WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Jak głupie to było, że zaprosiła go do własnego mieszkania? Bo zaprosiła, właśnie otwierała drzwi, za którymi stał. Stał, a co go skusiło by się pojawić? Wolne? Przerwa? Wymyśl sobie, heh. Ale od początku. Mimo deszczu, mimo okropnej pogody i zawieruchy już uważała ten dzień za udany; zero problemów z rana, a pod przedszkolem nawet dostała obślinionego buziaka od swojego młodzieńca, więc sama przytrzymała jego buźkę i pocałowała jego policzek kolejne pięćset siedemdziesiąt dwa razy. Szczęście w małych rzeczach. Wysłała gówniaka pierwszy raz do przedszkola od kiedy skręcił kostkę, więc postanowiła pracować z domu na wypadek, gdyby jednak trzeba było odebrać go wcześniej. Może będzie boleć? Może zmyśli, że skręcił drugą nogę i trzy palce? Może się rozbeczy, bo zauważy kosmitów atakujących jego salę? Nieodgadnione są wyroki dzieci. Wróciła do domu, włączyła muzykę - lata 90, najlepiej. Siadła przez laptopem i… no nie, nie mogła się skupić. Weszła do kuchni, rzuciła okiem na ogromną ilość ciasta na penkejki, które jej zostało z rana i zupełnie tak, jak lekkomyślnie rzuciła wtedy długopisem, tak teraz bez żadnych ceregieli napisała esemesa. Jednego, później trzeciego. Śniadanie nie brzmi tak oklepanie jak kolacja, prawda? Bo kto by się spodziewał, przecież wydawałoby się, że godzina nadal „nieodpowiednia”. Nie zastanawiała się czy było to właściwe albo niewłaściwe. Jezu, kogo to obchodziło? Jej nie, mnie też nie, więc nikogo innego nie powinno. A ten dreszczyk emocji, który czuła w bibliotece… eh. Rozglądnęła się dookoła – w salonie i pewnie w kuchni już dawno nie było śladu żadnego dziecka – zadbała o to jakiś czas temu, choć w tym przypadku nie czuła, by było to konieczne. Pewnie jedynie zdjęcie jej syna widnieje gdzieś na ścianie, ale na równi z innymi, tymi najciekawszymi ludźmi, których było jej dane spotkać w trakcie swojej pracy, a którzy niesamowicie ją urzekli. Zachary`ego nie interesowało jej osobiste życie, zdawała sobie z tego sprawę, bo halo, nawet nie zapytał o jej imię i szczerze powiedziawszy bardzo jej to odpowiadało. Nie o to tutaj chodziło, jemu nie o to chodziło. Nie była głupia i sama też nie potrzebowała szczegółów z jego istnienia. Po prostu go… chciała. Zachary. Prawnik. Poważny. Nie narwany. Klika długopisem. Głębokie oczy. Cholernie przystojny. Mało uparty, heh. Może to powinno wystarczyć? Musiało, bo przecież właśnie na niego zerkała oczami czarnymi jak węgiel, uśmiechając się lekko. Nie odezwała się, jedynie otworzyła szerzej drzwi. Niech wchodzi, nim Kaylee stchórzy i zamknie drzwi na tym jego pewnym siebie nosie. To chyba byłoby na tyle z Home Office. Kolejna noc będzie zarwana.
-
Miał już jedno spotkanie za sobą. Cholernie męczące. Chciał jakoś odreagować. Zapewne poszedłby coś zjeść, zapalić, ale wtedy dostał smsa od... Nie wiedział do końca kogo, bo nie znał nawet imienia zadziornej kobiety z biblioteki, ale wiedział, że go intrygowała. Myślał o niej od tamtego spotkania. Ba, czekał, aż się odezwie. A więc to ten dzień... I tak wczesna pora. Szybko zerknął do swojego kalendarza, by upewnić się, że miał trzy godziny wolnego - co prawda powinien przygotować się do kolejnego spotkania, ale chrzanić to. Skoro nieznajoma się odezwała, Sherwood nie mógł jej zawieść. Do tego bał się, że drugi raz mogłaby się zwyczajnie nie odważyć. Rzucił tylko, że wychodzi do sekretarki, jak ktoś dzwoni to go nie ma i absolutnie nie przekierowywać nikogo na jego telefon, dzwonić tylko w naprawdę alarmowych sprawach i wyszedł. Po drodze zajechał do sklepu, w którym kupił syrop klonowy, owoce, takie jak truskawki i bitą śmietanę. A w herbaciarni, naprawdę dobrej, zamówił dwie herbaty na wynos z pomarańczą. Może miał jedno w głowie na ten poranek, ale skoro zapraszała go na naleśniki... To on miał dodatki.
Uśmiechnął się, kiedy otworzyła mu tak normalnie ubrana. Ot, zwykły dzień. Naprawdę musiała o nim pomyśleć i odruchowo napisać. To schlebiało mu dodatkowo. Nie wiedział do końca, co zrobić, ale skoro przesunęła się w drzwiach to wszedł do środka. Zapytał niemo, gdzie mógłby postawić swoją torbę z pakunkami, a kiedy brunetka wskazała mu drogę do części kuchennej, to tam przeszedł.
-Pomyślałem, że przydadzą się... Dodatki - oznajmił, wyciągając ze środka truskawki, bitą śmietanę i syrop. -Tu coś do picia... - wyjął dwa kubki, a napój ewidentnie jeszcze był ciepły, co zdradzała para. -To mam nadzieję, że są jeszcze ciepłe... - dodał, zbliżając się do Kaylee. Założył jej kosmyk włosów za ucho i choć zaczął tak grzecznie, naprawdę iście po dżentelmeńsku, to być może zburzył to tym zachłannym pocałunkiem na powitanie. -Cieszę się, że mnie zaprosiłaś... - i tu urwał, robiąc przerwę na imię owej nieznajomej. Chyba to pora, by je poznał, prawda?
-
-
I znów chyba nieco zaskoczył, kiedy zdecydował się na powitanie. Uśmiechnął się gdzieś tam w kąciku, nieco bezczelnie, z nutką dumy i samozadowolenia. Lubił budzić takie emocje, uwielbiał, kiedy się o niego upominano, tak jak teraz zrobiła to ona. Przyjemne ciepło rozlało się po jego klatce piersiowej w miejscu, w którym zacisnęła się drobna dłoń kobiety. Przyjemnie było znów, tak szybko, poczuć te usta, wiedzące tak dobrze czego chciały. Może to do Sherwooda niepodobne, ale cóż, zamruczał z podziwem. Podobało mu się to. I to bardzo. Właściwie to uznał, że nie miałby nic przeciwko temu, by spełniać jej potrzeby dzisiejszego poranka... Także oferta limitowana, ale jak najbardziej, Kaylee mogła korzystać. Bo tak, wreszcie poznał jej imię. Nie była to żadna Tracy ani Susan jak myślał, co tylko go utwierdziło, że jest beznadziejny w wymyślaniu imion. Może dobrze, że w kwestii tych dla dzieci, ostateczne zdanie miała jego była żona. No, ale... Teraz ani nie będzie myślał o swoich dzieciach, ani o byłej żonie. Nie czas, nie miejsce, nie to towarzystwo. To zasługiwało na zdecydowanie inną uwagę... -Dokładnie tak, Kaylee - kiwnął głową, mrucząc wprost do ucha, niskim głosem imię swojej nowej koleżanki, a czuć było w jego wypowiedzi ogromne zadowolenie. Na twarzy też miał je wymalowane. No cóż, czuł się szczęściarzem. O wiele lepiej odprężać się w takim towarzystwie niż przed budynkiem na papierosie, prawda? -Poprawka... Ja wciąż jestem głodny jak wilk, Kaylee - odparł, bo nie zamierzał się kryć w żaden sposób z tym, co go tu sprowadzało. Poza tym chyba było bardzo dobrze czuć w jego tonie tę całą dwuznaczność, tak? Dobrze oboje wiedzieli o co im tak naprawdę chodziło. -Cholera, musiałem być całkiem okej, skoro złamałaś swoją żelazną zasadę i odwzajemniłaś pocałunek - nie wspomniał już o tym drugim, który sobie po prostu wzięła. Za to w głosie było czuć bezczelność, której dodatkowo dodało to świśnięcie mające wyrazić uznanie dla własnych umiejętności. W bibliotece czułby, że przegina, tu... Chyba grali na jeszcze innych zasadach. Ale dobrze. To było dobre. Lubił, kiedy nie mógł być pewien, tego co dalej. Tak jak teraz. Choć mimo wszystko wierzył, że zmierzają w satysfakcjonującą ich oboje stronę. -Ja? Nic. Łapy przy sobie. Będę robił tylko to, co chcesz. Już siadam - odparł, najpierw, układając swoje łapy w geście poddania, a następnie usiadł na krześle. Grzecznie. Łapy położył na kolanach, uśmiechając się do niej niewinnie, niczym mały chłopiec. -Mogę się napić herbaty? - zapytał nieśmiało, wpatrując się w Kaylee, a może bardziej obserwował jak biodra falowały kusząco z każdym ruchem... Tak, to zdecydowanie to drugie. Cóż, przynajmniej niewinny uśmiech na jego twarzy wciąż się trzymał. Tyle z tej niewinności Sherwooda na dziś.
-
- Widzę – urwała krótko. Widziała w tym jego bezczelnym uśmiechu, słyszała w jego głosie i czuła, kiedy ją całował. Chciał jej. – Może nie pozwolimy ci dziś głodować, hm? - zapytała, jakby nigdy nic, przekręcając głowę lekko w lewo i uciekając kolejne kilka kroków. Jego bliskość zabierała jej zbyt wiele myślenia. Machnęła ręką na jego słowa, gdzieś tam w między czasie próbując rozlać ciasto na patelni. Nie miała pojęcia co robi i dlaczego nadal to robi, nie oszukujmy się. I gdzieś tam lekkie skrępowanie krzyczało o zauważenie, które, jak na razie, udawało jej się chować do kieszeni. Odwróciła się w końcu w jego stronę. – Nawet w porządku sobie dajesz radę. Tak z… 6/10? Nie jestem pewna czy pozwolę sobie na to ponownie – uśmiechnęła się kącikowo, a nawet zaśmiała, kiedy gwizdnął sobie pod nosem. – Może jeszcze będziesz miał okazję poprawić nieco swoje noty. Popracujemy nad tym – najlepiej teraz, od razu. Prowokowała go, bo tego już chyba nie można nazwać testowaniem. Mimo, że w odstępie kilku sekund mówiła totalnie różne rzeczy. Eh, jednak nie teraz. Teraz miała wrażenie, że to on testuje jej cierpliwość. Z rozbawieniem przyglądała się jego poczynaniom, temu eleganckiemu facetowi, którego dłonie się poddały i które teraz powinny robić coś zgoła innego, a zaś które wylądowały na jego kolanach. Jego, nie jej. – Jeśli musisz i jeśli ściągniesz z ust ten uśmiech zwycięzcy – kiwnęła ze dwa razy, zerkając na drugi kubek, który stał zaraz przy nim. Za blisko niego, jaka była szansa, że uda jej się po to podejść, a zaś pozwolić sobie na ponowne oddalenie, by wrócić na swoje miejsce? Minimalna. – Zadbałeś o coś do picia - z chęcią walnęłaby sobie teraz kieliszek wina, pewnie zaraz to zrobi. Jesteśmy w Juesej przecież, oni tam chlają i kierują, więc czymże był jeden kieliszek z rana? – Ja o coś do jedzenia. Czy teraz będziemy rozmawiać? – czy może jednak nie?
-
Rozkładał więc bezradnie ręce, kiedy Kaylee rzekła, że może on nie będzie dziś głodował. To zależało od niej. Głodny niczym wilk owszem był, ale rzucać się jak on nie zamierzał. Poprawianie not za to skomentował wywróceniem oczami oraz pełnym politowania spojrzenie, bo naprawdę? Dobrze wiedział, że niczego nie musiał poprawiać ani starać się o żadne dodatkowe punkty. Dlatego nawet nie silił się na jakikolwiek komentarz, uznając to za całkowicie zbędny zabieg.
Czy testował cierpliwość Kaylee? Całkiem możliwe. Też lubił sobie posprawdzać to i owo, a przede wszystkim... Tak jak powiedziała mu to szatynka podczas ich pierwszego spotkania, naprawdę lubił mieć kontrolę. Może zaprzeczał, że jest inaczej, ale ostatnio utwierdzał się jedynie w tym przekonaniu, że jednak ono zdecydowanie ma rację bytu.
-Dzięki, bo naprawdę muszę, zaschło mi nieco... W gardle - odparł, zmywając z twarzy durny, pewny siebie uśmiech, by mógł pojawić się na nim pełen wdzięczności za łaskawość, którą obdarzyła go gospodyni. To naprawdę wspaniałomyślne z jej strony? Obserwował uważnie twarz Kaylee, kiedy obdarzała go swoimi przemyśleniami odnośnie tego, jakie punkty już zaliczyli, a jakie mogą być przed nimi. I oczywiście popijał nieśpiesznie swoją ulubioną herbatę. Nie zakrztusił się, nie opluł. Nic. Za to rzekł ze stoickim spokojem -Jeśli taką masz potrzebę, to jasne... Oczywiście, powiedz mi tylko, jaki temat cię nurtuje... O co chcesz mnie spytać? A może coś chciałabyś mi zdradzić? - mruknął, zerkając na nią znad papierowego kubka, w którym ponownie zanurzył swoje usta. Choć... Oboje dobrze wiedzieli, że wolałby nurkować zdecydowanie gdzieś indziej. Rozgrywka jednak sama się toczyć nie będzie, czyż nie? Potrzebowała graczy, a Sherwood chyba był całkiem wytrawnym, ups.
-
Przyglądając mu się przez dłuższy moment jak sączy swoją herbatę zupełnie tak, jakby przyszedł do niej na plotki, zastanawiała się czy jeszcze coś odpowiedzieć, czy już zupełnie może to zignorować? Bo tak, zdecydowanie traciła cierpliwość. Jej ciało chciało jego dotyku. Usta pragnęły znowu poczuć jego wargi na sobie, a jej dłonie ciągnęły w stronę jego skóry, której jeszcze nie miały okazji dobrze poznać. Czemu dłużej zwlekać? – Pieprzysz głupoty – rzuciła w na to jego „rozmawianie”, pokonała dzielącą ich przepaść trzema krokami i stanęła zaraz przy nim; jedna noga między jego nogami, jedna na zewnątrz. Położyła dłoń na jego policzku, a kciukiem przejechała po zaroście, podążając za nim wzrokiem. Miejsce w które uderzył długopis. – Widzisz… żadnego śladu – szepnęła i posłała mu delikatny uśmiech, jeszcze w ramach żartu, a zaś dotknęła jego podbródka, kierując jego twarz w górę, ku sobie. Miała ochotę się pochylić i znowu posmakować jego ust i… właściwie to zrobiła, tyle że nie całowała ich – zatrzymała się zaraz przy nich i jedynie musnęła kącik jego ust. Drugi pewnie też. Czyżby do serca sobie wzięła tę wymyśloną na poczekaniu zasadę, którą złamała nim ją jeszcze wymyśliła? Oczywiście, zarówno jemu jak i jej chodziło tylko i wyłącznie o seks, czuła niewytłumaczalną potrzebę jego fizycznej bliskości, bo przecież nie zapraszała tutaj mężczyzn codziennie. Ani co tydzień. Ani co miesiąc. Ale mogła sobie chyba pozwolić na odrobinę czułości, prawda? Samą ją takie drobne gesty doprowadzały do szaleństwa. Dość. Fin. Przekładając włosy na jedną stronę szyi, przełożyła nogę przez niego i usiadła na jego kolanach, przodem do niego, oczywiście. Tak naturalnie, jakby co najmniej robiła to każdego dnia. Jezu, niech on trzyma ten kubek z gorącą herbatą, bo… zabiłaby, wiesz? Obie dłonie położyła na jego twarzy i raz jeszcze zaczepnie skubnęła jego wargi swoimi. Albo siedem razy? – Nie za bardzo chcę rozmawiać, Zachary – szepnęła. Im mniej o sobie wiedzieli, tym lepiej. Nie chciała go poznawać, wystarczyło to co wiedziała. – Naprawdę czujesz potrzebę by opowiedzieć mi jak minął ci poranek? – przejechała dłońmi w dół, przez jego szyję, tors, pewnie gdzieś po drodze odpinając guzik albo dwa. Ułożyła paluszki na linii jego spodni, koszula podwinęła się w górę, a ona bezczelnie przejechała paluchami po jego skórze i… wróciła nimi w górę, klepiąc go raz czy dwa w klatkę piersiową. – Te przypalone będziesz jadł ty – rzuciła, ześlizgując się z jego kolan i wracając na swoje miejsce. Bezpieczne miejsce. Jedna strona penkejków kolorem przypominała węgiel a unoszący się zapach wcale nie był lepszy. Niech już przestanie być taki wytrwały, co? I tak ją rozprasza.
-
-Czuję potrzebę, by opowiedzieć ci dokładnie to, co chciałabyś wiedzieć. A skoro nie chcesz słuchać o moim poranku... To nie będę nawet zaczynał - odparł, obserwując z zainteresowaniem wędrówkę dłoni swojej pasażerki. Podobało mu się, aż do tych nieszczęsnych plaśnięć, na które zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Cóż, uparte z nich dzieci, które mają problem rozpakować swoje prezenty. A szkoda. -Zrobię wszystko, co mi karzesz. Mogę zjeść i spalonego naleśnika - mruknął jeszcze, zanurzając ponownie swoje usta w herbacie. Nie poprawiał koszuli, usadowił się za to wygodniej na tym krześle i czekał. Nie mówił, że Kaylee ma go o cokolwiek prosić. Chciał jedynie, by nie bała się brać spraw w swoje ręce. Może to głupie i niezbyt pasujące według niej do Sherwooda, ale naprawdę nie chciał jej do niczego zmuszać. Mógł pozwolić sobie na wiele, ale jedynie za jej zgodą. Zaprosiła go tu. To jeden plus, który sugerował mu, by czuć się swobodnie. Prawda jednak jest taka, że ostatnio mu zwiała, kiedy zaczynało się robić ciekawie. Zachary wolał, żeby się to nie powtórzyło. I zwyczajnie potrzebował, żeby brunetka wiedziała czego chce. A miała chcieć, przecież tylko jego. To takie proste... Wystarczy tylko to wypowiedzieć. I jeśli miała dodatkowe życzenia, to nie musiała się krępować. Niech tylko przestanie zachowywać się jak dziewczynka, która cieszy się z nowej zabawki, ale jednocześnie nie do końca wie jak jej użyć, więc wraca do swoich starych i bezpiecznych rzeczy. Odwagi, Kaylee. Zach jest na wyciągnięcie dłoni, czyż nie?
-
-
-Dziękuję, że się tak starasz - odparł nieco ironicznie, ale z twarzy nie schodził mu uśmiech. Chciała go wyprowadzić z równowagi spalonym naleśnikiem? Och, niedoczekanie. Byle tylko... Mu tu zaraz nie eksplodowała.
Zachary grzecznie odstawił na stół czy tam blat prawie już pusty kubek, po czym sięgnął po widelec i przekroił naleśnik. Oczywiście, że wybrał tę najmniej spaloną część, ale znalazł taką i skosztował z błogim uśmiechem, żując nieco dłużej niż standardowo. -Jasne, możemy - odparł, sięgając sztućcem po kolejny kawałek. -Niestety, jestem trochę do tyłu z papierkową robotą, terminy gonią, a wyskoczyło mi nieplanowane spotkanie... Także... Sama rozumiesz... Jest ciężko - odparł, po czym podniósł się ze swojego krzesła. Wybrał jedną z truskawek, która znajdowała się na jego naleśniku, zamoczył ją jeszcze w tej niezbyt estetycznie położonej bitej śmietanie i... Podszedł do Kaylee, która siedziała taka obrażona na blacie. Księżniczka. Wolną rękę ułożył z boku kobiety, nachylił się nad nią, a nad jej ustami trzymał owoc: -A gospodyni... Jak mija poranek? Może... Dołączysz? - zapytał z uniesioną brwią. I cóż, liczył, że w końcu puszczą brunetce wszystkie hamulce, bo... Boże ileż można?
-
-
-Ale o co chodzi... Nie lubisz truskawek? Wolisz inne owoce? - zapytał jakby zupełnie nie rozumiał, dlaczego nie chciała skosztować tego deserku przygotowanego przez nią samą. I co może wredne, to spojrzał sugestywnie w dół, zerkając też na oplatające go udo... Chyba wyraźnie sugerował o jaki owoc mu chodzi, prostak. Niemniej powrócił do spoglądania prowokująco w oczy Kaylee, a i truskawkę zjadł, bo zwyczajnie szkoda, żeby się marnowała. On je lubił. Dlatego zdecydował się na ich zakup. Nawet ten syrop nie psuł mu smaku. Dzielny chłopiec. -Ależ wiem, że mogę robić to na co mam ochotę... Chciałbym tylko usłyszeć wprost czego chciałabyś ty, Kaylee - dodał szeptem, patrząc w jej ciemne jak noc oczy, kiedy ich czoła się ze sobą stykały. Nie było odpowiednich granic już dawno. Od chwili, w której przekroczył próg tego mieszkania. Mieli jeszcze tylko odrobinę sił, by trzymać stopę na hamulcu. Niemniej... Każdego z nich zaczynały opuszczać. Oznaką tego u Sherwooda było to, że pozwolił sobie przejechać nosem po gładkim, delikatnym policzku brunetki aż do lewego ucha, które najpierw musnął niewinnie ustami, a następnie przygryzł. To jak... Powie mu wreszcie wprost, na głos, czego od niego chciała? Duża już z niej dziewczynka, chyba jest w stanie wyartykułować swoje potrzeby, prawda?
-
Uniosła w brwi w górę, gdy zerknął w dół, ale tak, jej noga była dość mocno dająca do zrozumienia, na cholerę mu były artykułowane głośno słowa. – Nie lubię owoców. Żadnych – odpowiedziała bardzo rzeczowo i bez żadnego kontekstu, ponownie spotykając się z nim wzrokiem. Niech już się lepiej nie odzywa. Niech przestanie mówić i… właśnie, niech robi to, co teraz. Uśmiechnęła się, wypuszczając powietrze z ust, czując jego czoło oparte o swoje. – Jesteś okropny – szepnęła w odpowiedzi na jego słowa, układając dłonie po bokach jego ciała. Odchyliła głowę w bok, by ułatwić mu drogę, którą podążał. Gesty, boże, drobne gesty. Uwielbiała, nawet przymknęła oczy pod wpływem tego delikatnego dotyku, a kiedy poczuła uszczypnięcie na uchu, nawet lekko wygięła usta w uśmiechu, który gościł na nich praktycznie ciągle. Pokręciła głową, przyglądając się chwilowo każdej rysce na jego twarzy, każdemu zmarszczeniu na ustach. – Okropny – powtórzyła. – Wręcz beznadziejny. Chcę ciebie – szepnęła i przegrała. Trudno. Może jednak poniosła porażkę tylko w bitwie, nie wojnie? Powiedziała to, czego chciał od początku, mimo że mówiła to już kilkanaście razy; w słowach, gestach, czynach. Mimo wszystko, mimo to, że usłyszał to, co usłyszeć chciał, nie zrobiła nic więcej. W swojej ubzduranej za późno zasadzie NIE całowania przed trzecim spotkaniem była odrobinę bardziej uparta, bo nie zbliżyła się do niego nawet o milimetr. Czy można będzie nazwać to remisem, jeśli wytrzyma chociaż to?
-
Zapewne zdziwiło to Butlerównę, ale Sherwood potrafił milczeć. Co prawda uszczypliwe komentarze, zabarwione ironią oraz prowokacyjne teksty to jego chleb powszedni, ale kiedy chodziło o seks... Można uznać, że po prostu wykonywał wyśmienicie swoją robotę, tak jak teraz. Każdy gest, na który się zdobywał, starał się dostosować do potrzeb komunikowanych mu przez zgrabne ciało kobiety. Słuchał jej. Nie tylko cichych jęków, ale także każdego nawet drżenia delikatnej skóry. I zatracał się w tym coraz bardziej z każdą sekundą, nie przejmując się miejscem ani tym czy okna są zasłonięte. Dał się ponieść chwili. Upojnej chwili. I chyba dość przyjemnej dla nich obojga.
Dopiero po wszystkim zdecydował się na obdarzenie kobiety zachłannym pocałunkiem, który jednocześnie zdradzał, że nie miał dość. Pogłaskał wierzchem dłoni policzek Kaylee i odsunął się. Zebrał ubranie i o ile dół doprowadził do porządku, o tyle koszulę zostawił jeszcze rozpiętą. Zerknął na zegarek, nie musiał uciekać. Chyba, że ona go wyrzuci to zmieni wtedy nieco jego zamiary. Czyli to, że na razie to tak zwyczajnie planował sobie tu jeszcze... Się pokręcić. Po co? Sam nie wiedział.
-Dziękuję za... Drugie śniadanie - mruknął, zerkając na kobietę i zgarnął czystą, nieumazaną niczym truskawkę. Pyszne, to mówiła jego mina. I nie chodziło chyba tylko o owoc. -Dostanę kawę? - zapytał jakby nigdy nic, opierając się tyłkiem o blat. Chyba mógł się czuć tu już swobodnie, hm?
-
//zt. x2