WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Dużo spania i duża gorączka.
Wspomnienia, które zacierały się łaskawie.
Ciepła kołdra otaczająca ciało, owinięte w cudzą koszulkę.
Miła dziewczyna z ładnym, delikatnym uśmiechem, opierająca czasem dłoń o jego czoło, w przerwach na chłodzenie zimną wodą ułożonego na twarzy ręcznika.
- Mój telefon - wychrypiane z pierwszą sekundą samodzielnej świadomości, spod ciężko opadających powiek, pomiędzy klekotaniem zębów i wzbierającym dreszczami, szarpiącymi całym ciałem. Nie chciała dać - na początku, przez chwilę. Miała na imię Ruby albo Ruth, nie był pewien, choć wiedział, że przedstawiała mu się już kilka razy, przy wcześniejszych, krótszych pobudkach. -Proszę - dodane bez przekonania, z krótkim pociągnięciem nosem. Spojrzenie z trudem dotarło do jej twarzy. Udało się. Dała się przekonać. Obity zbyt mocno telefon wylądował miękko na kołdrze, na jego klatce piersiowej, a on przez chwilę jeszcze wpatrywał się w niego bezmyślnie, jakby rozważając wszystkie za i przeciw. Ostatnie połączenia. Nieodebrane od Floriana. Od Laury. Od Devona. Przy tych ostatnich zatrzymał się, czując jak łzy znowu pchają się pod powieki. Drżące dłonie wybrały kontakt. Sygnał. Jeden i ułamek drugiego, zanim po drugiej stronie nie dało się usłyszeć ciężkiego oddechu brata.
- Dede? - słaby głos, przerywający słowo w połowie. - Dede, j-jesteś tam? - Był, na pewno był - kto inny jeśli nie on. Oddelegowana do roli anioła stróża dziewczyna poczuła chyba, że zanosi się na rozmowę z rodzaju tych, niepotrzebujących świadków, bo obrzuciwszy go ostatnim, kontrolnym spojrzeniem, wstała od łóżka i opuściła pokój, zostawiając uchylone drzwi.
- P-przepraszam, Dede, przeprasz...am - wyrzucone pospiesznie, równo z momentem, w których niemożliwe do powstrzymania łzy wytoczyły się na policzki, po raz kolejny tego dnia. - N-nie chciałem, ty w-wiesz, że n-nie... n-nie chciałem nigdy znowu psuć, znow-wu nie chciałem... Dede? D-dede, jesteś tam? P-proszę, nie rozłączaj się, D-dede, proszę, t-tylko... Tylko przep-praszam, nie rozłączaj się, p-proszę...
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Palce nerwowo błądziły po ekranie, wystukując litery, które układały się w słowa. Zbitek słów, zdania, których nigdy nie wypowiedziałby tak stanowczo i płynnie. Wszystko brzmi tak płasko, choć ciało drżało niespokojnie. I bał, cholernie bał się tej rozmowy. Bał się, w jakim stanie go usłyszy, czy w ogóle go usłyszy, czy odbierze, oddzwoni. Czy Devon będzie w stanie jakkolwiek do niego przemówić i czy cokolwiek do niego dotrze. Kolejna próba. Kolejna nieudana. Gotów był spędzić całą noc na tej pieprzonej kanapie, obgryzać paznokcie i gapić się w telefon, żeby tylko nie denerwować Felicii, której dobry sen był teraz jedną z ważniejszych dla niego rzeczy. I kiedy leżał tak z twarzą wbitą w sufit, kiedy zastanawiał się, czy jest jeszcze osoba, do której o tej porze może zwrócić się z pomocą, a przy okazji nie wywołać żadnej niepotrzebnej paniki, telefon na jego brzuchu zawibrował. Zerwał się do pozycji siedzącej.
- Cosmo? – zachrypnięty głos przerwał głuchą ciszę. I tylko tyle. Bo serce zaraz zaczęło pracować szybciej, gardło zacisnęło się, w klatce zabrakło miejsca na swobodny oddech. Pochylił się do przodu, z trudem rejestrując docierające do niego słowa brata. – Co się dzieje? I przestań, naprawdę, przestań mnie przepraszać, do cholery i powiedz tylko co to wszystko ma kurwa znaczyć? Gdzie jesteś? – nie rozpłacz się teraz, to najgłupsze, co mógłbyś teraz zrobić. Zaciśnij zęby, spróbuj wziąć oddech. Nie jesteś zły. Jesteś? Panujesz nad sobą, nie podniesiesz głosu. Prawda?

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

U Franklina - czy jeśli to powie, Devon przyjedzie tutaj? Nie był chyba gotowy na to, żeby spojrzeć mu prosto w oczy po tych dłużących się dniach zaciekłego ignorowania lub zbywania krótkimi, nieprecyzyjnymi i przede wszystkim zakłamanymi wiadomościami, wystukiwanymi pospiesznie między jednym a drugim zjazdem. Żelazna zasada - nie pisać do Dede pod wpływem, choćby nie wiem co, zawsze świadomie, zawsze składnie, zawsze tak, żeby sprawiać jak najmniej podejrzeć, z głupim złudzeniem, że dzięki temu mógł w jakiś sposób wyciszyć obawy brata, uspokoić go nieco. Myśli tylko kilkukrotnie odważyły się na stawienie czoła faktowi, że Devon z pewnością wiedział nie tylko, że jest nie tak - wiedział, że jest po prostu źle, że tragicznie, że okropnie i paskudnie, a sam Cosmo stawiał go w sytuacji przepełnionej okrutną niemocą; w sytuacji, z której starszy brat nie mógł go ocalić, bo istota problemu leżała przecież tylko i wyłącznie w młodszym Fletcherze.
- N-nie wiem, Dede, ja... przepraszam, ja nie w-, przep-praszam. - Miał przestać przepraszać przecież, ale ciężko się oddychało, ciężko się myślało, ciężko zmuszało się słowa do układania się na języku, kiedy usta drżały tak mocno, kiedy głowa szarpała przejmującym bólem, kiedy każda kość, każdy mięsień dawały o sobie stanowczo znać piekącymi iglikami wzbierającego głodu. - B-bezpieczny już jestem, w bezp-piecznym miejscu, j-jest dobrze j-już, nap-prawdę dob-brze - podjął myśl jeszcze raz, wolną ręką mnąc żałośnie róg kołdry, pociągając nosem i przełykając głośno ślinę. - N-nie powinieneś się t-teraz tym... Jak F-fela? Co z Felą? - Wpół zdania zorientował się, że nie wie - naprawdę nie wie, pojęcia bladego nie ma. - B-boże, Dede, j-jestem najgorsz... najokrop-pniejszym jestem brat-tem, przep-praszam cię... tak bardz-dzo, nic n-nie wiem, niczym się n-nie interesuję, b-będę takim beznadziejnym wujkiem, przep... - znowu za dużo słów, za mało tlenu, za dużo pośpiech, za mało siły, za dużo łez, zbyt mocno ściśnięte gardło.
Zbyt dużo pozostawało do nadrobienia.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nogi same poderwały się z kanapy, ruszone jakimś nerwowym impulsem. Głos brata nigdy nie wywoływał takich reakcji, może dlatego, że Devon długo tłumił w sobie cały żal, całą pełną obaw złość – wszystko, co mogłoby świadczyć o jego bezradności. Nigdy nie chciał przyznać, że sobie z czymś nie radzi. Ale teraz miał za wiele do stracenia, a wyrzuty sumienia były większe niż kiedykolwiek. - Cosmo, nie. Nie jest dobrze. Skończ już kurwa z tym, że jest dobrze. Wiem, że nigdy nie było. Nawet przez chwilę. Mieliśmy umowę. Pamiętasz? Mówimy sobie wszystko, kurwa, wszystko sobie mówimy. Jak ma być dobrze, skoro okłamujesz wszystkich, którzy są w stanie ci pomóc? Jeżeli nie potrafisz być szczery w stosunku do mnie? Nie mówisz mi nic? Nie wiem gdzie jesteś, co się z tobą dzieje, piszą do mnie twoi znajomi, że się martwią, żebym coś z tym zrobił. Co mam zrobić, skoro nie mam o niczym pojęcia? Nie mogę obserwować twojego każdego ruchu, pilnować, żeby tobie nic się nie stało. Nie jestem w stanie, kurwa, nawet jeżeli bardzo bym chciał - wysyczał przez zaciśnięte zęby, chociaż zupełnie nie potrafił kontrolować swojego załamującego się miejscami głosu. Nie chciał budzić całego mieszkania, z Felicią trochę się nagimnastykowali, żeby dzieciaki poszły spać o ludzkiej porze. Bajki w kolorowych okładkach i klocki leżały jeszcze rozrzucone na podłodze. Devon omijał je ostrożnie, żeby na nic nie nadepnąć. Mimo wszystko nie wyobrażał sobie Cosmo gdzieś indziej, niż w swoim mieszkaniu i to jeszcze dziś. Ściągnie go tutaj, nawet jeżeli będzie musiał stawać na rzęsach, żeby rano spokojnie wytłumaczyć wszystko swojej ciężarnej dziewczynie, o ile wcześniej nie zbudzi jej żaden hałas.
- Znowu to robisz. Ja ci już nie wierzę, Cosmo. Nie wierzę ci, przestań i posłuchaj mnie teraz – nie krzycz. Tylko nie krzycz.
- Kocham cię i chcę, żebyś był bezpieczny. Wciąż martwię się o ciebie tak samo, ale jest o wiele trudniej, wiesz? I teraz zabrzmię jak ostatni kutas, ale albo mówisz mi, gdzie jesteś i przyjeżdżam po ciebie albo możesz zapomnieć o mnie, o Feli i o Leo. Tylko spróbuj wytłumaczyć to wszystko mamie, bo nie ty od przyszłego tygodnia będziesz spędzał z nią całe dnie - zacisnął usta. Wciąż walczył ze sobą, chociaż oczy zapiekły nagle bardziej. -To jest twoja ostatnia szansa, Cosmo. Potrzebujesz nas i my potrzebujemy ciebie. Tutaj, teraz. Proszę.

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Nie jest dobrze.
Nie wiedział, kiedy umowa przestała obowiązywać. Jeśli teraz zechciałby sięgnąć pamięcią wstecz, z pewnością doszedłby do wniosku, że nagle, z dnia na dzień - po prostu pewnego ranka obudził się i już jej nie było, już nie było żadnego braci się nie traci, już nie było mowy o dzieleniu czasu na rozmowach na poważne tematy, już były tylko drobne głupotki, tylko udawanie, że wszystko jest okej, tylko bawienie się w kotka i myszkę i przechylanie szali tak mocno, jak tylko się dało w stronę, po której (w mniemaniu Cosmo) Dede nie musiał wcale się nim przejmować. Nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że stosowana przez niego z zapałem taktyka mogłaby działać odwrotnie, dlatego też z każdym kolejnym słowem starszego Fletchera czuł się tak, jakby znowu wymuszał na nim sztuczną litość, której wcale nie chciał. Ciężko było uwierzyć, że ktoś naprawdę się martwi - może przez fakt, że przez miesiąc robił te wszystkie obrzydliwe rzeczy bez próby podjęcia przez kogokolwiek jakiejś bezpośredniej ingerencji, a może na skutek jakiegoś silnego wyparcia poczucia braterskiej odpowiedzialności. Może łatwiej było myśleć, że Devoni wcale na nim nie zależy; może łatwiej było udawać, że nie ma wcale o co walczyć?
- Nikt cię o to, kur-rwa, nie prosi - rzucił bez pomyślunku na wzmiankę o pilnowaniu go, ale zaraz pożałował tego, samemu będąc zażenowanym niewdzięcznością i egoizmem wypowiedzianych właśnie słów. Nikt nie prosił, ale Dede był - zawsze był, był przez całe dzieciństwo, zawsze w gotowości, zawsze za nim, kiedy trzeba było poprzeć jego rację i przed nim, kiedy ojcowski gniew szukał ujścia. Dede był i ta świadomość uderzająca nagle gwałtownie, odbierając mu dech w piersi, zmusiła go do odsunięcia na moment mikrofonu w telefonie od ust; do odsunięcia całej komórki trochę dalej, do przygryzienia na moment zębami nadgarstka, w gwałtownym przypływie kolejnej fali żałosnego szlochu, którego Dede nie powinien wcale słyszeć. Tymczasem brat mówił dalej i Cosmo wiedział, kurwa, naprawdę wiedział, że to, co mówił miało sens, ale potrzeba wyparcia wrzała w nim teraz tak mocno, że byłby chyba w stanie zanegować najbardziej banalny truizm, gdyby nie krótkie, jednosylabowe imię nie dotarło do jego uszu.
- L-leo? - powtórzył ostrożnie. Mama, Leo, Fela, potrzebujemy cię. Nie potrzebowali - tego był bardziej niż pewien, ale sam fakt, że te słowa dotarły do jego uszu wydawał się w zaskakujący sposób pokrzepiający i obciążający poczuciem winy jednocześnie. - M-mały? Będzie m-miał Leo na im-mię? - dodał, próbując jakoś opanować drżenie warg i trzymającej telefon przy uchu dłoni. Głowa Ruth albo Ruby zamigotała na moment w szparze między drzwiami a framugą, ale zaraz zniknęła za ścianą. Głęboki, drżący oddech, uderzający prosto w mikrofon. - D-devon... - Rzadko tak do niego mówił. Dede był zawsze Dede - jakieś durne dziecięce przyzwyczajenie, jakiś pierdolony odcisk tych lat spędzonych w Grotto, kiedy zawsze mógł na niego liczyć. A jednak teraz Devon rozbrzmiało w powietrzu tak obco, że Cosmo musiał zatrzymać się na moment po wypowiedzeniu tego wyrazu. Devon. Bo jesteśmy już dorośli. - W-wiesz, że ja cieb-bie też? W-wiesz? Kocham... w-was kocham-m. Wiesz? - myśli nie mogły zlepiać się w poprawnie skonstruowane zdania, kiedy wierzch wolnej dłoni przecierał zbyt mocno podrażnione łzami powieki. - Cieb-bie i mam-mę, i F-felę, i L... i Leo też, w-wiesz? - Kocham, naprawdę kocham, kocham, kocham, kocham cholernie, tak mocno i tak źle, że aż wszystko boli, każda myśl i każde drgnięcie mięśni. - K-kocham, ale... t-tak się b-boję b-bardzo, Ded-de - wyrzucone w końcu, głosem załamującym się na imieniu brata. Krótka przerwa na wzięcie oddechu, na uspokojenie chaotycznych myśli. - B-boję, że znow-wu zniszczę, b-bo... b-bo lepiej dla w-was, jak m-mnie nie ma, p-prawda? L-lepiej i nie mów, ż-że nie wcale, bo każd-y wie, że lep-piej i co, jeśli j-ja już nie umiem być dob... tak być, żeb-by było dobrze? J-ja wiem, że tyl-lko zabierać um-miem, wiesz? W-wiem, napraw-wdę wiem i le... może lep-piej to, że nie ma mnie t-tam? D-dede? Chciałb-byś mieć... - nie powiem tego - chciał-łbyś mieć wujka, któr-ry się kur-rwi i jest pierd-dolonym ćpunem?
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To samo. Ta sama historia, w kółko. I głupie wyrzuty sumienia. Czegokolwiek by się nie podjął, czegokolwiek by nie powiedział, nie był wystarczający. Chciał dobrze, działo się źle. Nie był wystarczającym przyjacielem, nie był wystarczającym bratem. Zawsze, wszystko nie tak, nie rozumiesz. I sam nie wiedział. Poza fizyczną, bliżej nieokreśloną odległością, dzieliła ich także przestrzeń, którą ciężko było wypełnić. Nawet słownie nie potrafili do siebie trafić. Brat wymknął mu się na dobre, a Devon coraz bardziej wątpił w to, że jest mu w stanie pomóc. I czy w ogóle istnieje ktoś, kto dałby radę. Bo on nie daje rady. Nigdy nie dawał. Nikt cię o to, kurwa, nie prosi.
Zacisnął palce na telefonie. To po co, do chuja jasnego, dzwonisz? Kilkanaście sekund martwej ciszy, żeby dać sobie parę głębszych wdechów. On jest chory. Wcale nie miał tego na myśli.
To nie był dobry moment na zrzucanie na siebie tego całego chaosu, ale Dev wcale nie kłamał. Potrzebowali go, zawsze był i będzie ważną częścią tej rodziny, ale w jakie słowa by tego nie ubrał, teraz nic nie miało znaczenia. Nie chciał wyobrażać sobie miny mamy. Nie potrafiłby ubrać tej prawdy w słowa. To wywoływało w nim bolesny skręt żołądka. Nawet kurwa tak nie myśl. – My też się boimy, Cosmo. I nie pierdol, że nie chcemy, żebyś z nami był. Przestań myśleć wyłącznie o sobie, dobra? – wysyczał. – Może pomyśl o swojej mamie, pomyśl o mnie, o Leo, o Feli, pomyśl o tych wszystkich, którzy chcą ci pomóc, ale ty ich ignorujesz i skupiasz się na jakimś gównie. Nie jesteś niepotrzebny. Wszyscy się martwimy. Spróbuj, chociaż raz, proszę spróbuj mnie przez chwilę posłuchać ze zrozumieniem – oddech. – On na pewno chciałby go przede wszystkim mieć. Reszta nie jest istotna. Przemyśl to, Cosmo. Proszę.
/czerwona słuchawka

autor

Zablokowany

Wróć do „Telefony”