WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Boże, mamo – George westchnął z bocznego siedzenia, a następnie wlepił spojrzenie w przednią szybę.
- Przecież ja mogę zostawać już w domu – nie podobało mu się to, że musiał wybrać się do wujka Boba wraz z pozostałą czwórką swojego rodzeństwa.
- Ale ty musisz pomóc wujowi w ogarnięciu pozostałych – Mae włączyła kierunkowskaz, a następnie skręciła w lewo, kierując się na osiedle, gdzie mieszkała trójka z Brownów.
- A wujek Mitch, albo Ethan? -
- Chyba żartujesz. -
- Ale wujek nawet nie ma konta gold na xboxie -
- Ciesz się, że daje wam hasło do internetu -
- Mamo, mamo, mamo, mamo, mamo! -
- Co? -
- Charlie znowu zrobił kupę -
- Otwórz okno, zaraz wysiadamy. Powiedzcie wujkowi, aby go przewinął, okej? -
- Mamo, strasznie śmierdzi! -
- To się wychyl, Jake! -
- Twoje bąki pachną gorzej -
- Wcale nie -
- Tobie tak capi z ust rano! -
- MAMO A PETER ZNÓW MNIE PRZEZYWA -
- PA CHŁOPAKI, KOCHAM WAS, NIE WYPROWADŹCIE WUJKA Z RÓWNOWAGI! -

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robby stał w oknie, patrząc jak jego wyrok śmierci wysypuje się z auta siostry. Zrobił smutną minkę, po czym zerknął na usztywnioną kostkę. Dzień wcześniej skręcił ją sobie, spadając ze schodów. Nie dlatego, że ćwiczył kolejny kaskaderski wyczyn, po prostu się spieszył. Spieszył się? Czy to nie banał? Smutny banał codziennego, nudnego życia nudnych ludzi. Aż nie chce mu się wspominać tej całej przeprawy przez szpital, pielęgniarki, lekarzy i innych poturbowanych pacjentów. Przynajmniej był już w domu.
Patrząc na stado dzieci Mae zastanawiał się czemu nikomu nie powiedział o swoim wypadku. Wolał żartować i wysyłać emotki kupy, zamiast przyznać się do swojej kontuzji. Może dlatego, że nie było się czym pochwalić? No bo co jest ekscytującego w zwyczajnym upadku ze schodów? No raczej nic.
Nie miał pojęcia jak on zapanuje nad chłopakami. Prawdopodobnie włączy im jakiś horror i napcha ich popcornem, napoi słodkimi napojami, a potem będzie czekał aż zasną, o ile sam nie zaśnie wcześniej.
W tym wszystkim zapomniał o czymś ważnym. Zaprosił dziewczynę, którą poznał w jednym z bardziej znanych klubów. Była modelka, projektantka, wyróżniała się na tle innych nie tylko urodą, ale i inteligencją. Poza tym uwielbiała oglądać filmy, więc od razu zaproponował jej wieczór starych horrorów. Wątpił czy zgodzi się wpaść do niego do mieszkania, ale zgodziła się. Termin wypadał właśnie na dziś. Uroczy zbieg okoliczności? Chciał horroru, to będzie go miał.
Zadzwonił dzwonek. Robby pokuśtykał o kuli do drzwi i otworzył je, pospiesznie przesuwając się na bok, aby wpuścić do środka hordę dzikich dzieci i nie zostać stratowanym. Tupot butów wypełnił całe pomieszczenie, a po nim nastał smród.
- Mae, Ty prukwio - warknął, zatrzaskując drzwi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

7.

Randka.
W odniesieniu do osoby Everett Thornton brzmiało to co najmniej abstrakcyjnie. Ona - mimo ogólnego powodzenia wśród przedstawicieli płci brzydkiej - nie chadzała na randki zbyt często. Właściwie w ostatnim czasie miała dość wszystkiego, co w jakikolwiek sposób łączyło się z mężczyznami. Pocałunek z najlepszym przyjacielem i powracający jak bumerang Travis - to był naprawdę dobry, sprawdzony przepis na katastrofę. Nieobeznana w kuchennych rewolucjach Everett nie potrzebowała żadnych dodatkowych składników. Mimo to przyjęła zaproszenie na randkę od prawie nieznajomego mężczyzny.
Gdyby ktokolwiek zapytał ją o to, co dokładnie urzekło ją w Robby'm, udzielenie odpowiedzi przyszłoby ciemnowłosej piękności z trudem. Nie był facetem, na którego zwróciłaby uwagę w tłumie bawiących się ludzi, jednak mniej lub bardziej szczęśliwy zbieg okoliczności sprowokował ich do przeprowadzenia rozmowy, z której Everett była w stanie wywnioskować, że miała do czynienia z całkiem zabawnym, cholernie inteligentnym, posiadającym szerokie spectrum zainteresowań mężczyzną. Propozycja wieczoru wypełnionego strasznymi filmami i zapachem popcornu była kusząca na tyle, że nie mogłaby się nie zgodzić.
Taksówka pojawiła się pod wskazanym adresem kilka minut przed czasem. Punktualność była tą cechą, którą Everett ceniła sobie ponad wszystko. Lubiła mieć chwilę na rozeznanie się w nowym otoczeniu. Prowadzone obserwacje sprawiły, że pod drzwiami mężczyzny znalazła się dokładnie o umówionej godzinie, w dłoni dzierżąc papierową torbę, na zawartość której składała się butelka jej ulubionego, czerwonego wina.
- No cześć. Mam nadzieję, że nie jesteś leczącym się z uzależnienia alkoholikiem i.. - podjęła niezbyt poważnie, uznając ten niekoniecznie udany żarcik za dobry sposób na rozluźnienie atmosfery. Ostatecznie bowiem wcale nie znali się na tyle dobrze, by urządzać sobie wspólne maratony z horrorami.
Mina wyrażająca zirytowanie i usztywniona kostka szybko zweryfikowały kobiece oczekiwania. Everett spoważniała.
- Co się stało?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stał przy drzwiach, patrząc jak Colemanowie rozprzestrzeniają się po jego mieszkaniu szybciej, niż covid-19 po świecie. Przez chwilę rozważał czy będzie na tyle szybki, aby zapobiec wszystkim możliwym katastrofom. Odpowiedź przyszła szybko i zdecydowanie - nie. W pewnym momencie policzył dzieci i uznał, że jest ich za mało. George stał tuż obok niego i bez słowa również patrzył na rodzeństwo. Rob wzdrygnął się, nie spodziewając się bliskości siostrzeńca. Miał nawet ochotę nieco go przesunąć.
- Masz przejebane - mruknął młody i klepnął go pocieszająco w plecy.
- Po pierwsze nie przeklinaj, po drugie oboje mamy przejebane, a po trzecie jak mi nie pomożesz, to powiem Twojej matce o pornosach - mruknął, po czym odwzajemnił gest.
Chłopak spojrzał na wujka uważnie, przenikliwie, ale odrobinę niepewnie. Chciał oszacować na ile się zgrywa, a na ile mówi prawdę. W końcu uznał, że lepiej nie ryzykować i zawołał braci, zachęcając ich do wspólnej gry na konsoli.
- Następnym razem wyczyść przeglądarkę - zawołał jeszcze za nim i uśmiechnął się triumfalnie. Zaraz jednak jego wzrok padł na Charlesa, który gdyby był postacią z Simsów, unosiłaby się za nim zielonkawa stróżka smrodu. Uśmiech automatycznie zszedł mężczyźnie z twarzy. Dogonił malucha, podniósł go i wyciągnął ręce przed siebie, aby maksymalnie odsunąć jego pupę od swojego nosa. W taki sposób zabrał go do łazienki, gdzie w szufladce wstydu posiadał kilka pampersów i chusteczki nawilżane dla niemowląt. W asortymencie nie było przewijaka, więc wystarczyć im musiał dywanik. Położył dzieciaka na podłodze i zabrał się do roboty. Podczas przewijania można było zaobserwować sto twarzy Browna. Twarzy skrzywienia, rozpaczy, zniesmaczenia, obrzydzenia i bardzo złego samopoczucia. Nie robił tego po raz pierwszy, a i tak nie było poprawy. Gdy skończył, zawinął zużytą pieluchę w kilka torebek foliowych, po czym wrzucił ją do śmietnika i pobiegł w stronę okna, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Pobiegł to może za dużo powiedziane, bo bardzo niewygodnie biega się z usztywnioną, obolałą nogą. Dwuletni Charles wybiegł z łazienki z dużą butelką płynu do kąpieli w rączkach i zniknął za drzwiami sypialni. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Robert zmarszczył brwi, zerknął na zegarek, po czym zmarszczył brwi bardziej. Może to Ethan albo Mitch? Chociaż wątpił, że przyszliby do niego, słysząc dzieci. Pewnie udają, że ich nie ma.
Otworzył po drugim dzwonku i z lekkim zdziwieniem spojrzał na Everett. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swojej porażki. Jak mógł o tym zapomnieć? W końcu, po prawie pięciu latach od ostatniej sercowej porażki, doszedł do siebie i postanowił zaprosić miłą dziewczynę na randkę, tyle nerwów, tyle zachodu i taki fail. Powinni o tym napisać w gazetach. “Robert Brown zapomniał o randce ze znaną projektantką. Czy to zwykłe roztargnienie czy początki choroby psychicznej?”. Taki nagłówek na pewno dobrze by się sprzedawał. Na twarzy mężczyzny zawitało zrozumienie, odrobina wstydu i lekka irytacja samym sobą.
Gdy kobieta zapytała o to, co się stało, nie bardzo wiedział co odpowiedzieć, bo jak widać stało się dużo.
- Trochę spadłem ze schodów - mruknął, wysuwając lekko do przodu obolałą stopę. Postanowił mówić prawdę.
- Oprócz tego siostra wcisnęła mi dzieciaki - dodał, wskazując kciukiem za siebie, czyli gdzieś w stronę różnych hałasów. -Wejdziesz?
Jeszcze nie dowierzał, że faktycznie zaprosił ją do środka, ale co miał zrobić? Walnąć łbem we framugę, aby odciąć się od świadomości i nie uczestniczyć w tym poniżeniu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Everett - choć przyzwyczajona do wygód i rozplanowanego co do minuty czasu - nie sprawiała wrażenia jakkolwiek niezadowolonej z powodu raczej kiepskiej kondycji swojej dzisiejszej randki. Choć Robert na pierwszy rzut oka nie prezentował się jak jak typowy mężczyzna z kategorii tych, z którymi zdarzało się jej umawiać dotychczas, to jednak nie była zła - nawet jeżeli on ewidentnie o tym spotkaniu zapomniał.
Kobieca brew mimowolnie powędrowała ku górze, zaś uważne spojrzenie raz jeszcze przesunęło się po męskiej sylwetce; zupełnie tak, jak gdyby panna Thornton wierzyła, że na ten jeden wieczór posiadła umiejętność prześwietlania ludzi rentgenem. Nie wzięła pod uwagę możliwości, w której on poczułby się najzwyczajniej w świecie nieswojo - a przecież znajdował się we własnym mieszkaniu, gdzie daleko idąca swoboda powinna być czymś normalnym.
Po zaledwie kilku sekundach Everett przeniosła wzrok ponad męskim ramieniem, chcąc zlokalizować powód panującego za plecami pana domu chaosu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy dotarło do niej, że powodów było kilka - w różnym wieku i rozmiarach. Znów spojrzała na twarz Roba - tym razem z przerażeniem, którego nawet nie próbowała ukryć pod maską obojętności czy spokoju.
- Trochę - powtórzyła za nim, znów zerkając na usztywnioną nogę. Zmarszczyła nos. W typowy dla siebie sposób znów wysyłała, zupełnie nieświadomie, znaki związane ze swoim nastawieniem. Czuła się naprawdę zmieszana całą sytuacją, zaś w szczególności faktem, że mężczyzna nie poinformował jej absolutnie o niczym. O ile uszkodzenia wynikające z upadku na schodach brzmiały jak świetna wymówka, o tyle horda krzyczących, śliniących, płaczących dzieci była dla Ever sygnałem co najmniej niejednoznacznym. - Yhm, nie.. nie chciałabym przeszkadzać - podjęła krótko, nawet jeżeli faktycznie przekroczyła próg mieszkania.
Nie chciała prowadzić rozmowy na korytarzu, gdzie żądni taniej sensacji sąsiedzi mieliby ich jak na widelcu. Nie ruszyła jednak dalej. Przystanęła w niewielkim przedpokoju.
- Mogłeś.. dać znać, że tyle się dzieje. Nie zawracałabym Ci głowy - skwitowała, rozglądając się dookoła.
Ta sytuacja była dla niej wybitnie krępująca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Robert patrzył na zmieszanie dziewczyny, co tylko pogarszało jego i tak już kiepskie samopoczucie. Oczywiście miała rację. Mógł dać jej znać. No i pewnie by to zrobił, gdyby w ogóle pamiętał o ich spotkaniu. Delikatnie zamknął za nią drzwi, aby nie wyszło, że robi to nachalnie, jakby chciał ją u siebie uwięzić. Właściwie nie tyle co przejmował się sąsiadami, bo niejedno już widzieli i słyszeli, co jego braćmi, mieszkającymi za ścianą. Gdyby zorientowali się, że odwiedziła go atrakcyjna kobieta i to pod obecność dzieci Mae, nie daliby mu spokoju co najmniej do później starości.
- Masz rację. Przepraszam za to. Po prostu to wszystko stało się tak nieoczekiwanie i zanim się obejrzałem Ty już tu byłaś - odparł, palcami lewej dłoni przeczesując gęste brązowe włosy, w geście lekkiego zdenerwowania. Mówiąc “to wszystko”, wskazał skinieniem głowy salon, sugerując że chodzi o siostrzeńców. Nie przyznał się, że o niej zapomniał, bo najchętniej nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą.
Na ułamek sekundy przygryzł dolną wargę, zastanawiając się co powiedzieć, żeby nie wyjść na kompletnego idiotę i w dodatku ciamajdę. Siedem nieszczęść.
- Zrozumiem jeśli wyjdziesz, ale chciałbym jakoś naprawić sytuację - dodał pospiesznie z iskierką nadziei w oczach. W pewnym momencie do przedpokoju wszedł trzynastoletni Georg, niosą trzyletniego brata wymazanego od stóp do głowy szamponem Roberta. Krzywił się, bliski płaczu, bo część płynu właśnie zlizywał ze swoich ust.
- Wujku, Charles uwalił się i całą sypialnie szamponem - powiedział nastolatek ze znudzoną miną. Dla niego pewnie nie było to nic nadzwyczajnego. Oddał malca Robbowi, po czym przeniósł spojrzenie na Everett i uśmiechnął się zawadiacko. - Miło mi, jestem George. George Coleman - przedstawił się, jakby jego nazwisko coś znaczyło, po czym wyciągnął do kobiety dłoń. Całkiem pewny siebie, jak na gówniarza, oglądającego kiepskie porno w ukryciu.
Roobby zbladł i wyciągnął przed siebie śliskiego trzylatka, jak wtedy, kiedy szedł zmienić mu pieluchę. - Przepraszam na chwilę - mruknął sztywno, po czym pokuśtykał do łazienki i wstawił małego do wanny. Patrzył na grzdyla nie bardzo wiedząc co z nim zrobić. Na wnętrze sypialni nawet nie chciał patrzeć.
Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 21:19 przez Robert Brown, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rozgrywająca się obecnie sytuacja jawiła się w oczach Everett jako coś absurdalnego; sen, który nie miał prawa ziścić się na jawie, bo przecież to była ona. Jedna z córek państwa Thornton, których nazwisko wiele znaczyło nie tylko w Seattle, ale również poza miastem; była modelka, która dotychczas odrzucała, ale nigdy nie doświadczyła odrzucenia; ktoś, za kim oglądali się mężczyźni, względem których ona była uprzejma, bo tak nazywała kultura oraz podstawowe zasady dobrego wychowania.
Dlaczego właściwie zgodziła się na zorganizowaną w domowych warunkach randkę z praktycznie obcym mężczyzną?
Chyba sama nie była pewna.
Z nieskrywanym przerażeniem obserwowała niesprawną nogę mężczyzny, skrupulatnie oceniając jego kondycję fizyczną. Oliwy do ognia dolewały niemal dantejskie sceny rozgrywające się tuż za jego plecami. Niemożliwa do ogarnięcia liczba dzieci skutecznie zniechęcała do pozostania w mieszkaniu. Wycofanie się również nie wchodziło w grę. Była w kropce.
- Och, mogę.. zniknąć - zapewniła, czując się dziwnie ze świadomością, że słowa pokroju ,,już tu jesteś'' zabrzmiały niemal jak wyrzut, który Robert prawdopodobnie wystosował mimowolnie. Everett nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wyolbrzymiła sprawy i nie pozwoliła sobie na charakterystyczne zmarszczenie nosa - gest sugerujący, że ona również nie była tym wszystkim zachwycona.
- Nie wiem, czy.. powinniśmy o tym rozmawiać teraz - westchnęła ciężko, z dezaprobatą przyjmując docierający do jej uszu hałas. Nie była przyzwyczajona do towarzystwa dzieci. Te w jej rodzinie już dawno wyrosły, zaś nikt nie oczekiwał i spodziewał się pojawienia się kolejnych.
- Posłuchaj, jeżeli to zły czas, to ja po prostu.. - podjęła, unosząc brew, kiedy jej oczom ukazał się raczej nietypowy widok.
Ever z zainteresowaniem przyglądała się wymianie zdań między nastolatkiem a wujkiem, co jakiś czas zerkając na zanoszącego się płaczem szkraba.
- Everett - odparła z dosadnie malującym się na twarzy zaskoczeniem, kiedy jej drobna dłoń znalazła się w tej chłopięcej. Nie pamiętała, kiedy ostatnio Mae poprosiła o pomoc w związku z dzieciakami, ale najwidoczniej było to dawno temu, skoro Thornton w pierwszej chwili nie skojarzyła żadnej z tych twarzy - ostatecznie to przecież nie ona była nianią, tylko takowej szukała na ostatni moment. Najwidoczniej tym razem ta rola przypadła w udziale Robertowi.
- Przepraszam na moment - zawyrokowała, kiedy George podjął się rozmowy zdecydowanie zbyt pewnej jak na zwyczajnego trzynastolatka. Everett bez zastanowienia przecisnęła się przez kolejne drzwi - te, których próg przekroczył Robert. - Mogę jakoś pomóc? Trzeba go umyć, zanim szampon dostanie się do oczu - zasugerowała, pochylając się nad wanną w celu wyciągnięcia w niej dziecka.
- Nalej wody. Bez płynu - poinstruowała, starając się zabawiać trzylatka zabawnymi minami.

/ Przepraszam za obsuwę, żyćko nie rozpieszcza, ale już wracam do formy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jemu też wcale nie było do śmiechu. Może to czas, aby poważnie porozmawiać z Mae i zakończyć ich toksyczny związek? Musi jej wytłumaczyć, że nie może zostawiać mu dzieci kiedy tylko jej się podoba, szczególnie, że on też ma swoje plany, nawet jeśli jest tylko ekscentrycznym pisarzem. Czemu jego randka ma być gorsz od jej randki? A może niech rodzeństwo lub rodzice “dobrej dupy” się zajmą jej dziećmi? Jest jeszcze Mitch. On przynajmniej nie musiałby chłopaków oglądać.
Mimo zdenerwowania niecodzienną sytuacją był na tyle uważny, aby dostrzec, że kobieta nie miała ochoty tu być. Na jej miejscu też by pewnie nie miał. Mimo to zaczynał czuć rezygnacje. Jakie było prawdopodobieństwo, że Everett przyjmie zaproszenie na kolejne spotkanie i w ogóle się na nim pojawi? Raczej zerowe.
Pewnie zje trochę lodów czekoladowych i poczuje się lepiej, ale narazie nie czuł się z tym wszystkim dobrze. Właściwie był pewny, że brunetka po prostu wyjdzie po cichu i stąd zwieje.
patrzył na Charliego w wannie, zastanawiając się czy najpierw go rozebrać, czy może umyć razem z ubraniem. Nie musiałby wtedy prać ubranek oddzielnie, co zaoszczędziłoby czas i prąd. Maluch pozostawiony w wannie zapłakał i przyłożył rączki do buzi. Nie za bardzo podobała mu się perspektywa prysznica.
Jednocześnie mężczyzna nasłuchiwał trzaśnięcia drzwiami. Ku jego zdziwieniu dziewczyna weszła po chwili do łazienki i nawet zaproponowała pomoc. Uśmiechnął się lekko. Może nie wszystko jednak stracone? Przynajmniej na tę chwilę płomyk nadziei się zapalił. Marzyciele tak mają. Zupełnie zapomniał, że za ścianą czeka jeszcze czterech wygłodniałych chłopców i nawet jeśli Everett zaproponowała pomoc, to nie dlatego, że chce zostać, a dlatego, że Robert kiepsko sobie radzi, a dziecko płacze.
W pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć, więc ostatecznie po prostu odkręcił wodę, po czym ustawił ją na letnią. Co jak co, ale wiedział że zbyt wysoka lub niska temperatura tylko pogorszyłaby sprawę.
Zerknął kątem oka na starania kobiety, próbującej odwrócić uwagę Charliego. — Gotowe… czy zdjąć mu ubranka? — spytał niepewnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Everett wiedziała, co spotkałoby ją tuż po pojawieniu się pod drzwiami Roberta, z całą pewnością na poczekaniu wymyśliłaby jakąś kiepską wymówkę, w wyniku której cała ich randka najzwyczajniej w świecie by się nie odbyła. Thornton nie lubiła rozmijać się z prawdą, ale jednocześnie znała swoje mocne i słabe strony na tyle dobrze, by wiedzieć, że opieka nad dziećmi znajdowała się gdzieś na szarym końcu listy umiejętności, które zdołała opanować. Choć jej brat dorobił się całkiem przyzwoitej gromadki, to jednak nawet ona nie była w stanie mierzyć się z tajfunem, jaki stanowiła piątka rozbrykanych chłopców.
Nie powinna była się w to angażować. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że jej ingerencja przyniosłaby więcej szkód niż pożytku, jednak obserwowanie tego, jak nieporadnie zachowywał się jej nowy znajomy było doświadczeniem przykrym na tyle, że postanowiła zaryzykować. W najgorszym wypadku dobiegające z mieszkania hałasy wzbudzą zainteresowanie sąsiadów, zaś cały konflikt rozwiąże wizyta policji i opieki społecznej.
Nie, do tego nie mogli dopuścić.
- No pewnie, że tak - zawyrokowała, usadawiając małego na pralce. Nie czekając na reakcję ze strony Boba, sama podjęła się próby zdjęcia z chłopca upapranych szamponem ubrań. - Hej, musimy się wykąpać - zachichotała, kiedy chłopiec zaczął wierzgać nogami, czując, że to mogłoby zrobić na złość jego nowej koleżance.
- Nie zajmujesz się nimi za często, co? - zagaiła w kierunku Roberta, kiedy trzylatek w końcu wylądował w wannie, nad którą Everett niemal od razu się pochyliła, by pozbyć się szamponu, który mógłby doprowadzić do kolejnego napadu płaczu oraz histerii.
Nie zamierzała Roberta oceniać. Nie miała do tego prawa, zważywszy na fakt, że jej własne doświadczenie z dziećmi było znikome. Nie rozumiała, dlaczego mężczyzna został postawiony w sytuacji, w której był zdany na łaskę losu oraz małych łobuzów. Najwidoczniej życie i bliskie osoby wcale go nie oszczędzali.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo, że co jakiś czas siostra wciskała Robertowi synów na głowę, to dalej nie był najlepszy w opiece nad nimi. Właściwie był w tym okropny, ale przez to że miał miękkie serce i jeszcze bardziej miękką dupę, nie potrafił ostro zaprotestować. Poza tym Mae raczej nie przyjmowała odmów i robiła to, co na przykład zrobiła dziś. Podpaliła lont tej małoletniej bomby i odjechała na spotkanie z “dobrą dupą’. A co z “dobrą dupą” Roberta? Prawdopodobnie po tej “randce” już nigdy jej nie zobaczy. Musiał się z tym pogodzić i najlepiej od razu.
Patrzył jak Everett sadza malucha na pralce i próbuje zdjąć z niego ubrania. Kilka razy wyciągnął dłonie, aby pomóc, ale zaraz je cofał, uznając, że tylko by jej pewnie przeszkadzał.
Tak… znaczy nie — mruknął, nie bardzo wiedząc co tak naprawdę na to odpowiedzieć, bo czy zajmowanie się dziećmi, tak naprawdę się nimi za bardzo nie zajmując, zaliczało się do prawdziwego zajmowania się? To chyba temat na dłuższą rozmowę, do której musiałby się najpierw odpowiednio przygotować. — Mae, moja siostra, czasami mi ich podrzuca, jak wypadnie jej coś ważnego.
Pomyśleć, że jeszcze usprawiedliwiał tą nieodpowiedzialną małpę.
A Ty? Co robisz w wolnym czasie? — spytał, po czym ugryzł się w język i zamruczał cicho pod nosem, bo to zabolało. — Nie odpowiadaj. To i tak jest już dla mnie wystarczająco upokarzające — dodał, machnąwszy dłonią w stronę salonu, mając na myśli całą tą nieciekawą sytuację z randką i siostrzeńcami. Gdy maluch znalazł się w wannie, wyglądał, jakby walczył sam ze sobą. Widocznie lubił kąpiele, ale zważywszy na to, że nie był u siebie i nie było w pobliżu mamy, miał co najmniej mieszane uczucia.
Robert rzucił mu gumowa kaczkę, co chyba na chwilę go zajęło. Kaczka wbrew pozorom była jego, ale poświęci się dla dobra sprawy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wraz z każdą upływającą minutą panna Thornton czuła się coraz bardziej niepewnie. Nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że znajdowała się w nieodpowiednim miejscu i w cholernie złym czasie. Niewątpliwie pojawienie się w domu mężczyzny bandy nieokiełznanych dzieciaków mogło skomplikować wiele planów, ale nagle cały zamysł tej przeżytej w domowych warunkach randki brzmiał jak absurd, którego nie powinni byli realizować.
Gołym okiem widać było bowiem, że pochodzili z dwóch zupełnie różnych światów; z miejsc, które nigdy nie spotkałyby się w połowie drogi, bowiem dzieliło je niemal wszystko. Everett nie miała pojęcia, jak powinna wyglądać poprawna i - przede wszystkim - normalna opieka nad dziećmi. Robert niewątpliwie posiadał w tym względzie jakieś znikome doświadczenia. Jedynym łączącym ich na tamten moment elementem zdawała się być obawa przed ewentualnym skrzywdzeniem któregokolwiek z dzieci.
- Rozumiem - mruknęła pod nosem, zaś męskiej uwadze na pewno nie umknął znaczący szczegół; kolejna zmiana zachodząca na twarzy ciemnowłosej sugerowała zwyczajne niezadowolenie związane z faktem, że ich spotkanie nie było niczym ważnym na tyle, by siostra poszukała pomocy u kogoś innego. Nie powinna była się gniewać, jednak rzucenie jej w wir tej farsy sprawiło, że poczuła się najzwyczajniej w świecie źle. Nie oczekiwała stawiania na piedestale, ale jednocześnie czuła się upoważniona do szacunku, którego obecnie chyba odrobinę zabrakło.
- Umawiam się na filmowe randki w domowym zaciszu - mruknęła niekontrolowanie, nieświadomie sugerując, że to był jej wolny czas; ten, który zamierzała spędzić na odpoczynku i poznaniu nowej osoby, nie zaś na zmianie pieluch czy kąpielach, po których cała łazienka wymagałaby dokładnego sprzątania i suszenia. - Przepraszam, to dla mnie.. dość zaskakująca sytuacja. Nie tak wyobrażałam sobie to popołudnie - zawyrokowała krótko, po raz kolejny pochylając się nad siedzącym w wannie malcem, by w pierwszej kolejności pozbyć się resztek szamponu z jego twarzy oraz okolicy oczu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyraz jej twarzy sprawił, że Robert zaczął się czerwienić. Wbrew swojej woli. Przede wszystkim dlatego, że kobieta miała absolutną rację. To chyba najgorsza randka zarówno dla niej jak i dla niego. Miał wrażenie, że im więcej mówi, tym bardziej się pogrąża. Przemilczał więc jej odpowiedź, czując się z tym wszystkim coraz gorzej. Być może myślała, że jemu to było na rękę albo, że on w odróżnieniu od niej właśnie tak chciał spędzić dzisiejszy wieczór. Nic bardziej mylnego. Dla niego było to prawie tak samo zaskakujące i nie na rękę, jak dla niej. Nie chciał dzisiejszego dnia spędzić na opiece nad siostrzeńcami. Miał zupełnie inne plany.
Tak… dla mnie też — mruknął więc z lekką rezygnacją w głosie. Dzieciaki zwaliły mu się na głowę wbrew jego woli. W końcu napisał do siostry, że się nie zgadza, na co ona wystawiła mu w odpowiedzi pięć środkowych palców, które właśnie zepsuły mu randkę. Wyciągnął dłoń w stronę wieszaka i zdjął z niego biały, puchaty ręcznik.
Dziękuję za pomoc, ale nie musisz tu siedzieć. Pewnie jeszcze uratujesz wieczór i byłbym zadowolony, gdyby chociaż jedno z nas zdołało to zrobić — powiedział, owijając czystego Charliego ręcznikiem. W końcu nie musiała, i na pewno nie chciała, tu siedzieć. Powinna się ewakuować, zanim stanie się coś straszniejszego, niż kąpiel srajmajtka. Kątem oka zerknął na swoją kaczuszkę, której został odgryziony dziób. Spoczywaj w pokoju, kaczko.
Wziął biały kokon z Charlim w środku na ręce i wyjrzał cicho z łazienki, zerkając na salon. Chłopaki grali na konsoli i opychali się jego zapasami na przyszły tydzień, więc narazie sytuacja była w miarę pod kontrolą. Zrobił Everett trochę miejsca, aby osuszyła dłonie.
Gdy kobieta zwinęła się z mieszkania, Robert wiedział, że już tu nigdy nie wróci. Widział to po jej minie. Do pierwszej w nocy szorował sypialnie i skończył jak chłopcy już spali. Rano odwiózł ich do domu./zt

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”