumna i zbyt uparta. Czy oznaczało to, że była również silną kobietą? Nie umiała tego ocenić, ale uległość w tym przypadku na pewno nazwałaby słabością.
Zmrużyła lekko oczy, słysząc jego słowa. Od tego szacunku może się im zakręcić w głowie. A przynajmniej jej.
Czuła się jak pod kopułą, kloszem, który uniemożliwia jej swobodne poruszanie się i być może niedługo doprowadzi do tego, że zabraknie jej tlenu.
Szanujesz mój czas?—spytała, chociaż nie do końca dlatego, aby poznać odpowiedź. W końcu była pewna, że jest odwrotnie. Gdyby szanował jej czas, nie udowodnił jej, że zmarnowała długie lata, które razem spędzili. Zbudowali naprawdę wiele, a teraz stali nad gruzami, z których nie można już było nic zrobić.
Zamrugała odrobinę zbita z tropu, słysząc jak mówi, że nie jest ślepy, tylko głupi. Przez głowę przeszła jej niedorzeczna myśl, że może on już wie, że spotkała się z Mitchem. Odgoniła od siebie tę myśl. Nie uważała by Gerald miał obsesje i ją śledził. Nie był tego typu człowiekiem.
Trzeba było o tym pomyśleć zanim mnie rozgniewałeś — wtrąciła w odpowiedzi na jego kolejne słowa.
Nie chcę słuchać Twoich przeprosin, ani nic innego co masz mi do powiedzenia. Nie obchodzi mnie czy uważasz to, co zrobiłeś za błąd, czy może układasz już sobie nowe życie. Marchewkowego ciasta też nie chce.
Odwróciła wzrok, zerkając na przebiegające obok nich dziecko. Zbladła, zaciskając dłonie na oparciach krzesła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakiś czas po wizycie brata i ogólnie przywitajmy Nowy Rok, więc jakiś miesiąc od ich spotkania przy stłuczce możemy dać.
Cześć. Dziękuję za pomoc przy znalezieniu sprawcy
i poleceniu niezawodnego Prestona jeśli chodzi o samochody.
W ramach podziękowania chciałabym zaprosić Cię na kawę.
Nie przyjmuję odmowy. Co powiesz na spotkanie w tym tygodniu?
Napisała do niego. Parę dni temu. Wczoraj. Gdzieś w poprzednich dniach. Ważne jednak jest to, że zgodził się na spotkanie i mogli się własnie dzisiaj spotkać. Miała oczywiście swoje niepewności. Skąd? Zapewne wynikały z faktu, że ten może być ojcem jej dziecka o czym ten nawet nie wie. Ale skąd miałby wiedzieć, skoro upewniła się przy stłuczce (choć miało to miejsce już jakiś czas temu), że on to jej jednak nie za bardzo pamięta - jeśli chodzi o tamtą noc. Kiedy wszystko wywróciło się jej zupełnie do góry nogami. Ale kto by się tym przejmował.
Być może chciała zacząć od zera.
Nie spodziewała się, że może być mężczyzną, który w biały dzień jest w stanie pomóc zupełnie bezinteresownie nieznanej kobiety. Bo zakładała ciągle, że jej nie pamiętał. Innej opcji nie było. Inaczej by się wtedy przecież zachowywał.
Ważne, że auto już hulało. Sprawca został znaleziony. Ona dostała dobre odszkodowanie. Musiała być mu wdzięczna. I może zaczynało do niej docierać, że może powinna uświadomić go o tej nocy, kiedy to zaszła w ciążę. Co prawda tej nocy zerwała z facetem, ale i z nim zaliczyła jedną nockę parę dni wcześniej, także to była jednak wielka zagadka, której jeszcze do niedawna wcale nie chciała rozwiązywać. Jednak czy życie w tej niepewności do końca życia miało sens? Zawsze można było ustalić ojcostwo. Jeśli oczywiście któryś z nich chciałby zostać ojcem. Wolałaby jednak, by nie był to jej były. Ale życie lubi bywać przewrotne.
Kiedy weszła do kawiarni Portage Bay Cafe's, mógł już być na miejscu. Nie jechała dzisiaj samochodem, a na ulicach były straszne tłumy. Ostrożności nigdy za wiele. Mała Nadia została pod dobrą opieką kogoś z jej rodziny.
- Hej. Jesteś - ot taka oczywistość, a jednak trzeba było ją potwierdzić na głos. Uśmiechnęła się do niego i usiadła naprzeciwko. Włosy zafalowały na jej ramionach. Nie często rozpuszczała włosy, bo przy małej jednak poręczniej jest je po prostu wiązać, ale jakoś dzisiaj zostawiła je rozpuszczone. Z żadnych zamiarem przywrócenia mu wspomnień... a może nieświadomie tak zadziałała?
- Na wstępie muszę powiedzieć Ci raz jeszcze, że bez Ciebie wtedy nie wiem co bym zrobiła. Jestem ogromnie wdzięczna. Co pijesz? Ja stawiam - oznajmiła, odetchnąwszy z ulgą, że jeszcze niczego nie zamówił.
-

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#40
Pomoc w sprawie stłuczki auta Maddie, tak jak deklarował tamtego felernego dnia, traktował jako bezinteresowne wyciągnięcie dłoni. Nie oczekiwał za nią spłaty długu wdzięczności czy podziękowań, wystarczył mu fakt, że wszystko zostało sprawiedliwie rozstrzygnięte. Będąc w kontakcie z Prestonem, trzymał rękę na pulsie i poczuł się nadzwyczaj dobrze na duchu, kiedy posiadaczka samochodu odebrała je z naprawy i była rzeczywiście zadowolona z efektu pracy. Chyba przemawiało za tym w pewnym sensie poczucie odpowiedzialności za polecenie kogoś, komu ufał. Zależało mu na korzystnym przebiegnięciu sprawy, choć nie do końca to rozumiał. Wiadomości od Maddie nie spodziewał się, ale mimowolnie uśmiechnął się do siebie, odczytując jej propozycję, na którą bez wahania się zgodził.
Na umówione spotkanie udało mu się dotrzeć nieco wcześniej. Nauczył się jej w pracy. Dobra organizacja była niezwykle przydatną umiejętnością w przypadku zapełnionego terminarza. Poza tym z racji godzin szczytu i przewidywanej tłoczności w lokalu wolał się upewnić, że bez problemu znajdzie miejsce, przy którym będzie można spokojnie porozmawiać. Tuż po wejściu do lokalu i rozejrzeniu się w sytuacji, skorzystał z okazji zwolnienia jednego ze stolików przy oknie i, ciesząc się z własnego szczęścia, zajął miejsce. Kawiarnię przepełniało mnóstwo odgłosów rozmów, stuku porcelany i pracy sprzętu. Gdzieś w głębi sali usłyszał gaworzenie dziecka. Zerknął w tamtym kierunku. Malutka dziewczynka, z materiałową opaską na głowie zwieńczoną kokardką, siedziała na specjalnym krzesełku i uderzała plastikową łyżeczką o blat jej stolika, śmiejąc się z własnej zabawy. Przypominała mu Lydię, swoją chrześnicę, która nie tak dawno zachowywała się całkiem podobnie. Był niemal pewien, że w każdym takim uroczym aniołku krył się mały stworek potworek, który potrafił mocno dać w kość. Ten bystry błysk w oku był tego dowodem.
Kobiecy głos odwrócił jego uwagę od malca. Spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. Wyglądała trochę inaczej, niż kiedy widzieli się ostatnio. Coś w jej wyglądzie się zmieniło i zapaliło mu w głowie malutką lampeczkę. Kiedy się uśmiechnęła, sprawiła, że nie potrafił go nie odwzajemnić.
- Pięknym kobietom się nie odmawia - przyznał z typową dla siebie iskierką w oku. Jego uwagę zwrócił opadający na jej twarz kosmyk włosów, gdy zajęła miejsce. Ach, tak. Miała rozpuszczone włosy. Definitywnie była wzorcowym przykładem jego ulubionego typu kobiet. I kiedy myślał, że to spostrzeżenie złagodzi jego zmącony spokój, to spoglądając w jej oczy, zrozumiał, że było coś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować. Nie tracąc jednak rezonu, na jej słowa wzruszył lekko ramionami.
- Jak już mówiłem, to drobiazg. Cieszę się, że mogłem pomóc. - Skromny jak zwykle, choć nie mógł zaprzeczyć, że mu to nie schlebiało. Nie miał jednak powodu, by wykorzystywać sytuację. Przygryzł wargę i udał, że zastanawia się nad jej propozycją. - Dobra, pod warunkiem, że do kawy weźmiesz coś słodkiego, na mój koszt - uśmiechnął się szeroko, całkiem zadowolony z kompromisu. - Mają tu naprawdę dobre ciasta - dodał z przekonaniem. No cóż, jak szaleć to szaleć. Kiedy podeszła do nich kelnerka, dał Maddie pierwszeństwo w wyborze.
Ostatnio zmieniony 2022-03-13, 19:58 przez Nathaniel Covington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie jedna osoba mogłaby to wykorzystać, ale nie on.
Czy powinna zatem docenić kogoś takiego jak Nathaniel Covington? Naturalnie. Myśl o ich epizodzie z przeszłości trochę komplikowała jej myślenie, ale nie mogła zaprzeczyć, że nawet go nie znając wtedy, nie trafiła jednak na jakiegoś gnojka, który myśli tylko o sobie. To nieco pomagało jej w osądzie tego, czy dobrze byłoby powiedzieć mu o małej Nadii i możliwości jego ojcostwa. Chociaż ciągle jeszcze go nie zna i było to dalej ryzykiem, to sposób w jaki pokazał jej siebie ostatnio świadczyło o tym, że nie powinna znowu się na to zamykać i skreślać szanse na danie małej prawdziwego, porządnego ojca. Nie jej byłego, ale być może kogoś takiego jak Nate. Nie planowała się z nim wiązać i sprawdzać, co sprawiło faktycznie, ze się ze sobą przespali. Ale prawdziwego ojca Nadii nie mogła uśmiercić. Nie szczególnie teraz, kiedy mogła na nowo się z nim zobaczyć i nie myśleć, że już go w życiu nigdy nie zobaczy. Bo nawet jakby chciała go szukać to i tak by go mogła nie znaleźć, szczególnie, że jeszcze do niedawna znała tylko jego imię i wyraz twarzy, która teraz wydawała się bardziej wyraźna, jak jeszcze do niedawna. A on dalej w nieświadomości… jeszcze. Nie przeczuwał nic i dał się zaprosić w formie odwdzięczenia na kawę.
Jednak i tu nie dał jej się popisać, skoro i tak nie da jej zapłacić za wszystko. Ale czego można się spodziewać, skoro wydawał się porządnym gościem, który – no właśnie – nie wykorzystuje sytuacji. Kiedy się z nim przespała inaczej można było to odczuć, bo oboje chyba taką sytuację do zbliżenia wykorzystali. A może… po prostu między nimi zaiskrzyło? Znała siebie, nawet po pijaku. Co prawda była załamana po świeżym rozstaniu, ale… bez pożądania kogoś nie oddałaby siebie. Chyba, że nie znała siebie tak, jak myślała. I wtedy postradała zmysły. Ale o tym już nie wiedziała czy się dowie, skoro ten wydawało się, że jej nie pamięta. Bo czy nie wyglądałoby to inaczej, gdyby naprawdę poczuli coś do siebie? To tylko nic nie znaczący seks… cóż, dla niej nigdy nie było seksu bez emocji. A patrząc się na niego, były momenty, że naprawdę nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
- Jestem pewna, że nie pomogłeś mi wtedy tylko dlatego – zaznaczyła nieco drocząco, uśmiechając się pod nosem i rozsiadając się wygodnie na zajętym przez niego wcześniej, miejscu przy oknie.
Wtedy odebrał jej możliwość płacenia za wszystko i pokręciła lekko niezadowolona nosem.
– Dobra, niech Ci będzie, chociaż miałam jednak zamiar zapłacenia za wszystko, skoro chciałam Ci podziękować chociaż w taki skromny sposób jak to – odetchnęła, ale uśmiech znowu pojawił się na jej twarzy, taki delikatny, ale jednak. – Od dawna chodził za mną jakiś ptyś, czy babeczka z wiśniami. Ciekawe czy mają coś z tego tutaj – zastanowiła się na głos, zanim przyszła kelnerka, którą zapytała o te dwie słodkości. Oczywiście obie były. Co wybrać? Musi wybrać jedna, bo wtedy już całkowicie jej się kalkulować to odwdzięczanie nie będzie. Tylko on dalej stratny będzie.
I… kiedy rzucić mu o fakcie ich wspólnie spędzonej nocy i zajściu w ciąże po tym czasie? Hm. Koniecznie musi to zrobić po wypiciu kawy i zjedzeniu czegoś słodkiego. Tak na pocieszenie, jakby ta rozmowa nie poszła dobrze.
Weź babeczkę - pierwsza myśl zawsze jest dobra?
- Proszę babeczkę z wiśniami - poprosiła do kawy, zapominając o ptysiu.
- Często bywasz w kawiarniach? - zagadnęła zaraz po tym. - Ostatnio nie miałam kiedy być w jakiejś, chyba... już z rok, jak byłam w takim miejscu z kimś na kawie - wydukała, dochodząc do tego, że faktycznie skoro czasu już minęło. Z małą jakoś więcej czasu przebywała w domu, biorąc jedynie coś szybko na wynos.

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Trzeba przyznać, że Nate nie był do końca tym samym facetem, co dwa lata temu. Tamten Nate miał w sobie nieposkromioną iskierkę szaleństwa i beztroski, które skłaniały go do stawiania na zabawę i nie liczenie się ze zdaniem innych. Pozostawiając rodzinną firmę pod pieczą ojca, nie przejmował się zanadto całą strukturą biznesu, wywiązując się tylko ze swoich zobowiązań jako inżynier budowy dróg i mostów, tym samym stanowiąc mniej znaczący element firmy niż jego prezes. Uważał wtedy, że miał czas na przygotowanie się do tego stanowiska, dlatego chwytał dzień. Pod powłoką otwartego i zwariowanego mężczyzny o zawadiackim, pewnym swego uśmiechu, kryły się doświadczenia, które spychał w zakamarki swojej świadomości. Nadal zmagał się z niewyjaśnioną kwestią porzucenia przez narzeczoną tuż przed ołtarzem, która czasem potrafiła niepostrzeżenie wypłynąć na powierzchnię. Wtedy tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie potrzebował kobiety u boku do szczęścia i właściwie satysfakcjonował go stan wolny. Wolał częściej bawić się ze znajomymi na mieście i wyruszać w podróże, doświadczając różnego rodzaju sportów ekstremalnych i czuć pozorną wolność od zmartwień.
Takiego Nate’a mogła Maddie dostrzec wtedy w barze. Zabawnego, pełnego pasji i pewności siebie, intrygującego mężczyznę, który, widząc atrakcyjną kobietę, potrafił okazać jej pełne zainteresowanie, jakby nie widział w lokalu nikogo poza nią. Wystarczyła chwila rozmowy, by poczuć, że między nimi nawiązała się nić porozumienia. Jej uśmiech, kokieteryjne spojrzenie i nadawanie na tych samych falach pobudziło głębokie zaintrygowanie, które wkrótce przeistoczyło się w próbę odnalezienia wspólnego języka ciała. Alkohol w żyłach nie był jedynym powodem rozpalającym ich od środka. Wzajemna oddziaływanie i budowane napięcie sprawiły, że w tamtej chwili, praktycznie w ogóle się nie znając, oboje zapragnęli jednego.
Takie relacje uwielbiał najbardziej. Rozumieli się bez słów, nie zastanawiając się nad tym, co będzie nad ranem. Nie dawali sobie nadziei na więcej, tylko po prostu… cieszyli się chwilą, by, uzyskując to czego oboje potrzebowali, przed wschodem słońca rozstać się bez cienia żalu.
Było to niezwykłe doświadczenie, którego doszukiwał się podczas każdej rozmowy z kobietą. Nauczył się dostrzegać różnicę między wzajemnym oddziaływaniem a brakiem “tego czegoś”, więc kiedy tylko pojawiał się klimat, starał się, by każda ze stron wyciągnęła z tego jak największe korzyści. Z racji prowadzenia wtedy zupełnie innego stylu życia, niż teraz, nie czuł potrzeby rozpamiętywania ulotnych chwil z kobietami będącymi one night stand, a czas znacznie wpływał na zacieranie wspomnień, które przez nowe wydarzenia z życia, zaczynały uciekać. Tym trudniej więc było mu przypisać znajomą twarz Maddie do konkretnych wspomnień. Ale ta iskierka w oczach, zanim zajęła miejsce… wydała mu się dziwnie znajoma. Przypomniał sobie jej pytanie na parkingu - Czy jest możliwe, że już gdzieś się kiedyś spotkaliśmy?
- Ach, tak? Czyżbyś sugerowała, że to niekonwencjonalny sposób na podryw? - zaśmiał się szczerze rozbawiony, prostując się na krześle. - Myślisz, że zadałbym sobie tak wiele trudu, by w zamian otrzymać niewinną kawę? - zapytał, unosząc sugestywnie brew, a jego kąciki ust rozszerzyły się w nieco łobuzerskim uśmiechu. Właściwie było to całkiem logiczne wyjaśnienie, czemu taki mężczyzna jak on tak zaangażował się w jej sprawę. Nie potrafił nie udzielić pomocy pięknej kobiecie w potrzebie, kiedyś częściej wykorzystując sytuację. Jeśli czuł iskrzenie.
- Lubię ryzyko, dlatego tak łatwo przychodzi mi narażanie się feministkom - odparł żartobliwie i wzruszył lekko ramieniem. W obecnych czasach istniało równouprawnienie, którym kierowało się wiele kobiet, między innymi dlatego wypadałoby przytaknąć na formę wdzięczności zaoferowaną przez Maddie. Problem polegał na tym, że wychowanie Nate’a nakazywało mu przejąć choć część obowiązków mężczyzny. - Nie widzę powodu, dla którego miałabyś sobie czegokolwiek odmawiać - przyznał szczerze, spoglądając na nią bez skrępowania z cieniem uśmiechu. Mimo iż prawie się nie znali, czuł się dziwnie swobodnie w jej towarzystwie, by równie swobodnie wyrażać swoje zdanie. A według niego Maddie była atrakcyjna i niczego jej nie brakowało, mogłaby więc jeść bez ograniczeń. Na jej pytanie skinął głową.
- Po drodze do biura czy na budowę. Tak, jak widziałaś po wizytówce, pracuję w rodzinnej firmie, dlatego na przesiadywanie w kawiarniach mam mniej czasu, niż bym chciał. Więc w sumie fajnie, że udało ci się wyciągnąć mnie tutaj - stwierdził otwarcie. Zwłaszcza w styczniu miał problem z rozdysponowaniem czasu dla bliskich. A mimo to akurat dla Maddie w jakiś nieznany sposób go znalazł. - A więc dobrze się złożyło, przynajmniej w końcu znalazłaś do tego okazję. Co prawda, szczęście w nieszczęściu, ale jednak - przyznał, mając na myśli tę niefortunną stłuczkę i jej skutki. - A tobie? Czemu nie jest po drodze do kawiarni?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona też nie do końca była wtedy sobą, więc – zdecydowanie ich poniosło wtedy. Zatraciła się w tej swojej „wolności” i oddała siebie zupełnie nieznanemu mężczyźnie, który według niej wtedy zapewne miał coś w sobie, co pomogło jej zapomnieć o jej byłym z którym w ten sam dzień zakończyła swój długoletni związek. Coś ją w jakiś sposób do niego przyciągnęło. Skoro tak właśnie skończyli. Mówią na to: jednonocna przygoda. Jednak czy ona miała wtedy taką myśl? Po prostu nie myślała, działając instynktownie. Potrzebowała bliskości drugiej osoby/mężczyzny, bo jednak nie chciała być sama w tamtą noc. I najlepiej w każde kolejne, ale wyszło jak wyszło.
W którym momencie nawet ona musiała dorosnąć. U niego były to jakieś nowe przeżycia, u niej były to dwie kreski na teście ciążowym.
I trzeba było nauczyć się żyć, nawet jeśli wszystko przewróciło się zupełnie do góry nogami. Bycie samotną matką wymaga sporej odwagi, ale choć na początku była załamana tą myślą, tak później chciała urodzić do dziecko. Nie uważała tego za pomyłkę w swoim życiu. Chciała widzieć bardziej w tym dar od losu, jak coś co zniszczy jej życie. Bo nie zniszczyło. Nate stał się niewyraźnym wspomnieniem. Nie zapamiętała niczego z tamtego wieczoru oprócz jego imienia i wyrazu twarzy. No… może jeszcze jakieś fragmenty jego męskiego ciała wyryły się jej w pamięci. Choć i te były niepewne. Bowiem skąd mogła wiedzieć czy wszystko miało miejsce z tego co myślała, że pamięta, czy czasem nie okazało się coś snem? Trochę wtedy wypiła. No, nawet więcej niż trochę.
Ich ponowne przypadkowe spotkanie było dla niej niezłym ocuceniem. Aż do wtedy myślała, że już nigdy go nie spotka i nie będzie miała okazji przekonać się o jego ojcostwie. Z tym spotkaniem wszystko się pomieszało. Chciała zostawić to wcześniej w spokoju. Dałaby sobie radę sama dalej. Jednak w tej sytuacji nie mogła tego już zrobić. Bo znowu go spotkała. Faceta z którym to mogła mieć dziecko.
I teraz naprawdę była to dla niej stresująca sytuacja, bo chciała mu o wszystkim powiedzieć, jednak z ich spotkaniem wyszło, że on jej nawet nie pamięta, co tylko wszystko utrudniało. Ale był dla niej taki dobry teraz i tak jej pomógł z tą stłuczką i samochodem, że już przesądzone było iż była mu winna szczerość. Przynajmniej zje sobie tą zamówioną babeczkę z wiśniami. Byle tylko nie udławić się pestką, która pojawiłaby się nagle w zaskakujący sposób.
Czy zadałby?
- Grałbyś wtedy w ciemno. Zawsze mogłabym się już nie odezwać i nie miałbyś nic z tego, nawet niewinnej kawy – zagadnęła sama łobuzersko i złączyła z nim swoje spojrzenie czekoladowych ocząt. Mrugnęła, by następnie uśmiechnąć się kącikiem ust.
- Czy, tak to faktycznie widzisz? – narażanie się kobietom to już spore ryzyko. Czy była jednak typową feministką? – Nie wiem czy to o mnie. Są rzeczy, które według mnie mogą zrobić tylko faceci – zaczęła tajemniczo i odetchnęła.
Już miała pewnie w głowie odkręcanie słoików i…
Dobra, nie będzie z nim flirtować! Ma do załatwienia ważniejszą sprawę. Musi powiedzieć mu WSZYSTKO. Przypomnieć o sobie i powiedzieć mu o możliwości bycia ojcem. Boże, jakie to trudne! Bo czemu nie było jej po drodze do kawiarni?
- Tak wyszło, że nie miałam jak tu zajrzeć – wyjaśniła szybko i odebrała swoją babeczkę, za którą się wzięła od razu, bo chciała już mieć to wszystko z głowy jednak. Dopiła kawę.
Czas na szczerość.
- Nate… muszę Ci coś powiedzieć – rzuciła, zaraz potem i wzięła głęboki wdech. – Naprawdę mnie nie pamiętasz? Kiedy spotkałam Cię wtedy na parkingu szybko doszłam do tego, że to Ty. Spotkaliśmy się kiedyś w barze… – i tu pewnie dodała jeszcze nazwę tego baru.
Czy teraz mu coś świta?
Gorzej bo im bardziej mu się przyglądała tym widziała pewne podobieństwo jeśli chodzi o jej małą Nadię. Czy on jest ojcem jej córki?

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Najwyraźniej oboje potrzebowali właśnie tego - kilku niesamowitych chwil spędzonych w swoim towarzystwie, rozpalenia ognia wewnątrz i zatracenia się w doznaniach. Bez żadnego planu i dalszych oczekiwań, po prostu w przypływie emocji pozwolili sobie na spontaniczność, która powiodła ich daleko poza własne granice niewinności. Żadne z nich wtedy nie spodziewało się, jakie skutki mogła przynieść im właśnie ta chwila zapomnienia. Czy to zwykły przypadek, spowodowany nierozsądkiem i poddaniem się pierwotnym instynktom? Może to przeznaczenie, które zostało zapisane gdzieś wysoko w gwiazdach, na które kompletnie nie mieli wpływu? Nikt nie jest w stanie tego rozstrzygnąć.
Nate nie doszukiwał się w każdej sytuacji niczego wyjątkowego i nasuwającego głębokie przemyślenia. Często działał instynktownie, pewny siebie krocząc w stronę obranych celów. Wiara w przeznaczenie wydawała mu się naiwna, choć życie nakazywało mu czasem przystanąć i jeszcze raz dobrze się zastanowić nad wszystkim, podając w wątpliwość swoje poglądy. Każdy taki moment był przełomowy. Utrata mamy na skutek poważnej choroby, porzucenie przez narzeczoną, wypadek taty i ryzyko zamknięcia rodzinnej firmy, odkrycie w sobie powodów do ponownego zakochania i możliwość kolejnego porzucenia przez ukochaną… Poszczególne wydarzenia dawały powody do myślenia i przearanżowania życia, bo te właśnie momenty sprawiały, że nie było już powrotu czy ucieczki przed następstwami. Następnym takim przystankiem mogłaby być… możliwość posiadania dziecka.
Na razie jednak jego niczym nie zmącony umysł krążył po zupełnie innych sferach życia. Im dłużej przyglądał się Maddie, tym miał większe wrażenie, jakby znał ją od dawna. Niekiedy potrafił stworzyć więź z kompletnie nieznaną mu osobą i zyskać niesamowitą swobodę w jej towarzystwie. Czasem wystarczył tylko moment, by się o tym przekonać. Tak właśnie było w przypadku siedzącej przed nim kobiety. Po tamtej stłuczce dziwnym sposobem nie mógł nie wracać do niej myślami, co do tej pory tłumaczył zainteresowaniem sprawą. Ale dopiero jej widok w kawiarni i możliwość prowadzenia z nią naturalnej rozmowy, bez widma problemu z autem i policji, zaczął dostrzegać, że coś stanowczo tu nie grało tak, jak mu się na początku wydawało.
- Jeśli czegoś bardzo chcę, potrafię osiągnąć swój cel - przyznał spokojnie, starannie wypowiadając każde słowo. I znów to czekoladowe, tak dziwnie znajome mu spojrzenie, które wzbudzało w nim zaintrygowanie.
- No cóż, nie widzę powodu, dla którego miałbym nie robić pewnych rzeczy z tytułu równouprawnienia. Tak nie przystoi żadnemu szanującemu się mężczyźnie… - wyznał, delikatnie przy tym wzruszając ramieniem. Bywało ich niewielu, dlatego poniekąd był dumny, że mógł zaliczać się do tego grona. - To prawda, choć są też pewne rzeczy, w których to kobiety odnajdują się najlepiej - dodał nieco zawadiacko, odbijając piłeczkę. Traktował to jako niewinną rozmowę, która mogła dotyczyć czegokolwiek, zupełnie tego nie analizując.
Bez pośpiechu spróbował swojej kawy, w duchu będąc zadowolonym z faktu, że Maddie udało się namówić na odrobinę słodkości, którą bez żadnych wątpliwości degustowała. Byłoby głupio, gdyby zaproponował jej coś, co by jej nie smakowało, w końcu ludzie bywali wybredni. Patrząc na nią potrafił stwierdzić, że nie należała do kobiet wytykających wszystko palcem, a sama babeczka przypadła jej do gustu.
Nate ściągnął brwi, trochę zakłopotany. Informacja o barze pozwoliła na przypomnienie sobie pewnych szczegółów i przypisanie ich do wyglądu Maddie.
- Właściwie… to całkiem możliwe - stwierdził, patrząc na nią w zamyśleniu. - Przyznam, że na parkingu nie byłem w stanie zwrócić uwagi na szczegóły - wtedy w myślach kierował się innymi bodźcami, dopiero tu będąc w stanie skupić całkowitą uwagę na dziewczynie - ale teraz faktycznie coś sobie przypominam. To był całkiem szalony wieczór - powiedział, mimowolnie odczuwając rozbawienie. Wypad do baru z kumplami, morze alkoholu i ona. Maddie. - Co za przypadek. To dlatego postanowiłaś się do mnie odezwać? - zapytał z zaintrygowaniem. Nagle wszystko stawało się jasne. A przynajmniej tak mu się wydawało.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To się po prostu stało. Pojawili się w swoich życiach. I jak widać nie było to tylko jednorazowe i będące zapomniane od zaraz. Może inaczej odebrała go początkowo, bo jej nie poznał, tak jak ona jego, jednak wewnątrz czuł coś, że coś nie gra. Było mu przy niej swobodnie, myślał o niej? Ona ostatnio o nim także. Wszystko jakby otworzyło się w jej głowie po stłuczce. Nie wiedziała, może po prostu nieuważnie uderzyła się wtedy w głowę i nawet o tym nie wiedziała? A może podświadomie od zawsze wiedziała, że jego osoba gdzieś niejednokrotnie krąży po jej głowie od momentu tej wspólnie spędzonej nocy, ale nie chciała się do tego sobie przyznać, skoro istniała mała szansa na ich ponowne szybkie spotkanie. Tak mało o nim bowiem wtedy wiedziała i tylko ponowne spotkanie mogło otworzyć bardziej jej umysł.
Równie dobrze mogła być dla niego nic nie znaczącą kobietą z którą spędził jedynie przypadkową noc. Mógł nie chcieć wcale dziecka. To wyznanie mogło wcale nie zakończyć się dobrze. Może powinna rozegrać to inaczej? Zacząć spotykać się z nim na innych zasadach, nie mówiąc mu o Nadii, zanim nie będzie pewna, że… może nie będzie tak źle. A jednak nie potrafiła tak. Nie chciała grać z jakąś dziwaczna grę, sprawdzającą go na innych wymyślnych zasadach. Miał prawo do bycia przez nią szczerą. Zasługiwał na to, chociażby przez jego pomoc ze stłuczką, co w dalszym ciągu było dla niej zaskoczeniem i dawało jej dobry obraz jego osoby, choć z wątpliwościami (bo te jednak zawsze są, jak się nie jest czegoś na stówę pewnym).
Był kiedyś inny? Teraz miał inaczej? To nie miało znaczenia. Dla niej liczyło się tu i teraz, a teraz było jedno wiadomo – może być ojcem Nadii. Koniec rozważań. Teraz jak ponownie go spotkała nie może pozbawić możliwości dania jej prawdziwego ojca, nawet jeśli to wszystko ciągle jest pod jednym wielkim zapytania. To pytanie teraz… dlaczego nie powiedziała o tym byłemu i nie sprawdziła jego ojcostwa?
Bo do niedawna myślała, że sobie poradzi z wszystkim sama. I to nie jest konieczne, by Nadia znała prawdziwego ojca. Z byłym nie chciała mieć już nic wspólnego. Za dużo wycierpiała przez niego. Do tego on nie chciał mieć dzieci. I niech tak zostanie nawet jeśli mu się odmieniło.
Nate jednak zasługiwał by znać prawdę, bo nie zrobił jej nic złego. Nie zranił jej w żaden sposób. I chociaż tyle była mu winna za to co zrobił.
Jaki on jest?
- Mam nadzieję, że masz ku temu lepsze sposoby, jak „po trupach do celu”, jeśli chodzi o jego osiągnięcie – powiedziała zaczepnie, dopiero po chwili odrywając od niego na moment spojrzenie. Kiwnęła głową. – Zdecydowanie powinno się siebie szanować – przytaknęła.
- Fakt, nie wszystko jest dla wszystkich. Nie mogę się z Tobą z tym nie zgodzić – dodała i uśmiechnęła się jakby szerzej. Odbijanie piłeczki jest fajne. Jak spadnie zawsze można podnieść ją dalej i odbić. Jeśli ma się tylko oczywiście taką możliwość. Ich gra była na dobrych warunkach, więc nie byłoby z tym najmniejszego problemu. Ich rozmowa była jednak niewinna do momentu, kiedy nie zamierzała wyznać mu prawdy o Nadii. W tym to jednak chyba mało już niewinności.
Przynajmniej zdążyła zjeść babeczkę. Słodki smak w ustach może nie zmieni się w gorycz, a pozostanie z nią na dłużej. Może. Chociaż temat był ciężki, słowa jednak nie przychodziły jej ciężko. Nie przygotowywała się specjalnie do tej rozmowy by nie stresować się niepotrzebnie bardziej. Postawiła po prostu na otwartość.
To dobry moment. Jedyny w sumie, by było to w porządku.
Bo nie tak, że ukrywała przed nim ten fakt. Po prostu dopiero go na nowo spotkała. I mogła mu o tym niemal od razu powiedzieć, jak trzymać to w sobie, robiąc z tego jakieś tajemnice.
Przytaknęła głową.
- Tak, zdecydowanie szalony – przyznała mu nawet rację. Tylko czy wie, jak bardzo szalony? Czas by wiedział jak.
Czy dlatego się z nim w głównej mierze spotkała? Tutaj musiała pokręcić przecząco głowa. Bo nawet jakby nie poznała go i go nie znała, to i tak by go na kawę zaprosiła. W końcu jej pomógł ze stłuczką.
- To duży przypadek, ale jednak ciągle przypadek. Zapewne i tak zaprosiłabym Cię na kawę, bo jestem wdzięczna za pomoc, jaką mi wtedy podczas stłuczki okazałeś. Tylko, że jest coś jeszcze… coś co niekoniecznie może Ci się spodobać. To był wtedy naprawdę szalony wieczór. Zakończyłam swój wieloletni związek z kimś, z kim nie potrafiłam już dłużej więcej być. Byłeś moim drugim facetem z którym… się przespałam. Zawsze wierna swojemu partnerowi, aż nagle wszystko się zmieniło i pojawiłeś się wtedy Ty. Coś zaiskrzyło i… teraz znowu na Ciebie trafiłam. Myślałam, że mogę Cię już więcej nie zobaczyć. W końcu co o sobie wtedy wiedzieliśmy? Niemal nic. Tylko się coś cholernie pokomplikowało po tej wspólnie spędzonej nocy… - i tutaj wzięła głęboki wdech. Odchyliła się do tyłu plecami na krześle i skrzyżowała o sobie ręce. – Jest możliwość, że możesz być ojcem. Tylko Ty i mój były w tamtym czasie mieliście mnie na wyłączność – tak to ładnie powiedziała, ale słowa same wychodziły z jej ust. Skupiła się bardziej na jego reakcji. Nie opuszczała spojrzenia, bo chciała wiedzieć na czym stoi. I czy powinna mówić więcej. – Mówię Ci o tym od razu. Akurat Ty zasługujesz by o tym wiedzieć – dodała ciszej.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”