WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.imgur.com/2Lo4X4i.jpg"></div></div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rodzinne spotkania urodzinowe wpisały się w kalendarz wydarzeń towarzyskich w rodzinie Thorntonów już dawno temu. Aviana nie pamiętała kto zapoczątkował tą tradycję, ale rok rocznie, gdy przypadał ten dzień spotykali się w różnych miejscach. Zazwyczaj to świętujący wybierał lokal, a zasada była prosta: nie mogły się powtarzać. Od kilku lat zwiedzali więc bary, restauracje, kluby - te bardziej fensi i te podrzędne, jeśli przychodziło im czcić urodziny Filipa, któremu wszystko było jedno - byle się upili. Tym razem Aviana postawiła na The Crocodile, bo mimo, że mieszkali w Seattle i najpewniej byli w tym miejscu sami już niejednokrotnie, to wspólnie, we czwórkę nigdy.
Przekroczyła próg chwilę po umówionej godzinie, kierując się do boksu, który zarezerwowała na swoje nazwisko, jakby spodziewała się, że mogą tutaj być tłumy. Właściwie były zawsze z racji tego, że sława miejsca sięgała nawet do ludzi niebędących miejscowymi. Dało się tutaj zauważyć i usłyszeć mieszankę kulturową i gdyby nie to, że plan na wieczór był bardzo sprecyzowany - być może zamieniła by słowo lub dwa z uśmiechniętymi ludźmi, którzy mówili ci cześć mimo, że nie wiedzieli kim jesteś.
- Jestem, jestem - zrzucając z ramion płaszcz, przytuliła Elise i Clive'a, którzy byli już na miejscu. - Okropne korki - wyjaśniła swój mały poślizg, opadając na miękką kanapę z wysokim oparciem. - Gdzie ten mały gnojek? - rozejrzała się dookoła, jakby spodziewała się, że Philip sterczy przy barze i flirtuje z napotkanymi po drodze blondynkami, jak gdyby sztukę podrywu wyssał z mlekiem matki. - Jak już przyjdzie, to daje nam po pięć minut, żebyśmy się wydali. Nikt nikomu nie przerywa, a później resetujemy wieczór i zaczynamy od nowa. W porządku? - uśmiechnęła się do rodzeństwa, za którym szalenie się stęskniła, zdając sobie z tego sprawę dopiero wówczas, gdy ich zobaczyła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#nieumiemterazwliczby

Widząc nagłówki gazet, spojrzenia dawnych znajomych - wtedy potrafił udawać, w pewnym stopniu ogradzając się murem od nieprzyjemnych bodźców. Tych, popychających go do autodestrukcji o smaku alkoholu i otępiających jego umysł leków. Najwyraźniej jednak rodzeństwo potrafiło odnaleźć szczelinę, by niespodziewanie ugodzić go przeszłością. Czy sms Aviany był tylko kiepskim żartem... bo jakim to cudem nie wiedziała o śmierci Aurory? Okrucieństwo, choć zapewne niezamierzone w chaosie smsów wszystkich Thorntonów. Nie rozwodził się nad powodem wysłania tej cholernej wiadomości, bo nie potrzebował tego, by wysypać sobie na dłoń leki i nierozważnie zapić je mocnym trunkiem. Prawdopodobnie kontynuowałby swoje pijaństwo w samotności, ale najwidoczniej był najlepszym bratem niewdzięcznej Aviany i nie chciał ostatecznie opuścić świętowania jej coraz bliższej śmierci. Nie dało się również ukryć, że przepuściłby okazję na rozpoczęcie ciekawej kłótni konfrontacji - połowa butelki rumu wprawiła go w idealny nastrój do tego.
Po drodze na wskazany adres zdołał już trochę wytrzeźwieć, a przynajmniej tak mu się wydawało. Na szczęście nie walił na kilometr gorzałą, więc nad wszystkim jakoś zapanował - jego ukochane pozory! Zwykła koszula, ciemne spodnie i skórzana krótka - jeśli siostra liczyła na prawdziwy pokaz mody, zdecydowanie się przeliczy. Po ich wcześniejszej rozmowie nawet nie zamierzał zbytnio się starać, stawiając na bezpieczne minimum. Zebrana już grupka przy stoliku nie zaskoczyła Philipa, bo zbyt późno zdecydował się na przyjście. Kiwnął im tylko głową na przywitanie, a do Elise spróbował się nawet uśmiechnąć - słabo. Następnie skierował się do drugiej siostry, wyciągając przed siebie niezapakowany "prezent". - Sto lat, możesz złowić sobie jakiegoś kolejnego idiotę - z krzywym uśmiechem, podał siostrze starą wędkę, znalezioną kilkanaście minut temu w porcie. Właściwie w kieszeni kurtki posiadał prawdziwy podarunek - kupiony kilka tygodni temu srebrny wisiorek, lecz przez swój głupi upór zamierzał zdenerwować ją na przywitanie. Powtarzam; najlepszy brat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Urodziny siostry są raz w roku (nawet jeśli impreza będzie trwała pół) i należało je godnie uczcić. Lubiła wychodzić z rodzeństwem, nawet jeśli ich relacje… nie zawsze były tak kolorowe jak mogłoby się wydawać. Ale z drugiej strony – czy to jest dziwne? Nie byli już dzieciakami. Wszyscy byli dorośli, każdy miał swój świat i swoje kredki, a przede wszystkim swoje problemy. Brakowało czasu na problemy innych, czasem też rodzeństwa. A dalej było już z górki… łatwo o konflikt. Na szczęście wierzyła, że nie było takiego konfliktu, którego nie dałoby się rozwiązać przy kilku kolejkach tequili. Lub dowolnego innego alkoholu.
Na miejscu pojawiła się o czasie – bo nie oszukujmy się, zawsze była punktualna. Na szczęście ich stolik był przygotowany, a i na siostrę nie musiała jakoś bardzo długo czekać – Zdążyłam nam zamówić tequilę… dużo tequili. To nie jest wieczór, który skończy się kulturalnie. Zresztą po tequili rozwiązuje się język, więc to akurat doskonale współgra z twoim planem na wieczór. – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu, gdy spojrzała na Avianę i przesunęła na stole w jej kierunku kopertę z ozdobną kokardką – Wszystkiego najlepszego dzieciaku. – zażartowała, chociaż różnica wieku między nimi była praktycznie żadna, więc z Av taki sam dzieciak jak z niej. A co było prezentem? Weekendowy pakiet w ich ulubionych spa w górach. Oczywiście mogła tam pojechać z facetem, ale… po co? Wiadomo, że to była bardzo delikatna sugestia. Bardzo delikatna!
Za to pojawienie się Philipa… stwierdzenie, że ją zmartwił było niewystarczające. Przyglądała mu się uważnie, posunęła tyłek na kanapie by usiadł obok niej i uważnie przyglądała się jego profilowi, gdy sam wręczał prezent siostrze – Nie ma to jak pozytywne życzenia, nie? – rzuciła, starając się zabrzmieć swobodnie, ale nerwowo przenosiła wzrok z jednego na drugiego i sytuację uratował dopiero kelner, który przyniósł im tacę z szotami tequili i cytrynami.
- Jednak wypijmy za brak kolejnych idiotów, co? Jesteśmy wystarczająco żałośni, więc… niech się wreszcie odmieni! – dołożyła równie pozytywnie i pierwsza chwyciła za kieliszek z alkoholem. Musiała się napić, zdecydowanie – Zacząłeś bez nas, nie? – spojrzała na Filipa podejrzliwie, ale bez pretensji. Raczej znów… martwiła się. Naiwna.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnęła się do Elizy, widząc zamówiony przez nią zestaw, który już piętrzył się na stoliku. Szczerze wątpiła, aby ten wieczór skończył się dobrze dla kogokolwiek z nich, bez względu na to jak mocną głowę posiadali. Alkohol rozwiązywał nie tylko język, ale był przyczyną wielkich cierpień nazajutrz rano, jednak raz do roku (a właściwie - 4 razy w roku przy okazji urodzin każdego z nich) warto było konkretnie się upodlić. Była na to przygotowana, zakupiła w aptece odpowiedni zestaw leków na kaca i ustawiła go przy nocnym stoliku zanim jeszcze wyruszyła w trasę do baru.
- Dziękuję - uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż przed momentem, nie czekając z otwarciem podarowanego przez siostrę prezentu, aż wróci do domu. Była niecierpliwcem, uwielbiała prezenty jak każda kobieta i gdy jej oczom ukazało się zaproszenie do SPA - nie ukrywała radości. To jasne, że mogła zabrać Andrzeja, ale nie wyobrażała go sobie w masce z czekolady, zażywającego błotnych kąpieli i relaksującego się w trakcie masażu dużymi, męskimi dłońmi. Nie, to było sekretne miejsce jej i Elise, do którego jeździły raz na jakiś czas i nigdy nie wzięłaby ze sobą kogokolwiek innego. - Wykorzystamy to niebawem - skinęła głową, chowając do torebki kopertę akurat w momencie, gdy przez drzwi przeszedł Philip. Zamiast skupić się na nim, jej wzrok przyciągnęła... wędka. Przyszedł tutaj z wędką - W Ę D K Ą - i już na wstępie zaczęła wątpić w to czy jest chociaż w minimalnym stopniu trzeźwy. - Może złowię ciebie, palancie? - odpowiedziała i mimo wszystko podniosła się, żeby go objąć. Jak już zauważono - Thorntonowie nie byli idealnym rodzeństwem, mieli za sobą wzloty i upadki, często się kłócili i równie często przepraszali, finalnie jednak jedno skoczyłoby za drugim w ogień. No może poza Klajwem, który w trakcie nasilenia objawów Parkinsona trząsł się jak mocno, że potykał się i zamiast w przepaść - upadał pod własne nogi. - Kocham cię - szepnęła do ucha Rudego, wracając na swoje miejsce. Podobnie jak Elka przyglądała się bratu, ostatecznie wzdychając i kręcąc głową, jakby odganiała z niej wszystkie czarne myśli i scenariusze. - Tak, za brak idiotów. I za to, żebyśmy nigdy więcej nie pili w samotności, bo jest nas tylu, że zawsze znajdzie się ktoś chętny, aby nam towarzyszyć - wlepiła wzrok w Filipa, unosząc w górę kieliszek, który przechyliła i ostentacyjnie się skrzywiła. Cóż, jej podniebienie nie było przyzwyczajone do tak mocnych trunków, a tequili daleko było do wina, jakie zazwyczaj smakowała Aviana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 14.
Urodziny Aviany stały się „idealnym pretekstem” na ucieczkę z domu - tym razem udało mu się z niego wybyć bez żadnej „wyssanej z palca” wymówki - ponieważ Callie doskonale wiedziała, że odwieczną tradycją Thornton'ów było spędzanie ich tylko we czwórkę. Z tego względu można więc rzecz, że świętowanie dnia najmłodszej z sióstr odbyło się w najlepszym z możliwych momentów. Clive był zmęczony, a wręcz wycieńczony ciągłą gonitwą, walką z „wybranką swojego serca” - potrzebował odmienności, ratunku - odrobiny szaleństwa, a co może być bardziej w takich sytuacjach korzystniejsze, niżeli nie upodlić się z własnym rodzeństwem?
Na miejsce przybył o wskazanej porze, zajmując (zapewne zarezerwowany o wiele wcześniej przez Avianę) stolik; nie czekał długo, ponieważ chwilę później przy boku lekarza zjawiła się Elise - dzięki czemu na jego twarzy ukazał się jednej z tych rozczulających uśmiechów - które wykonywał tylko przy niej. Cóż, nie ma co się dziwić - średnia Thornton'ówna znała mężczyznę prawdopodobnie najlepiej z całej trójki, jako najstarszy niegdyś sprawował nad nią największą opiekę - może dlatego, że gdzieś w głębi swojej podświadomości odczuwał, że są w pewnym sensie do siebie podobni? Albo dlatego, że uznał, że pozostała dwójka doskonale sobie poradzi bez jego pomocy? Philip był facetem - z początku niekoniecznie nastawiony pozytywnie na swojego brata, za to Av? Od zawsze widział w niej tą najsilniejszą z nich wszystkich (o dziwo, nawet od samego siebie!) - potrafiącą z dnia na dzień „zawładnąć światem” niczym jak za „dotknięciem czarodziejskiej różdżki.” - Ojciec daję Ci nieźle w kość, czy możesz już podejmować własne decyzję? - nawiązał do pracy kobiety, otóż jako jedyna zdecydowała się przejąć rodzinną firmę i co gorsza stawiać czoła ich ojcu. Z początku się dziwił, może odrobinę nawet wyśmiewał, lecz po latach podziwiał decyzję Eli.
Widok solenizantki sprawił, że uśmiech neurochirurga nieco się powiększył, bystre tęczówki zmierzyły twarz ciemnowłosej. - Mam tylko nadzieję, że nie popełniłaś tego samego błędu co rok temu i nie przyjechałaś samochodem, bo chyba nie chcesz nas znowu odwozić? - pijanych, zataczających się o własne nogi i śmiejących „z byle czego” - czyli klasyk Thornton'ów. - Wszystkiego najlepszego. - rzucił podnosząc się, aby odsunąć krzesło siostry - o tak, jak na miłego brata przystało. - A to, że nie chciałaś prezentów, postanowiłem wysłać w Twoim imieniu czek na „Fundację Rockefellera” - mruknął wracając na swoje miejsce.
Pojawienie się Philipa wzięło chirurga z zaskoczenia, aż się wzdrygnął - lecz kiedy tylko dostrzegł jego prawdziwy stan automatycznie zareagował głośnym westchnięciem. Naprawdę musiał... nawet dzisiaj? Po wywróceniu przez lekarza teatralnie oczyma, niechętnie przesunął się w głąb kanapy - by najmłodszy braciszek miał gdzie usiąść. - Czyli oficjalnie nie jesteście już Herschelami? Każda z was, huh? - po złapaniu kieliszka z tequilą - bo oczywiście zamówił to samo co wszyscy uniósł go w górę, zaraz przechylając i calutki opróżniając - chwilę później, przegryzając trunek cytryną. Och, rzeczywiście dawno nie pił - choć zapewne był bardziej wprawiony niż siostry, lecz nie było opcji aby dorównał bratu. - Oprócz „żadnych idiotów” masz jeszcze jakieś postanowienia? - błękitne ślepia ulokował na byłej(?) modelce, a na twarzy lekarza nadal gościł uśmiech.


/ztx4(?)

autor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

18.

Zabawne, jak skutecznie można się unikać mijać, mieszkając pod jednym dachem; a może potrafili to tylko bracia Callaghan, którzy zamiast wykorzystać być może jedyną okazję, jaką los rzucił im pod nogi - a konkretniej: jaką nieudolność życiowa Elliotta rzuciła im pod nogi, bo przecież w mniemaniu Chestera nie istniało nic takiego, jak zrządzenie losu - aby po wielu latach, może nie zakopać topór wojenny, bo oficjalnie nigdy nie prowadzili ze sobą żadnej wojny, a co najwyżej nie do końca potrafili się ze sobą porozumieć, pomimo mówienia tym samym językiem i pomimo tej samej krwi, jaka płynęła w ich żyłach. Bez wątpienia była to - mogła być - jednak okazja ku temu, by naprawić niezbyt dobre relacje, teraz, gdy obaj przeżyli już swoje i nie byli tamtymi rozkapryszonymi dzieciakami, co przed laty. Tymczasem Chet, choć nigdy tak naprawdę nie spędzał wiele czasu w domu, to teraz wydawał się spędzać go tam jeszcze mniej. Wczesnym rankiem, jeszcze przed pracą, wychodził pobiegać, zabierając ze sobą Aldo, by ten zaczerpnął przynajmniej trochę świeżego powietrza i ruchu, zanim na kilka kolejnych godzin zostanie uziemiony w domu, czekając na powrót bruneta. Ten jednak w ostatnich dniach czasami w ogóle nie następował, gdy prosto z jednej pracy Chet ruszał do kolejnej, w międzyczasie jeszcze mając na głowie doglądanie remontu w nowym domu, do którego jak najszybciej chciał się z Jordaną wprowadzić, żeby ostatecznie opuścić tę pływającą chatkę w Portage Bay i zamknąć etap pomieszkiwania kątem to u niej, to u niego. W takich sytuacjach obowiązek wyjścia z jego psem spadał na barki Elliotta - bo chociaż tyle chyba mógł zrobić w ramach wdzięczności za tę bezgraniczną łaskę i gościnność starszego brata. I chociaż szkoda było mu zostawiać Aldo na tak długo, to nie do końca mógł też zabrać go ze sobą, gdy większość wieczorów - kiedy nie pilnował, by Elliott nie rozniósł mu domu - spędzał u Jordie, w jej łóżku mieszkanku w Chinatown, bo tam przynajmniej nikt im nie przeszkadzał. I chociaż, nie tylko na przestrzeni tych wszystkich lat, co chyba przede wszystkim w przeciągu ostatniego półtora roku, Chet zmienił w sobie wiele, to wciąż jednak nie potrafił zmienić stosunku do swojej rodziny. Mimo że chciał - ilekroć konfrontował się z którymś z braci, żałował tego, że nie byli w stanie normalnie ze sobą rozmawiać, bo to wciąż był jedyny element w jego dziwnie idealnym i uporządkowanym życiu, który po prostu nie chciał działać. A gdy nadarzała się ku temu szansa - podświadomie uciekał, choćby i do baru, który po śmierci ojca ze sobą dzielili, a gdzie widywali się równie rzadko. Chociaż Chet, paradoksalnie, bywał tu ostatnio jakby trochę częściej. Czuł się w obowiązku dopilnowania, aby razem z Tomasem, Elliott zbyt wiele tu nie namieszał. Nie zepsuł; tak jak psuł inne rzeczy. Brunet nie należał do ufnych osób - a najbardziej chyba nie ufa własnym braciom. Może dlatego, zamiast zaszyć się na zapleczu, tak jak miało to miejsce zazwyczaj, by móc popracować w spokoju; razem z laptopem i z telefonem przy uchu zajął on sobie miejsce przy stoliku w kącie sali, skąd mógł mieć na wszystko oko i gdzie nie przeszkadzał mu ewentualny zgiełk ze strony klientów, których z uwagi na wczesną porę, w dopiero co otwartym Crocodile było zaledwie kilku, w tym grupka znajomych, którzy wpadli na piwo po pracy. A może chciał też coś udowodnić tym (braciom), którzy uważali, że skoro rzadko stawał za barem, a jego obowiązki sprowadzały się głównie do papierkowej roboty, to wcale aż tak wiele nie pracował, by móc rościć sobie prawa do nazywania się (współ)właścicielem tego miejsca. Mimo że mógł - w swojej opinii - bardziej niż oni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mógł zrobić chociaż tyle. Cierpliwie wychodził z psem Chestera na długie spacery, samemu czerpiąc z nich wiele korzyści. Przynajmniej miał powód, żeby wyjść z domu i zaczerpnąć chociaż odrobinę świeżego powietrza. Przy okazji odkrywał Seattle na nowo, a samo Portage Bay chyba znał już na pamięć. Oczywiście nie okazywał bratu większej ekscytacji z powodu tych spacerów, tak dla zasady, ale prawda była taka, że Aldo stał się jego wiernym kompanem miejskich eksploracji i powiernikiem co poniektórych sekretów. Jakkolwiek nie lubił swojego kota, niestety musiał przyznać, że z nim nie dało się tak porozmawiać.
Czasem dało się też całkiem przyjemnie porozmawiać z klientami The Crocodile. Chyba to Elliott lubił robić najbardziej - udawać barmana i gawędzić z ludźmi, zaglądanie do dokumentacji baru już nie sprawiało mu takiej radości. A już z największym zaangażowaniem zaglądał tutaj przed koncertami (nie żeby odbyło ich się tak wiele odkąd przyjechał) i pilnował, żeby nagłośnienie było na jak najlepszym poziomie, albo po prostu się kręcił i obserwował z boku zatrudnionych specjalistów. Tak czy inaczej nie przychodził do The Crocodile regularnie - raczej wtedy, kiedy miał na to ochotę. Co i tak w jego mniemaniu było dużym postępem, bo przez ostatnie lata zdecydowanie tej ochoty nie miał.
Wszedł do środka, odwieszając kurtkę na wieszak (zawsze ten sam, trzeci od lewej), i poprawił zwichrzone wiatrem włosy. Nie potrzebował dużo czasu, by zauważyć w jednym z boksów swojego brata. Nalał coli do dwóch szklanek, witając się przy tym z kilkoma pracownikami, po czym podszedł do boksu.
- Hej - usiadł naprzeciwko Cheta, odstawiając obie szklanki na drewniany blat, przypadkiem wylewając parę kropel. Szybko złapał za białą serwetkę i po plamie nie było śladu. - Co tam masz? - Pochylił się nad papierami, ale z tej odległości i tak nie był do końca pewny na co patrzy. Oparł się więc o miękkie oparcie kanapy. - Znalazłem mieszkanie na Fremont W przyszłym tygodniu mogę odebrać klucze - powiedział nagle, upijając łyk coli. Podejrzewał, że Chet ucieszy się z tej wesołej nowiny - sam też był z niej zadowolony, bo zarówno mieszkanie, warunki umowy, jak i cena (a może cena przede wszystkim) odpowiadały jego wymaganiom. Jakby ktoś specjalnie dla niego wystawił to mieszkanie na wynajem.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „The Crocodile”