WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dwie godziny minęły od momentu, w którym wpadła jak burza przez drzwi do zaplecza. Spóźniła się trzy minuty i za każdą z nich wysłuchała kazanie. A była tutaj przecież tylko na zastępstwo i wyłącznie na wyraźną prośbę przyjaciółki. Bo co ona wiedziała o kelnerowaniu? Może gdyby zrobiła lepsze wrażenie, miałaby szansę na dodatkowy zarobek, a tak… Cóż. Przeczesała jedną ręką ciemne, spływające luźno włosy, a drugą wyrzuciła pod nogi niedopałek papierosa, który zagasiła podeszwą. Jeszcze minuta, a zgarnęłaby kolejny opierdol. Tym razem za to, że za długo siedzi na przerwie. Wzięła dwa wdechy, a na wejściu już powitało ją kolejne zamówienie, które miała zanieść do stolika, przy którym siedział samotny brunet. Na oko w jej wieku. Próbując wykrzesać z siebie resztki dobrego humoru, uśmiechnęła się, jak na dobrą kelnerkę przystało. Z tym, że bardziej to przypominało grymas rozpaczy, niż uśmiech firmowy, za który mogłaby zgarnąć solidnego tipa.
- Dzień doo…. - nie dokończyła, bo zaczęła balansować w powietrzu z talerzem w jednej dłoni. Bogu dzięki, że sztućce leżały już wcześniej na stoliku, bo dałaby sobie rękę uciąć, że wsadziliby ją za nieumyślne zabójstwo. Z drugiej strony, mogła już zacząć myśleć o własnym samobójstwie, bo mimo chęci, nie utrzymała się w pionie na podłodze, na którą ewidentnie ktoś coś rozlał. Chwilę później leżała rozciągnięta z głową tuż przy bucie chłopaka, któremu miała przynieść zamówienie. I może to jeszcze nie byłoby najgorsze, gdyby nie okazało się to jedynie początkiem tragedii, bo talerz który niosła, teraz wygodnie wpasował się w jego koszulkę całą swoją zawartością.
No żesz kurwa.
- Jezu, przepraszaam! - jęknęła z grozą godną głównej roli w jakimś Netflixowym horrorze. Spróbowała się podnieść w jak najmniej uwłaczający dla siebie sposób, ale i to nie wyszło tak jak zaplanowała, bo huknęła głową o stół. - Aaaaał - wyrwało jej się, kiedy zaczęła rozmasowywać bolące miejsce. Spojrzała żałośnie na pobojowisko, które urządziła w nadziei, że może wcale nie będzie tak źle. Ale było. Zgarnęła serwetki ze stolika obok i tego następnego też, żeby postawić je przed swoją ofiarą. - Naprawdę, naprawdę przepraszam. W ramach zadośćuczynienia obiecuję najlepszy zestaw dań w karcie na mój koszt - wydukała, podejmując się ostatniej próby uratowania sytuacji. Gdyby nie fakt, że odbębniała właśnie zaległą przysługę, zwinęłaby się i więcej tutaj nie pojawiła. Przynajmniej nie w formie obsługi.
Obrazek

autor

0
0

-

Post

6. (z deptaku przy plaży) Pojawienie się w zachodniej części Seattle na pewno nie zwiastowało początkowo takiego obrotu spraw. A na pewno Judith nie przypuszczała, że przyjdzie jej tutaj doświadczyć aż tylu różnych rzeczy jednocześnie. Począwszy od spotkania z byłym mężem, przez samo spotkanie z Monty'm, które nagle przybrało aż tak niespodziewany obrót. Jakże zaskakująco, ale i chyba równie pozytywny. Kiedy decydowała się wtedy zaprosić go do swojego mieszkania, naprawdę wiele ryzykowała, pozwalając sobie odkryć przed nim niemalże wszystkie karty i wyjść z inicjatywą, która miała przenieść ich relacje w kompletnie inne rejony. Nie mogła mieć pewności, że on tego będzie właśnie chciał, że nie narazi się na niepotrzebne problemy z tego powodu, chociażby w pracy. Kiedy to działo się wtedy, nie mogła przewidzieć, że nagle znajdą się w tym konkretnym momencie, wyznając sobie takie właśnie rzeczy. Dla niej bez wątpienia to miał być jedynie przelotny seks, jednorazowy albo i nie, ale na pewno bez żadnego zaangażowania i uczuć, które to jedynie wszystko komplikują. A w ich przypadku, dosłownie wszczynają trzęsienie ziemi, które dopiero prawdopodobnie miało nadejść, gdyby tylko ich zażyłość w jakikolwiek sposób się wydała. Nie była na to absolutnie gotowa, nie wyobrażała sobie tego w ogóle, ale i tak nie mogła nic poradzić na to, że po prostu chciała spędzać z nim czas. Czuła się przy nim tak swobodnie, bezpiecznie i kobieco, jak jeszcze nigdy w swoim dotychczasowym życiu. A gdy doświadczasz czegoś, czego tak bardzo pragniesz i tak długo szukasz, nie jesteś w stanie z tego tak po prostu zrezygnować - bo tak powinieneś. I ona również nie była w stanie tego zrobić, nawet jeżeli rozum wręcz się wyrywał i krzyczał, aby to zakończyła. Pierwszy raz od dawna chyba posłuchała własnego serca, dlatego z jej ust padło tyle słów, o które by się pewnie nie podejrzewała. Jednak jego dotyk, czułe spojrzenia, namiętne pocałunki i te wszystkie słowa, które pragnęła usłyszeć, dosłownie doprowadziły ją do stanu, z którego nie było już odwrotu. Mimo kompletnego przerażenia, chciała spróbować i podjąć to ryzyko, jeżeli tylko i on tego chciał. Doszli więc do względnego porozumienia, do chęci podjęcia tej próby wspólnie i to ją bardzo cieszyło, dlatego zapewne znowu poczuła się tak swobodnie, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. A to naprawdę rzadki widok w jej przypadku. Kiedy więc już Monty zszedł z murku i wymienili jeszcze kilka pocałunków, udali się w dobrych humorach na krótki spacer, podczas którego oczywiście nie szczędzili sobie czułości, by potem wstąpić w końcu do nieco bardziej oddalonej od deptaku restauracji, która przypadła im do gustu. Zajęli jedno z miejsc bardziej z tył lokalu, ale na wygodnych kanapach przy stoliku. Judy usiadła, zakładając nogę na nogę i zgarnęła jasne włosy na plecy, pocierając dłonie, które dość jej zmarzły jednak. - Umieram z głodu, chociaż przez cały dzień nawet tego nie odczuwałam. Chyba mój organizm dopiero teraz spuścił z tonu i nagle przypomniał sobie, że funkcjonuje na... samej kawie - wzruszyła delikatnie ramionami, uspokajając nieco oddech po odrobinkę wymagającym spacerze, w dodatku w butach na obcasie. Przyglądała się Monty'emu, uśmiechając przy tym lekko, gdy już zdjął z siebie wierzchnie rzeczy i usiadł tuż obok niej. - Wracając jeszcze do tego o czym mówiłeś na deptaku, nie myśl sobie nawet, że pozwoliłabym Ci zmienić specjalizację. A doktor Thornton z pewnością nie nauczy Cię aż tyle co ja... ach, czyli to właśnie to jest ta anestezjolog, o której kiedyś wspominałeś? - przyjrzała mu się uważnie, robiąc nieco znaczącą minę. Wtedy na deptaku w ogóle nie podjęła tego tematu, ale jednak ta zazdrość, a przynajmniej lekki ukłucie zazdrości w niej kiełkowało i jednak musiała o tym wspomnieć. Temat musieli jednak na moment przerwać, bo nagle pojawiła się przy nich śliczna, młoda kelnerka, która wręczyła im karty i właściwie cały czas skupiała uwagę wyłącznie na Monty'm. Dopytując, polecając, ciągle z szerokim uśmiechem na twarzy. Gdy więc oznajmił, że jeszcze się zastanowią, odeszła, a Judith odprowadził ją wzrokiem i dopiero po chwili skierowała go na mężczyznę. - Właściwie równie dobrze mogłoby mnie tutaj nie być, w ogóle mnie nie zauważyła. Ale za to bardzo chętnie z Tobą flirtowała... - uniosła znacząco jedną brew - Ciekawe za kogo wzięła mnie, zapewne nie pomyślała, że z kobietą obok uprawiasz ostry seks. No to możesz nam teraz przedstawić propozycje od miłej pani kelnerki - uśmiechnęła się do niego słodko, wskazując ruchem głowy na kartę, która leżała tuż obok. Nawet jeżeli nie chciała, to odrobinę była zazdrosna. W zasadzie nawet nic nie wskazywało na to, że mogłaby być, oficjalnie nadal nic ich nie łączy, nie na tyle, by ją to upoważniało do jakichś wymówek w jego stronę. Ale jednak nie mogła sobie odpuścić komentarza. - Ale najpierw musisz mnie trochę ogrzać - podsunęła mu swoje zimne dłonie, które, gdy tylko objął swoimi, poczuły ciepło, co było niezmiernie miłe. Uśmiechnęła się wtedy już całkiem swobodnie, nie odrywając od niego wzroku. Nadal nie docierało do niej, że to wszystko się dzieje, była jak niemalże w jakimś pięknym śnie, ale zdecydowanie mogłaby się z niego już nie budzić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czym prędzej wszedł za Judith do środka, uciekając przed chłodnym wiatrem, który zerwał się wieczorową porą. Nigdy się do tego nie przyzwyczai. Uwielbiał Seattle i uważał je za swoje miejsce na Ziemi, a przynajmniej jedno z paru, lecz zdecydowanie wolał cieplejszy klimat i słońce. Zawsze zwalał to na swoje po części egzotyczne pochodzenie. Teraz, w środku, czuł się zdecydowanie lepiej. Zsunął z siebie płaszcz, który zostawił na wieszaku wraz z kapeluszem i przeszedł się między stolikami na tył lokalu, dołączając zaraz do lekarki, siadając obok na jednej kanapie.
- Bardzo dobrze cię rozumiem. Ostatnio czuję się, jakbym był zrobiony z kawy. Poza tym, ile można jeść tylko płatki. – zerknął na kobietę lekko sugestywnie, z lekkim uśmieszkiem, chociaż pomijając ich wspólne śniadanie, które również składało się z chrupek zalewanych mlekiem, to praktycznie tylko to przyrządzał sobie przed pójściem do pracy bądź po, zanim padał martwy do łóżka.
- Nie pozwoliłabyś mi odejść nigdzie indziej, naprawdę? – zapytał, unosząc brew do góry. Wpatrywał się w poważną minę lekarki, która chciała dać mu do zrozumienia, że wcale z tym nie żartuje. Z jej ust zaczęła przebijać się nuta zazdrości, kiedy podjęli temat innych lekarek w szpitalu, ale bardziej podobało mu się to, jak walecznie, o niego, była nastawiona Meyer. – Myślisz, że wiesz więcej o doktor Thornton na temat anestezjologii? Chciałbym kiedyś zobaczyć to starcie. – zaśmiał się pod nosem, wyobrażając sobie spotkanie dwóch kobiet, z jednej strony jego nowej partnerki i szefowej zarazem, z drugiej osoby, z którą również dobrze spędza mu się czas na przelotnej rozmowie w szpitalu i z którą miał dobry kontakt od czasu robienia stażu, gdyż w końcu na początku swojej przygody musiał odbyć praktyki mniej więcej wszędzie. – Wspominałem tobie o doktor Thornton? W sumie, nie pamiętam tego. Czasem mam krótką pamięć. Z resztą, też trajkoczę nad twoich uchem cały czas, więc pewnie masz rację. – uniósł na moment spojrzenie w górę, przykładając na chwilę palec do swojego podbródka, jakby w zamyśleniu i trwał tak przez moment, dopóki przy ich stole pojawiła się młoda kelnerka, wręczająca karty z daniami, z pytaniem czy czegoś potrzebują na start. Monty zerknął na nią z uśmiechem, słuchając to, co zapewne musi mówić przy każdej obsłudze nowego gościa. W końcu zbył ją grzecznie, mówiąc, że zaraz zdecydują. Obrócił swoją głowę w stronę Judith i zaśmiał się pod nosem na jej słowa. – Judith, co ja mogę poradzić? Ja się na pewno nie gapiłem. – zaczął się bronić, jednocześnie kładąc swoją dłoń na jej udzie, które odsłoniło się nieco bardziej i które zaczął delikatnie gładzić. – Myślę, że nawet sobie nie wyobraża i byłaby zaskoczona, jak bardzo ostry seks z tobą uprawiam. – zerknął na chwilę w jej stronę, obserwując jak krząta się gdzieś w odległości. – Może wzięła mnie za twojego utrzymanka? – rzucił luźno, a następnie zerknął na Judith z nieco cwaniackim uśmieszkiem. – Mogę być twoim utrzymankiem? Będę ci gotował i sprzątał, a także kochał się z tobą kiedy sobie tego zażyczysz. A tym w zamian będziesz kupować mi różne rzeczy, które zechcę, co ty na to? Myślę, że sprawdziłbym się w tej roli. – zażartował sobie, po czym objął Judith swoimi rękoma wokół szyi, wtulając się trochę i złożył na jej policzku oraz ustach parę buziaków. Obejmując ją tak przez chwilę zerknął na kartę, która leżała przed nim. Przewertował oczami listę, nie chcąc zastanawiać się nazbyt mocno na tym, na co ma ochotę.
Ja wezmę krewetki w sosie po luizjańsku. – oznajmił lekarce swój wybór, po czym zerknął na dłonie kobiety, które spoczęły na jego nogach. Zakrył je swoimi i powoli po nich przesuwał, przypatrując się co chwila Judith.

autor

0
0

-

Post

Judy również pragnęła już znaleźć się w środku, by nieco zagrzać swoje ciało, które mocno odczuły uroki chłodnego wiatru, który niespodziewanie się pojawił. A jej strój nadal nie sprzyjał spacerowaniu w takiej pogodzie i nieco żałowała chwilami, że swój płaszczyk zostawiła w samochodzie. Na pewno jednak nie planowała spacerów ani żadnego ze spotkań, które w międzyczasie odbyła. Za to była naprawdę usatysfakcjonowana przebiegiem spotkania z Monty'm i tylko z tego powodu cieszyła się, że jednak postanowiła 'uciec' z tamtej galerii i przejść sie deptakiem, tak pod wpływem chwili. Chociaż spotkania z byłym mężem i tak nie uniknęła, to nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo był obok niej Monty i to było dla niej bardzo ważne. Gdy więc usiadł już obok niej, delikatnie się uśmiechnęła, nie spuszczając z niego wzroku, ale rzeczywiście odczuwała już mocny głód i naprawdę chciała już coś zamówić. - Mam dokładnie tak samo. A przecież jesteśmy lekarzami i wiemy jakie to niezdrowe, tyle, że co z tego sobie robimy? Nic. Nie jestem jednak w stanie bez tej kawy funkcjonować, tyle, że czasem po prostu zapominam o tak prostej czynności jak jedzenie - wzruszyła lekko ramionami, bo póki była w stanie tak funkcjonować, to było okej, ale pytanie pozostawało, jak długo to będzie dla niej dobre. Zaśmiała się cicho, widząc jego sugestywny uśmieszek, ale zaraz przyjrzała mu się nieco uważniej. - Jadasz same płatki? Tylko i wyłącznie? Nie żebym Cię mogła pouczać, bo sama w zasadzie niewiele gotuje i nie mam na to czasu, ale same płatki to jednak trochę przesada - zaśmiała się znowu, kręcąc przy tym głową. Poza tym jednak sama płatków nie jadła całe wieki, dlatego niezmiernie miło wspominała ten ich wspólny poranek i to nie tylko dlatego, że spędzili razem cudowny czas, ale również dlatego, że uraczył ją płatkami z mlekiem. Tak prosta, niby nic nie znacząca rzecz, ale jednak dla niej ważna i poniekąd trochę sentymentalna. Lubiła to, że ją zaskakiwał, ale dawał jej też przy okazji coś znacznie cenniejszego - normalność. - Oczywiście, że nie pozwoliłabym Ci odejść na żaden inny oddział - spojrzała na niego wymownie, wzrokiem, który na pewno mówił jasno, iż sobie tutaj wcale nie żartuje - Nie marnuje się takiego talentu, nawet jakbyś świetnie sobie radził na kilku innych oddziałach, to po prostu jesteś stworzony do chirurgii. I oboje doskonale o tym wiemy, więc nie bierz mnie pod włos - pogroziła mu palcem, bo wyczuwała, że nieco specjalnie prowokują ją do mówienie na ten temat. Ale też sama wolała jasno zaznaczyć co i jak, bo na pewno nie zamierzała stracić takiego lekarza, ani tym bardziej nie pozwoliłaby mu zaprzepaścić tego jak dobry w tym jest. - Nie, Monty, bo doktor Thornton jest świetna w swoim fachu, ale to nie jest fach dla Ciebie. Ona usypia i znieczula pacjenta, a Ty go otwierasz i ratujesz mu życie. To dwie kompletnie inne bajki - pokręciła głową - Ale czy wiem mniej na temat anestezjologii? Chętnie bym z nią kiedyś podyskutowała na ten temat - uśmiechnęła się całkiem pewnie w jego stronę, bo lubiła bardzo wyzwania, a wiedzę ma szeroką i to nie tylko z chirurgii czy kardiochirurgii. Wyraziła jednak jasną niechęć z powodu zainteresowania Monty'ego tą konkretną lekarką, która też ma o kilka lat więcej, co mogłoby przykuć jego uwagę, jak przypuszczała. Mimo to teraz ta granica wieku jakby się odwróciła, bo na szali pojawiła się młoda kelnerka, do której on się uśmiechał, a która z nim ochoczo flirtowała. - Ona się gapiła... cały czas - uniosła brew, niwelując swój dotychczasowy uśmiech, który jednak momentalnie wrócił, gdy tylko poczuła jego dłoń na swoim odkrytym nieco udzie. Pogładziła jego dłoń swoją, a potem szturchnęła go lekko z rozbawieniem. - Lepiej niech sobie nie wyobraża i lepiej żeby nas nikt nie usłyszał - zaśmiała się znowu cicho, rozglądając czy aby nikt przypadkiem nie był świadkiem ich rozmowy o seksie - Utrzymanek? Nie jestem chyba aż taka stara... - oburzyła się lekko aczkolwiek z rozbawieniem - No dobra, może jestem. Chciałbyś zamiast bycia moim partnerem być moim utrzymankiem? - uniosła brew, śmiejąc się nadal i pokręciła głową, słuchając jego propozycji z tym związanej - Myślę, że nie znalazłbyś czasu na to, aby regularnie mi gotować i sprzątać moje mieszkanie, aczkolwiek seks kiedy sobie tego zażyczę, zdecydowanie wchodzi w grę. Poza tym wydaje mi się, że stać Cię na kupienie sobie wszystkiego czego zapragniesz, czyż nie? - pochyliła się lekko w jego stronę, gdy objął ją i chętnie oddała kilka czułych pocałunków, wtulając się w niego nieco - Ale ja też chętnie kupiłabym Ci to, na co miałbyś akurat ochotę. Jest coś takiego? - zerknęła na niego z zaciekawieniem, bo w zasadzie Judy lubi zakupy i obdarowywanie innym, wbrew temu za jak surową i oschłą osobę uchodzi. Gdy gładził dłonią jej ramie, nadal obejmując, spojrzała wraz z nim na kartę i pokiwała głową, słysząc jego propozycje. - Uwielbiam krewetki, ale nigdy nie próbowałam ich z sosem po luizjańsku, więc chętnie spróbuje - zakomunikowała, układając dłonie na jego nogach. Uśmiechała się, gdy zaczął gładzić je swoimi i wtuliła nieco twarz w jego szyję, delektując się tym cudownym zapachem jego perfum i ciepłem jego ciała. Odchyliła w końcu nieznacznie głowę i musnęła jego usta raz i drugi, ale nie było im dane pogłębić pocałunku, bo usłyszeli głos młodej kelnerki, która podeszła po zamówienie. - Krewetki w sosie po luizjańsku, dwa razy. Do tego woda niegazowana - oznajmiła jej chłodnym tonem głosu, tym typowo szpitalnym, skierowanym do młodych lekarzy, który Monty pewnie doskonale znał. Ale jej wzrok mocno irytował Judy, poza tym ta zazdrość nadal nieco się uaktywniała. Gdy i Monty zdecydował co chce do picia, kobieta odeszła, a ona spojrzała na mężczyznę, nadal gładząc swoją dłonią jego udo. - Napiłabym się wina, ale jednak wolałabym wrócić samochodem do domu. Muszę też jeszcze trochę popracować, przygotować się na jutrzejszą operację. A Ty jakie masz plany na resztę wieczoru?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- No okej, nie jadam samych płatków, aczkolwiek są najszybszym do zrobienia daniem, więc aby nie tracić czasu znów zacząłem po nie sięgać. Tak poza tym, to zamawiam jedzenie do domu, bo kiedy już w nim jestem nie mam sił gotować, zwłaszcza jeśli ktoś niespodziewanie zasypuje mnie niespodziewanie papierkową robotą. – uniósł nieco brwi, zerkając na Judith ukradkiem, lecz dobry humor również w tej sytuacji go nie opuścił. – Ale z tobą mogę jeść płatki codziennie. – dodał jeszcze bawiąc się jej jasnymi kosmykami włosów, które nawijał sobie na palec. – Skoro mam tak dużo talentu, jak twierdzisz tak samo jak ja, to powinienem chyba rozważyć zrobienie specjalizacji z jakiegoś innego kierunku. Może właśnie powinnaś puścić mnie dalej, bym rozwijał się jeszcze bardziej. – postanowił kusić los jeszcze bardziej, igrając sobie z Judith. – Skoro świetnie radzę sobie w chirurgii, ba, kardiochirurgii, to co jeszcze cięższego mnie może spotkać? Na anestezjologii też bym sobie dobrze poradził. A doktor Thornton na pewno by mnie dobrze wyszkoliła, tak samo jak ty robisz to teraz.[/b] – dorzucił kolejne argumenty, na co spotkał się z dobitną, acz spokojną reakcją ze strony swojej partnerki, która patrząc na niego pokręciła głową, mówiąc stanowcze nie, grożąc również palcem, do którego Monty, w ferworze dalszych, małych wygłupów przyłożył swój nos. Podobała mu się taka, kiedy prosto z mostu wyrażała swoją opinię i próbowała postawić na swoim za wszelką cenę, a w dodatku teraz nie chciała go puścić nigdzie indziej. On również nie miał zamiaru uciekać. Postanowił już nie przeginać więcej i nie wspominać innych lekarek, by nie narobić sobie kłopotów już pierwszego dnia, a właściwie wieczoru ich tajemnego związku. Niemniej nadal chciałby zobaczyć teraz rozmowę Judith z dr Thornton, bądź nawet jakąś inną.
- Oczywiście, że nie jesteś stara, Judith. Nie musisz być stara, żeby zostać moją sponsorką. Starsza ode mnie, tak. Wystarczy, że masz pieniądze. – ciągnął dalej tą śmieszną wizję. – Nie znalazłbym czasu? Judith, przecież gdybym został utrzymankiem, to w ogóle bym nie pracował i nie robił nic innego, jak tylko dogadzał sobie na wszelakie sposoby, bo byś mnie utrzymywała. Od czasu do czasu ogarnąłbym twoje mieszkanie i był zawsze gotowy na miłość, kiedykolwiek będziesz chciała. Tak właśnie to by działało. – zaśmiał się pod nosem, myśląc sobie, że mógłby całkiem tak pożyć, chociaż ani nie brakowało mu pieniędzy, bo i tak dawno był ustawiony, ani jak widać miłości bez żadnych transakcji. Dla czystej rozrywki chętnie by taki model przetestował. – Czy jest coś, na co mam teraz ochotę? W zasadzie nie wiem. Zawsze coś sobie potrafię wynaleźć na miejscu. Na przykład nowe zegarki mógłbym kupować codziennie. Szczerze, na razie od zakupów, wolałbym jakiś wyjazd z tobą. Na przykład w te góry. Ja, ty, w śnieżnej scenerii i drewnianej chatce. I nie robimy nic, poza popijaniem alkoholu i kochaniem się. Z przerwami na szusowanie po śniegu. – uśmiechnął się delikatnie, nadal gładząc lekarkę po ramieniu. – Albo wypad do RPA, gdzie teraz o tej porze roku jest lato, jest bardzo słonecznie, gdzie moglibyśmy wylegiwać się na plaży i pić drinki. Albo przy basenie w moim domu. – rozmarzył się coraz bardziej, do wypadu w góry przywołując wycieczkę do miejsca, które było mu bliskie z racji swojego pochodzenia.
Kelnerka jakby ich wyczuła, powracając do nich dwojga, gdy tylko podjęli decyzję o tym, że zamówią sobie to samo. Monterrey wymienił się jeszcze z Meyer drobnymi pocałunkami, zanim młoda dziewczyna znów zjawiła się przy ich stolik. Zerknął na Judith, która przybrała te same twarde, groźne spojrzenie i ton głosu, gdy rozstawiała po kątach stażystów w szpitalu. Monty uraczył ją wtedy czułym pocałunkiem w policzek, nieco rozbawiony całą sytuacją, ale również podniecony jej postawą, może lekko wyniosłą, ale kompletnie mu to nie przeszkadzało. Poczuł, jak bliższą ręką kobieta obejmuje go od przodu wokół szyi, tym razem na dobre zaznaczając swoją obecność w tym lokalu, prosto w oczy kelnerki. W tym momencie miał ochotę przelecieć Judith, gdziekolwiek by tylko dał radę.
- Ale chyba odwieziesz swojego chłopaka do domu? – zapytał, śmiejąc się przy okazji z tego, jak te słowa brzmią, gdy ponownie zostali sami przy stole. – I wiesz… zawsze możesz zostać u mnie. Myślę, że jakiś alkohol się znajdzie albo kupimy po drodze jakieś wino i wtedy pomogę ci się przygotować do jutrzejszej operacji. – zmienił ton głosu na bardziej kuszący, delikatnie przygryzając jej dolną wargę.

autor

0
0

-

Post

- Ktoś zasypuje Cię niespodziewanie papierkową robotą? Nie mam pojęcia o kim mówisz - pokręciła zaraz głową, udając całkowicie niewzruszoną i poważną, ale zaraz jednak delikatny uśmiech wkradł się na jej twarz - Ja też często zamawiam coś do domu albo kupuję coś wracając z pracy, ale czasem nawet i na to nie mam ochoty i siły. Jednak nigdy jeszcze nie wpadłam na to, aby mieć pod ręką płatki i mleko, a to całkiem niezły i szybki pomysł - pokiwała głową z rozbawieniem, pochylając się lekko ku niemu, gdy bawił się kosmykiem jej jasnych włosów. Ta cała sytuacja to była dla niej naprawdę spora odmiana, coś nie tyle nawet zakazanego, co mocno niespodziewanego. Było jej z tym jednak niezmiernie dobrze, móc siedzieć tutaj z nim, rozmawiać i śmiać się, jakby nic innego w zasadzie się teraz nie liczyło. - Ja właściwie nieustannie jestem w pracy, nawet w mieszkaniu ciągle coś czytam i przygotowuje się do operacji, robię też masę innych rzeczy, które pozwolą mi zdobyć nową wiedzę, którą potem mogłaby wykorzystać w szpitalu. Tylko ostatnio ktoś tak nieustannie zaprząta moje myśli albo sprawia, że po pracy mam ochotę na coś całkiem przyjemniejszego - wydęła lekko usta, posyłając mu znaczące spojrzenie. A przecież dla Judith nie ma nic przyjemniejszego niż praca, a przynajmniej tak właśnie sądziła do tej pory. Naprawdę mocno musiała przed samą sobą udawać, że dobrze jest jej w pojedynkę i wystarczył tylko ten niewielki impuls, by zdała sobie z tego sprawę. Zaraz jednak jej rozpromieniona twarz przybrała nieco bardziej niezadowolony wyraz, gdy ponownie próbował ją sprowokować, twierdząc, że inna specjalizacja byłaby dobrym pomysłem. - Masz dużo talentu do chirurgii, więc nie łap mnie za słówka - popatrzyła na niego stanowczo i pogroziła palcem, gdy wspomniał kolejny raz o innej lekarce, u której chciałby się szkolić - Jesteś dobry w tym co robisz, ale to nie znaczy, że jesteś najlepszy. Trzeba się ciągle rozwijać w tym samym kierunku i zawsze można być lepszym, a na to jeszcze będziesz długo i ciężko pracował. Ja pracuje do tej pory, mój drogi. Więc nie, nigdzie Cię nie puszczę - uśmiechnęła się do niego słodko, kręcąc kolejny raz głową, dla większego efektu. Igrał sobie z nią i doskonale zdawała sobie sprawę, ale miała teraz dobry humor, więc sama również nieco się z nim droczyła. Niemniej jednak jej słowa nie były żartem i to akurat pewne, była jednak w stu procentach przekonana, że i sam Monty nigdzie nie zamierzał odchodzić. - Ale kto wie... może właśnie powinnam Cię puścić do kogoś innego, żebyś szybko do mnie zatęsknił - uniosła znacząco brew, a potem pochyliła się tak bardzo, że zetknęli się nosami, by potem mogła swobodnie musnąć jego usta raz i drugi i trzeci - No więc jak, nadal masz ochotę iść do innej pani doktor? - mruknęła cicho wprost w jego usta, na których potem znowu złożyła krótki pocałunek, by następnie uśmiechnąć się i usiąść już prosto, ale nie spuszczając z niego wzroku. Przyglądała mu się z zaciekawieniem, gdy rozsnuwał teraz swoją teorię na temat bycia utrzymankiem. Szczerze ją to bawiło i tak naprawdę nigdy o czymś takim nie myślała, nawet w momentach, w których była najbardziej samotna. I gdy najbardziej pragnęła towarzystwa, bo wtedy po prostu uciekała w pracę. Ale to być może nie był wcale taki głupi pomysł, niemniej jednak nie brała go pod uwagę w takich kategoriach. Już nie. - I w ramach bycia utrzymankiem zrezygnowałbyś z bycia lekarzem? No nawet sobie tak nie żartuj, Winterspoon - szturchnęła go lekko, śmiejąc się przy tym - Chociaż sam pomysł jest całkiem kuszący, to myślę, że niczego z tego układu nam nie brakuje. Bo Ty masz własne pieniądze, a ja mam Ciebie wtedy kiedy mam ochotę się kochać. No jedynie nie sprzątasz mojego mieszkania, ale nad tym też możemy popracować - dodała jeszcze z rozbawieniem, a potem spojrzała na kelnerkę, która w międzyczasie przyniosła im coś do picia, bo na jedzenie musieli jeszcze trochę poczekać. Sięgnęła po szklankę i upiła kilka łyków swojej niegazowanej wody, zerkając po chwili na Monty'ego. - Zegarki, to całkiem fajne zamiłowanie - pokiwała głową, z pewnością notując sobie ten szczegół w głowie, tak na przyszłość. Zaskoczyła ją jednak jego, poniekąd propozycja, dotycząca wspólnego wyjazdu. Przyjrzała mu się, chwilowo milcząc i analizując ten pomysł w głowie. - Góry to moje marzenie - mruknęła cicho, bo na moment się rozmarzyła - Chociaż do tej pory kompletnie już o tym nie myślałam, bo pracoholik nie myśli o urlopie. Ale... góry, śnieg, ja i ty, niewielki domek, dobry alkohol i seks przy kominku na mięciutkim dywanie - westchnęła sobie aż cicho, wtulając się jeszcze bardziej w ciało mężczyzny - Nie kuś mnie, Monty. A ciepłe kraje to również ciekawy kierunek. RPA? - odchyliła lekko głowę, by móc na niego spojrzeć - Masz tam dom? Pochodzisz stamtąd, dobrze pamiętam? Chciałabym kiedyś zobaczyć to miejsce, z którego pochodzi tak fantastyczny facet - uśmiechnęła się, gdy pochylił głowe i ich spojrzenia się spotkały. Oddała pocałunek, którym ją obdarzył, a potem usiadła nieco wygodniej, znowu go obejmując. Robiła to oczywiście celowo, bo ta młoda kelnerka nadal kręciła się po sali i na nich zerkała. Albo raczej na niego. Sama Judy była dość pochłonięta własną zazdrością, z którą nie spotkała się już od bardzo dawna, ale zdecydowanie umiała walczyć o swoje. A reakcja Monty'ego jedynie utwierdzała ją w przekonaniu, że mu to odpowiada, chociaż nie chciała też tak wprost tym emanować. - A więc jesteś moich chłopakiem? - zaśmiała się cicho, spoglądając na niego znowu, gdy te słowa padły właśnie z jego ust - To brzmi... bardzo ciekawie. Myślę, że w tym wypadku mogę odwieźć mojego chłopaka do domu, nie zostawiłabym go przecież tak na tym zimnie - pogładziła dłonią jego policzek, a potem zaśmiała się znowu, słysząc jego propozycję - Chciałbyś pomóc mi się przygotować do operacji? Mhm... masz na myśli pomaganie w przygotowaniu, które odbywałoby się w Twoim wygodnym łóżku? - mówiła cicho, muskając delikatnie jego wargi - A może przy kuchennym blacie? Chyba, że prędzej dotarlibyśmy pod prysznic, ale tam materiały mogłyby się nieco zamoczyć... - stwierdziła z rozbawieniem, mrucząc cicho, gdy przygryzał lekko jej dolną wargę. Miała ochotę dosłownie zedrzeć z niego ubranie, właśnie tu i teraz, tak na nią działał. Z trudem już nad sobą panowała, jednak wzięła się w garść i pokręciła głową, robiąc poważną minę - Nic z tego. Chociaż bardzo bym chciała, ale oboje doskonale wiemy jak to się skończy. A ja muszę się przygotować do operacji - uniosła palec wskazujący w górę, siadając prosto i nieco wyswobadzając się z jego objęć, jednak on nie odpuszczał i nadal palcami gładził jej odsłonięte udo, przesuwając dłoń wyżej i wyżej. - Monty - mruknęła cicho, zatrzymując jego dłoń swoją, bo akurat pojawiła się przy stoliku kelnerka i podała im ich zamówienie. Nadal oczywiście kusząco uśmiechając się do Monty'ego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Zegarki są super. Chyba mam to po tacie. – uśmiechnął się lekko, przypominając sobie, jak zawsze fascynowała go kolekcja tychże dodatków, którą jego ojciec posiadał w garderobie, a którą on przejął po jego śmierci. Poza tym, zawsze robiło mu się ciepło na sercu, kiedy przypominał wspomnienia o nim. – Tak, urodziłem się tam. W Johannesburgu dokładnie, lecz częściej odwiedzam Kapsztad, który jest położony przy oceanie, a za nim widnieje Góra Stołowa. Musisz koniecznie tam się wybrać. Oczywiście ze mną. Właśnie tam mam swoją mała rezydencję, która przypadłaby ci do gustu. Byłabyś niczym królowa. – pokiwał najpierw głową, przytakując dla pewności na jej wiedzę o nim, a następnie parę razy trącił nosem jej policzek, chcąc jeszcze bardziej ją przekonać do swojej wizji wycieczki do Afryki. Dał się również objąć Judith, pochylając się w jej stronę. Odkąd mieli do czynienia z kelnerką, która ich obsługiwała, jego lekarka nie potrafiła zabrać rąk od Monty’ego, trzymając go przy sobie, co oczywiście bardzo mu się podobało. – Chciałem wybrać się tam, w okolicy najbliższych świąt. I teraz mam nawet z kim. Góry czy plaża, wszystko mi jedno. Zróbmy sobie jakiś urlop, może być nawet szybki wyjazd na parę dni. Chyba nikt nie będzie planował żadnych operacji w Boże Narodzenie, więc może nie będziemy aż tak potrzebni. – wymruczał do jej ucha, powoli nastawiając się na tą wizję wspólnie spędzonego czasu, z dala od pracy i innych rzeczy. Wszystko mogło się jednak wydarzyć, bo niestety póki nie zobaczą grafiku pracy, to istniała szansa, że święta i tak spędzą na innych zadaniach w szpitalu. Poza tym, grafik i tak nie gwarantował stałych godzin. I nigdy nie wspominał o nadgodzinach. – Oczywiście, że jestem twoim chłopakiem. Teraz możesz pochwalić się mną swoim koleżankom. – odparł z szerszym uśmiechem, bo podobało mu się, jak to brzmiało, nawet jeżeli ona tego tak nie postrzegała. Nie zależało mu jednak tak bardzo na tym, jak to wszystko będzie nazywać. Chciał po prostu spotykać się ze swoją ordynatorką jak najczęściej. – Widzisz, ile jest opcji, do wyboru na wieczorną naukę? A już nawet wiesz, jak dobrym pomocnikiem potrafię być. – wymruczał, w trakcie wymieniając się z Meyer paroma pocałunkami. Sam dobrze zdawał sobie sprawę, jak to wszystko by się skończyło. Nawet nie dałby przeczytać jej paru stron tylko od razu zaciągnąłby ją do łóżka. Dobrze wiedzieli, w co przeradzała się u nich chęć bliskości. Musiał jednak dać za wygraną, bo nie zamierzał odciągać Judith od jej obowiązków, z resztą, chyba by mu się to nie udało. Blondynka znów pogroziła mu palcem, stawiając surowe nie. Nie powstrzymało to jednak Monty’ego, który nadal gładził dłonią jej udo, wędrując dyskretnie nieco pod sukienkę swojej towarzyszki. – No co? – zapytał, gdy z padło jego imię, a na pojawienie się młodej dziewczyny w ogóle teraz nie zważał. Dopiero ręka Judith skutecznie powstrzymała go od dalszych pieszczot. Wyprostował się nieco bardziej, odpuszczając je na czas jedzenia. Spojrzał na zaserwowane im krewetki w złocistym sosie i aż prawie zaburczało mu w brzuchu, czując zapach, który dostawał mu się do nozdrzy. – Wygląda smakowicie. – odparł, zanim skosztował pierwsze kawałki. Tak naprawdę po takim spacerze i dużych emocjach, jakie mu dziś towarzyszyły naprawdę zgłodniał, więc w końcu mógł poczuć dużą ulgę.

autor

0
0

-

Post

- Brzmi niesamowicie. Nigdy tam nie byłam, bo chociaż lubię podróżować, to nie jest żadną tajemnicą, że zwyczajnie nie mam na to czasu. Szczególnie ostatnio. Ale ocean, ciepło, piękna rezydencja i Ty obok mnie... mam wrażenie, że to jakiś raj - posłała mu zaczepne spojrzenie i trochę się jednak rozmarzyła na samą myśl o tej przeuroczej wyprawie. Raz, że naprawdę chciałaby zobaczyć miejsce, w którym on przyszedł na świat i które generalnie pewnie nazywał swoim domem, a dwa, chciała również nieco pozwiedzać i poznać jakieś nowe rejony. Tym bardziej jeżeli miała z kim to zrobić, a wspólny wyjazd z Monty'm jawił się jej jako naprawdę ciekawy i intrygujący pomysł, chociaż oczywiście nadal miała z tył głowę pracę. Bo czym mogła sobie na to pozwolić? Z racji tego, że nikt nigdy nie podejrzewałby jej o kilka dni wolnego i jakiś wyjazd, o cokolwiek co przedłożyłaby ponad pracę, która jest dla niej przecież najważniejsza. Niemniej jednak teraz chyba odrobinę zaczynały się jej zmieniać priorytety i była przez to lekko skołowana. Ale jednak szczęśliwa. - Mmm... niczym królowa mówisz? - mruknęła cicho, uśmiechając się, gdy muskał nosem jej policzek i przygryzła lekko dolną wargę - A więc ta rezydencja to nie jest Twój dom rodzinny? Tylko miejsce, które kupiłeś? - zagadnęła z ciekawości, próbując sobie jakoś wyobrazić to konkretne miejsce, przynajmniej odtworzyć jakoś w głowie, ale chyba nie była w stanie tego zrobić. Tym bardziej chciałaby je zobaczyć na własne oczy, bo jego słowa brzmiały niezwykle kusząco. A w temacie kuszenia na pewno była również urocza pani kelnerka, która znowu pojawiła się na horyzoncie, serwując im posiłek. Oczywiście wtedy Judy znowu wtuliła się w ciało mężczyzny, nieskrępowana nawet obecnością innych osób, po prostu wolała dmuchać na zime. Nie sądziła, aby ta młoda kobieta mogła go sobą zainteresować, niemniej jednak nadal nie czuła się chyba na tyle pewnie. Chociaż nie była nawet pewna czy mogłaby Monty'ego określać jako kogoś kto jest jej, czy w ogóle powinna, ale mimo to było to silniejsze od niej. - W zasadzie ucieczka stąd na święta byłaby prawdziwym wybawieniem. W końcu nie musiałabym odpowiadać rodzinie na setki wścibskich pytań, tylko naprawdę odpocząć. I pobyć z Tobą, daleko od innych - wymruczała, wtulając się w niego nieco bardziej - Wiesz, że to jest szalone, prawda? Ja do tej pory nie brałam nawet pod uwagę czegoś taki jak urlop - zaśmiała się, kręcąc przy tym głową - A teraz naprawdę mam na to ochotę. Ale oczywiście to nie takie proste. Nigdy nie ma pewności jak wypadną dyżury i czy rzeczywiście nie będziemy wtedy potrzebni w szpitalu. Niemalże w każde święta pracowałam, bo w sumie sama tego chciałam, więc możliwe, że i tym razem będą chcieli, abym to ja miała dyżur - westchnęła, zerkając na niego - Ale kilka dni... może byłoby to możliwe? - uśmiechnęła się niemalże wprost w jego usta, gdy pochylił się bardziej i po chwili złączył ich usta w krótkim pocałunku - Ale nie róbmy sobie póki co nadziei, jeżeli mielibyśmy pojechać, to wtedy zdecydujemy gdzie - dodała jeszcze, bo sama nie chciała się jakoś bardzo nastawiać, by potem się nie rozczarować. W końcu do świąt jeszcze kawałek czasu i różnie mogło się to wszystko potoczyć. Także między nimi - bo z Judith czasami wychodzi taka trochę pesymistka. - Pochwalić się młodym chłopakiem koleżankom, które mają starszych od siebie mężów i gromadkę już całkiem dużych dzieci? Nie wiem czy byłyby bardziej zaskoczone, zniesmaczone moim postępowaniem czy być może zwyczajnie by mi zazdrościły - zaśmiała się znowu i pogładziła jego policzek, bo w zasadzie wcale jej to określenie nie przeszkadzało. To było całkiem miłe. Od czasu rozwodu nigdy z nikim nie była na poważnie, więc poniekąd nie wiedziała już nawet jak to jest. I może oni też nie są ze sobą jeszcze na poważnie, ale to już jakiś mały krok jest. - O tak, jestem w pełni świadoma tego jak świetnym jesteś pomocnikiem. Opcji na wieczorną naukę jest mnóstwo, problem tylko polega na tym, że w tych opcjach wcale nie ma nauki - stwierdziła z rozbawieniem, oddając kilka kolejnych całusów - Dlatego właśnie grzecznie każde z nas wróci do siebie - cmoknęła ostatni raz jego usta, a potem usiadła prosto, bo potrawa już tak pięknie pachniała, że naprawdę poczuła się bardzo głodna. Dłoń Monty'ego nadal ją rozpraszała, już chwilami miała ochotę się złamać, po prostu zostawić te swoje przygotowania i pojechać do niego, ale jednak rozum podpowiadał co innego. Musiała być na jutro gotowa i nawet jeżeli wizja wspólnie spędzonej nocy była niezmiernie kusząca, to jednak miała pewne obowiązki, z których musiała się wywiązać. Teraz ich uwagę jednak pochłonęły już krewetki. - Wygląda niesamowicie - pokiwała głową, siadając wygodniej i po chwili zabrała się za jedzenie. Była tak zmęczona tym dniem, wszystkim wydarzeniami i natłokiem emocji, a przy tym brakiem porządnego posiłku, że dosłownie rozpływała się nad tym daniem. Z chęcią jedząc, przez chwile więc również nic nie mówiąc, jedynie się tym delektując. - Pojutrze wyjeżdżam na dwa dni na konsultacje. W zasadzie całkiem o tym zapomniałam, a po powrocie chyba czeka mnie nocny dyżur. Może lepiej byłoby, gdybyśmy jednak nie brali wspólnych dyżurów?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Monterrey również rozmarzył się nieco bardziej, wymyślając sobie w głowie ich, podczas wypoczynku i niego w domu, w słonecznej scenerii. Nie miał wątpliwości, że Judith prezentowała by się tam niczym królowa. On już wiedział bardzo dobrze, jak świetnie się prezentuje, mimo ukończenia czterdziestki. I jak to na niego działa. Dzisiaj praktycznie nie mógł się od niej odkleić i większość czasu trwał w stanie zwiększonego napięcia, cholernie jej pragnąc.
- Poniekąd można nazwać ten dom rodzinnym, bo jednak służy nie tylko mi, ale mojej mamie także, lecz nie urodziłem się tam. Urodziłem się w Johannesburgu. Mój tato był akurat na misji w RPA, tuż po obaleniu apartheidu. Tam poznał moją mamę, która akurat była jeszcze dość młoda i pomagała jako pielęgniarka, jednocześnie studiując medycynę. Tak właśnie przyszedłem na świat. Mieszkaliśmy w Afryce jakieś dwa lata, po czym rodzice zdecydowali, że przeniosą się do USA, więc dorastałem tutaj, w okolicach Seattle, skąd pochodził mój ojciec. – uporządkował fakty, przedstawiając krótką historię jego rodziny i przyjścia na świat. – Uwielbiam Johannesburg, z racji sentymentu, lecz w zasadzie przypomina amerykańską metropolię, przeniesioną na inny kontynent. Kapsztad również jest duży, ale ma w sobie więcej uroku, głównie z racji położenia, niemal na samym krańcu całego kontynentu, u podnóża góry, między nią o oceanem. Zwłaszcza z dalszej perspektywy całość wygląda obłędnie. – próbował jej zwizualizować, jak wygląda to jego drugie miejsce na ziemi, jeśli do tej pory nie miała okazji obejrzeć nawet zdjęć, lecz tak naprawdę musiał ją po prostu tam zabrać. Był przekonany, że byłaby zachwycona równie tak samo, jak on. Przyszła mu nawet szybka myśl, że może postanowiliby w ogóle stamtąd nie wyjeżdżać. – Dlatego postanowiłem właśnie tam mieć swoje miejsce. No i dlatego, że całkiem szybko można się dostać stamtąd na Antarktydę. – zaśmiał się pod nosem, sprzedając jej kolejną ciekawostkę na temat tego miejsca.
- Czy to jest aż tak szalone, Judith? Po tylu latach ciągłej pracy, chyba nikt nie powinien mieć przeciwko, jeżeli zechcesz wziąć sobie krótki urlop, zwłaszcza w okresie, kiedy prawdopodobnie nie będziemy mieć zaplanowanych żadnych zabiegów, a które ewentualnie mogą wziąć inni chirurdzy. Jakiś dłuższy odpoczynek i trochę słońca dobrze by na ciebie wpłynęły. Może nawet nie krzyczałabyś już tyle. – nie mógł się powstrzymać, by nie zrobić jej kolejnego, małego prztyczka w nos. Widząc spojrzenie lekarki szybko złożył kolejnego buziaka w policzek, chcąc ją natychmiast udobruchać. Cały czas za to trzymał ją w objęciach, głaszcząc powoli jej ramię. – Obiecasz mi, że to rozważysz? – zapytał jeszcze, zerkając w jej oczy, bo naprawdę chciał spędzić z kobietą więcej czasu, tylko we dwoje.
- Myślę, że cholernie by ci zazdrościły, chociaż w ogóle się do tego nie przyznają. One muszą użerać się z mężami, dziećmi, domem, a tobą zainteresował się młodszy facet, który spełnia wszystkie twoje potrzeby. Ciekawe więc, kto ma lepiej. – wypowiedział się prosto do jej ucha, znów próbując wzbudzić w niej trochę większe pożądanie, poprzez dyskretne przygryzanie jej tu i ówdzie. – Jak to nie ma nauki, Judith? Nie będziemy robić innego, tylko analizować całą operację. Po prostu od czasu do czas przyda nam się jakaś przerwa, prawda? – zapytał ją jeszcze szeptem, ale w końcu odpuścił temat wiedząc już, że raczej ich wspólny wieczór nie dojdzie do skutku. Trochę żałował, bo chciał z nią spędzić resztę tego dnia, ale w końcu wiedział na co się pisze i musiał się przyzwyczajać do tego, że tak to właśnie będzie mniej więcej wyglądać. Być może w tym momencie nie był jeszcze świadomym, jak to wszystko odbije się na nim i jego uczuciach.
W końcu oderwali się od siebie na czas jedzenia, które zostało im zaserwowane na stół. Monterrey zdążył już zgłodnieć tak bardzo, że żadna ilość płatków na mleku by mu nie wystarczyła. Poza tym marzył od dawna, o jakiejś innej potrawie, niż azjatyckie dania w pudełkach, przywożone do domu. Sam był leniwy i zapracowany, bo coś samemu spróbować ugotować. Wziął więc widelec i zaczął kosztować krewetek. Rozmowy między nimi na moment ucichły, aby spokojnie mogli się delektować smakiem. Osobiście Monty chciał dobrze zapamiętać ten smak i lokal, bo w końcu przez najbliższy czas będzie mu się kojarzył z Judith i z tym, iż postanowili pogłębić ich relacje.
- No właśnie chyba naprawdę zapomniałaś, skoro nawet nic mi o tym nie wspomniałaś. Dokąd wyjeżdżasz i co to za konsultacje? – zapytał, lekko zaskoczony tą niespodziewaną wiadomością o braku jej osoby przez najbliższe dni. Jednak to jej następne stwierdzenie nieco go skołowało. Aż ściągnął brwi w zamyśleniu, próbując zrozumieć dlaczego, lecz coś najwyraźniej mu umykało. Nie był też pewien, czy mówi poważnie czy po prostu żartuje tylko, nawiązując do tego, co działo się między nimi poza murami szpitala. – Dlaczego uważasz, że nie powinniśmy mieć wspólnych dyżurów? – zwrócił się w końcu z zapytaniem, zerkając w stronę Meyer, kiedy przeżuwał następny kęs swojego dania.

autor

0
0

-

Post

Pomijając całość nieco poważniejszych zdarzeń, które miały miejsce chociażby za sprawą spotkania z jej byłym mężem czy dość szczerej i znaczącej rozmowy o łączącej ją z Monty'm relacji, rzeczywiście dzisiaj wyjątkowo nie mogli się od siebie oderwać. Drobne pocałunki, czułe gesty, objęcia i właściwie nieodstępowanie siebie na krok, sprawiały, że i ona tkwiła w naprawdę sporym napięciu, które pragnęła rozładować. Tak wiele dziś skotłowało się w niej emocji i wrażeń, że faktycznie miała ogromną ochotę spędzić z nim ten wieczór, jak również i całą noc. Ciągle było jej mało jego bliskości, dlatego też tak chętnie musiała jego usta i tuliła się do niego, ciesząc się chwilą. A dawno nie była tak wylewna w stosunku do niego, tym bardziej do żadnego mężczyzny. Możliwe, że teraz pragnęła nieco nadrobić tych straconych chwil. - To piękna historia - stwierdziła zaraz z uśmiechem na ustach, gdy przedstawił jej uporządkowane nieco fakty o swoim pochodzeniu - Poniekąd można powiedzieć, że Twoich rodziców połączyła medycyna. Nic więcej dziwnego, że Ty, owoc ich miłości, również masz medycynę we krwi - zaśmiała się, gładząc dłonią jego udo. Ona sama doskonale wiedziała jak to jest, z racji posiadania matki będącej chirurgiem, pewne rzeczy po prostu są od nas silniejsze i naprawdę mamy je we krwi. Tak samo ona, jak i on. Byli po prostu skazani na medycynę, a lekarski świat mógł jedynie się cieszyć, że dostał tak cenne nabytki. - Nigdy tam nie byłam, ale brzmi niesamowicie. Zarówno Johannesburg, nawet jeżeli to po prostu miejsce przypominające amerykańską metropolię, jak i Kapsztad... między górą a oceanem? To musi wyglądać obłędnie - pokiwała głową z zachwytem, aż nawet rzeczywiście mocno zainteresowana jego opowieścią na temat tamtych rejonów. Chyba szczerze miała ochotę to wszystko zobaczyć, a na ten moment po prostu dopisać do listy rzeczy, które chciałaby kiedyś zobaczyć. - Urodziłeś się w niesamowitym miejscu, można Ci tylko pozazdrościć. Jestem niemalże pewna, że to miejsce robi tak samo duże wrażenie jak i Ty - dodała jeszcze, muskając ustami te jego - I nie, to nie jest szalone. Ale jednak na pewno wiele osób by się zdziwiło, bo ja nigdy nie biorę wolnego. A jak wzięlibyśmy wolne w tym samym czasie, to mogłoby być podejrzane. Chociaż nie powiem, dłuższy odpoczynek byłby całkiem fajny... w dobrym towarzystwie - zagryzła lekko wargę, czując jak mężczyzna znowu muska nosem jej szyje i policzek - O, gdybym przestała krzyczeć nie byłabym już sobą - szturchnęła go lekko rozbawiona, no ale po chwili spojrzała w jego oczy i zamilkła na moment, słysząc jego pytanie - Myślę, że mogę Ci obiecać, że o tym pomyślę, nie mówię więc nie - pogładziła dłonią jego policzek, bo udało mu się ją skusić. Jeżeli już to rozważała w ogóle, to bardzo dobry znak. Do tej pory w ogóle nie myślała o czymś takim jak urlop, a teraz naprawdę miała ochotę uciec wraz z nim z Seattle, gdzie mogliby w spokoju pobyć tylko we dwoje. Teraz jednak mogli skupić się chwilowo na jedzeniu, jakże pysznym i sycącym, które stopniowo niwelowało jej duży głód. Dawno nie jadła czegoś tak dobrego, a na pewno nie w ostatnim czasie. W zasadzie nawet dawno nie była w restauracji, raczej kursując jedynie między domem a szpitalem, więc to też fajna odmiana. Przy tym wszystkim właśnie przypomniało jej się, że będzie musiała pojutrze wyjechać, a teraz jednak wypadało, aby Monty o tym wiedział, skoro ich relacja nieco się zmieniła dzisiejszego dnia. - Vancouver. Pracuje tam mój przyjaciel, studiowaliśmy razem, również jest kardiochirurgiem, ma dość specyficzny i trudny przypadek, dlatego prosił mnie o konsultacje i o pomoc podczas operacji. Oczywiście najpierw konsultacja, jeżeli uznamy, że się tego podejmiemy, to również operacja - wyjaśniła powód swojej dwudniowej nieobecności, a potem spojrzała na niego i napiła się nieco, by móc mu wyjaśnić swój punkt widzenia - Po prostu pomyślałam, że tak byłoby nam łatwiej... no wiesz, trzymać dystans w pracy. Nie miałam na myśli nic złego, jedynie to, że trudno nam utrzymać ręce przy sobie - zaśmiała się i pochyliła, by skraść mu krótkiego całusa - Ale to pewnie i tak nieuniknione, poza tym chce abyś ze mną operował, więc musimy wspiąć się na wyżyny naszej silnej woli - wyjaśniła i poklepała jego udo pod stolikiem, a potem znowu skupiła się na posiłku, który zakończyli w przyjemnej atmosferze. Po tym jak zaspokoili głód, opuścili lokal i spacerkiem, w swoich objęciach, przeszli do centrum, gdzie został jej samochód. Odwiozła więc Monty'ego pod budynek, w którym znajdowało się jego mieszkanie i jeszcze długo nie mogli się rozstać, zwłaszcza, gdy tak namiętnie ją całował na pożegnanie, gdzie już prawie m uległa i weszła wraz z nim na górę. Ale jednak wygrał jej pracoholizm i po długim, aczkolwiek czułym i namiętnym pożegnaniu, opuścił jej samochód i wtedy też wróciła do siebie, by móc na spokojnie przygotować się do operacji. Chociaż nie ulega wątpliwością, że tego wieczora jej myśli i tak uciekały jedynie w kierunku mężczyzny, który mocno wkradł się do jej głowy.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1]

Rebecca - dla przyjaciół: Becky, lub Bex (jeśli ktoś został - po latach udowadniania swojej lojalności i oddania - awansowany do miana absolutnie-najbliższych-bff-ów-pod-słońcem!) - Astor-Bass była grzeczną dziewczynką, a grzeczne dziewczynki, jak powszechnie wiadomo, nigdy się nie spóźniają. Z tej też przyczyny w miejscu spotkania z Laurą, blondynka znalazła się na dobre pięć minut przed czasem, wzrokiem leniwie taksując wywieszone w gablotce przed wejściem menu. Przespacerowała się rozespanym spojrzeniem wzdłuż równych rządków pastelowych liter i symboli - licząc wszystkie GF (przy propozycjach bezglutenowych) i V lub VG przy tych dla, kolejno, wegetarian i wegan, a w końcu i czerwone papryczki, którymi oznaczono dania ponadprzeciętnie pikantne. Zaczynała mieć już ogólny zamysł tego, na co się zdecyduje, a czego sobie odmówi - automatycznie wpisując odtłuszczone cappuccino i sałatkę o tyle smutną, że bez dressingu, do wiecznie prowadzonego w myślach rejestru kalorii. Kiwnęła głową własnemu odbiciu, zatarła podmarźnięte dłonie, przestąpiła z nogi na nogę, i pchnęła otoczone zielonkawą framugą drzwi, pozwalając, by otoczył ją poranny gwar, zapach świeżo wypieczonego pieczywa i dopiero co zaparzonej kawy, oraz ciepło, przyjemnie kontrastujące z panującym na zewnątrz chłodem. Rozejrzała się, bez większego szoku konstatując, że jest pierwsza, a potem podała kelnerce zarówno swoje nazwisko, jak i płaszcz (to drugie - pracownica Haymaker przyjęła z pewnym zaskoczeniem).

Utrzymywanie bliższych, poza-drużynowych kontaktów z rówieśnikami - zwłaszcza zaś z dziewczętami, z którymi to znajomości zwykle wiązały się z mniejszymi kłopotami och, czyżby, Becky?] - znajdowało się na szczycie listy jej noworocznych postanowień, gdzieś poniżej wzmianki o intensywnej nauce francuskiego, i powyżej zobowiązania o piciu większej ilości wody. Wiecznie rozpędzona między wykładami i seminariami, a treningami i zobowiązaniami pozalekcyjnymi, traciła z pola widzenia faktyczną rozrywkę. Przyjemności, na które - jak przestrzegało choćby starsze rodzeństwo - już wkrótce i tak miała nie posiadać czasu.
Z Laurą znała się bliżej, niż wyłącznie z widzenia, lecz nie na tyle dobrze - jeszcze, miała nadzieję - by móc nazwać ją "przyjaciółką", lub choćby "bliższą znajomą".
Nagła, intruzywna myśl o Sarah wkradła się gwałtownie pomiędzy inne, zupełnie niewinne.
Becky uniosła dłoń, i posłała krzątającemu się nieopodal kelnerowi promienny uśmiech.
Dystrakcja. Dystrakcja najlepszą formą obrony.

- Poproszę duże, odtłuszczone cappuccino na mleku sojowym, przedłużone wodą, i bez żadnych syropów. Proszę - wyrecytowała głosem słodkim jak flaworyzowany wanilią, i sypany kolorowymi drobinami cukru, lukier, równocześnie wygładzając karmelowy w barwie materiał kaszmirowego sweterka - Jeszcze na kogoś czekam, ale chętnie się napiję.
Wódki, na przykład - jak dwa dni wcześniej, Becky?
- Bardzo dziękuję!

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#54
outfit
Grzeczne dziewczynki, jak powszechnie wiadomo, nigdy się nie spóźniają.
Laura jak zawsze wyszła z domu odpowiednio wcześnie, by dotrzeć na miejsce na czas, a najlepiej chwilę wcześniej. Wedle obliczeń, których dokonała poprzedniego wieczoru, powinna być na miejscu jakieś siedem minut przed czasem. Biorąc pod uwagę dojazd do Genesee autobusem (bo była tylko studentką, która nie mogła pozwolić sobie na dojazdy taksówkami, czy też uberem) oraz spacer od przystanku do kawiarni cała podróż zajęła jej jakąś godzinę. W tym czasie zdążyła przesłuchać jeden odcinek podcastu na temat zrównoważonego rozwoju oraz przeczytać kilka rozdziałów książki, którą pożyczyła jej znajoma. Wszystko szło zgodnie z planem, dopóki autobus się nie zatrzymał i stał w miejscu dobre dziesięć minut. Wtedy już wiedziała, że nici z przybycia do Haymaker na czas.
Żwawym krokiem pokonała jakieś 400 metrów dzielące ją od restauracji, popchnęła wielkie szklane drzwi i weszła do jej środka. Rozejrzała się, szukając blond włosów przy którymś ze stolików. Z uśmiechem na ustach ruszyła w stronę koleżanki, obeszła stolik i stanęła naprzeciwko niej.
– Cześć! – rzuciła od razu, odwieszając swoją torebkę na długim pasku na oparcie krzesła. Nie spodziewała się zaproszenia od Rebecci na śniadanie, jednak przyjęła je bardzo chętnie. Miała wrażenie, że znalazły już nić porozumienia, jednak nieco im brakowało do przeniesienia tej relacji na nieco wyższy poziom. Być może to spotkanie miało im w tym pomóc!
– Mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie długo. Pech chciał, że na tym dużym skrzyżowaniu coś nagrywają, chyba jakiś serial i zablokowali przejazd na kilka minut, bo potrzebowali pustej ulicy. – wytłumaczyła powód swojego spóźniania, jednocześnie zdejmując długi granatowy szal ze swojej szyi, a następnie pozbywając się długiego brązowego płaszcza. Spojrzeniem odszukała wieszak, na którym mogła odwiesić swoje ubrania, więc uśmiechnęła się przepraszająco do Becky. – Daj mi jeszcze trzydzieści sekund. – od razu po tych słowach ruszyła w stronę wieszaka. Zajrzała jeszcze do kieszeni płaszcza, sprawdzając, czy nie zostawiła w nich swojego telefonu.
– Pierwszy raz tu jestem, wygląda całkiem nieźle. – stwierdziła, rozglądając się po pomieszczeniu, gdy już zajęła miejsce naprzeciwko blondynki. – Zdążyłaś już coś zamówić? – uniosła pytająco brew. Sama potrzebowała chwili, by zapoznać się z lokalem oraz serwowanymi w nim daniami. Co prawda, gdy Rebecca podała jej nazwę miejsca, od razu sprawdziła, czego może się spodziewać, chciała jednak się upewnić oraz, być może, wybrać coś, co polecano danego dnia. Mieli specjalne śniadaniowe menu, które wyglądało zachęcająco. Miały szczęście, bo były pierwszymi klientkami, więc kelner od razu dostrzegł, że Hirsch dosiadła się do stolika i podał im karty z menu.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli mamy być zupełnie szczerzy, nawet sama Becky nie spodziewała się - po sobie - że przyjdzie jej złożyć Laurze Hirsch tak spontaniczne, i nieumotywowane żadnym większym celem, zaproszenie na śniadanie. Tak po prostu! Nie po to, by - jak to miała w zwyczaju w kontekście spotkań z koleżankami z drużyny - umówić sekwencję akrobacji i podstawę piramid - cheerleaderskiego numeru popisowego. Nie, także, aby obgadać co ten albo inny znajomy z wydziału wyczyniał na ostatniej imprezie w przypiwnicznej części akademika. W dodatku przez SMSa - trywialnie, a nie na przykład uroczym, choć staroświeckim sposobem, który zdarzało jej się czasem praktykować, by zaimponować drugiej stronie swą dbałością o szczegóły - na oznaczonej zawijasami jej monogramu, psikniętej mgiełką perfum papeterii w kwiatki. I, wreszcie, w konflikcie z jej dbałością o to, by wszystko-zawsze-perfekcyjnie zaplanować i rozłożyć w czasie, z bardzo niewielkim wyprzedzeniem.
Obawiała spodziewała się też - a przynajmniej mentalnie szykowała na taką ewentualność - że Laura zwyczajnie jej odmówi. Choć nie znały się szczególnie dobrze, miała świadomość mnogości zajęć, jakimi wypakowany był grafik brunetki (być może i to stanowiło jedną z przyczyn, dla których dziewczyny zdawały się dogadywać tak dobrze już od pierwszej chwili niedługiej, póki co, znajomości). Tym bardziej więc ucieszyła ją prędka, i potwierdzająca, odpowiedź ze strony znajomej studentki.
O dziwo, czekając na Hirsch którąś już minutę, Becky nie czuła szczególnego niepokoju; nie zerkała nerwowo na wyświetlacz telefonu, w kontrolnym poszukiwaniu godziny, nie odwracała się w stronę drzwi, jak szczeniak zostawiony pod sklepem. Czekała spokojnie, z nogą założoną na nogę, dłońmi na blacie, i wzrokiem utkwionym trochę we własnych dłoniach, a trochę w żłobieniach drewna, z którego wykonano stolik. Coś jej podpowiadało, że nie ma o co się martwić - i faktycznie, już po chwili, z nieskrywaną radością, witała się ze smukłą brunetką.
- Coś ty, tylko chwilę! Nawet fajnie było, tak posiedzieć z własnymi myślami... - rzuciła, a potem żachnęła się krótko nad własnymi słowami - To znaczy, nie o to mi chodzi! - z rozbawieniem wzniosła dłonie w pseudo-obronnym geście - Naprawdę miło cię widzieć! Po prostu... Wiesz, jakoś nigdzie się dziś nie spieszę, to miałam na myśli!
Ucałowała Laurę w prędkim powitaniu, dała jej chwilę na odwieszenie płaszcza, a potem przychyliła się do niej lekko nad płaszczyzną blatu.
- Taaak, kawkę! - zaświergotała, i na równie ptasi wzór wyciągnęła główkę osadzoną na smukłej (w krytycyzmie matki: chudej, za długiej) szyi w poszukiwaniu kelnera (znalazła go w kącie części barowej, i subtelnym, acz nieznoszącym sprzeciwu gestem wskazała, że są bardziej, niż gotowe na jego angaż w obsługę). Nie była szczególnie niecierpliwa, starała się też, w zgodzie z zasadami kindersztuby, nigdy nie pośpieszać obsługujących ją osób, o ile nie wydawało się to absolutnie konieczne, ale tęsknota za kofeiną robiła swoje. Łatwo było zapomnieć o manierach, gdy organizm uparcie wołał o choćby najskromniejszą porcję kawy - Cappucino na sojowym. Ale mają też... gorącą czekoladę, i zielone soki i... - rozpędziła się, trochę tak, jakby jej towarzyszka nie była zdolną do samodzielnej lektury wręczanych im właśnie przez pracownika restauracji kart dań i napojów - No, zresztą sama zobaczysz. Słyszałam o tym miejscu sporo dobrego, ale to pierwszy raz i dla mnie, więc wiesz... Oby tego nie spiep... sknocili - zachichotała w uniesioną ku wargom dłoń; wychowywana na perfekcyjną, potrafiła praktykować proces samo-uciszania - Zamawiamy dużo różnych rzeczy, i się dzielimy? Czy masz jakiś zwyczajowy przysmak, którego nie odpuścisz, i będziesz chciała porcję tylko dla siebie? - zagaiła. Było coś niezwykle ekscytującego w tej możliwości, by drugiego człowieka, tak po prostu, zacząć poznawać. Drogą pytań najbłahszych niby, a nagle - jak wiele znaczących - No, i w ogóle to opowiadaj... Jak ci minął Sylwester? I jak zaczął się ten rok!? Masz jakieś... postanowienia, hm? Kurczę! - przerwała samej sobie krótkim, dźwięcznym chichotem - Naprawdę strasznie się cieszę, że się w końcu spotkałyśmy!

autor

stick and stones may break my bones
Awatar użytkownika
29
167

Dziennikarka śledcza

The Seattle Times

elm hall

Post

Gra szósta

Wyjazd do Vancouver wpłynął pozytywnie na River. Czuła się dużo pewniej i przede wszystkim odprężyła się na tyle aby nie myśleć o swojej wadliwej pamięci. Obawiała się, że lekarze mogą mieć rację, a ona nigdy nie odzyska pełnej sprawności w tym zakresie. Ciężko tak funkcjonować, zwłaszcza gdy ma się pod opieką psiaka plus chłopaka o którego również powinna dbać. Kilka dni temu zapomniała, że mieli wyjść do kina. Została dłużej w pracy a gdy mężczyzna zadzwonił z pretensjami zrobiło jej się głupio. Nie planowała go wystawić, po prostu jej durny mózg postanowił przemilczeć fakt spotkania. Brała leki wspomagające pamięć, takie jakie daje się osobom po wypadkach, jednakże poprawa nie następowała. Chyba pora się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości choć Sanders oczywiście robiła dobrą minę do złej gry. Nie mogła dać się zwariować.
Tak jak rozmawiały w knajpce te kilka tygodni temu, zapisała je na kurs gotowania w pobliskiej restauracji. Z nadzieją patrzyła na okazję by spotkać się z Andy. Co by nie mówić kobieta stała się niemałym wsparciem i pomagała jej kiedy tylko trzeba było. Dużo bardziej uczestniczyła w jej życiu niż sam Will który robił się zazdrosny. Wystarczyło wspomnieć imię kumpeli a ten od razu strzelał focha, zupełnie zapominając, że baristka nie jest dla niego żadną konkurencją (ta, akurat XD).
Spojrzała na zegarek – zbliżała się godzina rozpoczęcia a Maddox ni widu ni słychu. Zapominanie to jej domena a nie znajomej, dlatego sprawdziła jeszcze telefon w nadziei na wiadomość, że zaraz będzie. Mało nie wyrzuciła telefonu gdy ktoś z tyłu postanowił powiedzieć jej przy uchu krótkie „Buu”. Na całe szczęście Riv się nie wydarła jak oszalała a jedynie podskoczyła ze strachu.
- Chcesz żebym zawału dostała? – na początku powiedziała to gniewnie, ale zaraz uśmiechnęła się promiennie. - Myślałam, że mnie wystawiłaś! – szturchnęła ją w ramię po czym przekroczyły próg restauracji. Nie była jakoś wielka, ale stało tam jeszcze kilka osób, które czekały na przyjście szefa kuchni.
- Umiem gotować, ale chyba nie na takim poziomie – wskazała na jedno z pokazowych dań które wyglądało wykwintnie. - Nie patrz tak na mnie! Zgodziłaś się tu przyjść. Palca sobie tylko nie odkrój i będziemy w domu! – zaśmiała się pod nosem, po czym wysłuchała mężczyzny który dzisiaj zarządzał ich szkoleniem.
Minęło kilka minut a one trafiły do swojego stanowiska, miały tam wszystkie potrzebne składniki, dlatego Sanders spojrzała na znajomą. - To ja będę Ci rozkazywać a Ty będziesz moim pachołkiem! – oczywiście mówiła to w żartach bo zaraz wzięła nóż i zaczęła kroić cebulę. - Weź pokrój paprykę Gordonie. – śmiechom nie było końca bo Riv naprawdę dobrze bawiła się w towarzystwie baristki.

autor

--------

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”