WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#10


Przed przyjściem tutaj nawet się ogolił. Nieprawdopodobny wyczyn dla Jacoba, który bracia powinni docenić. Nie spodziewał się po tych patałachach nawet krótkiego słowa uznania. Przyzwyczaił się. Nie to, żeby jego bracia byli takimi niegodziwcami. Prawda jest taka, że męskie przyjaźnie, nawet te pomiędzy rodzeństwem bywają czasem dość szorstkie. Nie ważne, że cała trójka oscylowała już wokół czwartej dekady swojego życia. Chamskie docinki, niewybredne żarciki były na porządku dziennym, ale jeśli wymagałaby tego sytuacja, każdy z nich potrzymałby każdego za rękę w ramach okazania otuchy i wsparcia.
W czasach młodości Jacob uważał to za dość zabawne, że wszyscy panowie z jego rodziny – wliczając w to seniora rodu oraz ich ojca – dzielili te same inicjały. Zastanawiał się wtedy, czy Judah przeniesie tą okrutną tradycję także na swoich synów. Jednak już w przypadku pierwszego było wiadomo, że nieszczególnie. Biorąc jednak pod uwagę, że Taylor i tak zmienił nazwisko… Może powinien negocjować jednak z Laurencem zmianę imienia? Przebiegając po kilku schodkach do wejścia do budynku, środkowy Hirsch prychnął cicho pod nosem, dumny ze swojego przebiegłego żarciku. W ręku dzierżył dzielnie dwie butelki – wytrawne wino oraz dużą butelkę whisky, jeśli jego szanowni bracia życzyliby sobie nie odstawiać jednak pedaliady i nie brudzić ust czerwonym płynem, jak przystało na dziewczyny. Kiedy masz kucharza w rodzinie, uczysz się jednak tolerować różne żywieniowe fanaberie i czasem zgadzasz się, że coś do czegoś po prostu lepiej pasuje. Mimo iż twój wzrok tęsknie zerka w stronę stojącego w szklanej szafce Jacka Danielsa. Tak, wypije nawet te siki z większą przyjemnością niż jakieś francuskie Merlot. W końcu francuskie to mogą być… Sam ucina tę myśl i wpisuje kod na domofonie, żeby dostać się do mieszkania starszego brata. W ramach nadrabiania utraconej kondycji wybiera schody i w drzwiach Judaha staje już zziajany. Wciska bratu butelki w ręce i obserwuje jego lekko zdziwioną minę.
O co ci chodzi, chciałbyś jeszcze buziaka? – rzuca i wymija niższego bruneta w drodze do kuchni. Obiecał im w końcu obiad, prawda? No może nie tyle OBIECAŁ, co sami się wprosili.
Jacob bez skrępowania rozgląda się po wszystkich garnkach, uchyla pokrywki i zagląda do środka, żeby ocenić, czy w ogóle było warto wydać prawie 100 dolców na te nieszczęsne trunki. Zanim jednak Judah zdąży go upomnieć, zapewne w niewybrednych słowach, wyciąga z kieszeni kurtki cztery bilety na mecz Seattle Mariners i rzuca je na stół w kuchni.
Cztery, bo przypominam, że mamy jeszcze siostrę, ale od biedy, możesz wymienić Joachima na jakąś swoją nową dupę… – żartuje i szczerzy się niezwykle rozbawiony, ale jednocześnie rozgląda się, czy młodszego brata oby na pewno nie ma jeszcze w mieszkaniu. Na wszelki wypadek zamyka sobie jednak niewyparzoną gębę, ładując do niej kilka pokrojonych kawałków pomidora.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 9 — Może to dlatego tyle na nich czekał? A może po smsie od Taylora po prostu dłużył mu się czas, bo chciał jak najszybciej przekazać braciom (i siostrze, nie zapominajmy!) coś, o czym sam ledwo co się dowiedział? Z tego wszystkiego nie włączył odpowiednio wcześnie piekarnika, żeby podgrzać lasagne jeszcze przed pojawieniem się wszystkich w jego mieszkaniu, i dopiero gdy z zamyślenia wyrwało go głośne stukanie w drzwi, w pierwszej kolejności, zanim jego oczom ukazał się Jacob, na oślep przekręcił pokrętło, nie patrząc nawet jaką temperaturę ustawił. Najwyżej niedługo zmieni.
Dwa. Jednego urodzinowego – wyszczerzył się krzywo, odsłaniając przy tym rząd równych i - jak po Judaszu można by się było spodziewać - wybielonych zębów. Ale w razie gdyby Jacob postanowił faktycznie dać mu buziaka, zapobiegawczo zrobił duży krok w tył. – Fajnie, że jesteś, ale jeszcze fajniej, że coś przyniosłeś. Dawaj, pokaż – torebeczkę (chociaż może wcale nie taką małą torebeczkę tylko torebkę, skoro musiała pomieścić dwie duże butelki alkoholu) w dłoni brata zauważył już na wejściu, oczywiście uważnie nasłuchując, czy przypadkiem nic o siebie nie stuka, bo gdyby stukało - odpowiedź miałby podaną jak na tacy. Ale zamiast tego, początkowo ignorując, że Jacob czuje się jak u siebie i przerzuca mu pół kuchni już od wejścia, zabrał z jego ręki reklamówkę, która ostatecznie wylądowała na kuchennym stole, odsłaniając to, czego Judah potrzebował teraz najbardziej. No, zaraz po rodzinnym wsparciu Hirschów. – O, a byłem ostatnio. Grali z LA Dogers, poszło im całkiem nieźle – mówił im o tym? Wspomniał, że zabrał tam laskę, która pół ich spotkania marudziła, że idą na mecz, a drugie pół z przejęciem słuchała, gdy tłumaczył jej zasady? Ok, nie, nie wspomniał. Bo taki Jakub na pewno by go za to zabił, wcześniej wypominając, że zamiast zabrać ich wziął kogoś, kto nawet fanem baseballu nie był. – Nie dzięki, wystarczą mi bracia – dodał niemal od razu, nie uśmiechając się z jednego, prostego powodu. Okej, dwóch! Pierwszy był całkiem oczywisty, bo zwyczajnie wiedział, że drugi raz nie zniesie randki podczas meczu, a drugi... drugi to coś skomplikowanego. Ci, którzy znali Judasza dobrze, mogli już po jego minie domyślić się, że coś tu nie gra - a że nikt inny jak jego rodzeństwo nie powinien znać go lepiej, to być może zanim w ogóle się odezwał zauważyli, że coś jest na rzeczy. Bo... było.
Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być dziadkiem? – wypalił nagle, opierając się ciężko o kuchenny blat, jednocześnie machając na Jacoba, żeby zerknął na piekarnik. Ale o co on ich kurwa pytał, jak nawet nie byli jeszcze ojcami? Czy matkami, bo przecież Esther też zaszczyciła ich swoją obecnością. – Wybacz kochana. Lub babcią – szybko się zreflektował, na krótką chwilę znikając za drzwiami zamrażarki, z której wyciągnął kostki lodu. Do tego Jacka Danielsa przyniesionego przez Jacoba, bo nawet jeśli wino pasowało tu lepiej, sam nie miał zamiaru go dzisiaj pić. – Nie? To ja wam kurwa powiem jak to jest. Za jakieś... a chuj, nie wiem za ile, nic nie wiem. Wiem za to, że Taylor niczym swoja matka postanowił w ramach prezentu urodzinowego powiedzieć mi, że będzie miał dzieciaka – żadną tajemnicą nie było, że Laurence'a wcale z Eve nie planowali, i że dowiedział się o nim na krótko przed swoimi dwudziestymi drugimi urodzinami. Teraz sytuacja zataczała koło, z tym, że na świecie miało pojawić się nowe, kolejne już pokolenie Hirschów. Do tego o innym nazwisku! – Zanim cokolwiek powiecie dobrze to przemyślcie. Jeszcze nie dostaliście jedzenia – palcem wskazującym dziwnym trafem wycelował najpierw w Jakuba, jakby chcąc tym samym zasugerować, że to jego komentarz jest tu najbardziej zbędny. Ten pierwszy, najmniej przychylny, który mógł mu wpaść do głowy i jeszcze bardziej niż wiadomość o byciu d z i a d k i e m, zepsuć minione już urodziny. Bo, żeby przypomnieć rzecz najważniejszą, cała czwórka przecież o nich zapomniała.
Czwórka, bo sam Judasz też.
I nie, to nie próba wyparcia wieku, który tak naprawdę w niczym mu nie przeszkadzał. To pogarszająca się na starość pamięć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#zarazpoliczę

Czy ktokolwiek domyślał się, że zmęczona po pracy coraz częściej z nostalgią przeglądała informacje o zapotrzebowaniu na lekarzy... gdziekolwiek indziej, byle jak najdalej od tego miasta przesiąkniętego na wskroś wspomnieniami. Wtedy z tym kiełkującym pragnieniem ucieczki, wpadała na mur z wyrzutów sumienia. Zawiedzionego spojrzenia matki, która nie zrozumiałaby jej potrzeby... a może zwykłego tchórzostwa? W końcu z wielką nadzieją przyjęła niegdyś wiadomość o zaręczynach z Levim - widziała w tym niemą obietnicę zapuszczenia korzeni? Po jego śmierci nie musiała się dłużej nad tym zastanawiać i poniekąd nie potrafiła, bo takie rozmyślania ostatecznie zaprowadziłyby ją do końca tamtego rozdziału. A jak miałaby go tak po prostu zamknąć? Powoli zaczynała na nowo akceptować tę cząstkę siebie, którą najpewniej wykształciło wychowanie w takiej, a nie innej rodzinie. Wszakże bycie rodzinną zawsze jakoś gryzło się z jej niespokojną duszą, kiedy przez podróże opuszczała przyjęcie z okazji rocznicy ślubu rodziców... czy, co gorsza, święta! I oczywiście trzeba podkreślić, że naprawdę kochała swoich bliskich, choć z samymi braćmi dzieliły ją lata. Najpewniej również poglądy, a dorastanie w domu pełnym (młodych) mężczyzn na pewno niekiedy nie należało do najłatwiejszych. Jednak pomimo niewątpliwych różnic i tak cieszyła się z ich obecności. Dlatego po pracy entuzjastyczne przyszykowała się do tego małego przyjęcia urodzinowego (a może po prostu obiadu?), by po drodze wstąpić jeszcze po kilka rzeczy. -Judah! Zdecydowanie wyglądasz najmłodziej z waszej trójki - całując najstarszego brata w policzek na przywitanie, wyszeptała mu konspiracyjnie komplement do ucha. Oczywiście nie miała zamiaru wkupić się tym w łaski, gdy jej prezent okazał się wielce nieudany! Jako najmłodsza jakoś musiała sobie radzić między nimi, co często wydawało się Esther strasznie przytłaczające. - Wszystkiego najlepszego - Odsuwając się na krok, podała mu torebkę z prezentem i wino przewiązane wstążką. Nie była może ekspertem w sprawie alkoholi, ale sprzedawca bardzo zachwalał sobie akurat to jedno. W głównej części urodzinowego podarunku postawiła na bezpieczniejszą opcję - kaktus zegarek na skórzanym pasku. Neutralny prezent dla mężczyzny, prawda? Najwyżej założy z dwa razy, lecz tym już tak bardzo nie zamierzała się przejmować. Jakiś czas temu pogodziła się z faktem, iż wyszukiwanie prezentów dla członków rodziny nie należało do łatwych zadań... a jej samej rzadko kiedy się to udawało.
Oczywiście przywitała się z pozostałą dwójką braci, by potem z uśmiechem udawać zainteresowaną sportowym tematem, który rozpoczął się przez prezent Jacoba. Prawdziwa esencja jej dzieciństwa! Oparła się o kuchenny blat, przenosząc wzrok z jednego na drugiego i tym samym nie będąc przygotowaną na niespodziewane wyznanie z ust Judaha. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym co kryło się pod tym pytaniem. Babcią? Ona nawet nie myślała jeszcze o własnych dzieciach. Dobrze, może kiedyś zawieruszyła się w jej głowie myśl o maluszku raczkującym po drewnianym parkiecie ich jej mieszkania, ale to umarło razem z Levim. Esther już zamierzała rzucić jakimś żartem, ale kontynuacja jego wypowiedzi pozostawiła ją z lekko rozchylonymi ustami z zaskoczenia. - Taylor? Och... wykapany ojciec - wymamrotała cicho pod nosem. Najwyraźniej niedaleko pada jabłko od jabłoni! Właściwie na początku liczyła, że najstarszy brat zacznie po prostu smutny monolog o trudach starzenia się... a tu takie zaskoczenie! Z okazji jego urodzin (oraz sporego szoku) nie siliła się nawet na jakieś dalsze żarty z przyszłego rodzicielstwa bratanka. - A co z matką dziecka?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Najgorszy w dawaniu prezentów w tej rodzinie to zdecydowanie był Joachim. Ani nigdy nie wiedział co kupić, ani nie lubił spędzać czasu na takim zajęciu - nieważne czy to stacjonarne czy online zakupy. Dlatego dziś po drodze wstąpił po wino, podobno dobre, francuskie, ekspedientka była pomocna i kaktusa, bo to jednak proste w utrzymaniu. Chyba. I kawę. Dzień miał ciężki, pił już pi... Nie, nieważne, zgubił się w liczeniu. Potrzebował jej do przetrwania, a i kiedy już wręczył Judahowi jakże wyszukany upominek, to skierował się prosto do ekspresu, decydując na samoobsługę. A gospodarz niech działa, co tam powinien ze wszystkim.
Humor dziś nie dopisywał najmłodszemu z braci Hirsch, ciężko określić czy to przez to, że jego umizgi były tak skutecznie ignorowane przez stażystkę, czy może kwestia tego nieszczęsnego rozwodu znów wpływała na jego nastrój... A może operacja, którą przeprowadzał wczoraj, a stan pacjenta wciąż miał zbyt wiele znaków zapytania? Całkiem możliwe, że wszystko razem składało się do jednej kupy, która w efekcie dawała to, że Jo siedział sobie na stołeczku w kuchni, sączył w milczeniu ętą kawę tego dnia i przegryzał jakąś krówkę, którą pewnie znalazł w swojej kieszeni. Co ktoś z rodzeństwa przyszedł, to sobie szatyn kiwnął głową, uścisnął dłoń i tyle. Nie angażował się przesadnie, aż do chwili, w której zburzony, najstarszy brat zaczął wyrzucać swoje niezadowolenie z poczynań latorośli. Krówka mało Jo nie stanęła w gardle, ale udało mu się ją przełknąć, a kawę postawić na blacie zanim ją rozlał. Jak miał to skomentować? Jak miał myśleć o byciu dziadkiem, jak nawet kurwa ojcem zostać mu się nie udało? Zabawny ten braciszek...
-Widać... Cała płodność przypadła linii Judaha - mruknął pod nosem, nieco zazdrośnie, może jednak nikt tego nie usłyszał? A nawet jeśli... Każde z rodzeństwa wiedziało aż za dobrze, że Joachim cierpi z powodu niemożliwości rozwinięcia swojego instynktu ojcowskiego. Tak, właściwie, to już chyba przechodził do etapu godzenia się, że Skalpel to jedyne stworzenia, którym będzie mógł się zajmować. Szanse w końcu malały z dnia na dzień, a teraz to już praktycznie zero. Nic dziwnego, że trochę żółci się wylało, nie? -Właśnie... On w ogóle ma jakąś dziewczynę? - podłapał temat Esther, bo w sumie wydawał się o wiele lepszy od żali gościa, który nie zrealizował swoich marzeń o wielkiej szczęśliwej rodzinie. Cóż, przynajmniej miał ich - szczęśliwe rodzeństwo to też coś.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob konsekwentnie milczy, skoro zostało mu to nakazane.
Nie wiem czy bardziej boli mnie to, że nie dopuszczasz, że miałbym do powiedzenia coś konstruktywnego w temacie bycia dziadkiem czy to, że Esther ogłosiła cię właśnie najlepiej wyglądającym z braci Hirschów. Na otarcie łez potrzebuję szklanki czegoś mocniejszego – uśmiecha się nieco ironicznie, chociaż chwilę wcześniej teatralnie przykładał sobie rękę do klatki piersiowej, jakby namacalnie chcąc pokazać swój ogromny BÓL. Jednak informacja, którą przekazał im Judah na tyle wstrząsnęła Jacobem oraz wydawała się niezwykle ważną, że odpuścił całkowicie temat sportu. No cóż, na to mają jeszcze czas. A na dokończenie swojej młodości jego starszy brat miał już najwyraźniej tylko dziewięć miesięcy. Albo jeszcze mniej.
Taylor posiadający dziecko to jak proszenie opatrzności o nieszczęście – zaczyna więc środkowy z braci, wskazując przy okazji Judahowi na butelkę whisky stojącą na blacie. Jego spojrzenie mówi wyraźnie: no polejżesz, przecież takich wieści nie da się przyjąć o suchym pysku. Przelotnym spojrzeniem obdziela też młodszego brata, ale postanawia nie robić w jego stronę żadnego przytyku. Jacob wychodzi bowiem z założenia, że są dla niektórych sprawy tak istotne, że nie wypada robić z nich żartów. Poza tym sam, zbliżając się w okolice 40 roku życia, ze zmarnowanym małżeństwem na koncie, zaczyna odczuwać presję dotyczącą przyszłości.
Nie sądzę, żeby zrobił to sobie z jakiejś wielkiej miłości Jo, w końcu mówimy o środkowej latorośli Judaha i Liz, która oprócz wszechmanifestowania ogromnego buntu i złości skierowanej w stronę własnego ojca, udaje, że jest samodzielny, a przy okazji wyciąga rękę po kasę starego. Nie mówię, że to zły dzieciak, – od razu podnosi też ręce do góry w obronnym geście – tylko, że to po prostu d z i e c i a k. Prędzej zgubi dziecko w supermarkecie niż zaplanuje jakieś rozsądne rozwiązanie tej sytuacji – Hirsch moczy w końcu usta w alkoholu, co ma nadzieję, że trochę pomoże w pozbyciu się tej cierpkości w wypowiadanych słowach. Kochał dzieci brata niemalże jak swoje, ale każda pobłażliwość zdaniem Jacoba miała swoje granice.
Spójrz na to z innej strony Judah, jak tak dalej pójdzie, do 60 zostaniesz pradziadkiem – uśmiecha się szeroko i puszcza oczko do Esther, szukając potwiedzenia dla swojego w y ś m i e n i t e g o żartu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mały, zadowolony uśmieszek wykrzywił wargi Judasza, kiedy dobiegł go komplement od Esther, jeszcze bardziej łechtający zbyt wysokie jak na jego wiek ego. Ale czy cokolwiek, co robił czy myślał miało odzwierciedlenie w tym ile właśnie skończył lat? Absolutnie nie. Od dawna już zachowywał się nieracjonalnie i niekiedy nawet lekkomyślnie, ale kiedy ktoś nie wiedział czym to jest spowodowane wystarczyło użyć jednego, znienawidzonego przez Judasza słowa - kryzys. Kryzys wieku średniego, z którym w ciągu kilku ostatnich lat polubił się aż za bardzo (wypierając ze świadomości, że to naprawdę kryzys) i któremu pozwalał brać nad swoim życiem górę, przewracając je o sto osiemdziesiąt stopni. Jego rodzeństwo doskonale zresztą o tym wiedziało i być może dlatego milcząc, z wyjątkiem Jakuba, pozwoliło mu nacieszyć się tym komplementem, zanim sam wprowadził ich w najnowsze wiadomości z jego zmierzającego w złym kierunku życia - że będzie dziadkiem.
I to przez Taylora, po którym... okej, po którym najbardziej mógł się tego spodziewać.
Dlatego kiedy zmierzył Esther spojrzeniem, nawet gdyby chciał, nie mógł się na nią złościć. W końcu nie powiedziała czegoś, czego jeszcze by nie wiedział, prawda? – Jakby był wykapanym ojcem to byłby jednak mądrzejszy, a on zgubił mózg jeszcze na długo zanim w ogóle go wykształcił – krótko podsumował jej słowa, z początku ignorując te Joachima, któremu nie raz próbował już wyjaśnić, że najchętniej zamieniłby się z nim na wszystko - na trójkę dorosłych już prawie dzieci i na tego psa, który był jedynym stworzeniem, jakie miał pod swoją opieką. Ale czy nie tak to zwykle działa? Że chcesz mieć coś, czego mieć nie możesz? Jo w tym przypadku dziecka, a Judasz... spokoju i wolności.
Skoro Ty potrzebujesz szklankę to ja chyba dwie – wymamrotał pod nosem w stronę Jakuba, robiąc taktyczny unik by nie potwierdzać jego słów, jakoby nie miał nic sensownego do powiedzenia. – Nie przyjechaliście tu samochodami, prawda? – a nawet jeśli, Judah już wiedział, że na pewno nimi nie wrócą. Wyciągnął więc z szafki cztery szklanki na whisky, w międzyczasie otwierając wreszcie butelkę i wstawiając do piekarnika lasagne, na którą ochotę stracił w dokładnie tym samym momencie, w którym odebrał od Taylora pierwszą wiadomość. – Może sam go zapytaj Jo? – odparł w odpowiedzi najmłodszemu z braci, kiwając głową na słowa Jacoba na znak, że nawet się z nim zgadza. – To raz. A dwa, przypominam wam, że ten d z i e c i a k zmienił kilka lat temu nazwisko i gdyby nie nasza matka, wydziedziczyłbym go od razu. Nie mam kurwa pojęcia czy ma dziewczynę czy postradał zmysły i już planuje z nią ślub i kupowanie domu z ogródkiem, ale mimo wszystko to ostatnie, czego po nim bym się spodziewał – tak samo jak nie spodziewał się zmiany nazwiska i wielkiej nienawiści, jaka w przeciągu kilku ostatnich lat się między nimi zrodziła. I w tym tkwił problem. – Do czego czasu zdążę spierdolić na Hawaje albo do jakiejś małej wioski we Włoszech, gdzie nawet wy mnie nie znajdziecie – dodał, śmiejąc się gorzko, co wskazywać by jeszcze mogło, że żartował. Ale jeśli kiedykolwiek mówił im, że na starość mógłby kupić mały dom na wsi z własną winnicą, to teraz powinni chyba zacząć się zastanawiać czy z dnia na dzień nie wyskoczy z informacją, że wyjeżdża z Seattle jeszcze przed końcem tego roku. Przecież to tak bardzo byłoby w stylu Judaha.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Nie podejrzewam go nawet o taką dojrzałość w uczuciach, by wiedział co to prawdziwa miłość, a już tym bardziej o taki rozwój i odpowiedzialność, żeby świadomie planować dziecko, ale wciąż... Rozumiesz - mruknął, zerkając sugestywnie na brata. Esther dal spokój, ona męża się nie doczekała. Tych dwóch za to... Żony mieli przez parę ładnych lat, a jak widać, dzieci zero. Może jednak coś było z nimi nie tak? Najmłodszy z braci Hirschów przeszedł szereg testów, posiadał pewność, że wszystko jest ok, ale najwidoczniej... Nie zasłużył sobie na pełnię szczęścia, bo nie mógł spełnić tego marzenia, które nosił w sobie tak długo. Ale może to i lepiej, patrząc z perspektywy czasu... W końcu jedyne co by ostatecznie zafundował swojemu potomkowi to rozbita rodzina, więc z dwojga złego... Dobrze, że uchronił się od losu Judaha. Jo nigdy nie chciał być rozwodnikiem, ale lepiej być nim, kiedy jedyne co cię łączy z prawie byłą małżonką to pies, a nie trójka dzieci. Tego jednego mu nie zazdrościł. No, ale dla Joachima głupotą w ogóle był ten rozwód Judy i Eli przed laty, ale... Teraz skupiają się na nieodpowiedzialnym Taylorze, tak?
-Może powinieneś cokolwiek wiedzieć o nim, skoro to mimo wszystko twój syn. I może na przykład przeprowadzić z nim rozmowę o bezpiecznym seksie, bo nie wiem czy można mówić o odpowiedzialnym dorosłym życiu, ale... Chyba na to wszystko za późno, nie? - wstał, idąc po szklanki dla nich wszystkich. Skoro Judah nie kwapił się do nalewania, to najmłodszy przejmie rolę gospodarza. nie muszą dziękować mu za nic. Bo wiecie... Otworzyć może każdy, gorzej nalać. Niemniej, nerwy najwidoczniej dziadka poniosły a może i zaniki pamięci, w końcu to już ten wiek, tak? -A niby czemu to ty chcesz spierdalać? Nie masz ochoty poobserwować jak sobie radzi z tymi wyzwaniami twój ukochany syn? Nie musisz od razu mu ratować dupska... Może jakaś nauczka temu niewdzięcznikowi wreszcie, by się przydała... - odparł beznamiętnie, wzruszając ramionami. Miał jeszcze opcję, że pierworodnemu znudziły się Amerykanki i chciałby wyruszyć w poszukiwaniu nowych doznań, ale zostawił to już dla siebie. Chyba i tak nie byli dla siebie zbyt mili. Tak jednak było zawsze, Joachim nie potrafił rozmawiać w dobry sposób ze starszymi braćmi. Tamci dwaj za to... Porozumiewali się ze sobą jakby bez słów. Cóż, zazdrościł im tej więzi. I czuł się nieco wyrzutkiem. Może sam to potęgował nieświadomie, whatever. Dziś raczej też okazał się kiepskim wsparciem, ale przynajmniej poczęstował ich nie swoim whisky, które też sam sączył. Zawsze coś, nie? Trzeba szukać pozytywów jak to mówią.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”