WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sam nie wiedział co nim kierowało, ale zdecydowanie nie było ani trzeźwym myśleniem, ani głosem zdrowego rozsądku, który prawdopodobnie w tych okolicznościach powinien głośno krzyczeć, że to zły pomysł. Przeniósł spojrzenie znad wyświetlacza telefonu, na którym odczytał adres blondynki, a następnie przelotnie spojrzał w lustro. Złamany nos nie wyglądał źle, wszak udało mu się go nastawić (zanim został skuty kajdankami), aczkolwiek na jego grzbiecie widoczna była sina linia, jaka obejmowała swoim zasięgiem delikatną skórę pod oczami. Spędził dwie noce na komisariacie; o dwie za dużo, biorąc pod uwagę to, że przelana na halloweenowej imprezie krew nie miała z nim nic wspólnego. Nie on był inicjatorem takiej atrakcji, ba, do tej pory przechodziły mu przez głowę mgliste myśli i pytania: czy to wszystko zdażyło się naprawdę. Po pierwszej dobie szykował się do wyjścia, lecz wtedy poinformowano go, że znaleziono odciski jego butów oraz jego krew przy miejscu, w którym utonęła jedna z harcerek. Niewiele dały tłumaczenia, że byli tam z Avianą tylko dlatego, że uciekali przed socjopatycznym mordercą, a jego kroki może faktycznie były nieco... podejrzane, skoro musiał uciekać ze skręconą kostką. Nie spodobał im się również niedopałek w wykopanym dole (czyżby zostawił go tam przypadkiem, kiedy ów dół kopał? przecież pracował w zakładzie pogrzebowym, musiał mieć doświadczenie - stek bzdurnych teorii nieco poprawiał mu humor), a wyjaśnienia, że jak już w tę dziurę wpadł i skręcił kostkę, to chociaż tak chciał umilić sobie czas, uznano za naciągane. Godziny mijały, a kiedy policjanci (tak usilnie chcący zatrzymać go na dłużej) przestali mieć pomysły odnośnie tego, co jeszcze mogą mu dopasować, jeden z nich przypomniał sobie, że przed kilkunastoma dniami (!!) anonimowa osoba złożyła zeznanie, w którym przedstawiła go jako domniemanego sprawcę włamania do sklepu muzycznego. Cóż, dla niego wcale nie była taką anonimową.
Wyszedł; pierwszą noc spędził u kuzyna na kanapie, gdzie mógł odstresować się przy whiskey i wyrzucić z siebie tę abstrakcyjną historię, która go spotkała. Nie chciał wracać do domu, ani tym bardziej rozmawiać ze współlokatorką o swoim stanie, który na tamten moment nie był najlepszy. Do tego czuł, że jeśli newsy już zaczęły żyć swoim życiem, to pod jego domem ponownie zawitają fotoreporterzy.
...których na szczęście nie było, kiedy postanowił wrócić do siebie. Podłączył rozładowanego smartfona do ładowarki, wziął prysznic i przespał parę godzin, po których przypomniał sobie, że powinien się do kogoś odezwać, nawet jeżeli ona nie będzie miała ochoty z nim rozmawiać. Ku jego zdziwieniu... miała.
Dlatego przed dwudziestą drugą stał przed drzwiami bardzo interesującego domostwa Darling, trzymając w dłoni zarówno pianki, jak i butelkę tequili (limonki też miał, pewnie gdzieś w kieszeni kurtki). Nie wiedział co prawda, czy ten alkohol lubiła, czy jeszcze bardziej się pogrąży, ale... warto było zaryzykować. Zapukał, w międzyczasie chcąc przegonić grymas, jaki pojawił się na jego twarzy kiedy ciężar ciała oparł na bolącej stopie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powieki ze zmęczenia same opadały, a ona z trudem utrzymywała je w ryzach choć przez parę chwil, by nie rozłożyć się jak długa w swojej łazience. Nie pamiętała kiedy była zmęczona do tego stopnia, że nawet zaśnięcie wydawało się czymś ekstremalnym i pomimo wielu prób jedyne co potrafiła to leżeć z zamkniętymi oczami, a sen i tak nie nadchodził. Całe ciało wciąż napięte nie potrafiło się zrelaksować, kiedy leżała już w swoim łóżku, choć jeszcze kilkanaście godzin wcześniej powątpiewała, czy uda się jej do niego powrócić.
Minęło może kilkanaście godzin - prawdę mówiąc nie zerkała nawet na zegarek - odkąd wróciła do domu po dziwnym wieczorze i jeszcze bardziej pokręconej nocy. Nie rozumiała jak doszło do tego, że w jednej chwili szła na zwykłą halloweenową zabawę, a w kolejnej już była posądzana o jakieś psychopatyczne znęcanie się nad bezbronnym człowiekiem, kiedy to ona była jego ofiarą, a raczej mogła być, na szczęście tak się nie stało. Godziny dłużące się na komisariacie wprowadzały tylko w jeszcze większą dezorientację i z ręką na sercu - momentami już nie wiedziała co jest kwestią jej wyobraźni, a co było prawdą i przede wszystkim zastanawiało ją jaki był realny cel zabawy w psychiatryku? Bo jeśli ktoś chciał, aby uczestnicy postradali zmysły to brawo - Ariel była naprawdę blisko. Pewnie to zasługa zeszłorocznego halloween, które również dało się jej we znaki, ale jej terapeutka stwierdziła, że pokonanie strachu przez udział w zabawie może wyjść jej na plus. Otóż nie wyszedł, a ona musiała zmierzyć się z obleśnym typem, którego okrutny zapach wciąż momentami odczuwała. Jakby zakodował się w jej podświadomości, by ją dręczyć. Na domiar złego po wszystkim to ona trafiła na komisariat jako podejrzana, a za co? Do tej chwili nie wiedziała - lista absurdalnych pomysłów policjantów była zaskakująco długa, ale ona jedyne czego chciała to zostawić to za sobą i niewątpliwie pomógł jej w tym telefon do swojej terapeutki z pomocą której załatwiła prawnika. Niezliczoną ilość razy gryzła się w język, gdy kolejnymi domniemaniami próbowano ją sprowokować, a gdy zjawiło się jej wsparcie zdała się na nie. Nie była winna, więc uważała, że to kwestią czasu jest, aż do tego dojdą. Nie pomyślała tylko, że będzie to trwało całą noc. Zawsze chciała odkrywać nowe miejsca, w których jeszcze nie miała okazji się znaleźć, ale licząc na coś egzotycznego nie sądziła, że trafi do jakiejś obskurnej celi. Kiedy tylko wróciła do domu wykąpała się trzykrotnie, sięgnęła po uspokajające leki i próbowała zasnąć, ale no właśnie - sen nie nadchodził, myśli dręczyły raz po raz, wspomnienia nie dawały za wygraną.
Nie była pewna w którym momencie odleciała i jak długo spała. Ile właściwie minęło od tamtej nocy w psychiatryku? Jak długo była już w domu? Skołowana snuła się po mieszkaniu w poszukiwaniu telefonu, który leżał na kuchennym blacie. Dopiero wtedy dostrzegła nieodebrane połączenia i wiadomości. Nie potrafiąc ubrać w słowa tego co miało miejsce zaakceptowała fakt, że to on brał winę na siebie; na wyjaśnienia przyjdzie pora skoro zgodziła się z nim zobaczyć. To może trochę nie w porządku, że tak go wykorzystała, ale wizja uzupełnienia zapasu pianek (który magicznie wyparował) wydawała się zbyt kusząca. Czy miała wyrzuty sumienia? Nope, ani odrobiny - jeszcze, z resztą sam odezwał się jako pierwszy przyjmując całą winę na siebie, a ona nie czuła potrzeby odkrywania wszystkich kart na starcie, bo prawdę mówiąc nie musiał przepraszać. Nie miał za co.
Wciąż nie czuła się zbyt dobrze, ciało dawało jej sygnały, że sen był długi i niespokojny. Głowa wciąż ją bolała, ale to najprawdopodobniej skutek uderzenia, które pozostawiło po sobie lekkie rozcięcie na czole i całkiem sporego siniaka. Po raz kolejny wskoczyła pod prysznic, tym razem szybki i orzeźwiający. Przesuszyła lekko włosy, pokryła twarz lekkim kremem bb, który i tak nie byłby w stanie zakryć rany ale przynajmniej sprawił, że nie była już niezdrowo blada. Zarzuciła na siebie wygodne ubrania, pierwsze lepsze jakie nasunęły się jej po otwarciu szafy i roztaczając za sobą zapach kokosowego mleczka do kąpieli powędrowała do drzwi z których dobiegało pukanie. Uchyliła je, ale tego się nie spodziewała…
— Hej… co ci się stało? — mógł zapytać o to samo. Nie czekając odsunęła się robiąc tym samym miejsce w przejściu i tym gestem zaprosiła go do środka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasy, w których mógłby nazwać siebie samego dobrym człowiekiem, minęły wraz z zamknięciem celi, do którego moment wcześniej go zaprowadzono i zdjęto kajdanki. W niej - i wszystkich kolejnych - to człowieczeństwo powoli zanurzało się w apatii i ignorowaniu wielu czynników; między tym zgubił gdzieś empatię i troskę o innych ludzi, a przynajmniej bardzo długo starał się to zrobić i wierzyć, że tego dokonał. Wygodniej mu było to wyłączyć, przestać czuć - że ma jeszcze szansę wyjść na wolność, że wcale za nią nie tęskni i w zasadzie niekiedy uważał, że skoro jego przyszłość jest już skreślona, a Ivory nie żyje, to lepiej, jak jest za kratkami. Nikt niczego od niego nie oczekuje, a on może po prostu egzystować. Nic więcej. Miał o dziwo wiele dobrych momentów, jak i zupełnie beznadziejnych, o których nigdy nikomu wolałby nie opowiadać. Wystarczyło, że musiał parokrotnie znosić zaciekawione spojrzenia lekarzy więziennych, które niemo zadawały pytanie: komu tym razem (mniej, lub bardziej świadomie) podpadł, że skończył w tym stanie, że musieli w jego ciało wtoczyć wiele substancji przeciwbólowych i stawiających na nogi, by mógł żywy wrócić do swojej celi. Nie chciał również przyznawać się głośno, że przeszło mu przez myśl, aby im powiedzieć, by dali sobie spokój. Niepotrzebnie się trudzą, skoro on nawet nie chce...
Bzdura.
Karcił samego siebie za te niepoważne myśli. Jego siła i wola przetrwania była większa, niż mu się wydawało - jak już wygrzebał się spod tony ciemnych myśli, które na jakiś czas przysłaniały mu wszystko inne. Teraz - będąc na wolności i czując zimny powiew wiatru w rodzinnym Seattle - wiedział, że było warto. Nawet jeżeli zbyt często nie potrafił dobudzić w sobie tych dobrych emocji, przyzwoitości i chęci podania ręki potrzebującemu, a zamiast tego zaskakująco bezboleśnie przeżył informację o tym, że na halloweenowej zabawie, w której brał udział, zginęło kilka osób.
Cóż, zginęło. Po co robić z tego takie zamieszanie?
Tym bardziej dziwnym było to, że... nie czuł się za komfortowo ze świadomością, że wystawił Ariel bez żadnego słowa wyjaśnienia. Nie lubił się tłumaczyć, ale gryzło go to, że mógł wyjść na człowieka bez honoru, niesłownego, który ot tak zrywa ustalenia.
- To... - Wzruszył ramionami, sugerując, że nic takiego. - Teraz już jest lepiej - powiedział szybko, opierając spojrzenie na jej twarzy, a kiedy pomimo makijażu dostrzegł niepokojący znak na jej czole (bynajmniej nie błyskawicę), uniósł pytająco brew w niemym pytaniu. Nie chcąc jednak rozmawiać w progu, wszedł do środka i mimowolnie rozejrzał się po wnętrzu. Faktycznie miała w sobie coś z syrenki...
- Nie kłamałem z tą skręconą kostką ani z tym, że... trochę się działo, dlatego nie miałem jak wcześniej dać znać - oznajmił, odwracając się do blondynki przodem i podając jej zarówno pianki, jak i alkohol.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie znała Blake’a. Nawet nie znała Bruce’a. Nie mogła więc nawet spróbować wyobrazić sobie przez co przeszedł w życiu, ale nawet gdyby otrzymała taką szansę i tak nie byłaby w stanie wykrzesać z siebie tyle wyobraźni, by choć w niewielkim procencie zrozumieć co go spotkało. Tego nie dało się pojąć dopóki samemu się tego nie przeszło, więc każda jej próba zakończyłaby się najpewniej niepowodzeniem. Sama Darling żyła z przekonaniem, że jest dobrym człowiekiem, choć wiele osób próbowało zachwiać tym odczuciem. Największe grono stanowiły osoby, które nie potrafiły zrozumieć, że dobry człowiek nie musi posiadać dzieci. Ba! Że może ich wcale nie chcieć, a nawet nie lubić. To one najczęściej krytycznym tonem oskarżały Ariel o brak uczuć jakby kwintesencja tych dobrych brała się z instynktu macierzyńskiego. Przecież przygarnęła porzuconego na pewną śmierć psa, którego pierwotnie miała tylko odprowadzić do schroniska, a został z nią po dzień dzisiejszy. To się nie liczy jako dobro, bo to dziecko? Czy liczy się, ale niechęć do dzieci i tak pozostawia zbyt spory minus, by jakiś mały szczeniak go zredukował? Cóż, mało ją interesowała w tym wszystkim opinia innych, bo wciąż czuła się wystarczająco dobra. Z resztą nigdy szczególnie zdaniem innych osób się nie przejmowała.
— Nawet jeśli lepiej... to nie zmienia to faktu, że wciąż wygląda niepokojąco — stwierdziła, a na jej czole pojawiła się lekka zmarszczka, gdy ze skupieniem przyglądała się mu jeszcze przez chwilę. Dopiero po kilku sekundach odetchnęła lekko odsuwając się mu z drogi, by mógł swobodnie wejść do środka.
Polubiła to miejsce, może trochę za bardzo. Poprawka - na pewno za bardzo. Początkowo Seattle było tylko miejscem przesiadki w drodze na Hawaje. Nagle przerodziło się w centrum poszukiwania ojca, które swoją drogą stanęło w miejscu i to z jej winy, a może raczej obawy przed prawdą z jaką powinna się zmierzyć. Teraz było po prostu miejscem, w którym zdobyła stałą pracę, poznała znajomych i upolowała dom marzeń o który w tej dzielnicy nie tak łatwo, a to i tak nie wszystko...
W tle rozległo się szczeniackie hał, hał, a Darling z lekkim rozbawieniem zmierzyła malucha, który nie tyle chciał bronić posesji co upolować nową ofiarę do wspólnych wygłupów. Najlepszym potwierdzeniem tego, była próba rozbrojenia nowej kości na oczach widzów. Wciąż miała dziwne wrażenie, że ten maluch uziemi ją na dłużej w Seattle, a może nawet stanie się jej wymówką, by nie wyłaniać na światło dzienne prawdziwych powodów dla których się tu zadomowiła. Powodów, które nie były znane nawet jej samej, bo nie dopuszczała ich do siebie - jeszcze. Pewnie kiedyś przyjdzie się jej zmierzyć z prawdą na temat ojca czy tym, że w zbyt krótkim czasie polubiła to miasto zbyt mocno. Miasto, do którego z pozoru w ogóle nie pasowała.
— Poznaj mojego współlokatora, Lao — zwróciła się do Bruce’a, po czym przeniosła ponownie spojrzenie na psa. — A to jest Bruce. Musisz być dla niego miły, bo ocalił moje zmarznięte cztery litery, gdyby nie to mogłoby się okazać, że nikt nie uratowałby ciebie, więc wiesz — czy pies mógł zrozumieć z tego cokolwiek? Nie wiedziała. Nigdy nie miała zwierzaka, nie była pewna czy ogarnie temat, ale odkąd znalazł się w jej rękach opowiadała mu mniej lub bardziej nieprawdopodobne historie od tak. Może poniekąd chciała przemycić informację o tym, że ma go uratowała i jest to świeża sprawa? Nie był to jednak temat, na którym pragnęła się skupić.
Zmierzając do salonu wskazała kanapę, by usiadł sobie wygodnie i zmarszczyła lekko nos, jakby właśnie jakaś wyjaśnienia zawisły w powietrzu.
— Właściwie… — zaczęła — nie mogę i nie mam ci tego za złe. To ja jestem ci winna drobne wyjaśnienia, bo na dobrą sprawę sama byłam trochę nieosiągalna przez to halloween — w wiadomościach prawdopodobnie zrobiło się głośno na ten temat, ale ona nie śledziła na bieżąco informacji. Jej lekarstwem było odcięcie się od toksycznego tematu, bo wciąż na ramieniu siedział jej gostek o imieniu Trauma, co uparcie próbowała ignorować. — Trochę się działo to za mało powiedziane. Zostałam fałszywie oskarżona - zabawne, bo to nie pierwszy raz w życiu, chyba sprawiam złe pozory - w dodatku za coś absurdalnego, a w gratisie dostałam nockę w areszcie, więc to nie tak, ze ty mnie wystawiłeś, ale nie ważne… było minęło. Pozbędę się tej rany z czoła, która przypomina mi o wszystkim za każdym razem gdy patrzę w lustro i jakoś będzie — dodała i dopiero teraz zerknęła na alkohol, który jej wręczył.
— Wiem, że bardzo chciałam pianki, ale twój autorski pomysł podoba mi się w tej chwili o wiele bardziej — nie kryła swojej aprobaty co do jego wyboru i uznała, że trzeba wykorzystać jego strzał w dziesiątkę. — Napijesz się?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To samo mógł powiedzieć o niej - nie znał Ariel. Poznał jedynie jej imię, oraz kilka faktów, którymi zdecydowała się z nim podzielić, a o parę rzeczy - przy okazji innych tematów - dopytał sam, pociągając wątek dalej. Starał się jednak nie robić tego nachalnie i bynajmniej nie chciał być żadnym wścibskim natrętem, który bardziej wpisałby się w jakiegoś gościa poznanego na tinderze, a nie tego, którego spotkała w górach. Bardziej pasowała mu druga opcja... niestety, zarówno jedna, jak i druga... nieco mijała się z prawdą. To tylko imię; drugie imię, jakie postanowił jej podać, a w następstwie - ciągnąć tę farsę - identycznym podpisać się w randkowej aplikacji. Wiedział, że istnieje prawdopodobieństwo, że spotka na niej osoby, które znał, zatem i one kojarzyły jego - jako Blake'a, a nie Bruce'a. Już nawet dwie, czy trzy panie o to zapytały, a on poniekąd przedstawił prawdziwą wersję. Może było jeszcze zbyt wcześnie, aby Blake Griffith pojawił się w Seattle? Bruce, ktoś incognito - oczywiście jego zdaniem - miał większe szanse na poznanie nowych osób. Najdziwniejszym jest jednak to, że... sam nie wiedział, czy rzeczywiście tego chce. Nie zastanawiał się co będzie wtedy, gdy przyjedzie na ewentualne umówione spotkanie i przyjdzie jako on, a nie Bruce. Może powinien dać sobie spokój z tą aplikacją, albo ustawić prawdziwe dane, by uniknąć nieporozumień w przyszłości.
- Znajomy miał wziąć udział w jednej grze zespołowej, coś podobnego do... podchodów? - zaczął trochę niepewnie, bo w zasadzie sam nie wiedział na czym dokładnie miała ta gra polegać. Stanowił drużynę z kilkoma innymi osobami, coś zapewne było do wygrania, ale dowiedział się o tym, że zamiast kolegi to on ma wziąć udział w ostatniej chwili i nawet nie dopytał. - Właśnie w Halloween. Godzinę przed okazało się, że wypadło mu coś nagłego i potrzebował zastępstwa, by nie wystawić swojej ekipy. Dałem się namówić, podobno miało być świetnie - mruknął, po swoich słowach kpiąco unosząc brew i kręcąc głową. Już na samym początku, chwilę po wystartowaniu, wpadł do głębokiego dołka i skręcił kostkę, więc... tak, zabawa przednia. Później było więcej smaczków, gdy jedna z harcerek okazała się martwa, po chwili z kolejną zabłądzili, a dziewczyna została złapana przez psychopatycznego mordercę więc i ona skończyła martwa.
- Efekt końcowy wcale nie był zadowalający. - Machnął ręką (kiedy już oddał tequilę i mini-pianki), wskazując przy tym swoją twarz, a następnie wzrok kierując na stopę. A to jeszcze nie koniec historii, choć przy opowiadaniu... przyszło mu do głowy coś jeszcze. Nie zdążył jednak się tym podzielić, bo do ich dwójki dołączył ktoś jeszcze.
- Zwierzęta podobno potrafią wyczuć ludzi... - rzucił niepewnie, kładąc jeszcze dwie limonki gdzieś na stolik, czy też podając Ariel, jeśli zdążyła odłożyć wcześniejsze rzeczy. Ściągnął jeszcze kurtkę i pytającym spojrzeniem zapytał gdzie może ją odwiesić. - Skoro jeszcze mnie nie zjadł, to chyba możesz czuć się bezpiecznie - dokończył myśl, podchodząc do psiaka i przyglądając mu się przez chwilę. - Ciekawe imię - skomplementował, z uznaniem kiwając głową.
Po tym, jak usiadł na kanapie, Darling nawiązała do tematu wyjaśnień, więc zmarszczył czoło z konsternacją i w ciszy wysłuchał tego, co miała do powiedzenia.
- Ma to jakiś związek z tym? - zapytał, unosząc dłoń i wskazując coś w okolicach swojego czoła, lecz mając rzecz jasna na myśli jej ranę, na której skupił swoje spojrzenie. A co do fałszywych oskarżeń... cóż, miał w tym wprawę, więc odruchowo uśmiechnął się w kwaśny, dość nieprzyjemny sposób.
- W takim razie łączy nas więcej, niż myślałem - skwitował, dodając do swoich słów lekkie wzruszenie ramionami. A co do alkoholu - potwierdził skinieniem głowy; przyjechał uberem, więc tak samo mógł wrócić do siebie, nie ograniczał go żaden własny środek transportu. Karawanem wolał do niej nie przyjeżdżać, a motocykl zasłużył na chwilę odpoczynku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Darling miewała dni w których mówiła wiele nie zastanawiając się nawet nad tym, czy ktokolwiek chciał o tym wiedzieć, a tym bardziej nie czekając, aż ktoś zapyta o szczegóły. Zazwyczaj miało to miejsce wtedy, gdy kogoś zdążyła już nieco lepiej poznać i czuła się swobodnie; nie często działo się tak przy kimś obcym, ale zdarzało się i tak. Nie miała w zwyczaju zrzucać na przypadkowych ludzi swoich spraw - czy to radosnych, czy problematycznych, ale jak ktoś sam dopytywał o szczegóły jeśli tylko miała ochotę wyrzucała z siebie całą prawdę, bo nigdy nie tolerowała kłamstwa. Jeśli jednak zwykłe zainteresowanie przeradzało się w wścibskie parcie w poszukiwaniu newsów z jej życia - traciła cierpliwość, a ironia czy drobne kłamstewko czasami brało górę nad wymownym milczeniem, które bez wątpienia było najlepszym wyjściem z takiej sytuacji. Bruce’a nie znała prawie w ogóle, a jednak podała mu swój adres, zaprosiła do środka i zdecydowanie nie zamierzała milczeć biorąc pod uwagę to, że wiele powiedziała już na wstępie. Czy stanowił wyjątek od reguły, w której zazwyczaj się odnajdywała? Czy może ten jeden ratunek i kilkanaście wymienionych wiadomości wystarczyło, bo poczuła się swobodniej? Na pewno nie zamierzała roztrząsać tego w tej chwili i najprawdopodobniej później też tego nie zrobi. Płynęła z prądem.
Twój znajomy chyba miał szczęście, co? — zapytała z nieznacznym uśmiechem malującym się na jej twarzy. Niewiele wiedziała o wydarzeniach jakie dotknęły jego podczas Halloween, ale wystarczyło połączyć wszystkie drobne informacje i gesty, by zorientować się, że i u Blake’a zadziało się coś niedobrego. Ba! Nawet nie wiedziała, że o wiele gorszego. — W odróżnieniu do ciebie — zauważyła wbijając na krótko swój wzrok w ranę, która zdobiła jego twarz. — Jakby nie było mamy podobną pamiątkę z Halloween, to prawie jakbyśmy się wtedy spotkali — zażartowała posyłając mu krótki i rozbawiony uśmiech.
Spoważniała dość nagle słysząc wzmiankę o psie i wyczuciu jakim podobno szczycą się te zwierzęta. — Słyszałam o tym, ale nie wiem ile w tym prawdy… dowodów jest wiele, a później i tak wszystkie szlag trafia jak taki pies zostaje porzucony przez właściciela w środku lasu i zużywa wszelkie siły ruszając w pogoń za takim “panem” od siedmiu boleści, który właściwie jest zły, skoro porzucił swoje zwierzę w taki sposób — to co mówiła wydawało się jej logiczne, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że dostała dość mocno w głowę podczas Halloweenowej nocy i jeszcze nie zrobiła sobie żadnego prześwietlenia, a głowa nieustannie pobolewała. — Nieważne, mam nadzieje, że ten malec faktycznie potrafi wyczuć kogoś złego, bo odnoszę wrażenie, że przyciągam takich ludzi jak magnes — pominęła już fakt, że pies był aktualnie na takim etapie rozwoju, że sprzedałby chyba nawet swoją panią za odrobinę pieszczot i zabawy, która była priorytetem w jego ocalonym życiu.
Po swojej opowieści dotyczącej nocy w psychiatryku sięgnęła po limonki i zniknęła na chwilę w kuchni, by przygotować wszystko do popijania tequili. Przekroiła limonki, wyciągnęła sól i szkło, a następnie z tacką wróciła do salonu zasiadając na kanapie i napełniając ich kieliszki.
— Od tego się zaczęło — przyznała, kiedy zapytał o jej ranę. — Później straciłam przytomność, a później obudziłam się w scenografii rodem z horroru — przyznała podając mu połówkę limonki do ręki, swoją część też wzięła i przesunęła po niej palcem zwilżając go. Jej zaczerwienione od wiązań nadgarstki wciąż pobolewały podczas ruchów, ale problematyczne miejsca całkiem dobrze ukrywała jej koszula… przynajmniej przez większość czasu. Posoliła zwilżony limonką palec i uniosła kieliszek trzymany w drugiej dłoni. — W takim razie wypijmy za nasze podobieństwa, może odkryjemy ich więcej — zaproponowała, a po chwili zlizała sól, opróżnić kieliszek i sięgnęła po limonkę. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz piła w ten sposób tequilę.
— Jak właściwie nabawiłeś się tego — spojrzała znacząco na jego ranę — i tego? — dodała wskazując na jego skręconą kostkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewiele ponad trzy miesiące - tyle czasu minęło od jego wyjścia na wolność i powrotu do Seattle. Miasta, któremu - jak wielokrotnie usłyszał od różnych ludzi - było lepiej, kiedy pozostawał za kratami. Na początku przyjmował to z pozornym spokojem, zagryzając mocno zęby i nie dając po sobie poznać, że... trochę jest rozdarty. Z jednej strony nie mógł nie rozumieć ich toku myślenia, nawet jeżeli bardzo chciał - posłać w ich stronę wiązankę cierpkich słów, nieprzyjaznych określeń, warknąć, że się mylą. Czy również bez emocji podszedłby do skazanej osoby, która po długim procesie, apelacji, plotkach krążących dookoła tematu, wyszła na wolność? Zapewne miałby dylemat: czy faktycznie była niewinna, czy wreszcie udało się wygrać z systemem. Druga strona jego podejścia i odbioru sytuacji nie była taka łaskawa dla innych ludzi, szczególnie, kiedy myślami wracał do swojego życia przed więzieniem. Wtedy bez krótkiego zwątpienia, mógł przyznać, że... był dobrym człowiekiem. Często przedkładał dobro innych ludzi ponad swoje, jak i poświęcał wolny czas, aby pomóc kiedy ktoś tego potrzebował, a on wiedział, że sobie poradzi, zatem nie było problemem. Skąd w takim razie wzięło się stwierdzenie, że lepiej tu było bez niego? Może już niedługo, bo aktualnie - chyba jak nigdy dotąd - potrzebował krótkich wakacji. Kilku dni, może tygodnia, musiał tylko poczekać aż wróci do formy.
- Muszę przestać chodzić na imprezy, które wybierane są przez moich kumpli - zauważył, a na potwierdzenie kiwając głową. - Słyszałaś o festiwalu w sierpniu? Tych eko-terrorystach? - zapytał, utrzymując pytające spojrzenie na poziomie jej oczu. Nie czekając na odpowiedź, ale jednocześnie mając nadzieję, że o tym słyszała, aby nie musiał opowiadać o podpalonej scenie, wariatach, którzy chodzili z podczepioną atrapą materiałów wybuchowych, ani innych nieprzyjemnościach, kontynuował.
- Tam też byłem. - W geście bezradności rozłożył ręce na boki. Wtedy na szczęście chcieli go tylko pobić, tym razem było gorzej, bo dodatkowo wylądował (znów) na posterunku w postaci oskarżonego. Gdy padł temat blizny, wyraz jego twarzy rozpogodził się (choć to akurat mało pozytywna sprawa, ale w kontekście brzmiało zdecydowanie lepiej), a Griffith skinął potakująco głową.
- Dlatego nie mam psa. Nie wiem, czy miałbym wystarczająco czasu, by o niego zadbać -
wyjaśnił, zgodnie z tym, jak samemu uważał. Przez chwilę się nad tym zastanawiał - jeszcze w lipcu, kiedy jego nowy dom wydawał się zaskakująco duży i tak samo pusty. Oczywiście, chciał tej przestrzeni, która była miłą odmianą od szarej celi, w której odbywał swój wyrok, lecz przeskok był... spory. Później wpadł w wir remontów, nowej pracy, gdzieś między tym pojawiła się Lunarie (która później zniknęła, a on naiwnie myślał, że wróciła do Europy) i czas leciał.
- Domyślasz się dlaczego? -
Uniósł brew, odrobinę poważniejąc. - Może ty jesteś za dobra, więc natura szuka skrajności, by zachować równowagę - mruknął niby na serio, ale szybko jego usta ułożyły się w krótkim uśmiechu. Bo chyba nie nawiązywała do tego, że i on był tym złym? A może...?
- To miały być zwykłe podchody, gra w drużynach, ale z czasem i u nas powstała scenografia rodem z horrorów - zaczął, odbierając od niej zarówno limonkę, jak i kieliszek z tequilą. - Gra wymknęła się spod kontroli, kiedy okazało się, że na teren organizatorów zabawy wkradło się dwóch morderców i chcieli nas wyeliminować. Chyba dwóch. - W ostatnim zdaniu nie było zbyt wiele pewności, ponieważ nadal nie wiedział ilu faktycznie tych szaleńców było i czy każdy z nich odpowiedział za swoje czyny. Jeden był martwy; załatwił go funkcjonariusz, a drugiego zabrali na posterunek.
- Zgarnęli mnie i jeszcze jednego chłopaka, kiedy próbowaliśmy obezwładnić jednego z nich, a ten w odwecie próbował całą winę zrzucić na nas - powiedział, następnie przechylając kieliszek i po nim przykładając do warg kwaśną limonkę.
To nie był dobry pomysł, by tak to rozegrać, ale... i tak postanowił to zrobić. Cóż, zawsze będzie mógł powiedzieć, że ją ostrzegał, gdyby los postanowił kiedyś skrzyżować ich drogi ponownie...
- Dużo osób tam wtedy było, na komisariacie -
nawiązał nagle do tej feralnej nocy. - Jeśli kiedyś usłyszysz, że siedziałem w więzieniu za morderstwo, to się nie zdziw. - I... bynajmniej nie miał zamiaru dodać, że siedział. Dwukrotnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Większość ludzi żyje w przeświadczeniu, że wie lepiej. Tacy ślepo zapatrzeni w swoją rację są w stanie odrzucać każdy fakt, który by ją obalił. Bronią się zaciekle jakby walczyli o życie, a twarde argumenty rzucane w nich to syzyfowa praca. Szkoda na takich tracić swoją cierpliwość i szargać nerwy. Po prostu nie warto. Ariel - może nie tak dobitnie jak ktoś niesłusznie skazany - zdążyła się przekonać, że nie wszystko jest czarne albo białe; że niekiedy w tym skomplikowanym świecie można stracić z oczu kolory i w rezultacie tak też może się niektórym wydawać; że sprawiedliwość często jest mierzona pieniędzmi, a nie prawdą; że miłość ojców jest dla wybranych, że nie wszystko jest dla wszystkich. Nie należała do osób myślących zerojedynkowo, ba! Nie rozumiała i nie tolerowała takiego myślenia, bo brakowało w nim miejsca na sensowną dyskusję. Może nie była nigdy skazana i doświadczenia Bruce’a były jej obce, ale mając styczność z taką osobą prawdopodobnie miałaby podobny dylemat: czy to niewinność czy może pieniądze lub szczęście? Coś jednak łączy oba scenariusze - niesprawiedliwość, bo niesłusznie skazanemu nikt nie zwróci wcześniej odebranej wolności, a zbrodniarzowi nikt nie zarzuci kary, która się mu należy. Ariel tak samo jak inni była tylko człowiekiem zdanym na system, który przeważnie nie działał poprawnie, ale rzecz w tym, że no właśnie… była tylko człowiekiem - omylną istotą, więc system stworzony przez ludzi sam w sobie też nie mógł być nieomylny. Zdawała sobie sprawę, że nie jej oceniać innych, tym bardziej jeśli kogoś nie znała. Uwielbiała to, że nie była wszechwiedząca, bo właśnie to pozwalało jej poznawać wszystko i wszystkich od podstaw, dawało szansę na wycofanie się lub zagłębienie w rozmowie, mogła ryzykować lub odpuścić, choć do tego pierwszego miała słabość, a drugie ja odrzucało. Może też dlatego często zgłębiała tematy niewygodne, bo sama nie należała do osób wygodnych czy właśnie zerojedynkowych.
Przytaknęła lekko, bo słyszała jakieś krótkie informacje o festiwalu w sierpniu, a gdy tylko przyznał, że i w nim brał udział pokiwała głową z niedowierzaniem i posłała mu rozbawiony uśmiech. — Ja na twoim miejscu zastanowiłabym się czy w ogóle nazywać ich kumplami — stwierdziła żartobliwie. Skoro pomysł wychodził od niech to albo byli złośliwi albo pechowi, choć to drugie równie dobrze mogło być domeną Bruce'a.
— Całe życie wychodziłam z podobnego założenia, więc rozumiem cię bardzo dobrze — przytaknęła z lekkim uśmiechem, ale szybko westchnęła dość bezradnie rozkładają przy tym ręce — ale nawet nie wiem kiedy ten gość dał porządnego kopa mojej kluczowej zasadzie, że psa przygarnę dopiero na starość, jak już nie będę mieć sił podróżować po świecie. Po prostu się pojawił, oczarował… jeszcze tak łatwo się w życiu nie dałam — żartowała w najlepsze ale to nie jej wina, że szczeniak jako pierwszy skradł serce Ariel — no i nie dał mi szansy na obronę — wzruszyła ramionami obojętnie, bo w zasadzie jej to nie przeszkadzało. Czuła się dobrze z tym, że miała go u swojego boku, choć trwało to naprawdę krótko i jeszcze nie miała okazji z nim gdzieś wyjechać była przekonana, że podróżowanie z psem nie mów być aż tak trudne jak zawsze się jej wydawało. Poza tym miło było zwalić na kogoś winę swojego przedłużającego się pobytu w Seattle.
— To brzmi sensownie — przytaknęła zastanawiając się nad tym przez chwilę. Była dobra. Jest. Może nie należała do tych osób, które aktywnie udzielają się w zbiórkach, wolontariatach i głoszą dobre słowo roztaczając wokół siebie cukierkową aurę szczęścia i słodyczy, ale tak - uważała się za dobrą. — Chyba, że karma musi wyrabiać normę już teraz za moje działania z przyszłości, bo kto wie… może uczynię coś okrutnego — to już mniej prawdopodobny scenariusz, ale zawsze wygodniej jest zwalić coś na karmę, a nie wybitnego pecha lub samodzielnego pakowania się w kłopoty. Na dobrą sprawę jak miała wybór padało na opcję związaną z ryzykiem, więc może sama sobie była winna?
— Dwóch morderców? — czemu była zaskoczona skoro mówili o śmierci podczas zabaw halloweenowych? Może dlatego, że wciąż nie zorientowała się zbyt dobrze w tym co wydarzyło się w opuszczonym psychiatryku, a co dopiero w innych miejscach. — U nas zaginęły dwie osoby, ale finalnie nie wiem co się z nimi stało. Mam nadzieję, że żyją — przyznała, a na jej twarzy malowało się niedowierzanie. — Ja z jedną dziewczyną wpadłyśmy na psychicznego i cuchnącego starca. Byłam pewna, że to część zabawy - w końcu byłyśmy w psychiatryku, a później straciłam przytomność. Obudziłam się przebrana w strój pielęgniarki — przyznała, a lekki grymas pojawił się na jej twarzy. Fakt, że ktoś w ogóle ja przebierał, gdy była nieprzytomna przyprawiał o gęsią skórkę. Szczególnie, że była przeczulona na punkcie dotyku bez jej zgody mając za sobą złe doświadczenia z Los Angeles. — …w dodatku uwiązana do krzesła. Reszta nie ma większego znaczenia, ale policja weszła do budynku w chwili, gdy nastąpił zwrot akcji i uwolniłyśmy się z krzeseł broniąc przed tym psycholem. W rezultacie zostałyśmy zatrzymane i oskarżone o atak na starca - jakby nie było - oderwanego od rzeczywistości. Całą noc czekałam, by się z tego wytłumaczyć — bo zawsze było coś ważniejszego do zrobienia; w sumie nic dziwnego bo dla policji to była szalona noc, ale i tak nie w takim stopniu jak dla uczestników morderczych zabaw.
— Czasami zastanawiam się czy coś może mnie jeszcze zdziwić po tym wszystkim — odparła na jego słowa i z lekkim uśmiechem przyjmując jego 'ostrzeżenie', którego nie wzięła zbyt poważnie do siebie. Jej stwierdzenie też należało traktować z przymrużeniem oka, bo prawdopodobnie świat zaskakiwać będzie ją jeszcze wielokrotnie, ale w danym momencie żyła świeżymi zdarzeniami i przeświadczeniem, że już gorzej chyba być nie może.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poznali się w złym momencie, a on podjął nieodpowiednie działania, które - wtedy - wydawały mu się słuszne. Teraz... nie był taki pewien. Profil na tinderze oznaczony drugim (a nie pierwszym, bardziej medialnym i prawdziwym) imieniem, dodatkowo kazał mu brnąć w tę mistyfikację. Starannie dokładał do niej kolejne cegiełki, aby budowla (pozornie) była solidniejsza, dłużej stała, nawet pod naciskiem bystrego spojrzenia pogodynki. Z drugiej strony był na siebie zły - że od razu nie przedstawił się jako Blake Griffith, a blondynka zadecydowałaby, czy zamierza wrócić z nim, czy poczeka na pomoc kogoś innego. Niestety - a może stety? - coś kazało mu skłamać, nie naprawiając tego niedomówienia przy pierwszej możliwej okazji. Nie poprawił się i teraz, a zamiast tego dodał wymówkę, dające mu więcej czasu, w razie, gdyby dowiedziała się, że jest tym mężczyzną, który siedział pięć lat w więzieniu za potrójne zabójstwo. Wyszedł, został uniewinniony - ale nie mógł przewidzieć, czy w jej jasnych tęczówkach zobaczyłby poparcie dla tego orzecznictwa, czy wręcz przeciwnie. Stąd te stety - bo ich nikła znajomość mogłaby już wtedy zostać skazana na niepowodzenie i umrzeć śmiercią naturalną. A tak...
Miał jeszcze chwilę.
Lubił jej słuchać. Tembr jej głosu naciskał na zapomniane struny jego - wydawałoby się - pogrzebanych emocji i wspomnień, choć zupełnie nie rozumiał jak to robiła. To tylko głos; dźwięki posyłane w eter, które przyswajał i łączył z czymś znajomym w innym życiu. Cholera, musiał przestać zwracać na to uwagę.
Musiał, ale dlaczego nie do końca potrafił?
- Nie było mnie przez kilka lat w Seattle, szkoda byłoby stracić znajomych, którzy pomimo upływu czasu i odległości, nadal nimi zostali - odpowiedział, sięgając po alkohol, którym uzupełnił ich puste kieliszki. - Muszę najpierw zdobyć nowe znajomości, wtedy nad tym myślę - dodał szybko, aczkolwiek w jego głosie można było dosłyszeć rozbawienie. Pomimo tego, iż ewidentnie żartował i nie zamierzał nikogo skreślić, to i tak zmierzył Darling wzrokiem, który mógł sugerować, że jej rozważa jej osobę na stanowisko kogoś znajomego. Zdecydowanie kumplem nie mógł jej nazwać, ale...
...w tym momencie przerwał mu dźwięk tindera. Czy to była nowa wiadomość, super-like, a może przesunięcie w prawo? Przelotnie spojrzał na odłożony wcześniej na stolik telefon i pokręcił głową, a jego wargi ułożyły się w krótkim, nieco niezręcznym uśmiechu.
- Taa. Mówiłem o nowych znajomościach, ale to nie było zaplanowane - rzucił, unosząc jedną dłoń w geście kapitulacji, a drugą chwytając smartfona, jednak bynajmniej nie po to, aby sprawdzić powiadomienie, a wyciszyć dźwięki i odłożyć go ekranem na stolik. Teraz nie powinien przeszkadzać.
- Zaskocz ją - stwierdził nagle, podsuwając jej kieliszek z tequilą i biorąc również swój. - Zrób dla odmiany coś... nieodpowiedniego. Coś, czego konsekwencje mogą być rożne. Karma też nie może mieć za nudno - oświadczył z przekonaniem, poniekąd sprawdzając ją i dając wyzwanie, ale też nie wiedząc czego może się spodziewać. Zdecydowanie je odrzuci? Skorzysta z pomysłu? Otaksował ją wzrokiem z uwagą, dodając do tego uniesioną z zaciekawieniem brew. Nie, przed kilkoma minutami powiedział, że jest dobra. Nadal miał takie zdanie. Najwyraźniej sam był bardziej zdeprawowany niżeli sądził, skoro namawiał ją do złego (nie do końca, ale jednak). Przechylił kieliszek i w ciszy posłuchał streszczenia z jej przeżyć w Halloween, które... również były intensywne. Wymamrotał ciche woah, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową, ale coś innego również przyszło mu na myśl.
- Strój pielęgniarki chyba nie był tym, w który zamierzałaś być przebrana? - zapytał, opierając spojrzenie na jej oczach. Szkoda, że nie udało im się wtedy spotkać, bo naprawdę zaintrygowała go swoimi podpowiedziami odnośnie wybranego przebrania, a nie dowiedział się czym było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet gdyby wtedy podał swoje prawdziwe imię jej decyzja i tak podjęta zostałaby w podobny sposób, bo na dobrą sprawę nie zdawała sobie do końca sprawy kim jest Blake Griffith. To zestawienie słów obiło się jej o uszy, ale nigdy nie skupiła na nich należytej uwagi, a tym samym nie wiedziała z kim naprawdę miała do czynienia. Jak potoczyłyby się losy, gdyby miała pełną świadomość jaką drogę przeszedł i dlaczego jego imię znane przez większość ludzi w Seattle? To tylko gdybanie, bo on zadecydował inaczej. Czy dobrze? Raczej nie w odniesieniu dla Ariel, która ceniła sobie szczerość, a nie zakłamanie. Łatwo mógł stracić w jej oczach, bo skoro kłamał to czy miał do tego jakiś solidniejszy powód? Czemu zataił swoje prawdziwe imię przed kimś kto nawet go nie rozpoznawał w pierwszym kontakcie? Czemu w dalszym ciągu pozwalał jej wierzyć w to kłamstewko, które przybierało na sile z każdym kolejnym dniem znajomości? Wybieganie w przyszłość, podobnie jak niespełnione scenariusze, nie ma większego sensu bo i tak niczego to nie zmieni. Liczy się teraźniejszość, a w niej znany jest jej jako Bruce - ten sam, który pomógł jej na górskim szlaku, ten sam który najwyraźniej podobnie jak ona nie miał najlepszego Halloween.
— Właściwie to całkiem dobra wymówka — przytaknęła, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. — Moje znajomości z Nowego Jorku po upływie lat z dala od tego miasta mocno się wykruszyły, gdybym miała tam wrócić pewnie zliczyłabym ich na palcach jednej ręki — przyznała, rozumiejąc co miał przez to na myśli. Nie wiedziała tylko jednego. — Podróżowałeś czy przeprowadziłeś się na jakiś czas w inne miejsce? — zapytała bez ogródek. Zrodziła się w niej czysta ciekawość i nie przypuszczała, że jego odcięcie od Seattle wiązało się z więziennymi kratami. Nim zdążył odpowiedzieć roześmiała się lekko sięgając po napełniony wcześniej przez niego kieliszek. — Czy poszukiwanie nowych znajomych miałeś już na myśli w chwili, kiedy mnie uratowałeś? Bo może właśnie się okazało, że miałeś ukryty motyw ratując moje cztery litery? — zażartowała, gdy tylko dostrzegła jego znaczące spojrzenie wyłapując sugestię.
Dźwięk tindera sprawił, że tym razem to ona spojrzała na niego wymownie. — Może nie było zaplanowane, ale czy to przypadek? Może znak, że z tymi nowymi znajomościami nie będzie wcale tak ciężko — wyraziła głośno swoje myśli uśmiechając się przy tym lekko, jednak kolejne słowa wprawiły ją w niemałe zaskoczenie, więc uśmiech spełzł z jej twarzy ustępując zamyśleniu.
— Zaskoczyć karmę... To w ogóle możliwe? — zapytała nie będąc przekonaną co do tego pomysłu. Zapewne dlatego, że żadna szalona realizacja tego planu - jak na złość - nie zagościła w jej głowie. — Nie powiem, brzmi to intrygująco — przyznała wciąż uporczywie się nad tym zastanawiając — ale nie przychodzi mi do głowy nic odpowiednio nieodpowiedniego — wyznała ostatecznie wzruszając bezradnie ramionami i wtedy… — Chyba, że... — spojrzała na niego z zaciekawieniem — ty masz jakiś pomysł? — może faktycznie była za dobra by wymyślić sobie coś nieodpowiedniego na taką skalę, by zaskoczyć karmę. Oczywiście jej zaangażowanie w ten plan trzeba było przyjmować z przymrużeniem oka, bo daleko jej było do niebezpiecznego igrania z losem. Pomimo tego i tak była ciekawa, czy coś jej zaproponuje. Opróżniając kolejny kieliszek odłożyła go na stół nie zamierzając się spieszyć z kolejnym, bo w takim tempie wieczór mógłby skończyć się zbyt szybko.
— O nie, zdecydowanie nie zamierzałam być pielęgniarką — przytaknęła, a kącik jej ust uniósł się do góry. — Choć muszę przyznać, że miało to coś wspólnego z medyczną stroną mocy — i sporą ilością różu, o czym zdążyła go poinformować. W rezultacie domysłów mogło być wiele szczególnie biorąc pod uwagę kolorystykę, ale czy którykolwiek był właściwy? — Uwieczniłam swoją charakteryzację na zdjęciu — poinformowała, ale nie sięgnęła od razu po telefon. Gdyby jednak chciał mogła mu pokazać to w takiej formie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaplątał się w tej sieci tkanej z kłamstw i tym samym odciął sobie drogę powrotu, której teraz nie potrafił (a może nie chciał?) dostrzec. Nie widział innej możliwości niżeli brnąć w to dalej - trzymać się przedstawionej wersji, pomimo tego, iż miała wiele mankamentów. Liczyło się bardziej to, że aktualnie blondynka nie słyszała fałszywych tonów w całości, więc dlaczego miał martwić się przyszłością? Dlaczego w zasadzie miało mu zależeć, aby myślała o nim inaczej, niż większość nieznajomych (dla niego, choć oni go kojarzyli) ludzi mijanych w pierwszych tygodniach od wyjścia? A może po prostu liczył, że ma szansę na świeży, nowy start - czysto egoistycznie, trochę z ciekawości. Mógłby być dla kogoś jakimś Bruce'em, a nie głównie jawić się jako Blake Griffith, uniewinniony były więzień, osoba oskarżona o potrójne morderstwo.
Nie mógł wiedzieć, że ujawnienie jej prawdziwych danych wcale by mu nie zaszkodziło. Zaszkodzi zaś, bez wątpienia, prawda.
- Nie pasujesz do Nowego Jorku - rzucił nagle, mrużąc przy tym nieznacznie oczy. - Może jako zaciekawiona migoczącymi światłami w tej betonowej dżungli turystka, ale nie mieszkanka Wielkiego Jabłka. - Był w NYC kilkukrotnie, na początku z rodzicami, raz ze znajomymi z uczelni, kiedyś wybrali się razem z Ivory na wycieczkę na przeciwne wybrzeże. Nie mógł zaprzeczyć, że w tym mieście bez wątpienia była jakaś magia; miks kultur, którego aż tak widocznie nie można dostrzec w wielu amerykańskich miastach, ras, wyznań, architektury. Bogaty Manhattan (chociaż on wolał Brooklyn) mógł stanowić wizytówkę, zaś niebezpieczne Bronx migać jako znak ostrzegawczy. W jego Los Angeles również widać było wielkie skrajności - między bogactwem, a biedotą i ludźmi mieszkającymi na ulicach; niektórzy chodzili z głową w chmurach, inni kroczyli pewnie, wspinając się na szczyty Hollywood, gdzie nadal do tych chmur było im daleko, a bliżej do osiągnięcia innych celów. Blake chciał być chyba gdzieś pomiędzy - mieć w sobie wciąż (kiedyś, nie teraz) lekkość, świeżość i optymizm, a przy tym wyróżniać się uporem, konsekwencją i działaniem. Pogoda grała ważną rolę, ponieważ Nowy Jork i w tym był bardziej kapryśny, a do tego w zgiełku i tętniących życiem ulicach, brakowało mu... no właśnie, życia. Nie wykluczał, że błędnie utożsamiał to miasto z wyścigiem szczurów; może kiedyś zmieni zdanie.
- Widziałbym cię gdzieś w Arizonie. Może Sedona - zastanowił się - byłaś tam kiedyś? - Uniósł pytająco brew, przypominając sobie miejsce, które zawsze chciał odwiedzić. - A może Luizjana i Nowy Orlean - dodał po chwili, taksując blondynkę wzrokiem. Druga myśl pojawiła się nagle i spontanicznie... lecz czy na pewno? Nie od dziś wiadomym było, że Nowy Orlean kojarzono z duchami, a jak pierwszy raz ją zobaczył, coś w jej obliczu (i ten głos...) przywiodło mu na myśl... Ivory.
- I to i to - odpowiedział - przez jakiś czas nie umiałem znaleźć sobie miejsca, a do tego byłem trochę zależny od innych osób. - Mógłby dodać, że w tej podróży, ale to chyba wynikało z siebie, a nie chciał nazywać paru zmian miejsc odsiadki podróżą. Potem byłoby mu ciężko optymistycznie spojrzeć na ten zwrot, bez kojarzenia go z więzieniem.
- Wtedy miałem kiepski dzień - przyznał bez ogródek, dodając do tego pojedyncze wzruszenie ramionami. - I gdyby nie to, że jakaś nieznajoma skręciła kostkę, pewnie trzymałbym się z dala od ludzi - oznajmił prześlizgując spojrzenie na jej stopę, a potem swoją. Tym razem to on, niestety, nabawił się takiej kontuzji i musiał ograniczyć wszelkie aktywności fizyczne, do których był przyzwyczajony.
- Sugerujesz, że powinienem spojrzeć kto to i się umówić? - zapytał, wyciągając rękę przed siebie, ale nie sięgnął po telefon, a po kieliszek, by opróżnić go razem z nią.
Kolejne pytanie Darling wymagało krótkiego namysłu. Sam nie wiedział, czy da się to zrobić - karma podobno się nie myliła i obdarowywała ludzi tym, na co zasłużyli, albo jak stwierdzili w przypadku kobiety - była zbyt dobra, więc trzeba było znaleźć (nie)zdrową równowagę, podkładając jej kłody pod nogi.
- Spróbujmy. - Pokiwał głową na potwierdzenie. - Co nam szkodzi zrobić Halloween dziś? Nie wiem, czy takie przebieranki są odpowiednie na inne dni, ale myślę, że to choć trochę mogłoby zaskoczyć... wszystkich. - Uśmiechnął się pod nosem i zadarł wyżej podbródek, tym samym posyłając jej wyzywające spojrzenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kłamstwo to podstępne narzędzie, które niewłaściwie używane może przyczynić się do tego, że osoba, która się na nie zdecydowała sama może stać się jego ofiarą. Czy Blake nią będzie? Cóż, stwierdzenie kłamstwo ma krótkie nogi nie wzięło się z niczego. Dzisiejsze spotkanie choć zbudowane na kłamstwie przebiegało spokojnie i nic nie zwiastowało tego, by w najbliższym czasie cokolwiek miałoby ulec zmianie. Czy na koniec dnia wciąż będzie dla niej Bruce’em?
Nie? — zaskoczona nie była w stanie zatrzymać tego pytania i z zaciekawieniem wbiła w niego swoje spojrzenie. Dociekliwość iskrzyła się w jej oczach, kiedy wsłuchiwała się w jego kolejne słowa. Skąd to zaskoczenie? No właśnie… — Przeważnie słyszę coś zupełnie innego i najczęściej myślę sobie: tak mało o mnie wiesz — wtedy też zastanawiała się, czy ludzie mają w zwyczaju staranie, by się przypodobać rozmówcy? Czy sam fakt wychowywania się w Nowym Jorku musiał świadczyć o tym, że do niego pasowała? Niekoniecznie. Ariel wciąż nie znalazła własnego miejsca, a przynajmniej w takim przekonaniu żyła. Seattle wciągnęło ją z zaskoczenia, ale była tu zbyt krótko by cokolwiek stwierdzić, a poza tym uważała, że jeszcze zbyt mało widziała na tym świecie. Nie lubiła się ograniczać, głównie dlatego, że była przekonana o tym, że świat ma o wiele więcej do zaoferowania. W Nowym Jorku znalazła się i wychowała tylko dlatego, że to było miasto jej mamy. Ona je czuła całą sobą, a Ariel zaledwie (a może aż) lubiła je. Nie, można śmiało stwierdzić, że na swój sposób je uwielbiała. Niewątpliwie miało ono szczególne miejsce w jej sercu, do którego mogła wracać i kochała to robić, ale żeby tam spędzić resztę swojego życia? Nie, tego już nie czuła.
Arizona… no tak — przytaknęła — jest gdzieś na mojej - zresztą dość obszernej - liście miejsc do zwiedzenia. W Sedonie podobno nie brakuje ciekawych szlaków do wędrówki, ale jeszcze nie miałam okazji się przekonać. Myślisz, że mają tam swojego lokalnego Bruce’a, ratownika ofiar zalegających na szlakach? Może powinnam zapewnić sobie własnego nim gdziekolwiek się ruszę — zażartowała wciąż mając w pamięci pomoc jaką otrzymała z jego strony. Słysząc kolejną propozycję nie mogła powstrzymać tajemniczego uśmiechu. — Do Nowego Orleanu z pewnością jeszcze wrócę — bo tak, miała okazję już go odwiedzić i zaliczało się to do tych całkiem świeżych podróży. Będąc właśnie tam uświadomiła sobie jak bardzo potrzebuje odskoczni od Los Angeles. To właśnie tam plącząca się w jej głowie myśl o tym, by odszukać ojca, nagle się ożywiła.
Przytaknęła na jego odpowiedź. — Ja wciąż nie mogę go znaleźć… choć wiem, że znalezienie stałej pracy w Seattle, kupno domu i przygarnięcie psa przeczy temu wszystkiemu — a może ona usilnie sobie zaprzeczała. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że czuje się tu po prostu dobrze. Ciężko było jej przyjąć, że to miejsce jest z dala od rozgrzanego piachu i szumu fal, które za każdym razem przyprawiało jej serce o drobne palpitacje.
Szczęściara ze mnie — odparła żartobliwie, a jednak było w tym ziarenko prawdy. Nie musiał jej pomagać, mógł wykazać się całkowitą obojętnością i ignorancją, a później uznać, że miał zły dzień i tyle. Może ich drogi ponownie by się nie połączyły, a nawet jeśli to prawdopodobnie nie byłaby tego świadoma, skoro nie miałaby okazji poznać go w górach. Gdyby wpadli na siebie w późniejszym czasie w Seattle może nie poznałaby wcale Bruce’a, a właśnie Blake’a i cała ta znajomość wyglądałaby inaczej? To tylko gdybanie, do którego sama zainteresowana nie miała dostępu. Poznała go od tej strony, którą chciał jej pokazać… szkoda tylko, że to nie ta właściwa. Nie ta prawdziwa.
Sugeruje, że właśnie pojawiła się jakaś opcja nowej znajomości, ale wykorzystać szansę możesz później. Najpierw popracuj nad tą w toku — dodała pewnie posyłając mu rozbawiony uśmiech. Rzecz jasna miała na myśli siebie.
Halloween? — początkowe zaskoczenie przerodziło się w ciche przytaknięcie. — Myślę, że to nawet ciekawy pomysł — nieplanowany i zaskakujący, wymagający odrobiny zaangażowania i czasu, ale tego im raczej nie brakowało. — Mam już nawet pomysł na kostium — przyznała tym samym odrzucając szansę na przywrócenie do życia tego z halloween spędzonego w opuszczonym psychiatryku. — Tego niestety już nie odtworzę, — wyjaśniła podając mu telefon, by pokazać to czego przez niefortunne wydarzenia nie miał okazji zobaczyć — bo ubranie zaginęło podczas tamtej nocy, a makijaż jest zbyt czasochłonny, ale… — machnęła ręką jakby to nie miało większego znaczenia i polała im kolejny kieliszek tequili wznosząc go do góry lekko. — To jak? Działamy? — jej nie trzeba było zbyt długo namawiać do takich spontanicznych akcji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ludzie kłamali, tak już było. W odpowiedzi na zwykłe, prozaiczne pytania: co słychać, wszystko w porządku? Często odpowiadało się, że tak, jest świetnie, za przelotnym, niby-szczerym uśmiechem kryjąc, jak bardzo poczucie stabilności wymyka nam się z rąk i rozpada przy pierwszej próbie złatania go. Nieszczere komentarze bombardowały nas zewsząd - nagłówków gazet, internetu, telewizji. Niejednokrotnie przyłapał na kłamstwie swoich bliskich (wciąż nie zdobywając się na odwagę, aby porozmawiać z mamą o jej rzekomym skoku w bok), kolegów z celi, czy więzienia. Miał ochotę przewrócić oczami i parsknąć, gdy ze skupieniem słuchał zeznań na sali sądowej. Oszukiwanie nie było niczym ani nowym, ani niespotykanym, co jednak nie znaczyło, że nie sprawiało bólu. Blake... nie uważał, że każde było tak samo złe, a swoje własne umieściłby gdzieś stosunkowo nisko w skali zawinienia, o ile taka by istniała. Jednak, wciąż, okłamał ją, a temu nie dało się zaprzeczyć.
- Przed przeprowadzką mieszkałem w Seattle ponad dwadzieścia lat - przyznał, odruchowo sięgając spojrzeniem gdzieś w stronę okna. - A nadal nie wiem, czy pasuję do tego miejsca. Zawsze sądziłem, że po studiach przeniosę się do Los Angeles. Teraz... wydaje mi się, że i Miasto Aniołów nie jest tym, gdzie chcę zamieszkać. - Gdyby nie to, że miał zamieszkać tam z Ivory, to... prawdopodobnie nie miałby takich oporów, a aktualnie niekoniecznie rozważał chociażby wybranie się na urlop do Kalifornii. Może ewentualnie San Francisco, ale istniała obawa, że ktoś umieściłby go w Alcatraz. Lepiej nie ryzykować.
- Myślę, że nie trafisz na kogoś takiego jak ja. Możesz spróbować znaleźć, ale... - Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił przecząco głową. - Wolałbym nie mieć żadnego klona, ani nie życzę ci kolejnego urazu. - Teraz bardzo dobrze wiedział jak niekomfortowym było to uczuciem - nie móc sprawnie się przemieszczać, aby przypadkowo nie nadwyrężyć kontuzjowanej kończyny. Brakowało mu aktywności fizycznej, ale wolał teraz odpuścić, aby przedwczesne wracanie do formy nie zakończyło się gipsem, albo czymś jeszcze gorszym.
- Czym się zajmujesz? - zapytał odruchowo, szybko żałując swojego pośpiechu. Wiedział z czym się to może wiązać - pytanie zwrotne: a ty? Z reguły nie miał problemu z mówieniem o swojej pracy; ba, został współwłaścicielem zakładu pogrzebowego poniekąd dlatego, aby zrobić na złość ludziom i spowodować jeszcze większy skandal, aczkolwiek teraz... czy chciał się tym chwalić? Niekoniecznie, ale - nadal mając na uwadze przedstawienie się innym imieniem - nie oszukiwał jej w innych kwestiach. Był sobą; imię było tylko imieniem, osobowość ciężko...sfałszować.
- Masz rację, tak zrobię - potwierdził, zawieszając spojrzenie na tęczówkach Ariel. - Czyli teraz... - urwał, najpierw sięgając po jej telefon, by dowiedzieć się za co miała zamiar się przebrać, a potem za kieliszek, który przechylił i z powagą skupił się na Darling.
- Mam pomóc ci się rozebrać? - wypalił (celowo) obserwując jej reakcję. Uznał, że przez kilka...kilkanaście sekund żadne sprostowanie nie jest potrzebne, aż wreszcie uśmiechnął się zuchwale.
- Miałem na myśli przebrać -
poprawił - nie mam za grosz talentu plastycznego, ale z tym... - Brodą wskazał na zdjęcie. - Powinienem sobie poradzić. Mniej więcej... - O ile, rzecz jasna, planowała wybrać podobne przebranie, bo jeśli inne, to będzie musiał rozważyć, czy da radę cokolwiek stworzyć na swojej, jakby nie patrzeć, modelce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niechęć do kłamstw sprawiała, że nie chciała (a może nie potrafiła) dostrzec tych własnych, a przecież nie była idealna. Nikt nie był. Rzecz w tym, że jej kłamstwo nie było na tyle oczywiste co przedstawienie się nie prawdziwym imieniem. Jej kłamstwo było zakorzenione w niej na tyle głęboko, że nie rozróżniała już czy to prawda czy fałsz. Żyła przeświadczeniem, że jest samowystarczalna i stworzona do życia bez drugiej osoby u boku. To było dla niej tak oczywiste, że odruchowo sabotowała każdą znajomość, która mogłaby się rozwinąć w przyszłości, przeradzając w coś poważniejszego. Ukradkiem przemycone kłamstewko teraz wpływało na całe jej życie i każdą podjętą decyzję, która sprawiała, że pozornie czuła się szczęśliwa, ale… czy coś takiego można nazywać prawdziwym szcześciem? Tego kłamstwa nie dało się jej wytknąć palcami, nie przy pierwszym poznaniu. Odkrycie go wymagało czasu, otwartości, chęci poznania, wielu rozmów i cichych obserwacji o których jeszcze nikt nie był zdolny.
— Moje kilka miesięcy spędzone w tym mieście nie może się równać z twoim stażem — przyznała — ale jak widać kluczem do odkrycia własnego miejsca nie jest staż przebywania w nim, skoro zarówno ja jak i ty nie wiemy, czy tutaj pasujemy — ba! Darling zaprzeczała temu, zapierając się rękami i nogami. Seattle? Nie, to tylko przystanek na jej drodze. Nie, to tylko na chwilę; tylko do poznania prawdy; tylko do odkrycia kim jest jej rodzina. — Los Angeles jest bliskie mojemu sercu, ale nie na tyle bym tam wróciła i żyła jak dawniej — przyznała wzruszając bezradnie ramionami. Ostatnie miesiące pobytu tam były dla niej emocjonalnym rollercoasterem i odcisnęły swoje piętno w pamięci Ariel, która potrzebowała powiewu świeżości i odrobiny wolności.
— Tak, ja sobie też nie życzę… tobie zresztą też — przytaknęła uśmiechając się pod nosem — nic przyjemnego, ale tego nie muszę mówić - sam miałeś okazję się przekonać — teraz miał świadomość tego, jak tamta wędrówka była dla niej wykańczająco. Długi czas dochodziła do siebie, ale nawet teraz, kiedy odzyskała sprawność, te doświadczenia nie sprawiła, że zaprzestała ryzykować samotnymi wędrówkami. Pies był idealnym przykładem, bo przywlokła go do swojego domu właśnie z jednego górskiego spaceru. Przygarnęła go choć tego nie planowała, a teraz kiedy ułożył się wygodnie na legowisku w salonie nie robiło to na niej wrażenia, nie wydawało się to niczym dziwnym. Jakby tak miało być… ba! Jakby tak było od zawsze. — Skoro nie znajdę nikogo lepszego niż ty, trudno. Jako kompana wezmę sobie psa, może mnie obroni w potrzebie — tak jak ona uchroniła go przed śmiercią, która czaiła się na niego na opustoszałym szlaku.
— Pracuje w telewizji, jestem pogodynką — bo tym głównie się zajmowała, choć już dawno miała inne plany na swoją karierę. — Piszę też do gazet lub na strony internetowe, ale w ostatnim czasie wiele się działo i nie miałam czasu na szukanie sobie pracy w tym kierunku — pojedyncze zlecenia wyszukiwane skrupulatnie teraz poszły w odstawkę. — A Ty czym się zajmujesz poza godzinami spędzonymi na byciu superbohaterem? — odbiła piłeczkę zerkając na niego z zaciekawieniem.
Czyli teraz... z jednej strony miała nowy pomysł na kostium, który zdecydowanie wymagał mniej wkładu pracy, z drugiej nie wiedziała jak się za to zabrać, choć w głowie już rozbrzmiewały jej szanty. Przechyliła kieliszek wypijając jego zawartość, po czym spojrzała na Bruce’a wyraźnie rozbawiona i… milcząca.
— Więc stąd ten pomysł na przebieranki, huh? — przyznała posyłając mu cwany uśmieszek, jakby próbowała dać mu do zrozumienia, że właśnie rozszyfrowała jego niecne zamiary. Jego poprawka też niewiele tłumaczyła, więc odważnie stwierdziła wstając z miejsca. — By coś przebrać wpierw należy rozebrać Bruce — po czym skierowała się w kierunku schodów znikając na chwilę z jego pola widzenia. Wracając trzymała w rękach niepozorną białą koszulę, spódnicę w biało granatowe paski oraz kawałek białego sztywnego materiału. — Mam nieco inny plan, nie będę odtwarzać tego co już było — bo po pierwsze nie lubiła tego robić, a po drugie źle się jej kojarzyło. — Zamiast tamtego makijażu zastanów się, czy dasz radę wytatuować coś dziewczynie marynarza — zdradziła mu swój niecny plan w taki sposób, jakby właśnie rzucała mu wyzwanie. Oby lepiej rysował niż ona, kiedy zabierała się za słonie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dawniej postawa Blake'a byłaby podobna do tej, którą reprezentowała Ariel - nie lubił kłamstwa, zdecydowanie stawiał na szczerość, również woląc usłyszeć nawet najtrudniejszą prawdę, niżeli fałsz. Aktualnie w tej kwestii - jak i paru innych - kąt, pod jakim patrzył był nieco inny i potrafił w jakiś sposób usprawiedliwić niedomówienia, krążenie przy prawdziwej odpowiedzi, czy drobne kłamstwo. Nie uważał, żeby było to dobre, ani słuszne, ale nie było też żadną zbrodnią.
- I jak ci się podoba? Nie męczy cię to, że ciągle pada i pogoda rzadko kiedy zaskakuje czymś pozytywnym? - zapytał, zanim jeszcze odpowiedziała mu, że pracuje w telewizji, a dokładniej jest... pogodynką. Gdyby wiedział, że i tym zajmowała się w Los Angeles, dałby sobie rękę uciąć, że co najmniej słyszała podobny tekst o Mieście Aniołów - że tam w zasadzie cały czas świeci słońce, dlatego niekoniecznie trzeba oglądać pogodę aby wiedzieć co zastaniemy za oknem. Pewnie też szybko dałby się wyprowadzić z błędu i musiał przyznać, że - no tak, rzeczywiście nie chodzi tylko o to, czy będzie słońce czy deszcz, a inne czynniki atmosferyczne.
- Uhm - odpowiedział, po czym zacisnął usta, żeby się nie uśmiechnąć. - Mogłem się powstrzymać przed tym, że w tym mieście pod tym względem wieje nudą, pewnie masz inne zdanie na ten temat - dodał, jawnie przyznając się do tego, że popełnił fail. To chyba i tak jeszcze było nic, skoro - tak jak sądził - zapytała go o jego zajęcie. Przejechał dłonią po karku, następnie lawirując spojrzeniem gdzieś między Ariel, a bawiącym się psiakiem i finalnie wzruszył lekko ramionami. Co będzie to będzie.
- Można powiedzieć, że... biznesem - oświadczył dość bezpiecznie, ale bynajmniej nie kłamał! - Kilka lat temu włożyłem część oszczędności we współzałożenie dwóch start-upów, które mają się obecnie całkiem nieźle. - Kolejne niedopowiedzenie, ale nie było sensu chwalić się tym, że po wyjściu z więzienia, pomijając odszkodowanie jakie dostał, przez systematyczne wpłaty na jego konto powstała całkiem pokaźna sumka. Może kiedyś był bardziej rozrzutny, ale teraz... niewiele mu do życia było potrzeba.
- W lipcu zostałem też wspólnikiem w zakładzie pogrzebowym - rzucił, powracając do niej spojrzeniem - różnie ludzie na to reagują, ale to branża, której raczej szybko nie skończą się klienci - wyjaśnił, rozkładając ręce na boki. Bezczynne siedzenie nie było dla niego; musiał się czymś zająć, a do tego jego osoba w karawanie budziła na początku kontrowersje. W sumie...nadal zdarza się, że ktoś jest zaskoczony, że to on siedzi za kierownicą czarnego wozu.
- Pomysł w przebieranki jest dobry, ale jednostronny -
stwierdził, mierząc ją wzrokiem kiedy już wróciła. - Wątpię, aby w twojej szafie było coś, z czego mógłbym skorzystać - wyjaśnił z rozbawieniem, podnosząc się z kanapy, by w następstwie podejść do blondynki.
- W jakim miejscu chciałabyś ten tatuaż? - zapytał, odszukując odpowiedzi z tęczówek Darling, a kiedy ich nie znalazł, powędrował spojrzeniem w dół, na jej odsłonięte obojczyki, później nadgarstki, dłonie. Nie mieli dużego pola do manewru. Jeszcze.

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”