WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czas leczy rany, prawda? Jordan ostatnio zapewniał ją, że to minie… i naprawdę chciała w to wierzyć.
Tylko wcale nie mijało. Chociaż przez ostatni czas naprawdę starała się trzymać. Nie imprezowała, chciała wziąć się w garść i liczyła, że jej się to uda.
Chociaż ostatni raz kiedy przespała dobrych kilka godzin bez ciągłe budzenia się i przerzucania z boku na bok to był ten wieczór, gdy przyszła do Cartera. Nie powinna tego robić, bo nie powinni się w ten sposób ranić – ich relacja była zbyt skomplikowana. I chociaż obojgu brakowało im tej bliskości to nie potrafili po prostu być razem. Długo, szczęśliwie i bez kłopotów. Nigdy tak ze sobą nie byli i prawdopodobnie jeszcze przez długo czas nie będą, bo są tchórzami.
W pracy też przestało być przyjemnie, gdy każdego jednego dnia musiała walczyć z Hirschem o pacjentów, przypadki i każdego jednego dnia udowadniać mu, że naprawdę jest najlepszą rezydentką jaką mógł mieć na swoim oddziale. Uprzykrzali sobie życie i jednocześnie było w tym mężczyźnie coś, co sprawiało, że nie mógł wyjść z jej głowy.
Tak jak Carter. Chociaż to, co do nich czuła to zupełnie dwa różne światy.
Ale skoro żaden z nich nie był jej, a sen nie przychodził – w końcu się poddała.
Tego dnia miała wyjątkowo parszywy nastrój, bo straciła pacjenta. Młody chłopak z wypadku samochodowego, którego nie dało się uratować. Jeden z wielu, ale jakoś uderzył w czułą stronę brunetki i to ją zmasakrowało. Zapomniała nawet o tym, że była przecież umówion z Rhysem. Impreza, głośna muzyka, ludzie których praktycznie nie znała, kolejne szoty i kolejne kreski, czy tabsy niewiadomego pochodzenia. Straciła poczucie czasu i przestrzeni. Było z nią źle, ale na szczęście w odpowiednim momencie zdała sobie z tego sprawę. Udało jej się zamówić ubera do mieszkania, udało jej się wejść do środka, chociaż świat wirował. Udało jej się nawet dojść do łazienki, chociaż wystarczyło jedno spojrzenie w lustro by się rozsypać. Rozmazany, wirujący obraz tylko uwypuklił w niej to okropne uczucie obrzydzenia względem samej siebie. Nienawidziła się w tym momencie. Niewiele myśląc złapała za ciężką mydelniczkę i uderzyła w srebrną powierzchnię rozbijając ją na dziesiątki kawałków. No cóż… lepszej analogii do tego jak się czuła znaleźć nie można było. Rozsypała się. Osunęła się na podłogę – nie robiąc sobie z nic z odłamków szkła i tego, że się nimi poraniła. I chociaż wiedziała, że była w stanie, w którym nie powinna odpływać – coraz trudniej było jej utrzymać świadomość. Gdzieś tam z tyłu jej głowy pojawiła się nieznośna myśl, że to może wreszcie koniec?
I całe szczęście, że dzisiaj nie przekręciła zamka w drzwiach po wejściu do mieszkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wszyscy znajomi mniej lub bardziej mu bliscy, zaczęli wchodzić w jakąś zmowę przeciwko niemu, zważywszy na to, z jaką częstotliwością zaczynali nawiązywać z nim kontakt, domagając się spotkań. Pierw była to Emerald, potem młodsza siostra. Zarówno jednej jak i drugiej nie był w stanie odmówić, dlatego przeorganizował swój czas tak, by wieczór mieć w pełni zarezerwowany dla Jose, za którą siłą rzeczy zdążył zatęsknić. Była przecież jego młodszą siostrą i chyba jedną z najbliższych mu osób, a jego mimo ostatnich zaniedbań na które sobie pozwolił, zżerała ciekawość względem tego, jak sobie radziła i co było u niej słychać.
Kiedy więc nastał wieczór, punktualnie pojawił się na umówionym miejscu nie zdając sobie sprawy z tego, że wieczór jednak miał przebiec inaczej.
Pierwszy kwadrans spóźnienia siostry nie robił na nim większego wrażenia, ale kiedy minęła godzina, a on nie otrzymał odpowiedzi na żadną wysłaną do niej wiadomość, a wszystkie połączenia które wykonywał kończyły się nawiązaniem kontaktu z pocztą głosową, poczuł że nie mógł dłużej siedzieć w miejscu i musiał podjechać do mieszkania siostry. Zamówił taksówkę i poprosił o jak najszybsze dowiezienie pod wskazany adres, w duchu dziękując za to, że była to pora w której korki nie były aż tak dokuczliwym zjawiskiem. Po uregulowaniu należności skierował się do budynku i windą na właściwe piętro, gdzie przystanął pod drzwiami do mieszkania młodszej Adleridge, uparcie pukając i naciskając dzwonek. Kiedy nie spotkał się z żadną reakcją, nacisnął klamkę choć był gotów wykopać drzwi, by dostać się do środka. Na jego szczęście i zapewne też szczęście Posy, te ustąpiły a on przekroczył próg z duszą na ramieniu.
Nie wiedział czy była to kwestia tego, że zmartwienie podziałało mocno na jego wyobraźnię, czy może jednak w powietrzu faktycznie dało się wyczuć napiętą i wręcz zlowrogą atmosferę, ale w kościach czuł, że coś było nie tak.
Jose? Jesteś w domu? — zawołał, odnajdując przełącznik światła w przedpokoju i ruszył przed siebie, dostrzegając palące się w łazience światło. Nie słyszał wody z prysznica, ani żadnego dźwięku świadczącego o tym, że siostra mogła być w środku dlatego otwarł drzwi i zajrzał do środka, czując jak jego stopy wrastały w podłogę na widok, który uraczył jego oczy, a na przyswojenie którego potrzebował kilku ulotnych sekund. Nie tego się spodziewał.
Kurwa mać. Coś ty zrobiła Jose? — fuknął, gdy przywołał się do porządku i pokonał dzielącą go od siostry odległość. Przykucnął, zatrzymując przerażone spojrzenie na twarzy brunetki. Widział, że było z nią kiepsko. Pobieżne zerknięcie na jej rany dało mu jednak wiarę w to, że jej stan nie wynikał z tego, że się poraniła, ale z czegoś innego. Z jednej strony był to plus. Z drugiej nie podobało mu się to, że mogła być zalana, naćpana, może nawet przez kogoś wykorzystana. Gdyby miał powiedzieć, co byłoby gorsze, nie byłby w stanie jednoznacznie tego określić — Hej, młoda. Patrz na mnie do cholery. Nie zasypiaj, słyszysz? — rzucił, klepiąc ją dość mocno po policzku, żeby skupiła się na jego obecności i wstał w dwóch krokach podchodząc do umywalki. Zgarnął z wieszaka ręcznik i zamoczył go pod strumieniem zimnej wody. Dłonie mu się trzęsły, oddech miał ciężki ale nie pozwolił sobie na nadmierną panikę. Mokrym materiałem przetarł poszczególne zranienia, by sprawdzić jak głębokie były a następnie czystą część ręcznika przytknął do twarzy Jose, licząc na to, że to choć trochę ją ożywi — Co się stało? Jak się czujesz? Mam wzywać pogotowie? — zasypywał ją pytaniami. Rozsądek podpowiadał Rhysowi, że powinien był bezzwłocznie dzwonić na numer alarmowy, ale ta mniej rozsądna część za wszelką cenę chciała wierzyć, że skończy się tylko na strachu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dziwne uczucie.
Przerażające? Powinna się chyba zacząć bać, ale jakoś nie mogła. Nie bała się śmierci. Chyba zdążyła się do niej przyzwyczaić. Mark i ich przyjaciele, tata, jej pacjenci… może to przez nią? Może życie wszystkich dookoła stałoby się łatwiejsze, gdyby po prostu umarła. Chciała tego tam – w Afganistanie. Każdego jego dnia wstawała z łózka i miał nadzieję, że to będzie ten ostatni. Nie był.
Więc jeśli nie przerażające to jakie? Śmieszne? Odrobinę. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Obraz przeskakiwał jej klatkami, gdy walczyła z opadającymi powiekami. Tylko, że przecież tak naprawdę wcale nie chciała z tym walczyć. Tylko ten irytujący głos kazał jej się trzymać i nie zasypiać. Do kogo należał?
Wszystko docierało do niej z lekkim opóźnieniem. Rhys. W końcu jednak udało jej się dopasować głos do twarzy. No tak, czy nie byli czasem umówieni? Zupełnie o tym zapomniała. Nie chciała, żeby oglądał ją w takim stanie, przecież nic się stało, prawda? Była tylko bardzo śpiąca. Pogotowie? Od razu pokręciła głową, chociaż ta wydawała się być wyjątkowo ciężka. Nie mógł zadzwonić po pogotowie, bo nikt nie mógł dowiedzieć się, co się stało, nie mogła mieć tego w karcie i papierach. Nie mogła stracić pracy, bo to było jedyne, co utrzymywało ją przy życiu. Tylko przez pracę w miarę normalnie funkcjonowała. Aż do dzisiaj…
- Wszystko w porządku, Rhys. Jestem po prostu bardzo śpiąca. – a wypowiedzenie tych słów, nawet jeśli ledwie było ją przy tym słychać kosztowało ją mnóstwo wysiłku – Przepraszam, że nie zadzwoniłam. – tak, to było w tym momencie zdecydowanie najważniejsze! Ale widocznie tak bardzo nie dawało jej spokoju, że się rozpłakała. Kolejny raz zawaliła. Rozczarowała kolejną osobę w swoim życiu. Wszystko, co robiła – było nie tak. I dlatego właśnie po jej policzkach płynęły łzy nad którymi nie mogła zapanować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys był w stanie swoje uczucia określić bez zastanowienia. Był zmartwiony, ale również przerażony tym co się działo z Josephine. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza, szczególnie rodzeństwo i młodsza siostra, będąca oczkiem w męskiej głowie. To, że stało się coś złego, mającego na nią tak olbrzymi wpływ, pchało go w poczucie bezradności ale również wściekłości. Na samą myśl o tym, że ktoś był w stanie ją skrzywdzić, krew zaczynała wrzeć w jego żyłach a w głowie rodziła się chęć dorwania delikwenta.
Nie wiedział jednak co się stało. Nic nie wskazywało również na to, by miał tu i teraz otrzymać jakiekolwiek wyjaśnienia. To wiązało się z koniecznością zaciśnięcia zębów i powstrzymania potoku pytań, które cisnęły się na język Rhysa. W pierwszej kolejności musiał się skupić na tym, by doprowadzić kobietę do względnego porządku i wyprowadzić z łazienki, która nie była ani odpowiednim, ani w tym momencie bezpiecznym miejscem na posiedzenie i rozmowy.
Wstawaj. Nie będziesz spać na podłodze. Poza tym trzeba to odkazić — mruknął, chcąc nią potrząsnąć. Raz ale porządnie. Nie zrobił tego jednak, bo wiedział, że w niczym to nie pomoże. Cokolwiek stało się tego dnia, było na tyle poważne, że krzyki i siła nie poprawiłyby sytuacji. Ignorując jej przeprosiny, chwycił Jose, pomógł jej się podnieść na równe nogi i objął wyprowadzając z łazienki. Kroki skierował do salonu, gdzie posadził siostrę na kanapie — Hej, nie płacz... Zaraz wrócę, tylko znajdę apteczkę. I zostanę na noc — westchnął, ścierając z policzka brunetki kilka łez. Serce mu się krajało gdy widział ją w tak wielkiej rozsypce, mimo tego, że była ledwie przytomna. Wierząc, że nigdzie się nie ruszy, na co wskazywał jej stan, wrócił do łazienki i przeszukał szafki w poszukiwaniu jakiejś domowej apteczki. Znalezienie jej pośród tych wszystkich babskich kosmetyków i środków do kąpieli nie było dla niego tak łatwe jak mogłoby się wydawać, ale po chwili wrócił do salonu, przysunął sobie krzesło do kanapy i usiadł.
Odkażę ci to. Będzie szczypać, ale muszę zobaczyć, czy nie ma tam jakiś odłamków — uprzedził i przystąpił do oczyszczania poszczególnych skaleczeń, każdemu uważnie się przyglądając, żeby nie pominąć żadnego odłamka, mogącego przynieść wiele szkody.
Powiesz mi co się stało? — zapytał, bo rozmową chciał ją zmusić do tego, by zachowała minimum trzeźwości umysłu i nie wpadła w objęcia głębokiego snu. Ponadto był cholernie ciekaw tego, co się stało, zważywszy na to, że nie często miał okazję widywać Posy w tak złej formie. Właściwie to nie był pewny, czy kiedykolwiek widział ją w aż tak złym stanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jeśli się nie zorientował, że od czasu powrotu z Bliskiego Wschodu– a właściwie to od śmierci ojca (a wcześniej Marka), którą jednak przeżywała tam i nie wróciła na pogrzeb, co aktualnie też ją bolało – była w rozsypce. Ostatnio mogło się wydawać, że było trochę lepiej, ale jak widać było to mocno złudne. Wystarczył jeden dużo gorszy dzień by wszystko wróciło ze wzmożoną siłą, a ona doprowadziła się do takiego stanu. I tak dobrze, że w ogóle udało jej się wrócić do domu. Gdyby straciła przytomność gdzieś na mieście, a ktoś wezwałby pogotowie – byłaby skończona. Rhysowi ufała. Głównie dlatego, że sam nie był święty… ba! Daleko mu było do świętego, więc jak mógłby mieć pretensje do niej? Tak jej się przynajmniej wydawało.
Opadła na kanapę i podciągnęła kolana pod brodę, obejmując je ramionami i tylko skinęła, gdy wspomniał, że zostanie. Prawdopodobnie na każde jego pytanie teraz zareagowałaby podobnie, głównie dlatego, że niewiele do niej docierało. A jeśli docierało to jakieś takie… zagłuszone, rozmazane i zdecydowanie opóźnione. Wiedziała, że do niej mówił, wiedziała że nawet zadawał pytanie, ale nie do końca była pewna jak ono brzmiało.
Obserwowała jak zajmuje się jej rękoma. Nawet nie drgnęła, gdy je przemywał. Była tak znieczulona, że nawet to do niej nie docierało. Za to obserwowała to z wręcz chorym zainteresowaniem. Zwłaszcza, gdy krew z dłoni skapnęła na jego udo. Wtedy też wreszcie podniosła wzrok na starszego brata – Nic – oh, no przecież prawda? – Nic nowego. I wszystko. Wszystko się stało, Rhys… – rzuciła niemrawo, wierzchem dłoni otarła policzki i wzięła głębszy oddech. Przymknęła powieki i odchyliła głowę, opierając ją o zagłówek kanapy. Nie był to dobry pomysł, bo momentalnie zaczęło kręcić jej się w głowie – Nie powinnam wracać do Seattle. – albo powinna wrócić po śmierci jej narzeczonego, Marka, gdy jeszcze nie zdążyła postradać zmysłów, a po prostu było jej smutno – W łazience… w szafce z lustrem jest fiolka z lekami. Potrzebuję ich. – albo raczej w szafce, która kiedyś była z lustrem. Potrzebowała postawić się na nogi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był facetem. Momentami nieczułym i kierującym się myśleniem z męskiego punktu widzenia. Wychodził z założenia, że prędzej czy później będzie lepiej. Tyczyło się to zarówno żałoby, jak i rozstań. Może było to nie w porządku, ale wydawało mu się, że kobiety same z siebie wszystko przeżywały bardziej, a co za tym szło potrzebowały nieco więcej czasu na to, by pozbierać się do kupy. Za przykład mógłby podać samego siebie. Pierw śmierć jej faceta, potem ojca. Potem jego rozstanie. Za każdym razem chodził przybity przez tydzień może dwa, ale potem stawał na nogi. A nawet jeśli nie potrafił na nie stanąć w stu procentach, to przywoływał cholerną maskę, dzięki której w konkretnych okolicznościach potrafił sprawiać wrażenie takiego, którego za wiele nie obchodziło. Miało to swoje plusy, ale również minusy, czego był boleśnie świadomy. Duszenie w sobie czegokolwiek nie było w porządku bo tak naprawdę nigdy nie pozwalało w pełni ruszyć do przodu.
Nic? To wszystko nie wygląda na nic — wtrącił i pokręcił lekko głową w rezygnacji. Jeśli chciała mówić, że nic się nie stało to on nie był w stanie ciągnąć jej na siłę za język. Na jego szczęście wcale go do tego nie zmuszała i przyznała, że coś się stało. Choć jeszcze nie wiedział co — Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? Może nie pomogę, ale czasami dobrze jest się wygadać — zagaił. Chciał wiedzieć co takiego się stało, że doprowadziła się do tak fatalnego stanu. W ostatnich miesiącach nie był ideałem brata i wielu spraw nie dostrzegał bo skupiał się na własnych problemach, ale jeśli coś było istotnego w życiu siostry cóż... Chciał o tym wiedzieć, by móc się nie tylko zrehabilitować jako brat wsparciem jej, ale również dlatego, że martwił się i nie chciał by takie wieczory jak ten, zaczęły się powtarzać bo być może była sama z jakimiś większymi problemami.
Co ty pieprzysz. Posy... To, że wróciłaś to najlepsze co mogłaś zrobić. Masz tu mnie, Jonaha i przyjaciół — rzucił pośpiesznie słysząc co wygadywała. On osobiście cieszył się z tego, że wróciła. Dzięki temu zawsze mogli się spotkać i wystarczył jeden telefon, żeby rzucić wszystko i pojawić się obok, jeśli tylko zaszła taka konieczność — Nie dzisiaj. Piłaś i nie będziesz mieszać alkoholu z lekami — zaprotestował. To nie wchodziło w grę. Nie był pewny co i w jakich ilościach w siebie wcisnęła ale dobijanie się tabletkami nie wchodziło w grę tak długo, jak długo był obok. A póki co nigdzie się nie wybierał.
Gotowe. Nie umrzesz od tego. Całe szczęście.... — dodał jeszcze, odsuwając się gdy zdezynfekował wszystkie rozcięcia na jej skórze i pozbierał brudne waciki, które trafiły do śmieci, apteczkę zaś odniósł do łazienki, tam gdzie było jej miejsce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie, że wszystko przechodziło. Każdy ból i każda trauma były do przepracowania, czas leczył rany i tak dalej. Tylko z Josephine był tego typu problem, że się w tym wszystkim zatracała. Weszła w tryb autodestrukcji zamiast poprosić o pomoc i faktycznie spróbować sobie pomóc, przepracować co miała do przepracowania i wyjść na prostą. Teraz jej życie to była huśtawka. Emocjonalny rollercoaster. I niewątpliwie teraz, tego wieczoru była na dnie.
- Co mam ci powiedzieć, Rhys? Co chcesz usłyszeć? Że od powrotu do Seattle przespałam tylko parę nocy, że albo się przepracowuję albo imprezuję, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia? Że wpadłam na faceta, z którym pieprzyłam się za plecami mojego narzeczonego? I jak tylko zdążyłam pomyśleć, że może to nie przypadek i może moglibyśmy mieć jakiś cień szansy to postanowił tam wrócić? Że ciągle nie potrafię iść na cmentarz, na którym pochowano naszego ojca? Że mój szef doprowadza mnie do szału i że straciłam dzisiaj pacjenta? Nie dzieje się nic nowego. To wszystko ciągnie się tygodniami… miesiącami właściwie. Więc to nic takiego, muszę do tego przywyknąć. – znów nerwowo otarła policzek wierzchem dłoni z łez, które po nim spłynęły. Nie chciała ani na niego warczeć – bo przecież wiedziała, że chciał dla niej jak najlepiej i po prostu się o nią martwił, tak jak ona martwiłaby się o niego, gdyby znaleźli się w odwrotnej sytuacji.
- Nie powinnam była wracać. – powtórzyła raz jeszcze, ale w jej słowach zdecydowanie było drugie dno. Nie do końca chodziło jej o to, że po prostu powinna tam zostać… powinna zginąć, jak wszyscy jej przyjaciele. Wszystko byłoby łatwiejsze – I nie wiedziałam, że skończyłeś medycynę – prychnęła, gdy stwierdził, że nie mogła wziąć leków, o które prosiła – Mam w organizmie jebaną tablicę mendelejewa, Rhys… I potrzebuję ich. – i jeśli nie chciał, żeby się w nocy przekręciła, raczej powinien jej posłuchać. Chociaż… i tak zamierzała postawić na swoim. Dlatego gdy ruszył do łazienki, chwiejnym krokiem ruszyła za nim, próbując dostać to, czego potrzebowała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Słuchał jej kilkukrotnie mając ochotę wejść siostrze w słowo i przerwać ten potok wyznań. Nie zrobił tego jednak, wierząc po cichu w to, że jeśli wyrzuci z siebie wszystko to, co jej na sercu i duszy leżało to poczuje się choć trochę lepiej. On za to z każdym słowem czuł się coraz gorzej. Nie tylko dlatego, że to co słyszał uświadamiało mu, jak kiepskim bratem był w ostatnim czasie nie zdając sobie sprawy z tego, ile spraw ją dręczyło i z jaką siłą. Czuł się coraz gorzej bo ciężko było mu tego słuchać, patrzeć jak Jose się sypie i wiedząc, że tak naprawdę nic nie może zrobić. A chciał zrobić wiele, nawet jeśli miałby zabrać od niej cały ból, który w sobie dusiła. Gdyby było to możliwe, zrobiłby to bez najmniejszego zawahania, choćby miało to być porównane do podpisania paktu z samym diabłem.
Jose... Każdy popełnia błędy.... — podjął, ale tak naprawdę nie wiedział co mógł powiedzieć, bądź zrobić, żeby nie zabrzmieć jak skończony idiota, którym czuł się w takich sytuacjach. Nigdy nie był dobry w podnoszeniu kogoś na duchu, kiepsko radził sobie z gównianymi sytuacjami i sprawiał, że z dobrych chęci powstało spore zamieszanie — Pójdziemy tam razem. Na grób ojca. Nie możesz żyć w ten sposób. Musisz ruszyć do przodu. Małymi krokami ale musisz — dodał po chwili namysłu. Nie wiedzial co innego mogłoby być w tej chwili lepszą propozycją. Na śmierć pacjentów nie mógł nic zaradzić. Na to, że zdradziła narzeczonego również. Mógł jednak być obok, gdy stanie nad grobem ich ojca, co mogłoby być pierwszym, malutkim krokiem ku lepszej przyszłości.
Medycyny nie skończyłem, ale ślepy nie jestem. Głupi też nie i wiem, że mieszanie tabletek z alkoholem nie jest mądrym posunięciem — skrzywił się. Może i potrzebowała tych leków, ale nie mogła go winić za to, że obawiał się je przynieść. Nie chciał by się przekręciła. Bez względu na to, czy przez brak leków czy przez zafundowanie swojemu organizmowi jeszcze większej mieszanki środków. Wydawało mu się, że nie było w tej sytuacji żadnego dobrego wyjścia, co mu uświadomiła, kiedy pojawiła się w łazience — Nie odpuścisz? — westchnął, kręcąc głową w rezygnacji. Otwarł drzwiczki szafki, która do niedawna była przyozdobiona lustrem i spojrzał na fiolkę leków — Żeby było jasne. Dam ci to, ale zostaję na noc — rzucił niechętnie. Jeśli chciała cokolwiek brać, musiała się liczyć z tym, że do samego rana nie odstąpi jej na krok, woląc mieć ją na oku w razie, gdyby coś poszło nie tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była pewna, czy było jej lepiej, że to z siebie wyrzuciła. Niczego właściwie w tym momencie nie była pewna. Chociaż w ostatnim czasie wydawało jej się, że jest lepiej to dzisiejszy wieczór uświadomił jej, że to bardzo złudne wrażenie, że wcale nie jest lepiej, że w ogóle nie panuje nad swoim życiem i że po prostu zwyczajnie nie jest szczęśliwa. Nie tak jak być powinna. Ba! Nie tak jak na to zasługiwała. Bo nawet jeśli zrobiła w życiu parę złych rzeczy, podjęła parę złych decyzji to nie była przecież złym człowiekiem. Nie musiała ciągle za to odpokutować.
Pokiwała głową, bo tak… bez towarzystwa pewnie by się tam nie pojawiła. W ogóle bała się tam jechać, ale to, że tego jeszcze nie zrobiło też nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że to błędne koło… że czego by nie zrobiła i tak będzie źle. Dlatego właśnie robiła takie głupoty jak dzisiaj. Wyłączała myślenie. Kilka kolejek. Kilka kolorowych tabletek. Kilka kresek. W zależności co było pod ręką. A zdobycie tego wszystkiego było dziecinnie łatwe – więc łatwo można było się zapomnieć. I skończyć tak jak teraz.
Żałośnie chlipiąc w ramionach starszego brata. Bo gdy tylko wzięła tabletkę, po którą pozwolił jej sięgnąć – podeszła do niego, oparła czoło o jego tors i znowu się rozpłakała – Przepraszam, że musiałeś na to patrzeć. – wymamrotała niewyraźnie – Kocham Cię, R. Ty i Jonah… nie wiem, co bym bez was zrobiła. – na pewno dostałaby na głowę z ich matką, która zawsze faworyzowała swoich synków. Josie była tą gorszą… była córeczką tatusia, podobną do niego w każdym możliwym aspekcie i to chyba tak denerwowało kobietę. Nie wiedziała. Nigdy jej tego nie wykrzyczała, chociaż miała ochotę. Na szczęście miała braci, na których mogła liczyć. Nawet jeśli wiązało się to ze spaniem na kanapie i słuchaniem jej szlochania w poduszkę.

/zt
I zagrajmy coś poświątecznego <3

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”