WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Śnieg. Znowu, znowu śnieg. Białe gwiazdki oprószające ramiona czerwonego płaszcza, roztapiające się w mgnieniu oka na skrawku skórzanej rękawiczki i wirujące w świetle miejskich latarni. Na ulicach tłumy mieszkańców z nosami poukrywanymi w szalach bądź postawionych kołnierzach kurtek, wydmuchujący powietrze okolone mroźną mgiełką; zabrudzone przydrożne zaspy, w których czasem (głównie w środku nocy) można było znaleźć upojone towarzystwo robiące sobie przystanek kondycyjny po zbyt długiej rundce po okolicznych barach. W sklepowych witrynach jeszcze pozostałości świątecznych dekoracji, z niektórych okien wyzierała nadal gałąź sypiącej się już choinki; wigilijne jedzenie pewnie zniknęło już z lodówek, ale dekoracyjne lampki nadal zdobiły co drugą futrynę drzwi prowadzących do apartamentowca.
Mathilde, w przeciwieństwie do większości ludzi, uwielbiała taką pogodę. Była zaprzysiężoną fanką zimy, i chociaż ta w Seattle była zdecydowanie mniej widowiskowa niż w jej rodzinnych stronach, to kiedy po przebudzeniu jej wzrok padał na białe hałdy zgromadzone pod oknem od razu wstawało jej się raźniej. Gorącą kawę też piło się przyjemniej, kiedy wiedziało się, że jest ostatnim przystankiem przed wystawieniem twarzy na wiatr błyskawicznie oblewający policzki różem a nos kolorem kojarzonym ze słynnym reniferem. Teraz, po upiciu ostatniego łyku, chowała właśnie kubek do zmywarki i szykowała się w podróż do kwiaciarni - nie była ostatnio najlepszym pracodawcą, ale powzięła noworoczne postanowienie, że niedługo się to zmieni; zaprzysięgła sobie, że będzie zajeżdżała do Fremont dużo częściej. Wiedziała, że ilość klienteli zwiększała się ostatnio stopniowo, i trzeba było przygotować zamówienia na prawdziwy bum, który czekał ich niedługo - walentynki. Dlatego, chcąc nie chcąc, zarzuciła na grzbiet płaszcz, na szyi zawiązała gruby szalik i odpaliła auto, dziękując bogu za garaż (śnieg był cudowny, ale strzepywanie go godzinami z dachu samochodu nie należało jednak do jej ukochanych czynności!).
W Juniper Flowers pojawiła się pół godziny później, zostawiając auto na wyznaczonym miejscu parkingowym i zachodząc jeszcze do pobliskiej kawiarni po kolejny kofeinowy zastrzyk - tym razem i dla siebie, i dla Diny. Jej wejście obwieścił dzwoneczek nad drzwiami, kołaczący się w przyjemną dla ucha melodię.
- Hej! Hej, Dina! - pomachała do sprzedawczyni, wręczając jej papierowy kubek z osłonką mającą zapobiec poparzeniu palców. - Jak dzisiaj? Duży ruch?
Obróciła się, zerkając na wystawiony inwentarz - uwielbiała tę malutką miejską dżunglę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2.
Odczucia Diny wobec zimy i wszechobecnego śniegu były dość podobne. Uwielbiała ten czas w roku, kiedy wszystko było przyprószone bielą, choć niejednokrotnie zdarzało jej się narzekać na chłód. Mimo swojej miłości do tej pory roku nie lubiła, kiedy przymarzały jej wszystkie części ciała, więc nic dziwnego, że czasami narzekała na zimno. Ponadto przez to, że ulice były oblodzone, a to w przypadku panny Farrow oznaczało dwa razy więcej wypadków, bo przecież zamiast uważać musiała lądować tyłkiem na ziemi, bo jakżeby inaczej? Nie byłaby sobą, gdyby danego dnia nie zrobiła krzywdy albo komuś innemu, albo sobie samej. O ile sam ból czy dyskomfort nie były dla niej szczególnym problem, tak nieprzychylne spojrzenia innych osób w takich sytuacjach zdecydowanie spędzały jej później sen z powiek. O tych nieprzyjemnościach wolała jednak nie myśleć w dniu, w którym miała naprawdę dobry humor. Nie dość, że póki co dzień udało jej się przetrwać bez żadnego wypadku, to na dodatek spędzała go w kwiaciarni, którą tak bardzo lubiła. Zdecydowanie nie chciała sobie psuć dobrego humoru przez wracanie do wydarzeń, które miały miejsce dawno i tak właściwie nie miały większego znaczenia w jej życiu. A przynajmniej nie powinny mieć. Dina niestety cechowała się skłonnością do wyolbrzymiania tego, co nieistotne.
Słysząc dzwonek, odruchowo podniosła głowę, aby zobaczyć, kto wszedł do środka. Była przygotowana na powitanie nowego klienta, ale szybko zorientowała się, że tym razem nie będzie musiała tego robić. Na widok szefowej uśmiechnęła się szeroko, będąc zapewne jedną z niewielu osób, które reagują tak na swojego przełożonego. Jednakże ona bardzo lubiła właścicielkę kwiaciarni, a chociaż jednym z powodów niewątpliwie był sam fakt tego, że Mathilde jeszcze jej nie zwolniła, to mimo tego zdawała się być osobą, którą Dina polubiłaby nawet po odjęciu tego faktu. Na początku była spięta za każdym razem, kiedy kobieta przychodziła do kwiaciarni, ale po pewnym czasie, gdy poznała lepiej swoją szefową, zrozumiała, że nie ma się czego obawiać. Jasne, nadal trochę się tym stresowała, bo jednak musiała pamiętać o tym, że przede wszystkim była pracownicą tej kwiaciarni, a nie gościem w niej, ale przynajmniej była w stanie normalnie rozmawiać z Mathilde, nie jąkając się co drugie słowo. — Cześć, dobrze cię widzieć! — przywitała się, będąc w zupełni szczerą w tym, co mówiła. Naprawdę polubiła odwiedziny szefowej. — Tak, trochę ludzi było, ale teraz jest w miarę spokojnie — odpowiedziała po odebraniu kubka od kobiety. — Dzięki — rzuciła, przypominając sobie o dobrych manierach, po czym podmuchała na swoją kawę przed wypiciem jej. Od razu zrobiło jej się lepiej. Bardzo lubiła kawę. — Najbardziej boję się chyba walentynek. Wiem, że mamy jeszcze do nich jeszcze trochę czasu, ale… — Miała kiedyś sen o tym, jak właśnie w tym dniu pracowała i nie była w stanie się wyrobić, a Juniper Flowers stanęło w płomieniach, przez co teraz obawiała się, że sytuacja ze snu może się wydarzyć naprawdę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, Tilde też nie była jakimś wybrykiem natury który uwielbiałby rzęsowe rzędy sklejające się szronem tak, że nie dało się otworzyć oczu, ani kolan dygoczących jak galareta w porywistej śnieżnej zawiei; kochała jednak te chwile, kiedy z serca białego huraganu wpełzało się do ciepłej sieni, czując, jak domowe bezpieczeństwo rozlewa się leniwie po całym przemarzniętym ciele. Kontrast między siłami natury, które poza domem zawsze wygrywały z filigranową, rachityczną sylwetką pojedynczego człowieka, a azylem własnej przestrzeni, w której powoli wracało się do życia zamrożone palce i przywracało normalną cyrkulację krwi, uważała za cudowny.
Teraz, schroniwszy się w przybytku, który według oficjalnych papierów miała prawo uznać za swój, mogła wydostać się spod wstęg szala zawiniętych na szyi wielokrotnie i schować rękawiczki do kieszeni płaszcza. Wierzchnie okrycie powiesiła na stojącym, rzeźbionym wieszaku umieszczonym na zapleczu, i wróciła na główną salę.
- Dajesz sobie radę sama? Wiem, że pewnie nie jest łatwo, ale niestety wypadki losowe są... losowe - rozłożyła ręce w geście bezradności, nawiązując do tego, że ich druga pracownica - Alex - niecały tydzień temu złamała nogę, wywracając się na gołoledzi przed samymi drzwiami swojego domu, i raczej nie mogli liczyć na to, że wróci do kwiaciarni przez przynajmniej następne dwa miesiące. - Szukamy z Albą kogoś nowego, ale jak na razie miałyśmy na rozmowach same... osobistości, które niekoniecznie by tu pasowały.
Wspomniała z rozbawieniem nastolatkę, która za pomocą fałszywego dowodu próbowała je przekonać, że mogą a-bso-lu-tnie zatrudnić ją na pełen etat, i chłopaka, od którego tak zionęło wczorajszym alkoholem, że obie (ona i Alba) musiały odsunąć krzesła maksymalnie pod okno, żeby zaczerpnąć chociaż hauścik świeżego powietrza. Raczej nie zamierzała zatrudniać kogoś, kto następnego dnia po rauszu narzygałby do jakiejś donicy.
- Do Walentynek mu-si-my kogoś znaleźć. Koniecznie. Nie masz jakichś znajomych, którzy szukają roboty? Tobie ufam, Dina, gdybyś kogoś poleciła, to na pewno biorę go na rozmowę - system poleceń pracowniczych jak w wielkim korpo, hihi! Oczywiście gdyby jakimś cudem zdarzyło się, że nie uda im się zatrudnić nikogo odpowiedniego przed wielkim lutowym szaleństwem, Tilde nie zamierzała rzucić Diny na pastwę losu i rozszalałych mężczyzn rwących sobie włosy z głowy i panicznie szukających odpowiedzi w oczach kwiatowych sprzedawczyń, tylko stanęłaby za ladą razem z nią. Kiedy przychodziło co do czego wyzwalała się w niej jednak nutka altruizmu i z pewnością zakasałby ręce i zabrała się do roboty. Ale, rzecz jasna, wcale jej się do tego nie spieszyło, więc wolałaby spędzić to święto z dala od tłumnej hałastry, popijając sobie w spokoju wino na ulubionym fotelu (na to, że będzie robić coś z mężem, już nawet nie liczyła).

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Posiadanie na głowie całej kwiaciarni na pewno nie było czymś, co leżało w strefie komfortu Diny, ale przecież nie mogła schować głowy w piasek i stwierdzić, że w takim razie pakuje manatki i wychodzi. Poza tym była na tyle obyta z pracą tutaj, że mniej więcej była w stanie dać sobie radę. Nie da się jednak ukryć, że Dina jest Diną, a co za tym idzie, większość rzeczy jest przez nią wykonywana nieperfekcyjnie, w dodatku z dużą dozą zdenerwowania i napięcia w tle. Nic więc dziwnego, że wolałaby mieć kogoś obok siebie, chociażby żeby zamienić z tą osobą kilka słów czy w razie czego móc poszukać u niej wsparcia. Teraz była zdana na siebie i niekoniecznie jej się to podobało, choć na pewno nie zamierzała otwarcie na to narzekać. Byłoby to dziecinne z jej strony, a przecież miała dwadzieścia pięć lat, więc powinna wymagać od siebie chociażby minimalną ilość dojrzałości. Do tego dochodziła jeszcze kwestia tego, że nie chciała wyjść przed Mathilde na Panią Marudę, która nie jest w stanie znieść większej ilości obowiązków.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest łatwo, ale daję sobie radę — odpowiedziała. Nie była osobą pewną siebie, tak naprawdę, ale nawet ona była w stanie stwierdzić, że aż tak źle nie było, by musiała przyznawać, że Juniper Flowers pogrążyło się w totalnym chaosie. Nie odbyło się to jednak bez wysiłku, choć Dina musiała powiedzieć, że zmęczenie, które odczuwała należało raczej do tych pozytywnych. Rzadko miało to miejsce w jej życiu, ale wyglądało na to, że nawet ktoś taki jak ona mógł tego doświadczyć. — Jestem pewna, że w końcu uda wam się kogoś znaleźć. Do tego czasu będę dzielnie stała na straży! — zaśmiała się, ale oczywiście w pełni miała na myśli to, co mówiła. Nie chciała wygłaszać ckliwej przemowy przed swoją szefową, ale naprawdę pokochała to miejsce i wcale nie przeszkadzałoby jej spędzanie tutaj większej ilości czasu, nawet gdyby nikt jej za to nie zapłacił.
Ufasz? — powtórzyła to słowo po Mathilde, jakby nie do końca wierzyła, że rzeczywiście zostało ono przez nią wypowiedziane. Ludzie rzadko kiedy mówili, że jej ufają, przez co Dina nie widziała siebie jako osobę godną zaufania. Może to dlatego, że jej rodzice tak często powtarzali, że zawiodła ich na całej linii, nie osiągając w życiu niczego szczególnego, tak jak jej rodzeństwo. Wobec tego nic dziwnego, że to jedno słowo było niczym miód na jej serce. — No tak… Wiesz... — Właściwie dopiero po chwili zorientowała się, że Mathilde zadała jej pytanie, na które oczekiwała odpowiedzi. Poczuła się głupio, ale miała nadzieję, że kobieta nie zwróciła na jej zachowanie jakiejś szczególnej uwagi. — W sumie… Mam taką znajomą, która szuka pracy. Mogłabym was skontaktować, gdyby była zainteresowana — powiedziała z lekkim uśmiechem. Cieszyła się, że będzie mogła pomóc kwiaciarni, a przy okazji także dobrej znajomej, jeżeli wszystko pójdzie pomyślnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tilde była naprawdę wdzięczna losowi za to, że rzucił jej na ratunek pracownika takiego jak Dina - gdyby nie fakt, że była w stanie wziąć na siebie podwójne zmiany i sterować kwiaciarnią bez ciągłego nadzoru byłyby chyba zmuszone z Albą zamknąć przybytek na czas nieokreślony, aż do zatrudnienia kogoś nowego. Mimo tego, że powzięła zamiar odwiedzania własnego biznesu częściej niż w przeszłości, obecny okres obfitował w fotograficzne zlecenia którym nie potrafiła odmówić i zwyczajnie nie miałaby skrawka doby na ogarnianie całej tej florystycznej machiny dzień po dniu. Była zresztą jeszcze zielona w niektórych sprawach (zaplecze logistyczne, księgowość, odpowiednie planowanie zamówień towaru) i dopiero uczyła się od Alby jak zarządzać całą tą niewidoczną na pierwszy rzut oka stroną biznesu, która ze sprzedawaniem bukietów błyszczących kolorowymi wstążkami nie miała nic wspólnego.
- Dzięki, Dina. Przywracasz wiarę w ludzi - uśmiechnęła się do dziewczyny, wciągając w siebie kolejny kofeinowy strzał z kubka. - Przysięgam ci, że nie zostawiłybyśmy cię samej gdyby pojawiła się jakakolwiek sensowna alternatywa, ale jak na razie chętni do dołączenia do zespołu byli... no, ujmijmy to tak, że bałabym się przekazać im klucze - nie miała pojęcia o co chodzi - może powinny podrasować ogłoszenie? Zacisnąć zęby i podnieść pensję (która zdecydowanie nie należała do głodowych - Mathilde zawsze wychodziła z założenia, że jeśli nie stać cię na zatrudnienie pracowników na godnych warunkach finansowych to sam podwijaj rękawy i zabieraj się do roboty)? Zaoferować owocowe czwartki?
- Pewnie, że ufam. Jesteś rzetelna, nie spóźniasz się i umiesz pięknie wciskać ludziom tulipany. No i jesteś miła, a ja lubię miłych ludzi - podeszła do wiadra z liliami, jeszcze niewystawionymi na sprzedaż, i dotknęła białych płatków. Były przepiękne - trzeba było szybko przygotować z nich eleganckie wiązanki (taka już kwietna natura, motyle życie - czas użyteczności po ścięciu wyjątkowo krótki, upływający po tygodniu w smutnej metamorfozie jędrnych kształtów do kruszących się w palcach zeschłych wiór). - Masz jakiś pomysł na te lilie? Niebieskie wstążki? Łączymy je z czymś czy zostawiamy w spokoju? - ona była zdania, że lilie należały do florystycznego rodu królewskiego i nie potrzebowały towarzystwa innych gatunków, ale chciała poznać zdanie Diny.
- Och, Dina. Proszę, puść jej sygnał. Jesteśmy zdesperowani, ludzie lubią takich pracodawców - rozłożyła bezradnie ręce. Jeśli koleżanka okaże się personą chociaż trochę zbliżoną rozsądkiem do Diny, to sprawa załatwiona i biorą ją na pewno!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Otoczenie roślin niesamowicie ją uspokajało. Nie wyobrażała sobie lepszego miejsca pracy niż to związane z florystyką. Właściwie nie miała doświadczenia w niczym innym, całe życie pracowała jako florystka z tym tylko wyjątkiem, że wcześniej w jakiejś lokalnej kwiaciarni w swojej małej mieścinie, w której każdy znał każdego, gdzie nieznany wcześniej klient był jakimś szalonym ewenementem. Tymczasem teraz, gdy postanowiła wyprowadzić się do nowego miasta, w dodatku tak dużego i szybkiego, jak Seattle, musiała wypłynąć na nieco głębsze wody z zupełnie nieznajomymi ludźmi i z szefowymi, po których nie wiedziała jeszcze do końca, czego się spodziewać. Jedyną stałą, przez którą jeszcze tak całkiem nie panikowała, były rośliny. Kilkukrotnie już co prawda myślała o tej nagłej zmianie jako o błędzie, na który chyba nie do końca się przygotowała, szczególnie psychicznie. Zastanawiała się, czy jednak nie zmienić decyzji i nie wrócić z podkulonym ogonem do swojej rodzimej miejscowości, ale coś jej mimo wszystko dawało siły, by pokonywać te nowe, małe (choć dla niej ogromnie wielkie) wyzwania z w miarę uniesioną głową i jako takim zapałem do działania. Zaaklimatyzowanie się w nowym mieście, w dodatku tak całkiem różnym od poprzedniego miejsca zamieszkania, najpewniej miało potrwać jeszcze długo, aż nazbyt długo, ale ona sama nie słynęła z pospiesznie podejmowanym nagłych decyzji. Właściwie można by rzec, że była to jej pierwsza, i to w dodatku tak poważna. Nic więc dziwnego, że wszystko to wiązało się z ogromnymi nerwami, z którymi radziła sobie raczej średniawo. Mimo wszystko było to całkiem ekscytujące doświadczenie i mimo pewnych trudności nie miała zamiaru się tak szybko poddać. Jeszcze nie! Nawet, gdy roboty było tyle, że wszystko dosłownie leciało z rąk. Zbliżający się Dzień Kobiet dawał się we znaki. Zbyt wiele rzeczy trzeba było zrobić na raz, a w takich momentach nerwy brały nad nią górę. W całym tym małym chaosie jedna z doniczek z sukulentem upadła jej na podłogę, nie uszkadzając się przynajmniej, a jedynie robiąc trochę bałaganu. – Cholerna – mruknęła pod nosem, bo przecież zawsze tak było, że gdy się w miarę spieszyło, musiało się stać coś, co jej jedynie pracy dołożyło. Odłożyła pospiesznie resztę na bok i ruszyła do sprzątnięcia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="tel0"> <div class="tel1"><div class="cname">006</div></div> </div> </table>

Alba niestety nie mogła pochwalić się doświadczeniami zdobytymi podczas podróży czy przeprowadzek. Spędziła w Seattle całe swoje życie i nie zapowiadało się na to by miała zmieniać swój dotychczasowy dom, choćby przez wgląd na rodzinę czy kwiaciarnie. Było to dla niej wyjątkowe miejsce, które przed laty dzieliła z babcią. Po szkole dorabiała jako kelnerka i po pracy przychodziła do Juniper by pomóc staruszce w pracach związanych z prowadzeniem własnego biznesu. Pielęgnowała rośliny, obsługiwała klientów i sprzątała. Wszystkiego nauczyła się od niej i starała się swą wiedzą dzielić jak najlepiej z dziewczynami, które pracowała na sukces kwiaciarni równie mocno.
Była zadowolona z nowej pracownicy i doświadczenia jakie nabyła u poprzednich pracodawców. Była zaradna i chętna do pracy, więc nie mogła się do niczego przyczepić. Wciąż uczyła się funkcjonowania w nowym miejscu ale każdy miał swoje lepsze lub gorsze początki, to normalne.
Wszystko okej, Miren? — krzyknęła z pomieszczenia socjalnego, słysząc trzask, dochodzący z przestrzeni sklepowej. Rozliczała właśnie faktury, które spłynęły jej od dostawców oraz wszelkie rachunki za prąd, wodę czy też ogrzewanie. Niekiedy miesiące bywały ciężkie, jednak nawet przez moment nie przyszłoby jej do głowy by zamknąć to miejsce i zacząć od nowa gdzieś indziej. Podniosła się w końcu z krzesła i wychyliła, szukając wzrokiem Miren, która ślęczała przy doniczce i rozsypanej ziemi.<br> — To nic, tylko trochę bałaganu — rzuciła, chcąc uspokoić dziewczynę. Doniczka była cała i co ważniejsze - roślina także. Sięgnęła po miotłę i od razu zabrała się za uprzątnięcie ziemi. — W szafce jest mała zmiotka i szufelka — rzuciła w jej stronę, skupiając się na bajzlu pod swoimi nogami.
Ostatnio zmieniony 2021-03-17, 12:37 przez alba butler, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niby była to taka głupota, ale nieco się zdenerwowała. Problem był taki, że niestety jej reakcje były całkiem niewspółmierne do tego, co się naprawdę działo i podczas gdy była to taka drobnostka mimo wszystko, ona było lekko zestresowana ściąganiem na siebie uwagi w momencie, gdy zrobiła coś nie tak. Na całe szczęście nie zrzuciła czegoś, co mogłoby się rozbić na ziemi, generując w ten sposób niepotrzebne koszty, które najpewniej miałaby pokryć ze swojej mało pojemnej kieszeni. Ot, trochę bałaganu i nieco drżące ręce, jak gdyby zrobiła coś naprawdę złego. – Tak, tak, wszystko ok. Po prostu straszna niezdara ze mnie – rzuciła, drapiąc się po główce. Głupio jej było, nie lubiła takich sytuacji. Niby nic bardzo złego się nie stało, ale jednak wprowadzało ją to w pewien dyskomfort. Niepewnie ruszyła w stronę szafki, w której miała znaleźć zmiotkę i szufelkę, pewnie nie po raz pierwszy i wyjęła z niej te zdobycze. –Dziękuję, zaraz to ogarnę – rzuciła, by posprzątać to, co sobie nabałaganiła. Czuła się nieco niezręcznie i próbowała wymyślić coś, by jakoś tę niezręczność przełamać. – Taki ruch dzisiaj, że wszystko leci z rąk! Pewnie się cieszysz, co? – rzuciła w końcu, by jakoś się rozluźnić. Wyrzuciła wszystko z szufelki i odłożyła ją na miejsce. Nie było już żadnego śladu po całej akcji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stres zawsze towarzyszył nam na starcie, zwłaszcza kiedy chodziło o zmianę szkoły, miejsca zamieszkania czy właśnie miejsca pracy. To nic złego i brunetka zdawała sobie sprawę z tego, że początki bywały i trudne i Miren potrzebowała czasu na adaptację. Skłamałaby mówiąc, że kiedy zaczynała podchodziła do tego na ogromnym luzie, otóż nie. Mimo, że była z tym miejscem związana od dziecka przez wgląd na babcię to i tak przejmując cały ten biznes czuła, że zaczyna od zera. Całkiem sama. Hutton miała wsparcie jej, Mathildy i swoich współpracownic.
Każdemu się zdarza — uśmiechnęła si ciepło, chcąc ją uspokoić. Nie była jedną z tych szefowych, które wyznawały zarządzanie przez zastraszanie, manipulacje czy inne, niemoralne metody. Była człowiekiem, który także popełniał błędy i jeśli widziała, że pracownik stara się pomimo potknięć to zamierzała mu pomóc, nie podcinać skrzydła. — No pewnie — rzuciła z zadowoleniem, zaczesując za ucho luźno opadające na twarz kosmyki włosów — Ostatni tydzień i załamanie pogody dało nam nieco w kość ale jakoś sobie poradzimy. Całe szczęście udało nam się osiągnąć niezły wynik w Walentynkowy weekend — dodała, ciesząc się z tego, że pogoda nie zepsuła się wcześniej. W takie komercyjne święta miały największy ruch co oczywiście sprzyjało całej działalności. — Coś się dzieje, Miren? Problemy z dziewczynami? Stres? — zapytała niepewnie, chcąc rozeznać się w terenie. Była nowa, więc Butler za wszelką cenę chciała wiedzieć jak jej wrażenia. Nie sądziła, że dziewczyny mogłyby jej to jakkolwiek utrudniać, bo wszystkie były sympatyczne i pomocne, jednak zapytała dla pewności, po prostu. — Naprawdę dobrze sobie radzisz i nie przejmuj się takimi głupotami. Początki zawsze są trudne ale będzie tylko lepiej, zobaczysz — zapewniła ją i podniosła leżącą na ziemi doniczkę z kwiatem, w celu zasypania jej i odstawienia na miejsce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiadomo, każda zmiana generowała mniejszy lub większy stres. Problemem było to, że był to stres niewspółmierny do tego, co się tak naprawdę działo. Kompletnie nieprzystosowana do życia porwała się z motyką na słońce, nijak się do tego wcześniej nie przygotowując. Nie była spontaniczną dziewczyną, wielkich zmian dokonującą pod wpływem emocji. Zawsze miała wszystko ułożone, zaplanowane, przemyślane, więc ta jej nagła decyzja odbijała jej się czkawką. Niepokój, ataki paniki, nerwowe gesty – to była jej codzienność. Nie chciała jednak robić kroku do tyłu, choć była to opcja kuszącą. Choć może nie kusząca, a po prostu... bezpieczniejsza, pewniejsza, stabilniejsza. Biła się z myślami, zastanawiała, ale mimo wszystko nie potrafiła powrócić do rodzinnego miasta, nawet jeśli życie w Seattle okrutnie ją przytłaczało. Właściwie nie robiła nic specjalnego. Wychodziła do pracy lub spędzała czas ze sobą. Chciała poznać nowych ludzi, jednocześnie niesamowicie się tego bojąc i kompletnie nie wiedząc, jak właściwie powinna się do tego zabrać. Miała jednak tę małą ostoję, kwiaciarnię, w której, miała nadzieję, jeszcze popracuje. Dobrze jej tu było, lubiła tu przychodzić, dbać o rośliny, układać bukiety. Uwielbiała to. To ją choć trochę uspokajało. – Problemy? Hmm nie... ja nie wiem, dalej ciężko jest mi się odnaleźć po prostu. I tu, i ogólnie w Seattle – odpowiedział, drapiąc się lekko po przedramieniu. Czerwone ślady od nerwowych ruchów paznokciami szybko zakryła swetrem. – Jeju, dziękuję. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. Bardzo się cieszę, że mogę tu pracować, serio. Może to głupio brzmi, ale lubię takie miejsca – powiedziała, ręką wskazując na przestrzeń wokół. Od razu na myśl jej przyszło, że chyba za dużo głupot mówi, że może warto by było mniej albo sensowniej i w ogóle inaczej. A najlepiej wcale.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Życie brunetki nie zawsze było poukładane, pomimo jasnych priorytetów i sztywnego planu działania. Jedynie kwiaciarnia była stałą, która trzymała równowagę w jej życiu i mobilizowała do tego by zwlec leniwe cztery litery z łóżka. Lubiła komplikować sprawy dookoła i miała wrażenie, że tylko to miejsce dawało jej radość i siłę do działania, a uśmiechy zadowolonych klientów i zgrany personel jedynie to potwierdzały.
To duże miasto, więc nic dziwnego — przyznała z uśmiechem, choć nigdy nie była w podobnej sytuacji. Urodziła się tu i wychowywała, zdążyła nawyknąć do tętniącego życiem deszczowego miasta, które i ją niekiedy doprowadzało ją depresji i niepokoju. Adaptacja wymagała od nas licznych pokładów cierpliwości i nie należało się tym przejmować. — Daj sobie więcej czasu, bo wbrew pogodzie i korkom o każdej porze dnia, to miasto jest tego warte. Przynajmniej w mojej ocenie — dodała, nie chcąc by dziewczyna zniechęcała się zbyt szybko. Może powinna jakoś temu zarazić i spróbować z Mathildą zintegrować zespół? Takie wyjście mogło nieco wspomóc Miren i tym samym poprawić funkcjonowanie dziewczyn w pracy. Powinny się wspierać, zawsze.
Seattle ma więcej miejsc, które da się lubić. Jeśli chcesz mogę Ci kiedyś pokazać kilka wartych uwagi kawiarni, barów albo po prostu wyjść pospacerować — zaproponowała i ustawiła doniczkę na witrynie i oparła dłonie na biodrach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Woojin był tym typem człowieka, który dla rodziny i przyjaciół był w stanie zrobić naprawdę wiele. Oczywiście miana prawdziwego przyjaciela nie otrzymywał każdy po pięciu minutach znajomości, tylko wpierw musiało minąć trochę czasu, aby Tae mógł się przekonać co do danej osoby. W dodatku był uparty, co słyszał wiele razy, chociażby od swojej rodzicielki. Także, gdy pisał, że przyjedzie z żarciem, przejrzał jeszcze kilka ofert sprzedaży, a następnie wyłączył kompa, narzucił kurtkę i po sprawdzeniu, czy wszystko, co potrzebne ma przy sobie, poszedł do auta. Nim jednak przekręcił kluczyki w stacyjce, myślał, po jakie jedzonko powinien zajechać. Nagle wpadł na pomysł (w kreskówce nad jego głową zapaliłaby się żarówka) i już miał wrzucać wsteczny, gdy jego mama go zatrzymała i gestem wskazała, aby otworzył okno, co więc uczynił. Oczywiście pytała, gdzie jedzie oraz w jakim celu, a po udzieleniu odpowiedzi, dostał zadanie bojowe w postaci zajechania do sklepu, bo jasne, mamuśka Jina mogła zrobić zakupy, tylko była zmęczona i jedyne, o czym marzyła, to walnięcie się na kanapę oraz obejrzenie swojego ulubionego serialu.
Gdy miał pewność, iż rodzicielka weszła do mieszkania, pojechał do knajpy po szamkę na wynos. Przez czynniki w postaci kolejki oraz dłuższego czekania na zamówione posiłki, z 45 minut przybył pod kwiaciarnię tj. miejsce pracy Eden po około godzinie i dziesięciu minutach. Miał nadzieję, że tam ją jeszcze zastanie, bo inaczej...będzie wkurwiony. Najpewniej wtedy by kazał na siebie zaczekać w jakimś ciepłym miejscu albo zrobiłby jej włam na chatę. Tak więc zostawił auto na światłach awaryjnych przed kwiaciarnią, aby szybko do niego wrócić, gdyby zastał zamknięte drzwi, przed którymi stanął po chwili i zaczął pukać. Jedzenie rzecz jasna zostawił w aucie (miał tylko nadzieję, że te opakowania długo trzymają ciepło), dlatego mając jedną wolną rękę (bo drugą wciąż nawalał w drzwi), wyciągnął telefon z kieszeni, aby zadzwonić do przyjaciółki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pracowity dzień. Bardzo. Nowy Rok dopiero się zaczął, a ona miała na koncie kolejny dzień, podczas którego nie była w stanie wygospodarować sobie chwili przerwy. Nawet kiedy właścicielka kwiaciarni pokazała się na chwilę i pomogła jej, w szczytowych godzinach, nie było opcji, by Eden po prostu usiadła i odpoczęła. Kto by pomyślał, że zacznie kolejny rok z takim zapotrzebowaniem na bukiety. Chyba dobrze, że na nie, a nie na wieńce. Nie lubiła ich układać, bo wcale dobrze się nie kojarzyły – robiło się je tylko z jednego, przykrego powodu.
Ani dzisiaj, ani wczoraj nie wpadło jednak żadne zamówienie na wieniec pogrzebowy. Całe szczęście!
Była wykończona, choć niektórym wydawało się przecież, że to nie jest praca, którą da się zmęczyć. Takich delikwentów najchętniej oddelegowałaby na jeden dzień pracy tutaj, żeby sami się przekonali, że jest to równie obciążające, co i inne prace. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Mimo to – uśmiechała się do każdego klienta, nawet kiedy ten był wyjątkowo nieprzyjemny w obyciu. Z przyjaznym wyrazem na twarzy odprawiła starszego mężczyznę, któremu złożyła piękny bukiet dla żony, a potem – po zapewnieniu, że nie musi się przejmować, że przyszedł na ostatnią chwilę – zamknęła za nim drzwi i przekręciła klucz w zamku, by żaden spóźniony i zbłąkany klient jeszcze nie wskoczył po godzinach. Zakluczenie wejścia ratowało ją przed nią samą, bo gdyby ktoś faktycznie się pojawił, to nie miałaby serca mu odmówić.
Wsunęła słuchawki do uszu, włączyła muzykę i mogła zacząć sprzątanie lokalu po pracy. Choć, by być bardziej precyzyjnym, to należało to nazwać: wirowaniem z miotłą i ścierą.
Przez to nawet nie zauważyła, że ten zbłąkany gość w kwiaciarni miał faktycznie być Jinem, któremu przez całe zamieszanie nie zdołała już odpisać, a potem zwyczajnie zapomniała, by to zrobić. Z rytmicznego zamiatania podłogi wyrwało ją nagłe odcięcie muzyki i zastąpienie jej dzwonkiem. Nieco zdziwiona, wyciągnęła aparat z kieszeni, a kiedy dostrzegła, kto do niej dzwoni to dość bezwiednie wychyliła się zza zaplecza i zerknęła w stronę przeszklonych drzwi wejściowych. Gdy dostrzegła sylwetkę przyjaciela, uśmiechnęła się szeroko i pięcioma dużymi susami doskoczyła do klamki. Przekręciła klucz i otworzyła wejście.
Jin! – zawołała radośnie, wpuszczając go do środka! – Przepraszam, zapomniałam ci odpisać! Koniec pracy to była totalna masakra! Ale jestem dumna z tych ostatnich wiązanek, które zrobiłam. Szczególnie dla tego pana, który co tydzień kupuje u mnie kwiaty dla żony. To przekochane, nie uważasz? – Klasyczna Eden, jak zwykle nadawała jak katarynka, czasami trzeba było ją zatrzymać, bo się zapędzała. – A w ogóle to tak się cieszę, że cię widzę! Ostatnio nie miałeś dla mnie czasu... Czy to ja dla ciebie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Oj tak, okres przed świętami i po Nowym Roku, był dla Jina bardzo intensywny. Tak bardzo, że nie przespał dwóch nocy pod rząd bo ciągle dostawał nowe zlecenia, bo przecież, a to ze stroną coś się psuło, a to przeciążenie serwera innego dnia...no po prostu dramat gonił dramat. Czasami najchętniej rzuciłby to wszystko w cholerę i został influencerem albo tancerzem w jakimś zespole. Gdyby był w Korei, pewnie myślałby o dołączeniu do jakiegoś zespołu, ale no...obecnie mieszkał w Stanach. Normalnie byłby takim drugim BM z KARD, lecz aktualnie jedynie gdzie mógł śpiewać, to pod prysznicem, w klubie z karaoke oraz swoim pokoju. Ostatnio miał nawet taki sen, że występował na scenie z okazji Sylwestra. Niby wszystko było super, do czasu gdy nagle wszyscy zaczęli buczeć oraz wychodzić wcześniej. Nie obudził się wtedy z uśmiechem, ale przecież to tylko głupi sen. Wolał po stokroć coś takiego, niż znowu śnić o wypadku. Na początku nawet prowadził taki notesik, gdzie zapisywał ilość snów związanych z wypadkiem, lecz ostatecznie przestał, bo gdzieś zgubił ten notes, a nie chciało mu się szukać.
Chłopak, widząc zbliżającą się Eden, schował telefon do kieszeni i zaczął machać z wielkim uśmiechem na buzi.
- Już myślałem, że uciekłaś bez poinformowania mnie. - odparł, machnąwszy ręką, co miało oznaczać spoko, nie gniewam się za brak odpisu i robiąc krok do przodu, lecz zaraz zrobił tył zwrot całą sylwetką.
- Zaraz wracam. Zostawiłem auto na awaryjnych. - po tych słowach, szybko wrócił do samochodu, aby go przestawić gdzieś obok kwiaciarni, a następnie po opuszczeniu swojego wozu, wyjął obiecane jedzonko, które wciąż ładnie pachniało.
- Czyli romantyzm jeszcze całkiem nie upadł, skoro niektórych stać na takie gesty. - stwierdził, kładąc siatkę na blacie i po kolei wyjmując posiłki.
- Kupiłem ramen, kimbap a na deser chapssaltteoki.- do picia mieli wodę. Korciło go strasznie, aby wziąć soju ale wtedy musieliby wracać taksówką albo piechotką. Oczywiście miał kilka butelek w bagażniku, które były na tak zwaną czarną godzinę. W wakacje chociażby wziął sobie dzień wolnego, aby pojechać w spokojne miejsce, gdzie wypił z pięć butelek popularnego koreańskiego trunku z procentami, a potem zasnął na tyłach autka. Ogólnie planował to powtórzyć.
Uśmiechnął się, gdy usłyszał słowa Eden.
- Ja też się cieszę. Fakt, trochę zaniedbaliśmy te nasze spotkania...myślę, że obydwoje po części mieliśmy krucho z czasem, ale bez obaw. Dziś mam czas. - znaczy...tak jakby, bo przecież musiał zrobić zakupy i niby ktoś tam z roboty go prosił o sprawdzenie czegoś, no ale mniejsza. Zrobi to najwyżej w nocy albo z samego rana.
- Smacznego. - po tych słowach, zadowolony zaczął konsumpcję od ramenu. Zdaniem Jina, był on bardzo dobrze zrobiony, co zresztą Wang mogła usłyszeć, gdyż wydawał dźwięk, oznaczający właśnie, że mu smakuje.
- A i śmiało coś, jeśli nie będzie Ci smakować. - mówił serio. Chodziło o to, aby wiedzieć, czy może kupować dla przyjaciółki żarcie z tej knajpy, czy raczej wręcz przeciwnie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”