WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • viii.
Eileen nie przywiązywała dużej wagi do choroby, w tym sensie, że nie chciała, aby ta zawładnęła jej codziennością, jak to zwykle bywa w takich przypadkach. Dość, że i tak poświęcała swój cenny czas na terapię, której podjęła się wraz z postawieniem diagnozy. Od tamtej pory, chcąc nie chcąc, zdążyła się nieco wdrożyć w szczegóły i cały proces. Nie liczyła na nagłe ozdrowienie, ale też nie przewidywała w swoich rozważaniach drastycznego pogorszenia. W wielu przypadkach terapia okazywała się wystarczająca. Była raczej neutralnie nastawiona do całej tej sprawy, żeby nie powiedzieć, że momentami podchodziła do niej lekceważąco. Z jakiegoś powodu uważała, że ewentualne następstwa choroby jej nie dotyczyły, chociaż w ten sposób chyba tylko wypierała bolesną prawdę i nieuchronne zapowiedzi, jakich doświadczyła w ostatnim czasie. Mimo wszystko wiadomość o pogarszającym się stanie zdrowia i wątpliwej pracy nerek zaskoczyła ją i zbiła z tropu do tego stopnia, że jej koncentracja tamtego dnia była mocno zachwiana. Rzadko jej się to zdarzało, a już na pewno nie tak, aby z tego powodu popełniać gafy. Jedno jest pewne: jeśli już jakieś popełnia, to były one spektakularne. Jak na przykład ta dzisiejsza, kiedy to odczytując wiadomość o dość niespodziewanej dla niej treści, nie zamknęła sklepu wieczorem, wychodząc z niego po podliczeniu utargu, czego skutkiem było włamanie, jak się później okaże.
Nie odpisała od razu. Zamiast tego zerkneła do torebki i przegrzebała ją dokładnie, celem upewnienia się, czy mężczyzna przypadkiem się nie pomylił, bowiem jej zdaniem prędzej taki scenariusz był bardziej prawdopodobny. No, ale biorąc pod uwagę ostateczny przebieg dnia, o którym jeszcze nie wie, zgubiony z roztargnienia świstek nie stanowił dużego wyjątku. Nie zmienia to jednak faktu, że ta zguba nie była jej na rękę. Naprawdę nie chciała nikomu zdradzać nowych rewelacji zdrowotnych, gdyż sama nie wiedziała, co z tym zrobić, więc im więcej osób wiedziało (zwłaszcza kompletnie nie powiązanych z sytuacją), tym gorsze powodzenie jej planu.
Wyniki, które jeszcze dzisiejszego popołudnia miała przy sobie, odbierając je osobiście w szpitalu, faktycznie teraz zniknęły. Wcale ją to odkrycie nie ucieszyło, a już tym bardziej w połączeniu z perspektywą odebrania ich z rąk Clive'a, bo to znaczyło, że pewnie zapoznał się z ich treścią. Tak czy owak poinformowała go, że zgłosi się po odbiór jeszcze dziś. Niedługo później pojawiła się w miejscu spotkania (w sumie nie wiem gdzie, więc pozostawiam ci co do tego wolną rękę), jednocześnie starając ukryć towarzyszące jej lekkie zdenerwowanie.
Ostatnio zmieniony 2020-12-21, 22:38 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 16.
Za to diagnoza Clive Thornton'a z dnia na dzień stała się jednoznacznym „wyrokiem” - jako znany i ceniony neurochirurg z chorobą Parkinsona raczej nie wpisywał się w sztab najlepszego składu lekarzy do operacji. W momencie przekazania informacji o zwiększającym się procesie braku kontroli nad własnym ciałem, doskonale zdawał sobie sprawę, że jego kariera jest skończona. Stąd narodziła się w mężczyźnie niechęć, do absolutnie wszystkiego - pomimo silnej osobowości całkowicie popadł w „otchłań ciemnej rozpaczy.” Pogrążony we własnej depresji, jak można się spodziewać - swe cierpienie koił w ogromnych ilościach alkoholu; nie radził sobie, nie potrafił zaakceptować faktu, że już nigdy więcej nie stanie w sali operacyjnej, nie uratuję nikomu życia, a na dodatek nie spełni swych odwiecznych marzeń pozostania ordynatorem oddziału neurochirurgii. Koniec z awansem, koniec ze szczęściem, koniec z podziwem otaczających go osób. Z sielanką towarzyszką „Szmaragdowego miasta.” Teraz pozostała tylko kpina i współczucie, które dostrzegał w każdym - w oczach swojej żony, rodziny, przyjaciół - a nawet mijających go niegdysiejszych rywali. Przegrał - odpadł, a jego statek nieodwracalnie „zatonął.” Czy jakkolwiek da się poradzić z podobną stratą? Jeżeli rzeczywiście istniały opcję; to niestety, lecz blondyn był ostatnią osobą, która by z nich skorzystała. Od samego początku swojej egzystencji był uczony wyzbywania się słabości, przez wszechmocnego ojca - Papa Thornton wpajał swoim dzieciom siłę, niezależność oraz władzę. Nic w tym zaskakującego - w końcu należeli do silnego rodu zamieszkującego Seattle od pokoleń; Thornton'owie byli znani i rozpoznawalni, niejednokrotnie brukowce wypisywały się na ich temat - dlatego Clive był już przygotowany, że ze swoją chorobą nie będzie mierzył się zupełnie sam - a to tylko kwestia czasu, gdy większość czytelników portali plotkarskich zostanie o wszystkim poinformowana.
Jak to się stało, że udało mu się odnaleźć papiery Elieen Shepherd? Otóż będąc dziś na kolejnej, przygnębiającej go wizycie dostrzegł sylwetkę ciemnowłosej wyróżniającej się z tłumu przechodni, widział jak teczka z wynikami wypada z jej torby - lecz nim podbiegł chcąc sprawić, by je odzyskała brunetka zniknęła z zasięgu wzroku chirurga. Z tego względu gdy powrócił do domu postanowił się z nią skontaktować - i tak zajrzał do środka, nie z czystej ciekawości, lecz by się upewnić, że rzeczywiście należą one do niej - i na nieszczęście Eli jego „oko lekarza” automatycznie wychwyciło nieścisłości. Siedząc pośrodku parku (proszę bardzo!) z filiżanką kawy w prawej dłoni rozglądał się po otoczeniu, choć myśli Thornton'a wciąż zaprzątały wydarzenia sprzed pół roku - nie umknęła jego uwadze obecność Shepherd. - Tutaj. - rzucił podnosząc się z miejsca, by ręką wskazać krzesło na przeciwko siebie. - I oto odnalazłaś swoją zgubę. - stwierdził z lekkim lecz może troszeczkę współczującym(?) uśmiechem wyciągając ku policjantce jasnobrązową teczkę. - Logan wie? - rzucił marszcząc brwi i powracając na swe miejsce, cóż z starszym bratem Elieen miał o wiele lepsze relacje - i to z nim początkowo zamierzał się skontaktować, ale na szczęście dziewczyny (bądź i nie) w ostatniej chwili się zawahał. - Zresztą nie musisz odpowiadać, to nie moja sprawa. - skwitował na sam koniec, ponownie chwytając za biały kubek. - Napijesz się czegoś, czy się gdzieś spieszysz? - chciał być kulturalny, lecz teraz gdy przez krótki moment obserwował zaróżowioną (zapewne od wiatru) buzię dziewczęcia pojął, że chyba nigdy nie przebywali ze sobą tylko we dwoje, więc z drugiej strony o czym by mieli niby rozmawiać? I żeby nie było, nie darzył ciemnowłosej negatywnymi odczuciami - zwyczajnie jej nie znał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakby tak pomyśleć, to całkiem nieźle się dobrali. Albo raczej jakaś siła wyższa ich ze sobą zestawiła, zupełnie przypadkowo, niefortunnie i ironicznie. Wydawać by się mogło, że na obydwóch ciążył już wyrok, a wszystko, co do tej pory budziło jakąkolwiek nadzieję, przepadło bezpowrotnie. Sęk w tym, że Eileen nie pozwoliła sobie na snucie optymistycznych wizji już od początku swojej przygody. Bardziej starała się przybrać wobec tego zobojętniałą postawę, myśląc, że ignorując problem i odstawiając myśli z tym związane na bok, dystansuje się od elementów, które niezależnie od jej nastawienia, prędzej czy później stanowić będą jej rzeczywistość.
— Całe szczęście, że to nie pantofelek — mruknęła, odbierając teczkę, a jej usta wykrzywił niemrawy uśmiech w reakcji na tę przewrtoność losu oraz własną uwagę, tym bardziej wątpliwą pod względem humorystycznym, jeśli miało się na uwadze, że nie znali się na tyle, aby ten wiedział, iż jej poczucie humoru momentami budziło wątpliwości. Aczkolwiek jakoś niespecjalnie się tym przejęła. Co więcej, perspektywa zgubienia pantofelka była jej zdaniem gorsza niż ta z utraceniem papierów dokumentujących jej chorobę, nawet jeśli wiązało się to z możliwością poznania prawdy.
Chociaż sytuacja sama w sobie była wystarczająco niekomfortowa, zapewne dla każdego z nich i składało się na to kilka czynników (a przynajmniej ona byłaby w stanie przywołać kilka), to gotowa była wznieść ją na wyżyny niezręczności, zadając zasadnicze pytanie, jakie nasuwało jej się na myśl w kolejnych chwilach. Na (nie)szczęście uprzedził ją w tym, co też miało swoje minusy, bo do końca łudziła się, że być może nie zajrzał do środka, nawet jeśli większość logicznych rozwiązań na to nie wskazywała.
— Nie — odpowiedziała krótko, co najmniej tak, jakby to była najsłuszniejsza decyzja w tej kwestii. Aczkolwiek wiedziała, że trochę się oszukiwała. Po prostu uznała, że tak będzie najlepiej dopóki nie będzie miała sprawy pod kontrolą na tyle, aby móc komukolwiek powiedzieć. O ile w ogóle coś takiego można mieć pod kontrolą. Shepherd była egoistką, jednak nie zwykła zapeszać czy siać paniki w gronie otaczających ją osób i nie tylko dlatego, że wolała stawiać czoła swoim problemom sama. A przecież jeszcze nie wszystko zostało przesądzone, choć podświadomie była przygotowana na najgorszy scenariusz. — I wolałabym, żeby tak zostało — dodała, tym razem nieco bardziej sugestywnie, wlepiając przy tym spojrzenie w Clive'a, bo w końcu stał się powiernikiem sekretu, niezależnie od tego czy chciał czy nie. Liczyła, że nie będzie musiała go co do tego przekonywać, nawet po tym, jak z jego ust padły słowa, że to nie jego sprawa.
— A co, nosisz przy sobie drugą filiżankę? — spytała, przenosząc wzrok na trzymane przez niego naczynie, mimo wszystko nie kryjąc lekkiego zaskoczenia propozycją, na przykład zważając na scenerię, w jakiej się znajdowali. Normalnie poczułaby potrzebę ulotnienia się, zwłaszcza po takich okolicznościach spotkania, ale uznała, że w tym momencie byłoby to co najmniej dziwne i... niestosowne, więc dosiadła się.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Clive Thornton w żaden sposób nie wierzył w „przeznaczenie” - albowiem jako wykształcony mężczyzna uznawał, że wydarzenia sprzed tygodnia były tylko i wyłącznie zwykłym zrządzeniem losu. Czysty przypadek, że znaleźli się w tym samym szpitalu o tej samej porze, równie dobrze - ktoś inny mógłby odnaleźć papiery Elieen i to od tej osoby zależało czy się zdecyduję skontaktować z kobietą, aby je oddać. Blondyn nie mógł postąpić inaczej, czyli „olać sprawy” i wyrzucić dokumenty do kosza, jako lekarz (jeszcze wtedy) doskonale zdawał sobie sprawę ile czasu zajmuję wykonanie wszystkich wyników, z tego względu nie zamierzał dopuścić by brunetka musiała ponownie przez to przechodzić. Proste zachowanie, można rzec, że (o dziwo!) nawet ludzkie, co jest rzadkim widokiem w wykonaniu Thorntona. Z drugiej zaś strony, choć jego powiązania z Shepherd nie posiadały praktycznie żadnej nazwy (znajomi? znajoma znajomego? siostra przyjaciela?), to wbrew pozorom brat ciemnowłosej - Logan znajdował się na podium najbliższych mu osób i być może ich „wzajemna sympatia” po latach nieco ostygła; to w rzeczywistości jaki dorosły człowiek posiada odpowiednio tyle czasu dla swoich przyjaciół? To normalne, że skupili się na swej egzystencji - rodzinie, pracy - własnych marzeniach. Telefon raz-na-miesiąc czasami wystarcza, prawda? Rzecz jasna - niekiedy Clive tęsknił za spotkaniami z mężczyzną, pogawędzeniem przy piwku, rozegranie „sąsiedzkiego meczu” na szkolnym boisku, ale oboje dojrzali co jednocześnie czyniło ich osobami bezustannie podejmującymi decyzję co jest ważniejsze?.
Słysząc stwierdzenie towarzyszki, roześmiał się - gardłowo, swymi błękitnymi oczętami mierząc jej drobną sylwetkę. - Miałabyś do niego za dużą stopę. - chwilowa pauza, przerwana kolejnym chichotem i uniesieniem brwi. - Albo za małą. - cóż, Elieen może i była „księżniczką” - ale neurochirurg był przekonany, że na pewno nie jego; poza tym na palcu blondyna od „paru dobrych lat” znajdowała się złota obrączka i raczej nie miałoby się to kiedykolwiek zmienić. Kochał Callie całym swym serduszkiem, nawet jeśli aktualnie wkraczało pomiędzy nich „widmo niepewności” - na ten moment była jedyną kobietą, na którą spoglądał w ten odpowiedni sposób. - Wiesz... - przez chwilę się zastanowił, zwilżając językiem swą dolną wargę, aby zaraz opaść plecami na oparcie krzesła. - Być może i powinienem Ci teraz zaproponować, abyś mu powiedziała, ale to nie moja sprawa. Jesteś dorosłą dziewczyną. Sama podejmujesz własne decyzję, obyś tylko tego nie żałowała. - po wzruszeniu ramionami przekręcił łepetynę w ten o to sposób skupiając swój wzrok na budynku znajdującym się na przeciwko nich. Muzeum? Kolejna kawiarnia? Czy może sklep spożywczy? Właściwie był przekonany, że po takich słowach kobieta się już dawno ulotniła - ku zaskoczeniu chirurga wciąż znajdowała się niedaleko, zmarszczywszy brwi ponownie obrzucił ją trudnym do określenia spojrzeniem. Współczucie? Zrozumienie? Akceptacja? Żal? - Zwykle noszę przy sobie całą zastawę. Lecz nie dzisiaj, może przynosisz mi po prostu pecha? - rzucił, pozwalając sobie na odrobinę uśmiechu, na tej swej wiecznie zgorzkniałej twarzyczce. - Jakie masz rokowania? - dodał, wcale nie uważając owego pytania za bezczelne, jeżeli nie chciała odpowiadać - nie musi, jeśli uzna to za chamstwo był pewien, że na pewno go o tym powiadomi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Doszukujący się wszędzie logicznych rozwiązań umysł Shepherd zabraniał jej dopuszczania możliwości o ingerencji przeznaczenia w jej życie, czy też na ogół przyziemnych spraw, z jakimi każdy śmiertelnik się zmagał. Nie wierzyła w tego typu wymysły i konsekwentnie twierdziła, że wszystko da się wyjaśnić w zupełnie racjonalny i poparty suchymi oraz niepodważalnymi faktami sposób. Nie miała oporów, by sprzeciwić się rzekomemu przeznaczeniu, co uważała za przejaw odwagi, w przeciwieństwie do osób, które bezmyślnie rozkładały ręce nad swoim losem, przekazując stery jakiejś sile wyższej. Jeżeli kiedykolwiek z jej ust wyszło coś na ten temat, to wyłącznie w celach prześmiewczych i nie należało tego brać na poważnie. W kwestii jakiegokolwiek przeznaczenia wolała zaufać nauce, bowiem już dawno oddała jej całą siebie. Zresztą jeszcze na żadnym z etapów (prawie że nie istniejącej) relacji z Clivem, Eileen nie pomyślała, żeby był takim oszołomem, aby na przykład sprawę zwrócenia dokumentów szpitalnych siostrze swojego kumpla, zrzucić na działanie przeznaczenia, któremu musi się poddać. Jaki byłby z niego lekarz, gdyby zaprzątał sobie tym głowę!
— Potrafisz człowieka podnieść na duchu — powiedziała z wyraźnie pobrzmiewającą w głosie nutą drwiny. Mimo że osobiście ją to nie ruszyło, to bardziej wrażliwa osoba na jej miejscu zapewne przechodziłaby teraz kryzys osobowościowy. Natomiast ona doceniła jego brutalną szczerość, która o wiele bardziej jej odpowiadała, aniżeli sztucznie klepane formułki, mające zachować nikomu niepotrzebne finezje. Możliwe, że przemawiała za tym prawda, chociaż akurat w tym przypadku trudno jej było to jednoznacznie stwierdzić.
Daleko jej było do księżniczki i nie wpływał na to wyłącznie fakt, iż nie szukała księcia z bajki na białym koniu (żadnego nie szukała, na dobrą sprawę). Miała nadzieję, że odstrasza takich śmiałków na dobre, nawet jeśli czynnikiem odpowiedzialnym za to były jej stopy. Co więcej, uważała, że gdyby posiadała predyspozycje godne tytułu księżniczki, to straciłaby całą swoją drzemiącą głęboka iskrę i osobowość.
— Wiem, że będzie chciał stanąć na wysokości zadania i spróbować zakląć rzeczywistość — zaczęła. — Nie jestem... gotowa, aby zgotować mu rozczarowanie, jakie czeka go w związku z tym — przyznała niechętnie, marszcząc brwi, gdy dotarło do niej, jak nienaturalnie brzmiały te słowa w jej ustach. Co najmniej jakby wypowiadała je inna osoba. W każdych innych okolicznościach zrobiłaby to szybko i bezboleśnie, niczym oderwanie plastra. Nie w tym przypadku. Dla kogoś, kto za punkt honoru stawiał sobie rozwiązywanie własnych problemów samodzielnie, obarczenie bliskiego ciężarem świadomości i odpowiedzialności, jaka wiązała się z jej przypadłością, było nie do przyjęcia. Na przekór wszystkiemu wiedziała, że w tak przesądzonej i określonej sytuacji droga na skróty nie istniała i nie dało się tego w żaden sposób obejść.
— Co takiego zrobiłeś, że w konsekwencji przypadł ci taki straszliwy rodzaj pecha? — Wcale nie zamierzała zaprzeczać jego teorii. Podchwyciła więc temat z leniwie rozciągającym się pod nosem uśmiechem, po czym uniosła brwi, jakby rzucała mu wyzwanie.
W momencie, w którym padło pytanie o rokowania, spojrzała na mężczyznę przeciągle. Nie dlatego, że potraktowała to jako przejaw bezczelności lub nietaktu z jego strony, gdyż jej samej często go brakowało, więc to naturalne, że nie rozpoznawała go u innych, albo najzwyczajniej w świecie ignorowała. Zamiast tego zaczęła się zastanawiać, na ile tak naprawdę go znała i czy wystarczyło to, żeby sięgając pamięcią wstecz, znaleźć w strzępkach wspomnień coś, co wskazywałoby, jak bezpośredni był, czy może raczej to nowość w jego wykonaniu.
— Próbują podtrzymać resztki dawno zgubionej nadziei dializami, ale kiepsko to widzę — odpowiedziała zdawkowo, odwracając wzrok. Nie zamierzała wdawać się w zbyteczne szczegóły. On zapewne również nie tego oczekiwał. Całe dotychczasowe leczenie i terapia służyły jedynie temu, aby przygotować ją do tego, co nieuchronnie zbliżało się wielkimi krokami. Być może właśnie fakt ten był powodem tej beznamiętności, z jaką podeszła do tematu. Aczkolwiek w jej głowie nadal kłębiło się tysiące sprzecznych myśli. — Nie znasz kogoś z dobrze pracującą nerką na zbyciu? — zagaiła po chwili z lekkim rozbawieniem unoszącym kąciki jej ust, nie chcąc, aby atmosfera stała się aż nadto poważna i sztywna. Sięgnęła do kieszeni kurtki, wydostając z niej paczkę papierosów mentolowych. Jednak zanim wetknęła papierosa między wargi, raz jeszcze popatrzyła na siedzącego obok Thorntona z pytającym wzrokiem. Żeby nie miał wątpliwości, że nie było to pytanie o to, czy ma coś przeciwko, wysunęła lekko paczkę ku niemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy Clive rzeczywiście był „najlepszym materiałem” na powiernika takiej tajemnicy? W końcu gdy człowiek dowiaduję się o złym stanie drugiej osoby, powinien ukazać skruchę, współczucie, a zarazem ogromne wsparcie. Jednakże, niestety Thornton nie należał do takiego typu ludzi - być może gdzieś w głębi siebie było mu żal Elieen, szczególnie iż poprzez swój zawód co nieco wiedział z czym brunetka w niedalekiej przyszłości będzie zmuszona się zmierzyć, aczkolwiek „poznanie prawdy” o chorobie Shepherd było w istocie zwykłym przypadkiem, może dlatego lekarz nie do końca zdążył przygotować w głowie kilka formułek, które miałyby „podnieść ją na duchu?” Wszystko będzie dobrze; wyjdziesz z tego; nie jesteś w tym sama; zawsze Ci pomogę; masz we mnie wsparcie; jesteś silną osobą, zwyciężysz... Choć wprawdzie, czy na to liczyła? Na wymuszone słowa otuchy, które tak naprawdę nie miałyby największego znaczenia? Nie sądził - bo choć niezbyt dobrze znał dorosłą wersję Eli, w przeszłości mieli ze sobą jednak wiele wspólnego - a jedną z tych kwestii był Logan - jej starszy brat - jego najlepszy przyjaciel i jeśli teraz siedząc z nią na ławce w parku zaczął sięgać pamięcią do wspomnień młodej, niezależnej Elieen Shepherd to musiał przyznać, że zapamiętał ją jako kobietę, która tak zwyczajnie nie odpuszcza - więc w tym przypadku nie mogło być inaczej, prawda?
Z pomiędzy ust chirurga wydobyło się kilka cichych prychnięć, aż po chwili zaczął głośno śmiać - po wywróceniu teatralnie oczyma, pozwolił sobie na kilka sekund zmierzyć drobną sylwetkę dziewczyny, aby zaraz powrócić do jej twarzy. - Tego właśnie oczekiwałaś? Że stanę się obrońcą i sprzymierzeńcem księżniczki? - czyżby z nią bezczelnie flirtował, czy po prostu sobie pogrywał? Po uniesieniu prawej brwi, dał kobiecie szansę na tak zwane „odgryzienie się” - może to był jej efekt obronny? Walka słowna z innymi? Dzięki temu czuła się lepiej?
Milczał.
Długo trwało, zanim poprawił swoją pozycję siedzącą - delikatnie przechylając się do przodu, przez co zgarbił plecy, a własne dłonie złączył w jedność. Ponownie przesunął jasne spojrzenie na buzię towarzyszki, wyraz twarzy blondyna odzwierciedlał skupienie oraz powagę. Wiedział o czym mówiła - jeszcze niedawno sam mierzył się z podobnym problemem, strikte - czy powiedzieć o swym stanie żonie - Callie i choć męczyła go dana sytuacja, ostatecznie zmiękł i wyznał prawdę - niestety, lecz częściowo tego żałując. Zmieniała się - stała się bardziej wrażliwa, nachalna - wymuszająca rozmowy, na które (jeszcze!) zapracowany mężczyzna niekoniecznie miał czas jak i ochotę. Czy z Loganem byłoby identycznie? Westchnął posyłając ciemnowłosej delikatny uśmiech. - W takim razie wolisz być z tym wszystkim sama, tak? - kolejne bezczelne pytanie, lecz musiała wiedzieć - iż rozmowa z neurochirurgiem nigdy nie przebiega pomyślnie - nie traktował uczuć innych po omacku - brutalna szczerość stanowiła konik osobowości Thorntona. - Zero odwiedzin, sama na sali, sama przed operacją, sama po operacji. To będzie lepsze, tak? Bo nie chcesz ranić jego uczuć. Powiem Ci coś... - tsaaaa, jakby wcale nie kwestionował decyzji dziewczęcia, nie oceniał... A co to właściwie jest, hm? - Jak się poczuję gdy o wszystkim się dowie? Przypadkowo... - rozłożył ręce w geście obronnym, następnie wzruszył ramionami. - Nie ode mnie. - przecież zgodził się zachować jej sekret, a Clive nie „rzucał słów na wiatr.” - Że w najgorszym momencie swojego życia nie pozwoliłaś mu sobie pomóc? Słuchaj, ja rozumiem, że chcesz go oszczędzić. Ale gdybym był na jego miejscu... - jakby Elodie albo Aviana, a nawet Philip ukrywali swoje choroby, nie wybaczyłby im tego. - Wściekłbym się. - bo od tego jest rodzina, prawda? „W zdrowiu i chorobie” nie działa tylko na współmałżonków. - Może powinnaś zadać pytanie w inny sposób? Czego nie zrobiłem, huh? - uśmiechnął się, tym razem cieplej - opadając plecami o oparcie ławki, a swoją łepetynę uniósł wyżej, nieznacznie koncentrując wzrok na błękitnym niebie. - A kto prowadzi Twój przypadek? - zerkając na nią przelotnie, zmrużył oczęta. - Gdybyś tylko chciała, mógłbym z nim, albo z nią porozmawiać, aby przenieśli Cię wyżej w rankingu. - nadal pracował w szpitalu, miał „wtyki” poza tym nazwisko Thornton potrafiło wyczynić cuda - niejednokrotnie się o tym przekonał, dlaczego więc nie mógłby wykorzystać swych przywilejów, aby pomóc znajomej? Clive nie był, aż takim potworem. Chyba Chociaż, może lepiej, by sama się o tym przekonała?

autor

Zablokowany

Wróć do „Gry”