WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Rozejrzała się wokół siebie podziwiając rozciągający się przed nią widok. Nie często kusiła się na wyjazdy poza miasto, bo zwyczajnie nie miała na to czasu. Pochłonięta była pracą, pacjentami i szpitalnym życiem. Jednak chyba każdy czasem potrzebował chwili oderwania. Na jeden dzień mogła na chwilę zniknąć z Seattle i odrobinę sobie odpuścić. Spojrzała na telefon, aby udostępnić swoją lokalizację przyjacielowi, aby nie tracił czasu na poszukiwania i usiadła na kamieniach nieopodal rzeki. Nie informowała go jeszcze, że zaplanowała coś więcej, niż jedynie spacer po parku, ale wolała, aby pozostało to na razie tajemnicą.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Przyjaźń z Maeve była najlepszym, co mogło mu się przytrafić. Była jedyna osobą, która nigdy go nie zawodziła. Prędzej to Nate miał na sumieniu fakt, że pozwolił na poluźnienie ich więzów. Po latach i nabraniu dystansu do wszystkich wydarzeń z przeszłości zachodził w głowę, jak w ogóle mógł dopuścić do tego, by jedna kobieta przesłoniła mu świat do takiego stopnia, że dla niej był w stanie poświęcić wieloletnią przyjaźń? Na szczęście co było, minęło i okazało się, że jedyną osobą, na której naprawdę mógł polegać i która zawsze stanowiła dla niego opokę, była ona. Ciemnowłosa dziewczyna o pięknym uśmiechu, zaraźliwym śmiechu i radośnie iskrzących się oczach, po którym momentalnie przemijały wszystkie smutki i żale. Zresztą sama jej obecność poprawiała mu humor.
Dlatego pomysł spędzenia wspólnie dnia, z dala od zatłoczonych ulic i tłumu pędzących gdzieś pośpiesznie ludzi, Nate przyjął z czystym entuzjazmem. Ostatnio praca dawała mu popalić, a chwila wytchnienia w najlepszym możliwym towarzystwie była dla niego niczym wybawienie. Pogoda, choć dosyć chłodna jesienna, sprzyjała wędrówkom po szlakach. Covington, jak na prawdziwego wędrowniczego przystało, idąc ścieżką w kierunku wyznaczonego przez Maeve miejsca, na ramieniu niósł niepozorny plecak. Kto wie, ile czasu spędzą w tym rezerwacie, musiał więc przygotować odpowiedni ekwipunek.
Tuż za zaroślami wyłonił się zapierający dech w piersiach krajobraz. Szum rzeki i spokój, jaki otaczał to miejsce sprawiał, że Nate uśmiechnął się sam do siebie, dziękując tym samym przyjaciółce w myślach, że wpadła na genialny plan wypadu za miasto. Już po chwili jego oczom ukazała się siedząca na kamieniu, odwrócona plecami Maeve. Ostrożnie, by nie wystraszyć pogrążonej w zamyśleniu dziewczyny, podszedł i odezwał się łagodnie:
- Hej, Piękna. - Pochylił się i pocałował ją w policzek na powitanie, a znajomy zapach perfum przyjemnie pobudził jego nozdrza. - Lepszej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć. Pewnie to ostatnie tak promienne i ciepłe podrygi tej jesieni. - Przeciągnął wzrokiem po pejzażu i kolorach, jakie przyniosła ta pora roku. - No dobra, M. Jestem zwarty i gotowy do działania. Jakiego wyzwania się dziś podejmujemy? - zapytał, obdarzając ją zawadiackim uśmiechem. Lubił wyzwania, a ona doskonale o tym wiedziała.
-
- Hm? Wyzwania? - uniosła brwi, jakby zupełnie nie miała pojęcia o czym mówi. Przecież nie wspominała mu o żadnych atrakcjach, a jedynie o wyprawie do parku - Myślałam, że spacer ze mną Ci wystarczy - ułożyła usta w podkówkę udając, że jest jej przykro, jednak już po chwili ponownie się uśmiechnęła i wręczyła mu kartkę z niezdarnie narysowaną mapką, która przedstawiała ścieżkę kierującą ich do celu znajdującego się u podnóża wzgórza po drugiej stronie rzeki - Ale skoro potrzebujesz wrażeń, to proszę. Następna wskazówka jest w miejscu zaznaczonym literą "x" na "mapie" - uśmiechnęła się tajemniczo, bo faktycznie nie bez powodu przyjechała do parku dużo wcześniej, niż on. Musiała wszystko przygotować i miała nadzieję, że doceni tą małą niespodziankę. - Tylko uważaj, bo jak będziesz chciał przejść przez rzekę, to ktoś może chcieć Cię wepchnąć do wody! - pokazała mu język i zachęcająco wskazała na kładkę
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- No, wiesz, przemierzenie jednego z trudniejszych szlaków, zdobycie jakiegoś szczytu, wskazywanie źle drogi turystom, spotkanie z niedźwiedziem… - wytłumaczył, na ostatnią sugestię unosząc porozumiewawczo brew. To byłoby dopiero wyzwanie - sprawdzenie, czy byli smacznym kąskiem godnym uwagi takiego dużego zwierzęcia. Jeden niepozorny spacer, a tyle możliwości! - Ależ spacer z Tobą jest swego rodzaju wyzwaniem. Na przykład trzeba bardzo dbać o to, żebyś przypadkiem się nie potknęła i z wyprawy wróciła bez uszczerbku na zdrowiu - odparł, nieudolnie starając się zachować powagę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczynał sobie nieźle grabić, ale to nie powstrzymywało go przed przekomarzaniem się.
Kartka z mapą, którą wręczyła mu Maeve, pozytywnie go zaskoczyła. - Och, a jednak! - Mrużąc oczy przyjrzał się rysunkowi i choć może nie był jakiś super precyzyjny, to przecież nie o to w tym chodziło. Aż mrowiło go na samą myśl, co go czekało. - Jesteś genialna. - Pokręcił głową z szerokim uśmiechem, spoglądając na dziewczynę z podziwem. Na pewno musiała się nad tym napracować, więc czuł się wręcz zobowiązany, by w najbliższym czasie jej to wynagrodzić. Na wspomnienie o zepchnięciu z wody, stanowczo pokręcił głową. - Nie, nie, jestem dżentelmenem, więc pani przodem! - Wskazał ręką w kierunku kładki, a jego kąciki ust łobuzersko uniosły się ku górze. Kiedy dotarli do kładki, bryza wody przyjemnie go orzeźwiała i mimo, że dobrze czuł się w otoczeniu potoku to jednak wolał do niego nie wpaść. Kładka, na którą wszedł, była dość stabilna, ale dodatkowe napięcie dawał fakt, że po jednej stronie nie miała barierki. Kiedy oboje przechodzili przez kładkę, delikatnie bujała się pod ich naciskiem. Widząc to, zaczął stąpać po niej o wiele bardziej dziarsko, przez co wprawiał ją w cykliczne drgania, co nie było już takie bezpieczne, aale co tam.
-
- Oczywiście, że tak! Zwyczajnie stwierdzam fakty! - uniosła kąciki ust do góry. Wiedziała, że pomysł z wycieczką do parku był dobry, a zwłaszcza, że oprócz zwyczajnego podziwiania natury przygotowała również inne atrakcje. Zresztą napracowała się trochę nad nimi, bo ten pomysł przyszedł jej do głowy już dawno temu. Może Nathaniel nie miał pamięci do dat, ale ona była świadoma tego, że akurat w dzisiejszy dzień wypadała okrągła rodzica ich przyjaźni, a przynajmniej ona tamten dzień uznawała za oficjalny początek ich bliższej relacji. Wcześniej zwyczajnie się tolerowali, bo w końcu ich rodzice się lubili, a on był tym nieznośnym chłopakiem, który wiecznie jej dogryzał.
- Sądzę, że gdybyś tylko spotkał niedźwiedzia, to uciekałbyś, jak najszybciej - uśmiechnęła się złośliwie i pewnie wkroczyła na stromą kładkę, choć szczerze mówiąc wolała, aby to on szedł przodem. W końcu nigdy nie wiedziała, co może przyjść mu do głowy i czy na pewno nie ona wyląduje w lodowatej wodzie. Zdecydowanie wolała tego uniknąć, bo nie wzięła żadnych ubrań na zmianę, a pogoda pomimo tego, że była dość słoneczna, to wciąż dużo brakowało jej do letniej - Przysięgam, że Cię zabije, jak tylko znajdziemy się po drugiej stronie - warknęła czując drgania, które sprawiały, że jej kolejne kroki stawały się coraz to mniej pewne. Złapała się o barierkę odwracając się w jego kierunku, aby w razie czego mieć asekurację w przypadku nagłej utraty równowagi.
- I w którą stronę teraz? - uniosła brwi po zejściu na bardziej stabilne podłoże. Oczywiście, sama wiedziała w którą stronę iść, ale przecież cała zabawa polegała na tym, aby to on wyznaczał kierunek podróży. Kiwnęła, więc tylko głową, kiedy ruszył o ochoczo za nim podążyła.
- Covington Constructions się jeszcze jakoś trzyma pod Twoim kierownictwem, czy już doprowadziłeś je do destrukcji pod swoim kierownictwem? - zagaiła złośliwie, kiedy powoli docierali do celu, którym było drzewo rosnące u podnóża wzgórza. Do jednej z jego gałęzi doczepiona była karteczka z narysowanym w kolorze czerwonym symbolem x. Jej treść wskazywała na to, że muszą iść w kierunku źródła rzeki i uważnie się rozglądać, aby znaleźć kolejną wskazówkę.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
Skwitował jej słowa śmiechem. Nate pod pewnymi względami był typowym facetem, zdecydowanie nie miał pamięci do tego typu dat. Gdyby zapytać go, kiedy terminowo powinna przyjechać dostawa prętow na budowę tę i tamtą, albo kiedy powinien pojawić się inspektor to tak, odpowiedziałby bez namysłu. Ale kiedy chodziło o czyjeś urodziny, imieniny czy rocznice to tu się go miało.
- O nie, moja droga, przed niedźwiedziem się nie ucieka. Schodzi mu się z drogi, nie patrzy w oczy, ewentualnie spokojnie idzie w przeciwnym kierunku i modli się, żeby nie zaatakował. Jak nie jest z potomstwem to nie powinien czuć zagrożenia - powiedział z miną “Zaufaj mi, znam się na tym”. Trochę czasu jednak spędził na łonie natury, z plecakiem o wiele większym i bardziej zapakowanym, niż ten, który dzisiaj zawiesił sobie na ramieniu. - Zupełnie nie mam pojęcia, o czym mówisz - odparł, udając niewiniątko, jednak zaraz z trudem powstrzymywał śmiech. Wyglądała tak uroczo, gdy się złościła.
Po zejściu na ziemię po drugiej strony rzeki spojrzał na orientacyjną mapę i wyznaczył kierunek. - A co czeka mnie na końcu tej wyprawy? - zapytał, zerkając na dziewczynę z zaintrygowaniem. A nuż, może udałoby się ją pociągnąć jakoś za język?
- A dziękuję, całkiem przyzwoicie mi to wychodzi. Chociaż mógłbym kogoś zatrudnić do odwalania papierkowej roboty. Nie szukasz może super ciekawego zajęcia po godzinach? - Uniósł sugestywnie brew i wyszczerzył się, próbując tym zamaskować kłamstwo. Osobiście nie cierpiał tej nudnej części jego pracy. Gdyby mógł, spędzałby cały czas w terenie, ale cóż, takie były też skutki bycia głową firmy. Na widok karteczki z czerwonym iksem zawieszonej na jednej z gałęzi drzewa, z podekscytowaniem podszedł do niej i z werwą ją złapał, by móc przeczytać dalszą wskazówkę, po czym ruszyli w tamtym kierunku. - A Ty w ilu pacjentach zdołałaś już wywołać kołatanie serca na Twój widok? - odbił piłeczkę i przygryzł wargę, żeby opanować szyderczy uśmieszek. Szum rzeki działał kojąco na jego umysł i czuł, że wreszcie zaczyna się porządnie odprężać.
-
- Och, jasne. Zapomniałam, że masz wyjątkowo miękkie serduszko względem ładnych kobiet - uśmiechnęła się kpiąco. Niewątpliwie przyszła wybranka Covingtona musiała się liczyć ze spotkaniem z nią, bo raczej nie dałaby mu żyć, dopóki nie poznałaby osoby, który zawróciła mu w głowie. A wyciąganie kompromitujących sytuacji z przeszłości i nie do końca korzystnych zdjęć Nate'a było wręcz jej powinnością! Przecież musiała sprawdzić, czy kandydatka na jego dziewczynę będzie w stanie z nim wytrzymać i czy nie leci jedynie na jego uroczy uśmiech i portfel. Oszczędzała im obojgu zachodu, a dodatkowo odstraszała nadęte panny, którym zależało jedynie na ładnym zdjęciu na instagrama z partnerem, którego zazdrościłyby jej przyjaciółki. Można było to nawet nazwać aktem dobroci serca z jej strony.
- Kiedyś czytałam, że należy położyć się bez ruchu i udawać martwe zwierzę - odparła próbując w głowie wyszukać źródło tej wiedzy, bo w przypadku faktycznego spotkania z niedźwiedziem wypadałoby wiedzieć, jak się zachować i czy opłaca się stosować taką taktykę. Choć zapewne jej przyjaciel i tak zaraz ją o tym uświadomi. Czasem miała wrażenie, że jest chodzącą encyklopedią odnośnie natury. - No tak, wcale nie próbowałeś sprawić, abym straciła równowagę i wpadła do wody - wlepiła w niego groźne spojrzenie, bo zdecydowanie nie miała ochoty na kąpiel, a już zwłaszcza o tej porze roku, kiedy temperatura panująca na zewnątrz była daleka od upałów, a spacer w przemoczonych ciuchach wydawał się idealną receptą na przeziębienie.
- Gdybym Ci powiedziała, to nie byłoby zabawy - uśmiechnęła się enigmatycznie, bo przecież w tym wszystkim chodziło właśnie o niespodziankę! Zresztą z chęcią oglądała również jego wysiłki, kiedy przedzierał się przez zarośla, aby dostać się do kolejnej wskazówki. Musiał przecież zapracować sobie na to, aby poznać główną atrakcję, którą mu przygotowała - Wręcz marzę o tym, żeby po dyżurach odwalać za Ciebie papierkową robotę. Przygotuj się, jednak na to, że stawka, którą sobie zażyczę będzie na tyle wysoka, że wtedy na pewno Twoja firma ogłosi bankructwo - pomijając już fakt, że ze względu na zmęczenie narobiłaby mu takiego bałaganu w papierach, że przez długi czas miałaby problem z doprowadzeniem wszystkiego do porządku. W skrócie jej kandydatura na to stanowisko była totalnie nieopłacalna.
- W niemal wszystkich, kiedy mówię im, że muszą przygotować się na badania krwi - odparła wymijająco odnosząc się do awersji większości ludzi względem igieł. - Uwierz, że często dzieci boją się mniej, niż dorośli - dodała po chwili kręcąc z rozbawieniem głową na samo wspomnienie sytuacji, której była świadkiem niedawno, kiedy pielęgniarka próbowała pobrać pacjentowi krew, a ten o mało nie zemdlał.
Uniosła kąciki ust do góry, kiedy znaleźli się nieopodal ich aktualnego celu. Z pozory wyglądało, jak zwykłe drzewo, jednak było wyjątkowo bardzo wyszczególnione na mapie. W końcu to na nim kiedyś postanowili wyryć swoje inicjały. Była ciekawa, czy w ogóle skojarzył to miejsce.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Względem każdej ładnej kobiety, nie wyłączając Ciebie. Pamiętasz, jak w tamtym roku stłukłaś mi karafkę do whisky? Była prezentem z unikatowym grawerem i rozpadła się w pył. I co zrobiłem? Wystarczyła Twoja minka zbitego pieska i nie potrafiłem się na Ciebie dłużej gniewać, ba… sam to posprzątałem i jeszcze potem zrobiłem Ci naleśniki - powiedział żartobliwym tonem. W sumie dobrze się złożyło, bo otrzymał ją od Zary z okazji pierwszego zamknięcia budowy i po tylu latach nie potrafił się jej pozbyć. - Wy, kobiety, dokładnie wiecie, jak manipulować mężczyznami - pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem. Ale w sumie coś w tym było. Nigdy nie potrafił odmówić piękniejszej płci żeńskiej. I gdyby jeszcze kiedykolwiek miał się z jakąś związać, to Maeve byłaby pierwszą osobą, jaka by się o tym dowiedziała. Nie obeszłoby się bez wstępnej akceptacji. A potem w końcu ktoś musiałby przeprowadzić szkolenie, jak obsługiwać się z Nathanielem i owinąć go sobie wokół palca!
- Jeśli chcesz podać siebie na tacy, to droga wolna - zachichotał. - Ale serio, nie należy wykonywać gwałtownych ruchów, trzeba zachować spokój, nie patrzeć w oczy i zejść z drogi albo iść w przeciwnym kierunku. Kiedy nie będziesz pokazywać, że jesteś zagrożeniem, to misiek nie powinien zaatakować - wytłumaczył opanowanym głosem sugerującym, że mówił i wierzył w to, co wiedział. - Padanie trupem nie jest najlepszym pomysłem choćby pod względem tego, że nie każdy potrafi zachować stoicki spokój, kiedy obwąchuje go niedźwiedź, a histeria przy bliskim kontakcie z nim może już prowadzić do ataku - skomentował poważnie, ale robił to tylko ze względu na uświadomienie swojej towarzyszki, że wolała nie próbować swojego sposobu. Nie warto było słuchać utartych stereotypów, bo w większości przypadków i tak się nie sprawdzały. - Myślę, że to przez wiatr albo rwący potok - nadal udawał, że nie wiedział, o czym ona mówiła, choć było pewne, że delikatny, chłodny wiaterek nie byłby w stanie opanować okładki. - Ale wiedz, że zawsze jestem gotów Cię złapać. - Uśmiechnął się od ucha do ucha. Powinna być przygotowana na takie… wrażenia, zwłaszcza w jego towarzystwie. Kto wie, co mogło mu jeszcze tego dnia strzelić do głowy?
- Ze mną zawsze jest zabawa - żachnął się humorystycznie. Z jednej strony uwielbiał być przygotowany na wszystko, ale z drugiej podobał mu się ten dreszczyk emocji, kiedy wiedział, że czeka go jakaś nagroda. - Myślałem, że po znajomości mogłabyś robić to charytatywnie… w takim razie chyba muszę jeszcze przemyśleć sprawę - odparł ze smutkiem w głosie. - Ale może jeszcze się dogadamy, hm? Co powiesz, by w zamian po prostu przygotowywać Ci smaczne kolacje? - dodał po krótkim zastanowieniu i spojrzał na nią z łobuzerskimi iskierkami w oczach. Doskonale wiedziała, w jakim stopniu odnajdywał się w kuchni i to musiała być kusząca propozycja. A on miał w tym ukryty plan - po takiej dobrej szamce miało się więcej siły do dalszej roboty!
- Czyli w większości tylko cwaniakują, ta? Prawdziwych mężczyzn w tych czasach to ze świecą szukać - pokręcił głową, jednocześnie wypinając nieco klatkę piersiową. Na szczęście on nie miał problemu z igłami - był honorowym dawcą krwi.
background music
Spojrzał na mapę i rozejrzał się za następnym celem. Otoczenie wydawało mu się znajome, ale często chadzał po parku, więc miał do tego prawo. Cel znajdował się trochę na zboczu ścieżki. Gdy podszedł bliżej, czuł się dziwnie. Kiedyś już widział ten konkretny, rozłożysty konar. Tym razem karteczka nie rzucała się od razu w oczu, musiał obejść drzewo i wtedy natknął się na dziwne rysy, obrośnięte już trochę mchem. Przetarł je i jego oczom ukazały się inicjały M + N. Rozejrzał się po miejscu i nagle wszystko zaczęło mu się przypominać. Kiedyś wędrowali razem szlakiem i zboczyli, by odpocząć, ale tak im się spodobało to miejsce, że posiedzieli tu trochę dłużej, niż początkowo zamierzali, a rozłożyste gałęzie zachęcały do wspięcia się i oglądania widoków z góry, a liściasta korona osłaniała ich przed przypadkowymi gapiami. - Borze zielony, to było tak dawno… - Jeszcze raz przyjrzał się inicjałom i spojrzał na Maeve spod zmrużonych oczu. - Upalne lato przed pójściem na studia, prawda? - dopytał, chcąc się upewnić i zauważył wiszącą trochę powyżej jej głowy karteczkę na sznureczku. Na gałęzi, na której wtedy siedzieli. Uśmiechnął się do wspomnień, zrywając ją. - Pamiętasz, o czym wtedy dyskutowaliśmy? Co będzie, kiedy każde z nas pójdzie na studia i zajmie się swoim dorosłym życiem. Obiecaliśmy sobie wtedy, że zawsze będziemy o sobie pamiętać i na pewno nigdy nie stracimy ze sobą kontaktu. - Spojrzał na zgrubiałość pod inicjałami i przetarł ją, by odkryć dalszą część. M + N forever. Aż zatęsknił za czasami, kiedy wszystko było takie proste i cieszyło się każdą chwilą wolności.
-
- Cóż, urok osobisty potrafi czynić cuda - odparła nieskromnie i wyszczerzyła zęby. Pewnie, gdyby wiedział, że to przypadkowe strącenie z szafki nie było wcale takie przypadkowe, to wściekałby się bardziej, ale zrobiła to dla jego dobra. Karafka do whisky od ex? Jeszcze dodatkowo stojąca w zaszczytnym miejscu w salonie. Zbicie jej było najlepszym rozwiązaniem. Zresztą nie ukrywając sprawiło jej to nie lada przyjemność. Nigdy nie lubiła Zary, a już zwłaszcza, kiedy zobaczyła w jakim okropnym stanie jest Nate po rozstaniu z nią. Nie mogła, więc oprzeć się pokusie i nie machnąć ręką zbyt gwałtownie, aby całkowicie przypadkowo stłuc ostatnią pamiątkę po niej. - Zresztą zawsze wiedziałam, że masz do mnie słabość - puściła mu oczko ze śmiechem i delikatnie trąciła go ramieniem.
- Manipulować? Ja? W życiu. - uniosła brwi, jakby oburzona jego słowami i pokręciła przecząco głową - Tylko czasami w bardzo przekonujący i racjonalny sposób tłumaczę Ci, dlaczego zrobienie tego, co ja chcę jest dużo bardziej korzystne dla nas obojga. Zresztą pamiętasz jak mnie nie posłuchałeś, kiedy mówiłam Ci, że lepiej będzie wracać z tamtej imprezy u Jona taksówką, a ty uparłeś się na spacer? Nie dość, że całą drogę musiałeś słuchać mojego narzekania, to jeszcze potknąłeś się i skręciłeś kostkę - w efekcie przez dłuższy czas był uziemiony i musiał odpuścić sobie aktywność fizyczną, a przecież wystarczyło wybrać o wiele wygodniejszy środek transportu. Dokładnie tak, jak radziła.
- W sumie, to kiedyś stwierdziłam, że udam umieranie przy psie mojej siostry, żeby zobaczyć w jaki sposób się zachowa. Nie wytrzymałam nawet minuty, bo wybuchłam śmiechem, więc przy niedźwiedziu nie byłoby pewnie lepiej - tylko, że raczej wtedy nie byłoby jej zbytnio do śmiechu, a raczej umierałaby ze strachu. Faktycznie, lepiej było się wycofać i uniknąć jakiegokolwiek kontaktu.
- Jestem skłonna uwierzyć, że byłbyś w stanie mnie złapać, a później bezczelnie i tak upuścić do wody - stwierdziła kręcąc z dezaprobatą głową. W końcu nie pierwszy raz skończyłaby przez niego w mokrych ubraniach, więc niestety spodziewała się, że może mu strzelić do głowy coś podobnego i nie będzie zważał na panującą pogodę. - Nie uważasz, jednakże dążenie po śladach do celu, który znasz nie miałoby tyle sensu, co teraz, kiedy nie jesteś świadomy tego, co czeka na końcu? - uniosła brwi. W takim wypadku równie dobrze mogłaby go zaprowadzić do przygotowanej niespodzianki i nie bawić się żadne mapki, czy zgadywanki. - Nawet kolacją mnie nie przekupisz! - dodała po chwili, choć była to naprawdę kusząca opcja. Nate radził sobie w kuchni zdumiewająco dobrze i chyba każdy przygotowany przez niego posiłek jej smakował, a już zwłaszcza, kiedy nie miała czasu i siły na gotowanie po męczącym dyżurze, a on wysyłał jej zaproszenie na wieczorny posiłek.
- Ależ po co mam takiego szukać ze świecą, skoro stoi tuż przede mną i nie lęka się nawet niedźwiedzia? - rzuciła ze śmiechem i rozejrzała się po miejscu do którego dotarli. Z początku nie wiedziała, czy taka sentymentalna podróż się mu spodoba. Może uzna to za coś głupiego i nie wartego wspominania? Tym bardziej ucieszyła się widząc jego reakcje. Kąciki jej ust automatycznie poszybowały do góry, kiedy okazało się, że pamięta jaka historia kryje się za inicjałami wyrytymi na drzewie. - Tak - pokiwała głową podchodząc bliżej i przesunęła delikatnie opuszkami palców po napisie. Wtedy naprawdę się bała. Wakacje wydawały się ostatnim tchnieniem przed wkroczeniem w dorosłość. W tamtym okresie czasu nurtowało ją tyle wątpliwości. Wciąż nie wiedziała, czy wybrany przez nią kierunek nie okaże się pomyłką, czy będzie w stanie sobie poradzić i czy jej relacja z najlepszym przyjacielem przetrwa. Wszystko potoczyło się na szczęście dobrze, a co najważniejsze on wciąż był obecny w jej życiu, a słowa wyryte na drzewie nie okazały się jedynie kolejnym dowodem na ulotność relacji międzyludzkich - Chyba całkiem dobrze nam poszło - stwierdziła z uśmiechem i spojrzała na niego - Mam nadzieję, że jeszcze trochę ze mną wytrzymasz - dodała puszczając po oczku i wspięła się na palcach, aby sięgnąć do kolejnej zawieszonej karteczki i mu ją wręczyć. Tym razem znajdował się ta jedynie zlepek z pozoru zupełnie nie zrozumiałych liter z dopiskiem, że nie wszystko zawsze warto czytać od lewej strony.
Spoiler
Po odgadnięciu przez niego hasła będącego nazwą konkretnego miejsca powinni dotrzeć do przygotowanego przez nią (z małą pomocą) ogniska oraz namiotów rozstawionych w miejscu z idealnym widokiem na gwiazdy, które za jakiś czas powinny pojawić się na niebie.
prezes/inżynier budowy
Covington Constructions
the highlands
- Od kiedy tylko poprosiłaś mnie, żebym nalał Ci piwa z beczki na domówce u Harrisa - przyznał, wtórując jej śmiechem. Wspomnienie ich pierwszego spotkania, kiedy byli jeszcze beztroskimi nastolatkami nie przejmującymi się jutrem wywołało w nim sentyment. Z chęcią wróciłby do tamtych czasów, gdy jeszcze wszystko wydawało się tak proste i nie byli tak doświadczeni przez życie. Kiedy miał oboje rodziców i serce w całości oddane baseballowi.
- Wieczorne spacery po alkoholu są najlepsze! A bieganie najlepszym sposobem na dotlenienie się, zwłaszcza po libacji - odparł głosem, który sugerował, że znał się na rzeczy. - Zwyczajnie to wykrakałaś! Albo co gorsza zaplanowałaś, żebym wpadł na ten cholerny pieniek i dostał nauczkę - odparł z udawanym oburzeniem. Kiedy przypomniał sobie to niby niepozorne unieruchomienie, nie mógł powstrzymać skrzywienia. To była dla niego udręka, przez którą trochę czasu mu zajęło, zanim doszedł do swojej formy.
- Przynajmniej przy niedźwiedziu Twoja trupio blada mogłaby Ci dać pewne szanse na przeżycie - zaśmiał się, wyobrażając sobie, jak M leży na podłodze i udaje trupa przed psem. Musiało to wyglądać naprawdę komicznie, aż żałował, że tego nie widział.
- No cóż, nie pierwszy raz wylądowałabyś przeze mnie w wodzie - wzruszył nonszalancko ramionami i wyszczerzył się. Skręcenie kostki wcale nie zniechęciło go do nocnych spacerów czy bieganiu po parkach. A idealną sposobnością na przekroczenie granic była kąpiel w fontannie, na którą, grzecznie ujmując, namówił ją, choć w rzeczywistości było to bardziej wrzucenie Maeve do wody, niż miało coś wspólnego z grzeczną prośbą. I po której musieli uciekać strażnikom miejskim. Przy tych wspomnieniach, wspomnienia z czasów nastoletnich były pestką!
- A co, jeśli się rozczaruję się tym, co czeka mnie na końcu? - zapytał z czarownym uśmiechem, nadal nie ustępując. Fakt był taki, że znała go jak nikt inny i doskonale wiedziała, że uwielbiał takie niespodzianki. A on wiedział, że na niej się nie zawiedzie. Choć, jeśli przemierzało się szlak na sam szczyt, ilekroć by się nie zdobyło celu i nie zobaczyło nagrody, jaką był wspaniały roztaczający się krajobraz, to za każdym razem widok zapierałby dech. - Och, a co byłoby w stanie przekonać Cię do zmiany zdania? - zagadnął z nadzieją, że może jednak byłby w stanie coś zrobić, by ją skusić. Wychodził z założenia, że warto było próbować.
- I prawidłowo! Trzymaj się mnie, a nie pozwolę Ci zginąć - odparł, pochylając się nieco w jej stronę i unosząc sugestywnie brew. Nie spodziewał się takich atrakcji na pozornie zwykłym na początku spacerze, a powrót do wspomnień wprowadził go w niezwykle przyjemny nastrój. Dzięki odkryciu wyrytych inicjałów na drzewie przypomniał sobie też te chwile niepokoju. Wtedy wiedział po doświadczeniach swoich nieco starszych znajomych, że przekroczenie tego progu potrafiło wiele zmienić, zwłaszcza w relacjach. Zmiana otoczenia i nowe doświadczenia sprawiały, że oprócz odkrywania nowych zainteresowań i towarzystwa, sporo związków nie przetrwało próby czasu, z czasem po prostu bezwiednie rozdzielając się, by podążać swoimi własnymi drogami. Nate trochę obawiał się tego pójścia w nieznane, bo nie chciał tracić tego, co miał wtedy. Najbardziej jednak bał się, że straci jedną z nielicznych osób, na których naprawdę mu zależało. Resztę jakoś by przebolał, ale ich relacja z Maeve była wyjątkowa, a myśl o tym, że każde ułoży sobie życie bez oglądania się na ich przyjaźń, czaiła się gdzieś w jego podświadomości. Wierzył jednak, że byli na tyle zżyci, by to przetrwać. Najgorsze było to, że potem sam wszystko spieprzył. - Całkiem dobrze - przytaknął z lekkim uśmiechem, choć miał ochotę się skrzywić. Może Maeve już dawno mu wybaczyła tamten nieszczęsny okres z Zarą, ale on sobie tego nie wybaczył. - Brzmi jak wyzwanie, którego oczywiście się podejmuję! - mimowolnie się roześmiał. Choć prędzej to ona mogłaby mieć problem wytrzymać z nim, bo czasami był zwyczajnie niereformowalny.
Następna karteczka stanowiła nieco większe wyzwanie, ale Nate’owi wystarczyła chwila skupienia, by odczytać wcale nie taką prostą nazwę następnej lokalizacji, do której po chwili się udali.
/zt → hop
studentka weterynarii i stażystka
klinika weterynarii
hansee hall
Tak jak wspominałam w karcie, Rosalie uwielbiała górskie wędrówki, zaszywanie się nad górskim potokiem z wciągającą książką i tę górską samotność, dzięki której z łatwością mogła zebrać swoje myśli. Czasem jednak to nie samotność była nam dana, a wręcz przeciwnie, poznawało się na szlaku górskim nowe osoby, nawiązywało się nowe znajomości, może tak miało być i tym razem? Rose uwielbiała rozkładać się ze swoim ekwipunkiem nad Carbon River, szum płynącej rzeki uspokajał jej umysł i pozwalał w pełni skupić się na książce. Jednak jak tego dnia dotarła na swoje ulubione miejsce to było ono już zajęte przez nieznanego jej mężczyznę.
- Dzień dobry, przepraszam czy mogę chwilowo dołączyć do pana ze swoim ekwipunkiem? - zapytała, nie chcąc przeszkadzać mężczyźnie w jego osobistej kontemplacji przyrody, albo biciu się z własnymi myślami, może jednak on po prostu postanowił chwilę tutaj odpocząć?
- Rosalie, dla przyjaciół Rose. - przedstawiła się jeszcze, wyciągając ku niemu swoją delikatną dłoń i posyłając mu przyjazny uśmiech. Nie chciała go oczywiście obarczać swoimi myślami, ale sama na własne życzenie poniekąd ostatnio skomplikowała sobie życie, więc potrzebowała takiego wyjazdu w góry, by poukładać sobie pewne sprawy. Bo przystojny detektyw z wydziału narkotykowego, z którym to się zapomniała i ponowne pojawienie się jej byłego faceta, który zostawił ją gdy nie wiadomo było jeszcze czy będzie mogła w ogóle chodzić, o tańcu już nie wspomniawszy, to ewidentnie było dla niej zbyt wiele jak na jeden tydzień.
-
- Rozdział 12 - Oczy szeroko zamknięte.
Dziś wyjeżdżał w góry po coś. Najczęściej żeby uciec przed problemami, a to nie pozwalało w pełni cieszyć się urokami natury. Szlak nie był już tym samym przeżyciem. Był ścieżką, jaką Eric podążał próbując albo zagłuszyć wyrzuty sumienia, albo ułożyć na siebie jakiś plan, albo po prostu bezmyślnie i apatycznie stawiać krok za krokiem - w zależności od okoliczności. Dzisiaj przechodził przez różne stadia ucieczki od myśli, próby ich zagłuszenia, aż do biernej akceptacji.
W każdym razie nie spodziewał się mieć o tej porze roku oraz w tym konkretnym miejscu towarzystwa. Po czasie zorientował się, że ktoś się zbliżył. To zły znak, stracił czujność. Ale czy przecież nie od ludzi pragnął się uwolnić w głuchej górskiej dziczy?
Po ledwie zauważalnym drgnięciu podniósł wzrok w stronę źródła głosu, który nagle wytrącił go z zamyślenia. Podniósł dłoń do czoła osłaniając oczy przed padającym słońcem i zrobił więcej miejsca wokół siebie przekładając plecak na drugą stronę kamienia, na którym siedział.
- Więc Rose czy Rosalie? - zapytał lekko, nie mogąc ukryć w głosie nutki złośliwości z gatunku drobnego pstryczka w nos, nie szyderskiego wyśmiania. Sama powinna zdecydować, jak pozwolić mu się do siebie zwracać. Nie miał jednak w intencji jej obrazić. Raczej chciał zwrócić jej uwagę na inny aspekt… - Zbyt szybkie wpuszczanie obcych ludzi do swojego życia nie jest najmądrzejszym pomysłem. Radziłbym ostrożniej dobierać przyjaciół… - I tak, miał na myśli między innymi siebie. Ale najwyraźniej domeną młodych ludzi była naiwność i wiara w drugiego człowieka. Czy on też był taki tych dziesięć lat temu? Nie pamiętał. A jednak miał ostatnio szczęście do niezwykle ufnych ludzi. Czy może raczej przekleństwo? Oczywiście dla napotkanych osób, on uważał się raczej za złego bohatera każdej historii. Ale nawet antagonista miewał w sobie odrobinę człowieka, czyż nie? Napięty wyraz twarzy złagodniał i - nie wstając ze swojego kamienia nie z powodu braku szacunku, a ze zwykłego zniechęcenia - wyciągnął rękę w kierunku dziewczyny. - Eric - ucisnął w końcu jej dłoń i uśmiechnął się uśmiechem, który - jak miał nadzieję - był choć trochę przyjazny. W ostatnim czasie wyczerpał swoje pokłady optymizmu, gdy wyrzuty sumienia męczyły go bardziej niż zwykle - ciekawe czemu, Milton? - w głowie panował bałagan, a on sam zmuszał się do wykonywania prozaicznych czynności codziennego życia. - Czyżbym zajął twoje miejsce? - zapytał, bo od kiedy Rose pojawiła się w tej przestrzeni, nagle poczuł się tu intruzem, co było absurdalne biorąc pod uwagę, że znajdowali się na terenie parku narodowego. - Jeśli nie masz nic przeciwko, posiedzę tu jeszcze chwilę, od samego rana jestem na nogach i chyba się zasiedziałem… - uśmiechnął się dość nerwowo uderzając dłońmi o uda, które dopiero pod wpływem tego uderzenia stały się ociężałe i zmęczone.
studentka weterynarii i stażystka
klinika weterynarii
hansee hall
- Będzie to zależało od twojego nastawienia, na razie pozostańmy jednak przy Rosalie. - czy to oznaczało że bezpiecznie dobierała przyjaciół? Była przecież bardzo ufna, nawet wobec obcych, zwłaszcza tych wobec których miała dobre przeczucia. Rose wierzyła w szósty zmysł który podpowiadałby jej czy dana osoba jest dobra, czy jest z nią szczera i czy nadaje się do kontaktu z nią. Na razie jej pierwsze wrażenie mówiło że to nie jest niebezpieczny typ, czy mogłaby się pomylić?
- Jednak przeczucie mówi mi, że się dogadamy. A ja ufam swojej intuicji. - dodała z pewną namiastką pewności siebie i wiary w swoje słowa. Ostatecznie poznała też imię mężczyzny oraz uścisnęła jego dłoń, wtem padło pytanie o to czy zajął jej miejsce. Spojrzała zatem w stronę rzeki, potem znów na niego, poprawiając na sobie plecak.
- Dobre maniery nakazałyby mi skłamać, ale skoro nie znoszę okłamywać innych to właściwie to tak, to jest moja oaza, w której mogę poukładać swoje myśli. I przeczytać dobrą książkę. - mówiąc to jednak zdjęła go z siebie i postawiła na ziemi, następnie otworzyła go i wyjęła stamtąd jakąś starą książkę w ciemnozielonej okładce. Najwidoczniej Hepburn lubiła wyszukiwać takie perełki w antykwariatach i bibliotekach.
- Nie będziesz mi przeszkadzał, pytanie tylko czy ja nie przeszkadzam tobie. - zauważyła, bo jednak to on był tutaj pierwszy, więc miał to pierwszeństwo zajmowanego miejsca. Ale jeśli okazałoby się że mogą wspólnie koegzystować w danym miejscu to będzie i wilk syty i owca cała.
-
Mimo to nie przeszkadzała mu obecność Rosalie. Wręcz przeciwnie, po pierwszej chwili konsternacji, że jego spokój został nieproszenie zburzony, poczuł wdzięczność, że nie jest sam. Że głos z zewnątrz pozwolił mu się zdystansować względem tego, co działo się wewnątrz.
- W sumie to dawno nikt nie powiedział o mnie czegoś tak… pozytywnego? - to nie do końca było to słowo, o jakie mu chodziło, jednak nie mógł sobie przypomnieć adekwatnego odpowiednika. - Ludzie z reguły przy pierwszym spotkaniu uważają mnie za gburowatego buca, miło dla odmiany usłyszeć, że sprawiam wrażenie takiego, komu można zaufać - nawet jeśli intuicja cię zwodzi, Rosalie, chociaż mam nadzieję, że tym razem okaże się łaskawa. Uśmiechnął się półgębkiem, odwrócił głowę i siegnął po dłuższą gałązkę trawy, którą zaczął nerwowo skubać, właśnie na niej koncentrując swój wzrok. - Uznam to za swego rodzaju komplement - przeniósł na nią na chwilę wzrok, ale znów oślepiony promieniami słońca skupił go na trawie.
Rozumiał także jej odczucia co do tego miejsca. Tu było spokojnie, ale szum rzeki płynącej nieopodal przypominał o upływie czasu oraz zmienności, od jakiej nie dało się uciec. Wibrowała jednak w powietrzu dziwna równowaga, swoista harmonia, która sprawiała, że człowiek - mimo iż tak mały pośród otaczającej go potęgi natury - odnajdywał tu ukojenie.
- Nie, skądże znowu - zapewnił z przekonaniem i jeszcze bardziej przesunął się na kamieniu, żeby zrobić jej więcej miejsca. - Muszę jednak uprzedzić, że nie jestem zbyt dobrym towarzyszem. Nie mam wiele do powiedzenia, słuchać też nie umiem, ale za to podobno potrafię doskonale milczeć i cisza przy mnie wcale nie bywa niekomfortowa. Taki mój dar, chociaż nie ma co ukrywać, że chętnie zamieniłbym się na lepszą intuicję. To chyba bardziej przydatna umiejętność. Na pewno oszczędza wielu rozczarowań - uśmiechnął się dość niemrawo. Cisza jednak powodowała w jego wnętrzu niekomfortowe uczucie, gdy znów zakręcił się w wirze nieprzyjemnych myśli, osaczających go jak stado parszywych much. Może tym razem wcale nie była wybawieniem? - Coś ciekawego? - przerwał ciszę wskazując długim źdźbłem trawy na okuty w zieloną obwolutę wolumin. Aż sam poczuł chęć sięgnięcia po jakąś pozycję do czytania, może to odwróciłoby jego myśli, gdyby mógł skupić się na problemach wyimaginowanych bohaterów, nie własnych, jednak oprócz smartfona - który daleko w górach i tak był bezużyteczny ze względu na brak zasięgu - nie posiadał przy sobie nic interesującego.