WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bycie współwłaścicielem firmy - nawet jeśli chodziło o zakład pogrzebowy - niosło za sobą zarówno wiele obowiązków, jak i sporo korzyści, między innymi to, że mógł wpisać sobie w grafik wolne aby wyrwać się na tydzień na drugi koniec kraju. Potrzebował tego - szczególnie po zwariowanym Halloween, po którym wylądował na czterdzieści osiem godzin w celi, ponownie będąc podejrzanym o zamordowanie kilku osób. Nie wiedział, czy chodziło o to, że ta łatka się od niego nie chciała odkleić, czy po prostu był magnesem na kłopoty, niemniej... nie było w tym niczego przyjemnego, a on uświadomił sobie, że od naprawdę dawna nie był na wakacjach. Floryda... cóż, nigdy - do tej pory - nie zrobiła na nim olbrzymiego wrażenia, ale liczył, że i to da się zmienić. Kupił bilet pod wpływem chwili - nie chcąc z jakiegoś (tak, Ivory) powodu wybierać Miasta Aniołów.
Przyleciał do Miami 22 listopada, na początku nie czując zmęczenia spowodowanego ani lotem, ani nie czuł jetlagu, nawet jeżeli brało się pod uwagę różnicę czasu między Seattle a Miami. Pogoda też była skrajnie różna - opuścił Szmaragdowe miasto po drodze kąpiąc się w chłodnych kroplach deszczu, by na lotnisku przywitało go słońce w towarzystwie około 80 stopni Fahrenheita. Wybrał hotel - mający całkiem niezłe opinie i kilka gwiazdek, a do tego (jak później sobie uświadomił) mieszczący się niedaleko okolicy, w której dawniej mieszkał jego dobry kumpel ze studiów. Śmiali się wtedy, że jeden z nich po zakończeniu wybierze Kalifornię, a drugi Florydę - dwa odległe od siebie stany, w których chcieli rozwinąć skrzydła i podbić branżę - celowo, by nie wchodzić sobie w drogę. Dobrze, że chociaż jednemu z nich się udało.
Niedziela przebiegała leniwie - głównie włóczył się po mieście, wysłał kilka zdjęć do znajomych, przeprowadził parę rozmów telefonicznych. Nikt nie zwracał na niego uwagi, co było miłą odmianą od życia w Seattle. Trochę humor popsuła mu wiadomość od Jackie - matka wyrażała niezadowolenie przez to, że nie zamierzał wrócić na Święto Dziękczynienia. Cóż, wolał nie mówić, że głównie ze względu na to wyjechał - by nie siedzieć z nimi przy stole dziękując za... wolność? Za to, że wreszcie wyszedł z celi? A może za to, że ojciec jeszcze nie dowiedział się o jej skoku w bok, więc wciąż byli razem? Nie chcąc pić samemu, zaryzykował i odezwał się na facebooku do kumpla.
W poniedziałek obudził się z olbrzymim kacem, lecz pomimo tego nastrój mu dopisywał. Odnowił kontakt, który poniekąd spisał na straty, a okazało się, że Finnick nie tylko ucieszył się, że otrzymał od niego wiadomość, zupełnie nie widział w nim więźnia-Blake'a, to jeszcze wkręcił go w - tak mu się wydawało - ciekawy event, który miał być kolejnego dnia, a mężczyzna był jednym z twórców emitowanego na różne stany wydarzenia. Nie mógł mu odmówić.
Splot wielu czynników sprawił, iż 24 listopada kręcił się w dużym studiu nagraniowym, w którym z jednej strony tworzono sporo stanowisk dla przedstawicieli różnych miast, aby opowiedzieli o swoim święcie dziękczynienia (głównie byli to prezenterzy lokalnych stacji + ze dwóch gości specjalnych, którzy z nimi przybyli), a z drugiej strony prężnie powstawała scena, by kolejnego dnia mogli wystąpić zaproszeni artyści, będący gwiazdami wieńczącymi cały projekt. Czar prysł, kiedy mijając jedną z kobiet rozpoznał w niej...
- June - powiedział, chwilę po tym poważniejąc. Już się nie uśmiechał, pożegnał cały entuzjazm, jaki mu towarzyszył w związku z tym, że mógł poczuć się jak dawniej. Jak ktoś, kogo prawie nikt tu nie zna prywatnie, ale i tak ceni za profesjonalne porady i pomoc związaną oprawą muzyczną i nagłośnieniem.
- Tinder, cmentarz, a teraz... serio, Miami? - zapytał, osadzając spojrzenie na jej oczach. - Coraz lepiej ci idzie stalkowanie - oświadczył, a na jego usta wkradł się cień chłodnego (przywiezionego z Seattle) uśmiechu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 005
W niedzielę June była jeszcze w Seattle, z pokorą przygotowując się na rodzinne Święto Dziękczynienia, na które nie miała zupełnie ochoty. W poniedziałek poszła do pracy, skoczyła na siłownię, a potem razem z siostrą zamówiła dużą pizzę z podwójnym serem, narzekając po raz kolejny na to, że następnego dnia też będzie musiała iść na trening, skoro zrobiła cheat day w dzień, który wcale nim być nie powinien. We wtorek za to też miała iść do pracy, też miała wstać nie wcześniej niż o ósmej rano, by przed dziesiątą przekroczyć próg budynku ich telewizji, ale... no właśnie. Ale. Ale wstała o piątej, obudzona przez producenta pytaniem, czy o siódmej da radę pojawić się na lotnisku, bo za kilka godzin mają być w Miami. I co odpowiedziała? Że da, oczywiście, będzie na miejscu na czas, za co w duchu przeklinała się już pół godziny później.
Ale to tym właśnie sposobem we wtorkowe popołudnie narzekała już na znacznie wyższą niż w Seattle temperaturę i gruby golf, w który ubrana była na drogę, a którego jeszcze nie miała okazji zmienić na coś lżejszego. Nie do końca wiedziała czemu ma służyć jej obecność na Florydzie, ale korzystając z okazji, że praca może się wydłużyć, a tym samym nie zdąży wrócić na święto do domu, naprawdę dała radę wstać, spakować się i ogarnąć w ciągu dwóch godzin, które na własne życzenie miała, by zjawiła się na lotnisku. Dała też radę ukryć niewyspanie połączone z niezadowoleniem, że nie pójdzie po południu na siłownię, a w tym wszystkim jeszcze zmobilizować się do pracy i biegać po planie zdjęciowym udając, że naprawdę coś na nim robi. Do czasu, aż z którejś strony po raz kolejny dobiegło ją jej imię, kiedy sama próbowała odnaleźć jednego z prezenterów, chcąc wręczyć mu dokumenty, których jeszcze nie odpisał. Ale to nie był głos jej szefa, to nie był głos producenta, ani nikogo, z kim współpracowała na codzień. To był głos należący do... – Poważnie? – Blake'a. A on, och w szczególności on, chyba nie liczył na lepsze, normalniejsze powitanie, prawda? Od niej nie można przecież za dużo wymagać. – Zatęskniłam po prostu, a krótkie wspólne wakacje w Miami wydawały się fajnym pomysłem – starała się zabrzmieć łagodnie, ale wrodzona zgryźliwość mimo wszystko przebijała się przez ten słodko-udawany ton głosu, przypominając Blake’owi o tym, jaka June potrafi być naprawdę. Że daleko jej do typowej, miłej siostry twojej zmarłej narzeczonej, a bliżej do kogoś, kto szczerze Cię nienawidzi.
W tym przypadku jedynie z pozoru.
I gdy pomyśleć można było, że po swoich słowach odwróci się na pięcie, szukając zajęcia zupełnie gdzie indziej, z dala od Blake’a, z dala od osoby, która w dziwny sposób działała na jej nerwy, jednocześnie powodując nieznane dotychczas uczucie w żołądku, rzeczywistość tylko pokazała, że to ostatnie co mogłaby zrobić June. Nic nowego, prawda? Znana już była z tego, że działa nieszablonowo i wbrew wszelkim prawom logiki, której nierzadko pozbawione były też jej zachowania. Jak na przykład to, którym popisała się przed wszystkimi chwilę później. – Przepraszam bardzo, czy mnie coś ominęło i ta stacja zaczęła zatrudniać do pracy pierwszych lepszych ludzi znalezionych na ulicy? Mało mamy pracowników w Seattle, na miejscu? – wyjątkowo mocno podniosła głos, upewniając się, że jej współpracownicy doskonale ją słyszą. A tego, że Blake też, chyba nie trzeba wspominać, nie? W końcu wzięła go za jednego ze statystów, skoro ludzi spoza na plan zwykle nie wpuszczano. – Myślałam, że ktoś tu jeszcze robi jakąkolwiek selekcję, ale chyba... pomyliłam się – dorzuciła, swoje spojrzenie wbijając już tylko w Griffitha. Tak jakby chciała powiedzieć mu coś w stylu tak, o Tobie mówię.
Ostatnio zmieniony 2020-12-03, 02:47 przez June Hughes, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego obecny zawód, cóż, nie należał do aż tak nieprzewidywalnych, gdzie musiał na już przenieść się z jednego końca kraju na drugi. Owszem, normą były wyjazdy - głównie karawanem - planowane z dnia na dzień, bowiem ciężko było przewidzieć nadchodzącą śmierć. W pewnych przypadkach było to możliwe, lecz z reguły o kursach dowiadywał się z niewielkim wyprzedzeniem. Na szczęście kierowcą był jedynie z doskoku, częściej po prostu doglądając interesu jako współwłaściciel i pilnując papierologii, w zasadzie przekierowując ją do właściwych osób, które się bardziej na tym znały. Poza Serenity miał na głowie dwa dobrze rozwijające się start-upy, założone jeszcze przed odsiadką, lecz nigdy nie było o nim przesadnie głośno, jako o członku spółki - początkowo tego nie chciał, aby nikt nie mówił, że pomogło mu nazwisko albo fundusze ojca, a później bezpieczniej było tego nie rozgłaszać. Po wyjściu z więzienia - nawet poza konkretnym odszkodowaniem, jakie dostał za okres spędzony za kratami - nie mógł narzekać na brak pieniędzy, co bez wątpienia było jedną z niewielu pozytywnych stron codzienności, z którą zderzył się w początkowych tygodniach mieszkania w Seattle. Większość byłych skazańców miało zdecydowanie gorsze perspektywy na przyszłość. Pomimo tego nie stronił od pracy, w każdej starając doszukać się nowego doświadczenia i kolejnej lekcji. Zbyt wiele stracił przez pięć lat, aby teraz towarzyszyła mu bierność i monotonia.
- Gdybyś powiedziała wcześniej, moglibyśmy przylecieć razem i mieć więcej czasu - odpowiedział lekko jak do bardzo dobrej znajomej, dodatkowo nonszalancko rozkładając przy tym ręce na boki. W jednej z nich miał deskę z klipem, do której przyczepionych było kilkanaście stron scenariusza, wedle którego - poniekąd - mieli działać. Finn zasugerował mu, aby rzucił na to okiem, być może coś podpowiedział i nadał więcej świeżości, gdyby okazało się, że on sam coś przeoczył, czy też nie wykorzystał całego potencjału, jaki był możliwy do uzyskania. W końcu liczyła się zarówno oglądalność, jak i kluczowy był wysoki poziom wydarzenia, a on - znajomy sprzed lat - był podobno blisko awansu na dyrektora stacji, co dało się wyczuć po pozytywnych (ale i z nutą zazdrości) komentarzach osób z jego stacji.
- O to samo miałem zapytać - skwitował już mniej łagodnie, a raczej z pewną dozą kpiny. Otaksował ją spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem, wolnym krokiem ruszając do stanowiska, niedaleko którego się zatrzymali. Wyglądało jakby było przygotowane do tego, by mniej, lub bardziej doświadczony kucharz mógłby coś przy nim przygotować. Ewentualnie udając, że to robi, jak często się w telewizji zdarzało.
- Występujesz tu w roli... - urwał, mrużąc oczy z pozornym zamyśleniem. - Pomocy kuchennej? Jeśli chcesz, mogę załatwić ci fartuszek - powiedział z rozbawieniem, lecz nie zdążył dodać nic więcej, ponieważ przerwał mu dzwoniący telefon.
- Gdzie jestem... chwila, już ci mówię... -
Rozejrzał się, odczytując nazwę konkretnego stanowiska z planu, jaki miał dołączony do rozpiski. - A skoro już dzwonisz, będę miał sprawę, byś wreszcie mógł udowodnić, że faktycznie możesz na swoim podwórku wszystko - mruknął do telefonu, równocześnie zawieszając swoje spojrzenie na oczach Huhges. Odsunął smartfona do twarzy, do niej kierując następne pytanie.
- Jakiś konkretny motyw ci się marzy? Kolor? - Uniósł pytająco brew. Tak, całkiem poważnie miał zamiar zapytać o ten fartuszek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze można zostać też dłużej – odparła niemal od razu, dopiero po chwili gryząc się język. I to nie dlatego, że nagle zaczęła się obawiać o to czy Blake odbierze jej słowa jako poważną, zobowiązującą propozycję. Nie, absolutnie nie. Kto jak kto, ale on ją znał. Wiedział, że mimo braku typowej dla niej ironii w głosie to zdanie wypowiedziane było w czysto ironicznym kontekście i ani jej się śni zostawać tu dłużej, tym bardziej w jego towarzystwie.
Więc o co chodziło? O to, że mogła to wykrakać. O to, że bała się teraz takiej możliwości, jakby wypowiedzenie zwykłego, czysto hipotetycznego zdania, które na dodatek nie było kierowane szczerymi chęciami, mogło finalnie doprowadzić do takiego stanu rzeczy. Że zostaną tu dłużej, na dodatek w swoim towarzystwie, które od pierwszego dnia i praktycznie pierwszej godziny na miejscu pracy już June przeszkadzało. Nie omieszkała zasugerować mu tego wprost, drąc się na głos do wszystkich, ale jednocześnie nie oczekując żadnej odpowiedzi, której finalnie i tak nie dostała. Zamiast tego do jej uszu dobiegł jedynie komentarz Blake'a, na który miała ochotę prychnąć, w odpowiedzi rzucając krótkie nikt Cię o zdanie nie pytał. Ale czy ją zapytali? Czy kiedykolwiek pracując w tej stacji miała okazję zadecydować o czymś więcej niż to, o której godzinie umówi się z wybranymi odgórnie artystami na spotkanie, żeby zadbać o dobry wizerunek stacji? Odpowiedź była akurat prosta.
I na szczęście nieznana dla Blake'a, którego tupet rozzłościł June jeszcze bardziej niż sam widok znajomej twarzy tysiące kilometrów od domu. – Skoro tak to gdzie twój strój w paski albo, idąc za najnowszymi trendami, pomarańczowe ciuszki prosto z celi? – tu też mogłaby ugryźć się w język, tym razem żałując bezpośrednio wypowiedzianych właśnie słów, ale jak już na Hughes przystało, nie wpadło jej nic takiego do głowy. Nie pomyślała też o tym, by kiedy tylko odebrał telefon odwrócić się w drugą stronę i jak najszybciej zniknąć z zasięgu jego wzroku, więc chociaż nie chciała, stała i wpatrywała się w Blake'a do czasu, aż ten się do niej odezwał. Halo, ziemia do June, te papiery co trzymasz to ktoś za Ciebie odniesie? Wiesz co? – och na pewno nie wiedział! – Obojętnie. Naprawdę obojętnie. Ale najlepiej załatw też strój klauna dla siebie, żeby była jasność, kto na tym planie jest największym błaznem – i kiedy wystarczył jeszcze krótki moment, by zaraz zaśmiała się na głos, ciężko powiedzieć czy z własnego tekstu czy z rozpaczy, że uciekając od najbliższych trafiła akurat na Griffitha, z drugiej strony po raz kolejny rozległ się czyjś głos, ciągle powtarzający jej imię. – JUNE! JUNE! Gdzie są te papiery co miałaś mi przynieść?! – już z daleka dostrzegła twarz producenta, któremu gdyby nie Blake, zapewne już dawno zaniosłaby potrzebne dokumenty. – Daj mi je teraz. I jesteś mi potrzebna. W zasadzie oboje jesteście – rzucił niemal od razu, gdy tylko obok niej dostrzegł Griffitha rozmawiającego przez telefon. – Mamy za mało statystów, pieprzeni, kurwa, mieszkańcy Florydy, nikt nie chce opowiadać o swoich świętach, bo wszyscy śpieszą się do domów przygotowywać indyka, jakby nie mieli na to jeszcze całych dwóch dni. Musicie poudawać, że jesteście miejscowi i najlepiej opowiedzieć co w tym roku zamierzacie robić na Święto Dziękczynienia. Może, że jedziecie do rodziców, albo o, wiem! Powiecie, że dokładnie rok temu podczas kolacji się zaręczyliście i dlatego tak bardzo to święto jest dla was ważne, tak, ludzie to kupią! Dasz radę, June, prawda? Liczę na Ciebie – na dobrą sprawę wcale nie dał jej wyboru, wykorzystując chwilę milczenia, by zwołać innych pracowników i kazać im przygotować tę dwójkę do wejścia na wizję. – Jeśli nie wystąpicie to cały ten program będzie klapą, a to nie może się tak skończyć. Zresztą skoro już tak krzyczysz, że wystarczająco ludzi zatrudniamy na miejscu, to po co mamy brać kogoś obcego? – coś w jego głosie kazało June myśleć, że w tym momencie nie przyjmie już sprzeciwu, więc nawet jeśli jeszcze mogła próbować ich z tego wykręcić, wcale tego nie zrobiła. Zamiast tego dała się pociągnąć w stronę ustawionych wcześniej kanap, na których tuż obok wylądował też Blake, ciągnięty przez innego pracownika stacji. – Pamiętajcie - zaręczyny, rok temu, kochacie święto dziękczynienia. Taka ckliwa historia da nam miliony, mówię wam! – krzyknął jeszcze producent, ginąc pośród zbierającego się tłumu, a ich zostawiając na pastwę losu przed włączającymi się już kamerami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zamierzał zostać dłużej, zatem wstępnie wziął w pracy tydzień wolnego, z zaznaczeniem, że może mu się przeciągnąć. Martin - współwłaściciel zakładu pogrzebowego - nie miał nic przeciwko, a z opinią innych (no może poza Saoirse, bo ją lubił) niekoniecznie się liczył, jeżeli chodziło im stricte o niego. Jakieś uwagi odnośnie zawodu, sugestie i rzeczy, które mogły mu pomóc na przyszłość - z chęcią przyswajał, lecz nie ich sprawa, czy nie było go w Serenity tydzień, czy miesiąc. Poza tym czuł po sobie, że właśnie tego potrzebował - odskoczni od Szmaragdowego miasta, w którym deszczowa pogoda dodatkowo zmywała z otoczenia pozytywną energię.
- Skąd wiesz, że nie przeniosłem się na stałe - rzucił w eter, w zasadzie nawet jej nie pytając, a sugerując taką możliwość. Po wyjściu z więzienia miał wiele tego typu pytań: dlaczego wrócił do Seattle, skoro na pewno miał świadomość jak będzie postrzegany przez część mieszkańców miasta. Jasne, że wiedział, ale... nigdy nie był tchórzem i tym bardziej nie zamierzał być nim wtedy, kiedy wreszcie poczuł się wolnym. Wciąż bywał wpisywany w ramy więźnia, czy byłego więźnia, ale to tylko w ich oczach; w swoich nie chciał nigdzie i przed nikim uciekać. Wolał żyć na własnych zasadach.
- Zawsze wolałem słoneczne miejsca - dodał po chwili, a o tym musiała wiedzieć. Nie bez powodu wybrali z Ivory Kalifornię. Oprócz tego, że tam branża filmowa rozwijała się nadzwyczaj dobrze, było całe mnóstwo możliwości na otworzenie nowych start-upów w Dolinie Krzemowej, to jeszcze słońce świecące nad Miastem Aniołów motywowało do działania. Z planów - nie tylko tych zresztą - nic nie wyszło, dlatego nie byłoby niczym nadzwyczajnym, gdyby spróbował swoich sił na drugim końcu kraju. Spontanicznie. Może powinien to zrobić? W tym momencie przeszła mu przez głowę taka myśl, ale nie zdążył skupić się na niej bardziej, ponieważ rozproszył go najpierw telefon, a następnie komentarz blondynki.
- Podobno nie było mi w nich do twarzy - odpowiedział cierpko, rozkładając ręce (a w zasadzie rękę, bo w drugiej gdzieś na wysokości twarzy trzymał telefon) na boki i wrócił do wymiany zdań ze znajomym, odnośnie kolejnego dnia i zaplanowanych występów. Zapewne dlatego - albo przez to - wyłączył się z wydarzeń rozgrywających się przed jego oczami. Hughes z kimś dyskutowała (albo, o dziwo, słuchała bez żadnego zgryźliwego komentarza, bo takowego nie dosłyszał), a potem on sam został pokierowany na miejsce obok niej. Kiedy się rozłączał, usłyszał coś o statystach i ich braku, odegranej scence, w której to oni mieli zagrać główne role.
- Co on, kurwa, pierdolił? - zapytał, ruchem głowy wskazując na odchodzącego producenta, by przekierować wzrok na June. Nie miał zamiaru ubierać swoich myśli w bardziej cenzuralne określenia, bowiem pomysł należał nie tylko do absurdalnych, ale do całkowicie oderwanych od rzeczywistości. Zaręczony, owszem, był, ale nie z tą siostrą...
- To leci na żyw... - urwał, bo jedna osoba krzyknęła o ciszy, inna zaczęła liczyć sekundy do wejścia.
Zajebiście. Szkoda, że nikt go nie zapytał, czy on chce tu być. A nie chciał. Przeczesał dłonią włosy i otaksował wzrokiem June, nim ktoś w tle oznajmił, że poszło.
- Dzień dziękczynienia w tym roku będzie wyjątkowy - zaczął poważnie, a na usta wkradł mu się tajemniczy uśmiech. Spojrzał przeciągle na kobietę (trochę tak, jak gdyby była rzeczywiście dla niego niesamowicie ważna), po czym wstał z kanapy i podszedł do kuchennej wyspy, na której stała butelka czerwonego, odkorkowanego wina, oraz dwa kieliszki. Gdy kamera przekierowana została na June, upił łyk swojego i zmarszczył czoło. Wrócił do blondynki, podając jej alkohol.
- Pierwszy raz od pięciu lat spędzam go na wolności. To całkiem przyjemna odmiana od więziennego klimatu - kontynuował swoją wypowiedź, w międzyczasie delikatnie stukając kieliszkiem o kieliszek June. - W telewizji wszystko wydaje się jeszcze lepsze - dlatego... oglądajcie. Tu nawet mdły sok z chemicznym barwnikiem wygląda jak drogie wino - zakończył swój monolog puszczając oko do kamery. Odstawił na stolik przed kanapą wino, a sięgnął po swoją deskę z klipem, gdzie na jednej z kartek (ustawionej przodem do kamery) widać było nadrukowany napis: BLAKE GRIFFITH.
- Chcesz coś dodać? - zapytał swojej narzeczonej, posyłając jej triumfalny uśmiech.
Chcieliście oglądalności? Proszę bardzo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Coś kazało jej tam stać.
Coś ją zatrzymywało, zamiast pozwolić odejść i zostawić go w spokoju. Skupić się na pracy, wypełniać obowiązki, nawet jeśli te nijak miały się do tego, co robiła na codzień w Seattle. Coś ciągle ją zatrzymywało, coś sprawiało, że nie mogła zrobić kroku w przeciwną stronę, a już tym bardziej kilku, by wreszcie zniknąć z pola widzenia Blake'a. Coś. Co? Jego słowa? Te o przeprowadzce? Czy to one tak bardzo wryły ją w ziemię, że nie mogła odwrócić się na pięcie i zająć sobą? Ale czemu? Dlaczego? Griffith mieszkający poza Seattle mógł być jej spełnieniem marzeń, prawda?
To dlaczego się ani trochę nie cieszyła?
Przełknęła ślinę a wraz z nią gulę w gardle, której obecność tak bardzo ją zdziwiła, że prawie się przy tym zakrztusiła. Ale zamiast unikać wzroku Blake'a, zmierzyła go spojrzeniem krzyczącym wręcz, żeby nic nie mówił. Zresztą co miał powiedzieć? Dlaczego wolał ciepłe miejsca? June przecież doskonale to wiedziała.
I gdyby nie producent, gdyby nie ta propozycja, która na dobrą sprawę propozycją nie była, skoro nie mogła jej odrzucić, zapewne miałaby czas, żeby zastanowić się nad tym czemu Blake mógł wymienić Kalifornię na Florydę, czemu mógł nie chcieć mieszkać dłużej w Seattle. Tyle, że wcale go nie miała. Nie miała też wpływu na to co działo się dalej, nie dała rady tego zatrzymać, nie dała rady zrobić nic. Musiała za to dać się pociągnąć, dać się posadzić, dać przypudrować na szybko twarz i wcisnąć do głowy ckliwą historyjkę, która miała stać się jej historią, ich historią, na te kilka minut. To akurat powinien być najmniejszy problem, przecież aktorką była świetną, nie? Problemw tym, że chyba jedynie przed Blakiem.
A jednak kiedy światło w kamerze zaczęło migać, by wreszcie zmienić kolor na czerwony gdy weszli na wizję, nie umiała już niczego. Zdziwiona wędrowała wzrokiem za Blakiem, pozwalając mu mówić, pozwalając mu wcisnąć sobie w dłoń kieliszek z winem, którego gdyby się napiła, z całą pewnością w pewnym momencie wyplułaby prosto przed siebie. Nie tego się po nim spodziewała, ale czy tak naprawdę mogła spodziewać się czegokolwiek? Czy mogła spodziewać się, że producent każe jej udawać narzeczoną byłego narzeczonego jej zmarłej siostry? Nie, nie, nie. Oczywiście, że nie.
Tak – sama nie wiedziała czy odpowiada wreszcie Blake'owi na jego ostatnie pytanie, czy mówi już prosto do kamery, potwierdzając jeszcze wcześniejsze słowa. – To będzie na pewno wyjątkowy dzień – i wraz z ostatnim uśmiechem, kierowana chwilą, ostrym spojrzeniem producenta i na sam koniec tym, że jeszcze mogła skorzystać z okazji, sięgnęła wolną dłonią po dłoń Blake’a, splatając ich palce ze sobą. Drugą, tą w której ciągle trzymała kieliszek z winem uniosła do góry, ostatnie pięć sekund na wizji poświęcając na jak najszerszy (i najszczerszy) możliwy uśmiech. Nawet jeśli to drugie było wręcz niewykonalne.
A potem zanim poderwała się z miejsca i rzuciła do Blake'a, że jeśli straci pracę to będzie jego wina, krótkim spojrzeniem omiotła ich splecione ze sobą palce i wyrwała swoją dłoń tak, jakby to nie był jej pomysł, by mimo wszystko potrzymać się za ręce. W telewizji, na żywo, na oczach milionów Amerykanów. W tym tych, którzy doskonale ich znali, doskonale te twarze kojarzyli, a przede wszystkim potrafili dopasować je do konkretnych nazwisk. Bez pomocy w postaci kartki z napisem Blake Griffith, dzięki której już wszyscy, dosłownie wszyscy przed telewizorami, w przeciągu kilku sekund dowiedzieli się kim jej narzeczony jest. Byłym więźniem. Tym skazanym pięć lat temu za zabójstwo jej siostry. Były do siebie podobne? Ludzie skojarzą, że to jej rodzina, jeśli popatrzą na jej twarz przez kilkanaście sekund w ogólnokrajowej telewizji?
Och June, co Ty do cholery zrobiłaś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spontaniczna myśl dyktowana chwilą, o dziwno mocniej zapadła w jego pamięć i zatrzymała się tuż nad sferą: życie w Seattle, tym samym przykrywając ją cieniem. Promienie słońca oświetlały wizję zamieszkania w Miami, pomimo tego, iż znajdowali się w zadaszonym studiu, z którego jeszcze nie zdążyli przenieść się na tworzone boxy nagraniowe na zewnątrz. Tam, gdzie kobiety ubrane w zwiewne, letnie sukienki miały mówić o przygotowaniach na dzień dziękczynienia, a później sprawnie przejść do krótkiej wzmianki o zaczynającym się sezonie bożonarodzeniowym. Operatorzy kamer, dźwiękowcy, kręcili się z koszulkach z krótkim rękawem, co było normą w tym mieście nawet pod koniec listopada. Nie mógł powiedzieć, że mu to nie odpowiadało - wymiana garderoby na taką, w której dużo miejsca nie zajmowały grube bluzy i kurtki, a zamiast nich było całe mnóstwo - głównie ciemnych - t-shirtów.
Może to nie był tak głupi pomysł...? Spojrzał na June, nieco innym wzrokiem niż wcześniej - na dosłownie ułamek sekundy, którego mogła nawet nie zarejestrować. Z niespotykaną dotychczas...wdzięcznością, bo to ona podsunęła mu tę myśl. To już nie byłaby ucieczka, a świadomy wybór. Szkoda, że nadal nie miał czasu się nad tym zastanowić, ponieważ został wciągnięty w sam środek kiepskiego przedstawienia.
W tle dostrzegł znajomego. Finn stał z rozchylonymi wargami, a jego brwi powędrowały w górę, co jawnie wskazywało, jak bardzo zaskoczony jest mężczyzna. Zresztą, nie tylko on. Ekipa ze Szmaragdowego Miasta była na tyle zdziwiona tym, jak ich idealny scenariusz się potoczył, że nikt na czas nie zareagował, tym samym przerywając nagranie. Czuł w kościach, że może dostać reprymendę - ale z drugiej strony zupełnie go to nie obchodziło. Nie był pracownikiem stacji, ani nawet statystą, jaki dobrowolnie chciałby się tam znaleźć.
- June - syknął cicho, kiedy poczuł jej dłoń na swojej. Możliwe, że kamera była w stanie uchwycić skonsternowany wyraz twarzy Griffitha, który nie spodziewając się tego ruchu, automatycznie zmarszczył czoło. Dobrze, że cała mistyfikacja dobiegła końca, a on wywróceniem oczami skwitował wywód Hughes.
- To twój problem - odrzekł obojętnie - mogłaś poszukać statystów, którzy za kilka dolców zgodziliby się zagrać twoją wielką miłość. - Wzruszył ramionami, ruszając w przeciwnym kierunku do tego, w którym udała się kobieta. Zanim podszedł do kumpla, zatrzymał się jeszcze obok producenta, nim ten dopadł go wcześniej, bo ewidentnie taki miał zamiar.
- Nie, teraz moja kolej -
rzucił, unosząc dłoń w geście uciszenia faceta. - Nikt nie będzie mi mówił co mam robić - zaczął, utrzymując wzrok na jego oczach. - Zazwyczaj jak ktoś próbuje, to nie kończy się to dla niego najlepiej. To tak na przyszłość. - Uśmiechnął się kpiąco, mierząc go wzrokiem. Kiedy Finnick zrobił kilka kroków w ich stronę, Blake pokręcił przecząco głową. Załatwi to sam.
- Jeśli June poniesie konsekwencje, będę musiał zastanowić się, czy nie chcę pozwać stacji za to, że bezprawnie użyła mojego wizerunku bez mojej zgody. Mam całkiem dobrego prawnika, świadkowie też się znajdą - poinformował, nawet nie dając chwili na to, aby i jego rozmówca (a raczej słuchacz) mógł się wypowiedzieć. Poklepał gościa po ramieniu, kolejnych pięć minut rozmawiając z dawnym znajomym, który z dystansem do sytuacji uznał, że to będzie hit, może nawet postawić na to swojego Rolexa, jeśli oglądalność nie będzie porównywalna z tą w czasie koncertu, jak nie większa.
- Twój szef prosił przekazać byś spojrzała na telefon. Chyba masz wolne, ale nie pamiętam ile - mruknął spoglądając przelotnie na profil June, między wsunięciem między wargi papierosa, a zaciągnięciem się dymem. Czyżby i ona potrzebowała wyjść na chwilę na zewnątrz, skoro spotkali się przed budynkiem nagraniowym?
ed. 20/12
W zasadzie nie powinno go to obchodzić, więc uznał, że powiedział jej to, o co go poproszono i ruszył w swoim kierunku. To miał być intensywny dzień, a on nie miał ani czasu, ani ochoty na dalsze pogaduszki.

/zt.

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”