WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 2 — Przekręcając klucz w zamku, Liz uznała, że ten wieczór ostatecznie nie należał do najgorszych. Dzięki całej aferze z indykiem mieli na swoim koncie troche więcej sukcesów, niż mogłaby przypuszczać. Ptaszysko złapane i razem z Nessą odstawione w jakieś szczęśliwe dla ptaszysk miejsce. Judah razem z kotem uratowany z opresji i oddzielony od Taylora o przynajmniej jedną dzielnicę. I ona, po całym męczącym dniu w końcu w progu swojego małego mieszkanka na wodzie. Otworzyła drzwi i weszła do środka, zapalając światło.
Witam w moich skromnych progach — powiedziała z uśmiechem, odwieszając klucze i kurtkę na wieszak przy wejściu. Potem przeszła niewielki kawałek i już znalazła się w kuchni, gdzie od razu wstawiła wodę na herbatę.
Zaproponowałabym ci kawę albo piwo, ale na pierwsze jest zdecydowanie za późno, a drugie dalej odpoczywa w fermentorach. Herbaty? — zapytała, wyciągając dwa kubki i patrząc na Judaha pytająco.
Ciekawa była co też powie na temat jej obecnego lokum, bo jeszcze nie miał okazji go obejrzeć. Pewnie wysłała mu zdjęcie albo nawet dwa, czy to przy okazji chwalenia się co też znalazła, czy po prostu jako tło do warzonego przez nią piwa. Może nie mieli już takiej relacji jak kiedyś, ale po rozwodzie nie ograniczyli się tylko do wymiany uprzejmości i dzieci raz na dwa tygodnie, za co Liz była Judahowi mimo wszystko wdzięczna, nawet jeśli na początku było to niezmiernie trudne.
Z czasem jednak nauczyli się współpracować w nowym układzie i akceptować różne dziwne pomysły i wybryki tego drugiego. Być może dlatego spodziewała się, że w najgorszym razie usłyszy komentarz co do ilości gratów i ozdóbek na niewielkim metrażu, a sam fakt unoszenia się domu na wodzie zostanie pominięty w ewentualnych uwagach. Mimo wszystko widać było w jej ruchach i spojrzeniu pewną dozę niepewności, jakby jednak dopuszczała do siebie możliwość wysłuchania konstruktywnej krytyki i gdzieś tam w środku szykowała sobie siłę na bronienie swoich przekonań. Co jednak wydawało jej się o wiele bardziej prawdopodobne, to fakt, że pomimo zakradającego się do nich zmęczenia, Judah znajdzie wystarczająco dużo sił na całkiem ostrą i nie do końca konstruktywną krytykę Taylora. Jako uczestniczka przymusowego odławiania indyka z terenów apratamentowego kota miałaby od razu ochotę przytaknąć, ale jako matka wolała się powstrzymać od utrudniania synowi życia i dorzucaniu Judahowi kolejnych powodów do wydziedziczenia go.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 14 — Nie ukrywał zmęczenia, które ogarnęło go gdy tylko pozbyli się indyka i w ciszy, bez Vanessy na tylnym siedzeniu, jechali już do Elizabeth. To nie była taka zwykła sobota podczas której miał dodatkową zmianę w pracy lub wręcz przeciwnie, mógł odpocząć po całym tygodniu. Tego dnia nie odpoczywał wcale. Nie odpoczywał robiąc dla Laury tort, nie odpoczywał skazany na słuchanie przez połowę dnia WAP na przemian z żydowskimi pieśniami pogrzebowymi, ani już tym bardziej nie odpoczywał, kiedy koło niego cały czas kręcił się Cosmo. Naprawdę podziwiał Liz, że tak tego dzieciaka lubi i potrafi traktować go jak jeszcze jedno, dodatkowe dziecko, na które Judasz w życiu by się nie zgodził. Wystarczyła mu ta trójka, którą przez przypadek wyszło, że mieli.
A jeśli przez chociaż chwilę pomyślał, że odpocznie przynajmniej w nowym domu swojej byłej żony, którego mimo wielu zdjęć jakie od niej dostał i tak na oczy jeszcze nie widział (czy ona nie wiedziała, że Judah rzadko kiedy ogląda jakieś zdjęcia, które ktoś mu przesyła?), to grubo się pomylił.
Czy Ciebie Bóg opuścił Elizabeth? – odezwał się już na wstępie, jeszcze stojąc w progu drzwi. Łódka na wodzie. Prawdziwa łódka na wodzie imitująca dom, w którym da się żyć, funkcjonować i pewnie jeszcze robić imprezy takie jak ta, która teraz miała miejsce w jego mieszkaniu. Z kotem pod pachą wszedł do środka i dopiero kiedy upewnił się, że żadne okno nie jest otwarte, a jego sierściuch bez sierści nie wpadnie do wody, jeśli ucieknie z tego małego domu (co nawet by Judaha nie zdziwiło, ale nie chciał tego mówić na głos), usiadł na fotelu, zwierzaka puszczając wolno. – Jesteś pewna, że za późno? Przypominam Ci, że nie idę za godzinę spać, bo jak skończą imprezę będę musiał tam jeszcze wrócić. A żadne z nas nie wie czy to będzie o drugiej w nocy czy o siódmej nad ranem – osobiście wolałby wrócić jeszcze wcześniej niż o tej drugiej, biorąc pod uwagę, że skoro samo sto lat odśpiewali Laurze przed siedemnastą, a teraz było zaledwie kilka godzin później, nie bł pewny czy pijąc coś, co na pewno mieli w tych czerwonych, plastikowych kubeczkach, wytrzymają aż do rana. I czy, przede wszystkim, wytrzyma to jego mieszkanie. – CZY TY JESZCZE MASZ TU PIĘTRO? – zerwał się nagle z miejsca, kiedy wodząc wzrokiem po pomieszczeniu zauważył ukryte za stertą - w jego przekonaniu - gratów schody prowadzące na górę. Jakoś nie miał głowy do tego, by przyglądać się łódce z zewnątrz i wtedy już dostrzec, że mimo niewielkiego parteru ktoś wymyślił, żeby dobudować jeszcze mniejsze piętro, do którego teraz już zaglądał, przeskakując kilka pierwszych stopni. – Dobra, już chyba rozumiem. Mówiłem Ci, że nie pomieścisz tu wszystkich swoich rzeczy, więc kupiłaś sobie piętrową łódkę, żeby mieć więcej miejsca? – rzucił wyraźnie rozbawiony, tak jakby nie myślał jeszcze o Taylorze, indyku i dziecku, które za kilka miesięcy ma przyjść na ten świat. Na szczęście nie jego, a tego smarkacza. – I zrób mi tą kawę, błagam, nie będę pił herbaty, nie jestem kurwa królową Elżbietą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się szeroko, słysząc pierwsze pytanie. Nie westchnęła, nie wzniosła oczu ku niebu, a pomimo swojego zmęczenia i raczej wyraźnej niechęci do dyskusji, zareagowała możliwie najcieplejszym uśmiechem. To było na swój sposób niesamowite, że wszyscy mężczyźni ważnie w jej życiu prędzej czy później wypowiadali dokładnie te same słowa. I tak jak jej bracia wcześniej, gdy postanowiła się wyprowadzić na drugi koniec kraju; tak jak jej ojciec, kiedy powiedziała mu o zaręczynach z Judahem; tak jak Laurence, kiedy próbowała go przymusić do pójścia na studia, tak teraz jej cudowny były mąż postanowił użyć dokładnie tych samych słów, gdy wreszcie zamieszkała w miejscu ze swoich największych marzeń.
Tak, poddał się w momencie kiedy postanowiłam za ciebie wyjść. Ale to miło, że interesujesz się, czy przypadkiem nie wrócił — odpowiedziała, siląc się na powagę, ale już po chwili parsknęła śmiechem, odstawiając kubki na blat i sięgając do szafki po kawę. Skoro Judah chciał kawy, to nie zamierzała mu jej odmawiać, był na tyle dorosły, żeby samodzielnie mierzyć się ze skutkami. Chociaż nie musiała, dalej łapała się na tym, że próbuje matkować Hirschom, najwyraźniej tym dorosłym też, może to była jakaś forma przeniesienia, czy jakkolwiek to się nazywało.
Oczywiście, że mam tu piętro, gdzieś przecież muszę mieć miejsce dla moich roślinek — machnęła ręką, jakby to było najoczywistsze wyjaśnienie pod słońcem i zabrała się za robienie kawy. — Przesadzasz, nie mam aż tak wielu rzeczy... — rozejrzała się po pomieszczeniu, gdzie w każdym kącie widoczne było to, do jakiego stopnia Liz odnajdywała powołanie w odkrywaniu kolejnych zainteresowań. Fermentory, mieszadła, rurki, kraniki, worek kapsli i kapslownica, akwarium, a to i tak tylko w zasięgu jej ręki. — No dobrze, może faktycznie jest ich trochę, ale ze wszystkich korzystam. Pilnuj kota, żeby mi nie pożarł rybek — dorzuciła i zalała wrzątkiem dwa kubki. Ten z kawą podała Judahowi, a słysząc komentarz o królowej Elżbiecie, z którą dzieliła nie tylko imię, ale także datę dnia i miesiąca urodzin, tylko się uśmiechnęła. Przeszła w kierunku kanapy, na której przycupnęła sobie, próbując udawać jak największy majestat.
Doprawdy, Judah, nie doceniasz mocy prawdziwej, brytyjskiej herbaty — powiedziała z jak najbardziej wydumanym akcentem. Po chwili znów sie zaśmiała i chwyciła kubek w obie dłonie i rozsiadła się wygodniej na kanapie, biorąc nogi do góry. Absolutnie nie po królewsku, ale cóż, byla przecież tylko prostą dziewczyną z rancza w Kolorado.
Jak ci się mieszka z Laurą? Radzicie sobie? — dopytała, tak z czystej matczynej troski o córkę, wciąż nie do końca przyzwyczajona do faktu, że Laura już nie mieszka z nią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ze swego rodzaju uznaniem pokiwał głową w stronę Elizabeth, pozwalając, by cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy.
Dobra, jestem pod wrażeniem – przyznał niemal od razu, nawiązując do sposobu jej odpowiedzi, przepełnionej dystansem identycznym jak ten, z którym ją odebrał. Dystansem, którego przede wszystkim nauczył się po latach odbytych rozmów i którego jeszcze w okolicach czasów, gdy dopiero co podpisywali papiery rozwodowe z całą pewnością nie miał w takich ilościach, jakimi dysponował teraz. Kiedyś tego typu komentarz doprowadziłby między nimi do kłótni, w efekcie której ciche dni przerodziłyby się w ciche tygodnie, a kontakt między dwójką dorosłych ludzi wychowujących razem dzieci ograniczyłby się do karteczek zostawianych na lodówce. Lub dwuzdaniowych smsów. Teraz za to był w stanie posłać jej uśmiech podobny do tego, którym sama podsumowała jego słowa i... i tyle. Lata po rozwodzie naprawdę zrobiły swoje. – Jesteś pewna, że te wszystkie rośliny nie pousychają Ci w oparach od piwa? – zauważył nagle, z zaciekawieniem unosząc do góry brwi, kiedy jak na polecenie Elizabeth zabrał się za odpędzanie czujnie obserwującego rybki w akwarium kota. – Ale tak... wszystkich wszystkich? Na przykład z tego? – chociaż jedną ręką dalej machał w stronę zwierzaka, drugą sięgnął po kawałek czegoś metalowego, co rzuciło mu się w oczy pośród sterty innych, dla niego równie niepotrzebnych rzeczy. – Nie mam nawet pojęcia co to jest, ale nie wygląda tak, jakby było niezbędne do życia na łodzi – czy on właśnie z niej kpił? Och, oczywiście, że nie! A może tak troszkę? – Może i nie doceniam, ale z naszej dwójki to nie ja dzielę z najważniejszą aktualnie żyjącą Brytyjką datę urodzin i imię – przy takiej okazji nie mógł nie napomknąć, że dalej doskonale pamięta kiedy jego była żona obchodzi urodziny. Ba! Pamiętał nawet które, szok, nie? Tego akurat nie było tak łatwo zapomnieć, kiedy po przeszło dziesięciu latach bycia razem, z mniejszymi czy większymi przerwami w trakcie studiów, rok w rok obchodziło się je w swoim towarzystwie. Podobnie jak urodziny Judaha.
Ale skoro to nie on, a Elizabeth miała więcej wspólnego z królową Elżbietą niż jakikolwiek inny Amerykanin, pozostał już przy tej kawie.
Myślę, że powinnaś zapytać czy to ona radzi sobie ze mną – niezależnie od tego jak Elizabeth reagowała na jego wywody o tym, że nie nadaje się do bycia ojcem, przez ostatnie lata nie pozwalał jej zapomnieć, że w tej kwestii nadal nic się nie zmieniło. Być może trochę rzadziej zapominał o tym, że w ogóle te dzieci ma i musi o nie dbać, ale dalej mu się to zdarzało - na przykład ostatnio, gdy zamiast odebrać Laurę od koleżanki usnął na kanapie, a ta obudziła go przemoczona i zła, kiedy sama dotarła do mieszkania. Tak, w środku ulewy. – Ale jest w porządku. Jak miałaś okazję zobaczyć dzisiaj - żyje i ma się całkiem dobrze. Całkiem jest tu słowem kluczowym – zdanie zakończył nieco gorzki, gardłowy śmiech, w wyniku którego kąciki ust Judaha powędrowały do góry, chwilę później jasno dając Elizabeth do zrozumienia, że to tylko żart. Marny, ale nadal żart. – Zresztą bądźmy szczerzy Liz. Jakbym miał zamieszkać w czymś takim to sam wybrałbym przeprowadzkę do najgorszego na świecie ojca roku – i choć określenie to było czysto żartobliwe, biorąc pod uwagę jego doświadczenia można było chyba stwierdzić, że miało w sobie trochę prawdy, tak? Podobnie jak uznanie, że Judasz swego czasu był mężem roku - owszem, był, ale tylko jeśli mówiło się tak o nim używając ociekającego ironią tonu głosu. Wtedy tak, naprawdę był mężem roku. – A Tobie jak samej? Wreszcie poczułaś wolność, którą straciłaś w momencie, gdy urodził się Lance czy jak typowa matka tęsknisz za swoimi dziećmi? – druga część zdania wyjątkowo niepojęta była dla Judaha, który w tym momencie tęsknił za jedną, jedyną rzeczą - pełną swobodą. No, i może czystym mieszkaniem, którego z całą pewnością nie mógł się spodziewać, kiedy impreza dobiegnie już końca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzała na niego, jakby się z choinki urwał. Swoją drogą, zbliżały się święta, więc pewnie powinna zacząć się powoli szykować, tym bardziej, jeśli zamierzała zrobić chociaż trochę miejsca dla córki, żeby mogły jak co roku leżeć we dwie i się objadać pierniczkami. Ale to jeszcze długo, niemniej ten temat pewnie też powinna jak najszybciej poruszyć. Nie spodziewała się, żeby Judah planował dzieciakom coś wybitnego na święta, ale przecież należał mu się jakiś kredyt zaufania i chociaż odrobina szacunku, gdyby jednak coś tam miał pozaznaczane w kalendarzu.
Co najwyżej rosną szczęśliwsze — prychnęła, upijając łyka herbaty, odrobinę zbyt dużego, jak na prędkość, z jaką chciała odpowiedzieć na kolejne pytanie. A tak odrobinę poparzone usta pewnie dodały odrobinę bólu do i tak pełnego wyrzutu tonu. — Ależ oczywiście! To filtrator, myślisz że czym oddzielam brzeczkę od młóta?
Kwestię daty urodzin skwitowała uśmiechem, który odrobinę próbowała ukryć. Nie chciała się przecież tak od razu przyznawać, że cieszyło ją pamiętanie o takich durnych szczegółach. To między innymi pokazywało, że pomimo rozwodu, dalej stanowili w pewnych kwestiach dobry zespół. Może nie najlepszy do małżeństwa i rodzicielstwa, ale Liz uważała ich obecnie za naprawdę dobrych przyjaciół. I cieszyła się też, że tak się to między nimi potoczyło. Dzięki temu decyzja Laury o przeprowadzce była dla niej zapewne o wiele mniej wyczerpująca emocjonalnie, a tego typu ułatwienia dla dzieci zawsze matkę cieszą. Nawet jeśli nie do końca ufa ojcu, że się zaopiekuje latoroślą jak należy.
Dlatego dostawałeś dopiero dorosłych, nawet jeśli pomimo moich wysiłków poprzednia dwójka prezentuje się w tej kwestii beznadziejnie — mruknęła, kręcąc głową na wspomnienie o synach. No ale przeciez chłopcy podobno dorastali później. Albo nigdy. Liz miała ogromną nadzieję, że w przypadku Lance'a i Tay'a będzie to "później", ale jednak kiedyś. I była to równie przerośnięta nadzieja, co ten cholerny kurczak podarowany Laurze przez brata. A potem spojrzała na Jude'a tak, jakby ją przyłapał na wyżeraniu ciastek o trzeciej w nocy. Tylko jeśli istniał na świecie ktoś, kto mógł ją zrozumieć, jeśli chodziło o wychowywanie tej konkretnej trójki dzieci, to z pewnością był to Jude. Dlatego nawet nie próbowała zaprzeczać, że się cieszy.
Czy to sprawia, że jestem wyrodną matką? — zapytała cicho, niepewnie, odstawiając kubek na stolik. — Jasne, że tęsknię, całym sercem i w każdej chwili, a pierwsze parę dni były naprawdę dziwne i ciche. Ale tak samo jak po wyprowadzce chłopaków, życie toczy się dalej. Tylko, że to jest zupełnie inne życie, wymarzone, wyśnione, cudowne życie, a Laurę mam zawsze jeden telefon stąd. I nie potrafię tak żałować jak wtedy. Nie potrafię się nie cieszyć tą wolnością. Nadal nie mam pojęcia jak ją wykorzystać, ale to tylko bardziej mnie cieszy, że mogę to w końcu odkrywać we własnym tempie i dla siebie — mówiła z mieszanką dzikiej, dziecięcej wręcz radości i wstydu wynikającego z poczucia winy. Wstyd ten też wynikał z jeszcze jednego faktu, niż tylko braku dogłebnego cierpienia po wyfrunięciu ostatniego pisklęcia z gniazda, ale też wolała jeszcze chwilę poczekać z przyznawaniem się komukolwiek do swoich najnowszych, romantycznych odkryć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy sam zdezorientowany wzrok Judaha nie mówił już wystarczająco dużo, by nie musiał niczego dodawać?
Nie mam absolutnie żadnego pojęcia o czym do mnie mówisz – wyznał jak zwykle szczerze, robiąc przy tym bezradną minę, którą szybko zastąpił głupawy uśmiech. – Ale powiedzmy, że Ci wierzę. Do tego stopnia, żeby nie wpadać na żadne niezapowiedziane inspekcje i nie sprawdzać czy jeszcze te kwiatki żyją – co prawda na roślinach nie znał się równie mocno jak na warzeniu własnego piwa i rzeczach, o których mówiła do niego Elizabeth, ale przez chwilę mógł sprawiać pozory. Mylne, ale jednak pozory. A jeśli mimo upływu lat Liz znała go nadal tak dobrze jak wtedy, gdy byli małżeństwem, doskonale wiedziała, że blefuje.
Pokręcił na boki głową, nie mogąc powstrzymać się przed delikatnym uśmiechem, który wykrzywił jego usta, gdy była żona uznała, że specjalnie tak późno pozwoliła swoim dzieciom przenieść się do niego. – To skoro są tacy dorośli czemu nie wyprowadzili się od razu na swoje? – rzucił pół-żartem, pół-serio. Sam z jednej strony czuł, że przyjęcie pod swój dach najpierw synów, a następnie Laury zmieniło jego dotychczasowe życie, odbierając pewne aspekty za którymi nieustannie tęsknił, ale jednocześnie miał to poczucie winy, że przez lata kiedy dorastali jego nie było obok. Dlatego choć brakowało mu swobody, samotnego życia i czystego mieszkania, cieszył się, że ma na miejscu Laurence'a i Laurę. Za Taylorem też czasem tęsknił, ale tego na głos nie przyzna prawdopodobnie nigdy. – Beznadziejnie? Liz, błagam, mogło być naprawdę gorzej – dodał nagle, mając na myśli głównie starszego syna. Ale gdyby musiał to powiedzieć na głos, chyba potrafiłby pochwalić nawet Taylora, którego największym błędem w życiu była jedynie zmiana nazwiska. I chociaż Judah do dziś żywił do niego urazę, nie mógł zaprzeczać, że poza tym nie odnosi żadnych sukcesów. Przecież odnosił, prawda? Radził sobie na studiach, grał w tej jakiejś drużynie, o której Judasz miał więcej pojęcia niż ja, więc lepiej więcej wspominać nie będę. Jeśli biorąc pod uwagę tylko ten aspekt życia drugiego syna, mógł być z niego dumny.
Kolejne słowa Elizabeth przerwał donośny śmiech Judaha, który choć powinien, wyjątkowo nie był ani trochę gorzki. – Jeśli Ty jesteś wyrodną matką to nie wiem jakie określenie byłoby dobre dla mnie – po raz kolejny otwarcie przyznał się do tego, że nawet sam siebie nie brał za cudownego i kochającego ojca, który dla dzieci zrobiłby wszystko. Owszem, zrobiłby wiele. Ale na miejscu Liz też ucieszyłby się z tej wolności. – Ciesz się póki możesz, bo coś czuję, że jeśli jeszcze kilka razy zawalę, Laura będzie chciała wrócić do Ciebie – przebijający się przez jego słowa żartobliwy ton głosu mógł z początku zmylić Elizabeth, że to też jedynie kolejny żart z jego strony. Ale tym razem było w nich ziarnko prawdy - jeszcze trochę, a Laura naprawdę może chcieć wyprowadzić się od Judasza. Nawet by go to nie zdziwiło. – Myślisz, że wyjedzie z miasta na studia? – zagaił nagle, spuszczając na chwilę wzrok z kota kręcącego się koło rybek, by przenieść go na Liz.
A gdy i ten temat skończyli, a impreza urodzinowa dobiegła wreszcie końca, po wymianie kilku wiadomości z Claribel, której tego wieczora przyszło odbierać ledwo żywego Judasza od Liz, pożegnał się z byłą żoną i z kotem pod pachą opuścił jej mały domek na wodzie.

zt x2

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”