WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#1
outfit

Niewiele było osób w życiu Laury, z którymi była tak zżyta i którym pozwalała na takie rozwinięcie relacji. Jednak z Cosmo było inaczej. I choć różnili się tak bardzo, że chyba wszyscy zastanawiali się dlaczego w ogóle się przyjaźnią, to było między nimi coś, co po prostu grało. Dogadywali się, przy nim mogła czuć się swobodnie, czasem palnąć jakąś głupotę i czuć się jak nastolatka. Czasami przeginał, kiedy za mocno naciskał albo bez pytania przekraczał granice jej strefy komfortu, ale nie potrafiła mu to wybaczyć. Z drugiej strony sama potrafiła przegiąć, kiedy próbowała sprowadzić go na ziemię i przypomnieć o obowiązkach. Także tak się pięknie uzupełniali, jakoś od roku, kiedy to pierwszy raz strajkowali wspólnie o dobro planety.
Teraz po tych wszystkich spotkaniach, wspólnych wieczorach, godzinach spędzonych przy telefonie, wiedziała, że Cosmo nie odpuści sobie imprezy, na którą ostatnio się umówiła. Trochę miała nadzieję, że o niej zapomni, że może znajdzie lepsze towarzystwo, ktoś jeszcze go zaprosi na Halloweenowe szaleństwo, a ona będzie mogła zostać. Lubiła spędzać czas w domu, mogła wtedy spokojnie czytać, słuchać muzyki, ćwiczyć rysunek techniczny. Miał naprawdę dużo rzeczy, którymi mogła się zająć w zaciszu swojego nowego pokoju w mieszkaniu ojca. Ale kiedy Cosmo napisał, że jest w drodze, mały strach, który ją obleciał został zastąpiony podekscytowaniem. Czuła się trochę tak, jak wtedy kiedy wyciągnął ją na bal, na którym koniec końców bawiła się naprawdę dobrze. Pisząc z przyjacielem przygotowywała swój pokój na jego przybycie, udała się do kuchni, by przygotować im jakieś przekąski. Trzy godziny do wyjścia to dużo, domyślała się, że będą głodni i że Cosmo będzie pewnie będzie pił alkohol, więc chciała zadbać o to, by przyjął go dobrze. Taka troskliwa.
Aż w końcu usłyszała domofon i pobiegła otworzyć przyjacielowi drzwi. Po dłuższej chwili pojawił się na korytarzu, odebrała od niego torbę, w której przytargał stroje i wpuściła do środka, dopiero wtedy się z nim witając.
– No czeeeść! – uśmiechnęła się do niego szeroko i od razu ruszyła do swojego pokoju, w którym już wszystko na nich czekało. Jego towarzystwo sprawiało, że od razu jakaś taka radośniejsza się robiła, jakaś energia ją odnajdywała, by uśmiechać się trochę więcej niż zawsze i gadać językiem, którym posługiwali się nastolatkowie, a nie ta spokojna i grzeczna Laura.
- Ojca nie ma. Nie wiem, czy już ci odpisał, ale najwyżej wyślę mu kolejnego smsa i zadzwonię do mamy, żeby potem się nikt nie czepiał. - poinformowała go, żeby nie musiał się silić na jakieś grzeczne powitania Judah. Mieli mieszkanie dla siebie, więc mogli czuć się swobodnie.
– Co chcesz do picia? – zapytała i kiwnęła do niego, by udał się z nią do kuchni i wybrał sobie co, tylko potrzebował. Pewne nie raz był u jej mamy w domu, gdzie mógł grzebać w lodówce i niczym się nie przejmować, jednak nie widziała przeszkód, by w domu ojca miał zachowywać się inaczej.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

cosmo & laura
<img src="https://i.pinimg.com/564x/5a/cc/6c/5acc ... 08ee9f.jpg" width="200">

Jestem dziewięciosylabową zagadką ,
Słoniem, ociężałym domem,
Melonem spacerującym na dwóch wiciach
O owocu czerwony, kości słoniowa, piękne drzewa!
Podobno, kiedy masz osiemnaście lat, to życie w najgorszym momencie jest pizdą postawioną na sprawdzianie albo sercem pogruchotanym w nieszczęśnie drobne kawałki. Tylko, że od dłuższego czasu to wszystko jakoś się nie zgadzało, bo chociaż serce faktycznie kurczyło się za mocno, to nie było już w nim bólu, ale jakaś zgorzkniała obojętność, zupełnie nieadekwatna do wieku i przeżyć. Powoli znikały siniaki, krwiaki zwężały się bardziej, oczy widziały wyraźniej z każdym dniem - i dobrze, bo trzeba było wrócić do życia. Życie, choć to, w czym brał teraz udział bardziej przypominało egzystowanie w oparciu o resztki sił, które jeszcze nie zostały mu odebrane. Uriah miał niewygodną kanapę i mieszkanie, w którym cuchnęło stale zatęchłością minionego wieczora. Nie działała pralka, w kranie nie było ciepłej wody, a zapasy gazu do kuchenki musiały wyczerpać się całe wieki temu, ale to przecież nic. Nic, bo Uriah miał też długie ramiona, którymi Cosmo pozwalał się oplatać, żeby nie marznąć tak strasznie w tym zimnym mieszkaniu i komplet igieł na blacie w salonie, i specjalne pudełeczko na towar w łazience. Nie miał za to oczekiwań i serca też chyba nie miał - ale to nic. Fletcher chciał przecież tylko móc się tego od niego nauczyć.
Poza tym musiał wrócić do pracy i to było ciężkie, cholernie ciężkie. Bo nagle znowu nie było nikogo, kto z żelazną ręką sprawowałby kontrolę nad wszystkimi przyjmowanymi posiłkami i nie było nikogo, kto pilnowałby, żeby łykał te wszystkie śmieszne tabletki (nie miał ich nawet - zostały gdzieś w szufladzie u Floriana w kuchni), i nie było nikogo, kogo jakkolwiek obchodziłoby to, ile czasu spędzał znowu przed lustrem ani jak często wchodził na wagę. Często. Zbyt często, o czym wiedział, uparcie nie starając się nawet z tym walczyć, co musiało mieć swoje powody gdzieś w ostatkach nastoletniego buntu, które ostały się w ciele, żeby zakpić okrutnie z jego własnego odbicia. Tak więc była praca, była bezsenność, były napady paniki, gaszone pospiesznie odpalanym papierosem, było puste spojrzenie Uriah, były gojące się rany po bójce i były znowu brzydkie ślady po wkłuciach na przedramionach. Na wkłucia trzeba było zarobić i zarabianie na wkłucia było ohydne, ale nie rozmawiał o tym. Z Uriah, z nikim.
W tym wszystkim posiadanie osiemnastu lat wydawało się czasem tak bardzo abstrakcyjne, że zapominał - jak najgorsza szuja i zdecydowanie najokropniejszy przyjaciel - o tej części życia, która jeszcze do niedawna była najważniejsza, a teraz toczyła się gdzieś w tle: w komentarzach na instagramie, powiadomieniach z facebooka, krótkich smsach i wiadomościach na tinderze, wymienianych czasem z różnymi osobami w stanie dalekim od trzeźwości. Dzisiaj to była krótka wibracja telefonu, przypominająca o dzisiejszym wydarzeniu. Dzisiaj? Co w ogóle było dzisiaj? Halloween.
Ostatki substancji wibrowały jeszcze w żyłach, kiedy podnosił się z podłogi, spod zimnego grzejnika, drżącą dłonią upychając komórkę z powrotem do kieszeni. Lustro. Mały rytuał, wszystko po kolei. Dużo czasu, ale to dobrze - nie mógł przecież zawieść Laury i ta myśl nagle rozbrzmiała zdecydowanie. Nadal dość nietrzeźwy umysł zdążył już uczepić się myśli, że to impreza u Heather, a na imprezach u Heather zawsze było coś do wciągnięcia. Nie to samo, co w żyłę, ale nawet trochę fety albo innego dopalacza wystarczy przecież, żeby ogarniać, tak? Rocky, jej brat, zawsze coś podrzucał, a Cosmo wyzbył się już całkiem wstrzemięźliwości i jakichkolwiek wątpliwości względem tego, czym tak naprawdę się truje. Serio, nie było już żadnej różnicy.
Poza tym - Rocky był ważny. Sam nie ćpał, dilował raczej dla rozrywki, bo jego matki to bogate wyzyskiwaczki klasy robotniczej z własną firmą i niezłym spadkiem w banku, po zmarłym dziadku jednej z nich. Poza tym wydawał się być wyrzeźbiony jak z marmuru na modłę typowego białego dzieciaka (choć biały wcale nie był) - członek drużyny akademickiej, student medycyny, członek trzech kół naukowych i rekordzista w ilości obalonych kieliszków czystej w ciągu minuty. Skrajnie hetero, choć Cosmo pamiętał, że jeszcze w szkole nosił plecak z przypinką "I love my mums" i był jednym z niewielu zarozumialców z drużyny futbolowej, którzy w sumie nie mieli do niego żadnego problemu. Sam wydawał się drażniąco wręcz nieświadomy własnej atrakcyjności, co z jednej strony było całkiem imponujące, a z drugiej denerwowało niezmiernie, bo naprawdę mógłby czasem wykazać minimum inicjatywy. Podsumowując to wszystko - stanowił absolutnie idealny boyfriend material dla Laury, którą Cosmo ciągał za sobą po wszystkich możliwych imprezach, na których Rocky miał się pojawić, licząc na to, że ten nieszczęsny przyszły lekarz wreszcie się do jego serdecznej przyjaciółki odezwie sam z siebie. Nie sposób zliczyć, jak wiele razy próbował już spiknąć ich ze sobą w stanie własnej, głębokiej nietrzeźwości, ale jeśli ufać późniejszym zapewnieniom Laury "jakoś nie kleiła nam się rozmowa", co było skrajnym absurdem, bo Cosmo był wyznawcą teorii, że każda rozmowa może zacząć się kleić, jeśli tylko obie strony wysilą się odpowiednio mocno.
Więc tak - była halloweenowa impreza, o której Fletcher poprzysiągł już miesiąc wcześniej, wygrzewając tyłek na kanapie u Floriana, przekonany, że w ten dzień będzie już zupełnie czysty, zupełnie wolny i zupełnie zdrowy, że zabierze tam Laurę i zgaszą wszystkich, i będą zajebiści, i Rocky tam będzie, i będzie podryw absolutny, i essa. Spędzając następną godzinę w lumpie, usilnie starał się wyprzeć świadomość, że w pierwotnej wizji tej całej sytuacji kluczową rolę odgrywał też Florian, którego może by wziął ze sobą na przykład, żeby poznał wreszcie jego znajomych. No a może, kurwa, jednak nie. Nie dość, że miał wrażenie, że w każdej z tych wygrzebanych szmat wyglądał za grubo, to jeszcze jakieś uparte kołatania serca puszczającej powoli heroiny sprawiały, że ciężko się oddychało. Nie napisał nawet do Uriah, że wychodzi. Raczej by go to nie zainteresowało.
Zamiast tego wysilił umysł maksymalnie, równo z decyzją o napisaniu do ojca Laury, który chyba powinien być sprzyjającej myśli względem socjalizacji córki, co nie? Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie popełnił jakiegoś faux pas, ale sytuacja chyba była stabilna, nie? W miarę uratowana, chodź Szanowny Pan Hirsch widocznie ociągał się z odpisem. Cholera wie, może jednak poznał go na tym tinderze? Całkiem niezręczne by to było, bez kitu. Zawsze mógł powiedzieć, że to tylko taki żart na przykład, co brzmiało jak lepszy scenariusz niż przyznanie, że mam złamane serce i daddy issues, szukam zapchajdziury w postaci rodziców moich znajomych, a ty jaką masz supermoc?
Belltown nadal kojarzyło się głównie z Florianem, ale odpychał tę myśl cholernie uparcie, kiedy ignorował windę, żeby wdrapać się na pierwsze piętro schodami. Kalorie. U celu czekała już na niego przyjaciółka, na której widok uśmiechnął się całkiem szczerze i niewymuszenie, co było niezłym zaskoczeniem w zestawieniu z poprzednimi dniami, zdając sobie sprawę z tego, że jednak chyba zdążył się stęsknił. Przekazawszy jej torbę z cenną zawartością o wartości dokładnie 2,50$ , rozejrzał się pospiesznie po korytarzu z głośnym:
- DZIEŃ DOBRY! - które musiało wreszcie wydostać się z gardła, zanim jeszcze Laura zdążyła poinformować go, że nikogo poza nimi nie było w mieszkaniu. - Odpisał, ale trochę chyba... a, nieważne. Napisał, że jak twoja mama nie ma nic przeciwko, to możemy lecieć, on ewidentnie nie wie jeszcze, że razem z Mamusią robiliśmy sobie maseczki węglowe i maratony Bridget Jones - odparł w końcu, odwieszając kurtkę na wieszak, zanim podążył w ślady za dziewczyną do kuchni.
- Macie cytryny? - Bez większego skrępowania obrzucił spojrzeniem talerz z owocami leżący na blacie, finalnie odnajdując to, czego szukał. Sięgnął po szklankę, decydując się na samoobsługę, bo przecież nie mieli wcale tak dużo czasu, jak mogło im się wydawać. Toteż po zalaniu cytryny wodą odwrócił się gwałtownie w stronę Laury, gotowy przedstawić zaraz swój plan. - Słuchaj, bo to jest ważne. Rocky pisał na wydarzeniu, że dresscode jest niepodważalny i bez przebrania nie wpuszczają. W sensie - nie użył słowa niepodważalny, ale sama wiesz, o co chodzi. - Machnął ręką, robiąc małą przerwę na upicie ze szklanki łyku wody. - Tyle czasu byłem uziemiony w domu, że w ogóle nie wyobrażam sobie tak po prostu pójść na łatwiznę, WIĘC w swojej genialności poszedłem dzisiaj do lumpeksu, żeby sprawdzić czy w tych resztkach, ochłapach, strzępach, które zostały z ostatniej dostawy, będę w stanie znaleźć dla nas coś absolutnie genialnego... - Chyba specjalnie przeciągał ten moment tak bardzo, żeby podsycić trochę jej ciekawość. W połowie wywodu chwycił ją za nadgarstek, żeby poprowadzić za sobą do jej pokoju, gdzie mimo wszystko czuł się bardziej swobodnie niż wygłaszając swoje bzdury na środku mieszkania jej ojca. - Masz trzydzieści sekund na zgadnięcie. Wskazówka: ulubiony film Rocky'ego Murraya - podpowiedział jeszcze, puszczając w końcu jej rękę, żeby bezczelnie rozłożyć się na łóżku.
Ostatnio zmieniony 2020-11-04, 19:59 przez cosmo fletcher, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

myślę, że pokój Laury może wyglądać mniej więcej tak, ale bardziej dziewczęco
Laurze wydawało się, że wie co się dzieje w życiu Cosmo, jednak wiele było rzeczy które przed nią zatajał. I niestety wiele rzeczy było, o której wolała nie pytać, nie chcąc przekraczać pewnej granicy, która mogłaby wpłynąć na ich relację. Czasami wolała być cichym wsparciem, niż stać się jego wrogiem. Liczyła na to, że dogodnym dla siebie czasie Fletcher podzieli się z nią wszystkimi rzeczami, które mu ciążą, miała jednak nadzieję, że skoro jeszcze tego nie zrobił i był w stanie rozmyślać o strojach na hlloweenową imprezę i o tym, by umówić ją z Rockym, to problemy te nie były aż tak przytłaczające. Sama wiodła dość spokojne i bezproblemowe życie, raczej zwykłej nastolatki. A swoim wycofaniem i zamiłowaniem do siedzenia przy książkach nie ściągała na siebie niepotrzebnych zmartwień. Rozwód rodziców miał miejsce tak dawno, że nie znała tak naprawdę życia w pełnej rodzinie. I jedne co ostatnio było jej prawdziwym problemem, to ojciec, do którego się wprowadziła, a który nie mam miał pojęcia jak żyć z nastolatką pod jednym dachem, bowiem wcześniej był ojcem raczej weekendowym.
Nie mogła powiedzieć, że uwielbiała te wszystkie wyjścia, jednak uwielbiała widzieć Cosmo szczęśliwego. I po prostu wolała mieć na niego oko. Mama nigdy nie miała problemu z ich spotkaniami i wyjściami, spędzali nawet trochę czasu we trójkę, co mogłaby robić w każdy weekend. Niestety Cosmo nie dawał za wygraną i nie dość, że wyciągał ją na domówki i jakieś spotkania, to jeszcze za wszelką cenę chciał jej kogoś znaleźć. I owszem, czasami żartowała sobie, że mogłaby mieć chłopaka, ale… trochę się tego bała. Chłopcy w jej wieku mieli dziwne wyobrażenie o związkach i jedyne czego chcieli to ładnych i łatwych dziewczyn. Wątpiła, żeby znalazł się taki, który wolałaby obejrzeć wieczorem film albo w ciszy poczytać książkę, o której później dyskutowaliby godzinami. Nie raz dziwiła się strojom swoich koleżanek, kiedy te wypinały tyłki w obcisłych spódnicach, by zwrócić na siebie uwagę. Laura zawsze siadała gdzieś z boku i nie wychylała się, sam fakt, że była na miejscu był dla niej wystarczająco dużym wyzwaniem, a co dopiero strojenie się i podrywanie facetów. Nigdy tez nie uczestniczyła z Cosmo i jego znajomymi w poprawianiu sobie nastroju różnymi substancjami i chyba wszyscy doskonale wiedzieli, że nie zamierza tego robić, dlatego nie była nawet na to zapraszana.
W sumie nie była pewna, czy Rocky z którym rozmowy słabo się kleiły próbował z nią rozmawiać przed czy po wciągnięciu czegoś. Zawsze wydawało się jej, że nadają na zupełnie różnych falach. Oczywiście widziała, jak świetnie szły mu rozmowy z innym dziewczynami, ale to pewnie dlatego, ze one się do niego lepiły, a on głównie przytakiwał, zapewne nie do końca słuchając co mają do powiedzenia.
- Wiesz, że mama nigdy nie ma nic przeciwko. No chyba, że byłoby to w środku tygodnia. – odpowiedziała rozbawiona słowami Cosmo. Nadal była zaskoczona, że chciało mu się pisać do Judah i użerać z jego fatalnymi umiejętnościami pisania smsów. – Gadałam z nią ostatnio. Powiedziała, że trzeba urządzić spa day, bo jej się nie chce samej tego robić. – dodała z szerokim uśmiechem. Chyba tylko podczas tych spotkań takie babskie sprawy wydawały się jej fajne, dlatego chętnie w nich wtedy uczestniczyła i chętnie je powtarzała. Kiwnęła głową w odpowiedzi na pytanie o cytryny i wskazała mu miejsce, gdzie było ich miejsce. Westchnęła tylko widząc co robi i uniosła znacząco brew.
- Może zrobię smoothie? – zaproponowała z troską. Z pewnością było to zdrowe rozwiązanie, w którym chciała przemycić mu trochę wartości odżywczych i kalorii. – No? – kiwnęła głową, informując go tym gestem, że słucha, skoro to coś ważnego, chociaż domyślała się, że zaraz rzucili mocno wyolbrzymioną informację. – Mamy przebrania, tak? Nie musimy się chyba tym martwić. – wzruszyła lekko ramionami, bo już w smsach poinformował ją o tym, ze kupił dla nich ubrania, które teraz wyrzucała na podłogę z siatki, którą wręczył jej, gdy wszedł do mieszkania. Otworzyła szerzej oczy słuchając od wielkich dokonaniach przyjaciela, który niemal toczył bitwę o ich idealny halloweenowy strój, aż w końcu zmarszczyła brwi, czekając na konkretne informacje, których się nie doczekała.
- Nie wiem, Cosmo. Ja z nim zamieniłam łącznie kilkanaście zdań i nigdy nie wspominał o swoim ulubionym filmie. – skrzywiła się. – Kill Bill? – rzuciła w końcu, domyślając się, że facet taki jak Rocky może lubić właśnie takie filmy. A i był to na tyle charakterystyczny i znany film, by wszyscy mogli się pod niego przebrać.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Wyjścia były ważne i stawały się tym ważniejsze, im więcej zachodu musiał wykazać, żeby przekonać Laurę do towarzyszenia sobie w podbijaniu miasta nocą. Jego upartość sięgała już takich wyżyn, że czasem sam cel w postaci wyciągnięcia przyjaciółki z domu i zmuszenie jej do przebywania między ludźmi chociaż przez pół godziny, okazywał się ważniejszy nawet od faktu, że on być może już niekoniecznie miał ochotę gdziekolwiek się ruszać. I chyba na dobre wychodziło to im obojgu, co nie? Bo Cosmo bez ludzi czuł się trochę, jakby odcięto mu dostęp do tlenu, ale równie silnie był skłonny sam siebie podduszać tak długo, aż zabraknie już siły do tego, żeby zerwać się po ostatni oddech, na równe nogi. Więc może mimo wszystko to bardzo dobrze - było halloween, była impreza u Heather, mieli być. Obiecał i to, że Laura z pewnością równie chętnie (jeśli nie bardziej) zostałaby w domu nie robiło żadnej różnicy - przyzwyczaił się już przez te wszystkie miesiące, że czasem trzeba ją było odrobinę przymusić. I chyba w końcu nie bawiła się aż tak źle, prawda? Pilnował jej z zaangażowaniem psa pasterskiego, z namolną natarczywością podchodząc za każdym razem, kiedy ta zostawała sama zbyt długo z pytaniem czy czegoś ci trzeba?, jak na rodzinnej kolacji.
- Nic dziwnego, komu chciałoby się robić spa day w pojedynkę? - Musiał przewrócić oczami na tę nowinę, bo to było oczywiste całkiem, że Evelyn prędzej umówimy się z kimś na video chat przez Skype'a niż wysiedzi z tą glinką na twarzy sama, w dodatku nie rozmawiając. Można było tej kobiecie tłumaczyć przez piętnaście minut, że nie można się śmiać, bo wtedy pęka, ale jej to nie przeszkadzało nigdy, co w sumie było dosyć urocze. Tylko Cosmo stresował się, że kurze łapki wylezą mu przez to jakieś czterdzieści lat za wcześnie. - Tęsknię za nią, nie pisała do mnie dawno. Nie wiem, co z tą Robertą z naprzeciwka - jest w tej ciąży czy nie? - zagaił jeszcze na temat sekretów sąsiadów Pani Mamy Laury, które to były częstym tematem, kiedy wpadał jeszcze do ich mieszkania w porach okołoobiadowych. A propost obiadu...
- Smoothie? - Uniósł na nią spojrzenie znad tej nieszczęsnej szklanki, zadając pytanie głosem, który zdawał się upewniać, że chodzi o smoothie-smoothie, czyli takie z warzyw i owoców smoothie? W sensie z witaminami? Mógłby wziąć trochę dla Uriah, który umierał ewidentnie od niedoboru słonecznego światła. I dla siebie może odrobinę, żeby nie umrzeć ze wszystkich innych niedoborów. Nie potrzebował wcale dużo przecież. Cokolwiek by wystarczyło tak naprawdę. Nie. - Może innym razem, co? Nie mamy czasu za bardzo... - Nie mieli: to był fakt i jedna z najwygodniejszych wymówek. I wiedział, że ona wiedziała, że nie o to wcale chodziło, a po całym tym horrorze, który przechodził przez ostatnie dwa miesiące z lekarką nasłaną przez Floriana, tym bardziej doceniał subtelność sugestii. Zwłaszcza, że był już o krok od spytania jej czy zauważyła jak przytył przez ten cały czas, przez który kazano mu wydobrzeć, a przecież finalnie było jeszcze gorzej - bo nie było już Flo i nie miało znaczenia to, że Dede będzie ojcem, i każdy cel wydawał się tak niemożliwie odległy, że walczenie w imię jakiejś pustej, nadmuchanej wydmuszki wydawało się zupełnym bezsensem i dodatkowym nadwyrężaniem sił, których i tak już pozostało przecież niedużo.
Teraz jednak trzeba było dać z siebie absolutnie wszystkie dostępne procenty energii. Ta woda z cytryną naprawdę podziałała całkiem otrzeźwiająco - może przez to, że w mieszkaniu Uriah znajdował najwyraźniej zgniłe skórki po owocach, a po pierwszym wielkim zrywie do sprzątania całkowicie poddał się w tej kwestii. Nie musieli martwić się o przebrania tylko i wyłącznie dlatego, że Cosmo spotkał dzisiaj starego znajomego z Annie Wright, zaliczając jednocześnie jeden z tych niezręcznych momentów, kiedy kolega z rocznika postanawia dać ci do zrozumienia, że porsche jego ojca jest warte więcej niż twoje życie podwojone i podniesione do potęgi, podczas gdy ty czekasz akurat na dilera, z pojedynczym banknotem wciśniętym w głąb rękawa. Koleś miał na sobie pasek Gucciego i koszulkę z tym filmem, o którego istnieniu (jakie to banalne i oczywiste) Fletcher przypomniał sobie dosłownie w tamtym momencie i zaraz skojarzył z pocieszną twarzą Rocky'ego.
- Jesteś bardzo blisko - wygłosił opinię, odstawiając zaraz szklankę na stolik nocny, żeby po kilku kolejnych sekundach trzymania jej w niepewności, wreszcie podnieść się z łóżka. - Patrzysz na to - zaczął znowu, pochylając się (niebezpiecznie zakręciło się w głowie), żeby wziąć do rąk prostą, damską, czerwoną bluzkę z długim rękawem i dwoma guzikami wieńczącymi dekolt - i jeszcze nic ci to nie mówi. ALE... daj mi nożyczki, proszę - polecił, a gdy spełniła jego życzenie, przytrzymawszy podbródkiem materiał pod własną szyją, uciął niezbyt starannie połowę fatałaszka. Odłożywszy nożyczki na chwilę na bok, przyłożył obciętą bluzkę do torsu Laury, sprawdzając jak dużo jeszcze powinien obciąć, żeby materiał kończył się pod biustem. Tym razem działał już dużo staranniej - nie musiała się bać, że wyśle ją potarganą jak zombie, którego nie miała wcale udawać. Pomaganie mamie w pracy teraz przynosiło efekty. - Weź ten pasek... Tamten drugi! - instruował dalej, znad dziobania przy materiale, operując przy tym w skupieniu językiem, jakby co najmniej pochylał się właśnie nad jakimś niezwykle skomplikowanym projektem artystycznym. - OKEJ! I teraz patrz. Ale uważaj, bo absolutnie padniesz. To będzie... to będzie coś, okej? Musisz się skupić teraz. - Sięgnął bez zawahania do kieszeni, wydobywając z niej zaraz coś, co z początku wydawało się prostokątną karteczką, ale Cosmo zaraz podał to Laurze wprost do ręki i nie było już żadnych wiadomości - tatuaż. Tatuaż z rodzaju tych, które dołączają do gum do żucia albo chrupek dla dzieci, który tak poza tym wszystkich przedstawiał wizerunek kraba. I nie pytajcie, jak on go zdobył. - A teraz wyobraź sobie bardzo mocno, że to jest skorpion. Przykleimy tu. - Zaraz odebrał od niej swoją zdobycz, żeby przyłożyć kartonik po prawej stronie od okolic pępka dziewczyny. - Natural Born Killers - oznajmił wreszcie z nieukrywaną dumą.

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Ah, gdyby tylko powiedział jej szczerze co o tym wyjściu myśli, gdyby tylko podzielił się z nią chociaż odrobiną swoich problemów i smutków, z pewnością kazałaby mu zostać w domu i próbowała go nieco podbudować. Czasami wydawało się jej, że Cosmo tymi głośnymi imprezami zagłusza swoje myśli, a jej wydawało się, że najlepszym sposobem, by sobie z tym wszystkim poradził, byłaby rozmowa. Już pomijając fakt, że najlepszą opcją prawdopodobnie byłby dobry psycholog albo terapia, ale o tym to nawet nie chciała wspominać, bo zapewne było go zdenerwowała i wystraszyła jednocześnie.
- Ja też się nie dziwię. A ona przecież musi bardzo dbać o siebie. No i jednak odkąd jestem u ojca, to nasze spotkania nieco się rozjechał. – odpowiedziała z bladym uśmiechem. Po pierwsze, to w jej zawodzie, jakby to nie brzmiało, liczyła się jej twarz, a po drugie była to świetna forma spędzania czasu z jej ulubioną młodzieżą. A niestety przez to, że Laura nie chciała zmieniać szkoły, musiała zmienić miejsce zamieszkania. Do domku, który kupiła jej matka, jechało się ze szkoły naprawdę długo. – Ma teraz sporo na głowie po tej przeprowadzce… pewnie nadal układa rzeczy na półkach. A Roberta chyba jest w ciąży. No chyba, ze tak przytyła. – skrzywiła się nieco, bo faktycznie ostatnio intensywność ich kontaktów nieco siadła, ale nie winiła mamy. Chciała, by mogła wejść w nowy etap swojego życia, ten pełen spokoju i dbania o samą siebie, rozwoju w pracy i szukania miłości. Laura zdecydowanie była tym dzieckiem, które starało się nie być obciążeniem dla rodzica. Zawsze spokojna i grzeczna, obdarzała matkę miłością i troską, bardzo ją szanując za to, co dla niej zrobiła i za to co przeszła. Doceniała jej starania i wysiłek włożony w niemal samotne wychowanie trójki dzieci. I może nie była do końca świadoma tego, co jej mama przeszła w swoim ostatnim związku, bo o tym nigdy nie mówiła, chciała dla niej jakiegoś miłego faceta, który skupiłby się tylko na niej i dał jej szczęście i drugą młodość.
- Następnym razem zrobię przed twoim przyjściem. – oznajmiła, widząc, że próbuje się wymigać. Nie mogła mu tego wcisnąć na siłę, ale naprawdę chciała, by odżywiał się normalnie. Nie oczekiwała, że tak jak ona będzie podejmował świadome wybory żywieniowe, że przestanie jeść mięso i będzie wybierał zdrowe przekąski zamiast chipsów, co robiła większość ich rówieśników. Po prostu chciała, by jadł. A jej opowieści o tym, jak się super czuje bez zwierząt w diecie i jak jej skóra promienie przez picie soku z pomarańczy i marchewki jakoś do niego nie docierały!
Na jej czole pojawiły się zmarszczki, kiedy usilnie próbowała wpaść na pomysł, jaki film może być ulubionym filmem Rocky’ego. Przez chwilę też zastanawiała się jaki jest ulubiony film jej brata, by jakoś skojarzyć fakt, co chłopcy w tym wieku mogą lubić, ale nic rozsądnego nie wpadało jej do głowy. Czy to miał być nowy film, czy miał być naprawdę dobrym filmem, czy takim złym klasy B albo i C? – Eeee… - skrzywiła się spoglądając na ubrania leżące na ziemi. – No te kolory to jak jakiś Marvel, nie? – no naprawdę nie wiedziała, więc rzuciła na oślep, nawet w sumie nie tytułem, ale kojarząc, że jacyś superbohaterowie w tym kolorze wdzianka nosili. Posłusznie podała przyjacielowi nożyczki i uważnie przyglądała się jego działam. A z jej ust wydał się cichy jęk, kiedy dostrzegła na jakiej wysokości ucina czerwoną bluzkę. Cholera! Czy ona zamierzał ją wystroić w odkrywające pół ciała resztki materiału? Jednak na razie nie chciała panikować, więc stała cicho, pozwalając mu działać, bowiem wyglądał jak prawdziwy artysta w przypływie weny. Jedyne czego im brakowało, to muzyki! Włączyła ją zaraz po ty jak wyciągnęła pasek, o który prosił. W wolnej chwili sięgnęła po swoją szklankę z zieloną herbatą, którą zrobiła sobie przed przyjściem Cosmo i upiła jej łyk, zauważając, że zdążyła już wystygnąć. – Woow! – wciągnęła powietrze udając, że jest zachwycona, po czym roześmiała się. – Oj bardzo mocno muszę sobie to wyobrazić. – parsknęła widząc zmywalny tatuaż, który totalnie ją rozczulił. Cosmo jak widać naprawdę się przyłożył i przemyślał to, nawet jeśli teraz stroje dopracowywali nieco na kolanie. – Borze, Cosmo, nie znam tego filmu… - westchnęła i wzruszyła ramionami. No naprawdę! To totalnie nie były jej klimaty, a dodatku już sam ten strój podpowiadał jej, że raczej by się jej ten film nie spodobał. Niemniej jednak postanowiła odebrać od przyjaciela bluzkę, którą dla niej przygotował i założyć ją. – Twoja kolej. – spojrzała na niego wyczekująco, chcąc zobaczyć jak on będzie wyglądał. Bo w końcu mieli mieć jakiś matching outfit, nie?

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Terapia. Słowo całkowicie zakazane w obliczu ostatnich wydarzeń, o których Laura nie mogła mieć pojęcia. Chujowym jesteś przyjacielem, Cosmo, tak jak chujowym byłeś partnerem, chujowym jesteś bratem i najchujowszym synem. Był i wiedział o tym, ale świadomość tego była na razie najbardziej dobitnym, na co było go stać, bo wszystko ponadto - każda forma działania, każda aktywność - wydawało się obciążające, ale tak skrajnie obciążające. Przyznać to na głos, pomyśleć śmielej, próbować zmienić słowem i czynem - czysta abstrakcja teraz, kiedy wyparcie każdego wypowiedzianego przez siebie i Floriana zdania; wyparcie każdego wyrazu wydobywającego się z florianowych ust wydawało się niemożliwe. Bo nadal kochał i to było głupie, i naiwne, i idiotyczne - bo kochał nadal i przez to nie mógł patrzeć w oczy własnemu bratu, nie potrafił myśleć o ojcu. Bo kochał i ta miłość była bardziej uwłaczająca niż klęczenie na brudnych płytkach publicznej toalety za trzydzieści dolarów i siarczysty policzek wymierzony wprost w twarz. Kochał i to było głupie - miłość zawsze była głupia i skazana na porażkę. Czy istniał większy grzech niż kochanie kogoś, kto cały świat widzi w zupełnie innej osobie?
- A ty? - krótkie pytanie, które uciekło spomiędzy warg równocześnie ze spojrzeniem, osiadającym gładko na jej odznaczających się kościach policzkowych. - Jak ty się czujesz? Przez tę przeprowadzkę? - wyjaśnił, na wypadek gdyby miała jakieś wątpliwości, jednocześnie spojrzeniem odnajdując jej wzrok. Wiedział przecież, że była bardzo związana z matką - nie dziwił się. Teraz, kiedy w okrutny sposób zostało mu przypomniane to, jak bardzo naprawdę był samotny, dopiero uświadomił sobie jak bardzo on sam tęskni za Evelyn, co było chyba głupie. Za Deborah powinien tęsknić, tak? Za mamą. Tą samą mamą, która szeptała mu na ucho bajki na dobranoc - zawsze pospiesznie, zanim ojciec wgramolił się po schodkach do górnej izby, ułożył na łóżku. Tą mamą, która sadzała go na kolanach i przytulała mocno do siebie, dopóki ojciec nie krzyczał o tym, że chłopców nie wolno tak dużo przytulać, że dzieci nie można tak mocno rozpieszczać, bo potem nie poradzą sobie w życiu. Czy tak się stało? Czy to przez mamę był taki jaki był; czy to przez mamę przerastało go zwykłe, codzienne życie; czy to przez mamę płakał czasem nad miską mleka, które musiał wypić na śniadanie?
I to smoothie teraz. Musiał uśmiechnąć się do niej blado. Jasne, że zrobisz. Może nawet zje wtedy, żeby potem zwymiotować pospiesznie do ubikacji, zajadając miętową pastą paskudny posmak na języku. Albo wyleje pospiesznie połowę do zlewu, bo Laura pewnie naleje za dużo - zawsze lała za dużo, choć Cosmo wiedział, że nie robiła tego złośliwie. Po prostu była za dobra i to było okrutne chyba - odmawiać dobrym ludziom. Oszukiwać dobrych ludzi - czy to aby nie gorsze? Robił to zupełnie bezmyślnie, odcinając się od brata i zasłaniając przez Hirschówną brakiem czasu.
-Marvel? - powtórzył za nią ostrożnie, z cieniem rozbawienia, bo Marvel kojarzył mu się tylko ze Spidermanem. Zupełnie zignorował ten pretensjonalny dźwięk, będący reakcją na długość, do jakiej skrócił bluzkę, bo... bo Laura najwidoczniej nie miała zielonego pojęcia o tym, w czym wyglądałaby absolutnie wspaniale i tyle. Nie miał zamiaru jej zmuszać, oczywiście, ale otwarcie deklarował dziewczynie swój pogląd na to, że dopóki czegoś nie wypróbujesz, to nie możesz być w stu procentach pewna, że to nie dla ciebie, dlatego też z odpowiednią dozą dumy odwracał się do ściany, żeby dać jej odpowiednią przestrzeń do przebrania się. Zignorował nawet jej wyznanie, że nie znała wcale tego filmu - nieważne teraz, choć będą musieli to nadrobić, bo oczywistym było, że Natural Born Killers stanowiło kanon filmografii współczesnych hetero chłopców, zaraz obok Deadpoola i Pulp fiction, za które przebierze się siedemdziesiąt procent pozostałych uczestników imprezy. Kiedy była już gotowa, odwrócił się z powrotem w jej stronę, żeby obrzucić krytycznym spojrzeniem ten strój, który na niej wyglądał cudownie - ale to tak jak wszystko, więc w istocie kiepski był z niego sędzia.
- C u d n i e - zopiniował zaraz, zanim przyjaciółka ponagliła go, żeby też się przebrał. - Spodnie jeszcze. I ten pasek, pamiętaj! Ale z tatuażem pomogę, nie dotykaj - pouczył jeszcze, bo skoro nie widziała tego filmu, to jeszcze by zbabrała coś i dramat wtedy, bo przecież zmywanie tego zajęłoby całe trzydzieści sekund, a oni zdecydowanie nie mieli tyle czasu! Sam natomiast chwycił zaraz za te części garderoby przeznaczone dla siebie, na samym początku koncentrując się na czerwonej bluzce.
- Na tych wszystkich fotosach z filmu, chłop ma taką niby bluzkę, ale jakby prześwitującą? - tłumaczył, odwracając się jednocześnie do niej tyłem. Spojrzenie niespokojnie przesunęło się po meblach w pokoju, szukając luster. Nie chciał przypadkiem w żadne spojrzeć. - Też taką miałem, ale ona była czarna, bo czerwona nie pasuje za bardzo do klubów, kto tak chodzi w ogóle? - zamarudził jeszcze, dostrzegając dopiero teraz, jak bardzo trzęsą mu się ręce. Nie był pewien czy to ze stresu przed rozebraniem się przed nią, czy z braku pożądanej substancji (już? tak szybko?), więc starał się uparcie zignorować ten odruch, kiedy odpinał po kolei guziki koszuli, którą wyciągnął ze spodni. - To tylko subtelna sugestia, że poświęcam się dla ciebie niewyobrażalnie, tak jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości - poinformował jeszcze, w końcu zsuwając z ramion materiał, żeby szybko zacząć wciskać się w przytaszczoną z lumpeksu bluzkę. Prawdziwą robotę i tak miała zrobić ta skórzana kurtka z dyskontu, którą złapał w ostatniej chwili przed jakimś rozsierdzonym motocyklistą, także zaraz narzucił zdobycz na ramiona i odwrócił się z powrotem do przyjaciółki, żeby zaprezentować jej swój look.
- To jest jedno z tych przebrań pod tytułem: jestem złym chłopcem i idę podrywać grzeczne dziewczynki, CZY TY WIDZISZ, CO JA ROBIĘ W IMIĘ TWOJEGO PODRYWU, LAURA, TO JEST WRĘCZ NIEDORZECZNE. - Co ona by bez niego zrobiła w ogóle? Przebrałaby się za jakąś księżniczkę disneyowską albo wampirzycę bez polotu, żenada. - A teraz chodź tu, ogarniemy tego kraba. Skropiona, znaczy się - poprawił zaraz, zgarniając z łóżka czekający na przyklejenie na skórę tatuaż, żeby zaraz podejść do dziewczyny i nachylić się nisko, a potem przycisnąć kartonik w odpowiednie miejsce na jej brzuchu. - Wiesz co, nie wiem czy chcesz, żebym cię obśliniał, może sama sobie go przyklep, co?

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Laura westchnęła ciężko słysząc pytanie przyjaciela. – Też za nią tęsknię. Tak naprawdę do tej pory to ona była rodzicem numer jeden, to ona mnie wspierała w każdym momencie, to do niej mogłam iść z niemal wszystkim. A teraz… wiem, że pewnie nie byłoby to dla niej problem, gdybym dzwoniła z każdą pierdołą, ale chciałam jej dać trochę wolnego ode mnie. – odpowiedziała, przygryzając na końcu policzek od środka. Miała z mamą bardzo relacje, a nawet jeśli większości ludzi, a czasem i samej sobie wydawała się bardzo dojrzała, to jednak bez mamy czuła się nieco nieswojo. A w domu ojca obco. Znała to mieszkanie, nocowała w nim w weekendy, bywała, kiedy mieszkał tu Taylor, jednak nigdy nie nazwałaby go swoim domem. A kiedy Evelyn przeprowadziła się do swojego wymarzonego domku, Laura doskonale wiedziała, że czeka tam na nią pokój, w którym zawsze będzie mile widziana. Nie do końca miała pojęcie o tym, jak wyglądały relacje Cosmo z jego matką, ale uwielbiała to, że jej mama go zaakceptowała i traktowała jak członka rodziny. Nie zdziwiłaby się, gdyby mimo jej nieobecności, nadal mógł wpadać na obiady, czy po prostu zwykłą rozmowę.
- Marvel. – powtórzyła, przez chwilę zastanawiając się, czy dobrze wymówiła nazwę, skoro był taki zdziwiony jej odpowiedzią. Nigdy nie była fanką superbohaterskich serii, a i ogólnie oglądanie filmów w wielu przypadkach wydawało się jej być stratą czasu. Chociaż miała na liście kilka swoich ulubionych tytułów oraz pozycji, które chciała obejrzeć, tak chyba z filmami Marvela i innymi im podobnymi, nie chciałaby się zapoznawać. Już nawet nie obchodziło jej to, że nie nadąża za popkulturą, za dużo tego było, a było to przecież bardzo nieistotne.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy wydał swoją opinię na temat stroju. Kiwnęła grzecznie głową i sięgnęła po spodnie i pasek, po czym rzuciła je na łóżku i zaczęła się przebierać. Nie krępowała się przy nim, chyba po tylu wspólnych spa days i nocowaniach, czuła się przy nim naprawdę komfortowo. Powstrzymała się jednak przed spojrzeniem na Cosmo, chociaż bardzo chciała skontrolować jego stan. No dobra, rzuciła jedno krótkie, przelotne spojrzenie, by jakoś ukoić sumienie, które podpowiadało, że może powinna mu to smoothie zrobić! – No ma. – przytaknęła, bo w końcu musiała sprawdzić co to ma być za strój, wiadomo. – Widziałam ją. – przypomniała mu, bo pewnie miała okazję go w niej zobaczyć, nawet jeśli nie na żywo, to na jakimś zdjęciu? – Nie wszystkim pasuje czerwony. – stwierdziła z powagą, bo taka była najprawdziwsza prawda! Chciała mieć też jakiś wkład w tę rozmowę o ubraniach, na których słabo się znała, bo jednak jej garderoba wyglądała zupełnie inaczej, niż życzyłby sobie tego Cosmo! Ale jedno chyba doceniał, czyli jej miłość do vintage fatałaszków, które wspólnie wygrzebywali na tourach po lumpeksach. Oh, miała niektóre takie perełki, że nie jednak szafiarka mogłaby jej pozazdrościć! – Ej! Ale ja też się poświęcam, nie?! Czy ty sobie wyobrażasz mnie, dobrowolnie zakładającą tak krótką bluzkę? – zbulwersowała się nieco, chociaż trochę na żarty. Gdzieś w głębi duszy czuła, że Cosmo te przebieranki sprawiają większą frajdę, ale czerpała też z tego radość, bo po prostu uwielbiała spędzać z nim czas i pozwalać mu na takie naciąganie jej granic. Uniosła oceniająco jedną brew i powoli pokiwała głową. - C u d n i e – stwierdziła, nie mogąc się powstrzymać przed użyciem tego samego słowa, którym on ocenił ją. Na chwilę skupiła się na zapięciu paska, a zaraz potem była gotowa, by przejść do następnego etapu przygotowań. Na razie szło im całkiem szybko, więc znów przez myśl przemknęło jej, że z pewnością zdążyłaby zrobić to smoothie.
– Wyglądasz wspaniale! I pamiętaj, że ja CIEBIE NAPRAWDĘ NIE PROSIŁAM, żebyś ty coś robił w imię mojego podrywu, którego ja naprawdę nie chcę robić. Bo już tyle razy tego Rockiego mi podstawiałeś, a on wyraźnie nie jest zainteresowany! – wywróciła oczami, bo jej się ten Rocky nie podobał. No dobra, wyglądał dobrze, było na czym oko zawiesić, ale akurat Laura była tym typem dziewczyny, która raczej wolała porozmawiać, niż po prostu na kogoś patrzeć. Bo co ona niby miała z nim robić, jak nie rozmawiać? Poza tym jakoś w ostatnim czasie jej myśli uciekały do zupełnie innej osoby, o czym Cosmo jeszcze nie wiedział. Zrobiła kilka kroków w stronę przyjaciela i splotła dłonie z tyłu, by dać mu dopasować tatuaż do brzucha. Przyglądała się temu uważnie, po czym zaśmiała się, bo nieco ją smyrał. Przytrzymała naklejkę w miejscu wybranym przez Cosmo i ruszyła w stronę kuchni. – Dobra, to ja to namoczę w kuchni i zaraz wracam. – potrzebowała minuty, by zaaplikować tatuaż na swoje ciało, po czym wróciła z gotowym wzorem. – Gotowe! I jak? – spytała w końcu, stając na środku pokoju i obracając się, by Cosmo mógł zobaczyć całą stylizację i zarządzić jakieś ewentualne poprawki. Zaraz potem udała się do szafy, by wyjąć z niej pudełko z kosmetykami, które były schowane, bo używała ich bardzo rzadko i nie chciała, żeby się kurzyły albo walały wśród rzeczy, gdzieś się gubiąc.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Rozumiał, choć jego relacja z matką nie mogła jakkolwiek przyrównywać się do tego, co łączyło Laurę z Evelyn. Czasem w przypływie złości oskarżał o taki stan rzeczy ojca, koncentrując na nim całą frustrację, której nie chciał dźwigać samotnie - bo to Clifford Fletcher przecież zawsze był tym, który mruczał pod nosem, że chłopców nie powinno się traktować taką lekką ręką, sadzać tak często na kolanach, gładzić po włosach i usypiać opowieściami, które rozbudzały tak mocno zamiłowanie do książek. Nie powinno się też pozwalać im patrzeć jak przepracowane ręce matki po raz kolejny nakierowują na materiał maszynę do szycia - a już absolutnie nie można było przystawać na ofertę jakiejkolwiek pomocy, która naraziłaby tę silnie pożądaną, twardo męską postawę na choćby delikatne zachwianie. Można było świecić latarką na haftujące mozolnie, popękane dłonie, przynosząc minimalną ulgę strudzonemu, matczynemu spojrzeniu - byle nie za często, bo zbabieć można, może coś się w głowie poprzestawiać, może nagle stać się tak, że ten chłopiec przekorny sam zacznie haftować kwiatki na chustkach i sprowadzi na dom jakieś wielkie nieszczęście, może pewną formę boskiego gniewu: wichurę jakąś, zarazę albo pożar. Nie wolno. Głos ojca huczał tak, że bolały uszy, kiedy krzyczał na niego za to, że płakał, bo potknął się, kiedy pchał przed sobą taczkę albo skaleczył, gdy przerzucał siano w oborze. Bezużyteczne, niewdzięczne. Bezosobowe, dopóki nie trzeba było pochwalić się pacierzem przed księdzem albo zmyślonym, sportowym hobby przed sąsiadem. Nie można było siedzieć z matką za długo, bo chłopiec nie powinien lgnąć do matki, tylko do ojca - powinien szanować go za wszelką cenę i dążyć uparcie do bycia jak on. Tylko, że Cosmo Cliffordem wcale nie chciał zostać, bo Clifford śmierdział ciągle wódką i przez niego wszystkie ubrania Fletcherów cuchnęły zawsze papierosami.
- Jak to nie chcesz? - powtórzył za nią marszcząc brwi do swojego odbicia w lustrzanej tafli. Ta kurtka mocno poszerzała go w ramionach, więc próbował desperacko ugnieść jakoś tę workowatą skórę, żeby nie dodawała mu optycznie kolejnych trzydziestu kilogramów. - A Rocky jest... najbardziej zainteresowany na świecie, tylko trochę nieporadny. Nie każdy ma wystarczające umiejętności społeczne, żeby radzić sobie z zapraszaniem dziewczyn na randki. Zresztą - gdybyś mu się nie podobała, nie napisałby do mnie czy będziemy dzisiaj razem. Ewidentnie zależy mu na tym, żeby coś się tak zrodziło - osądził jeszcze, ostatni raz mierząc się długim spojrzeniem ze swoim niesatysfakcjonującym odbiciem, a potem odwrócił się znowu do przyjaciółki, żeby spojrzeć na nią ze śmiertelną powagą. - A w tej bluzce wyglądasz zajebiście i musisz o tym pamiętać ciągle dzisiaj, żeby cię przypadkiem ta zazdrosna kurwa, Chloe, nie zgasiła, bo nie ręczę za siebie, że tam nie wkroczę między was. Przyjebała ostatnio w udach tak, że nie mogę patrzeć. - Cholernie nieuczciwe było mówienie tego - nieuczciwe, paskudne i okropne - ale w zorientowanym na cel postrzeganiu Cosmo niekoniecznie liczyły się teraz uczucia jakiejś lafiryndy, która zalazła mu za skórę jeszcze w liceum. Zresztą, w twarz by jej tego nie powiedział (co swoją drogą chyba niekoniecznie przemawiało na jego korzyść).
Cierpliwie czekał, aż Laura upora się z tatuażem, ostatkami sił powstrzymując się przed zmienieniem zdania i puszczeniem przed nią biegiem, bo mieli dosłownie jedną (1) taką nalepkę, więc jak Hirschówna teraz coś schrzani, to będzie kaplica. W ciągu tych dłużących się, kilkudziesięciu sekund oczekiwania na efekty zabiegu dokonywanego właśnie w kuchni przez Laurę, Fletcher zdążył trzy razy wrócić spojrzeniem z powrotem do lustra, rozdrapać jakiegoś pryszcza na brodzie i wczytać się przesadnie w ułożone zbyt starannie na biurku notatki z matematyki. Zdziwił go fakt, że pamiętał to wszystko całkiem nieźle - widocznie jeszcze cała istota szara w mózgu nie zdążyła mu obumrzeć. Zanim jednak zdołał przewrócić kolejną kartkę w notatkach, przyjaciółka wróciła, a krab... skorpion, to znaczy, na jej brzuchu prezentował się naprawdę imponująco.
- Pasowałby ci taki tatuaż, może załatwię ci termin u Dede? - zaoferował tak beztrosko, jakby nie pamiętał zupełnie o tym, że od tygodnia ukrywał się przed bratem jak szczur, znowu nie odbierając telefonu i nie dając żadnego znaku życia. Pamiętał, ale wypieranie tego faktu dawało mu solidną satysfakcję. Zresztą tatuowanie się u Devona było poniekąd ich hermetycznym żartem, bo Cosmo po wszystkich tych tygodniach uporczywego nękania nadal nie był w stanie wyprosić u Laury matching tattoos z cytatem z Bridget Jones i Fletcher totalnie był przekonany, że jedynym powodem, dla którego Hirschówna nie chciała tego zrobić był fakt, że nie podobał jej się styl jego brata - kto nie chciałby mieć Bridget Jones na łydce?! Na szczęście kwestia dziarania sobie naklejki z chrupek odeszła szybko w zapomnienie, bo w czasie, kiedy przyjaciółka kierowała się po rzeczy do makijażu, Cosmo dopadł do sprzętu muzycznego. Ta cisza powoli działała mu na nerwy, a poza tym trzeba było nastroić się przed dzisiejszą imprezą.
- Rocky podobno słucha Lil Peepa, ale nie wiem czy mam na to siłę emocjonalną; chyba nie jesteśmy aż tak zdesperowani, co? - upewnił się, chociaż szczerze wątpił w to, żeby Laura była skłonna to tak daleko idących poświęceń, które z pewnością skończyłyby się jakimś uszczerbkiem na zdrowiu. Podłączył komórkę do urządzenia, odpalił Spotify i zaczął pobieżnie przeglądać zapisane playlisty, zezując co chwilę na przyjaciółkę. - Imprezowe klasyczki czy coś nowszego? Jak dla mnie możemy nawet po prostu polecieć albumami Nicki Minaj, tylko nie ten pierdolony Lil Peep - zamarudził jeszcze, a potem puścił playlistę, którą wybrała Laura. Odłożył telefon i skierował się z powrotem do łóżka, na które opadł z westchnięciem, wyciągając do niej ręce po pudełko z kosmetykami, które zaraz ustawił przed sobą.
- Ty musisz najpierw zakryć mi tego syfa, bo nie przeżyję. Myślisz, że ten gościu z Natural born killers nosił rozświetlacz? Chciałbym rozświetlacz, ale to chyba zbyt pedalskie - rzucił w nią jeszcze strumieniem myśli, jednocześnie unosząc brwi ku górze i posyłając jej pytające spojrzenie. Komu jak komu, ale jej akurat ufał.

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Jej twarz wygięła się w dziwnym grymasie, kiedy westchnienie niechęci mieszało się z bezsilnością. No nie chciała! Przyglądała się przez chwilę przyjacielowi, szukając jakiegoś wytłumaczenia dla swoich słów. Na szczęście Cosmo odezwał się dość szybko, nie pozwalając jej dojść do słowa. - No i nie każdy ma wystarczające umiejętności społeczne, żeby radzić sobie z chodzeniem na randki czy byciem na nie zapraszanym. – wywróciła oczami wykorzystując jego argument. Rocky, Rocky, Rocky… ten wysoki ciemnoskóry chłopak był obiektem westchnień wielu dziewczyn, tylko nie Laury. Był wymarzonym zięciem wielu rodziców, może nawet i Hirschowie byliby zainteresowani takim kandydatem, gdyby dowiedzieli się, że zostanie lekarzem. Tylko Laura nie chciała lekarza, nie chciała obiektu westchnień wszystkich dziewczyn, nie chciała chłopaka, z którym wszyscy tak chętnie imprezowali. To totalnie nie były jej klimaty i nie wyobrażała sobie sytuacji, w której faktycznie mogłaby się z nim umówić, a zagadywałby ją o ostatnią imprezę. I wbrew pozorom, nawet jeśli Rocky należał do kół studenckich, brał aktywny udział w życiu uczelni, to akurat w tym przypadku Laura nie była tym zachwycona. No dobra, na początku może była, nieśmiało spoglądając na chłopaka, o którym tak dużo gadał Fletcher. Ale późnij, bańka prysła, a jej oczom ukazał się facet, który nie miał nic poza swoją fasadą zbudowaną z tak wielu rzeczy, które wszyscy uwielbiali. I pewnie chętnie by z nim porozmawiała w innych okolicznościach, niż na domówce, może znaleźliby kilka wspólnych tematów, ale miała wrażenie, że to nadal nie byłby prawdziwy on. A ona nie chciała kogoś nieprawdziwego. To nie była bajka, ona nie była szukającą księcia księżniczką.
- Dobrze wiesz, że Chloe lubi komentować wszystko. Ale widzę, że mi ten kolor pasuje, więc niech spada. – odpowiedziała próbując wykrzesać z siebie pewność siebie, by Cosmo był z niej dumny! Cóż, Laura nie lubiła Chloe, nie lubiła też jej koleżanek. Może i paskudnie było mówić rzeczy, które mówił o nich Cosmo, którym potakiwała Laura, dorzucając czasem swoje nieco mniej obraźliwe trzy grosze. Ale one tak robiły codziennie, nie zważając na uczucia innych, mówiąc przykre rzeczy prosto w twarz, by podnieść własną samoocenę i poczuć się lepszym od innych, także młoda Hirsch uważała, że obgadywanie ich w jej pokoju było naprawdę niczym w porównaniu do ich czynów.
- Nie chcę tatuażu. Zwłaszcza w takim okropnym wzorem. – skrzywiła się przyglądając dziarze na brzuchu. – Dede tworzy prace chyba nie do końca w mojej stylistyce. Poza tym założę się, że ma tylu klientów, że nawet po znajomości by mnie nie wepchnął. – dodała po chwili, żeby od razu uciąć dalsze pomysły Cosmo, bo zaraz pewnie by usłyszała, że przecież Devon na pewno by coś dla niej ładnego zrobił. No jakoś wątpiła. Pomysł matching tattoos wydawał się być w jakiś sposób kuszący, ale gdyby rodzice to zauważyli, dostałaby szlaban do końca życia. Musieli więc poczekać, aż osiągnie pełnoletność, a potem jeszcze musieli poczekać, aż się na to da namówić.
- Ojej, bardzo nie chcemy go słuchać. – stwierdziła od razu, krzywiąc się przy tym. To zdecydowanie nie była muzyka, której mogła słuchać, chociaż domyślała się, że na imprezie na pewno usłyszą jakiś kawałek tego wytatuowanego pana.
b]– Imprezowe klasyczki. Włącz jakąś taką playlistę hitów, które pamiętamy z podstawówki, proszęęę. Pobujajmy się do Shakiry, Rihanny i Beyonce. –[/b] zarzuciła propozycją, bo to wydała się taka opcja, która zadowoliłaby ich oboje. Nicki Minaj nie była na liście jej ulubionych twórców, tak samo jak Lil Peep. Ale Beyonce lubiła, ale ją chyba każdy lubił, nie? Zostawiła pudło z kosmetykami przyjacielowi i rozejrzała się za lusterkiem, a w końcu gotowa do dalszej fazy tych przebieranek, usiadła wygodnie na łóżku i zaczęła przeglądać zawartość pudełka.
- Zakryjemy, korektor mam. – uspokoiła go, machając mu przed nosem całkiem niezłym specyfikiem, który czasem i ją ratował. – Osobiście miałabym gdzieś to, czy gościu nosił rozświetlasz. A wiesz, że, taki błysk to jest must have tego sezonu, więc warto zaryzykować. – dodała po chwili z uśmiechem. Poza tym wychodziła z założenia, że jeśli coś się Cosmo podobało, a nie zrobiłoby katastrofy na jego twarzy, to spokojnie mogli to nałożyć. – Dobra, najpierw przetrzyj twarz, potem zaczniemy. – poleciła mu podając wacik i tonik, żeby oczyścić twarz przez rozpoczęciem makijażu. Nie malowała się często, ale obejrzała kilka filmików na YouTubie, żeby mieć jakieś podstawowe pojęcia jak to robić, więc wykonywała zapamiętane z różnych tutoriali kroki. A kiedy Cosmo skończył pierwszy etap, zaczęła małą gąbeczką dotykać jego twarzy, by zakryć kilka niedoskonałości, które wypatrzyła.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Nigdy nie chodziło o to, żeby Laurę do czegokolwiek zmuszać - perswazja, tak nazywał to, co robił, no i może jeszcze ewentualnie podsuwanie sugestii. Jego celem nie było przecież sparowanie jej z Rockym za wszelką cenę, nie bacząc na wszystko wokół. Chciał jedynie, żeby Hirschówna zobaczyła, że świat ma jej masę do zaoferowania, więc warto czasem dla niego wynurzyć nos z pokoju. Na wielu płaszczyznach rozumiał ją, sam będąc przez te wszystkie lata edukacji prymusem i stypendystą, nie zdarzało mu się jednak odpuszczać imprezy jedynie po to, żeby pozakuwać parę godzin dłużej - był raczej tym typem, który po prostu zarywał noc w razie potrzeby. Wiedział, że to niezdrowe i do takich przyzwyczajeń absolutnie nie miał zamiaru jej namawiać, ale odrobina wrzucenia na luz jak na jakiś czas przecież jej nie zabije, prawda?
Martwił się o to, że jest dla siebie zbyt surowa. Ciężko byłoby określić, ile z tych stresów miało uzasadnienie w faktycznych Laury zachowaniach i tendencjach, a ile zostało wyolbrzymione i wypaczone przez chory umysł, który obrał sobie za cel chronienie Hirschówny przed wszystkim, co złe na świecie, niezależnie od ceny. Przed sobą samą też - bo przecież widział, że to stworzenie zamyka się w tej klitce i nie potrafił przyjąć do świadomości faktu, że może najzwyczajniej w świecie tak było jej wygodnie; że to mógł być sposób, w jaki żyło jej się najbardziej swobodnie. Dlatego właśnie to nie sam Rocky był ważny, ale Rocky był dobrą kartą przetargową - bezsprzecznie dobrą partią, która nie zrobiłaby jej żadnego świństwa, ale też na pewno rozruszała odrobinę i może podzieliła się z Cosmo obowiązkiem nieustannego zachęcania Laury do socjalizacji.
- Na pewno cię gdzieś wciśnie, daj spokój. Potrzebuje kasy teraz, bo... - urwał nagle. Czy w tym szale ostatnich wydarzeń zapomniał powiedzieć jednej z najważniejszych osób na świecie o tym, co za niedługo miało wytoczyć się na świat, żeby robić raban, śladem pozostałych Fletcherów?! - CZY TY WIESZ, ŻE JA BĘDĘ WUJEK? - zagadnął donośnie znad przewijanych równocześnie, trochę na ślepo, bo przecież musiał wbić w nią pełne zaaferowane spojrzenie, utworów. Wyglądał co najmniej, jakby samodzielnie to dziecko zmajstrował albo miał urodzić, sądząc po stopniu zaaferowania. - ABSOLUTNIE BĘDĘ WUJEK I JUŻ ZAPLANOWAŁEM, ŻE NAZWIEMY JĄ ROSA. WIESZ, PO RÓŻY LUKSEMBURG, SUPER, CO NIE? - kontynuował głośno, żeby przekrzyczeć muzykę. A potem, kiedy zapuścił już tę właściwą playlistę, przewinąwszy parę piosenek, aż nie poleciała matka boska Beyonce, udał się na to łóżko, żeby pożalić się na rozdrapanego chwilę wcześniej syfa. Jednocześnie słuchał uważnie jak przyjaciółka opiniuje jego pomysł z rozświetlaczem, jednoznacznie przecierając buzie wacikami nasączonymi tonikiem.
- Wiesz co? Myślę, że znajomi Heather nie dorośli jeszcze do rozświetlacza - podjął decyzję, kiedy ona nakładała mu korektor. Sam w międzyczasie sięgnął po czysty wacik, żeby przemyć twarz Hirschównej. - Chloe znowu nałoży tyle, że będzie się świecić jak psu jajca; ktoś ją musi uświadomić wreszcie, bo marnuje całkiem dobre kosmetyki. Zaciśnij usta - wtrącił pospiesznie. - Tylko brwi mi zrób jeszcze, bo nie istnieją bez pomady. O, a ja mam dla ciebie przecież szminkę! - przypomniał sobie zaraz, tak więc wymknął się na moment spod pędzelka przyjaciółki, żeby sięgnąć po swoją torbę i wygrzebać z jej dna wspomniany przedmiot. - Patrz, taka - zaprezentował zaraz, mażąc po grzbiecie dłoni, żeby podetknąć jej pod nos ślad w kolorze winnej czerwieni. - Nie obchodzi mnie czy tamta typiara nosiła ten kolor. Ty będziesz w nim gwiazdą, a to najważniejsze - stwierdził z przekonaniem, zatykając szminkę i odkładając na bok, żeby móc sięgnąć po nią we właściwym momencie. - Mogę pomalować ci oczy? Mam wizję, słuchaj. - To ta Beyonce tak na niego działała inspirująco, to na pewno. Zresztą mieli wystarczającą nadwyżkę czasu, żeby w razie, gdyby naprawdę mu nie wyszło, mogli zmyć to wszystko i zrobić od nowa.
No, zakładając, że to będzie tylko jeden incydent pełen pomyłek...

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Zmuszana się nie czuła. Jednak to pewnie było takie nastoletnie marudzenie. Trochę chcę, ale trochę nie. Trochę się boję, ale trochę jestem zaintrygowana. Mając siedemnaście lat z pewnością było trudno nadążyć nad własnymi myślami i uczuciami, które burzą hormonów doprowadzały do różnych stanów. A Laura nawet będąc tak młodą, rozkminiała dość poważnie związki rodziców i wpływ ich życia na własne wybory, bardzo nie chcąc powielać ich błędów. Bo po co ma się zakochiwać w przystojnym chłopaku z perspektywami, skoro istnieje obawa, że zrobi jej dziecko i zostawi samą? I wiedziała, że nie da sobie zrobić dziecka, ale gdzieś wgłębi duszy cholernie się tego bała!
Była dla siebie za surowa, jednak pewnie Cosmo widział to z zupełnie innej perspektywy. I gdyby wiedziała, że przyjaciel tak bardzo chce ją chronić, to wyściskałaby go najmocniej na świecie, wzdychając cicho i szepcząc mu do ucha, że jest najlepszym przyjacielem. Jednak oboje mieli te naście lat, rodzinne problemy, swoje problemy, ale też wizję nieuchronnie zbliżającej się dorosłości, więc mieli prawo nie radzić sobie ze wszystkim. A Hirschównie wydawało się, że jeśli zamknie się z książkami, to nie będzie musiała ponosić odpowiedzialności za rzeczy, które zrobiłaby poza domem, kiedy na przykład za dużo by wypiła. Była w tak komfortowej sytuacji, że czasem mogła wykręcić się rodzicami, którzy karzą jej zostać w domu, licząc na to, że oni jeszcze przez chwilę ochronią jej nastoletnie życie przed błędami. A z drugiej strony pragnęła być samodzielna i w końcu decydować o sobie w pełni i żyć własnym życiem.
Zmarszczyła brwi słysząc zapewnienie, że Devon znajdzie dla niej termin. AHA. Jednak jej oczy i usta otworzyły się szeroko ze zdziwienia, gdy Cosmo podzielił się z nią tą radosną nowiną.
- CO? I dopiero teraz mówisz? O matko! Fantastycznie. Chyba. – niemal krzyknęła z emocji, ale na koniec ściszyła głos i spojrzała pytająco na przyjaciela. Opowiadał jej o sytuacji brata, jednak słuchając o Fletcherach, zastanawiała się dość poważnie, czy posiadanie dzieci to dobry pomysł.
- To będzie dziewczynka? Super! Piękne imię. – uśmiechnęła się szeroko, widząc jego radość i zaangażowanie w temat. – Koniecznie przekaż Devonowi moje gratulacje. Już się nie mogę doczekać, kiedy ją zobaczymy. Ciekawe do kogo będzie podobna. – zaczęła rozmyślać nad tym poważniej, licząc na to, że dziecko urodzi się zdrowe i piękne. I że Fletcherowie będą o nią bardzo dbać. Była pewna, że Cosmo będzie wspaniałym, rozpieszczającym, ale uczącym życia nieco za wcześnie, wujkiem.
- A jej znajomi się aż tak liczą? – spytała, chcąc go nieco sprowokować. Już same kostiumy będą się wyróżniać w tłumie, nie uważała więc, że rozświetlasz będzie przegięciem. Przymknęła oczy, kiedy Cosmo delikatnie przesunął mokrym wacikiem po jej twarzy i zmarszczyła nos, kiedy zaczęło ją to smyrać. – To prawda, ona przegina. Może ma złe żarówki w domu i to przez to nie widzi, że to tak wygląda? – rzuciła do rozważenia, bo faktycznie jej policzki wyglądały, jakby nakładała wszystko albo po ciemku albo z zamkniętymi oczami. No chyba, że tak lubiła, to cóż… może faktycznie nadal ktoś powinien ją uświadomić, że przegina? Zwłaszcza, że tak fatalnie nałożony rozświetlacz podkreślał pryszcze. – Brwi będą. Tylko strasznie cię kręcisz. Cosmo! – stwierdziła oburzona, kiedy znów się odsunął, ale tym razem, by wyciągnąć pomadkę. Spojrzała na nią zaintrygowana, a potem przyjrzała się kolorowi, który pojawił się na dłoni przyjaciela. – Intensywna. – skwitowała, ale coś w niej było takiego, że chyba chciała się nią pomalować. Całkiem ładnie pasowała do jej wdzianka i z pewnością ładnie podkreśliłaby jej pełne usta. Chociaż nie lubiła szminek, bo zawsze zostawały na kubkach albo szybko się zjadały. – Będę? – spytała rozbawiona. – Mam nadzieję! – stwierdziła szczerząc się do niego. Beyonce zdecydowanie działała i poprawiała jej humor oraz wprowadzała imprezowy nastrój.
- Możesz mi pomalować oczy. Ale myślałam, że najpierw skończymy ciebie! – wywróciła oczami, kiedy Cosmo był już gotowy, bo rozpocząć malowanie jej. O nie, tak być nie mogła. Jego twarz nie była skończona!

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

To chyba naturalne - mieć takie obawy. Cosmo wydawały się normalne tak długo, aż nie przyjęły w końcu formy skrajnie patologicznej, w której zlękniony całe życie przed gniewem ojca chłopiec rozwijał się w nieskrępowanego rodzicielskimi nakazami i zakazami młodzieńca, bezmyślnie dającego upust wszystkim, tak długo trzymanym jak pies na smyczy i w kagańcu przy budzie pragnieniom, żeby potem stosować na samym sobie terapię szokową, polegającą na przekraczaniu wszystkich możliwych granic; albo nie przekraczaniu - przesuwaniu, jak najdalej, jak najmocniej, bo nie chodziło przecież jedynie o wtargnięcie na obce terytorium, ale o na poszerzeniu własnej strefy wpływów, o finalne przejęcie wreszcie kontroli nad swoim własnym życiem. Najtrudniejsze było chyba przyznanie się przed sobą samym, że to, co miało być przepustką do wolności i posiadania wszystkiego pod kontrola, okazało się być największym zniewoleniem. Ciężko było spojrzeć prawdzie w oczy, ale w podświadomości rodziły się szybko kolejne wątpliwości, dotyczące słuszności podejmowanych decyzji, przywracając go tym samym do stanu fabrycznego, do stanu tych samych obaw, które zamykały Laurę w domu, z dala od konieczności mierzenia się z urokami życia osoby wkraczającej mozolnie w dorosłość. Czy bał się tego, że Hirschówna zbyt gwałtownie wpadając w ten wir, zatraci się podobnie jak on? Stopniowe wprowadzanie jej w całą tą imprezową stronę życia wydawało się odpowiedzialne, ale dużo innych rzeczy także przecież wydawało się odpowiedzialnymi w nie tak odległej przeszłości - a teraz wracały do niego podczas krótkich ataków paniki i rozwlekających się koszmarów, późnymi nocami, w pokoju ze szczelnie zasłoniętymi oknami.
- Ja myślę, że dziewczynka, więc pewnie to będzie chłopiec - stwierdził zaraz, przewracając przy tym oczami, bo tej pory wszystkie jego obstawienia płci rodzeństwa i siostrzeńców były tak samo błędne. - I co to za pytanie głupie? Na pewno do mnie będzie podobna, spójrz tylko na córkę Flori... - zamilkł gwałtownie, pod wpływem nagłego zakłopotania, które zawładnęło nim przejmująco, zaciskając mocno usta. Musiały przeminąć całe ułamki sekund rozciągające się w głośnym milczeniu, zanim po jakimś nerwowym odchrząknięciu i ucieknięciu wzrokiem gdzieś na podłogę, powrócić do jej twarzy spojrzeniem i z nerwowym odrobinę uśmiechem starając się przywrócić statyczną minę, i nie wiercić. - Córka Floriana wygląda całkiem jak jego siostra. Może teraz to zadziała analogicznie? - próbował szybko się uratować, ignorując całkiem drżenie własnego głosu i ręki. - I nie kręcę się wcale, daj mi spokój. Jeśli nie umiesz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewnie, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza. - Cytaty z Tumblra to rzecz, która zawsze doskonale rozrzedzała atmosferę, tak więc teraz sięgnął bez wahania po tą brzytwę rzucaną tonącemu czy co tam. Z dumą przyglądał się jak jego księżniczka z wattpadowego opowiadania ocenia szminkę w rytm Flawless, lecącego z głośników. - Jasne, że będziesz.
Przewrócił oczami, kiedy Laura stwierdziła, że najpierw muszą skończyć jego twarz - przecież doskonale poradziliby sobie z robieniem obu rzeczy jednocześnie, co nie? Cierpliwie jednak postanowił odczekać ten dłużący się czas, podczas którego przyjaciółka zajmowała się jego brwiami, samemu bawiąc się już laurowym odcieniem korektora, zostawiając na jej buzi parę kleksów. Kiedy Hirschówna w końcu zameldowała zakończenie swojego dzieła, pokiwał tylko głową, nie zerkając nawet w lustro. Na końcu będą podziwiać cały efekt, prawda? Teraz trzeba było zawierzyć się zaufaniu, którego swoją drogą Laura musiała mieć całkiem sporo, skoro naprawdę pozwoliła Fletcherowi pomalować sobie oczy. To nie tak, że nigdy tego nie robił - zdarzyło się dwa czy trzy razy, ale czuł się w tym zdecydowanie niedoświadczony, nawet jeśli jeszcze do niedawna szkicował codziennie, czasem nawet taplając się w farbach. Mimo to, kiedy nałożył już na tę śliczną twarz bazę pod makijaż i sięgnął po paletę, czuł się bardziej zestresowany niż byłby przed jakimiś egzaminami na ASP - może to przez fakt swojego braku doświadczenia, a może przez wspomnienie St. Verne'a, które nadal huczało gdzieś w głowie.
- Słuchaj, Florian i ja... - zaczął z automatu, niemal robotycznie, przesadnie skupiony na blendowaniu ze sobą dwóch odcieni na wierzchu własnej dłoni. - Słuchaj, czasem jest tak, że się kogoś bardzo kocha, ale... - słowa nie trzymały się języka, rozedrgane było to wszystko, a kolory, które do siebie dobierał, chyba odrobinę zbyt intensywne. - Jak kochasz kogoś, to musisz dać mu odejść czasem, n-no nie? - to żałosne załamanie głosu gdzieś przy ostatnich słowach sprawiło, że znowu musiał odchrząknąć. Ogarnij się. Nałożył na pędzelek odrobinę bardziej wyważony odcień. - Do kogoś... lepszego. Dla niego. Niż ty. Tak działa miłość chyba, prawda? - Nie, nieprawda, nie chciałem nigdy, żeby którakolwiek moja miłość tak działała, a na pewno nie ta pierwsza, która miała być też tą ostatnią przecież. Ciężko się oddychało i ręka drżała lekko, ale w końcu przymierzył się do pomalowania jej powieki, choć trudne było chociażby zaglądanie w okolice jej oczu właśnie teraz. Bo wiedziała przecież - wiedziała, że kochać to nie było dla Cosmo wcale takie oczywiste, że dużo czasu zajęło mu prawdziwe pokochanie, że dużo rzeczy oddał i dużo rzeczy zmienił po to, żeby móc kochać całym sobą, więc teraz to przyznanie się przed nią do porażki miało jakiś koszmarnie uwłaczający wydźwięk. Tak, to ja, który oddałem wszystko dla miłości i ta miłość została teraz jednostronna tylko, a ja mam wrażenie, że nie istnieję już bez niej i to bez sensu, i to głupie strasznie, i to skrajna dziecinada - ja wiem - żeby myśleć o tym, żeby być z kimś na zawsze. Ale ja bardzo chciałem na zawsze i to pierwsza osoba, która sprawiła, że uwierzyłem w to, że faktycznie mogę, i teraz jest tak źle o tym myśleć, że nie mogę jednak, że po prostu się do tego nie nadaję, że to jest na chwilę zawsze, a jeśli po tej chwili coś okazuje się nie tak, to jestem tym, którego się odsuwa, a nie tym, któremu daje się kolejną szansę. Jedną szansę miałem i rozjebałem ją doszczętnie, a najgorsze, że wiem, że gdybym dostał kolejne, rozjebał bym je równie bezmyślnie - bo taki jestem, Laura, właśnie i ty o tym dobrze wiesz, choć przecież udajesz, że nie wcale, że nie widzisz tych wszystkich ułomności. - M-myślę... że nie był ze mną szczęśliwy, nigdy. Że za ciężki mu byłem, wiesz? Dużo osób już mi to powiedziało. Że jestem trudny. - Milo. O Milo teraz myślał głównie, chociaż to, co łączył go z Milo było banalne i płytkie, nie umywając się nawet do tego, co miał z Florianem. Co myślał, że ma z Florianem. Nieważne. Nieważne, bo nie tylko Milo przecież, prawda? Gdybym musiał rozmawiać z tobą codziennie, odbiłoby mi - tak powiedział mu kiedyś jeden doktorant filozofii, niedługo po tym, jak utwierdził Cosmo w przekonaniu, że filozofowie nie mają ani serc, ani mózgów. - Zresztą i tak mnie zdradzał - zbyt gładko te słowa wypłynęły spomiędzy drżących już zbyt mocno ust. Oczy robiły się szklane, musiał wziąć głęboki oddech i odwrócić na moment wzrok, przetrzeć je palcami, zanim wrócił do nakładania cieni na powiekę, drugą już. - I jest z nim teraz. Z tym facetem. Tak myślę. Ale to okej. - Nie było wcale. - Chciałbym, żeby był tylko szczęśliwy wreszcie, b-bo zasługuje na to, a ja... - Pędzelek trzasnął gwałtownie o paletkę, za dużo tego - znowu wszystko przed oczyma rozmyło się gęsto, ale tym razem powstrzymanie cisnącego się spod powiek potoku łez nie było już możliwe. Żałosne. Żałosne, cholernie żałosne. - Kurwa. - Na tyle tylko był w stanie teraz się zdobyć, wciskając wzrok jakoś uparcie w te mieszające się teraz ze sobą odcienie na paletce.
Kurwa.
Obrazek

autor

kaja

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

- Haha okej. – wybuchła śmiechem. – Ale dziewczynka byłaby super! – jęknęła, bo się jej wydawało, że taka mała księżniczka u Fletcherów miałaby po prostu dobrze. Byłaby oczkiem w głowie rodziców oraz Cosmo. Chociaż chłopiec też. Uniosła brew, kiedy przyjaciel nie dokończył zdania. Czy chciał powiedzieć, że córka Floriana była do niego podobna? Bo coś by się tu zdecydowanie nie zgadzało. Spojrzała więc na niego ze zniecierpliwieniem, chociaż jego nerwowy uśmiech wskazywał na to, że nie powinna pytać. – Być może tak to wygląda. Nie znam się na dzieciach, ale jeśli chcesz to rozłożyć od strony dziedziczenia genów, to nie ma sprawy, zaraz rozrysujemy. – zaproponowała, bo pewnie chętnie by zaraz wyciągnęła zeszyt i laptopa, żeby obliczyć jakieś prawdopodobieństwo. Mina Cosmo mówiła jednak stanowcze NIE. Wzruszyła więc ramionami, skoro jej pomysł nie przeszedł i westchnęła cicho, oczywiście gdzieś w głowie rozkminiając, czy biologicznie to było tak, że się wyglądało jak rodzeństwo rodziców, czy to po prosty było tak że małe dzieci były tak trochę do nikogo nie podobne i ludzie sobie to wmawiali. Nadal nie wiedziała, bo jej styczność z małymi dziećmi było niewielka.
- Oj złotko, znoszę cię kiedy jesteś najgorsza i zdecydowanie zasługuję na ciebie, kiedyś jesteś najlepsza. – odpowiedziała teatralnym tonem, robiąc dłonią gest, którego nie powstydziłaby się nawet Kardashianka. Ileż to internetowych hitów musiała nadrobić przyjaźniąc się z Cosmo, by nadążyć nad jego żartami, czy powiedzonkami. Sama załapała kilka, bo się jej spodobały. Teatralne gesty były świetne i doskonale oddawały niektóre emocje. Może nie potrafiła rzucać tekstami z tumblera tak jak Cosmo, ale starała się!
Wyszczerzyła się do niego radośnie, a potem sama wywróciła oczami i pokazała mu złośliwie język. Nie było dyskusji, jeśli chciał być piękny, musiał nieco pocierpieć. Laura o tym niewiele wiedziała, bo stratą czasu było dla niej spędzanie przed lustrem godziny, by nałożyć na twarz tapetę, ale jak na perfekcjonistkę przystało, musiała mu zrobić mejkap idealny! Dlatego poświeciła kilka następnych minut na idealne wyrysowanie jego brwi, a potem konturowanie twarzy. Sama była pod wrażeniem swoich umiejętności. I dopiero wtedy mogła pozwolić Fletcherowi na malowanie swoich oczu, siedząc cicho i dając mu tworzyć to arcydzieło. Na szczęście to była halloweenowa impreza, dlatego nie musiała się martwić ewentualnym efektem. Na szczęście Cosmo jakieś wyczucie miał, a i wiedział jak mniej więcej powinno się nakładać makijaż, więc ufała mu w tej sprawie.
Na jej czole pojawiły się zmarszczki, kiedy Cosmo wspomniał imię St. Verne’a. Uniosła się na przedramionach i wbiła w niego swe ślepia, niczym niczego nieświadome Babmbi. – Słucham? – przełknęła ślinę i zamrugała szybko, starając się poukładać sobie jego słowa w głowie. Dała mu jednak chwilę, bo widziała, że chce powiedzieć coś jeszcze. Przesunęła rękę, by położyć dłoń na jego kolanie w geście wsparcia i przechyliła delikatnie głowę, zastanawiając się co powinna powiedzieć. Przygryzła policzek od środka i westchnęła cicho. – Chyba tak, Cosmo. Nie wiem, naprawdę. – wymamrotała, bo jej wiedza dotycząca miłości była raczej niewielka, a doświadczenie zerowe. Wolała też nie wypowiadać się na ten temat, bo nie chciała ani zranić swojego przyjaciela ani sprawić, że jeszcze bardziej popsuje mu humor. Niestety Laura była tą dziewczyną, która uważała, że drugie połówki nie są nikomu do niczego potrzebne, a dobrze jest się skupić na samym sobie. Wydawało się jej też, że jeśli miłość raniła, to nie była to miłość. Skoro jej ojciec kochał jej matkę, to dlaczego się z nią rozwiódł? Może miłość w pewnym momencie ulatywała, a zostawało jakieś dziwne przywiązanie? Ale może jednak prawdą były słowa Cosmo. Może miłość potrafiła ranić, a jeśli to robiła, to należało dać drugiej osobie odejść? Prawda leżała pewnie gdzieś po środku, biorąc pod uwagę różne doświadczenia ludzi oraz ich charaktery. Niestety w tej kwestii Laura i Cosmo się różnili. Jednak wiedziała ile czasu potrzebował, by zaufać drugiej osobie, by się otworzyć, by tak naprawdę uzmysłowić sobie pewne rzeczy, dlatego nie chciała, żeby cierpiał. Widziała w Cosmo chłopca. Zagubionego i niepewnego, ale szukającego miłości i akceptacji. I chciała, by miał to wszystko, bo był jej przyjacielem. Może i był trudny, ale on jedyny tak naprawdę ją rozumiał i akceptował taką, jaka była. Potrafił wyciągnąć ją z domu i rozśmieszyć, uzmysławiał jej pewne rzeczy i powoli pokazywał inne życie. Nie mówił jej jednak wszystkiego, więc nigdy nie miała tak naprawdę możliwości, by mu pomóc. A czy w ogóle byłaby w stanie? Łudziła się, że tak.
- A co cię obchodzi zdanie innych? – spytała, siląc się na silny ton, by pokazać mu, że nie może się przejmować opinią innych. Ona z nim wytrzymywała. – Może po prostu… to z tobą miał być szczęśliwy? Może ty… masz być szczęśliwy z kimś innym? – przygryzła wargę i westchnęła cicho, starając się go jakoś pocieszyć. Zacisnęła dłoń lekko na jego kolanie, na razie nie ruszając się, bo nie chciała go rozpraszać, wydawało się jej, że jedynie dlatego, że ma zajęcie, jest w stanie się tym wszystkim z nią podzielić. Tak bardzo nie rozumiała jego problemu, ale cholernie chciała zrozumieć i mu pomóc. – Cosmo…- szepnęła i usiadła po turecku naprzeciwko niego. Zabrała mu paletkę i pędzelek z rąk i odłożyła na bok, by zaraz złapać jego dłonie i ścisnąć delikatnie, chcąc mu tym gestem przekazać swoje wsparcie. – Skoro cię zdradzał, to nie był wart twojej miłości. – zaczęła, szukając odpowiednich słów, wodziła wzrokiem po jego twarzy, przyglądając się napełniającym się łzami oczom. – I dobrze, że chcesz, żeby był szczęśliwy. Ale tak naprawdę, to ty masz być szczęśliwy. Nie wiesz, Cosmo… może tam gdzieś czeka na ciebie ktoś, kto będzie warty twojej miłości i kto cię uszczęśliwi? – kontynuowała, delikatnie głodząc kciukiem wierzch jego dłoni. A zaraz potem wychyliła się z łóżka, by złapać paczkę chusteczek w papierowym pudełku, które leżały na jej nocnej szafce.

autor

oh.audrey

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Czyli miłość w pewnych momentach okazywała się destrukcyjna. Wciskała palce mocno w oczodoły, w ten sposób próbując znieczulić lub otępić zmysły, karmiła bólem, za który zwykła zwracać się w wielkich słowach i gestach, wpychała do gardła niepokój i napięcie, rozładowywane w drobnych fizycznościach i miękkich uśmiechach - ale potem, wykorzystując swoją przewagę, bez zawahania spychała wprost w przepaść. To zabawne, bo przecież nie odbierała nagle, gwałtownie - pastwiła się powoli, ale w tym wszystkim była taka przekonująca, taka charyzmatyczna, przyciągała spojrzenie i szeptała oszukane obietnice o lepszej przyszłości; i kłamała o wybaczeniu wszystkiego, i o bezpieczeństwie, i o dobru, które miało przyjść razem z nią. Nie sposób dostrzegać ostrych pazurów wbitych wprost w gardło, kiedy oczy tak rozkosznie mydlą wizje, wiszące nad karkiem ciężką świadomością niespełnienia.
Nie wiem - nic dziwnego, że nie wiedziała, przecież Cosmo też nie wiedział. Nie wiedzieli i to było najgorsze, najgłupsze, najbardziej puste, bo przecież nadal istnieli ludzie, chcący wpychać im usilnie do przełyku tę całą chmarę kolejnych dogmatów. A co, jeśli miłość nigdy nie mogła być taka pełna, jak w wielkich słowach i na rozciągłych, drogich płótnach ze smukłymi, eterycznymi sylwetkami, owiniętymi w zwiewne szaty, kiedy ciało tak idealnie pasowało do drugiego ciała, a usta ciągnęły do siebie niewidzialne nici olejnej farby, naznaczające tylko pozornie pustą przestrzeń między twarzami kochanków? Co, jeśli miłość była taka właśnie - taka, że Cosmo nie umiał już obudzić się rano bez myśli o tym, że okazał się niewystarczający, że za mało go było i za dużo jednocześnie, że roztrzaskał tak łatwo to, co mieli, przekreślając szereg chwil najpiękniejszych w życiu? Bo na miłość trzeba było sobie zasłużyć, za miłość trzeba było oddawać tak dużo rzeczy, za miłość trzeba było tak wiele siebie porzucać, a on nie miał już chyba niczego do wydarcia tam ze środka, chyba wszystko już ułożył na zardzewiałej tacy i zaserwował temu, który jemu przynosił wszystko skąpane w srebrze i złocie, i nie chodziło wcale o wszystkie te ładne, drogie rzeczy. Cosmo miał gdzieś drogie rzeczy - o drogie emocje tu chodziło, drogie uczucia, dotyk drogi, o całą gamę gestów, których nigdy wcześniej od nikogo nie uświadczył, o całe szeregi słów, których wcześniej nie usłyszał, o całe to poświęcenie, którego zupełnie nie był wart, o każdy milimetr uwagi, której nie był godzien.
- M-moja miłość nie jest warta niczego, Lau - drżący głos zawieszał się między sylabami, urywany oddech ciążył na stłoczonym między nimi, zbyt gęstym powietrzu. Rozciągnięte cichym, bezgłośnym niemal łkaniem, którego nie potrafił powstrzymać słowa rozkraczały się gdzieś na delikatnych palcach Laury, układających się na jego brudnych, brzydkich dłoniach. - N-nie będzie już nikogo, wiesz? N-nie będzie. N-nigdy. - I wiedział dobrze, jak to strasznie żałośnie brzmiało wszystko, jak okrutnie tandetnie i płytko, jak niewdzięcznie i nastoletnio, niedojrzale i po prostu głupio, ale nie był w stanie powstrzymać tego, co cisnęło się teraz brutalnie do myśli i na język. - Za d-dużo chyba chcę - względem tego, co mogę dać, ale tego już nie powiedział, zamiast tego sięgając drżącymi palcami do paczki chusteczek, aby następnie przycisnąć do oczu jedną z nich. Odrobinę zbyt mocno docisnął ją do wilgotnych powiek.
- I wysm-markam zaraz cały korektor - pożalił jeszcze, starając się jakoś koślawo wybrnąć z tego ciężkiego, niezręcznego tematu, choć pomiędzy zgłoskami nadal rozbrzmiewała dziurawa rozpacz. Wymuszony sytuacją uśmiech odbijał się jednak w stronę Laury, podczas gdy Fletcher starał się wyrównać oddech, wyciszyć te nagromadzone tłocznie myśli. - I muszę skończyć ci oczy, okej? N-nie... nie jest tak źle. Możesz sprawdzić. - Pociągnięcie nosem w połączeniu z tą dyskretną sugestią, że potrzebuje chwili w samotności, żeby jakoś ogarnąć się i uspokoić, zanim zrobi się gorzej. - M-musisz sama zrobić kreski, bo wydłubię ci oczy - ostrzegł jeszcze, uśmiechając się już trochę szczerzej, bo przecież... pomimo wszystko mieli dzisiaj jeszcze imprezę do odhaczenia, prawda?
k o n i e c
Obrazek

autor

kaja

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”