WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Zegar wskazywał godzinę pierwszą trzydzieści osiem, gdy z wycieńczoną miną Claribel Hannigan uniosła głowę znad papierów swojej nowej lecz patrząc na życie kobiety na przestrzeni ostatniej dekady - to Ci co znali i obcowali przy owych wydarzeniach doskonale zdawali sobie sprawę, że „ta sprawa” bezustannie ciągnie się przez sześć lat. Jasper Davenport - osobnik, a jednocześnie „cierń w oku” małżeństwa państwa Martinezów, w końcu „wpadł w sidła” adwokatki - zbiorowy proces, który wstrzeli obywatele Seattle względem „Country clubu” piął się ku góry - względem realizacji, wystarczyło naprawdę kilka malutkich zmian, by doszedł do skutki, a jednocześnie były oprawca kobiety zapłacił za swoje przewinienia, nawet jeśli kara, która wyznaczała prokuratura była (zdaniem Clari) minimalna, to jednak w pewnym sensie powolnie odczuwała satysfakcję - zwłaszcza, że sama stała się przyczyną problemów „mafiozy” - dla tych, którzy niewiedzą, Jasperskurwiel Davenport był jedynym czynnikiem, przez którego adwokatka poroniła.
Zwykle o tej porze (prócz starych bywalców - w postaci ambitnych prawników) nikogo nie było - kobieta zanim zdecydowała się wyjść z kancelarii, pewnym krokiem powędrowała ku gabinetowi swojego ukochanego (o czym wszyscy pracownicy nie mieli bladego pojęcia, albowiem ta dwójka postanowiła się ukrywać, do czasu gdy awans Claribel na młodszego partnera „ujrzy światło dzienne.”) Podobnie jak Hannigan - Harrison ślęczał nad papierami, nawet na sekundkę nie odwracając od nich swojego skupionego spojrzenia; po krótkiej wymianie zdań, oboje zdecydowali, że ciemnowłosa „wpadnie” na urodziny Laury, tylko i wyłącznie po to by - sprawdzić czy młoda Martinez przypadkiem nie po rozrabiała - od incydentu z przeklętego Halloween woleli (a raczej wolała) „dmuchać na zimne.” Jednakże obecność Judah na imprezie powinna być kluczowa - by przypadkiem Stella nie domyśliła się, że przyjazd matki jest celem kontroli, chciała jej ufać lecz ostatnie okrutne wydarzenia nieznośnie kobiecie to utrudniały. Po skontaktowaniu się z Hirschem i poznaniu jego aktualnej lokalizacji - podjechała swym autem tuż pod dom Elizabeth, czyli byłej żony przyjaciela. Nie musiała czekać długo - brunet zjawił się po niecałych pięciu minutach - odkąd tylko pamiętała zawsze był punktualny. Cała podróż polegała na przeproszeniu, oraz wytłumaczeniu braku (jej oraz Harrisa) na siedemnaste Laury.
Z łobuzerskim uśmiechem spojrzała w kierunku kucharza, gdy parkowała pojazd pod jego posiadłością. - Dobrze, wejdę tylko na jeden kawałek tortu. Muszę trzymać linie przed ślubem. - rzuciła radośnie rozpinając pasy i wysiadając zaraz za nim, aby chwilę później znaleźć się w środku. - Myślisz, że jutro będziesz miał wiele szkód? - skomentowała w momencie ujrzenia bałaganu wewnątrz pomieszczenia. - Siedemnaście lat, Chryste Pani jak to zleciało. - dała w tym samym czasie otwierając lodówkę (cóż, czuła się jak u siebie) i wyciągając z niej ciasto. - Mam nadzieję, że whisky od Harrisa będzie Ci smakowało, jak on to mówi „cała słodycz polega na delektowaniu, a nie piciu na umór...” - mruknęła przysiadając na jednym ze stołku, a między usta wsunęła odrobinę posiłku. - A mówiąc o Harrisonie... - zaczęła, by swoje niepewne spojrzenie ukierunkować na sylwetce Judah. - Ostatnio o Tobie rozmawialiśmy... - nerwowo przeczesała swój niedbale (o dziwo!) ułożony kosmyk włosów i wsunęła go za ucho. - ...i uznaliśmy, że będziesz idealnym kandydatem. - po wypuszczeniu głębokiego oddechu, ponownie zwróciła swój wzrok ku oczom towarzysza. - Czy poprowadziłbyś mnie do ołtarza? - chwilowa pauza, zakończona gwałtownym wstaniem brunetki. - Wiem, że to brzmi dziwnie, zwłaszcza że zapewne niedługo będziesz prowadził Laurę, ale... jesteś moim najlepszym przyjacielem i... chciałabym abyś ofiarował mi taki prezent. Zwłaszcza, że mój ojciec... - choleryk, psychopata (według kobiety), alkoholik wciąż zamieszkiwał w Filadelfii odkąd trzydzieści lat temu uciekli od niego z całą rodziną. - Z drugiej strony zawsze mogłabym poprosić Dakotę... - ciotka Hanniganów, prawniczka - po śmierci matki Stelli Manning-Hannigan wychowała całą piątkę. - ...ale prowadziła mnie już na pierwszy ślub, który jak wiesz, nie zakończył się zbyt dobrze. - walką, okrutnym rozwodem i bólem, który towarzyszył prawniczce nawet do dnia dzisiejszego. - A niestety jestem przesądna i wolałabym tego uniknąć. - jak (prawie) każda kobieta w średnim wieku. - Oczywiście nie będę mieć do Ciebie żalu, jeśli się nie zgodzisz... zawsze mam przecież jeszcze braci, a Lance i Llewey się na to zgodzą, jednak woleliśmy wybrać osobę, która jest nam bliska. - a że Judah wiecznie bywał u nich na obiadkach, bądź zapraszał do swojej restauracji, to dlaczego nie? - Co Ty na to? - z nieco przerażoną miną bacznie obserwowała przyjaciela, cóż (przynajmniej ona) uznała, że to „dobre wyjście” ściągając nieco pomysł z Kate Winslet i Leonarda DiCaprio, a jak kto woli Pheobe Buffay oraz Joey'a Tribbani.
Ostatnio zmieniony 2020-12-13, 17:17 przez claribel hannigan, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 15 — O pierwszej trzydzieści osiem Judah z zadziwiającym spokojem oglądał jeszcze mało interesujący nocny program wiadomości na telewizorze Liz, który niczym nie przypominał tego, jaki miał we własnym mieszkaniu. Zresztą cały dom jego byłej żony nie był ani trochę jak jego własne cztery kąty, które według smsa, jakiego dostał niecałą godzinę wcześniej od Laury, teraz stały już puste. Impreza się skończyła, a on czekając na Claribel dopijał zimną już kawę, dalej pilnował kota, żeby ten nie dobrał się do rybek w akwarium Elizabeth i co jakiś czas wymieniał z nią mniej lub bardziej wymagające skupienia uwagi odnośnie doboru prezenterów czy samego pomysłu na nocne wydanie wiadomości. Gdyby nie Hannigan, zapewne o tej porze już dawno siedziałby we własnym mieszkaniu, zamawiając taksówkę pod Portage Bay dobrą godzinę wcześniej, gdzie w poprzednią stronę przywiozła ich Liz, po raz pierwszy od dawna sadzając Hirscha na miejscu pasażera, a nie jak zwykle za kierownicą samochodu. Drugi raz, na dodatek praktycznie tego samego dnia, jeśli brać pod uwagę to, że dalej byli na nogach i nie patrzeć na datę jaką wyświetlał ekran telefonu, miał miejsce nieco później, kiedy to znowu, zamiast zająć miejsce kierowcy, przyszło mu siadać obok, tym razem w samochodzie Claribel. Co zrobił około drugiej dziesięć, chwilę po tym jak odebrał od przyjaciółki wiadomość, pożegnał się wreszcie z Elizabeth i z kotem pod pachą opuścił jej pływający na wodzie dom, do którego dalej nie był do końca przekonany.
O drugiej dwadzieścia pięć zaparkowali wreszcie pod jego blokiem, o drugiej dwadzieścia siedem wsiedli do winy, a o drugiej trzydzieści jeden ostatecznie, czego Judah wyczekiwał od momentu w którym opuszczał to miejsce, przekroczyli próg mieszkania. W miarę czystego, noszącego jedynie niewielkie i prawie niezauważalne ślady imprezy mieszkania, pogrążonego w półmroku do czasu, aż na oślep udało mu się trafić w włącznik od światła. Gdy to rozbłysło, idąc w ślady Claribel w pierwszej kolejności przeszedł do kuchni, gdzie odstawił whisky od Harrisona i z uśmiechem obserwował jak przyjaciółka swobodnie porusza się po jego mieszkaniu. Czy on też podobnie zachowywał się u niej? Jakby był u siebie?
Jak na to co widzę teraz? Chyba będzie ich znacznie mniej, niż z góry zakładałem – odparł wreszcie w odpowiedzi na jej pytanie, nawiązując jeszcze do pierwszego spojrzenia, którym omiótł po wejściu do środka mieszkanie i pierwszych, nieznacznych szkód, dostrzeżonych pomimo doskwierającego mu zmęczenia. To był naprawdę ciężki dzień. – Gdybyś nie była autem zaproponowałbym, żebyśmy napili się teraz. Chyba, że wrócisz rano? – nic dziwnego nie było w tym, że czasem u siebie zostawali, prawda? Judah na kanapie w salonie Claribel lub sama Clari w jego pokoju gościnnym, który kiedyś urządzał z myślą, że będzie dla Taylora. I był, do czasu aż Mays nie wyprowadził się do wynajmowanego za pieniądze ojca swojego mieszkania. – Mów czy smakuje. I może zapakuję wam trochę do domu, co? Harrison też spróbuje – kiwnięciem głowy wskazał na tort, który już lądował w buzi Claribel. – Kandydatem? Nie mów mi najdroższa, że to jakaś niemoralna propozycja – Judah miał już to do siebie, że wszystko obracał w żart. Wszystko to, co mogło mu być nie na rękę lub wywoływało jakiekolwiek zaskoczenie często kończyło z żartobliwym wydźwiękiem, maskującym jego prawdziwą reakcję. Zupełnie tak jak teraz. Uśmiech powoli malujący się na twarzy przykrył zaskoczenie, ogarniające go z każdym kolejnym słowem Claribel, narastające w nim z każdym kolejnym zakończonym przez nią zdaniem. – Laurę? Ona ma zakaz brania ślubu do czterdziestki – rzucił gdzieś w międzyczasie, wcinając się w środek jej monologu i znów, po raz kolejny reagując śmiechem. Żartem. Typową i strasznie przewidywalną reakcją Judaha. – Clari, poczekaj, chwila – w pewnym momencie odłożył na blat nóż, którym kroił przygotowany przez siebie tort, by w geście wielkiego, dużego STOP, zatrzymać ją zanim zacznie mówić coś jeszcze. Chociaż i tak już wpadła w słowotok. – Tak, najdroższa, tak. Cholera, jeśli tego właśnie chcesz, to tak będzie. Poprowadzę Cię – zapewnił ją, kiwając przy tym głową, kiedy pierwsza fala zdziwienia zamaskowanego pod szerokim uśmiechem powoli zaczęła mijać. W efekcie tego na chwilę zapomniał o torcie i pojemniku, którego jeszcze niedawno na kawałek ciasta szukał, i zamiast zajmować się czymś co szczególnie teraz mogło poczekać, podszedł do przyjaciółki, zamykając ją w uścisku. Szczelnym, przyjacielskim uścisku, który przypieczętować miał jego zgodę. Bo czemu nie? Czemu miałby jej odmówić? – Macie już datę? Miejsce? Cukiernika, który zrobi tort? – co prawda dla Laury ciasto zrobić umiał, ale pieczenia tortu weselnego nigdy sam by się nie podjął. – Wiesz, że nie sądziłem, że naprawdę weźmiecie kiedyś ślub? I nie bierz tego do siebie, to nie chodzi o waszą dwójkę, tylko... – urwał, porozumiewawczo kiwając w jej stronę głową. – po prostu nie sądziłem, że jeszcze będziesz chciała. Nie po jednym rozwodzie na konciei może trochę też na to liczyłem? No co Judah, przecież to żadne kłamstwo, prawda?

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Prawdę powiedziawszy, wybór osoby która miałaby ją „oddać” w ręce Harrisona, nie był wcale trudny. Z Judah znali się od dziecka, ich życia bezustannie się przeplatały - dzięki sobie poznawali wiele ludzi, wzajemnie sprawowali nad sobą opiekę, mogli na sobie polegać - czy w szczęściu, czy w smutku - bez znaczenia od sytuacji, jedno z nich zawsze gnało do pomocy temu drugiemu. Według Claribel byli najlepszymi przyjaciółmi, niczym jak niespokrewnione rodzeństwo, choć czasem odczuwała wrażenie, że Hirsch jest trochę jak taki „zagubiony brat” - o którym rodzice zwyczajnie zapomnieli im wspomnieć. Z tego względu nie wyobrażała sobie, aby nie odegrał ważniej roli w „wielkimi krokami” nadchodzącym ślubie - możliwe, że gdyby rzeczywiście nie była przesądna w drodze do ołtarza (po raz drugi) towarzyszyłaby jej ciotka Dakota, a w zamian tego Judah, stałby obok niego z identycznym kwiatuszkiem (w które zapleciony był jej bukiet) w kieszonce od garnituru, jako „pierwsza druhna” (a może w tym przypadku drużba?) - zbyt wiele wspólnie przeszli, by miało go w takim wyjątkowym dniu zabraknąć; poza tym jego opinia była dla adwokatki równie ważna, że pragnęła, aby pomógł jej w wynajęciu odpowiedniego cateringu - chyba, że sam chciałby się tym zająć - jednakże zdaniem Clari jako „gość honorowy” - powinien się bawić, niżeli pracować, prawda?
Oczywiście, że czuła się „jak u siebie” - prócz sympatii względem najstarszego Hirscha, podobnymi uczuciami darzyła jego byłą małżonkę Elizabeth - i zapewne niejednokrotnie podczas nieobecności kucharza spędzała z nią tu wspaniałe chwilę - rzecz jasna, gorzej było z następną „wybranką serca.” Zbyt zajęta pracą, oraz nieustającymi próbami wykazania się w kancelarii, niestety nie udało się brunetce złapać najlepszego kontaktu; czego z początku bardzo żałowała, albowiem zależało kobiecinie, by przyjaciel wiódł szczęśliwe życie, a ona była w pewien sposób tego częścią, lecz po kolejnym rozwodzie (wstyd się przyznać), ale straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda mu się go zaznać. - Od zawsze potrafisz trzymać się dobrych myśli. - rzuciła z szerokim uśmiechem, by po chwili ściągnąć ze swoich stóp wysokie, czarne szpilki - które ułożyła w idealnym kącie pod stołem (pedantyzm, pierwsza klasa). - Przyznam szczerze, że nie wiem czy odważyłabym się oddać dom na całą noc rozwydrzonym nastolatkom. Godne podziwu. - dodała, pozwalając sobie na cichy chichot; jednakże przez krótki moment odczuła w sobie narastającą obawę, bo co jeśli Stella za niedługo poprosi ją po to samo?. W końcu już od dawna nie miała już dwunastu lat, gdzie wystarczała jej zabawa w wynajętym lokalu, może również będzie chciała zaszaleć z rówieśnikami w wielkiej posiadłości i jednocześnie pozwalać im na zniszczenie wszelakich, drogich przedmiotów. Aczkolwiek kim była by im odmówić? W tym przypadku - musiała już dzisiejszej nocy pogodzić się z nadchodzącą porażką. - Wiesz, że chciałabym, ale nie mogę. Jutro muszę rano wstać do pracy, wciąż bronię Carringtona, postanowił się odwoływać od wyroku... Apelacja i te sprawy, nie będę Cię zanudzać. - wzruszyła bezradnie ramionami i choć częściowo mówiła prawdę, to jednak w biurze czekało prawniczkę zupełnie co innego - niedawno udało jej się natrafić na trop, dzięki któremu mogłaby wsadzić bezkarnego od sześciu lat Jasper'a Davenpotr'a za kratki, jednak spodziewając się negatywnej reakcji Hirscha na tą wiadomość, wolała te informacje zatrzymać dla siebie - póki nie będzie pewności, że teraz jej się uda. Cóż, ta sprawa ciągnęła się za nią już tyle lat, że nie byłoby kłamstwem, nazwania jej zachowania obsesją, prawda? - Och, Harris na pewno się skusi, dziękuję. - mruknęła, wsuwając sobie pierwszy kawałek pomiędzy wargi, z których zaraz wypłynęło długie „Mmmm.” - Zamierzasz przerzucić się na cukiernika, czy próbujesz czegoś nowego? - posyłając brunetowi szeroki uśmiech, poprawiła się na krzesełku.
Kiedy oboje już stali, a pikawa Clari biła niemiłosiernie szybko, po wypowiedzi ciemnowłosego poczuła jakby „kamień spadł z jej serca” - od razu dała się przytulić, drobną dłonią przesuwając po plecach przyjaciela, na twarzy kobiety zagościły dwie „łzy szczęścia” które automatycznie otarła. - Do czterdziestki, huh? Obyś się nie zdziwił. - nie można ukrywać, że Laura wyrosła na piękną, młodą kobietę i zdaniem Hannigan, bardzo możliwe, że już od dawna uganiało się za nią wiele chłopców - choć widocznie, potrafiła to dobrze ukrywać. - Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. - mruknęła radosnym tonem głosu, odsuwając się o krok, aby jeszcze dwukrotnie przetrzeć dłońmi swą twarz. - Oczywiście, że mamy już datę. Dwa tygodnie temu wysyłaliśmy zaproszenia, czyżbyś znowu nie przeglądał poczty? - z uniesioną brwią ponownie się roześmiała - nieco głośniej, niż poprzednio. - Co do cukiernika, właśnie niekoniecznie wiem kto jest teraz dobry, mógłbyś nam kogoś polecić? - spokojnym krokiem postanowiła powrócić na poprzednie miejsce. - Och, tak? To w takim razie przeganiał kocioł garnkowi. - rzuciła i choć jej ton nie brzmiał wcale złowieszczo, ale chyba Judah był ostatnią osobą, która mogła wypowiadać się na takie tematy, nieprawdaż? - Może i jestem stara, ale to nie oznacza, że nie zasługuję już na drugą szansę. - odpowiedziała, nadal się uśmiechając. - A jeśli mowa o partnerach, to jak u Ciebie to wygląda? Zabierzesz kogoś ze sobą? - odrzucając włosy do tyłu z uwagą zogniskowała ciemne ślepia na twarzy rozmówcy. - Harrison stawia, że jest w wieku Stelli, ale że ja w Ciebie wierzę... - zresztą jak zawsze. - ...i myślę, że tym razem ma przynajmniej te dwadzieścia jeden lat. - och, takie potyczki starych zgredów przyjaciół.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytanie czy Judah naprawdę od zawsze trzymał się dobrych myśli czy miał tak tylko w obecności Claribel? Daleko mu przecież było do niepoprawnego optymisty bujającego z głową w chmurach, na co niezaprzeczalny dowód Hannigan miała dosłownie przed chwilą - do mieszkania wchodził z nastawieniem, że widocznych na pierwszy rzut oka zniszczeń będzie znacznie więcej, skoro pozwolił dzieciom (cóż, na niektóre dwudziestoparolatki mówił dziecko, więc tym bardziej takim określeniem nazywał grupę siedemnasto i osiemnastolatków) na urządzenie imprezy urodzinowej w mieszkaniu. Wiedział przecież jak takie imprezy wyglądają i choć nie raz Cosmo czy sama Laura go zapewniali, że będzie spokojnie, widok czerwonych kubeczków rozdawanych zanim starsze pokolenia rodziny Hirsch opuściły mieszkanie ani trochę go nie zdziwił. Nie miał jednak zamiaru nic mówić, jawnie przyzwalając, by grupa nieletnich dzieciaków z okazji urodzin Laury wypiła coś więcej niż zwykły soczek. I tak by pili, a chyba lepiej, że nie za jego plecami, prawda?
Dlatego odpuszczając sobie komentarz odnośnie wcześniejszych słów Clari, całą swoją uwagę poświęcił tym kolejnym, po drodze od drzwi do kuchni zbierając z podłogi kawałek pogniecionej serpentyny, której resztki gdzieniegdzie jeszcze można było dostrzec. – Moja rada? Nie myśl o tym. Nie pomyślałem aż do teraz, gdy o tym powiedziałaś, a skoro jest już po fakcie to... chyba nie wyszedłem na tym źle, prawda? – mimo ogarniającego go zmęczenia zdobył się na jeszcze jeden uśmiech, nim odwrócił się tyłem do Claribel, by sięgnąć do lodówki po tort. Od razu wyciągnął też dwa małe talerzyki i gdy znalazły się na nich porcje ciasta, jedna dla Hannigan, druga znacznie mniejsza dla niego, zajął się szukaniem pojemnika na kawałek dla Harrisona. – Jasne, rozumiem – rzucił gdzieś w międzyczasie, nie wnikając w powody dla których nie chciała - lub nie mogła - zostać na noc. Kto jak kto, ale Judah miał to do siebie, że nie wtrącał nosa w nieswoje sprawy. Potrafił zapytać, wykazać zainteresowanie, dowiedzieć się czegoś więcej, ale też pominąć temat, gdy ten ewidentnie nie powinien być rozdmuchiwany. To raz. Dwa, że w tym przypadku najzwyczajniej w świecie nie dostrzegł drugiego dna i gdy Clari wspomniała o pracy, odwołaniach i apelacjach, o niczym innym nie pomyślał. Więc albo dobrze wyszło jej mówienie częściowej prawdy albo ze zmęczenia nie wyłapał tego cienia wątpliwości. – Powiedzmy, że czegoś nowego. Albo inaczej - sprawdzałem czy jeszcze to potrafię. Sądząc po twojej reakcji chyba wyszło całkiem nieźle – a że wcześniej na dobrą sprawę nie miał nawet okazji, by zjeść trochę więcej tortu niż ten kawałek, który spróbował zaraz po upieczeniu, sam wpakował sobie do ust sporą jego porcję.
Zdziwił? Czy Ty sugerujesz, że idąc w moje ślady za kilka lat będzie chciała brać ślub? – chociaż temat małżeństwa Laury czy któregokolwiek z jego dzieci był jeszcze bardzo odległy, a sam Judah wszystko co w tym temacie było mówione traktował z przymrużeniem oka, teraz starał się nie dać po sobie poznać, że tak naprawdę pyta na poważnie. Czy według Claribel Laura może chcieć wziąć ślub za zaledwie kilka lat, biorąc przykład ze swoich rodziców. Delikatny uśmiech miał zamaskować powagę całej sytuacji, ale mimo wszystko czekał na jakąś odpowiedź. – Najdroższa, nie mówię, że nie może się z nikim spotykać, bo wiem, że będzie, nie chcę jej tego zakazywać. Ale... chyba skłamałbym mówiąc, że ma w swoim otoczeniu przynajmniej jeden dobry przykład zgranego małżeństwa. Ja wziąłem rozwód, Jacob teoretycznie nie, ale... no i sama wiesz jak jest u Joachima – bezwiednie wzruszył ramionami, wypuszczając kobietę z objęć i z rozczuleniem patrząc jak z policzków ociera łzy. – Nie chcę, żeby popełniła takie same błędy jak my wszyscy – i choć od dawna wyznawał zasadę, że każdy uczy się na własnych błędach, szybkie i nieudane małżeństwo było akurat czymś, przed czym całą trójkę swoich dzieci wolał uchronić. Tak, nawet Taylora. – Hej, ale jeśli ktoś ma tu płakać to tylko i wyłącznie ja, i to dlatego, że teraz będę jedynym rozwodnikiem, który dalej zapiera się, że nigdy nie weźmie już ślubu – zaśmiał się, odruchowo sięgając dłonią do twarzy Clari, by opuszkiem palca zetrzeć z niej mokry ślad po tych kilku łzach szczęścia. – Popytam i czegoś się dowiem – niemal automatycznie odpowiedział, w myślach sięgając już po nazwiska osób, których pomoc w przygotowywaniu weselnego tortu mógłby zaproponować przyjaciółce. Kwestię poczty pominął, podsumowując ją krótkim, niewinnym uśmiechem, który wystarczająco mówił już sam za siebie.
Wiesz, że nie o tym mówię – upomniał ją, nie chcąc by teraz myślała, że według niego nie zasługiwała na szczęście. Ale zanim zdążył dodać coś więcej skutecznie zmieniła temat odwracając go w jego stronę - i nawet gdyby chciał, nie mógł na te zarzuty nie odpowiedzieć. – Przekaż Harrisonowi, że tym razem przegrał – hej, to tylko żarty, prawda? Więc nawet jeśli według samego Judaha szesnastoletnia partnerka byłaby znacznym przekroczeniem umownej granicy, posłał Clari uśmiech, którym przy okazji kupił sobie trochę czasu na odpowiedź. – Nie wiem jeszcze. To wbrew pozorom nie takie prosteoch, czyżby, Hirsch? Czyli łatwiejsze już było zabranie obcej osoby na Bahamy niż kogoś znajomego na ślub twojej przyjaciółki? Poważnie? Chyba, że znowu pójdę do tamtego baru i zaproszę kogoś na wasze wesele po kilkunastu minutach rozmowy – roześmiał się, wprost nawiązując do sytuacji sprzed czterech lat, o której Claribel oczywiście wszystko wiedziała. Opowiadał jej przecież jak polecieli z Sage na spontaniczne wakacje ledwie się znając, czy później też o tym, że od powrotu do Seattle nie mieli ze sobą kontaktu. – Odezwała się ostatnio – wyrzucił nagle, spojrzenie wbijając w prawie nienaruszony kawałek tortu, który nie tak dawno temu sobie ukroił. – Sage. Zadzwoniła z komisariatu i... spotkałem się z nią – ale tym razem spojrzał już na przyjaciółkę, nie tylko dlatego, by wyczytać z jej twarzy jakąś reakcję na te słowa. Przypomniał sobie o czymś jeszcze, o czym... cóż, nie ukrywał, że nadal wolałby nie wiedzieć. – Słyszałaś o tym co stało się w Halloween?
Ostatnio zmieniony 2021-02-15, 13:52 przez Judah Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
43
173

młodszy partner

emerald city law group inc.

sunset hill

Post

Małżeństwo czyż to nie wspaniała rzecz? Oddanie się komuś - drugiemu człowiekowi, który nie tylko akceptuję wszystkie Twoje wady, ale także pomaga Ci je zwalczyć. Claribel Hannigan skłamałaby, gdyby powiedziała, że nigdy więcej o tym nie marzyła/myślała; bo choć jej pierwsze małżeństwo nie stało na podium idealnych, ani tym bardziej nie kwalifikowało się do tych „usłanych różami” - to jednak pragnęła być czyjąś żoną. Nie tylko czyjąś, ale osoby, którą pokocha całym sercem - duszą i ciałem i jaka daję jej pełne zrozumienie, oraz bezpieczeństwo. Harrison Crane na drodze Clari pojawił się przypadkowo, z początku stanowił wyraz osobnika typowego antagonisty, niżeli miłostki głównej bohaterki, lecz z czasem - po wielu przeróżnych niekoniecznie miłych sytuacjach, zawładnął sercem prawniczki. Zanim się zjawił - nie wiedziała, że kogoś jej brak - z pozoru planowała resztę swoich dni spędzić tylko i wyłącznie w towarzystwie Stelli, jednakże Harris przełożył wszystkie cechy na rzeczywistość Hannigan, z dnia na dzień stał się usposobieniem dalszego „wielkiego planu” - urozmaiceniem ścieżki życiowej, którą przekraczali już wspólnie. Dlatego nie zamierzała kurczowo trzymać się przeszłości i egzystować w przekonaniu, iż na to nie zasługuję. Owszem, posiadała dojrzały wiek i w obliczu innych osób zapewne takie rozwiązanie nie było rozsądne, lecz jeżeli Clari zwracałaby uwagę na komentatorów nigdy nie zaszłaby tak daleko - w szczebelkach swojej kariery zawodowej. „Kobieta, dobry adwokat?” Kpina, za słaba - za uczuciowa, nie myśli racjonalnie... i wiele podobnych słów, gdzie niektórzy wyżej postawieni obywatele potrafili wyrzucić w jej kierunku. Rzecz jasna - w jak każdym związku, nie wszystko gra perfekcyjnie, a jeżeli osoba trzecia przyjrzałaby się bliżej relacji narzeczonych - ujrzałaby jeden, dość poważny szczegół - czyli pracoholizm. Oboje zbyt usilnie pochłaniali się pracy, niczym jakby oddali jej „własną duszę” - i jak najbardziej było to zrozumiałe, to niestety - lecz nie dostrzegali, iż na tym cierpią. Brak wspólnych posiłków, wyjścia do teatru, kina, muzeum - liczyły się tylko sprawy, trudniejsze, łatwiejsze - błahe, a teraz było jeszcze gorzej - odkąd prawniczka zdecydowała się zawalczyć o awans, to mogłoby się wydawać, że nawet spała w kancelarii.
Uśmiechnęła się ciepło, dostojnie - wzrokiem skanując sylwetkę przyjaciela. - Naprawdę jesteś w tym dobry, ale na tym poprzestanę, zbyt częstsze komplementy mogą doprowadzić, że urośniesz nam tu jeszcze w piórka i co wtedy będzie? - zaśmiała się melodyjnie, podnosząc z krzesła aby wsunąć talerz do zlewu. - Niczego nie sugeruję. - uniosła obie ręce w geście obronnym, aby zaraz pokręcić z rozbawieniem głową. - Po pierwsze nie masz się czym martwić. Laura to mądra dziewczynka... - zatrzymała się, a na twarzy Claribel pojawiła się pełna mina zdumienia. - ...przepraszam, kobieta. Poza tym uważam, że gdyby rzeczywiście „poszła w Twoje ślady” byłbyś pierwszą osobą, której się przyzna. - mruknęła, albowiem prawniczka doskonale zdawała sobie sprawę jak silną więź posiada Judah ze swoją córką, Laura była idealnym przykładem „córeczki tatusia.” - To się czuję... - podniosła dłoń, by ułożyć ją na lewej stronie klatki piersiowej przyjaciela. -...o właśnie tu. - posłała mu kolejny uśmiech, by zaraz się odsunąć. - Akurat w tym przypadku bardziej martwiłabym się o Stellę, ma tendencję do wpakowywania się notorycznie w kłopoty. - dokładnie jak jej ojciec i choć Clari nie zdecydowała się wypowiedzieć danych słów, spodziewała się, że Hirsch ma identyczne myśli. - Lecz wolę wierzyć, że dzieci nie zawsze idą schematem swoich rodziców. - i że młodziutka Martinez dostrzeże, że ścieżka, którą wybrała może okazać się fatalna w skutkach, następnie zamieni ją na całkowicie inną - oczywiście, Hannigan mogła jej pomóc - ale tylko nakierować, niżeli wskazać. Stella musi samodzielnie nauczyć się wybierać pomiędzy „dobrem a złem.”
- Wiem, ale troszeczkę się z Tobą zgrywam, dzisiaj jesteś bardzo podatny na docinki, czyżby za długo przebywałeś w otoczeniu swoich braci, huh? - odpowiedziała unosząc prawą brew wyżej, by znowu się roześmiać nieco głośniej niż poprzednio. - Wisi mi pięćdziesiąt dolarów. - fuknęła z zadowoleniem, podnosząc ręce by w nie klasnąć i szepnąć pod nosem ciche „yeah!!!!!” - Mogłabym Ci zafundować randkę w ciemno, kilka moich koleżanek z pracy na pewno skusiłby się na podwójnego rozwodnika kucharza z dorosłymi, WYCHOWANYMI dziećmi. Ale czy jesteś gotowy na kolejną kobietę sukcesu w swoim życiu? - drugą, w końcu pierwszą była (według Clarie) przekochana Liz. Cóż, jako dobra przyjaciółka mimo wszystko (szczególnie tych docinek) adwokatka pragnęła dla ciemnowłosego jak najlepiej. - Sage? - jaka Sage? - krótka pauza, aż ostatecznie rozchylenie warg w literkę „o.” - Ta z wakacji? I co z nią? - przechylając głowę na bok, skoncentrowała całą swoją uwagę na twarzy mężczyzny. - Tak słyszałam, Stella była na tej samej imprezie. - odrzekła z niechęcią w tonie głosu. - Nie było mnie wtedy z Seattle, odebrał ją Elijah... - wstyd się przyznać, że nie pomogła własnemu dziecku w tak okrutnym momencie. - A mówiąc o nim, widzieliście się ostatnio? Myślę, że znowu bierze... - przecież odwoziłam go „zachlanego w trupa” dwa tygodnie temu. - Miałbyś czas, aby to sprawdzić? - pełne zdruzgotania spojrzenie, lecz aktualnie nie martwiła się o byłego męża, ale o Stellę - szczególnie, że w ten weekend ma się z nim widzieć.

autor

-

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kto jak kto, ale Judah Hirsch uwielbiał komplementy. Pławił się w nich chętnie, nie miał żadnych oporów by je przyjmować i za każdym razem, gdy ktoś go z jakiegoś powodu chwalił niemal rósł w oczach równie mocno jak jego ego. Tym razem było dokładnie tak samo. Z ust Claribel te pochwały znaczyły dla niego jeszcze więcej, więc nic dziwnego, że gdy tylko po raz kolejny usłyszał, że jest w czymś dobry, uśmiech znacznie się poszerzył, a w oczach Judaha można było dostrzec delikatny błysk. W przeciwieństwie do tego momentu, w którym ze śmiechem kobieta zapowiedziała, że na tym te komplementy się kończą.
Ale czy to, że się przyzna, cokolwiek zmieni? – tak bardzo w jego stylu było odpowiadanie na pytania kolejnym pytaniem, że kogo jak kogo, ale Claribel nie powinno to już nawet dziwić. Z tym, że teraz wcale nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Nie potrzebował jej. Zdawało mu się, że i tak doskonale ją zna i z miejsca może stwierdzić jednym krótkim nie, że nic to nie zmieni. Laura nadal może wpakować się za szybko w relację, której kiedyś mogłaby żałować i która w jakimś stopniu rzutować będzie na jej przyszłość. – Nie odpowiadaj. Po prostu głośno myślę – nawet jeśli ciekaw był zdania przyjaciółki, tym razem zdecydował się odpuścić i jak najszybciej zmienić temat tej rozmowy. To nadal były tylko przypuszczenia i gdybanie bazujące na co jeśli. Bo co jeśli... – Akurat ja już w to nie wierzę – odparł, nie starając się nawet powstrzymać tego gorzkiego śmiechu, który automatycznie wydobył się z jego ust na koniec zdania. Dzieci nie idą śladami rodziców? To dlaczego Taylor stanowczo za wcześnie spodziewał się swojego pierwszego dziecka, a Laurence zamiast studiów też pchał się w karierę kulinarną, tak jak Judah zrobił to wiele lat temu? – Plus tego jest taki, że jeśli Stella obierze taką drogę jak Ty to na pewno osiągnie w życiu sukces – zupełnie tak jak Claribel. Pomimo wielu błędnych decyzji (hej, wszyscy takie podejmują!) i tak wyszła na prostą, a zdaniem wielu osób była kobietą sukcesu. Z tym przecież nie można się było nie zgodzić.
Szeroki uśmiech wykrzywił usta Judaha, gdy nawiązała do przebywania wśród braci. – Jakuba. Jo dzisiaj nie było – co podobnie jak Hannigan najmłodszy z braci Hirsch wyjaśnił ogromem pracy i nagłym przypadkiem, przy którym musiał zostać w szpitalu. Ale czy taka była prawda? Tego już Judah nie wiedział. Mógł jedynie podejrzewać, w odróżnieniu od sytuacji Clari, której słowom zaufał, gdy wspomniała, że przez pracę niestety nie pojawi się na imprezie urodzinowej, że powód Jo może być nieco inny. Że może poniekąd dotyczyć Vanessy, która bez zająknięcia zgodziła się pojawić o umówionej godzinie w mieszkaniu przy Belltown i na widok Laury odśpiewać głośne sto lat. Po prostu być. – Nieważne. Wyjaśnię to sobie z nim później – machnął ręką, nie chcąc wciągać przyjaciółki w sprawy, które tak naprawdę nawet nie dotyczyły jego. Tylko w niewielkim stopniu wyjątkowo zahaczyły o jego córkę i tylko w tym niewielkim stopniu zamierzał ingerować, jeśli chodziło o rozmowę z Jo. – Najdroższa, obawiam się, że mój terminarz na randki jest już cały wypełniony – roześmiał się głośno, akcentując, że akurat w tym przypadku jego słowa to tylko żart, a nie czysta prawda. Nie miał przecież nawet takiego kalendarza tylko pod randki. – To nie o to chodzi, Claribel. Nie narzekam na to, że nie miałbym kogo zabrać, bo zawsze ktoś się znajdzie. Ale Twój ślub to nie wyjazd na kilka dni. Nie chcę brać ze sobą kogoś, kogo ledwo znam – wyjaśnił w jak największym skrócie, zgrabnie przechodząc do tematu... Sage. – Nie wiem. Naprawdę nie wiem, bo nie sądziłem, że po takim czasie jeszcze się odezwie. Podejrzewałem, że jeśli to zrobi to w ciągu pół roku od powrotu, może maksymalnie do roku. Ale cztery lata? – czy on by do niej zadzwonił, gdyby role się odwróciły i to Judah potrzebował pomocy? Mocno w to wątpił. – Stella tam była? Nic jej się nie stało? – niemal od razu zapytał, bacznie przyglądając się prawniczce do momentu, w którym wreszcie mu odpowiedziała. W końcu doskonale wiedział co się wtedy stało i czego była świadkiem młoda Martinez. Czy Claribel o tym wiedziała? Wiedziała dokładnie to samo co on? Że zginęli tam ludzie, że na jej oczach stało się wiele złych rzeczy? – Nie mów mi tylko, że obwiniasz się o to. Nie mogłaś wiedzieć, że coś takiego się stanie akurat wtedy, kiedy wyjechałaś z miasta – wyrzucił, nim Hannigan zdołała powiedzieć coś więcej, głośnym westchnięciem podsumowując jej kolejne słowa o Elijah. Relacje z nim nigdy nie należały do najłatwiejszych i na dobrą sprawę sam Judah niechętnie poruszał temat byłego męża w rozmowach z Claribel, ale... dla niej zrobiłby wszystko. Więc tym bardziej nie zamierzał odmawiać w tak niewielkiej sprawie. – Tak, sprawdzę to w tygodniu. Nie martw się tym teraz – a może powinien powiedzieć nie martw się tym w ogóle? Przecież to już nie była jej sprawa, prawda? Rozwiodła się z Elijah już kilka lat temu i choćby chciała, niewiele mogła poradzić na to, co mężczyzna robi ze swoim życiem. A tym bardziej niewiele w tej kwestii mógł zrobić Hirsch.
Czyli kiedy ten ślub? Nie trzymaj mnie w niepewności – rzucił jeszcze, zmieniając nagle temat rozmowy na coś bardziej przyjemnego. I chociaż jakaś jego część jeszcze nie do końca zaakceptowała to, że Claribel po raz kolejny wyjdzie za mąż - resztę wspólnie spędzonego czasu rozmawiali już tylko o tym.

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”