WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Virginia w zasadzie mogła oglądać i te chłopackie bajki, nawet godzinami, warunek był tylko jeden - sama musiała je wybrać. Ciuchy też mogła nosić w różnym stylu, już od dziecka, ale... no właśnie, musiała mieć na nie ochotę. Nigdy w życiu nie zgodziłaby się na donoszenie ubrań po kimś, choć z drugiej strony nie miała nic przeciwko lumpeksom.
Oglądanie Pokemonów lub Transformersów, kiedy chciała akurat co innego, albo konieczność zajęcia się czymś innym i przegapienia odcinka ulubionej bajki, bo ktoś inny szybciej dorwał się do pilota od telewizora, albo był silniejszy po prostu... to brzmiało w jej głowie jak koszmar z dzieciństwa. Jak ten potworek, co to lubi wypełzać spod łóżka.
Blondynka co prawda koszmary i horrory jako dorosła całkiem lubiła, nawet ją bawiły, ale znów - to była całkiem inna historia.
Nic więc dziwnego, że wolała się ostatecznie skupić na tej zabawnej części dialogu, zamiast tej niepojętej i jeszcze troskliwie zakołysała wózkiem, choć od samego widoku miała wrażenie, że zaraz jej się cofnie. Mimo to, przez swoje, a jakże, krótkie życie, nauczyła się już częściowo ignorować symptomy kaca, w końcu niejednokrotnie musiała z nim funkcjonować.
Człowiek się przyzwyczaja.
- No co ty? Nie wiedziałaś? Takie wyprowadzone są potem smaczniejsze - oznajmiła więc z grobowo poważną miną, nadal nie dając po sobie poznać, że sama doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wygaduje głupoty.
Chociaż niekoniecznie.
Takie kury na przykład...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To prawda, wszystko wybierane samemu "smakowało" lepiej. Romy jednak od dziecka była nauczona, że nie wszystko musi być po jej myśli, jednak że w końcu przyjdzie jej kolej na wybieranie bajki, obiadu na niedzielę, czy czegokolwiek innego. Państwo Whittaker radzili sobie naprawdę nieźle jako rodzice całej gromadki dzieci i dbali o to, aby nie polała się krew, ani krzywda nie stała się jedynej córeczce. Wymagali od niej pewnych, dziewczyńskich rzeczy, ale z drugiej strony, od synów wymagali tego, aby dziewczynce pomagali. Starszy brat Romy do lat młodzieńczych potrafił (czuł odpowiedzialność, lub po prostu musiał) odbierać blondynkę po nocy, gdy wracała z jakiejś imprezy, czy czegoś takiego.
Koniec końców, takie posiadanie całej gromadki rodzeństwa, nawet jeśli to byli sami bracia, nie było takie złe. Bycie jedynakiem, pomimo zalet, których wielodzietne rodziny nie znały, miało także wady. Nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe, ani w dziecięcym świecie, ani tym bardziej w świecie dorosłych. Trzeba było się z tym pogodzić i im szybciej to się zrobiło, tym życie stawało się łatwiejsze.
Człowiek potrafi się do najgorszych okoliczności przyrody przyzwyczaić. Przykładem jest nie tylko syndrom sztokholmski, ale również to, że ludzie potrafili bez problemu przeżyć noc polarną. Dla każdego znajdzie się coś złego, więc przyzwyczajenie do kaca, to coś, co człowiek sam sobie zgotował. Nie mówmy tutaj o klasie, bo nie w każdym momencie swojego życia była poważną kobietą, ale ten okropny kac z reguły ją powstrzymywał od wielkich imprez. wolała się bawić rozsądnie, bo tak się da. Może nie na 100%, ale wciąż. Wielu osobom może to nie starczało, ale dla niej było okej.
-Pierwsze słyszę, ale dopiero od niedawna stałam się posiadaczką jakiegokolwiek wózka...-powiedziała niepewnie. Nie chciała zbyt otwarcie okazać, że totalnie nie kuma, o co Virginii chodzi. No bo szczerze mówiąc, czuła się zagubiona. Domyślała się, że jak matce brakuje ręki, to wsadzi zakupy do wózka, ale to raczej była kwestia wygody, a nie czegokolwiek innego. -Może któregoś razu spróbuję, czemu nie-odpowiedziała niepewnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może gdyby Virgie miała jakiekolwiek rodzeństwo, łatwiej by jej było dzisiaj podzielić się z Blakiem zakładem pogrzebowym? W końcu wyrosła na dosyć terytorialną osobę, co w zasadzie mało współgrało ze związkiem, w którym się znajdowała - bo przecież kiedy na tapetę wchodziły trzy osoby, to zawsze trzeba było się dzielić i odstępować terytorium. Z drugiej strony zwykła brać to co mogła garściami, a to... to już bardziej pasowało.
Nie powstrzymywały jej przed tym konsekwencje, jak na przykład późniejszy kac. Bo i po co się ograniczać, skoro można się przyzwyczaić, ewentualnie go zapić? Mało to dzisiaj było sposobów na kaca?
- No koniecznie musisz zacząć! - kontynuowała więc z zapałem nie pasującym do bladej, zmęczonej twarzy - To tak jak z kwiatami, lepiej rosną jak do nich gadasz. Tak samo lepiej smakuje, jak wietrzysz swoje... warzywa - cudem powstrzymała się od wciśnięcia tutaj brzowskinki, jak na dojrzałego, poważnego człowieka przystało.
Obawiała się, że wtedy już zacznie się śmiać, a jej głowa tego nie wytrzyma.
Przechyliła się mocniej nad wózek, kołysząc z nim, i tak a propo kaca, to chyba nie był zbyt dobry pomysł, bo od tak gwałtownego ruchu coś przekręciło jej się w żołądku. Nie była pewna czy bardziej czuje, czy słyszy bulgotanie i, jeśli to drugie, to czy było słyszalne dla otoczenia, ale zdała sobie sprawę z tego, że igrała teraz z ogniem.
- Ja muszę chyba na chwilę usiąść - oznajmiła więc prostując się i zwalniając.
nie wiedziała czy Romy zechce jej towarzyszyć, czy pójdzie dalej, z głową pełną myśli o wyprowadzanych warzywach, ale na pewno nie chciała skończyć rzygając na ścieżkę w parku, więc zdecydowana była odnaleźć jakąś ławkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było wiele zalet posiadanego rodzeństwa, nie tylko umiejętność dzielenia się zabawkami i wszystkim innym, umiejętność walki, zajęcia się samym sobą i tak dalej. Romy właściwie nie narzekała na to, że wychowywała się wśród gromadki dzieci. Sama myślała o tym, że za jakiś czas będzie matką dwójki, a może trójki dzieci? Konkretnej liczby jeszcze z mężem nie ustaliła, ale wiedziała, że żadne z nich nie zakładało posiadania tylko jednego dziecka. Na razie jednak było zdecydowanie za wcześnie na to, aby myśleć o kolejnym dziecku. Złe doświadczenia były wciąż żywe, a blondynka marzyła o przespaniu całej nocy.
-Na pewno jest to sensowniejsze rozwiązanie, niż pchanie wózka i targanie zakupów w ręce-zauważyła. Ta wizja była już znacznie bardziej sensowna i rozsądna, dla każdej osoby. Tylko, że zakładała ona to, że w wózku też będzie się znajdować także dziecko. A tego jednak Virginii brakowało.-Wietrzyć warzywa?-Romy chyba była naprawdę zacofana, bo nie miała pojęcia ani o wietrzeniu... A przykre było to, że jakby dziewczyna się nie powstrzymała i powiedziała o brzoskwince, to młoda matka również by nie skumała czaczy.
-Wszystko okej?-zapytała Virginii, gdy ta zzieleniała na twarzy. No przecież nie zostawi koleżanki w potrzebie, po tym, jak tamta pomagała jej przeżyć ten cholerny pożar!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Virginia to w sumie tego nie czaiła. Tego całego macierzyństwa. W sensie, z tego co opowiadały o tym dzieciate osoby wokół niej, to była jakaś masakra, nic fajnego, tylko wiecznie obowiązki, wieczne poświęcenie, wieczne robienie wszystkiego pod dzieciaka, jakby jego życie było bardziej wartościowe niż dorosłych. Chyba nie nadawałaby się na matkę. Nigdy w zasadzie się nad tym nie zastanawiała.
W ogóle nie wyobrażała sobie siebie w ciąży, a już planowanie tego ile dzieciaków by chciała mieć, było dla niej jakąś absurdalną, daleką przyszłością.
- Oszczędza kręgosłup - musiała się zgodzić co do tych zakupów, gdzieś pomiędzy jednym głębokim wdechem, a drugim, kiedy dreptała zdecydowanie do ławki.
Usiadła na niej, puściła ten wózek i pochyliła głowę w dół, przymykając oczy. Odcięcie się od bodźców, gdy było ich za dużo czasem działało. Czasem powodowało tylko, że człowiekowi jeszcze na domiar złego zaczynało się kręcić w głowie, no ale ryzyk fizyk.
- Nie, nie, to nic takiego - rzuciła, kiedy wyczuła dobry moment między jedną falą mdłości, a drugą.
To był ten stan, kiedy człowiek nawet wolałby żeby się porzygać i mieć za sobą, ale czuł w kościach, że to nie nastąpi, po prostu żołądek mścił się za ciężką noc.
- To tylko kac.
Nie widziała powodu, żeby to ukrywać, w końcu miała prawo mieć kaca kiedy tylko jej się chciało i nikomu nic do tego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Macierzyństwo było ciężkim i bardzo indywidualnym tematem. Pewnie, było to trudne i wymagało wielu poświęceń, nieprzespanych nocy, wydanych pieniędzy i poszarpanych nerwów. Romy będzie pierwsza, która przytaknie takim słowom. Miała wiele złych wspomnień z okresu ciąży, która była dla niej ciężka z wielu powodów, ale bez większego zawahania zgodziłaby się, a nawet nalegała na to, żeby zrobić powtórkę z rozrywki. Dlaczego? Bo bycie matką było cudownym uczuciem, a tą kruszynę w wózku, która teraz grzecznie spała, kochała całym sercem i życie by za nią oddała. Nie dało się tego wytłumaczyć słowami, trzeba było to po prostu przeżyć. Jednak nie jest to dla każdego, więc też nie ma co ulegać presji, czy myślom "może się zmieni jak urodzę". To było jak najbardziej ludzki i trzeba było to zaakceptować. Jak każdą odmienność zdania.
-Na pewno?-zapytała, nieco zmartwiona. Cóż, nie chciała byś świadkiem żadnych ekscesów, nie potrafiła udzielać pomocy medycznej i na pewno by spanikowała, choć w razie potrzeby zadzwoniłaby po karetkę. Jednak powoli musiała wracać do domu, bo mając niemowlaka w domu, trzeba było trzymać się harmonogramu dnia... A tak głupio się zawinąć, nie czekając aż pomoc faktycznie pojawi się na horyzoncie.-Nie masz jakiejś wody pośród swoimi bujanymi zakupami?-zapytała. Cóż, to było jedyne, co przyszło jej na myśl w temacie ratowania kaca. Nie wiedziała co innego poradzić, bo naprawdę dawno nie miała już takich dolegliwości.. I tu wcale nie mówimy o okresie ciąży, tylko czasach prehistorycznych, pewnie w okolicy college'u.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Hej, w końcu Virgie była świadkiem tego, jak Romy w zasadzie zaczęła rodzić podczas pożaru. Nikt nie musiał jej udowadniać, że ciąża bywała ciężka. Nie rozważała tego, ale jakby ją miał ktoś pytać, co o tym myślała, odpowiedziałaby pewnie, że to jeden z dodatkowych argumentów, żeby nigdy w nią nie zachodzić.
Poza tym, bycie ciężarną w trójkąciku brzmiało jak ogromny wrzód na dupie, już wyobrażała sobie tę całą zazdrość, buzujące hormony, walkę o to, która jest ważniejsza, która odstawiona w dalszy kąt i rozmowy o, brrrr, ślubie. I opiece.
Wolała żeby jej jedynym zmartwieniem był kac, to że teraz siedziała na ławce i próbowała się nie porzygać, a nie to, żeby dobrze zetrzeć ewentualne wymiociny małego dziecka. Poza tym, wtedy musiałaby przestać jarać trawkę, a tego to już w ogóle sobie nie wyobrażała. Życie, w głowie Virginii, było praktycznie nie do ogarnięcia bez trawki.
Zaśmiała się cicho, bardziej zachichotała na tę wodę.
- Prędzej kefir. Albo więcej alkoholu
Jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ktoś próbował leczyć kaca wodą, chyba że taką od Jezusa, zamienioną w wino. To już lepsza była choćby ciepła herbata, bo motywowała żołądek do pracy. Sięgnęła jednak do tego wózka, po suchą bułkę.
W tym samym celu.
Mądrość imprezowicza była taka, że w zasadzie najlepiej było zrzucić, co siedziało na żołądku, szybciej robiło się lepiej. Ale nie miała ochoty rzygać w miejscu publicznym.
- Tak, wkręciłam się wczoraj w wieczór panieński. Sama rozumiesz. - mrugnęła do Romy, bo jakoś tak założyła, że jest po ślubie.
A jak ktoś już robił coś tak szalonego, jak stawanie przed ołtarzem, to wymagało porządnej imprezy przed, no nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każdy ma swoje priorytety w życiu i tak być jak najbardziej powinno. Romy wydawała się to rozumieć i starała się nie oceniać. Pewnie, rozumowanie, podejście do życia znacznej większości na tym świecie było dla niej niezrozumiałe i nie specjalnie starała się tego ukrywać. Nie potępiała, po prostu wydawała się być zagubiona, czy po prostu nie wiedziała jak się zachować. Być może część jej zachowań było nagannych i bardziej wyczulone osoby by ją skrytykowały czy wręcz zmieszały z błotem. Jednak póki nie wygłaszała swoich tez i problemów na głos, mało kto zwracał uwagę na to, co ona twierdzi, rozumie i tak dalej. Bycie osobą żyjącą w cieniu miało swoje plusy. Nikt nie patrzył jej na ręce, ani na każde słowo, które wypowiadała.
No dobra, woda na kaca może nie zadziałałaby, ale z drugiej strony, jak komuś zbiera się na wymioty, to jak cokolwiek weźmie do ust, może spowodować, że to się stanie. A woda była w miarę bezpiecznym wyborem- może nie pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. -No prędzej kefir, chyba-stwierdziła. Woda od ogórków też by się nadała, choć nie jestem pewna, czy znają takie dobroci w Stanach... no i tego raczej nie ma się pod ręką, na wypadek nasilenia się kaca.
-Okej, wieczór panieński wiele wyjaśnia-uśmiechnęła się zupełnie tak, jakby sama świętowała swój zbliżający się ślub w taki sposób. To było dawno temu, była wtedy bardziej zabawową dziewczyną, ale to i tak była dość spokojna impreza. Penwie, był klub, kapcie z penisami i inne takie gadżety i kac też pewnie był.-Ja się chyba będę zbierać... W każdym razie, trzymaj się z tym kacem-stwierdziła, pochylając się nad wózkiem, jakby chciała oszacować sytuację, czy już trzeba się zawinać w stronę domu, czy chwila zwłoki nikomu nie zaszkodzi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwała lekko głową.
Kefir by się przydał. Ale to też mógł być obosieczny miecz, więc na pewno nie zamierzała ryzykować w parku. Dobrze wiedziała, że jeśli nie chciała nic zapijać, to najlepszym wyborem, żeby dojść do siebie, był tak naprawdę sen. Uparte nieruszanie się z krainy Morfeusza, póki organizm nie poradzi sobie ze skutkami wcześniejszej popijawy.
- Wieczór panieński, to kolejny powód, dlaczego nigdy nie wyjdę za mąż - odparła, krzywiąc się.
Mieć taką imprezę życia i cały czas myśleć, że już nigdy więcej nie będzie mogła? To nie dla niej. Nawet przy całym swoim zamiłowaniu do imprez, beztroski i tego... niedorastania, ogarniała, że jeśli coś komuś deklarowała, to musiała się tego trzymać.
Była lojalna w swojej prostocie.
- Jasne. Trzymaj się. Cieszę się, że dobrze się skończyło. Ja tu chwilę jeszcze posiedzę - stwierdziła, traktując to jako pożegnanie.
Jeszcze przez chwilę odprowadzała Romy wzrokiem, a potem wezwała jakąś koleżankę na pomoc w postaci podwózki.
/zt x2 (dzięki <3 )

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4
Bar do którego poszedł ze znajomymi po pracy, bardzo szybko okazał się zbyt tłoczny i duszny. Każdego innego wieczora może by mu to nie przeszkadzało, albo zwyczajnie wyskoczyłby tylko na moment, dotlenić się i dokarmić raka na zewnątrz. Tym razem jednak ludzie wydawali się zbyt namolni, piwo zbyt ciepłe, muzyka nie wchodziła w ucho tak jak powinna i nawet dym w części baru dla palących kuł w oczy bardziej niż zwykle. Nie bawiło go to tego wieczora. Z początku obrał bliżej nieokreślony kierunek, wiedząc na pewno, że nie ma jeszcze ochoty na powrót do domu. Po drodze zawinął się do jednego z nocnych sklepów, robiąc tytoniowe zapasy, a i przy okazji upychając do wewnętrznej kieszeni kurtki coś mocniejszego na rozgrzewkę. Idiotyczną ironią, swoją drogą, wydawało mu się zawsze w podobnych sytuacjach, jak bardzo chciał uciec od tłumu.. A przy tym, jak mocno potrzebował nie być sam. Bawił się w kieszeni kurtki własnym telefonem, obracając go w palcach bezmyślnie, zastanawiając się do kogo mógłby napisać. Oprócz Jack, bo jasne było, że to ona pierwsza przyszła mu do głowy.. I właśnie z tego powodu nie mógł do niej napisać? W jego głowie miało to bardzo dużo sensu, kiedy przysiadł na huśtawce, na placu zabaw, przez moment patrząc na puste pole tekstowe wiadomości, w konwersacji z nią. W pewnym momencie nawet zaczął pisać, ale po kilkukrotnym skasowaniu treści stwierdził, że to naprawdę nie ma sensu. W końcu, jeśli chciał z nią siedzieć, to mógł zwyczajnie zabrać się z tego zimna i pójść do domu, prawda? Problem widział tylko w tym, że coraz częściej zauważał jak bardzo stronniczy był, a im dłużej nad tym myślał, tym bardziej nie podobało mu się, do jakich wniosków dochodził. Nie mógł się z nią teraz umówić, bo to by było trochę tak, jakby chciał się z nią umówić; bo chciał, tyle że to było znacznie bardziej skomplikowane? Jego myślenie w tym temacie było skomplikowane, poplątane co najmniej jak jedna z tych sprężynek-zabawek sprzed lat. Nocne zamulanie na huśtawkach w parku brzmiało za bardzo jak randeczka, w porządku? No, to w porządku..
A później, w swojej plątaninie bardziej i mniej składnych myśli, zasilanych dodatkowo popijanym alkoholem, przypomniał sobie o tym uroczym dziewczęciu, z którym kiedyś zwiał z jakiejś głośnej imprezy.. I której numer telefonu, tak się składało, że miał zapisany. Genialnie. W wiadomościach, jak zwykle, nie lubił się rozpisywać, w końcu chodziło głównie o to, żeby przekazać zwięźle o co mu chodziło, tak? Trochę jak telegram. Ot, gdzie jest i że gdyby chciała dołączyć, to on gorąco zaprasza; mniej więcej taki to miało wydźwięk. Dobrze, że kupił papierosowy zapas; przynajmniej miał się czym zająć, bujając leniwie na boki w opustoszałym parku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 8 — ..........Nie robiła nic szczególnego. Ani nie była w pracy, ani nie siedziała z przyjaciółmi, nie wałęsała się nawet bez celu po mieście — po prostu siedziała w swoim niewielkim mieszkaniu, oglądając jakiś musical w telewizji. Bez planów, bez myśli, że może gdzieś powinna wyjść albo coś zrobić, a nie tak bezczynnie leżeć na kanapie i gapić się w ekran telewizora. Nie miała na to ochoty. Wolała zostać w swoich czterech ścianach — w ciszy, w spokoju, w ciemnościach, czego przecież bardzo często potrzebuje.
..........I miała zamiar tak siedzieć. Godzinę, dwie, może trzy, dopóki nie zmorzy jej sen. Zanim jednak to się wydarzyło, dostała smsa. Smsa, którego zdecydowanie się nie spodziewała, bo choć numer, z którego przyszedł, miała w swoim telefonie, jego właściciel to mgliste wspomnienie. Och, pamięta go! Oczywiście, że pamięta. Sęk w tym, że sądziła, iż będzie to jedna z tych znajomości, która urwie się po jednym spotkaniu i wymianie numerów. Nigdy nie wiedziała, czy powinna do tego kogoś potem zadzwonić, czy nie, więc czekała, aż to ta druga strona zrobi pierwszy ruch — nigdy nie robiła. Aż do teraz.
..........Nie od razu odpisała. Wszakże miała siedzieć w swoim mieszkaniu i rozkoszować się spokojem, który wreszcie zapadł w budynku (przez cienkie ściany naprawdę wiele rzeczy słychać). W końcu jednak stwierdziła, że co szkodzi wyjść na krótki spacer i posiedzieć chwilę na placu zabaw w towarzystwie. Całkiem miłym, musi przyznać, bo Ross zrobił na niej całkiem dobre wrażenie. Gdyby tak nie było, nie zostawiłaby mu swojego numeru, prawda?
..........Po chwili namysłu odpisuje mu więc, że za kilkanaście minut będzie, po czym zsuwa się z kanapy. Dwie minuty zajmuje jej ogarnięcie się — zgarnięcie kilku rzeczy do torby i ubranie się cieplej, gdyż na dworze już od dobrych dwóch miesięcy nie jest zbyt przyjemnie (a ma być coraz gorzej). Potem chwyta jeszcze klucze do mieszkania i wychodzi, by kilka minut później dreptać w kierunku wskazanego przez Rossa miejsca.
..........Myślałam, że już o mnie zapomniałeś — odzywa się cicho, gdy wreszcie trafia na odpowiedni plac zabaw i podchodzi do bujającego się na huśtawce mężczyzny. Siada obok niego, na drugiej huśtawce, wzrok wbijając w zachmurzone, nocne niebo. — Czyżbym była twoją ostatnią deską ratunku? — pyta wprost i dopiero wtedy na niego spogląda, po czym powoli zaczyna się bujać, ignorując skrzypiące łańcuchy. Jest ciekawa, czy napisał do niej, bo akurat na jej towarzystwo naszła go ochota, czy może nie miał do kogo napisać i tylko ona przyszła mu na myśl. I zapewne nie byłaby zła, gdyby prawdziwą odpowiedzią okazała się opcja numer dwa.
..........Obrazek
.............once I rose above the noise and confusion
.............just to get a glimpse beyond this illusion

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miał zamiar czekać na odpowiedź nie więcej niż dwie, wolno wypalone fajki. Nie, żeby gdzieś się spieszył, czy szanował swój czas; po prostu jak już miał marznąć, to wolał wiedzieć, że nie będzie marznąć sam. W gruncie rzeczy zawsze mógł się wrócić do baru, albo po prostu poczłapać do domu. Świat się nie kończył, nikt nie umierał (nawet jeśli w zimowym okresie czuł, jakby on sam umierał), a już na pewno nie został jedynym człowiekiem na tej planecie. Musiał sobie o tym całkiem często przypominać do wiosny; i tak co roku, czując się przy tym jak ostatni, nastoletni śmieć, nie dorosły (na papierku) facet. Odpowiedź nadeszła tak czy siak szybciej, niż sobie przypomniał, że chciał zapalić drugiego, ale przeczytał ją dopiero po zażyciu kolejnej dawki rozgrzewającego lekarstwa. Będzie. I dobrze. Podmuchał w zmarznięte dłonie, zanim wsadził je do kieszeni kurtki, bujając się lekko na boki, odchylając przy tym głowę w tył. Wszystko byłoby zajebiście, gdyby nie te latarnie. To pomyślał, mrużąc oczy, bo ciemność nieba okazała się wcale nie być ciemna. I po co komu cywilizacja? I światło.
I życie.
A zamknij mordę.
Jakby kto pytał, to on był całkiem normalny, serio; zwyczajnie czasami wpadał w totalnie melancholijny nastrój, w którym nie wiedział totalnie co ze sobą zrobić i jak sobie z tym wszystkim poradzić. Kłócił się wtedy ze sobą we własnych myślach zazwyczaj.. Albo przeprowadzał bezcelowe monologi. Z dwojga złego wolał to pierwsze, wyobrażając sobie, że to jego ostatnia szara komórka, próbująca zachować racjonalizm. Średnio sobie radziła, trzeba to przyznać.
Z jakiegoś powodu czuł się zmęczony. Ta jedna rozsądna komórka mówiła, że to tylko depresyjny rzut i ilość wypitego tego wieczora alkoholu; tak czy siak, wystarczyło, żeby przymknąć oczy na moment, dopóki nie usłyszał kobiecego głosu gdzieś przed sobą. Drgnął lekko, wyrwany z pustej przestrzeni w swojej głowie, zerknął na nią, ale zamiast odpowiadać, wyciągnął zza pazuchy swoją butelkę. Przesunął ją w stronę dziewczyny, oferując gestem, że się podzieli; niby coś tam mu w pamięci kołatało, że chyba nie była fanem picia, ale hey, każdy miewał swoje dni. -Nikt nie lubi być sam.- odpowiedział prosto, acz wymijająco, wzruszając lekko ramionami. Ni to przyznał, ni zaprzeczył, bo właściwie sam nie wiedział. Pamiętał, że nie oczekiwała od niego bycia hiper-energetycznym, czy zabawnym, ani nawet gadatliwym i na to miał tamtego wieczora ochotę.. W gruncie rzeczy znał tylko dwie takie osoby przecież, a z tą drugą, dla zasady, wolał przebywać mniej, kiedy łapały go depresyjne humorki. Jakoś tak, trochę jakby się bał, że jeszcze ją zarazi. Ina natomiast była znajomą, prawie obcą osobą i... Właśnie. Była osobą, z którą mógł przez chwilę posiedzieć i pomówić o czymkolwiek zdecydują się rozmawiać. -Czemu nie śpisz o tej porze?- banalne pytanie, zadane przez banalnie podpitego faceta, w banalnie podłym nastroju. Życie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”