WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Czy Mika dobrze wiedział co robi? Na to pytanie on oczywiście odpowiedziałby twierdząco. Niestety fakty mówiły zgoła coś zupełnie innego. Poli obiecał że niedługo zabierze tego psiaka do siebie co oczywiście ma zamiar spełnić. Żonie natomiast jeszcze nie raczył nawet słowem wspomnieć że zamierza adoptować jakiegoś zwierzaka. Nie ma w sumie co do tego żadnych oczekiwań bo nie jest w stanie powiedzieć czy jakkolwiek by ją to obeszło ale jakoś trochę brakuje mu odwagi. Do tej pory nawet jeśli ona się na coś nie zgadzała a on podejmował decyzję to mimo wszystko temat jakoś wisiał w powietrzu i był naturalnym skutkiem ich rozmowy czy też kłótni. W tej sytuacji Mika jakoś nie specjalnie ma odwagę i plan na to jak w ogóle zacząć tą rozmowę. Nie to że jej się boi bo przecież to tylko jego żona a nie jakiś bazyliszek ale jakoś przez prawie dwie dekady żadne z nich nie wpadało na pomysł o zwierzaku a teraz nagle on sam to postanowił. Co ciekawe, żadnemu z dzieciaków nic nie powiedział jeszcze ale w garażu posłanie i miski dla nowego członka rodziny już ukrył głęboko żeby nikt przypadkiem ich nie odkrył.
W ciągu dnia dostał nowe informacje od Poli odnośnie swojego nowego małego podopiecznego. Z racji tego że nie specjalnie miał dzisiaj wiele do zrobienia uznał że jakoś ciekawiej spożytkuje popołudnie. Jedyne co miał zrobić dziś to sprawdzić część prac studentów ale to też nie był jakiś strasznie pilny obowiązek. Po wyrobieniu swoich godzin w firmie zapakował swoje wszelkie materiały do torby i ruszył w miasto. Zajechał oczywiście do jakiegoś zoologicznego żeby psiakowi kupić smakołyk co by i jego serducho zdobyć. Wstąpił też do pizzerii zdając się na jakieś własne upodobania które są i tak w dużym stopniu dość popularne bo zwykła pepperoni nie jest jakoś strasznie wymyślnym wyborem.
Podjechał pod jej mieszkanie i zarzucając na ramię torbę wypełnioną laptopem i jakimiś do połowy skończonymi projektami ruszył na górę. Śmiało mogła się już go spodziewać bo zapach gorącej pizzy z pewnością narobił smaku na ten rarytas połowie jej sąsiadów.
-
Odwiedziny Mikaela wzbudzały w niej mieszane uczucia. Z jednej strony wiedziała o nich, spodziewała się go w najbliższym czasie i poniekąd na to liczyła (choć wolała tego nie przyznawać nawet przed sobą), kiedy składała mu propozycję opieki nad potrąconą zgubą. Z drugiej strony wciąż miała w pamięci spotkanie z jego żona - już po tym jak dowiedziała się, że właściwie ją zna. Jej słowa o mężu (którym przecież była Mikael, ten sam którego znała - o czym sama Ave wiedzieć nie mogła), że jest wspaniały wciąż wierciły przysłowiową dziurę w brzuchu. Nie pomagała też świadomość, że adoptował czwórkę dzieci, dał im dom i rodzinę, której życia nie miała prawa zakłócać jakaś tam Hudson. Ona. Jednak nawet te ciche wyrzuty sumienia które starała się tłumić w głębi siebie nie były w stanie sprawić, by ta egoistyczna cześć Poli nie cieszyła się na wizytę Mikaela.
Słysząc pukanie do drzwi odłożyła psa na legowisko, który już od dłuższego czasu zalegał na jej kolanach i ruszyła w kierunku drzwi. — Cześć — odparła swobodnie ciepło się przy tym uśmiechając. Poczuła ten znajomy ucisk w podbrzuszu, niekontrolowany ale nie nieprzyjemny. Wolałaby go nie odczuwać na jego widok; wolałaby aby jej myśli nie uciekały w jego stronę podczas samotnych wieczorów, ale… nie miała na to wpływu. Uśmiech sam cisnął się na usta, lekki i niewymuszony, a te wszystkie wyrzuty wyparowały na ten czas spędzany wspólnie.
— Wejdź — zaprosiła do środka nie kryjąc, że właśnie uderzył w nią zapach pizzy. — Okej, idziemy jeść… a przynajmniej ja idę, bo pachnie obłędnie — zdecydowanie zdążyła zgłodnieć przez ten leniwy dzień, a banan z rana zdążył wyparować z jej organizmu. — Prosto z pracy? — zapytała rzucając znaczące spojrzenie na torbę z której wystawiał plik papierów po czym skierowała się do salonu, gdzie znajdował się mały psiak.
— Patrz kto nas odwiedził — zwróciła się bezpośrednio do psiaka jednocześnie podchodząc do legowiska. Drapiąc go za uchem sprawiła, że uniósł głowę zerkając na Mikaela. — Pamiętasz go? Jak wydobrzejesz to cię zabierze, zamieszkacie razem i nie będziesz musiał się martwić, że porzuci cię na środku jezdni. Bo jeśliby by to zrobił miałby ze mną do czynienia — rzuciła żartobliwie po czym zerknęła kontrolne na Mikaela bo tylko się droczyła… ale naprawdę by go znalazła i się z nim policzyła. Na tą chwilę wiedziała, że nie musi się o to martwić. Wiedziała że tego by nie zrobił. Nie on. — Na pewno napijesz się czegoś ciepłego — stwierdziła, bo wydawało się jej to oczywiste. Pogoda już nie dopisywała, lada moment będą zmagać się z zimą, a coś na rozgrzane było wręcz wskazane. — Kawa, herbata?
-
Trudno powiedzieć co sam Mikael by sądził o tym gdyby tylko wiedział że jego kochanka zna aż za dobrze jego żonę. Takiego scenariusza nawet nie przewidywał. Gdzieś w głowie logika podpowiadała mu że taka opcja nie jest wykluczona ale mimo wszystko jakoś nie brał tego pod uwagę. Czy gdyby wiedział przestałby by się spotykać z Polą? Niewykluczone. Głównie dlatego że z opowiadań kolegów dobrze wiedział że takie znajomości kiedyś zawsze się kończą uprzejmym doniesieniem do żony „ej, sypiam z Twoim mężem”. Poli o to nie podejrzewał ale nigdy nic nie wiadomo. Tym bardziej że niby ich rozwód jest przesądzony ale oni oboje jeszcze dalej się oszukują i próbują walczyć o resztki ich relacji i chodzą na terapię i inne takie cuda które od lat nie specjalnie zmieniają cokolwiek. Tym bardziej że on sam dobrze wiedział że nawet gdyby postanowił z Polą zostać w relacjach czysto koleżeńskich to to się nie uda. Ktoś w końcu zobaczy jak na siebie patrzą, kiedyś znowu ich poniesie i wylądują w łóżku i ktoś kiedyś doda dwa do dwóch i wszystko wyjdzie na jaw. Tym bardziej że mimo że ich relacja nie opiera się na seksie to mimo wszystko żadne z nich nie jest w stanie postawić jasnej granicy ich bliskości.
-Hej- powiedział wchodząc i posłał jej uśmiech który zdradzał to że serio się cieszy że ją widzi i nie jest tu tylko dlatego że odwiedza psiaka. –Jedz, dla ciebie to przywiozłem. -skinął głową w kierunki kwadratowego pudełka. Pewnie i tak złapie jakiś jeden kawałek bo sama całej nie wciągnie.
-Akurat z Tobą na spokojnie bym chciał mieć do czynienia- zaśmiał się lekko. Kucnął obok legowiska i podrapał psiaka za uchem dając się uprzednio powąchać bo pewnie gdzieś w jakimś mądrym programie na animal planet słyszał taką radę. Nie żeby cokolwiek to zmieniało ale podobno tak się robiło. –Kawa. Zdecydowanie kawa. Ale na spokojnie najpierw zjedz bo wystygnie
-
Sięgając po pizze zaśmiała się cicho pod nosem. — W to nie wątpię… pies to jedynie wymówka — dodała szeptem — ale nic mu nie mów, bo jeszcze się na ciebie obrazi i będzie wolał zostać ze mną — akurat w kwestii psiaka sobie żartowała, bo nie zamierzała umniejszać zaangażowania Mikaela do opieki nad nim. Gdyby mu nie zależało olałby sprawę i oddał go do schroniska już wtedy, kiedy przywiózł go do kliniki weterynaryjnej.
Zgarniając jeden kawałek pizzy, wgryzła się w niego i podreptała do kuchni, by włączyć ekspres i przygotować im kawę. Nie miała z tym problemu by jednocześnie jeść i przygotowywać im coś do picia. Czekając, aż robot odwali większość roboty usiadła na kuchennym blacie i zajadając się w dalszym ciągu pizzą przyglądała się Mikaelowi, który siedział w towarzystwie psa.
-
-Coś w tym jest. Teraz mogę bezkarnie, czy tego chcesz czy nie, wpadać tutaj i udawać że to z troski o tego bezimiennego biedaka-zaśmiał się. Jasne że opieka nad psem była teraz wymówką. Normalnie musiałby kombinować na tyle żeby się z nią spotkać ale nie na tyle żeby wyszło ze tęskni. Ten pies spadł mu z nieba prawie.
Mikael dłuższą chwilę posiedział z psiakiem któremu próbował wcisnąć jakieś smakołyki i wodę do picia ale on zdecydowanie wolał uskutecznić spanko niż jedzenie. Finalnie Mikael wstał, przykrył kocykiem psiaka i ruszył do kuchni w której Pola wcinała sobie pizzę.-Muszę mu imię wymyślić. Znaczy Ty musisz.- powiedział opierając się na chwilę o framugę drzwi żeby po chwili ruszyć w kierunku kawy i upić łyka z kubka który mieścił czarny napój.
-
Kąciki ust uniosły się w górę, gdy usłyszała jego słowa - nie kontrolowała tego. Na sama myśl o tym, jak historia z psem mogła przyczynić się do częstszych odwiedzin Mikaela w jej domu, czuła jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Radość, zadowolenie, szczęście - chyba tak można określić świadomość, że to naprawdę się dzieje. Nie chciała jednak dać po sobie poznać jak bardzo podoba się jej taki obrót sprawy, więc wszystko skryła pod zwykłym delikatnym uśmiechem. — Wcale mi to nie przeszkadza — przytaknęła jak gdyby nigdy nic po chwili dodając — ale ostrzegam, że tobie może to spodobać się trochę za bardzo. Pewnego dnia wrócisz z psem do domu i nim się obejrzysz będziesz szukał kolejnego nieszczęśnika, którym mogłabym się na początek zaopiekować. Nawet nie zauważysz jak będziesz mieć stadko psów i wciąż będzie ci mało — odrzuciła figlarnie i wgryzła się w pizzę. Tak tylko się zgrywała.
Kiedy przystanął opierając się o framugę parsknęła lekko i zaprzeczyła szybkim ruchem głowy. — O nie, nie — odparła siedząc wciąż na blacie i przesuwając się lekko w bok, by zrobić mu miejsce na spokojne delektowanie się kawą. — To wasz pies, nie będę wybierać mu imienia. Mogę ci co najwyżej odrobinę pomóc — co innego gdyby to był ich wspólny pies, ale sprawy wyglądały zupełnie inaczej, a Pola próbowała trzymać się jakiś granic. To głupie, no bo jakich granicach można mówić, skoro spotkało się z zajętym facetem? A jednak nie miała być częścią ich życia, to było nie w porządku wobec niej, bo może dla jednych nadawanie imienia to błachostka, ale dla niektórych - w tym Poli - miało to większe znaczenie. Tutaj również nie dała po sobie poznać, że jej zdaniem to niezbyt dobre zagranie ze strony Mikaela. W zamian za to uśmiechnęła się i zasugerowała drobna pomoc, np. będzie odrzucała te najgorsze propozycje jakie wpadną mu do głowy. Może powinien zlecić to dzieciom?
Kiedy zjadła kolejny kawałek pizzy czuła, że na daną chwilę zapchała się wystarczająco. Nie miała problemu z tym, by dojadać później zimną czy odgrzewaną pizze, więc przymknęła pudełko następnie sięgając po swoją kawę.
-
Oboje się cieszyli że są razem w tym mieszkaniu. On oczywiście nie mówi tego w pełni na serio i tak dalej ale od razu widać że zdecydowanie bardziej cieszy się z tego że jest tutaj z nią niż we własnym domu. I to nie tak że gardzi swoją rodziną ale dlatego że już od dawna czuje się tam jak jeden z wielu współlokatorów i nie do końca umie się w tym wszystkim odnaleźć. Niby fajnie bo mało kto się wtrynia w jego sprawy i takie tam ale mimo wszystko tęskni za tym jak w domu dużo się działo było słychać krzyki dzieciaków kiedy się bawiły i ogólny gwar.
-Uważaj bo kiedy zostanę na dłużej i to bez pretekstu w postaci czworonoga. Chociaż akurat takie wymówki powinny się liczyć na plus bo to wszystko w imię pomocy bezbronnym- zaśmiał się okazując tym definitywnie że żartuje. Chociaż czy tak było w pełni to sam nie wiedział. Gdzieś szybko przez głowę przemknęło mu to jakby to było i ta króciutka myśl wcale jakoś go nie zraziła i nie odrzuciła i nawet sam siebie nie skarcił w myślach.
-Mój pies- pospiesznie ją poprawił. W końcu nikomu jeszcze nie powiedział ze zamierza go mieć a dwa że jeszcze nie wiadomo czy reszta domowników poza najmłodszymi dzieciakami się zgodzi. -A ja wolę żebyś TY wybrała mu imię bo po po pierwsze to ty go ratowałaś, po drugie moje dzieci jak wybiorą mu imię to albo będzie obraźliwe albo rodem z kucyków pony a tego akurat ja chce uniknąć.
-
Zaśmiała się razem z nim, bo przecież to był żart, prawda? A jednak było w nim sporo prawdy i nim zdążyła się ugryźć w język wyznała - chyba trochę zbyt szczerze — Dla mnie wcale nie musisz mieć pretekstu, by zostawać na dłużej — z kolei dla żony musiałby wymyślić ich sporo i to wiarygodnych. To nie przed nią musiałby się tłumaczyć, co go gdzieś zatrzymało, bo dobrze wiedziała, że sprowadza się to do jej osoby.
— Twój? A co na to re… — szta? Nie, to nie powinno jej obchodzić, to przecież sprawa między nimi. Koniec końców weźmie tego psa do ich domu i będzie musiał się z zmierzyć z prawdą, że będą go nazywać swoim psem, a nie tym Mikaela. Nie chciała teraz martwić się tym, że nic nawet nie wspomniał swoim bliskim o czworonogu, który wkrótce miał z nimi zamieszkać.
— Nie mogę Mikael, już samo to, że tutaj jest i spędzam z nim każdy swój dzień jest dość wiążące. Nadanie mu imienia to kolejny krok, a ja nie chcę się wiązać z tym psem, nie rozumiesz? Już wolę, żeby nazywał się jak kucyk pony, w końcu Minty czy Bluebell to wcale nie takie złe imiona — dorzuciła na koniec wzmiankę o bajkowych imionach, by złagodzić całe napięcie jakie budowało się w pierwszej części jej wypowiedzi. Skąd znała imiona kucyków pony? No przecież miała kontakt z dziećmi to i z bajkami miała do czynienia.
-
-Sam dla siebie muszę mieć czasami...- żeby wygłuszyć sumieniedodał sobie w myślach. I to nie tak że strasznie to sumienie go gryzło ale czasami miał w głowie to że powinien postawić sprawę jasno. Mimo że żyją obok siebie a nie ze sobą wie że jest winny żonie odrobinę szacunku i szczerości. Ot powinien zachować się jak facet a akurat w tej jednej jedynej sytuacji nie potrafił i na chwilę obecną nie miał odwagi.
-Sądzisz że którekolwiek z całej tej wesołej gromadki będzie wychodziło z nim na spacery albo sprzątało po nim? Ja wątpię. Po tygodniu radości z pieska będzie że to mój pies więc od razu zakładam że będzie zwyczajnie mój- od razu wiedział że fascynacja szybko się skończy i sam będzie musiał się nim zajmować. Co nie znaczyło że mu to przeszkadza. Pogodzony był z tym od samego początku i dobrze wie że finalnie to on będzie sprzątał kupy do końca swoich albo jego dni.
-Uznajmy że tak go nazwano w lecznicy i takie imię zostanie. Ja wiem że to jest wiążące ale to moja prośba. Chce mieć w domu coś na pamiątkę jak już uznasz że znajomość ze mną jest nierentowna. I tak Pinkie Pie nie jest dobrym imieniem i nie chce tak wołaś psa na spacerze.- tu już mu nawet nie chodziło o jakieś głupie imię ale stary byk który woła psa tym imieniem od razu w parku wygląda na jakiegoś zboka czy pedofila. A co do pierwszej części... Cóż, on się nie łudziło jakoś specjalnie że ich spotkania będą na dłuższą metę. Spodziewał się że i tak koniec końców ich drogi rozejdą się naturalnie tak samo jak się ponownie zeszły.
-
Przytaknęła, bo przecież chciała być wyrozumiała. Miał rodzinę, miał żonę, dla nich musiał znaleźć jakieś wytłumaczenie swojej nieobecności… dla siebie prawnie też. Może potrzebował tego pretekstu, bo łatwiej było uciszyć sumienie wmawiając sobie, że przyszło się odwiedzić psa, nawet jeśli prawda była nieco inna.
— Myślę, że masz dobre nastawienie skoro już z góry zakładasz taki czarny scenariusz… ale możesz się zdziwić. Nie spędziłam z nim wiele czasu, a już wiem, że potrafi skraść niejedno serce. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że wszyscy domownicy dostaną bzika na jego punkcie — ale tak, może lepiej zakładać z góry najgorszy możliwy scenariusz, by później miło się zaskoczyć, a nie przykro rozczarować
Słysząc jego słowa westchnęła lekko. Spojrzała na niego raz jeszcze - tak, jakby próbowała ubłagać go, by nie prosił jej o coś takiego, wiedziała bowiem, że dłużej nie potrafi mu odmawiać. Nie chciała tego robić, a zarazem chciała spełnić jego prośbę. W myślach ta ostrożna cześć jej błagalnie napominała ją, by tego nie robiła. Druga z kolei już rozważała w myślach potencjalne imiona dla psa. — Gdyby to był mój pies nazwałbym go Prince… no wiesz Prince Charming — stałby się jej małym bohaterem ratującym przed samotnością. To jednak nie był jej pies. — Na twoim miejscu zastanowiłabym się nad Chesterem - pasuje do niego… o albo Apollo! Gdybyś widział z jakim zaangażowaniem oglądał ze mną Apollo 13. Jestem przekonana, że to jego ulubiony film — okej, zapędziła się. Już nawet nie chodziło o to, że sama miała na imię Apollonia… Nie planowała tego, nie planowała nadawać mu imienia, nie chciała się przywiązywać, bo tak jak sam powiedział - to nie miało trwać wiecznie. Zdawała sobie sprawę z tego, że to nie miało przyszłości i prędzej czy później się skończy, a wtedy to może zaboleć bardziej niż powinno… bo dopuściła go do zbyt blisko. Choć dobrze wiedziała, że to nie tylko seks to i tak łatwiej było udawać, że tylko nim jest, bez takich drobnych gestów i próśb.
-
Jasne że wymówka w postaci psa wiele ułatwia. Przecież nawet jak ktoś go złapie za rękę to jego linią obrony jest to że przyszedł odwiedzić psa. A to że właśnie pije kawę jak u siebie i nie stroni od jakiegoś bliższego kontaktu z nią to już mało ważne było. Z drugiej strony on zawsze znajdzie sobie jakąś lepszą czy gorszą wymówkę na to że znajduje się właśnie w tym miejscu i z tą osobą. W końcu zawsze może powiedzieć że pracuje dla niej odnośnie jakiegoś remontu w nieistniejącym domku za miastem.
-Jasne że bym tego chciał bo by mi pomogli w opiece ale.... to mój pies. Dobra to dziecinne ale serio to mój pies- żarty żartami ale on serio chce mieć swojego psa. I pewnie będzie jeszcze przeklinał że nikt mu nie pomaga ale on chce tego psiaka dla siebie. Chce z nim chodzić do pracy i przysypiać na kanapie w salonie.
-Chester... Dużo psów się tak nazywa. Tak samo jak Charlie.- powiedział zamyślony próbując policzyć w myślach ile razy słyszał któreś z tym imion zupełnie przypadkowo jak przechodził w okolicach parku.-Apollo to już co innego...- powiedział ucieszony jakby właśnie wygrał w totka. Mikael też nic nie planował. Nie planował spotykać jej, nie planował wracać do tego co ich kiedyś łączyło, nie planował adoptować psa i nie planował się nigdy rozwodzić. Nic nie planował ale jak widać życie samo zdecydowało. Mimo ze to ostatnie nie jest takie do końca oficjalne i nie jest podjętą decyzją to jednak to widmo wisi nad nim od dekady.
-
— Okej, niech będzie - to twój pies — przyznała z lekkim rozbawieniem i nawet ta opcja się jej bardziej podobała. Nie rozumiała tego, że to lekko egoistyczne, ale spędziła z tym czworonogiem już odrobinę czasu i chcąc nie chcąc przywiązała się w jakiś pokręcony sposób do niego. Zazwyczaj oddawała je obcym ludziom i kończył się temat, ale Mikael nie był jej obcy, a ich losy miały się jeszcze przeplatać, w rezultacie oddalała od siebie myśl, że będzie on częścią jego rodziny. Całej rodziny. Tej samej rodziny, którą zakłócała nawet jeśli pozostałe jednostki nie miały o tym bladego pojęcia. Odpychała od siebie myśl, że ten pies będzie należał też do Averill, będzie wtaczał się na jej kolana i będą spędzać ze sobą rodzinne wieczorki. O tym wszystkim wolała nie myśleć, więc z łatwością przytała na jego wersję, że to jego pies i tyle.
— Skoro już w jakiś pokręcony sposób zmusiłeś mnie do wyboru imienia dla twojego psa, to tak - Apollo to dobry wybór. Pies ma przed sobą jeszcze sporo życia, niech ci czasem o mnie przypomina — odparła nieco zadziornie, kiedy dostrzegła jego radość z wygranej po czym zbliżyła się do niego uśmiechając zuchwale. Skoro sam tego chciał, to niech tak właśnie będzie. Unosząc się lekko na palcach złożyła na ustach Mikaela delikatny pocałunek, ale nie byle jaki. Taki pocałunek, którym chciałaby go nawiedzać niekiedy we wspomnieniach, gdy tylko one im pozostaną. Dopiero krótkie szczeknięcie przywróciło ją do rzeczywistości. — Tylko się nie wygadaj Apollo — pogroziła palcem w kierunku psa i westchnęła lekko robiąc krok do tyłu.
Co miała właściwie robić teraz? Kawa, tak? Pogubiła się odrobinę, a próbując wbić się we wcześniejszy rytm wyznała. — Niedługo będziesz go mógł wziąć ze sobą, jesteś na to przygotowany? — pewnie zdążył już odwiedzić zoologiczny, a jeśli nie to powinien w końcu to zrobić. Mogła mu polecić kilka rzeczy, na przykład karmę jaką powinien mu serwować lub zabawkę, która się sprawdzi. Już nawet miał jedną ulubioną, ale kwestią czasu jest to jak skończy ona w koszu i trzeba będzie pędzić po kolejną.
-
U niego to jest trochę na zasadzie że serio to jest jego pies. On ma trochę poczucie że sam o tym zdecydował i on tego chce i takie tak. A jednocześnie chce żeby serio to był jego pies który w nim widzi przewodnika stada i najlepszego człowieka. Jasne, psiak musi kochać wszystkich domowników ale to on chce być numerem jeden dla tego malucha. I jasne, to ma być pies dla „jego rodziny” ale dalej ma być jego psem. Trochę a nawet bardzo to egoistyczne ale w tej kwestii on nie specjalnie chce się nim dzielić. Tym bardziej że dobrze wie że ten pies sprawy że będzie musiał z nim wychodzić na spacery co prawdopodobnie będzie skutkowało tym że Mika finalnie będzie chodził z nim do pracy o ile ktokolwiek mu na to pozwoli. Callaway jeszcze o tym nie wie ale podświadomie tego chce.
-Nie zmusiłem a prosiłem o to. A po drugie to przynajmniej na razie wolę sam sobie przypominać a raczej utrwalać wspomnienia i dorabiać nowe. Chyba że ponownie planujesz zniknąć jak gdyby nigdy nic.- zaśmiał się lekko bo w sumie nic mu do tego. Dekadę temu sobie nic nie obiecywali więc nie miał nawet do tego prawa. Ale mimo wszystko jakoś dziwnie z dnia na dzień wszystko się skończyło i to o dziwo obopólnie. -Właśnie o tym mówiłem...- powiedział dopiero po chwili kiedy to psiak postanowił o sobie przypomnieć. -On się nie wygada bo to Ciebie zna dłużej niż moją żonę więc się nie zdziwię jak to Ciebie będzie widział jako ważniejsza- nie żeby pies od razu ich shipował ale faktem jest że no niestety żony Mikaela nie zna i póki nie dojdzie do siebie to jej nie poza.
-Zależy co masz na myśli w kwestii przygotowania. Jeśli chodzi o legowisko, zabawki i miski to spoko. Wszystko mam schowane w garażu i czeka na odpowiednią chwilę. Jeśli chodzi o przeczytanie książek o psiakach, tresurze czy wyborze karmy... Cóż, liczę bardziej na korepetycje u Ciebie
-
— Nie planuje znikać — pospiesznie zaprzeczyła słysząc jego uwagę; chyba nie sądziła, że te informacje wykorzysta w taki sposób. Tutaj miała przyjaciół i rodzinę, z resztą siostra potrzebowała jej teraz bardziej niż kiedykolwiek, no i jeszcze był ex-narzeczony, którego porzuciła przed ołtarzem, a teraz… to skomplikowane. — I nie, nie. Zagrałeś na moich emocjach! Wiedziałeś, że nie będę potrafiła odmówić — obwieściła pewna siebie, ale na próżno doszukiwać się w tym złości, prędzej lekkie rozbawienie. Stało się, nie ma sensu tego rozgrzebywać.
— Żeby tylko w ramach obrony jej nie pogonił — cichutko mruknęła pod nosem bardziej do siebie, niż do Mikaela. Nagle wizja uciekającej przed psem Averill wydała się jej zabawna. Szybko jednak otrząsnęła się z tego i spojrzała na Mikaela, chcąc wybadać czy faktycznie jest gotowy na przyjęcie psiaka pod swój dach.
— Tresurą to ja się nie zajmuję; jasne znam podstawy i wiem mniej więcej jak kształtować zachowanie psa, ale jeśli będziesz potrzebował czegoś więcej w tej kwestii to już najlepiej dogadać to z kimś wyspecjalizowanym w tej dziedzinie. Zrobię ci listę karm: takie, które teraz je w okresie wzrostu i powrotu do zdrowia i takie, które będzie mógł jeść za kilka miesięcy, jak już w pełni dojdzie do siebie — wyjaśniła jakże profesjonalnie po czym posłała Mikaelowi rozbawione spojrzenie. — Teraz to ty możesz mi mówić pani profesor — tak w ramach tych korepetycji.
-
-Kiedyś też nie planowałaś... Chodzi mi o to tylko że niczego nie możesz być pewna i zawsze jest jakaś szansa że jak zapukam do tych drzwi to otworzy mi ktoś obcy i poinformuje że już tu nie mieszkasz czy coś takiego- zaśmiał się. Nie miał na celu jakoś specjalnie jej docinać ale jakoś tak samo z siebie mu się to na język nawinęło.
-O przepraszam, nigdy nie grałem na Twoich emocjach. A mogłem- no przynajmniej on nie kojarzy chwili w której by grał na jej emocjach ale kto wie jak ona to wszystko widzi i widziała do tej pory.
-W sumie jakby ją pogonił to by było zabawne- on już widział jak jego pies pokazuję zęby Averill. Nie żeby chciał żeby ją pogryzł czy coś takiego ale sama wizja byłaby dla niego zabawna.
-I tak będziesz musiała mi to mówić na bieżąco bo w moim wieku nie jestem w stanie wszystko zapamiętać na tyle żeby za kilka tygodni znać nazwy konkretnych karm.- może i trochę się pieścił z tym wszystkim ale nawet jak będzie miał to na kartce to z pewnością ją zgubi i znowu nie będzie wiedział co i jak i pewnie kupi karmę taką której widział najwięcej reklam co stanowczo nie będzie dobre dla psiaka. -Oooo... teraz to zaczyna mi się podobać coraz bardziej