WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sytuacja w której znalazła się Penny bez wątpienia była skomplikowana i ciężko było znaleźć z niej wyjście idealne. Aktualnie podjęte przez nią decyzje może nie były najlepsze, jednak dało się zrozumieć jej postępowanie znając całą prawdę. Problem był w tym, że Maeve nie była świadoma komplikacji, które pojawiły się w życiu przyjaciółki i doszukiwała się powodów jej milczenia w czymś zupełnie innym, a w pierwszej kolejność do głowy przyszedł jej narzeczony Diaz, bo któżby inny mógł sprawić, że Penny postanowi ukryć przed nią swój związek.
- Ta skorupa musi być wyjątkowo baaaaardzo gruba - odparła ze śmiechem, bo w końcu parę razy już się z nim widziała i wciąż nie pałała do niego sympatią. Nie wydawał się ani sympatyczny, ani nie wpisywał się w schemat idealnego partnera, którego widziałaby u boku przyjaciółki. Może właśnie, dlatego postanowiła zataić przed nią ten związek? Bo była świadoma tego, że go nie zaakceptuje? Ale przecież gdyby poznała go wcześnie, to nie patrzyła by na niego pod pryzmatem niszczyciela relacji, który ukradł jej przyjaciółkę. Może wtedy udałoby się jej go polubić. Na pewno byłoby inaczej. - Ale postaram się przez nią przebić - dodała, bo faktycznie miała taki zamiar, jednak nie była pewna tego, czy jej to wyjdzie. Musiała pokonać uprzedzenie. Tylko jak?
- A nad czym teraz pracujesz? - uniosła brwi z zaciekawieniem. Od zawsze zazdrościła jej artystycznego talentu i z zachwytem podziwiała wykonane przez nią prace. Zupełnie nie rozumiała, jak ona to robi, że wszystko to, co narysuje wygląda tak idealnie. Sama ledwo co potrafiła narysować prostą kreskę - Chwilowe oderwanie się od Seattle brzmi dobrze. Sama z wielką chęcią zrobiłabym sobie małe wakacje. Macie już w planach jakiś konkretny kierunek? - to nie tak, że nie lubiła swojego miejsca zamieszkania. Nawet za nim przepadała, jednak od czasu do czasu chwilowe oderwanie się od szarej codzienności było wskazane, a już zwłaszcza, kiedy każdy kolejny dzień zlewa się w jedną, wielką monotonną całość, a Twoim największym urozmaiceniem jest nieco bardziej okrężna droga do domu, aby tylko nie przechodzić znowu tymi samymi uliczkami.
- Robił badania - raczej nie doszukiwała się w wizycie Jaspera jakichś ukrytych motywów. Jego wytłumaczenie było dość dobre, więc nie zamierza go nawet podważać - Zresztą nie popisałam się przed nim za bardzo, bo na jego widok o mało się nie wywaliłam - dodała po chwili wciąż czując to upokorzenie. Nie dość, że świadkiem jej wpadki był Davenport, to jeszcze widział to lekarz, któremu asystowała. Po prostu cudownie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie czuła wobec przyjaciółki urazy, gdy tak otwarcie i bez żadnych skrupułów naśmiewała się z jej narzeczonego. Może gdyby byli taką prawdziwą parą bardziej martwiłaby się aby jej przyjaciele polubili Daniela, jednak w tej sytuacji wystarczało jej to, że żadne nie rzucało się sobie do gardeł. Zresztą miała do tego wszystkiego ogromny dystans, zwłaszcza że sama nie raz żartowała z niego i to w towarzystwie Grahama. Dobrze wiedziała jak trudno dostrzec jego inne oblicze, które na co dzień chował za tym swoim zimnym profesjonalizmem. Najważniejsze, że czuła się przy nim szczęśliwa, nic więcej jej nie było potrzebne.
- Sama nie wiem jak znalazłam się w tak ważnym projekcie a co dopiero mówić o zarządzaniu grupą ludzi. Daniel zaprojektował naprawdę piękny budynek. Na pierwszy rzut oka wygląda jak kolejny wysoki biurowiec w tym mieście, ale wokół siebie będzie miał ogromny park, drzewa, zieleń i naturalne fontanny. Byłam kilka dni na budowie i już teraz można się poczuć jak w takim małym lesie w środku miasta – gdy opowiadała o pracy architekta za każdym razem świeciły jej się oczy. Uwielbiała ten moment, gdy naszkicowane na kartce papieru pomysły nagle znajdowały się w rzeczywistych wymiarach, gdy mogła podziwiać te wszystkie piękne kwiaty i szumiące drzewa wszystkimi swoimi zmysłami. Jej praca przy tym projekcie to była jedynie kropla w morzu pracy, którą wykonała reszta ekipy. I chociaż równie mocno kochała ilustrowanie książek dla dzieci, to jednak projektowanie terenów zielonych było jej prawdziwą pasją. – Cudownie słoneczna Kuba. Jadzie z nami jeszcze para przyjaciół Daniela, więc na pewno takie oderwanie się od wiecznie pochmurnego miasta będzie czymś relaksującym – uśmiechnęła się do przyjaciółki, bo Penny również lubiła to miejsce, jednak jesienna pogoda dawała się chyba wszystkim we znaki. A i znalezienie tutaj jakiegoś spokojnego miejsca graniczyło z cudem. Każdy powinien sobie zrobić chociaż kilku dniową przerwę. Obserwując ją gdy opowiadała o spotkaniu z Jasperem uśmiech nie schodził z jej twarzy. Nawet gdy wspomniała o potknięciu, miała wrażenie, że to coś więcej.
- Więc teoretycznie facet prawie zwalił Cię z nóg? – z trudem powstrzymała śmiech chcąc usłyszeć dalszą część historii. – Jeśli przychodzi do Ciebie na badania facet, który wygląda na zdrowego to ja bym jednak się zastanowiła czy nie zrobił tego by Ciebie zobaczyć. Jaki inny facet z własnej woli dałby się kuć igłą? – wzruszyła ramionami i upiła łyk ciepłej kawy. Dobrze było się wyrwać z biura chociaż na chwilę.
<div class="s1"><img src="https://64.media.tumblr.com/53cd55ca4d9 ... e3751a.gif" class="s2"><div class="s3">Lubiła tańczyć, pełna radości tak, ciągle goniła wiatr...</div></div><link href="http://fonts.googleapis.com/css?family=Great Vibes" rel="stylesheet'">
<style>.s1 {width:300px;height:120px;margin: 0 auto;display:flex;justify-content:center;align-items:center;}.s2 {width:120px;height:120px;object-fit:cover;border-radius:50%;position:relative;z-index:5;border:1px white solid;}.s3 {width:100%;height:80px;background:white;outline:2px dashed #E3E3E3;outline-offset:3px;display:flex;align-items:center;box-sizing:border-box;padding: 0 5px 0 45px;margin-left:-40px;position:relative;z-index:3;text-align:center;font-family:Great Vibes;font-size:20px;font-style:italic;color:#786f8c;}.s3::before {content: ;color:black;position:absolute;right:15px;top:0px;line-height: 20px;font-size:20px;font-family: 'Mr De Haviland', cursive;color: #c0c0c0;}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak na razie nie musiała się obawiać tego, że skoczą sobie do gardła. Jasne, nie darzyła go uwielbieniem, ale póki Penny było z nim szczęśliwa, to nie zamierzała wszczynać otwartego konfliktu. Sytuacja z pewnością by się zmieniła, gdyby ten zranił jej przyjaciółkę, ale jak na razie nic na to nie wskazywało. Diaz wręcz promieniała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. W ich związku wszystko wydawało się być w porządku.
- Mam nadzieję, że kiedyś pokażesz mi efekty swojej pracy - odparła po wysłuchaniu jej słów. Niezależnie, czy było to ilustrowanie książek, czy projektowanie terenów zielonych, to zawsze chętnie ją dopingowała i podziwiała stworzone przez nią pracę, a już zwłaszcza, kiedy przestały być one wyłącznie ilustracją na kartce papieru. - Na kiedy przewidujecie koniec prac? - zapytała po chwili upijając łyk gorącego napoju. Malutki las w środku miasta brzmiał naprawdę interesująco. Zwłaszcza, że w Seattle naprawdę brakowało jej odrobinę zieleni. Dobrze, że ktoś projektując kolejny drapacz chmur pomyślał również o tym aspekcie, a nie postawił jedynie na betonowy chodnik i parę doniczek.
- Naprawdę Ci zazdroszczę - skomentowała z lekkim westchnięciem. Nie dość, że będzie miała okazje odpocząć z dala od miasta, to również nacieszy się Słońcem, którego o tej porze roku naprawdę brakowało w Seattle. - Mam nadzieję, że przywieziesz mi chociaż pocztówkę - dodała po chwili z śmiechem i delikatnie trąciła ją ramieniem.
- Błaagam.. nie śmiej się ze mnie. Wiem, że totalnie się skompromitowałam.. - mruknęła naburmuszona. Nie wypadła najlepiej, a jej reakcja totalnie nie pasowała do przyjętej przez nią wcześniej postawy o treści "totalnie mnie nie interesujesz i jestem obojętna na Twój urok" - Nie wiem, teoretycznie spotkaliśmy się przypadkiem, bo akurat miałam dyżur i robiłam obchód - odparła po przeanalizowaniu w głowie słów przyjaciółki. Teraz to już zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. - No ale.. odwiózł mnie do domu i chwilę posiedzieliśmy i porozmawialiśmy u mnie. - streściła w skrócie całe ostatnie spotkanie z Davenportem. Nie wiedzieć, czemu nie wspomniała jej o fakcie, że o mało go nie pocałowała i innych szczegółach z tamtego wieczoru.- I żebyś sobie nie myślała to do niczego nie doszło - dodała po chwili, zanim ta zdążyła się odezwać i zmierzyła ją karcącym spojrzeniem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

49.

W macierzyństwie trzeba myśleć nieszablonowo. Prawdę mówiąc, trudno jest nie zgubić przy tym siebie. Największym marzeniem staje się przespanie co najmniej pięciu godzin ciurkiem, a o romansach czyta się jedynie w książkach czy na stronie internetowej. Nie narzeka na swój związek, absolutnie. Jedynie libido drastycznie spadło wraz z narodzinami małego potworka, który to wysysał energię z Charlie jak na zawołanie. Nie tolerowała butelki, nie chciała być odkładana i zawsze musiała mieć ulubiony kocyk – inaczej nie zaśnie.
Spacery za to działały na dziewczynkę kojąco. Zasypiała od razu, wtulona w kocyk i pluszaka. Charlie zawsze korzystała z pogody, by wybrać się do galerii lub parku, a przy tym brała swoją córkę, aby pooddychała miejskim powietrzem. Chciała ją przyzwyczajać do wychodzenia z domu, bo też ile można siedzieć zamkniętym w czterech ścianach? Nawet jeśli są to względnie nowe wnętrza.
Trafiła na lukę słońca, więc od razu wyszykowała Janey i wybrała się na szybki spacer. Po drodze wpadła obowiązkowo kawa i czekoladowa muffinka, a następnie łapała trochę słońca na parkowej ławce. Nie mogła się już doczekać aż będzie mogła przychodzić tu z kocem i książką, a w tym czasie dziewczynka spałaby zadowolona tuż obok. Marzenia już wkrótce mogły się spełnić; jedne z wielu. Nie mogła doczekać się ich, a na ten moment musiała zadowolić tym, co było realne. Oddawała się więc względnej ciszy, śpiewom ptaków i szumowi drzew. Z czasem zauważyła ojca z dzieckiem, który przycupnął niedaleko nich. Obserwowała go znad poecików, ciekawa jak zachowuje się przy około-rocznym maleństwie. Nie miała za dużo możliwości spędzania czasu z dziećmi, więc swoje zachowanie wobec Janey brała z książek, jak i z obserwacji innych ludzi. Teraz uśmiechała się delikatnie na tak delikatną czułość wobec swojego dziecka. Miała już z taką do czynienia przy Luce, lecz on był swój, nie obcy. W pewnym momencie jego córka wyrzuciła z wózka jakąś pluszową zabawkę, czego mężczyzna nie zauważył. Charlie odstawiła kawę oraz książkę i podniosła się szybko, by podnieść przedmiot.
- Przepraszam, wypadło wam – oznajmiła cicho, na moment obracając się na wózek swojego dziecka, pewna, że doszedł do niej dziwny dźwięk. Nic jednak nie zadziało się strasznego, a Mary-Jane wciąż spała. – Mam nadzieję, że szybko mija ten okres buntu i wyrzucania rzeczy z wózków – pozwoliła sobie na dyskretny żart, nie do końca wiedząc jak zareaguje mężczyzna. Uśmiechnęła się przy tym delikatnie, wskazując za siebie, że rozumie go.
Pragnęła kontaktów z innymi ludźmi, nowych znajomości i jakiegoś oderwania od rzeczywistości; zapomnienia, prościej mówiąc. Wszystko jednak w granicach rozsądku. Brakowało jej znajomych, którzy również mają dziecko, a wymiana doświadczeniami w końcu by nabrała sensu.
- Jestem Charlie, tak przy okazji.
Kto nie ryzykuje, ten nie pije… szampana?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

#48
Odkąd poznał wyniki testu na ojcostwo, jego życie uległo diametralnej zmianie. Wprowadzenie w sytuację Lavy i przyjaciółek nie było prostym zadaniem, niestety w przypadku jego partnerki zakończyło się poważną wymianą zdań, po której nie dane już było mu oczyścić atmosfery i dojść do porozumienia. Zdawał sobie sprawę, że postawiono go przed nie lada wyzwaniem i nieważne, czy u boku najbliższych, czy sam, ale musiał się go podjąć. W końcu w grę wchodziło życie małej dziewczynki, która do tej pory nie zaznała czegokolwiek od strony ojca. Dlatego też to jej dobro uznał w tym momencie za najważniejsze i skupił się przede wszystkim na niej.
Początki wcale nie należały do łatwych, ale częste wizyty i cenne rady mamy Nadii pomogły mu wejść w świat pieluch, gaworzenia i nieustannego zabawiania małej. Ostatnie dwa miesiące upłynęły więc niezwykle szybko, pozwalając doświadczać wszystkich uroków rodzicielstwa. Co prawda, dziwnie się czuł w roli, którą mu przypisano, ale powoli coraz bardziej zaczynał się w tym wszystkim odnajdywać. I trzeba było przyznać, że jak na świeżaka całkiem dobrze sobie radził.
Spacer podobno zawsze dobrze robił dzieciom. Możliwość obserwowania z wózka całego otoczenia, samochodów, przechodniów, zwierząt, był doskonałą rozrywką dla małej Nadii. Czasem też gaworzyła po swojemu, wpatrując się w misia i potrząsając nim, jakby streszczała mu wszystko, co widziała. Po pewnym czasie Nate spostrzegł pustą ławkę i nie mógł nie skorzystać z okazji przycupnięcia na chwilę. Zaparkował spacerówką bokiem tak, by widzieć małą.
- Jak Ci się podoba wycieczka, mała? Czas chyba na małą przekąskę, prawda? - zagaił i sięgnął do tylnej kieszeni, żeby z pojemnika wyciągnąć kawałeczek obranego jabłuszka, które podał do wyciągniętej przez Nadię rączki i z uśmiechem obserwował, jak mała ochoczo wsadziła owoc do buzi, żywo reagując na słodkość. - Ślicznie, Nadio, owocki są bardzo zdrowe, dzięki nim będziesz mieć energię na cały dzień - przekazał zadowolony mądrość życiową. Energię do biegania, a ojciec za tobą, dodał już w myślach. Przez to wszystko nawet nie zwrócił uwagi, że z wózka zsunął się miś, którym mała chwilowo straciła zainteresowanie. Dopiero nagłe pojawienie się przy nich nieznajomej kobiety, która podniosła pluszaka uświadomiło go o istocie rzeczy.
- O, dziękujemy - powiedział uprzejmie, uśmiechając się w stronę kobiety. - Zobacz, co byśmy zgubili. To by dopiero było… - zwrócił się na moment do Nadii, której na widok misia znów rozbłysły oczy i stęknęła, żeby oddać jej przedmiot, który zaraz przytuliła do siebie. Wolał raczej się nie zastanawiać nad tym, co działoby się po powrocie ze spaceru. - Proszę uwierzyć, że to akurat jest najmniejszy problem w porównaniu do dziecka, które zaczęło już chodzić i zaglądać we wszystkie zakamarki w domu - pokręcił głową nieco rozbawiony, przywołując na myśl własne perypetie z dzieckiem, które już coraz mniej potrzebowało wózka, stając się jeszcze większą psotą. Dopiero teraz miał okazję na chwilę zawiesić wzrok na kobiecie, która wyglądała na młodą mamę. Wydawała się życzliwa i bardzo otwarta na rozmowę. Dlatego więc nie miał powodu, żeby nie uciąć sobie pogawędki z osobą, która raczej nie powinna mu niczego wytykać i krytykować, jak miał zajmować się własnym dzieckiem, jak to niekiedy robiły znane mu w otoczeniu matki.
- Jestem Nate, miło mi. A to jest Nadia. Przywitasz się ładnie, Nadio? - pochylił się nieco w stronę dziecka, które zaciekawione przyglądało się nowej postaci, ale widząc uśmiech taty, niepewnie wyciągnęło rączkę, trochę przybrudzoną od owocka. - Och, dobra, już - wyrwało mu się z ust i po raz kolejny sięgnął do kieszeni po chusteczki nawilżane, by umyć oblepione rączki. - Jedliśmy jabłuszko. Też korzystacie z wiosennej pogody? - zagadnął, zerkając na wózek, w którym z pewnością kryło się mniejsze maleństwo.
Ostatnio zmieniony 2022-09-11, 20:27 przez Nathaniel Covington, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bycie świeżakiem czeka każdego, kto dopuści się rodzicielstwa. Charlie również wciąż się uczy. Minęły dopiero trzy miesiące, a wciąż nie potrafiła robić wielu rzeczy. Wykąpanie własnego dziecka przerastało ją, więc zazwyczaj prosiła o to swojego partnera. Doświadczenia nabierało się małymi krokami, nie zawsze z sukcesem czy jakimkolwiek powodzeniem. Wiele było do odkrycia przed nimi; wiele cierpliwości i nauki, a także samokontroli. Trzeba będzie włożyć wiele wysiłku, by nie przelać rozdrażnienia po nieprzespanej nocy na swoich najbliższych. Przekazanie swojej wiedzy o świecie dziecku nie należy do najłatwiejszego zadania.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale nigdy nie sądziła, że to aż tak trudno. Często wpadała w melancholię, żałując, że nie widziała tego, co się działo tuż pod jej oczami. Mogła wcześniej ocalić ojca swojej córki przed takim upadkiem, ale i swojego partnera, który dopiero co odzyskiwał stabilność pod nogami. Wszystko działo się na raz, tak szybko, aż nie było możliwości wziąć głębszego oddechu. I jak nie zajmowała się dramatami rodzinnymi, to pędziła do płaczącej córki, a ta? Nie przestawała płakać, dopóki nie wzięło jej się na ręce. Charlie śmiała się, że jest nieodkładalna od pierwszego dnia na świecie, choć zazwyczaj do śmiechu jej nie było. Bała się, co zadzieje się wkrótce, gdy Mary-Jane zacznie biegać i mieć jeszcze więcej energii. Czy da sobie z tym radę? Rodzice naturalnie mają więcej sił, by zdołać wziąć wszystko w garść i radzić sobie z tym wszystkim?
Uśmiechnęła się delikatnie, widząc reakcję dziewczynki na zagubionego misia. Było to rozczulające, jak właściwie każde dziecko ostatnio. Zachwycała się dziećmi, gdy była jeszcze w ciąży i oczekiwała własnej córki. Teraz oczywiście jej była najpiękniejsza i najcudowniejsza, ale wciąż rosła, więc Charlie obserwowała reakcji innych szkrabów, by przygotować się na to, co ją może czekać.
- O nie, liczyłam na jakieś pocieszenie, a wychodzi na to, ż będzie tylko gorzej? – roześmiała się, lecz na jej twarzy pojawiło się nieznaczne zmartwienie. Podeszła szybko do swojego wózka, by wyjąć z niego Janey i wrócić do nowych znajomych razem z dziewczynką. – Bardzo miło mi was poznać. A to jest Mary-Jane, aktualnie w krainie zainteresowania chmurami, norma. – Jak nie natura, to zapatrzenie w matkę. Rzadko kiedy interesowała się innymi osobami, wyjątkiem był partner Charlie, Luca. Jego kochała chyba mocniej niż ktokolwiek, chociaż nie karmił jej (bo przecież czym?). To wciąż zadziwiało Everett i sprawiało, że fascynacja córką wzrastała. Była lekiem na wszelkie bóle.
Skinęła głową na jego pytanie, siadając obok. Bez skrępowania, ufała swojemu instynktowi, że Nate jest niegroźnym ojcem, a nie mordercą z jakimś porwanym dzieckiem.
- Ile można siedzieć w domu? Nawet jak się ma ogródek, to nie to samo, a tak przy okazji coś pozałatwia się i ona pozwiedza… Chociaż nie jestem pewna czy zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę – ściągnęła brwi w zamyśleniu, przesuwając wierzchem dłoni po malutkich, rumianych policzkach. Była w niej absolutnie zakochana.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Wiele potrafiło się zmienić w postępowaniu, grafiku dnia i przede wszystkim podejściu człowieka, kiedy posiadało się dziecko. Zwłaszcza, gdy nie przewidywało się mieć je w najbliższym czasie, a może nawet kiedykolwiek, a także nie miało się czasu, by się na to przygotować. Bo czym innym informacja o wpadce i dojrzewanie przez najbliższe dziewięć miesięcy do świadomości o opiece nad maleństwem, a czym innym rzucenie kogoś na głęboką wodę.
Nate zupełnie inaczej odczuwał wszystkie doświadczenia związane z rodzicielstwem. Posiadał ponad roczne dziecko, które właściwie nadal poznawał. Żałował, że nie mógł wcześniej uczestniczyć w życiu małej, nie był świadkiem wielu drobnych spraw, które w życiu zarówno dziecka, jak i rodzica, wydawały się bardzo ważne. Czuł, że ominął go jeden z ważnych etapów, do którego nie był w stanie już wrócić. Aczkolwiek i tak ciekawym było odkrywać, jak w tak krótkim czasie wiele może się zmieniać nie tylko w jego życiu, ale przede wszystkim w życiu małej Nadii. Każdy dzień przynosił coś nowego i z chęcią to celebrował. Zwracał uwagę na wszystkie szczegóły, by żaden już mu nie umknął.
Dlatego, odkąd dowiedział się o byciu tatą, nie mógł nie spoglądać na maluszki wylegujące się w wózku, machające rączkami lub wtulone w ramię mam. Niewielkie, kilkudziesięcio centymetrowe istotki, nie do końca jeszcze stabilne, wyglądały na tak kruche, że nie potrafił sobie wyobrazić, czy poradziłby sobie z takim dzieciątkiem. Nadia była już trochę większa, więc nie mógł się tego dowiedzieć.
- Jak to się mówi, małe dzieci - mały kłopot. Duże dzieci - duży kłopot - wzruszył ramionami w rozbawieniu, ale w rzeczywistości nie przejmował się tym jeszcze jakoś szczególnie. Na razie nadal fascynowało go bycie tatą i odkrywanie wszystkiego, co się za tym kryło. Słyszał, że każdy rodzic przechodził fazy buntu swoich dzieci, on też będzie musiał to jakoś przeżyć. - Ale chyba nie ma nic lepszego na świecie - westchnął przy tym, z uśmiechem spoglądając na Nadię, która przyglądała się im swoimi dużymi oczkami. Nie miał pojęcia, jak tak szybko mógł się do niej przywiązać. Najwyraźniej od pierwszego spojrzenia skradła jego serce.
A kiedy Charlie wzięła na ręce swoją małą córeczkę, Nate patrzył na nią przez moment jak zaczarowany. - No, cześć, mała istotko - mruknął do niej, delikatnie pocierając opuszkiem palca o jej drobniutkie paluszki. - Chcesz zobaczyć małą, Nadia? - zapytał swojej potomkini, po czym wziął ją na ręce, by mogła zerknąć na dziewczynkę z bliska. - Przywitaj się z koleżanką. - Nadia straciła jednak pewność siebie i choć z ciekawością ukradkiem zerkała na małą Janey, to jednak wtuliła się w Nate’a. - No dobra, to pochodź trochę. Tylko nie oddalaj się, okej? - ostrzegł ją i postawił na nóżkach. Sam pozostał w pozycji stojącej, w pogotowiu, by ewentualnie złapać Nadię przed przechodniami.
- Zawsze to dla niej rozrywka, móc obserwować otoczenie - przyznał, choć mógł tylko przypuszczać, że tak było. Tego etapu nie przeżył. - Jak udaje Ci się podzielić to wszystko? Wszystkie zobowiązania z opieką nad maleństwem? Dla mnie to spore wyzwanie - spojrzał na moment na Charlie z uwagą, by po chwili wrócić wzrokiem do kroczącej nieśmiało córki w stronę wózka nowych znajomych. Uwielbiał wyzwania, ale to okazywało się spore jak na ramiona mężczyzny.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzeczywiście, mając jakieś dziewięć miesięcy zanim na świecie pojawi się nowy, mały człowieczek było jednak luksusem. Ma się wtedy czas na snucie planów, urządzanie pokoju (lub zmianę domu jak to się stało w przypadku Charlie), ułożenie sobie życia z partnerem i założenie funduszu na studia dziecka. Nate jednak nie miał tego luksusu i musiał nauczyć się wszystkiego w prędkości światła. Charlie mogła mu współczuć, ale i też mogła co nieco doradzić, choć sama doświadczenia miała niewiele. Nie różnili się jednak za bardzo, bowiem poniekąd sami dostarczali wychowania swoim dzieciom, nawet jeśli gdzieś ta druga połowa rodzica znajdowała się niedaleko. No, albo daleko, w ośrodku uzależnień.
Nie było jednak czasu na jakikolwiek żal, mając pod opieką takie maleństwa, wciąż zależne od dorosłej (i dojrzałej) osoby. Everett robiła wszystko, aby Janey wyrosła na szczęśliwą dziewczynkę i nie przejmowała się troskami matki; ba, starała się ich nie okazywać przy córce. Pragnęła, aby była uśmiechniętym dzieckiem, z dobrymi ocenami i z wielką gamą wyboru swoich talentów. Zamierzała dać jej nawet cholerną gwiazdkę z nieba, byle tylko zastąpić jej brak ojca przy sobie. I to właśnie był błąd, lecz wciąż nie zdawała sobie z tego sprawy. Tak samo z tego jak rola ojczyma mogła przygniatać jej obecnego partnera, który wkrótce ulotni się, nie móc znieść faktu, że Mary-Jane jest córką jego odwiecznego wroga.
- Podobno tak, ale przynajmniej będą w stanie powiedzieć co chcą i dlaczego nie lubią warzyw – parsknęła rozbawiona, już wyobrażając sobie momenty awantury o brokuł, bo dziecko będzie myślało, że to owiana złą sławą brukselka. Charlie uniosła spojrzenie na Nate’a, uśmiechając się również na jego słowa i przytakując lekkim kiwnięciem głową w zamyśleniu. Pragnęła zostać matką od dawna, lecz los postawił na jej życiu jedynie dwie trumny; jedną w wielkości dziecka. I choć straciła dziecko na wczesnym etapie ciąży, poczuła już wtedy, że to jest jej cel w życiu – być mamą. Nie sądziła, ile w to wysiłku trzeba włożyć i jak wiele rzeczy wyrzec, ale warto było. Patrzyła na swojego sobowtóra, może trochę pomieszanego z Harperem i kochała ją najmocniej na świecie.
- Och, rany, niedługo pewnie i Mary-Jane będzie taka duża jak ty, wiesz? – zagaiła dziewczynkę, gdy ta speszyła się nieco i wtuliła w ojca. Uśmiechała się wciąż, zerkając raz po raz na swoją córkę równie zaczarowana. Macierzyństwo było trudne, nawet bardzo, lecz takie chwile, spokojne, rekompensowały każdy fatalny moment. – Podobno w jakimś momencie zaczynają się interesować światem, ludźmi i otoczeniem, ale nie jestem pewna czy on już nastał. A przecież do dreptania jak Nadia, Mary-Jane ma niewiele czasu pewnie. – Oparła się wygodniej o ławkę, by ułożyć sobie córkę jeszcze stabilniej. Na pytanie Nate’a zamyśliła się na moment, odpływając hen daleko, aż pokręciła głową. – Rodzina mi pomaga. Może kiedyś pomoże mi jej ojciec. Mam partnera, choć podchodzi do niej dość… nieśmiało. Jakoś się to kręci, choć nie jest łatwo, ale muszę przyznać, że ciążę znosiłam o wiele gorzej pod względem psychiki. No, ale powiedz mi jak ty czujesz się w roli ojca? Muszę o to zapytać, przepraszam, ale czy naprawdę na samotnego ojca da się wyrwać kobiety w warzywniaku?
Tak, pytanie było absolutnie poważne, choć ciężko było ukryć jej uśmiech cisnący się na usta.
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Wiek Nathaniela zdecydowanie wskazywał na dorosłość, ale czy to szło w parze z dojrzałością? Dotychczas wiedzione życie amanta, któremu nie w głowie była stateczność i zakładanie rodziny, gdyż ponad nie wybierał dobrą zabawę i porządny zastrzyk adrenaliny, nagle zamieniło się w odpowiedzialne rodzicielstwo. Pierwszą naprawdę dojrzałą decyzją od dawna było przyjęcie na klatę wyzwania, jakie stanowiło ojcostwo. W głębi siebie wiedział, że postąpił słusznie, choć na początku jego myśli wypełniały jedynie obawy. Wystarczyło jednak spędzić z małą chwilę, by przekonać się, że było coś, co dawało mu większą radość niż wyczyny na fat bike’u czy skoki ze spadochronem.
To fascynujące, jak wiele można było poświęcić dla tak niewielkiej istoty. Kiedy ponad własnym dobrem, stawiało się dobro swojej pociechy. Kiedy przestawało się projektować własną przyszłość, a zaczynało zwracać uwagę na kogoś, kto znacznie dłużej będzie chodzić po tej ziemi, niż my sami. Kiedy chciało się dać mu wszystko, na co zasługiwało. Nate stale się tego uczył i z każdym kolejnym spotkaniem z Nadią odkrywał w sobie dotąd niezgłębione emocje i myśli. Nie miał możliwości przygotować się do tego stanu rzeczy, ale to nie przeszkadzało mu w czerpaniu przyjemności ze wszystkich błahostek.
- Bo są beee? - zaśmiał się, choć sądząc po etapie nie-jedzenia warzyw córki swoich przyjaciół mógł przypuszczać, że wcale nie będzie to takie proste. Dzieci bywały bardzo rezolutne i wygadane, a przede wszystkim mega szczere, co czasem nawet trochę przerażało i zdecydowanie powalało na łopatki. - Gorzej, jeśli zażyczą sobie na przykład prywatnego koncertu Taylor Swift - palnął pierwszą małą prawdopodobną rzecz do wykonania, o jakiej kilkuletnia dziewczynka mogłaby sobie pomyśleć. Bo chyba Swift teraz dzieciaki słuchały, wskazując ją jako idolkę? Nie znał się na tym i miał nadzieję, że ostatecznie nie będzie miał takich problemów z Nadią.
- Ile Twoja córeczka już ma? Nadia za chwilę skończy czternaście miesięcy, roczek udało jej się przechodzić - odparł z dumą w głosie. Przynajmniej tego mógł być świadkiem. - Szybko Ci ten czas zleci - przyznał, choć były to bardziej przypuszczenia i zapewnienia zasłyszane od osób wokół niego, niż jego własne doświadczenia. - Delektuj się każdą chwilą, póki jeszcze nie musisz za nią gonić - uśmiechnął się łagodnie, zerkając na małą Mary-Jane. Czuł lekkie uczucie zazdrości, ale z drugiej strony był wdzięczny Cecylii za to, że w ogóle dała mu szansę na pojawienie się w życiu córki. Z uwagą przysłuchiwał się jej wypowiedzi, przytakując co chwila głową na znak zrozumienia, przy okazji nie spuszczając z oczu małej dziewczynki kręcącej się przy ławce obok.
- Właściwie nie miałem zbyt wiele czasu na przygotowanie się do tej roli, więc spodziewałem się, że będzie przysparzać mi więcej problemów, a tu okazuje się, że… wcale nie jest tak źle - stwierdził swobodnie, wzruszając przy tym ramieniem, sam będąc zaskoczonym ostatnimi dwoma miesiącami, w trakcie których poznawał Nadię. Kto by przypuszczał, że Nathaniel Covington odnajdywał się jako tata? Z pewnością nie on. A kiedy usłyszał następne pytanie Charlie, jego brwi powędrowały ku górze, a na twarzy pojawiło się rozbawienie. - Do tej pory sądziłem, że ten tani chwyt występuje tylko w filmach, ale rzeczywiście kobiety często zagadują do dzieci, a tym samym do ich tatusiów. Na placu zabaw czy w parku też się to zdarza, więc chyba nie zawsze tkwi w tym coś więcej? - uznał z pełnym uśmiechem, niejako rzucając kobiecie drobną aluzję. Ich spotkanie przecież należało do całkiem niewinnych, prawda?

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poświęcenie stało się słowem kluczem dla rodzicielstwa. Nie zawsze było tak kolorowo, jak niektórym wydawało się. Nie zawsze miało się czas na toaletę i choć te maleństwa tak rozkosznie uśmiechały się, samotne kąpiele z pianą i zjedzenie śniadania bez wyścigu i z ciepłą kawą – nie wrócą. Ale to nic, bo Charlie marzyła o swoim własnym dziecku od lat. Za pierwszym razem jej nie wyszło, a za drugim stała się samotną matką, ale to nic. Dla każdego rodzica rodzicielstwo jest innym doświadczeniem, a z pewnością Nathanielowi również nie jest łatwo.
- To już jest jakieś wytłumaczenie – zaśmiała się szczerze rozbawiona, chociaż tego etapu również się obawiała. To nic, była gotowa na wszystko, bo przecież tak długo czekała. Już nie mogła doczekać się genialnych pomysłów swojej córki. – Och nie! Oby nie, bo... bo jej ojciec stanie na głowie i jeszcze jej to załatwi – dodała z mniejszym entuzjazmem, ale nie wdawała się w szczegóły. Nie zamierzała rozmyślać nad organizacją marzeń Janey. Miło było mieć takie kontakty wśród gwiazd, lecz przecież nie to było najważniejsze i mała musiała wiedzieć, że nie będzie miała wszystkiego, o czym zamarzy.
- Zaraz pół roku, ale nie policzę ci tego w tygodniach, za żadne skarby – parsknęła, zerkając na Nadię. – Już jesteś dużą dziewczynką, co? Mam nadzieję, że jakoś mocno nie odczuję tego, że dzieci rosną jak na drożdżach. Kurczę, naprawdę tak szybko czas leci? Czasami mam wrażenie, że stoi w miejscu. – Naprawdę nie chciała stracić tego okresu niemowlęcia swojego dziecka. I chciała już zawsze w nim tkwić, chociaż był trudny, a sama Charlie nie mogła się doczekać pierwszych kroków, słów i rysunków dla niej i rodziny.
Uniosła spojrzenie na Nathaniela, zastanawiając się co kryje się za jego słowami. Późno się dowiedział? Co z mamą Nadii? Jak to wszystko u niego wygląda? A może też był samotnym ojcem jak Charlie matką? Zawsze miała nadzieję poznać kogoś, kto znajduje się w podobnej sytuacji. Nie zamierzała nikogo podrywać w sposób na dziecko, rzecz jasna. Pragnęła jedynie szczęścia swojego, jak i dziecka, bowiem teraz? Teraz jakoś marnie jej to szło, niestety.
- Aaaj, to nie tak, że ja ciebie… biorę… wiesz – mruknęła, nieco zawstydzona i otarła dłonią policzek, jakby miała tym samym pozbyć się swojego rumieńca, który wypłynął chwilę po jego słowach. – Nie, ja… właściwie nie mam nikogo, ale no, kurczę, słabo wyszło. Co, Nadia, rozbawiłam cię? Tak, masz rację, wyszłam na idiotkę. – Zmieszanie mijało, ustępując miejsca rozbawieniu. Nie spodziewała się, że wyjdzie w ten sposób, lecz miała szczere intencje do Nathaniela. Żadnego podrywania. – A… a czym się zajmujesz zawodowo, jeśli mogę spytać?
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

Life's a game made for everyone and love is a prize
Awatar użytkownika
31
180

prezes/inżynier budowy

Covington Constructions

the highlands

Post

Rodzicielstwo też było w pewnym sensie pracą. Pracą przede wszystkim z dzieckiem, by nauczyło się wykonywać podstawowe czynności, z czasem przygotowując je do pełnowymiarowego życia, by mogło się usamodzielnić. To także praca nad sobą i nauką pokonywania wszelkich problemów i odnajdywania pozytywnych aspektów z każdej sytuacji. A jak powszechnie wiadomo, dopiero po pracy zwykle znajdowało się czas na przyjemności. I choć może Nathaniel miał w tej kwestii łatwiej, bo Nadia część czasu spędzała ze swoją mamą, a on mógł zadbać o pozostałe sfery życia, to rozumiał, że każdy potrzebował chwili wytchnienia, ale nie każdy mógł sobie na nią pozwolić.
- Kiedyś nie do końca rozumiałem więzi, jaką mają córki z tatusiami i zawsze mnie to absorbowało, ale teraz wiem, że nie bez powodu mówi się, że to córusie tatusiów. Zrobimy dla nich wszystko - stwierdził ze śmiechem i pokręcił głową z niedowierzaniem, jakby to niezwykłe odkrycie powalało go na kolana. Nadia bez wątpienia stała się małą, i na razie jedyną, księżniczką Nate’a. Na szczęście, nie wymuszała na nim jeszcze zbyt wiele i z koncertem Swift mógłby mieć problem, ale w razie czego kreatywności mu nie brakowało.
- A więc jeszcze siedemnaście i pół roku i będziesz mogła wystawić jej walizkę za drzwi, żeby sobie zaczęła radzić sama. Ja mam już troszkę mniej - odparł żartobliwie, co w żadnym razie nie miało na celu urażenia ani Charlie ani Janey. Co prawda, nie znał tego z autopsji, a z filmów i czasem słyszał od znajomych, kiedy marudzili, że mieli już dość i czekali, aż ich pociechy zyskają pełnoletność. Wyglądało na to, że dopiero po odchowaniu dzieci miało się czyste sumienie, które można było spożytkować na własne przyjemności. - Może teraz jeszcze dla ciebie prawie każdy dzień wygląda podobnie, ale naprawdę jest duże prawdopodobieństwo, że się to zmieni. W każdym razie cieszę się, że mogę to przeżywać - przyznał w zadumie. Jakoś szczególnie nie ciągnęło go do poprzedniego życia. Owszem, brakowało mu trochę rozrywek w formie chodzenia na piesze wędrówki po szlakach i podróży, ale skoro zyskał Nadię, na razie nie zamierzał marnować danego mu czasu. Zdążył się już wyszaleć, teraz mógł się poświęcić dla najważniejszej osoby na świecie, jaką niewątpliwie była jego córeczka.
Na nagłe stropienie Charlie Nate roześmiał się i machnął ręką.
- Daj spokój, nie przejmuj się. Miło mi, że podeszłaś. Dobrze jest porozmawiać z innymi rodzicami, usłyszeć inne opinie, poradzić się, może trochę ponarzekać. Zawsze to trochę inna perspektywa niż znajomi i mama Nadii. - Westchnął, spoglądając na Charlie, by po chwili kątem oka zauważyć, że córeczka zaczęła podążać na drugą stronę chodnika, nie zwracając zupełnie uwagi na przechodniów. - Nadio! Uważaj - mężczyzna poderwał się w stronę dziewczynki i złapał ją za rączkę, gdy ta na swoje imię stanęła na środku ścieżki. - Zobacz, tędy chodzą inni ludzie, mogą cię przewrócić, albo ktoś się przewróci i zrobi sobie kuku. Na ścieżce trzeba uważać. Chodź, dam ci piciu - wytłumaczył jej cierpliwym, łagodnym głosem, po czym przyprowadził do wózka i sięgnął po kubeczek niekapek z herbatką. W tym czasie usłyszał pytanie Charlie.
- Emm… prowadzę firmę budowlaną, obecnie mamy kilka sporych projektów. Do tej pory wolałem sam dopinać wszystko na ostatni guzik, ale odkąd mam Nadię, musiałem nauczyć się dzielić jedne obowiązki od drugich. - Akurat w tamtym czasie do jego zespołu dołączyła dziewczyna, która bardzo dobrze zajęła się biznesem, by Nate mógł trochę odetchnąć od pracy na rzecz małej. - A ty? - zapytał z zainteresowaniem.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na określenie Nathaniela o córkach tatusiów, Charlie przygasła. Może coś w tym było, sama była ulubienicą ojca, gdy ten nie znosił swojego pierworodnego syna. Zdała jednak sobie sprawę, że Harper nigdy nie będzie takim ojcem jak Nathaniel, chociażby ze względu na swoją karierę i inny tryb życia. Będzie odpokutowywał nieobecność prezentami i wielkim domem, ale najważniejsze przecież było to, by być obok. Miała nadzieję, że się uda.
Roześmiała się za to, gdy zaproponował jej wyrzucenie córki za siedemnaście lat. Coś w tym było! Pewnie Janey szybciej ruszy w świat, wiedząc, że jej matka podróżowała po Francji, a ojciec jest bardzo często w trasie. Może spakuje się sama do walizki, gdy będzie miała dziesięć lat i pojedzie z Harperem w trasę po Afryce czy Islandii. Tego mogła się spodziewać.
- W naszym przypadku, Janey jest córeczką mamusi i pewnie zostanie ze mną na zawsze. Nie będę miała nic przeciwko! – odparła z rozbawieniem i pokręciła głową, zerkając na swoją córkę. Ułożyła ją w wózku, bo zdołała w końcu zasnąć i dała jej ulubionego misia do przytulenia. Dotknęła jeszcze jej brzuszka, który był niewiele większy od jej dłoni. Była malutka, taka krucha, że aż nie wierzyła. Zakochała się w swoim dziecku i gdyby to wszystko nie było takie trudne, chciałaby mieć więcej takich dzieciaczków. – Kiedyś by nie przyszło nam na myśl, że będziemy rodzicami, prawda? No, kobietom jest chyba łatwiej to sobie wyobrazić, ale gdy już na świat przychodzi się taka nasza kopia… Swoją drogą, Nadia jest bardzo do ciebie podobna! Moja córka chyba też raczej przypomina ojca niż mnie, stety niestety, chciałam mieć swojego sobowtóra. – Westchnęła ciężko, choć cieszyła się, że będzie miała małego Harpera w domu. Mary-Jane jest śliczną dziewczynką i na taką wyrośnie. Wierzyła, że nie wda się w złe nawyki swoich rodziców, choć pewnie będzie broić, ale nadzieja była silna, że wyrośnie na dobrą dziewczynę. Już jest wspaniała, jeśli można tak mówić o niemowlęciu.
Uśmiechnęła się, gdy Nate pobiegł za Nadią. Dziewczynka była przeurocza, rozumiała już tak dużo! Niedługo i Mary będzie taka.
- Tak, narzekanie z innymi rodzicami to zupełnie co innego niż narzekanie drugiej połówce albo chociaż drugiemu rodzicowi. Sytuacje są różne. Miło mi, nie miałam okazji jeszcze tak rozmawiać o małych potworkach. – I taka była prawda. Tak bardzo pragnęła dziecko, że nie byłą w stanie narzekać na macierzyństwo. Uważała, że to niedopuszczalne. Jednak miło było posnuć o przyszłości dzieci, ale w realny sposób. Już wiedziała co ją czeka, a wszystko dzięki Nate’owi. – O! Akurat miałam robić mały remont w swojej galerii sztuki. Może mógłbyś mi w tym pomóc, gdy znajdziesz chwilę czasu na kolejny projekt? To nie jest pilne. Potrzebuję tylko pracowni na warsztaty, bo teraz mam za małą, a mam niewykorzystaną piwnicę – zagaiła, gdy zadzwonił jej telefon. Zerknęła na wyświetlacz i odetchnęła. – Przepraszam, muszę iść, umówiłam się z mamą. Tu masz moją wizytówkę, to zadzwoń i umówimy się na plac zabaw, jakkolwiek to brzmi, albo coś. Do zobaczenia!

/ zt2
sorry that I lost our love, without a reason why
sorry that I lost our love, it really hurts sometimes

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Queen Anne”