WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Deszczowy i nieprzyjemny dzień nie zapowiadał się wcale na taki zły. Niektórzy wiązali pogodę ze swym samopoczuciem, lecz wystarczyło spojrzeć na porucznika straży pożarnej, który promieniał radością znaną z filmów treningowych. To był typ faceta, który odnalazłby plusy nawet w sraczce, bo jak mówił „przynajmniej wtedy porządnie przeczyszcza jelito z całego syfu z ostatniego roku”. Czasami bywało to męczące, ale w dni podobne do tego, ulewne i szare, miło było pobyć z kimś, kto się uśmiechał i zawsze znalazł powód aby druga osoba również to uczyniła.
- Zawsze miło cię widzieć, nawet jeśli przychodzisz tu tylko po przysługi – stwierdził porucznik Hays. Dobrze wiedział, co powiedzieć aby inni poczuli się lepiej, nawet jeśli wiadomym było, że to jego specyfika. Nie miał jednak tendencji chwalić kogoś bez powodu ani tym bardziej krytykować bez uzasadnionego argumentu.
- Jak tak dalej pójdzie, nigdy się nie wypłacę.
- Na pewno coś na to zaradzimy. – Puścił do niej oczko, kiedy oboje w wejściu do remizy spostrzegli zmoczonego mężczyznę. Oczekiwany przez nią Griffith był cały przemoknięty, jakby przebiegł całą drogę z domu, zamiast jak człowiek przyjechać tutaj samochodem. Nie to jednak było problemem. Cabrera martwiła się, że świadek, z którym mieli spotkać się na posterunku straży pożarnej, znów może nie przyjść. Bał się – to oczywiste – ale skoro Blake’owi tak bardzo zależało na spotkaniu, ona zamierzała je zaaranżować głównie po to aby mężczyzna nabrał do niej nieco więcej zaufania.
- Przynajmniej teraz nie siedzisz za kratkami. – Najwyraźniej humor Hays’a przeszedł również na nią, chociaż nie byłaby sobą, gdyby zgryźliwie nie nawiązała do ostatnich wydarzeń. Musiała przyznać, że Griffith był jak czarny koń; gdzie zbrodnie, tam i on. Zawsze na miejscu i zawsze podejrzany. Powinien napisać autobiografię o tym tytule.
- Przejdźcie do mojego biura. Porucznik Hays. – Przywitał się z mężczyzną, po czym gestem wskazał im kierunek. – Śmiało. Zaraz przyniosę ci ręcznik. – Był miły, pozytywny i uczynny, bo to lubił. Zero zakłamania. Czysta dobra energia, która potrafiła zrazić, ale po co, skoro rozdawał ręczniki i kto wie? Może zafunduje im wyśmienitą kawę?
- Chodź, poczekamy na niego w biurze. – Od ostatniego spotkania za kratkami (konkretniej to Blake był za kratkami), postanowiła przejść z mężczyzną na ‘ty’ zwłaszcza, że w areszcie rzuciła paroma żartami na rozluźnienie grobowej atmosfery po Halloweenowej imprezie. – Chyba, że w coś się wpakowałeś i znów cię trzeba ratować? – zapytała i nie było mowy aby przestała mu dokuczać. Taka już była. Kiedy widziała, że mogła pozwolić sobie o parę słów więcej, to tak robiła. Bawiła się życiem i czarnym humorem, aby jakoś przetrwać w tej pracy. – Jak ludzie zareagowali na twój ponowny areszt? – Postanowiła zagadnąć, tuż po wejściu do biura. Zdjęła swój płaszcz, powiesiła na wieszaku i usiadła na końcu kanapy uznając, że w swoim biurze nie miała tak dobrze, jak porucznik w straży. Może jednak powinna zmienić branżę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spóźnił się. Nie jakoś przesadnie bardzo, ponieważ o ile Astra była na czas (a sądził, że na pewno była, ponieważ sprawiała wrażenie bardzo solidnej, słownej i konkretnej osoby), to musiała poczekać na niego jakieś pięć, maksymalnie dziesięć minut. Liczył, że przez to się nie rozmyśli - ani kobieta, ani świadek, który już raz zmienił zdanie i wystawił ich do wiatru. Tym razem to typowy dla Seattle deszcz, wraz ze złośliwością motocyklu - postanowili połączyć siły i nieco pokrzyżować plany Griffitha, który nie lubił przychodzić później, niżeli było ustalone. Prawdopodobnie wynikało to jeszcze z zasad panujących w rodzinnym domu - jeżeli wyznaczone dla niego zadanie miał wykonać do 5 po południu, był gotowy już parę minut przed, by nic i nikt go nie zaskoczył. Na zajęcia dodatkowe przywożono go jakiś kwadrans szybciej - tak na wszelki wypadek, gdyby podczas trasy wypadły kroki, lub inne wydarzenie spowalniające ruch. Ta cecha, czy też nawyk, okazał się pozytywnym przyzwyczajeniem nawet w więzieniu, gdzie dyscyplina była bardzo ważna. Poranna pobudka, czas na spacerniaku, brak buntu i pokora - zdecydowanie pomagało, choć niestety z tym ostatnim miewał problem. Bywał pyskaty, zadziorny, niekiedy specjalnie prowokował zbędne wymiany zdań, gdy nie zgadzał się z tym, co mówili strażnicy, czy też inni więźniowie, którzy mieli się z jakichś powodów za lepszych. Często przez to ponosił konsekwencje, ale... przywykł i do tego, że nie zawsze człowiek się uczy na błędach.
- Dzień dobry - przywitał się skinieniem głowy, wcześniej dowiadując się gdzie może zaparkować motocykl. Nie chciał przyjeżdżać karawanem, a do tego nie spodziewał się, że z lekkiej mżawki zrobi się ulewa, w sam raz, jak jego pojazd postanowi się zbuntować. Dobrze, że po drodze mijał mechanika, aczkolwiek nie chciał spóźnić się jeszcze bardziej, dlatego uznał, że przejdzie się tam jak będzie wracał.
- Byłbym szybciej, ale... małe komplikacje - poinformował, kątem oka spoglądając za siebie, w kierunku z którego przybył. Ręce miał umorusane pozostałościami po nieudolnej naprawie sprzętu, co tylko sprawiło, że czuł się mniej komfortowo, a pozytywna energia emanująca z porucznika wprawiła go w zakłopotanie i... niezrozumienie. Nieczęsto spotykał się z taką reakcją, ale ta niebawem mogła się zmienić.
- Blake... Griffith -
odpowiedział z wahaniem, które bynajmniej nie dotyczyło tego, że nagle przestał pamiętać jak się nazywa. - Wystarczy papierowy - rzucił za mężczyzną, bo z przemoczeniem jakoś sobie poradzi, ale ciemne plamy na dłoniach nie wyglądały najlepiej na tak oficjalnym, poważnym (i ważnym) spotkaniu.
- Nikogo po drodze nie zabiłem, jeśli to chcesz wiedzieć - odpowiedział z rozbawieniem - w tym mam już podobno wprawę, wystarczyłyby mi dwie minuty, a nie aż siedem. - Potrójne zabójstwo pięć lat temu, teraz - o ile dobrze zapamiętał - ponownie odkryto trzy ciała. Może było więcej - nie chciał dopytywać, by nie dopisali mu w gratisie kolejnych zwłok. Złośliwości Cabrery i jej czarny humor nie przeszkadzały mu - w zasadzie nawet to lubił, więc nie hamował się z podobnymi odpowiedziami.
- Jak? Ziewnięciem, to już dla nich nic nowego. - Wywrócił oczami i uśmiechnął się pod nosem, również odwieszając swoją kurtkę. Bluza pod nią nie była taka mokra, więc ryzyko rozchorowania się (jakby skręcona kostka w Halloween, złamany nos i kilka innych, drobniejszych obrażeń, jakich nabawił się tamtej nocy nie wystarczyło jeśli chodzi o komplikacje zdrowotne w niedalekiej przeszłości).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pomimo prośby Griffitha, porucznik Hays przyniósł mu zwykły czarny ręcznik i na moment pokierował w kierunku łazienki. Na tak brudne ręce przyda się także mydło, na co Cabrera zareagowała lekko odlewniczym machnięciem ręki. Świadka wciąż nie było na miejscu, więc jeżeli Blake chciał, mógł nawet wziąć gorący prysznic i zabawić się w strażaka zjeżdżając z rury.
Skłamałaby mówiąc, że sama tego nie robiła.
Korzystając z chwili podeszła do okna wychodzącego na przód remizy. Martwiła się, że świadek znów wymięknie. Jego nieobecność na poprzednim spotkaniu potwierdziła przypuszczenia Cabrery. Mężczyzna wiedział więcej, ale bał się do tego przyznać. Możliwe, że zablokował to w sobie, jak wspomnienia, które zaginęły gdzieś w świadomości Blake’a. Takie zachowania były typowe. Lęk o swoich bliskich napędzał człowieka w kierunku odważniejszej obrony. Dało się przez to łatwo przebić, ale to nie był Daleki Wschód a ona już nie przesłuchiwała terrorystów.
Różne miejsca. Inny czas.
Wolałaby nie stawiać tego na równi.
Wyprostowała się na widok parkującego przed remizą samochodu i zmrużyła oczy aby móc lepiej dojrzeć postać wychodzącą z auta prosto na ulewny deszcz.
To on.
Ruszyła w stronę korytarza prawie wpadając na wracającego do biura Griffitha.
- Już jest – oznajmiła krótko i zrobiła krok w bok przepuszczając mężczyznę do środka. – Nie spłosz go, w porządku? – Prośba przepleciona z nakazem. Naprawdę zależało jej aby z innej strony spojrzeć na świadka. On sam mógł dostrzec jej zaangażowanie i coś w rodzaju promyczka nadziei, które było raczej przebłyskiem intuicji podpowiadającej, że w tym wszystkim może być coś jeszcze.Poczekaj.
Ruszyła w kierunku schodów, w których połowie był już świadek. Tuż obok niego uśmiechał się porucznik Hays swym spojrzeniem zapewniającym, że wszystko będzie dobrze a ona zdobędzie to czego chciała. Wprawdzie to nie milion dolarów, ale z czegoś w życiu trzeba się cieszyć.
- Witam, panie Martens. Zapraszam. – Dłonią wskazała kierunek i przytaknęła w podzięce strażakowi. Już nie był jej potrzebny chyba, że Martens będzie chciał zwiać. Wtedy Hays mógł się na niego rzucić; nie będzie miała nic przeciwko.
Weszła jako pierwsza i stanęła przy drzwiach umyślnie chcąc obserwować reakcje Steven’a Martensa. Jego zachowanie, minę i to jak zachowywał się w obecności Blake’a. Analizowała nawet sposób, w jaki się przywitali. Martens wyglądał na bardzo pewnego tego, z kim miał do czynienia, acz nie wyciągnął ręki. Widziała po nim, że chciał mieć to jak najszybciej za sobą, nie tracąc czasu na głupie przywitania.
Martens rozejrzał się po pomieszczeniu, szybko wybrał fotel w rogu, co zdaniem Astry było kiepską zagrywką. Spodziewała się, że mężczyzna sam to sobie uświadomi, gdy poczuje się przybity do muru (do rogu).
Po zamknięciu drzwi odeszła parę kroków i oparła się o pobliski regał. Zamierzała trzymać dystans pozwalając Blake’owi prowadzić rozmowę. W końcu to on chciał się spotkać ze Stevenem, który w porównaniu z czasów zabójstwa, wyglądał na porządnego człowieka. Ubrany w ciemny jeans, koszulę w cienką jasną kratę i całkiem eleganckie buty stwarzał wrażenie osoby wychodzącej na prostą. Nie super bogacza, ale kogoś z klasy średniej, komu zależało na rodzinie, co Astra wyczytała z jego śmiesznej oślej fryzury typowego taty z przedmieścia. Był jednak przerażony i bardzo zapobiegawczy, dlatego w razie problemów wkroczy i rzuci swoje trzy grosze, ale jak na razie, wolała obserwować.
- Po co chciałeś się spotkać? Powiedziałem już wszystko. – Podjął Martens, który szybko zrozumiał, że będzie rozmawiać tylko z Blake’m, więc to w niego wbił swe zielone spojrzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krótkim, lekkim uniesieniem kącika ust oraz skinieniem głowy podziękował za ręcznik, korzystając również z możliwości pójścia do łazienki. Ciepłą wodą wraz z mydłem umył dokładnie ręce, w następstwie już chłodniejszą wodą obmywając również twarz. Ręcznik przydał się zarówno do osuszenia skóry, jak i przetarł wilgotną na wysokości karku i ramion granatową, prostą koszulkę, pozbawioną jakichkolwiek udziwnień. Spodnie również miał w ciemnym kolorze, a parę mniejszych i większych deszczowych plam coraz bardziej gubiło się w schnącym materiale.
Odwiesił ręcznik na metalowym haczyku, przed wyjściem przelotnie rejestrując swoje odbicie w lustrze. O dziwo nie stresował się przed tym spotkaniem, lecz nuta niepewności kryła się gdzieś na podniebieniu, gotowa zadać kilka nurtujących pytań. Świadek co prawda nie musiał chcieć na nie odpowiedzieć - równie dobrze mógł rzucić wymijającym hasłem, które niewiele mu pomoże, aczkolwiek skoro zdecydował się pojawić, to Griffith liczył, że wróci do domu z nowymi informacjami.
- Postaram się - odpowiedział, odprowadzając wzrokiem Astrę, a samemu wchodząc do gabinetu, z którego jakieś dwie minuty wcześniej wyszedł. Przesunął dłonią po karku, zdając sobie sprawę z tego, że chyba nie jest tak zupełnie pozbawiony zdenerwowania, jednak nie chciał dawać tego po sobie poznać. Przełknął ślinę i wziął głębszy wdech, w tym samym czasie żałując, że nie miał dodatkowych minut, aby zapalić. Mógł zrobić to po drodze, gdyby nie deszcz.
Słysząc kroki, odsunął się od okna i odwrócił przodem do drzwi. Ręce ułożył luźno, wzdłuż ciała, wcześniej przez kilka sekund bijąc się z myślami, czy wypadnie lepiej, jeżeli poda mężczyźnie dłoń. Nie dlatego, że dawniej się lubili (prawie go nie znał), więc chciał zrobić dobre wrażenie, a po to, by zasugerować, że jest tu w pokojowych zamiarach i nie zamierza go atakować serią niewygodnych pytań...nawet jeżeli poniekąd właśnie tak było: zamierzał, choć nie od razu.
- Możliwe - potwierdził łagodnie - problem w tym, że nie powiedziałeś tego mnie, a wydaje mi się, że skoro było coś o mnie, to warto, bym i ja odświeżył sobie pamięć - dokończył myśl, po swoich słowach unosząc dłonie w geście kapitulacji. Zajął miejsce przy biurku, rozsiadając się wygodnie i skierował uważne spojrzenie na Stevena.
- Nie wydaje mi się, byśmy wtedy rozmawiali - powiedział, co ubrane w chłodny ton raczej brzmiało jak: nie rozmawialiśmy. Zadarł wyżej podbródek, jednocześnie nie odrywając wzroku od faceta siedzącego w rogu pomieszczenia.
- Co dokładnie wtedy widziałeś? - zapytał finalnie, próbując wrócić w myślach do rozmowy z kapitan Cabrerą, która dawniej wspomniała mu co - jak się domyślał - między innymi zeznał świadek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- To twój problem? – Zdziwił się i prychnął jednocześnie z niedowierzaniem kręcąc głową. Steven nie był wobec niego w żaden sposób zobowiązany i tak właśnie się czuł. Tam gdzie Blake dostrzegał problem, dla niego nim ono nie było. Bo niby pod jakim względem? Nie byli ze sobą na tyle blisko aby Martens chciał szukać Griffitha i z nim osobiście pogadać. Czytał newsy, wiedział co działo się w związku ze sprawą, a jednak uważał, że nie musiał się przed nikim tłumaczyć. Tak naprawdę, ten oskarżony frajer powinien być wdzięczny, że Martens przywlókł tu swój tyłek.
- On tak na poważnie? – zapytał kierując te słowa do Astry. Steven starał się zachowywać jak kiedyś. Wręcz czuł potrzebę zabawy w małą gangsterkę, bo tylko dzięki temu był pewniejszy w obecności dawnego znajomego i policjantki. – Nie wkręcisz mnie w ten swój szajs. – Wrócił spojrzeniem na Blake’a. – Może ‘ci się wydaje’, ale ja wiem na pewno, że rozmawialiśmy.
Cabrera zerknęła na byłego oskarżonego. Musiała przyznać, że słowa „wydaje mu się” nie przekładały się na jego korzyść. Było w tym sporo wątpliwości, ale nie oceniała ich zbyt pochopnie. Po tak długim czasie parę faktów mogło nieco wyblaknąć, co było oczywiste, więc świadkowie korzystali z podobnych zwrotów. Nie było to jednak mile widziane, gdy jakiś czas temu Blake mówił jej, że na sto procent nie rozmawiał z Martensem a dzisiaj już mu się tak tylko wydawało.
- Wszystko już powiedziałem. – Liczył więc, że facet zada mu inne pytania a nie będzie zawracać dupę tym, co już przekazał policjantce.
Cabrera ze zdumieniem musiała przyznać, że świadek zmienił się od ich ostatniego spotkania. Wcześniej żadne jego zachowanie nie świadczyło o tym aby kłamał albo coś ukrywał. Mówił co wiedział i jednocześnie dawał podstawy do tego aby sądzić, że Blake mógł szarpać się z prawdziwym napastnikiem. Wspomniał też o tym, że obaj panowie rozmawiali, a czego Griffith jawnie się wyparł. Co do niego Astra również nie mogła być pewna, więc stojąc z boku obserwowała ich obu, choć pod lupę wzięła głównie Martensa i jego Powiedziałem już wszystko. Tylko ktoś bardzo niepewny powtarzał to w kółko.
Oboje byli bardzo niepewni, przez co miała ochotę ich rozdzielić i dać po pysku. Tak dla zasady.
- Blake chce wiedzieć, o czym rozmawialiście. – Postanowiła się wtrącić i wcale nie zamierzała za to przepraszać.
- Teraz dokładnie nie pamiętam, ale staliśmy przy barze, było zabawnie i trochę narzekałeś, że James za dużo wypił, bo podobno wtedy robił się agresywny. Kojarzę, że też byłeś nieźle wstawiony, ale jeszcze się trzymałeś. Twoja narzeczona.. przykro mi, była naprawdę świetna.. – Wtrącił coś, czego nie musiał, ale Astra dostrzegła w tym prawdę. Przynajmniej w tej jednej kwestii, bo najwyraźniej Steven wyobraził sobie, jakby się czuł, gdyby stracił własną żonę. – Twoja narzeczona pewnie cię pilnowała. Moja żona też nie daje mi spokoju, jeżeli wypije więcej, więc tego nie robię. James był inny. Upijał się mimo wszystko. Wydarł się na mnie, bo podobno za długo patrzyłem na jego dziewczynę, a potem ją zostawił i miał w dupie. Rozumiesz? Najpierw ją broni, a potem idzie na bok. Mówił coś o drugiej imprezie, ale nie zwróciłem na to uwagi, bo potem znów bawił się z wami. – Nerwowo podrapał się po policzku. – Pamiętam też, że w trakcie naszej rozmowy.. sam nie wiem.. nagle po prostu ją przerwałeś i poszedłeś w przeciwnym kierunku niż Ivory. – Błądził wzrokiem po pomieszczeniu, aż znów skierował go na Astre. – Jak wcześniej mówiłem, nie miał przy sobie niczego co przypominało broń. Nawet nie miałby, gdzie jej schować. – Dłonią wskazał na Blake’a, bo o nim była mowa. - Wiem, co mówię. Dilowałem, więc wiem jak ten szajs wygląda. Miałem nosa do takich rzeczy. Wyczułby gnata na kilometr.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oczywiście, że pamiętał to, co powiedział Astrze, doskonale wiedząc, jak pewien był swoich słów. Te, które powiedział do mężczyzny - i jakiego zwrotu użył - było celowe. Nie chciał na starcie zanegować w stu procentach możliwość rozmowy, a jedynie nakreślił, że nie wydaje mu się, aby ze sobą rozmawiali, ponieważ chciał, aby Steven rozwinął myśl. Skoro rzekomo to robili - pozornie chciał sobie przypomnieć, a tak naprawdę zbierał informacje i wiedze rozmówcy. Mogło się wydawać, że był na przegranej pozycji, lecz po chwili dowiedział się tego, czego chciał. Subtelny uśmiech pojawił się na jego ustach, a uniesienie podbródka niemo wskazywało, że co nieco w tej rundzie dla siebie ugrał.
- Owszem - powiedział, po przytoczonej przez Martensa historii. - Stałem przy barze z Vitto, rozmawiając o tym, że James szybko się upił i zastanawiając, czy nikt mu nie zaprawił czymś alkoholu - poinformował, mrużąc podejrzliwie oczy. Nie miał zamiaru przedstawiać Vittoria Costy, który był synem włoskich imigrantów i w tamte wakacje dorabiał sobie w pobliskim kinie, przez co dość dobrze się z Griffithem znał. Studiował w Portland, ale korzystając z wakacji postanowił wrócić do domu. Z ust Blake'a padły wtedy różne słowa - że trochę żałuje, że tak toczy się ten wieczór, bo miało być miło i przyjemnie, a Ivory jest obrażona, ponieważ spóźnili się przez jego poprzednią pracę. Nie miało nawet znaczenia to, że przyjechali samochodem, a on zadeklarował się, że nim wrócą - szczególnie, że ich pozostałe towarzystwo było delikatnie zachwiane (niektórzy bardziej, niż lekko). Rzadko wtedy pił, lipcowej nocy kosztując jakieś fancy bezalkoholowe drinki, które ćwiczyła nowa barmanka. Pamiętał to dobrze, bo Vitto śmiał się, że na pewno nauczyła się ich jeszcze w czerwcu, do tej pory nie mając na kim przetestować swoich umiejętności, ponieważ każdy zamawiał zakrapiane alkoholem.
- Uhm - odmruknął o Ivory, dopiero wtedy opuszczając głowę i zaciskając na parę sekund wargi. Miał świadomość, że ten temat zostanie poruszony, ale i tak... wolał do tego nie wracać.
- To była wyjątkowo ciepła noc i nie zapowiadało się na deszcz. Tylko ktoś mający jakąś bluzę, czy kurtkę, mógłby chcieć przemycić broń. -
A on nie miał. Ciemne, powycierane w kilku miejscach jeansy połączył z jasną koszulką. Przy sobie miał zaledwie portfel i klucze; wtedy nawet nie palił, aby zmieścić gdzieś paczkę z papierosami. James miał łatwiej; w kieszeni obszernej bluzy zmieścił swój nóż kieszonkowy, który służył mu do obrony w razie czego.
W razie, gdyby diler chciał go oszukać, nie dał działki, albo ktoś inny chciał ją zabrać. Griffith wiedział, że kumpel od jakiegoś czasu ćpał, a próby przemówienia mu do rozumu kończyły się niepowodzeniem. Tego też nie powiedział koledze przy barze - że nikt nie musiał mu zaprawiać niczym tego drinka, wystarczy, że mógł sam się czymś zaprawić w toalecie, zanim dołączyli do nich z Ivy. Do tego ciągle mu było zimno, a oczy mówiły więcej, niż przyznać chciał sam.
- Dziękuję - dodał, kiedy Steven zamilkł. - Widziałeś coś jeszcze? Wydarzenia sprzed klubu? Kogoś podejrzanego, albo kogoś, u kogo wyczułeś tę broń? - dopytał, jeżeli faktycznie miał tego nosa. W międzyczasie spojrzał na Astrę, starając się wyczytać coś z jej twarzy - bo jeżeli chociaż raz miała przed oczami jego kartotekę ze szpitala z danej nocy, to musiała wiedzieć, że co najmniej jedna teoria świadka była niezgodna z prawdą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Astra wciąż obserwowała ich obu nie rozumiejąc taktyki Blake’a. Może i wyciągnął z niego pewne informacje, ale nie sądziła aby przyjęcie postawy pseudo detektywa, w którego teraz mężczyzna się bawił, zda jakikolwiek test. Rozsądnie byłoby zachować się jak kumpel wobec kumpla. Nieco oswoić nerwowego Stevena z sytuacją i potraktować jak kolegę a nie złoczyńcę, którym musiał się czuć, gdy Griffith siedząc tak daleko od niego wyglądał jak szef dający reprymendę swemu podwładnemu. To nie mogło skończyć się dobrze zwłaszcza, że przesłuchiwany coraz bardziej się irytował.
Kapitan skrzywiła się nieznacznie chcąc jakoś dać Blake’owi znać aby nieco przystopował i podjął się innej, bardziej przyjaznej taktyki. Nie wiedziała jednak jak to przekazać bez słów. Nie znał jej. Nie pojąłby taktyk przesłuchania ani dawanych mu sygnałów, bo nie znali się tak dobrze i przede wszystkim, nie pracowali razem.
- Co to do cholery ma być? – warknął niezadowolony i potarł dłonią o drugi nadgarstek, na którym brakowało zegarka. To nie był oczywisty odruch. Nie, jeżeli ktoś rzeczywiście niczego nie nosił na ręce. Gdyby był tam wspomniany zegarek, podświadomie by go poprawił, co oznaczało, że musiał się bardzo mocno śpieszyć zapominając o tak ważnym dla niego dodatku. A może go zgubił? – Nie przyjechałem tutaj na przesłuchanie. Wszystko już powiedziałem – dodał ku pamięci, gdyby jednak Blake miał problem z przyswojeniem tej informacji.
Cabrera rozumiała zachowanie mężczyzny. Irytował się, bo był już o to pytany i w żaden sposób nie był zobowiązany do powtórzenia tego wszystkiego przed Blake’m. Cokolwiek facet sobie uroił, Steven nie był mu nic winien.
- Słuchaj Griffith, przykro mi, że cię to wszystko spotkało i niewinnie przesiedziałeś swoje, ale z tego co wiem, nie zostałeś policjantem, więc daruj sobie te oschłe przepytki. – Wstał, poprawił koszulę i spojrzał na Cabrere. – Przekazałem pani już wszystko. Nie zamierzam się powtarzać ani tym bardziej tłumaczyć przed gościem, który traktuje mnie w ten sposób. – Byłoby inaczej, gdyby Blake zachował się jak znajomy, co Astra zrozumiała już wcześniej. – Wiesz, czemu poszedłem na policję? – zwrócił się do Griffitha. – Bo było mi cię żal i chciałem jakoś ci pomóc, ale ty zamiast to docenić, bawisz się w nieudaną wersję Strażnika Teksasu. – Prychnął i zrobił krok ku wyjściu. – Skończyliśmy – stwierdził twardo i ruszył w stronę drzwi. Cabrera nawet nie drgnęła. Nie zamierzała wchodzić mu w drogę, bo inaczej straci jego zaufanie i wszystko, co wypracowała podczas pierwszego przesłuchania, przepadnie.
Odwróciła spojrzenie na Blake’a i gdyby ten podjął się próby zatrzymania na siłę Stevena, zapewne by go subtelnie powstrzymała. W taki sposób niczego nie zyska.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przyjechał tu po to, aby rozmawiać z mężczyzną jak z przyjacielem, albo dobrym znajomym, ponieważ nimi nie byli. Griffith nie miał w zwyczaju udawać kogoś, kim nie jest przez co - oczywiście - często obrywał po łapach i tracił. Tym razem jednak o dziwo wiele razy ugryzł się w język i nie posłał w kierunku faceta czegoś nieprzyjemnego, do czego rzeczywiście miał prawo się przyczepić i poczuć atakowany - a przynajmniej tak mu się wydawało. Może mieli jakąś inną wrażliwość? Biorąc pod uwagę to, że... on sam miał jej niewiele, na myśl nasuwało mu się jedno - Steven musiał być nadwrażliwy, chyba że był jedynie w tym temacie.
- Poważnie? - parsknął z niedowierzaniem. - Przyjechałeś, bo... co? - zapytał, rozkładając ręce na boki i hamując się przed tym, by nie wybuchnąć chłodnym, kpiącym śmiechem. Powstrzymał się chyba z dwóch powodów - ze względu na Astrę oraz to, że liczył, iż mężczyzna coś jeszcze powie.
- Liczyłeś, że napijemy się kawy, zapalimy fajkę, powspominamy stare dobre czasy i o nic nie będę pytał? - Uniósł brew, lecz posłane w eter pytanie było bardziej retorycznym, niż chcącym uzyskać odpowiedź. Akurat to niewiele go interesowało. Dla niego akurat to było całkiem logiczne - że chciał się spotkać wyłącznie po to, aby porozmawiać o lipcowej nocy, podczas której popełniono morderstwo. Chyba mieli inne oczekiwania.
- Mhm - mruknął na do widzenia i spojrzał w sufit. Nie planował go powstrzymywać, choć w kościach czuł, że zaraz najprawdopodobniej otrzyma wykład od pani kapitan. Świetnie. Podniósł się z krzesła i podszedł do okna, aby odprowadzić spojrzeniem wychodzącego z budynku Martensa. Dopiero po dłuższej chwili wypełnionej zupełną ciszą westchnął ciężko.
- Wiem, że niby mnie oczyścił, więc nie powinienem tego mówić, ale coś mi śmierdzi - podjął nagle - jak mnie przesłuchiwali, to nie byli tak mili jak ja byłem dla niego - dodał jeszcze, odwracając się do Cabrery. Nie miał doświadczenia w tego typu rozmowach, więc może i w jej oczach to schrzanił, ale... starał się... i nie rzucił na niego z pięściami, a to było plusem.
- Poza tym, wydaje mi się, że nawet gdybym poprowadził to inaczej, to znalazłby powód by szybko pójść. Gdzieś się spieszył - stwierdził, kątem oka spoglądając za okno, w sam raz by dostrzec, jak Steven przykłada telefon do ucha, a drugą ręką energicznie gestykuluje, zupełnie tak, jakby chciał coś komuś przekazać i dobrze zobrazować. Ciekawe co...i komu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Opuściła spojrzenie w dół zastanawiając się, czemu nie poprosiła Blake’a o przybycie na miejsce nieco wcześniej. Dziesięć minut wystarczyłoby aby obrać odpowiednią taktykę, a jednak kiedy wysyłała mężczyźnie informacje o nowym terminie spotkania, ledwie co wyszła ze szpitala. Bywała tam regularnie od pięciu lat i to miejsce, ku jej zdziwieniu, nadal wprowadzano w jej życie spore zamieszanie. Wystarczyła jedna wizyta, aby po wyjściu z placówki, przez dobrą godzinę, nie myślała zbyt trzeźwo. Nie zawsze tak było. Często potrafiła ogarnąć się szybciej, lecz w tamtym momencie wiadomość posłano ledwie po przekroczeniu głównych drzwi szpitala, za co mogła winić tylko samą siebie. Nie powinna rzucać Blake’a na głęboką wodę, bez uprzedniego przegadania z nim sposobu poprowadzenia rozmowy. Należało podpytać, jak zamierzał to zrobić i ewentualnie nakierować na właściwie tory, a jednak nie zrobiła nic.
Za coś takiego powinna trafić na karnego jeżyka albo rozważyć wcześniejsze przejście na emeryturę i do śmierci tańczyć w latynoskich klubach.
Uniosła głowę i zerknęła na plecy Griffitha, w głowie wciąż analizując niedawną rozmowę oraz zachowanie Martensa.
- Kiedy oskarżony prosi o rozmowę ze świadkiem to nie jest przesłuchanie. – Uważała więc, że Blake nie powinien porównywać dwóch spraw, bo jak słusznie Steven zauważył, od przesłuchiwania była policja. - Niepotrzebnie założyłam, że to oczywiste dla wszystkich – przyznała się do własnego błędu nadal stojąc przy drzwiach, których nie zamknęła po wyjściu mężczyzny. Nie obawiała się nikogo z tego miejsca. Remiza strażacka była jej azylem, w którym mogła prowadzić podobne rozmowy.
- Owszem, zachowywał się inaczej niż wcześniej. Ktoś musiał zauważyć, że zgłosił się na policje, ale skoro nadal żyje, to znaczy, że nadal nie powiedział czegoś znaczącego. – Czegoś, co również nie trafiło do jej uszu. Steven podczas przesłuchania powiedział dużo, a nawet wystarczająco aby oczyścić Griffitha, ale było coś, co pozwolił po sobie dostrzec dopiero dzisiaj. – Zajmę się tym – zapewniła go i zaczesała krótkie włosy do tyłu. – Powinnam powiedzieć to wcześniej, ale uznaj, że to dobra rada na przyszłość. Dopóki nie jesteś z policji i ludzie nie traktują cię jak wroga, zachowuj się jak ich przyjaciel lub kumpel, który rozumie co przeżywają. Tylko w taki sposób zdobędziesz potrzebne tobie informacje. Potakuj, pokaż, że czujesz ich emocje i spraw aby oni odczuli twoje. Niekoniecznie prawdziwe. To pomoże w rozmowach z tymi, którzy jak sądzisz, mogą coś wiedzieć. Nie patrz tak na mnie. Przecież wiem, że na boku prowadzisz własne śledztwo. – To było tak oczywiste, jak to, że Martens miał coś do ukrycia. – Nie pozwól aby odczuli, że ich przesłuchujesz, bo samo to określenie wywołuje w ludziach ogromną niechęć. Sam zresztą coś o tym wiesz. – Miał doświadczenie jako osoba przesłuchiwana. – W takich sytuacjach ludzie czują się osaczeni, co można wykorzystać na korzyść, ale tylko wtedy gdy istnieje jawny podział osoby przesłuchującej i przesłuchiwanego. – Taki podział pojawiał się od razu w pokoju przesłuchań lub przy innej rozmowie z policją. – Uwierz mi, gdyby ludzie nie wiedzieli, że pracuje w policji, że niekoniecznie jestem po ich stronie, weszłabym w rolę ich kumpeli. Wykorzystaj to, dopóki osoba, z którą rozmawiasz, nie ma cię za wroga. – Kącik jej warg drgnął ku górze w smutnym uśmiechu, bo właśnie dawała mu do zrozumienia, że w niektórych przypadkach miał większe szanse niż ona zdobyć informacje; przynajmniej w sposób mniej agresywny i tłamszący drugą osobę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego krótkie spóźnienie również grało na ich niekorzyść. Może gdyby dotarł szybciej - wyjechał te kilka minut prędzej, albo postanowił wziąć taksówkę - zdążyłby powiedzieć Astrze, że nie zamierza krążyć wokół tematu, ani wdawać się w zbędny small talk z mężczyzną. Nie obchodziło go to, czy ma na utrzymaniu trójkę dzieci, kochankę, a może spłaca zaciągnięty przed laty, duży kredyt. Nie zamierzał pytać o jego codzienność, ani wyuczony zawód i to, czy tak spędza swoje popołudnia. Nie próbował dowiedzieć się czy nadal zajmuje się dilerką, albo ma jakieś dojścia do narkotyków, choć coraz częściej zdarzało mu się zastanawiać nad tym, czy świat po wciągnięciu kreski jest bardziej przyjemny. Dawniej jego poglądy na ten temat były jasne - uważał, że nigdy nie da się wciągnąć w ten szajs, ba, nawet papierosy palił niezwykle rzadko i okazjonalnie, ponieważ były jednym z uzależnień, od których chciał być wolny.
Wolność, swoją drogą, była bardzo niedoceniana. Kiedy ją stracił, perspektywa oglądania świata uległa zmianie, a on, zamiast pozornej resocjalizacji w więziennych murach, zszedł na mniej praworządną ścieżkę.
- Oskarżony? - powtórzył z nonszalancją, unosząc przy tym brew. - Nie ma pośród nas żadnego oskarżonego - stwierdził, opierając się plecami o ścianę przy oknie, aczkolwiek nie odrywając spojrzenia od twarzy Cabrery. Przejęzyczenie wynikające z tego, że kiedyś faktycznie nim był, a może kobieta wiedziała coś więcej? Nie, przecież sprawy nie mogły toczyć się za jego plecami, bo gdyby jakiś funkcjonariusz znalazłby solidny dowód, że coś zrobił - bez wątpienia już dawno siedziałby na komisariacie w celu złożenia zeznań, albo byłby aresztowany. Nic nowego, skoro niedawno przymusowo spędził tam dwie doby.
- Jest dla Ciebie ważny - oświadczył nagle - Martens, jako świadek. I nie chodzi tylko o tę sprawę, która interesowała mnie - powiedział, nie mając wielkich argumentów na poparcie swojej teorii, a jedynie przeczucie i pewne przesłanki aby tak myśleć. Zmrużył nieznacznie oczy z zamyśleniem i uśmiechnął się gorzko.
- Już rozumiem dlaczego byłaś dla mnie uprzejma podczas przesłuchań - odparł, wcześniej w ciszy wysłuchując jej rad. Nie przerwał, skoro chciała się tym z nim podzielić, ale od razu wiedział, że... takie coś do odegrania byłoby dla niego... trudne. Gdyby był policjantem (nie ma szans), to aktualnie chętniej wziąłby na siebie rolę złego gliny, niż tego, który zamiast kija, sięga po marchewkę. Bynajmniej nie dlatego, aby zemścić się za przesłuchania na którym on musiał mówić, a przez to, że... bycie miłym się z nim gryzło, nawet jeżeli próbował. I totalnie nie rozumiał jak przed laty nie miał z tym żadnego problemu i wychodziło to naturalnie.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytał po chwili. Nie miał żadnych podejrzanych znajomości, informatorów, od których newsy mógłby sprzedać i jej, a pomimo tego była po jego stronie.
- Palisz? - Kątem oka zaczepił o jej profil, w międzyczasie w wewnętrznej kieszeni kurtki szukając paczki ze złotymi marlboro. Nawet jeśli byli na terenie straży pożarnej, to i tak nie zamierzał palić w budynku, zatem wolnym krokiem skierował się w stronę uchylonych drzwi i wyjścia. Nie wyszedł jednak za próg, o ile jej odpowiedź była przecząca i nie planowała ruszyć na zewnątrz wraz z nim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Były oskarżony – sprecyzowała, chociaż jak dla niej, w tej konkretnej chwili, nie miało to większego znaczenia. Chodziło o sam wydźwięk człowieka. Zwyczajnej osoby, która nie była policjantem a zachowywała się jak on. Niepotrzebnie, bo ludzie z zasady nie przepadali za funkcjonariuszami. Po co więc zgrywać jednego z nich? Gdyby sama mogła, nie zrobiłaby tego, ale jak już wspomniała, to był jej własny błąd. Powinna wcześniej porozmawiać z Blakem, poinstruować go jakoś i podzielić wskazówkami. Nie zrobiła tego i jedyną osobą, którą mogła winić, była ona sama. – Przejęzyczenie – dodała, gdy zauważyła po jego minie, że nie wierzył. – Poza tym, ostatnio znów widziałam cię w areszcie, więc jak sądzę, lada moment ponownie zostaniesz o coś oskarżony. – Przesadziła z żartem? Jeżeli ktoś nie doceniał czarnego humoru, zdecydowanie miał prawo się obrazić. Nawet powinien, chociaż ktoś, kto wierzył samemu sobie, nie dałby wiary w Astrowe umiejętności jasnowidztwa, które skwitowano odrobinę krzywym uśmiechem.
- Jest, ale to już mój problem – odparła nieco ciszej. Czy przejmowała się wyjściem Martensa? Na pewno nie było jej to na rękę, ale gdyby brała do siebie każde wyjście świadka lub pewne niedopowiedzenia, dawno by zwariowała. Musiała myśleć chłodno i brać garściami to, co jej dawno. Dobrze wiedziała, jak wykorzystać tę sytuację na własną korzyść. Wybór miejsca, odpowiednie zachowanie, posiadanie znajomych w straży i nie trzymanie tu Stevena na siłę.
Mogła i umiała grać tymi kartami.
- Byłam uprzejma, bo w środku czułam, że byłeś niewinny. Wciąż to czuje. – Nawet jeśli czasami rzucała tekstami, które podważały jej słowa. Taka już była jej praca. Musiała poddać w wątpliwość każde słowo, myśl oraz zachowanie. Nie mogła przepuścić żadnej okazji do wymuszenia na rozmówcy jakiejś reakcji lub powiedzenia prawdy. Mimo wszystko Blake należał do sprawy. Był jego częścią; chcąc nie chcąc bardzo ścisłą częścią. Nie mogła mu odpuścić tylko dlatego, bo miała przeczucie. Gdyby to zrobiła, dokonałaby zdrady na samej sobie. Na kobiecie, która była realistką.
Przyjrzała się dyplomom wiszącym na ścianach. Liczyła, że wyciągnie z tego spotkania coś więcej, ale nie mogła poddać się żalowi. Bez względu na wszystko, musiała działać dalej.
- Nie, ale powinnam ruszać dalej. – Od czasy do czasu zdarzyło jej się popalać zioło, ale nie papierowy, które pożerały pieniądze oraz płuca. Wolała alkohol, na który również nie zawsze miała czas, bo jego większość poświęcała pracy. Błędne koło, któremu teraz się nie poddała pozwalając Griffithowi prowadzić do wyjścia. Jeżeli miał potrzebę zapalić, nie zamierzała mu w tym przeszkodzić. Jak wspomniała i tak zamierzała już iść.
- Jak wspomniałam. Wierzę, że jesteś niewinny, nawet jeśli czasem mnie irytujesz. Jednak moje osobiste odczucia nie mogą przysłaniać całej reszty. – Lubiła go czy nie; nadal wierzyła, że nie zabił tamtych ludzi. – Możesz mnie uważać za wroga, co zresztą często okazujesz. – Zrobiła krótką pauzę aby skonfrontować się z jego spojrzeniem. Owszem, Astra zauważyła w nim pewnego rodzaju wrogość oraz dystans, chociaż zapewne starał się to ukrywać. – Ale czy samo to, że zgodziłam się na twoje nielegalne spotkanie z świadkiem, nie jest po części dowodem mojego zaangażowania w znalezienie prawdziwego zabójcy? – Albo to, że w ogóle postanowiła na własną rękę otworzyć dawną sprawę? Czy to nie wystarczało?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla niej zapewne było to zwykłym przejęzyczeniem, które niewiele zmieniało w sprawie, ponieważ kontekst i sedno było takie samo. Dla Blake'a jednak, który często wysłuchiwał komentarzy na temat tego, iż jest mordercą, powinien do końca życia siedzieć w więzieniu, albo jeszcze lepiej - zginąć tak jak tamte trzy osoby, stanowiło to różnice. Z reguły, w rozmowach z obcymi ludźmi, czy słysząc za plecami komentarze - nie reagował. Dawał ludziom myśleć to, na co mają ochotę, ponieważ szkoda mu było czasu i energii by ich uświadomić w tym, jak bardzo się mylą. Poza tym - zazwyczaj byli mu obojętni, to dlaczego miałby się liczyć z ich zdaniem? Inaczej było wtedy, kiedy zależało mu na czyjejś opinii, perspektywie, z jakiej przyglądał się jego osobie i podejściu.
- Kwestia czasu - potwierdził - może w tym roku sobie tego oszczędzę, ale w przyszłym... - Poskrobał się po kilkudniowym zaroście, przy okazji pozornie (a może i nie tylko?) zastanawiając. Po chwili posłał jej lekki, krótki uśmiech i pokręcił głową z rezygnacją. Było to wielce prawdopodobne - że znajdzie się w nieodpowiednim miejscu, jeszcze gorszym czasie, albo dla odmiany - naprawdę coś przeskrobie. Jego opanowanie miało krótki lont, a na siłownię (pomijając teraz, bo wciąż był kontuzjowany po feralnym Halloween) chodził coraz częściej, więc bez większych oporów mógłby dać komuś w zęby.
- Mogę liczyć, że dasz mi znać, kiedy pojawią się jakieś informacje? -
zapytał, spoglądając na Astrę kątem oka, kiedy puścił ją przodem. Wsunął między wargi papierosa, ale dopóki nie wyszli z remizy powstrzymał się z tym, by go odpalić. Być może za wiele od niej wymagał - choć na dobrą sprawę nie był to żaden wymóg, a prośba. Był wdzięczny, że poświęca swój czas, angażuje się w umawianie świadków, aby on mógł kontynuować swoje prywatne poszukiwania. Pewnie nie było tego po nim widać, bo rzadko okazywał emocje, ale... doceniał to.
- Wolę się nie zastanawiać nad tym, jak bardzo mógłbym irytować, gdybym traktował cię jak resztę. - Wywrócił oczami. Chodziło mu zarówno o policjantów, strażników, śledczych, i inne osoby, z którymi miał przyjemność w poprzednich latach. Jego chłód i zdystansowanie zlewało się z aurą Szmaragdowego Miasta i chyba w tym pasował do Seattle. Czy je lubił? Coraz mniej.
- To... nie takie proste - mruknął z niezadowoleniem - z wrogami rozprawiam się inaczej, pani kapitan. - Niewiele brakowało, aby jeszcze zasalutował jej z rozbawieniem, a tak wypuścił tylko przed siebie kłęby dymu, które zakryły cień uśmiechu.
- Dziękuję - powiedział na odchodne, zawieszając dłuższe spojrzenie na jej tęczówkach. Po tym, jak dodał do tego skinienie głowy posłane na do widzenia, zaciągnął się kolejny raz fajką i ruszył po motocykl, aby skierować się z nim do warsztatu.

/ zt x 2, dzięki!

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Seattle Fire Department”