WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table> <div class="kp0">
<div class="kp2">
<div class="kp3">

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-1" name="kp4-gr" checked><label for="kp4-1"> me </label> <div class="kp5-a"><img src="https://64.media.tumblr.com/97410277e80 ... jpg"></div> </div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-2" name="kp4-gr"><label for="kp4-2">about</label>
<div class="kp5"> <div class="kp5-t">about me</div> <div class="kp5-in">

<div class="kp5-info"> <h1>imie i nazwisko</h1> <h2>Bluejay Krzyzanowski</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>pseudonim</h1> <h2>Blue, nigdy Jay</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>data i miejsce urodzenia</h1> <h2>07/08/1984, Seattle</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>dzielnica mieszkalna</h1> <h2>Portage Bay</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>stan cywilny</h1> <h2>perpetuum mobile</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>orientacja</h1> <h2>heteroseksualny</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>zajęcie</h1> <h2>uczy młodzież nazw kontynentów</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>miejsce pracy</h1> <h2>Ballard High School</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>wyznanie</h1> <h2>-</h2></div>
<div class="kp5-info"> <h1>miejscowy</h1> <h2>w seattle od miesiąca, po latach</h2></div>
</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-3" name="kp4-gr"><label for="kp4-3">story</label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">my story</div>
<div class="kp5-in">THE JETTY, WASHINGTON, USA
<br>
Moja matka stoi na brzegu. Dokładnie w tym miejscu, w którym fale - łagodne o tej porze dnia, nieśmiałe jeszcze, preludium do nocnej kotłowaniny, do tej zatrważającej feerii wszystkich istniejących odcieni czerni i kobaltu i wszelkich możliwych rodzajów szumu i skowytu - tracą odwagę i cofają się z powrotem do oceanu.
<br>Spódnica w krzykliwy wzór paisley, zebrana w pasie szerokim zamszowym paskiem, obszerna, miękka, pachnąca kadzidłem, tańczy dokoła jej nagich stóp i prężnych łydek. Matka unosi ręce, klaszcze w dłonie. Bransoletki suną wzdłuż szczupłych przegubów - słyszę ich śpiew, metaliczne podzwanianie (a może tylko mi się zdaje?).
Bluejay!, krzyczy. Euforyczny wybuch śmiechu. Duma. Tak brzmi duma. Bluejay, baby!
<br>
Mam cztery lata; od urodzenia - problemy z koordynacją ruchową. To nie tak, że się ciągle przewracam albo wpadam na meble, neurolog szybko wyklucza wady błędnika, internista - upośledzenie. Ale potrzebuję więcej czasu niż inne dzieci - więcej podejść, by trafić szmacianą piłką do kosza, więcej prób, by utrzymać równowagę na rowerku (tak, trójkołowym). Ojciec się nie martwi (niczym, zaszyty w gabinecie, upalony trawką), ale wiem, że mama już zaczyna. Dlaczego tyle mu to zajmuje? Dlaczego musi starać się aż tak bardzo? Dlaczego...
<br>
Ale teraz stoję - stoję na desce. Mam cztery lata i stoję na desce.
<br> Przede mną - bezkres oceanu. Pode mną - bezkres oceanu. Za mną - moja matka na brzegu, czujna niczym drapieżny ptak, gotowa rozewrzeć spódnicę jak skrzydła, przyfrunąć do mnie jeśli spadnę.
<br>
Ale nie spadam.
<br>
<br>
COOS BAY, OREGON, USA
<br>
Ani wtedy, ani dziesięć lat później, gdy zdobywam mistrzostwo stanu. Po prostu trzymam się deski. W świecie, w którym nic nie stoi w miejscu, w świecie, w którym wszystko bezustannie wiruje. Moi rodzice kłócą się i kochają, a wszystko co robią, robią głośno. Głośne są ich rozmowy, gdy zapraszają do domu wolnomyślicielskich przyjaciół z czasów, gdy mieszkali w Komunie. Głośne są melodie wypływające ze starego gramofonu w ich sypialni. Głośny jest szloch mojej matki śmiech mojej matki, jęk mojej matki (podsłuchuję ich przez cienkie przepierzenie ściany, jak na ciekawskiego gówniarza przystało).
<br>
I tylko ocean jest cichy.
<br>W naszym domu nigdy nie wiadomo, który dzień zacznie się od awantury, a który od parujących naleśników na kamionkowym talerzu, z namaszczeniem stawianych przez mojego ojca na blacie długiego jadalnianego stołu z surowego drewna. W myśl zasady, że szewc bez butów chodzi, moja matka jest psychoterapeutką, a ojciec naukowcem od kosmosu (i w myśl tejże zasady ona zmienia nastroje jak rękawiczki, a on patrzy w niebo i nic nie rozumie). Żadne z nich nie surfuje, ale przynajmniej obydwoje dopingują mi i nie narzekają, gdy sprzęt zaczyna robić się coraz droższy, lokacje konkursów coraz bardziej odległe od domu, moja ambicja coraz silniejsza, wybuchy żalu po przegranej zaś coraz bardziej burzliwe.
<br> Dojrzewam, i mam pytania. Dlaczego dziewczyny mówią, że nic się nie stało, a potem nagle trzaskają drzwiami i następnego dnia widzisz je, obściskujące się z Twoim kumplem z lekcji biologii za budynkiem biblioteki? Dlaczego wszyscy wymagają od Ciebie, byś był wzorem dla młodszego rodzeństwa, chociaż to młodsze rodzeństwo to dwie pyskate smarkule, a Ty nie masz pojęcia jak niby być wzorem dziewczyństwa? Dlaczego Świat, choć mówili Ci, że jest dobry i piękny i pełen przygód, nagle okazuje się mieć w zanadrzu głównie ból i śmierć i terror (patrzysz jak Dwie Wieże kruszą się na ekranie telewizora niczym domki z kart)?
<br>Dlaczego?
Nakładasz piankowy kombinezon. Jest piąta rano, przyjechałeś tu sam z użyciem dopiero co uzyskanego prawa jazdy. Na plaży nikogo. Tylko ty i biały piach i spienione grzywacze szepczące Twoje imię.
<br>Dlaczego?
Matka jeszcze nie wie, ale odkładasz pieniądze z każdego konkursu i gdy tylko uzbierasz odpowiednią sumę, spakujesz się i tyle Cię widzieli.
<br>Dlaczego?
Chodź, mówi Ocean. Ja Ci powiem. Tylko trzymaj się deski.
<br>
<br>
RINCON, SANTA BARBARA, CALIFORNIA, USA<br>
Deski, którą przytwierdzam troczkami do dachu pierwszego samochodu - zdezelowanego vana (jeszcze o tym nie wiem, ale za dwa lata sprzedam go za bilety na Hawaje, z ciężkim sercem i spojrzeniem pełnym nadziei utkwionym w płycie lotniska). Deski, która zawsze zajmuje za dużo miejsca, którą trzeba nadawać do luku bagażowego w samolocie, o którą się trzeba wykłócać z kierowcami autobusów na wybrzeże. Deski, na której czasem śpię na plaży w oczekiwaniu na przypływ. Deski, którą codziennie czyszczę z czułością, pokrywam błękitną warstewką pasty antypoślizgowej, wsuwam pod pachę i z którą biegnę w stronę rozszalałych fal.
<br>
Kończę osiemnaście lat. Dziewiętnaście. Olewam college ("przejdzie mu, jeszcze wróci do edukacji", wieszczy matka i ma rację, choć bardzo chcę jej udowodnić, że absolutnie jej nie ma). Pracuję w sklepie sportowym (w dziale sportów wodnych), w barze przy plaży (moja specjalność to "Sex on the Beach", a jakże), na basenie, prowadząc lekcje pływania dla dzieci i emerytów, w sklepie zoologicznym (w sekcji zwierząt wodnych), w sklepie z mapami (w sekcji oceanicznej) i w barze z tacos (rybnymi). Każdy zarobiony grosz skrupulatnie odkładam, by już niedługo móc zrealizować plan: Oahu, Hawaje. Niezmącony błękit nieba znany mi z pocztówek. Fale, strome i długie na kilka metrów niezależnie od pory roku i fazy księżyca. Wolność - z daleka od mojej matki, z daleka od mojego ojca, z daleka od deszczowego Seattle, błędnego punktu na mapie, w którym przyszło mi się urodzić. Zasypiam z widokiem wymarzonych palm pod powiekami - wieczne słońce Hawajów niedługo przepali je jak starą kliszę.
<br>
A potem wydarza się Florence.
<br>
Znam ją przecież - z dzieciństwa. Pamiętam, że z niej zawsze szydziłem, bo wszystko miała długie - długie nogi (co wcale nie jest atutem w dwunastym roku życia), długie ręce, długie włosy (sianowate warkocze dyndające między chudymi łopatkami), długie jedynki (jej największy kompleks - przyczyna, dla której nawet teraz niechętnie uśmiecha się pokazując zęby). Spada na mnie jak nieprzewidziany maverick nadciągający z północy, zamyka się nade jak piana morskiej fali, obejmuje mnie, przykrywa, osłabia, wciąga pod powierzchnię, zatapia, kotłuje, topi.
<br>Topi mnie, myślę wracając na rowerze do rodzinnego domu po pierwszej spędzonej wspólnie nocy. Tonę. Miłość - bo to ona, prawda? cóż innego, jeśli nie ona? - wdziera mi się w życie jak woda w płuca tonącego. Nie mogę oddychać. Nie mogę myśleć. A przede wszystkim... Nie mogę utrzymać równowagi. W życiu, w pracy, na desce.
<br><br>
PIPELINE, OAHU, HAWAJE
<br>
Dlatego wyjeżdżam.
<br> Jednego dnia jeszcze jestem, następnego już mnie nie ma. Zostawiam po sobie rozścielone łóżko w rodzinnym domu, złożoną siostrze obietnicę, że będę na Święta (choć przecież wiem, że mnie nie będzie), nieporadne, koślawe rozmowy z ojcem - niedokończone, urwane nim ktoś rzuci jakąś pointą.
<br>
Pipeline jest snem. Jest perfekcyjnym destylatem wszystkich moich młodzieńczych marzeń. Zwieńczeniem starań. Nagrodą za liczne pobudki przed świtem, lekcje opuszczone nie z woli wagarowania, lecz przez turnieje i konkursy w innych stanach. Jest zapłatą za te związki, w które nie wszedłem, wszystkie urwane przyjaźnie, opuszczone imprezy, pełne wyrzutu spojrzenia rodzeństwa - Och, Bluejay... On zawsze myśli tylko o sobie.
<br>
Przez dwa lata surfuję. Mam sponsora czy dwóch, dorabiam łapiąc się najróżniejszych dorywczych prac, ale robię tylko tyle, ile to konieczne. Nie pragnę luksusów - wystarczy, by pokój miał przestrzeń na deskę i był blisko plaży. Albo lepiej. Na plaży.
<br>
Ten wielki kraj rozciągnięty na mapie drapieżnie, ekspansywnie, rozpryśnięty wokół własnej linii brzegowej kleksami wysp, zaczyna mnie jednak męczyć. Kupuję więc bilet - następny. Nie robię przystanku w domu. Dom mam ze sobą, pod pachą. Dom z poliuretanu.
<br>
<br>
ULUWATU, BALI, INDONEZJA<br>
Stawiam stopy na płycie lotniska w Denpasar i wiem. Ogarnia mnie duszna, lepka wilgoć i gęsta czerń pękająca w szwach od śpiewu cykad, i wiem. Zadzieram głowę, natrafiam niedowierzającym spojrzeniem na srebrny sierp księżyca. Nie zdawałem sobie sprawy - tutaj widać go pod zupełnie innym kątem.
<br>
To na Bali znajduję coś, czego nawet świadomie nie szukałem. Spokój. Spokój ukryty we wstążkach dymu unoszącego się z ofiarnych podarunków złożonych przodkom. Spokój w jaśminowym smaku ryżu, wodzie wypijanej z młodego kokosa w dzień, gdy temperatury przekraczają czterdzieści stopni Celsjusza. Spokój, który pozwala mi myśleć. I działać. Spokój i Słońce ucieleśnione w jasnowłosej podróżniczce o zabawnym akcencie. i piegach niczym gwiezdna konstelacja. Słońce, które - gdy akurat nie tańczy na bosaka - zawsze nosi dwie różne skarpetki. Słońce, które - jak to słońce ma w końcu w zwyczaju - co jakiś czas znika za horyzontem, a potem pojawia się nagle w niespodziewanym przebłysku, ogrzewa moją duszę, zmienia szarość fal w żywe złoto. Słońce. Koraliki wplecione w kosmyk włosów, wieczory spędzone na plaży przy butelce Bintanga, "naucz mnie surfować, Blue", rzucone spontanicznie, gdy siedzi za mną na skuterze i mkniemy wąskimi alejkami Ubud, jej dłonie splecione w moim pasie. Sunshine. Jedyna obietnica, jaką sobie składamy, to ta, że nie możemy nic sobie obiecać.
<br>
Zaczynam uczyć - siebie i innych, w obydwu przypadkach języka. Dzwonię do domu raz na miesiąc, rodzinę znajduję na miejscu - zbieraninę wagabundów z różnych stron świata, z którymi tańczę i pływam i rozmawiam i kocham się i kłócę się i schodzę i rozchodzę i jem i budzę się i zasypiam. Ale przede wszystkim, z którymi surfuję.
<br>
W pewnej chwili zaczynam studia w Jakarcie. Otwieram firmę. Zarabiam, myślę, żeby się ustatkować (i na myśleniu się kończy; Daisy wraca w snach, cierpliwa jak zawsze, ale zacięta). Moje rodzeństwo dojrzewa. Moi rodzice się starzeją. Nie oglądam tego z bliska - nie widzę, że ojciec chodzi znacznie wolniej, że mamie zajmuje kilka dobrych minut nim zdoła rozgrzać kolana i wstać rano z łóżka. Czas płynie. Życie się toczy. Znajduję siwy włos w paśmie za uchem, gubię go w oceanie.
<br>Zapominam o krzywdach z dzieciństwa, o emocjach, jakich zabraniano mi czuć. Zbieram gotowość do powrotu, ale wciąż wymyka mi się spomiędzy palców.
<br>A potem dzwoni telefon.
<br>
<br>
PORTAGE BAY, SEATTLE, USA<br>
Sprzedaję dom, samochód i większość rzeczy. Trzy deski, wadliwy, szumiący telewizor. Większą część ubrań oddaję sąsiadom - chudym dzieciakom na wszechobecnych skuterach, spracowanym mężczyznom o krzepkich, żylastych ciałach. Pakuję czternaście lat życia w jutowy worek i lecę do domu.
<br>
Na pogrzeb.
<br>
Nie widziałem ojca od szesnastu lat, a teraz widzę go w trumnie. Niesamowite, jak kruche i drobne wydają się martwe ciała. To mój Ojciec - stoję nad trumną w milczeniu, nie płaczę, ale i nie mogę się pozbierać - a wygląda jak figurka z porcelany.
<br>
Muszę tu zostać - potrzebuje mnie matka, rodzeństwo, potrzebuje mnie on, choć już go tutaj nie ma. Kupuję więc dom - śmieszną konstrukcję w Portage Bay, najbliżej wody jak się da (na wodzie). Adoptuję psa. Nie dzwonię do Daisy. Znajduję pracę. Zaczynam dorosłe życie. Z deską podwieszoną pod sufitem na grubych linkach z sizalu.
</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-4" name="kp4-gr"><label for="kp4-4">flaws</label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">my flaws</div>
<div class="kp5-in"> <br>RANO
<br>
Wytresowany całymi latami pobudek przed świtem organizm budzi go zwykle koło piątej rano. Poranny rytuał zawsze wygląda tak samo: mocna, czarna kawa bez cukru i mleka (czasem dwie kawy, trzy), krótki, gorący prysznic. Nie surfuje teraz, ale biega, czasem pływa, słowem - zajmuje sobie czas w oczekiwaniu na pobudkę reszty świata konkretnym sportem, ruchem, akcją.
<br> Ponieważ uczy w ogólniaku w Ballard (szerokopojętych nauk biologicznych, jest bardzo selektywny w doborze materiału...) - musi być w szkole na ósmą, ale często zjawia się w gmachu liceum o wiele wcześniej, by wypić kolejną kawę, przygotować materiały, pozasuwać krzesła.
<br>
W gronie nauczycielskim jest raczej outsiderem. Nie bawi się w tę małostkową politykę, w wojenki podjazdowe rozgrywane w pokoju nauczycielskim o nic i bez powodu. Podobno za mało mówi, za dużo milczy, a uśmiecha się nie wtedy, gdy powinien.
<br>
<br>
PO POŁUDNIU<br>
Pracując w szkole nie zarabia zbyt wiele, ale wystarczająco by opłacić czynsz za eklektyczny domek w Portage Bay. Nie wypruwa sobie żył - kończy zazwyczaj przed resztą kadry, nie prowadzi też żadnego koła naukowego, choć młodych ludzi z ławek lubi znacznie bardziej niż kolegów po fachu. Wraca do domu, często rowerem. Wyprowadza psa - adoptowanego niedawno mieszańca imieniem, a jakże, Maverick. Później odwiedzi czasem matkę - jego średnia siostra zazwyczaj już u niej jest, a więc i ma się wtedy z kim pokłócić.
<br> Czasem, jeśli wszyscy są w dobrym humorze, zagra coś matce na fortepianie (kiepsko) lub gitarze albo banjo (świetnie). Dobrze śpiewa, ale robi to rzadko - recitale więc urządza tylko od święta. I tylko bliskim. Bo znajomych ma nieszczególnie wielu... Praktycznie żadnych, przynajmniej nie pod tą szerokością geograficzną.
<br>I dobrze. Lubi bowiem samotność. Lubi obiadokolacje zrobione w pojedynkę - swoją specjalność, balijską sałatkę z kokosem i chilli albo ostre, rozgrzewające curry zasypane nerkowcami. Czasem, by przypodobać się matce (syn marnotrawny, nieszczęsny), ugotuje nawet coś polskiego - według receptury z rodzinnych stron ojca. Mięsa nie je od urodzenia, od czternastu lat jest weganinem. I praktycznie nigdy nie sięga po alkohol - ale nudziarz - jeśli już, to kieliszek dobrego, naturalnego wina albo coś mocniejszego z jakiejś małej, rodzinnej destylarni.
<br>
<br>
WIECZÓR + NOC
<br>
Chodzi spać o rozsądnych porach - ciało potrzebuje odpoczynku, mięśnie regeneracji. Ale czasem zabaluje dłużej, z nogami wyciągniętymi wygodnie, wspartymi o balustradę werandy zawieszonej w mroku nad szumem wody. Patrzy na księżyc odwrócony pod niewłaściwym kątem i myśli o Bali. O wszystkim (wszystkich), co (których) tam zostawił. Myśli o swoim ojcu. O Florence. O roztrzepanej Sunny. Nie płacze, czasem tylko się trochę wzruszy - zwłaszcza, jeśli słucha przy tym jazzu (jazz to jego słabość, zwłaszcza, jeśli zaangażowana jest trąbka). Przechodzi mu jednak szybko - wystarczy poklepać psa po kudłatym łbie, wziąć się w garść, założyć jeden z ulubionych, wyciągniętych swetrów z kapturem (wciąż znajduje między nitkami ziarna indonezyjskiego piasku). Przed snem rzuca okiem na materiały na lekcje. Czasem medytuje. Czasem czyta - na przykład Vonneguta, bestialsko odartego z przedniej części okładki (została kiedyś na tylnym siedzeniu vana), Hessego, Junga, ale czasem po prostu jakiś kryminał czy komiks. Czasem po prostu leży z dużą, kremowo-szarą muszlą przyciśniętą do ucha. Trzydziestosześcioletni. Sam, ale nie samotny.
<br>
Chyba.</div> </div></div>

<div class="kp4"> <input type="radio" id="kp4-5" name="kp4-gr"><label for="kp4-5">more</label> <div class="kp5"> <div class="kp5-t">and more</div> <div class="kp5-in">
<div class="kp5-c-info"> <h1>imię/ nick z edenu</h1> <h2>-</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>kontakt</h1> <h2> pw proszę</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>narracja</h1> <h2>przeszły, 3</h2></div>
<div class="kp5-c-info"> <h1>zgoda na ingerencję MG</h1> <h2>tak</h2></div>
</div> </div></div>

</div></div>
<div class="kp1"> <h1>bluejay krzyzanowski</h1> <h2>Ryan Gosling</h2></div> </div></table>[/i]
Ostatnio zmieniony 2020-12-04, 11:22 przez Bluejay Krzyzanowski, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<table>
<div class="akcept0">
<div class="akcept1">akceptacja!</div>
<div class="akcept2">Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 3 dni.</div></div>
</table>

autor

Zablokowany

Wróć do „Karty postaci”